Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - nie rozumiem...
Anonymous - 2014-11-08, 18:29
A co na to wszystko jej mąż, udało Ci się w końcu z nim pogadac? Ja bym pogadala,tak samo skoro to jest katechetów to może warto z proboszczem pogadac? Może ona się opamieta
Anonymous - 2014-11-08, 19:15
oj, w tym temacie jest wielki skandal, wszyscy wiedza, ona podobno zostala pouczona, ale nic sobie z tego nie robi, ja osobiscie probuje znalezc w tym ich zwiazku milosc, zeby zrozumiec, ale nie rozumiem...
Anonymous - 2014-11-08, 21:27
Maja
A co Ty pragniesz zrozumieć?
Gdyby nasze sytuacje dały się wyjaśnić logicznie, to prawie by ich nie było.
Ja też przez dłuższy czas próbowałem zrozumieć moją sytuacje. W najdrobniejszych szczegółach dopatrywałem się jakiegoś znaczenia. A tego nie było. To buzowały emocje. Przestałem rozumowo rozgryzać problem i udało mi się przejść dalej w sklejaniu swojej osobowości. Ale na wszystko musi być czas. Jest czas na niedopuszczanie do siebie myśli, że coś może mi się zdarzyć, jest czas na oskarżanie siebie, jest czas na użalanie się nad sobą, jest i czas na bunt, wściekłość i próby zemsty. Potem przychodzi czas na próbę przetrwania. Mi udało się dojść już do etapy ponownego składania swojego ja w nowej sytuacji w całość. Dalej mogę już tylko wybaczyć. Bo co innego mi zostało? Ciekawe tylko, kiedy do tego dojdę. Staram się, ale jeszcze daleka droga przede mną. To coś jak droga na szczyt górski. Czasami wydaje się, że to już tuż, tuż. Wchodzimy na nasz szczyt, a tam jeszcze tyle drogi przed nami. Idziemy dalej. Idziemy. Wchodzimy na kolejny garb ... A to okazuje się, że jesteśmy na szczycie. Zawsze wtedy, gdy najmniej się tego spodziewaliśmy.
Życzę pogody ducha. Mimo wszystkich przeciwności.
Pozdrawiam
Jacek
Anonymous - 2014-11-09, 09:14
Czas przetrwania... cały czas próbuję znaleźć w tej sytuacji miejsce dla siebie. Zracjonalizowałam już wszystko, przeczytałam swój wątek ponownie i teraz wiem, że wszystko co mi się wtedy wydawało, próby tłumaczenia męża, branie winy na siebie, analiza swojego zachowania, poprawa, to wszystko nie miało sensu, bo .... on już wtedy miał kontakt z tamtą kobietą. Ja byłam coraz bedziej nerwowa, agresyna, zła, a ona coraz słodsza i milsza. Efekt... rozstanie. I słowa mojego męża: "wszystko co teraz przeżywasz, całe twoje cierpienie, to żniwo zaniedbania rodziny...." Szkoda tylko, że jedynie on widzi to zaniedbanie.... łatwe usprawiedliwienie
Anonymous - 2014-11-09, 09:28
Maja1033 napisał/a: | Czas przetrwania... cały czas próbuję znaleźć w tej sytuacji miejsce dla siebie. Zracjonalizowałam już wszystko, przeczytałam swój wątek ponownie i teraz wiem, że wszystko co mi się wtedy wydawało, próby tłumaczenia męża, branie winy na siebie, analiza swojego zachowania, poprawa, to wszystko nie miało sensu, bo |
A a myśle, ze w duzej mierz nie miało to sensu i nie zadziałało, bo nie odkryłaś w tym wszystkim Boga i Jego do Ciebie Miłosci, nie zobaczyłas, ze jak Bóg na pierwszym miejscu to wszystko na swoim miejscu. Jego Miłosć pozwala przetrwać, Jego obecnosć i przyjecie Jego Woli prowadzi i pzwala zaznać pokoju.
Maja1033, ten czs jest dla Ciebie i może włąsnie dlatego zaistniał.
Posłuchaj sobie tego. Nie raz, nie dwa, ale do skutku, aż przyjmiesz to sercem, bez racjinalizowania tego.
http://www.langustanapalmie.pl/milosierdzia-pragne
3 | Wprowadzenie | O przykazaniach
4 | Przykazanie I
5 | Przykazanie II
6 | Przykazanie III
oraz
http://www.5fantastic.pl/...5/Audio/7720347
Anonymous - 2014-11-09, 10:53
Dziękuję za wsparcie, tak wiele raniących słów, a nawet obelg usłyszałam ostatnio pod swoim adresem. Głównie obwinianie mnie za kryzys. Wiem, że aby doprowadzić do takiej sytuacji, potrzebne są obie strony. Tylko, że metody "nauczania" mnie bycia dobrą żoną, czyli straszenie odejściem, ustawiczne uwagi, wyrzucanie z domu, zadania do wykonywania, mające być dowodem mojej milości.... Miłość podobno jest wtedy, gdy niczego się nie oczekuje... a ja ustawicznie musiałam okazywać wdzieczność. W momencie gdy się zbuntowałam, odszedł do innej (która nota bene czekała na to spełnienie 10 lat, wysyłając mu m.in. erotyczne smsy ), a ja okazałam się najwikszą tragedią jego życia. A tak naprawdę mocno go kochałam..., teraz nagle mamy różnicę charakterów, choć całe życie uzupełnialiśmy się .... gadaliśmy do 3-4 mad ranem,napisaliśmy wspólnie 1000 projektów???
Anonymous - 2014-11-09, 12:15
Maja1033 napisał/a: | Tylko, że metody "nauczania" mnie bycia dobrą żoną, czyli straszenie odejściem, ustawiczne uwagi, wyrzucanie z domu, zadania do wykonywania, mające być dowodem mojej milości.... |
Maja1033, miłosć to również stawianie granic. Jednak zeby to robić trzeba najpierw poznać czym są, zobaczyc na czym polega ich określanie, wprowadzic i przede wszyskim przestrzegać.
http://www.vocatio.com.pl...&product_id=292
Anonymous - 2014-11-28, 16:37
Witam wszystkich. Pierwszy miesiąc samotności za mną. Niestety zamiast być lepiej, jestem coraz smutniejsza, ale z drugiej strony jestem spokojniejsza.
Bardzo dziękuję wszystkim za wielkie wsparcie, wiem, że czasem rozpacz zamykała mi oczy i serce, teraz z perspektywy czasu widzę, że to był etap histerii i usilnego szukania rozwiązania. Dziś przeczytałam sentencję, że " Wiara jest wtedy gdy człowiek zaufa Bogu, gdy prowadzi nas ścieżką, której nie rozumiemy", Dziękuję Wszystkim za wspaniale rady i wsparcie. Teraz kolej na mnie, może moje doświadczenie komuś pomoże. Pozostańcie z BOGIEM...
Anonymous - 2014-11-28, 20:13
Maja1033 napisał/a: | teraz z perspektywy czasu widzę, że to był etap histerii i usilnego szukania rozwiązania. |
Maju, kryzysy przez które przechodzimy mają podobne etapy.
A samotność trzeba się uczyć oswajać, bo przez nią Zły ma prosty dostęp do nas.
Poszukaj jakiejś wspólnoty; jesteś sama, ale nie musisz być samotna. Myślę, że Sychar bardzo by Tobie pomógł. Świadectwo ludzi, którzy mają podobne problemy, a odzyskali pokój Ducha jest bezcenny
Anonymous - 2014-11-29, 11:23
Chciałabym spróbować podjęć się metody 12 kroków, ale znam siebie i wiem, że potrzebuję przewodnika, inaczej będzie ciężko z dyscypliną Niestety w pobliżu mojej miejscowości nie ma żadnego ogniska Sycharu, najbliższy jest jakieś 40 km, w Żorach, ale może warto pokonać tą trasę
Anonymous - 2014-11-29, 11:56
Maja1033 napisał/a: | Niestety w pobliżu mojej miejscowości nie ma żadnego ogniska Sycharu, najbliższy jest jakieś 40 km, w Żorach, ale może warto pokonać tą trasę |
40 km to nie tak daleko. Wszystko zależy jak komu bardzo zależy na uczestnictwie w takim spotkaniu. Ja gdy chciałem uczestniczyć w spotkaniach ogniska, a najbliższe było 150 km ode mnie, to po prostu jeździłem. Oczywiście biorąc pod uwagę godzinę zakończenia tych spotkań, to raczej samochód jest niezbędny.
Do wielu ognisk na spotkania dojeżdżają sycharki więcej niż 40 km. Proponuję napisać na stronie ogniska w Żorach i zapytać czy ktoś nie dojeżdża z Twoich stron.
Anonymous - 2014-11-29, 12:01
twardy napisał/a: | Wszystko zależy jak komu bardzo zależy na uczestnictwie w takim spotkaniu. |
Prawdaż. Ja do swojego Ogniska dojeżdżam 50 km, ale są sycharki, które mają do dojechania jeszcze dalej. Wtedy faktycznie dobrze jest nawiązać bliższą współpracę w temacie dojazdu jednym autem, a i taka mała grupa wsparcia potrafi się wtedy utworzyć.
Maja - "wypłyń na głębię"
Anonymous - 2014-11-29, 18:03
Witajcie jeszcze raz,
Chciałam poprosić o komentarz do pewnego zdarzenia, bo szczerze mówiąc nie jestem tego w stanie racjonalnie wytłumaczyć.
Kochanka mojego męża, która jest z zawodu katechetką, ale porzuciła swoją rodzinę, doprowadziła męża prawie do samobójstwa, zostawiła syna, który jest w bardzo złym stanie psychicznym, i musi zmienić szkołę, bo nie jest w stanie uczyć się tam gdzie pracuje matka, dalej, kobieta która doprowadziła do rozbicia mojej rodziny, ponieważ od paru lat mamiła mojego męża propozycjami seksu... w czasie próby bierzmowania staje na ołtarzu i ćwiczy z uczniami i świadkami przyjmowanie komunii, wypowiada do każdego słowa: Ciało Chrystusa...czyniąc przy tym gest udzialnia Eucharystii ... o co tu chodzi??? Bo ja chciałabym wierzyć, że to ma jakiś sens???
Anonymous - 2014-11-29, 19:15
Katechetką nie zostaje się tak po prostu. Samo wykształcenie nie wystarczy, postawa moralna jest równie ważna, bo w jej przypadku to po prostu zgorszenie. Jak ona może uczyć w szkole o sakramencie małżeństwa, czystości, miłości? Wydaję mi się, że należy porozmawiać z proboszczem parafii w której ta szkoła się znajduje. Nie można tolerować takich wypadków, przecież to pośmiewisko z całej etyki katolickiej !
|
|
|