To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Pomóżcie

Anonymous - 2014-06-17, 14:59

Nie. Jak zresztą już pisałam gdzieś na początku ja też wzorem katolika nie jestem i chociaż fundamenty na pewno mam to jednak dość daleko odeszłam prznajmniej od kościoła instytucjonalnego. W kościele od kilku lat bywam tylko w święta ( a i to nie zawsze ) albo przy okazji ślubów, chrzcin itp. Przyznam natomiast że w ostatnie dwie niedziele poszłam i może to głupio zabrzmi ale było mi tak jakoś miło. Natomiast rzeczywiście o mężu w ogóle w tym kościele nie pomyślałam w sensie modlenia sie za niego.
Anonymous - 2014-06-17, 15:05

julita165 napisał/a:
Nie. Jak zresztą już pisałam gdzieś na początku ja też wzorem katolika nie jestem i chociaż fundamenty na pewno mam to jednak dość daleko odeszłam prznajmniej od kościoła instytucjonalnego. W kościele od kilku lat bywam tylko w święta ( a i to nie zawsze ) albo przy okazji ślubów, chrzcin itp.
no, to pewnie jak spora część z nas tutaj, przed kryzysem.

julita165 napisał/a:
Przyznam natomiast że w ostatnie dwie niedziele poszłam i może to głupio zabrzmi ale było mi tak jakoś miło.
Może to dobry początek? Może warto częściej ?
Anonymous - 2014-06-17, 15:09

jeszcze jedna rzecz.
julita165 napisał/a:
Natomiast rzeczywiście o mężu w ogóle w tym kościele nie pomyślałam w sensie modlenia sie za niego.
Julitka, małżeństwa sakramentalne tak po prostu modlą się za siebie nawzajem. Spróbowałabyś?

Może jakąś prostą, krótką modlitwą na początek?
"Panie, dziękuję, że dałeś mi (tu wstaw imię mężą) za męża. Nie umiem spojrzeć na niego Twoimi oczami. Nie wiem obecnie nawet czy go kocham ... " i tak dalej?
Tak po prostu Mu powiedz co tobie na sercu leży
Ja polecam z całego serca

"Modlitwa nie zmienia świata, zmienia ludzi, a ludzie zmieniają świat". – Albert Schweitzer.

Anonymous - 2014-06-17, 16:57

Mogę oczywiście.

Jest coś jeszcze. To mieszkanie na kredyt. Mieszkanie w nim razem jest w obecnej sytuacji dla mnie strasznie niekomfortowe. Już nawet nie chodzi o wątpliwą przyjemność przebywania w nim z meżem nawet jeśli to w gruncie rzeczy kilka godzin w tygodniu tylko o kwestie finansowo-logistyczne. Jeśli nic się między nami nie zmieni na co się nie zanosi i nie uda się go szybko sprzedać to od września będę zmuszona robić dzień w dzień 50km !!! Mnei bardzo zależy na szybkim rozwiązaniu tej kwestii więc nie ma opcji że my się będziemy przez 3 lata nad sprawą zastanawiać. Ja juz dziś dzwoniłam tak żeby wybadać sytuację do dwóch biur obrotu nieruchomościami. A sprzedaż tego mieszkania "rozwiedzie" nas skuteczniej niż jakikolwiek sąd.

Anonymous - 2014-06-18, 08:29

Julita, to, co zrobisz będzie Twoje, Ty i Twój mąż będziecie za to odpowiedzialni.
Niemniej, ja bym radziła - przemyśl, bardzo przemyśl (ja bym do tego dodała jeszcze przemódl) to wszystko co zamierzasz. Nie podejmuj decyzji w emocjach i na szybko.
Pozostaję w modlitwie

Anonymous - 2014-06-30, 23:30

Minal miesiac. Nic sie nie zmienilo. Wlasciwie to mi meza nawet nie brakuje. W ostatni piatek mielismy piata rocznice slubu. Tez jakos tego nie przezylam
Po namysle dochodze do wniosku ze jesli mi czegos zal to nie tego co bylo tylko tego co mialo byc ale nigdy nie bylo. Nie bylo nam pisane. Uczciwie to mimo wszystkich wad meza o ktorych pisalam i o ktorych zdania nie zmienilam przyznac trzeba ze nad nic nie laczy i od poczatku tak bylo. Zadnych wdpolnych pssji zainteresowan znajomych pogladow. Nie ma na czym sie oprzec. Typowe zauroczenie ktorezgaslo bardzo dawno temu. Niby to tylko piec lat s ja mam wrazenie ze sto. W sobote jade na wakacje . Maz w tym czasie ma wystawic mieszkanie. Dziekuje wszystkim za rady. Duzo madrych rzeczy tu przevzytalam. Zycze wszystkim lepszego finalu.

Anonymous - 2014-09-09, 23:40

Wracam na forum...już nic nie można zrobić...mieszkanie właściwie sprzedane. Podpisałam umowę przedwstepną, czekamy aż nabywcy dostana kredyt ale chyba nie będzie z tym problemu bo dali sporą zaliczkę, no i kredytują tylko część wartości mieszkania. Przez ten czas nic się między nami nie zmieniło. Uczciwie powiem że jest mi dobrze. Ja długo byłam sama, umiem być sama, chciałam mieć w mężu przyjaciela a nie miałam. Nie mam sobie nic do zarzucenia. To nie ja powiedziałam że chcę rozwodu, dałam mężowi szansę, nawet nie podjął próby, oczywiście mam wady, jak każdy, ale żadna z nich nie była czymś co mogłoby być bezwzględnym powodem rozpadu małżeństwa - nie zdradziłam męża, nie zaniedbywałam domu, nie robiłam za plecami mega długów, zrobiłam wysiłek w kierunku naprawy małżeństwa-proponowałam jakąś terapię.Poza tym byłam sobą - widocznie nie taką jaką chciał mąż. Trudno. Naprawdę jest mi dobrze. Zupełnie nie ma we mnie nic z jakiejś rozgoryczonej żony po rozstaniu. Widocznie dawno było mi w małżeństwie źle. Nawet łza nie popłynęła bo pomyslałam sobie
Może to nie to forum ale radzę - jeśli współmałżonek ewidentnie nie chce małżeństwa odpuście, nie ma co walczyć z wiatrakami, jak się człowiek z sytuacją pogodzi jest mu łatwiej.
I nie mam konfliktu sumienia - to nie ja zerwałam związek, to nie ja chciałam rozwodu, to nie ja odmówiłam pracy nad poprawą relacji. Małżeństwo to przecież relacja dwóch osób- jak jedno z relacji się wycofało to nie ma o czym gadać.
Także - głowa do góry. Samemu jest lepiej niż w złym związku :-)



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group