To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - nie rozumiem...

Anonymous - 2014-07-10, 11:48

Witajcie, wracam do swojego wątku, bo trudno jest dalej tą sytuacje udźwignąć w samotności. Dokładnie miesiąc temu podjęłam walkę o siebie i swoje małżeństwo. Gdy wróci lam z rekolekcji Sycharu, czułam się czysta i spokojna. Mąż nawet popatrzył na mnie inaczej, wróciłam do naszej sypialni i, choć się nie kochamy, czułam jego bliskość. Pracowałam nas dobą codziennie, dbałam o dom i mojego męża, byłam uśmiechnięta. Zaczęliśmy rozmawiać, zdarzyło nam się przytulić. I tak powolutku, żyjąc w nadziei, układałam nasz świat. Nagle mąż oświadczył mi, że ma zaplanowane wakacje, bo musi odpocząć po tym wszystkim i właściwie to nie wie gdzie będzie, totalny freestyle. Zabolało mnie strasznie, bo w głębi duszy miałam nadzieję, że zabierze mnie ze sobą, że będziemy odbudowywać nasze relacje. Wyjeżdżał w pośpiechu, wydawało mi się to dziwne, ale tylko się przyglądałam. Pozostawił wiele niedokończonych spraw, ale musiał wyjechać. Na pożegnanie przytulił mnie i powiedział, żebym zadbała o siebie, zastanawiała się nad wszystkim, i zniknął, nie dawał znaku życia przez 5 dni. Po pięciu dniach odezwał się i powiedział, że sam podróżuje po Włoszech. Jakoś ufnie myślałam, że może to prawda, aż do pewnego momenty. Życzliwi ludzie donieśli mi, że wyjechał mnie porzucił i wyjechał ze swoją dawną miłością na wakacje. Sprawdziłam, ta kobieta rzeczywiście jest we Włoszech. Mąż twierdzi, ze jest sam, ale tego nie można sprawdzić. To nawet nie jest tak bolesne jak faky , że spotkał się z osobą, która zawsze maila na niego ochotę i gdzieś tam stała miedzy nami. O momentu wyjazdu zaczął się koszmar w moim życiu, czuję się jakby ktoś codziennie bił mnie łomem po plecach. Nie śpię, nie jem, już prawie nie oddycham. Wynajęłam mieszkanie, muszę uciec jak najdalej z domu. Nie mam dowodów, ale sam fakt pojawienia się tej pani mnie zabił. Dodam, że Ta kobieta jest katechetką, ma męża i trójkę dzieci. Może rzeczywiście się kochają, ale po co w takim razie robił mi nadzieję???
Anonymous - 2014-07-10, 20:22

Maju,
W obecnej sytuacji nie pozostaje Ci chyba nic innego jak czekać na dalszy rozwój sytuacji, sama zobaczysz jak sie to potoczy, znasz męża, wiesz jakie zachowanie jest dla niego normalne, jakie dziwne...jeśli zależy mu naprawdę na naprawie sytuacji, ale tak szczerze, to Wasza rozmowa po jego powrocie powinna Ci dać to odczuć...jeśli tego nie odczujesz, a wspomnisz mu o obawach i spotkasz się z chłodem i dystansem, gniewem...nie chce mówić, ale byłam tam. Poczekaj, zobaczysz sama, i tak będziesz podejrzliwa, więc szybko sie zoorientujesz.....życze Ci jednak, aby przypadek okazał sie jednak niepowiązanym przypadkiem a mąż wróci poukładany i zaczniecie na nowo...cokolwiek się stanie zaufaj Bogu, a w chwili miażdzącego ciężaru poproś Jezusa, by zabrał od Ciebie choć jego fragment. Myślę, choć to straszne i niektórym sie nie spodoba, bądź gotowa na wszystko...wszystko bowiem jest możliwe.

Anonymous - 2014-07-10, 23:40

Cytat:
W tamtym czasie byłam dość nerwowa, często zmęczona, ponadto żyłam w mocnym stresie. Po powrocie do domu marzyłam tylko o tym, żeby spać.


Cytat:
Nawet ksiądz w mojej parafii zapytał, czy mąż aby nie ma kochanki, bo przecież ludzie nie zachowują się tak okrutne wobec innych z takich powodów jak ja przedstawiam? Nie wiem, czy przemawia przez tych ludzi troska i dobro, czy raczej coś odwrotnego? Jak to interpretować?


Maju...ksiądz ma rację(moim zdaniem),bo ludzie nie zachowuja sie tak okrutnie wobec innych z takich powodów jak przedstawiasz.
Pytasz....troska,czy coś odwrotnego?
Maju...ludzie...no cóż róznie bywa,choć nie sądzę ,aby chodziło o coś innego niż troska.
Ksiądz?......no sama pomysl.....
Więc....albo naiwna niesamowicie jestes,albo nie mówisz wszystkiego.

Ponadto....nie rozumie jednego,nie wyobrażam sobie takiej sytuacji,że......mąż,tata wyjeżdża sobie sam na wakacje....bez żony,bez dzieci..
Ok...z żoną w separacji,a co z dziećmi?.....tez w separacji?

Anonymous - 2014-07-13, 08:48

Maju, czytam Twoje i innych kobiet posty i płaczę bo cierpienia jakie doświadczamy jest tak wielkie iż nie potrafię innaczej reagować tylko płaczem. Myślałam ze już koniec, że już ten czas smutku, żalu i zranienia minął...Niestety nie. Ile złego kobieta kobiecie może zgotować to niepojęte. Tak jak wcześniej pisałam nasi mężowie wypowiadają te same słowa, zachowują się podobnie (mój podobnie jak Twój Mąż wyjechał z kochanką), traktują dzieci identycznie tak jakby ten sam szatan ich opętał. Walka z takim szatanem jest ciężka przypłacona bólem czasami nie do zniesienia ale wygramy! Ja zawsze powtarzam Panu Bogu jessi nie da się uratować mojego małżeństwa to Boże uratuj małżeństwa Sycharowskie.
Anonymous - 2014-07-17, 16:29

No cóż, doświadczam działania złego na własnej skórze w sposób namacalny. Podczas rekolekcji oczyściłam serce z nienawiści i urazy dla męża, między innymi za jego romans z przed 10 lat. Gdy z otwartym sercem wróciłam do domu, co zostało zauważone, ta kobieta pojawiła się ponownie w naszym życiu. Powiedziałam mężowi, że to nie przypadek ,że ona znów jest między nami, ale ja mam wybór. Mogę ich znienawidzić, zabrudzić swoje serce ponowne i dalej być brzydka, lub puścić ich wolno w tej ich 10-letniej już walce o miłość. Ja chcę mieć czyste i otwarte serce, będę go nadal kochała, ale z dala .... To strasznie boli, ale nie oddam serca.
Anonymous - 2014-07-17, 17:33

Maja1033 napisał/a:
lub puścić ich wolno w tej ich 10-letniej już walce o miłość.

Ech teoretycznie, wg Dobsona, takie podejście jest najlepsze. Ale w praktyce dużo gorzej. Za bardzo boli...

Anonymous - 2014-07-18, 09:24

Traktuję teraz swoje życie jak wyzwanie, codzienne zmaganie się z bólem jest dla mnie próbą siły. Tak, czuję ból, niewątpliwie, ale tez znam jego źródło, wiec modlę się o łaskę przebaczenia. Wszystko w rękach Boga.
Anonymous - 2014-07-18, 13:58

Maju,tak, trudne doświadczenia mogą nas złamać albo być dla nas wyzwaniem.
Ja też się tego uczę.

Anonymous - 2014-08-22, 15:59

Witajcie ponownie, moje kolejne tygodnie i wszystko komplikuje się coraz bardziej. Mam wrażenie, że jest to naprawdę bardzo kiepski harlekin. Mąż powrócił z wakacji, jak gdyby nigdy nic. Gotował obiad, kolację, rozmawiał, pocałował na przywitanie i.... Nie wytrzymałam tej farsy i zapytałam o kochankę. Dowiedziałam się, że jednak się z nią spotyka, bo przecież my jesteśmy w separacji, a ja "nie nadaję się do kochania". Te słowa wzbudziły we mnie niesamowity gniew i ból. Tak silny, że wyrzuciłam obrączkę przez okno. Po 15 latach małżeństwa dowiedziałam się, że "nie jestem do kochania"!!!! i On nie może ze mną żyć, za to Ona jest do kochania, bo ma bardzo duże problemy, i on musi jej pomagać. Być może jak wszystko rozwiążą, zbudują swoje szczęście. Dodam, że mąż nie chce się wyprowadzić z domu, bo to jego dom rodzinny. Mogę to zrobić sama, ale bez dzieci. Totalny absurd.
Anonymous - 2014-08-22, 19:22

Jakie to wszystko jest takie same....
U mnie to samo:
kochanka
ja winna 100% zła
i jak tu coś ratować jak się nie da ratować ????

Anonymous - 2014-08-22, 20:37

Dlatego ja odpuszczam. Nie mam najmniejszego zamiaru się poniżać i ośmieszać. Zostawiam swoje "kochanie męża" w skrytości mojego ducha... i zaczynam żyć własnym życiem. Wszystko w rękach Boga, już dość łez i rozpaczy. Myślę, że jeśli tak mocno cierpiałam i tak bardzo, bardzo bolało i boli , nie ukrywam, to musi to mieć jakiś sens, musi...
Anonymous - 2014-08-22, 21:50

Maja1033 napisał/a:
Nie mam najmniejszego zamiaru się poniżać i ośmieszać.

Też mam ten problem i to od ponad roku. Na początku było w miarę bo się sklepowe szturchały ze "to ten do wyrwania bo już wolny" a teraz kładą te fajki z litością w oczach i to wkurza przeokropnie. Nie potrzebuje litości, bo nie czekam dla tego że sobie nie radzę , tylko dla tego że tak wybrałem .
Ale i w całym tym poniżaniu i ośmieszaniu stety ale czuć potworny szacunek i takiego szacunku mało gdzie odczuć, bo i mało kto jest w stanie przyjąc z powagą taki stan rzeczy. A puki co uwazam że warto dla samego siebie, choć by efektu nie było, bo może i lepiej że go nie będzie, takim jakim my chcemy

Anonymous - 2014-08-23, 17:29

Maju, przytulam Cię serdecznie, bo wiem jak takie słowa ranią. Ale wiem też jak silnym się człowiek staje kiedy wie, że jest w porządku, że zrobił wszystko co w jego mocy żeby ratować małżeństwo. Dlatego bardzo mi się podoba Twoja wypowiedź: [b][quote]Zostawiam swoje "kochanie męża" w skrytości mojego ducha... i zaczynam żyć własnym życiem. Wszystko w rękach Boga, już dość łez i rozpaczy. Myślę, że jeśli tak mocno cierpiałam i tak bardzo, bardzo bolało i boli , nie ukrywam, to musi to mieć jakiś sens, musi...[/quote][/b]
Nie wiem w jakim wieku jest Twój mąż ale jakoś mi to wszystko pachnie kryzysem wieku średniego..... Łącznie z odgrzebywaniem starych sympatii i tym wyjazdem. A co na to mąż tej dziwnej osoby?
Pozdrawiam Cię i wspomnę w modlitwie.

Anonymous - 2014-08-23, 21:53

Dziękuję za słowa wsparcia. To bardzo cenne. Pytaniem co na to mąż tej kobiety... No cóż, skontaktował się ze mną, chciał się spotkać, ale mój maż dowiedział się o tym i mnie zatrzymał. Ze stoickim spokojem opowiedział mi o wielkich kłopotach swojej kochanki z mężem, o tym jaki on jest dla niej zły i że musi jej pomagać, chronić jej rodzin. o tym, że mnie już nie kocha i może dobrze że jestesmy rozdzieleni, bo teraz mogą budować w końcu swoje szczęście. Myślałam, że umrę z bólu, a on nawet tego nie zauważył.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group