To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Do uratowania?

Anonymous - 2014-06-03, 10:53

Kryzys na początku małżeństwa
jest szansą na szczęśliwe małżeństwo .


Nic się nie dzieje bez przyczyny .
To , że twojej zonie się odwidziało , też MA JAKĄŚ PRZYCZYNĘ .
Dobrze by ją poznać .

Oczywiście , najlepszym źródłem informacji byłaby sama żona .
( werbalnych lub niewerbalnym )
Musisz pomysleć , poprzypominać sobie , poanalizować .


No i przyjrzeć się też sobie , a to jeszcze trudniejsze . :mrgreen:

Anonymous - 2014-06-03, 14:07

Staram się to zrobić. Na ten moment mogę analizować głównie siebie.
I zmieniam, poprawiam. Nie jestem jakimś herosem w tym działaniu. Ale brnę do przodu. Przyjaciele to widzą, ja to czuję.

Żona wie, że chcę się spotkać, porozmawiać. I na pewno co jakiś czas się przypomnę. Ale zmuszać jej nie zmuszę Ona dokonuje swoich wyborów. A myślę, że takie bombardowanie kontaktem (smsy, telefonony, nachodzenie) nie przyniesie nic dobrego.

Może to głupie porównanie, ale to trochę jak z psem na smyczy, jeżeli my będziemy go ciągnąć w swoją stronę, on zacznie coraz bardziej ciągnąc w stronę przeciwną. Nawet jak mamy z nim podobny cel podróży, to psiak, którego ciągnie się na smyczy, sam zaczyna coraz więcej ciągnąć, aż w końcu mamy z tym kłopot. Chodzi mi ogólnie o mechanizm nie o to, że kobiety są jak psy - na pewno nie. To bardziej ja jestem wierny jak pies ;)

Nie jestem pewien czy to dobre działanie, ale wydaje mi się, że tak.

Tak przy okazji powiem Wam, że kiedy zacząłem się w końcu modlić, miałem poczucie, że
niedługo spotkam pewną osobę. Był to człowiek, którego poznałem przez mojego kolegę. Widzieliśmy się wcześniej może z 3 razy, mało rozmawialiśmy. Wiedziałem o nim niewiele, poza tym, że jest osobą wielkiej wiary. Ot jedna z wielu osób jakie znam. Krótko (kilka dni) po tej myśli, zupełnie przypadkiem do naszego spotkania doszło. Od słowa do słowa, nagle weszliśmy na temat problemów małżeństwa. Potem już sam nie wiem czemu opowiedziałem mu całkiem sporo. On słuchał jakbyśmy znali się od dawna.

Opowiedział mi sporo ważnych rzeczy. Obiecał modlitwę. To był taki mały zwrot w całej sytuacji, jakiś taki mały cud. Bo do dzisiaj nie wiem czemu o nim pomyślałem, nie widzieliśmy się kilka dobrych miesięcy a tu nagle go spotykam. On też mówił, że planował wcześniej być w domu i sam nie wiedział co się stało, że został dłużej tam gdzie go spotkałem.

Anonymous - 2014-06-03, 14:18

nowy napisał/a:
Ale zmuszać jej nie zmuszę Ona dokonuje swoich wyborów. A myślę, że takie bombardowanie kontaktem (smsy, telefonony, nachodzenie) nie przyniesie nic dobrego.


Fajnie że już to zrozumiałeś, że juz ten etap masz przepracowany
Wiesz ile to czasem ludziom czasu zajmuje...? (choćby mnie samej - naprawdę mnóstwo)

A Ty to już masz i możesz wzmacniać siebie sam, pracować nad sobą .
Na pewno z pożytkiem - dla siebie, a pośrednio także dla małżeństwa

Anonymous - 2014-06-03, 14:36

Mi to zajęło miesiąc, nie wiem czy to długo czy, krótko. Bombardowałem wiadomościami przez tydzień, chociaż już wtedy zmuszałem się do przerw. Teraz przychodzi mi to znacznie łatwiej, bo uświadomiłem sobie, że tak mniej szkodzę.

Wiesz to jest trochę tak, że owszem staram się z tym godzić, chociaż tego nie do końca akceptuje. To taka trochę świadomość, że wiem, że M. nie zmienię, że to, że w niej coś się zmieniło nie uprawnia mnie, ani nie zmusi mnie do tego bym nie dotrzymał przysięgi, bym przestał Ją kochać. Poza tym ciągle gdzieś jest nadzieja. Sam zmieniam siebie i ciągle wierzę, że może w końcu dotknie to nie tylko mnie.

Po prostu: Miłość Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje.

Anonymous - 2014-06-03, 16:17

Nowy, witaj. Wiesz, ja też bombardowałam smsami, telefonami mojego męża, jak sie wahał nad podjeciem decyzji, czy zostac z nami, czy odejść do kochanki. Nie wiele to dało. Po tygodniu przestał sie odzywać. długo nie kontaktował sie ze mna i gdyby nie problem z internetem pewnie nadal by milczał. Z perspektywy tych dwóch miesięcy myślę, że taki brak kontaktu powoduje mniejsze wyrzuty sumienia, nie trzeba się tłumaczyć, wysłuchiwać żali i oskarżeń, nie słyszy sie próśb, nie widzi łez i cierpienia. Na siłę próbuje sie układać nowe szczesliwe życie.
Anonymous - 2014-06-03, 18:06

Witaj!
Ja bombardowałem tylko kilka dni, potem już widziałem, że to nic nie daje. Mieliśmy kilka spotkań, na których nie dotykaliśmy tematu za bardzo.
Szybko się tego nauczyłem (niebombardowania). Z resztą nie chciałbym, żeby M. widziała moje cierpienie i łzy.
Zwłaszcza, że już teraz funkcjonuję całkiem nieźle. Oczywiście to co buduje nie jest jakieś super trwałe i ciągle zdarzają się gorsze momenty, kiedy trochę się sypię. Jednak myślę, że udało mi się zbudować takie życie, w którym czuję się całkiem dobrze (chociaż ciągle brakuje Ukochanej). Jestem aktywny, realizuję siebie zawodowo i hobbystycznie oraz naprawiam swój kontakt z Bogiem. To wszystko jest jeszcze dość "prowizoryczne" ale umacnia się powoli.

Chciałbym, żeby na spotkaniu do, którego kiedyś dojdzie, moja Żona zobaczyła mnie jako pełnego życia i energii, pewnego siebie, zadowolonego człowieka, który ułożył swoje życie i uszykował w nim miejsce dla swojej Żony. Wie, że jest jej wart. I jeżeli zechce skorzystać z zaproszenia to przyjmie ją bez wahania, chociaż oczywiście droga do tego będzie na pewno trudna. Chociażby dlatego, że będę chciał wprowadzić do małżeństwa Kogoś kogo tam brakowało - Boga.

Anonymous - 2014-06-03, 18:32

No,jestem pod ogromnym wrażeniem. Szybko pojąłeś, o co chodzi, a zajmuje to duzo czasu. Ja nie potrafie po dwóch miesiącach tak mysleć i działać. Niestety. Jestem jeszcze w zawieszeniu i nie wyobrażam sobie na razie takiej przemiany we mnie. Zazdroszczę, naprawdę :)
Anonymous - 2014-06-03, 18:45

Dziękuję, ale podejrzewam, że mi mogło być łatwiej. Ja po prostu nie usłyszałem zbyt wielu złych słów, cały czas czułem jej wyrzuty sumienia z jednej strony a z drugiej mur, że coś zgasło. I ciągle trzymam się nadziei, że w końcu będzie dobrze. Chociaż nie wiadomo ile to będzie trwać i co się po drodze wydarzy...
Mimo, że wygląda to naprawdę kiepsko...

Anonymous - 2014-06-03, 20:14

Dopóki jest nadzieja
Wszystko się zdarzyć może
Pośrodku zimy lato
I zamiast reszki orzeł
Zamiast pustej walizki
Kufer pełen klejnotów
Dni najpiękniejsze z pięknych
I życie bez kłopotów

Może mój los się dziś odmieni
Za sprawą najwyższego Pana
W oazie szczęścia się zatrzyma
Polskiego Szejka karawana

I choć nadzieja matką bywa
Tych co rozumem wciąż nie grzeszą
Lecz czasem robi do nich oko
Niech się i oni z życia cieszą

Anonymous - 2014-06-04, 08:57

Nie znałem tego wcześniej :) A jak już tak weszliśmy w temat piosenek, to bardzo spodobała mi się ta z filmu Fireproof:
https://www.youtube.com/watch?v=i6X71sXagUY

"czekam
czekam na Ciebie, Panie
i jestem pełen nadziei
czekam na Ciebie, Panie
choć to jest bolesne
jednak będę cierpliwie czekał

będę szedł naprzód, odważny i ufny
podejmując każdy krok w posłuszeństwie
podczas tego oczekiwania
będę Ci służył
w oczekiwaniu
będę Cię wielbił
w oczekiwaniu
nie osłabnę"

Zenia! Zacząłem słuchać rekolekcji, teraz zaczynam rozumieć o czym pisałaś w kwestii "Ja". Dużo nauki przede mną!

Anonymous - 2014-06-04, 09:57

Nowy, budujące jest dla mnie, że mężczyzna tak walczy o żonę. Przeważnie jest odwrotnie. Jednak ten świat nie jest do końca popaprany. A nie masz Ty jakiegoś imienia, bo jakoś tak "nowy" to tak sama nie wiem jak :-D
Anonymous - 2014-06-04, 10:56

Cytat:
Chciałbym, żeby na spotkaniu do, którego kiedyś dojdzie, moja Żona zobaczyła mnie jako pełnego życia i energii, pewnego siebie, zadowolonego człowieka, który ułożył swoje życie i uszykował w nim miejsce dla swojej Żony.


to jest chyba dobre podejście. Musisz podkreślać, że to dla niej.
Z tym bombardowaniem też pewnie racja, ale nie jestem pewny czy zostawienie wiadomości "kocham Cię i czekam" wystarczy.
Może powinieneś zabiegać, zdobywać na nowo? Kwiaty zamiast smsów :)
Nie pozwól żeby ktoś inny zapełnił lukę po Tobie.

O co chodzi z tymi teściami? Jeśli oni mają taki wpływ na Twoją żonę, to może Ty mógłbyś spróbować trochę ten wpływ zmienić? Może oni mają mylny obraz Ciebie. Z tego co piszesz, jesteś świetnym gościem i kochającym mężem. Chciałbym takich dla moich córek :)
I pewnie każdy rodzic by chciał, ale może akurat Ci rodzice nie wiedzą jaki jesteś.

Anonymous - 2014-06-04, 11:00

Ilonasn:
Jestem tutaj nowy, poza tym jestem nowy w sytuacji w jakiej się znalazłem i powoli też staje się nowym, lepszym człowiekiem;) Stąd ten "nick/login". Imię podesłałem na priv, jeśli kogoś to będzie interesować proszę pisać;)

Ale nie chciałem się tym dzielić publicznie, zwyczajnie, dla dobra sprawy.
Gdybyśmy spotkali się w naszym gronie "na żywo", to na pewno nie miałbym problemu z przedstawieniem się, ale tutaj "w internetach" wszystko jest zbyt publiczne.

Dziękuję za miłe słowa, myślę, że faceci często starają się zgrywać na super twardzieli. A tak naprawdę zachowują się egoistycznie i po prostu wybierają prostszą drogę. Moim zdaniem więcej odwagi i siły pokazujemy, starając się stawić czoła problemom, trwając przy swoich obietnicach. Nawet jeżeli ktoś nie jest wierzący to myślę, że nie chciałby żyć w świecie, w którym tak ważne słowa (jak przysięga małżeńska, wyznanie miłości) można by było rzucać na wiatr, mówić tylko "na dobre" a zapominać, że to wszystko zyskuje na znaczeniu kiedy pojawia się "na złe"...

Dla mnie budujące jest, że Wy (Kobiety) jesteście takie silne, naczytałem się tu wielu rzeczy, sytuacji dużo trudniejszych niż moja.A jednak nadal działacie, nie poddajecie się - jest w Was wiara, nadzieja, miłość.

Anonymous - 2014-06-04, 11:28

Macko:
Tobie też dziękuję za dobre słowo, ale muszę pamiętać, że na pewno sporo pracy i przede mną.
Jej rodzice znają mnie bardzo dobrze, widywaliśmy się często. Ale kiedy dowiedzieli się, że Żona jest nieszczęśliwa no to jakoś się to trochę pozmieniało. Oni mówią, że tak się żyć nie da, że nie powinnismy sie widywac, no chyba, ze bedziemy mieli kogos nowego. Mówili, że pewnie tak naprawdę nigdy się nie rozumieliśmy i nie dogadywaliśmy (prawie 9 lat?!). Bez sensu. Jestem pewien, ze zmienili o mnie zdanie. Inaczej by tak nie mowili. Wcześniej wszystko było ok, zwłaszcza z teściem. Teściowa chyba trochę konkurowała o autorytet i uwagę.

Nie byłem wcale taki świetny, popełniłem sporo błędów. Miałem gorszy okres- tak jak pisałem mniej mi się chciało robić, sam trochę zaniedbałem związek. Ale nigdy nie pomyślałem, że mógłbym odejść. Czułem, że potrzeba rozmowy. Kiedy tylko wprost wiedziałem, czego Żona potrzebuje, starałem się to realizować. Ale kiedy nie mówiła, ciężko było mi się domyślać. Próbowałem rozmawiać, ale chyba nie o tym o czym powinniśmy. Czuje, że nawaliłem. Z drugiej strony czuję, że nie dostałem nawet informacji co robię nie tak, nie wspominając o szansie. Chyba, że szansa była ale jej nie dostrzegłem. Tak czy inaczej wydawało mi się, że powinno się to oprzeć na rozmowie a nie domysłach...

Był okres smsów, kwiatów, wyjść i próby zdobycia na nowo. Nadal nie zostawiłem tego ze słowem czekam i tyle. Chciałem się zobaczyć, pogadać. Ale teraz ciężko mi się z Nią skontaktować. Nie odbiera, nie odpisuje. Nie wiem, czy dobrym pomysłem byłoby w takiej sytuacji wysyłanie kwiatów. Po prostu nie wiem, ale czuję, że najpierw chcę pokazać jaki jestem teraz a potem zrobić kolejne kroki, tylko czy nie będzie za późno, a może już jest za późno? Sam nie wiem.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group