To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Podjęłam decyzję o rozstaniu

Anonymous - 2014-05-31, 23:00

Lil ja nie o Tobie pomyślałam,że jestes pedantką. Napisałam,że niedobrze jest żyć z pedantem bo mój mąz przejawia takie skłonności. To jasne,że w bałaganie cieżko żyć,ale pedanyzm też jest męczący.
Napisałaś,że nie dostrzegasz cienia jego dobrej woli.A jaki jest dla dzieci? Możesz lic zyc na jego wsparcie np kiedy dzieci są chore? MA jakiś prawdziwych przyjaciół,potrafi tworzyc z kimś więzi? Nie pytam o kumpli tylko o bliskich ludzi.

Zasypiacie przy sobie w jednym łożku? Czasem jedno wzięcie kogoś za rękę daje przekaz:mimo wszystko nie gardzę Tobą. Ale wiem że to pewnie nie takie proste.

Anonymous - 2014-06-01, 11:18

Nini napisał/a:
(...) 12 kroków. Przeszłaś ten program, Lil?
Jeszcze nie, mieszkam w małym mieście, tu nie mam możliwości, czekam na kolejną edycję internetową na Sycharze...

Nini napisał/a:
Polecam Ci też książkę Carnesa "Od nałogu do miłości"
Książkę mam, przeczytałam dawno temu, ale może warto byłoby sobie przypomnieć...
Moja terapeutka polecała też "Już się nie wstydzę" wydawnictwa W drodze, ale jeszcze nie czytałam.


Anita11 napisał/a:
Lil ja nie o Tobie pomyślałam,że jestes pedantką. Napisałam,że niedobrze jest żyć z pedantem bo mój mąz przejawia takie skłonności. To jasne,że w bałaganie cieżko żyć,ale pedanyzm też jest męczący.
Ja się z tym zgadzam, bo moja mama i najstarsza siostra takie są, ale mnie do nich raczej daleko.

Anita11 napisał/a:
Napisałaś,że nie dostrzegasz cienia jego dobrej woli.A jaki jest dla dzieci? Możesz liczyc na jego wsparcie np kiedy dzieci są chore? MA jakiś prawdziwych przyjaciół,potrafi tworzyc z kimś więzi? Nie pytam o kumpli tylko o bliskich ludzi.

Zasypiacie przy sobie w jednym łożku? Czasem jedno wzięcie kogoś za rękę daje przekaz:mimo wszystko nie gardzę Tobą. Ale wiem że to pewnie nie takie proste.
Mąż zawsze starał się o dobry kontakt z dziećmi i właściwie ma taki. Choć od kiedy zmienił pracę i dużo go nie ma w domu, zaniedbał je. Gdy ma wolny wieczór to jedzie do mamusi albo wychodzi gdzieś na spotkanie. Ostatnio mu to próbowałam uświadomić, bo dzieci bardzo tęsknią, syn często przy zasypianiu płacze narzekając, że taty ciągle nie ma i rzeczywiście potem przez kolejne dni postarał się, by z nimi pobyć. Ale i tak często ich zawodzi, na coś się umawia, a słowa nie dotrzymuje, zawsze oczekuje zrozumienia dla swojego zmęczenia i oczywiście jego osobiste potrzeby są na 1 miejscu. Niedawno mu powiedziałam, że wcale nie jest takim dobrym ojcem za jakego się uważa. Że czas spędzony z dziećmi, wspólne zabawy, czy granie w piłkę są bardzo ważne, ale równie dobrze te rzeczy dzieci mogą robić z kolegami, czy trenerem, natomiast funkcję troszczenia się o rodzinę, dbania o jej bezpieczeństwo może spełnić tylko on - ojciec, a tego właśnie najważniejszego zadania nie wypełnia...

W sytuacjach trudnych, typu choroba dzieci, mogę na niego liczyć. Są to nieliczne momenty, w których potrafimy wspólnie się zaangażować w organizację codzienności i czuję, że nie jestem ze wszystkim sama.

Mąż nie ma przyjaciół, jedynie jakichś kumpli na piwo. Nie potrafi budować bliskich relacji, wielokotnie go namawiałam, by podtrzymywał znajomość przyjacielem z czasów naszego poznania się i nawet próbował co jakiś czas, ale po paru spotkaniach znów zrywał kontakt.

Od ok. 2 lat nie śpimy w jednym łóżku. Poza tym w ogóle nie mam ochoty dotykać tego człowieka od momentu, gdy go znienawidziłam. I chyba właściwie to nim gardzę...

Anonymous - 2014-06-01, 11:30

Lil piszesz o nienawiści i pogardzie.
Czy nie chciałabyś usunąć ich z serca?
Naprawdę, nie wyklucza to przemiany siebie, pracy nad sobą i dalszych zmian w dobrym kierunku.
Uważam, że nienawiść i pogarda to niszczące siły, niszczące emocje.

Gniew, żal, rozgoryczenie, wściekłość,smutek - tak, do tego mamy prawo i powinnyśmy dawać jakoś ujście tym uczuciom. Nawet bardzo źle, jeśli się je tłumi i połyka. Ale one przychodzą i odchodzą falami. Natomiast nienawiść i pogarda potrafią zagnieździć się i zatruwać.

Nienawiść i pogarda to jednak coś, co moim osobistym zdaniem, może zeżreć kawałek nas.
Może zeżreć kawałek Twojego serca. Bo ten, którego nienawidzisz i którym pogardzasz, i tak ma to gdzieś, on tego nie czuje, albo się od tego odizoluje. Jemu to nie szkodzi.

Lil, czy sądzisz, że mogłabyś spróbować pomodlić się tą sycharowską modlitwą "O odrodzenie małżeństwa?"
http://sychar.org/modlitw...nie-malzenstwa/
Wiesz, tą modlitwę ułożyli ludzie po przejściach dla ludzi po przejściach. Ona ma sens.
Potwierdzam to, jako zdradzona żona żyjąca z mężem w separacji. Ta modlitwa ma sens.

Anonymous - 2014-06-01, 13:45

Lil napisał/a:
Niedawno mu powiedziałam, że wcale nie jest takim dobrym ojcem za jakego się uważa. Że czas spędzony z dziećmi, wspólne zabawy, czy granie w piłkę są bardzo ważne, ale równie dobrze te rzeczy dzieci mogą robić z kolegami, czy trenerem, natomiast funkcję troszczenia się o rodzinę, dbania o jej bezpieczeństwo może spełnić tylko on - ojciec, a tego właśnie najważniejszego zadania nie wypełnia...


Jasne, że można grać z kolegami, ale granie z ojcem to jest coś :->
Pamiętam te chwile z dzieciństwa bardzo dobrze: gry i zabawy z ojcem i bratem - magiczne momenty mimo, że nie było tego wiele. Nie wiem czy wtedy rozumiałem co to znaczy dbanie o rodzinę i bezpieczeństwo. Ja czułem się bezpiecznie.
Pamiętam, że mama narzekała, że ojca często nie ma i może faktycznie między nimi nie było dobrze, ale dla mnie ojciec był ok. Dobrze, że był :->


Cytat:
Od ok. 2 lat nie śpimy w jednym łóżku. Poza tym w ogóle nie mam ochoty dotykać tego człowieka od momentu, gdy go znienawidziłam. I chyba właściwie to nim gardzę...


Ale jednak napisałaś o swoim mężu trochę dobrego. Choćby to, że ma dobry kontakt z dziećmi.
Wiem, że te wszystkie problemy, błędy, wady, złe momenty mogą z czasem tak się nagromadzić, że wydaje się, że jest już tylko nienawiść, ale może spróbuj się temu nie poddawać. to złe uczucia.

Chyba nic nie napisałaś co Twój mąż mówi na to wszystko. Mówi coś? Widzi w ogóle problem? Chciałby żeby było lepiej?
Ja wierzę, że wszystko da się naprawić :->

Anonymous - 2014-06-02, 07:57

Droga Lil,

nienawiść i pogarda to bardzo destrukcyjne uczucia. Tak jak KN wspomniała, niszczą głównie tego który je odczuwa. Zatem karczuj z siebie to badziewie, czym prędzej, póki jeszcze korzeni nie zapuściło!

Myślę, że mimo tego czego doświadczasz, gdyby mąż okazał jakąś poprawę byłabyś skłonna na "nowo" się zakochać, natychmiast, to dobrze.
To co czujesz to tylko skutek niezaspokojonych potrzeb i piętrzącej się frustracji.
Dobrze w takiej sytuacji skupić się na pozytywnych cechach męża, na jego dobrych stronach jakie niewątpliwie ma. :-)

Anonymous - 2014-06-02, 12:04

W czasie ostatniej mojej sytuacji kryzysowej kiedy juz podjęłam decyzje o rozstaniu usłyszałam od męża słowa: "Pogardą nie zmienisz człowieka". Pomimo tego,że niewątpliwie miałam rację w wielu sprawach ja moim mężem po prostu gardziłam.
Dlatego Cię Lil o to zapytałam. Masz niewątpliwie rację: Twój mąż teraz często zachowuje się jak egoista z tego co piszesz,ale on na pewno pogardę w Tobie widzi. To oczywiste,że nie powinnaś brać całej winy na siebie i wymagać od męża,ale postawa pogardy nie pozwoli Ci dostrzec nawet małych jego starań.
Szkoda ,że się nie dotykacie. Rozumiem Twoją blokadę przed współzyciem w sytuacji kiedy czujesz się jak przedmiot. Jednak może niektóre gesty czułości takie jak wzięcie za rękę albo przytulenie się mogą Was popchnąc w kierunku porozumienia. Przełamać obcość.
A jednak zobaczyłaś coś pozytywnego w mężu. A gdybyście wybrali sę z dzićmi np. na wycieczkę rowerową i na tą chwilę bys po prostu cieszyła się wpólnie spędzonym czasem?

Anonymous - 2014-06-02, 13:14

Znasz to, Lil? Na mnie to zrobiło duże wrażenie: http://sychar.org/maz-marnotrawny-lk-15-13/

Tylko że ten mąż marnotrawny wrócił skruszony... Warto być gotowym na taki powrót, sprawdzać w sobie gotowość do wybaczenia, przyjęcia z powrotem bez wyrzutów itd. Ale to na przyszłość. Wy z mężem jesteście chyba w jakimś innym punkcie i nie pora na bezwarunkowe przyjęcie męża z powrotem. Postawa miłości wobec niego, takiego, jaki jest w tej chwili, nie oznacza bezwarunkowej akceptacji.

Lil, uczucia uczuciami, są jakie są i nie masz na nie wpływu. Nawet na tę niechęć, jaką czujesz do męża, nie poradzisz nic, i trudno. Uczucia są neutralne moralnie. Natomiast możesz kształtować swoją POSTAWĘ wobec męża. Postawa to coś więcej niż uczucie: to też zachowanie. Możesz pracować nad tym, żeby przy całej swojej niechęci mieć postawę miłości, a nie - nienawiści. Miłość czasem wyraża się w taki sposób, że mówisz "nie". Np. "Nie zgadzam się, żebyś mnie dalej krzywdził". Usłyszałam ostatnio takie określenie: "odsunięcie z miłością". Przy uzależnieniach to jest czasem jedyna możliwa forma miłości, która daje uzależnionemu szansę na zmianę i później - powrót.

Anonymous - 2014-06-04, 14:22

Moc nadziei - uśmiechnęłam się widząc zmianę nicku :-) Pięknie :-)

moc nadziei napisał/a:
Gniew, żal, rozgoryczenie, wściekłość,smutek - tak, do tego mamy prawo i powinnyśmy dawać jakoś ujście tym uczuciom.
A może to właśnie takie uczucia mam, tylko jakoś łatwiej nazwać mi je jednym słowem "nienawiść"... Ale w końcu ani nie życzę mu źle, ani mścić się nie zamierzam... Choć pragnę, by zobaczył prawdę o sobie. Ale z tą pogardą to już mi bliżej...
I pewnie, że nie lubię tych emocji i pragnę się ich pozbyć, dlatego właśnie chcę męża wyprowadzki, bym nie musiała codziennie czuć zawodu, rozczarowania i wściekłości, bo to na nowo i na nowo się odradza przy każdej kolejnej sytuacji z udziałem męża.

moc nadziei napisał/a:
Lil, czy sądzisz, że mogłabyś spróbować pomodlić się tą sycharowską modlitwą "O odrodzenie małżeństwa?"
http://sychar.org/modlitw...nie-malzenstwa/
Modlę się codziennie za mojego męża, choć czasem przez zaciśnięte zęby :-) Jednak mogę dołączyć też tę modlitwę, tak za nas razem...


macko napisał/a:
Jasne, że można grać z kolegami, ale granie z ojcem to jest coś
Pamiętam te chwile z dzieciństwa bardzo dobrze: gry i zabawy z ojcem i bratem - magiczne momenty mimo, że nie było tego wiele. Nie wiem czy wtedy rozumiałem co to znaczy dbanie o rodzinę i bezpieczeństwo. Ja czułem się bezpiecznie.
Pamiętam, że mama narzekała, że ojca często nie ma i może faktycznie między nimi nie było dobrze, ale dla mnie ojciec był ok. Dobrze, że był
Ja zdaję sobie sprawę, że to bardzo ważne dla chłopca i zawsze mnie cieszy ich wspólne granie. Jednak myślę, że większą traumą dla dziecka jest rozstanie rodziców niż brak wspólnych gier z ojcem... I to właśnie takie poczucie bezpieczeństwa mam na myśli, że rodzina zawsze będzie razem i w dodatku szczęśliwa ze sobą.

macko napisał/a:
Chyba nic nie napisałaś co Twój mąż mówi na to wszystko. Mówi coś? Widzi w ogóle problem? Chciałby żeby było lepiej?
Ja wierzę, że wszystko da się naprawić
Ja też wierzę, że się da. Ale do tego potrzeba chęci obu stron. Nie tylko deklaracji chęci, ale i działania jakie powinno z tej chęci wyniknąć. Samo się nie zrobi. Jeden za dwóch też nie.
Mój mąż wie, że ma problem z uzależnieniem i mówi, że chce się leczyć, ale tych codziennych spraw, moich odczuć, poczucia lekceważenia i braku szacunku raczej nie dostrzega.
Oczywiście, że chciałby, żeby było lepiej, ale to ja muszę sie zmienić i więcej z siebie dać. Wyprowadzać się nie chce.
W sobotę miałam nieprzyjemność spędzić z nim sam na sam kilkanaście minut, w nerwach wykrzykiwałam mu swoje najbardziej aktualne żale. Gdzieś tam usłyszałam zdanie, że on dzieciom zapewni nowe mieszkanie, będą wszystko miały... Ja powiedziałam, że tak będą miały mieszkanie, szkoda tylko, że taty w nim nie będzie. On stwierdził, że będzie tylko ja ochłonę... Wnioskuję z tego, że mąż przyzwyczaił się do moich emocjonalnych burzy i straszenia wyprowadzką i nie traktuje tego poważnie, czeka aż mi przejdzie...


kenya napisał/a:
Myślę, że mimo tego czego doświadczasz, gdyby mąż okazał jakąś poprawę byłabyś skłonna na "nowo" się zakochać, natychmiast, to dobrze.
To co czujesz to tylko skutek niezaspokojonych potrzeb i piętrzącej się frustracji.
Też tak myślę.

kenya napisał/a:
Dobrze w takiej sytuacji skupić się na pozytywnych cechach męża, na jego dobrych stronach jakie niewątpliwie ma.
Chyba rzeczywiście jest to dobry sposób, by jakoś złagodzić te złe emocje. Jednak z drugiej strony boję się złagodnieć, bo wtedy zapewne znowu dam się nabrać na obietnice męża i nie podejmę żadnej dycyzji...


Anita11 napisał/a:
A gdybyście wybrali sę z dzićmi np. na wycieczkę rowerową i na tą chwilę bys po prostu cieszyła się wpólnie spędzonym czasem?
Hmmm... Raczej jakiś czas temmu podjęłam decyzję, że nie spędzam z nim żadnego czasu, chciałam się zupełnie odseparować dopóki mąż nie będzie chociaż po kilku miesiącach terapii i wspólna wycieczka byłaby niekonsekwencją. Chyba, że mam zmienić taktykę działania... Zresztą mnie już nie cieszy spędzanie z nim czasu, tylko raczej wkurza. On prawie zawsze powie albo zrobi coś, co mnie zezłości...


Nini napisał/a:
Miłość czasem wyraża się w taki sposób, że mówisz "nie". Np. "Nie zgadzam się, żebyś mnie dalej krzywdził". Usłyszałam ostatnio takie określenie: "odsunięcie z miłością". Przy uzależnieniach to jest czasem jedyna możliwa forma miłości, która daje uzależnionemu szansę na zmianę i później - powrót.
Chciałam właśnie, by to rozstanie było takim NIE. No, chociaż mogę się postarać, by ta ostateczna rozmowa była spokojna i bardziej z miłością...
Na chwilę obecną nastawiam się, że przyjmę męża, jeżeli będzie dłuższy czas w terapii i zauważę, że zaczyna traktować mnie po ludzku.


Jeszcze coś Wam opowiem. W poniedziałek po 22 męża nadal nie było w domu. Telefonów od południa nie odbierał, kluczy nie miał przy sobie. Już zaczęłam się zasanawiać, czy otworzę mu drzwi, bo przecież wielokrtonie już obiecywałam, że więcej tego nie zrobię. Ale zdążyłam się położyć i zapukał. No to dobra, wstałam i otworzyłam. Zastanawiałam się wcześniej, czy może coś się wydarzyło, ale bazując na doświadczeniu, stwierdziłam, że pewnie się zasiedział w pracy lub u mamusi. Ale on po chwili przyszedł i zaczął mi opowiadać, że mój tato przyszedł pijany po 19 do jego pracy się pożegnać, bo właśnie wziął stos tabletek i zamierza umierać. No to mój mąż wyszeł z pracy wcześniej i próbował wieźć go do szpitala, ale tata wysiadał w dordze :) Nakłonił go do wymiotów, potem jeszcze ganiał po polach, otwierał drzwi zamknięte od środka i takie tam cyrki, aż w końcu wezwali lekarza, potem pogotowie i tata trafił do szpitala, przepłukali żołądek, wytrzeźwiał i chyba dzisiaj wyjdzie. Deklaruje chęć leczenia. Zatem mąż mi ojca ratował w ten poniedziałek...
Co nieco rozmwaiamy od kilku dni, także choroba córki i moja na to wpływa, bo tak jak pisałam, w sytuacjach trudnych jakoś jeszcze idzie się dogadać.
I jeszcze jedno. W poniedziałek mąż był też na wizycie u terapeuty, na którą zapisał się podczas ostatniej naszej wspólnej sesji. Jednak ja mu zaznaczyłam, że nie robi to na mnie wrażenia i zdania co do rozstania nie zmieniam, bo już czas na podjęcie tej decyzji miał wcześniej. I rzeczywiście nie ekscytuję się tym, bo tak jak pisałam wcześniej, mąż zaczynał już kilkukrotnie, zatem dopóki nie wejdzie w terapię grupową, w ogóle nie chcę zwracać na to uwagi.

Anonymous - 2014-06-04, 14:54

Cytat:
Podjęłam decyzję o rozstaniu



Po prawdzie powinno brzmieć tak :
Podjęłam decyzję o odejściu .
Ale odejście to decyzja jednostronna i odpowiedzialność jakby bardziej konkretna .
Rozstanie jest bezosobowe , nawet zdaje się romantyczne .
Rozstanie sugeruje decyzję obopólną , zgodną .

Niby tylko słowa , ale SŁOWA
maja siłę stwórczą .
Również tworzą w naszych głowach ,
czasem nie całkiem w 100% prawdziwe obrazy .

Anonymous - 2014-06-04, 17:10

Lil napisał/a:
Jednak ja mu zaznaczyłam, że nie robi to na mnie wrażenia i zdania co do rozstania nie zmieniam


Jestem jak najbardziej za twardą miłością w przypadku uzależnień,ale nie za ostro jednak?
Maz chyba jakąs dobra wolę i konkretne kroki pokazał to może chociaż się uśmiechnij do niego?

Nie rozumiem dlaczego nie mielibyście gdzieś razem nie pojechać rowerami z dziećmi i w tym czasie byc dla siebie miłym? Dałabys mu sygnał:"Zobacz jak jeszcze może byc fajnie.

Anonymous - 2014-06-04, 17:13

Lil i prosze Cię walcz z tą pogardą
Anonymous - 2014-06-04, 19:12

Anita11 napisał/a:
Lil napisał/a:
Jednak ja mu zaznaczyłam, że nie robi to na mnie wrażenia i zdania co do rozstania nie zmieniam


Jestem jak najbardziej za twardą miłością w przypadku uzależnień,ale nie za ostro jednak?
Maz chyba jakąs dobra wolę i konkretne kroki pokazał to może chociaż się uśmiechnij do niego?

Nie rozumiem dlaczego nie mielibyście gdzieś razem nie pojechać rowerami z dziećmi i w tym czasie byc dla siebie miłym? Dałabys mu sygnał:"Zobacz jak jeszcze może byc fajnie.

Jak w takim razie miałabym wyznaczać granice, wyciągać konsekwencje z zachowań męża typu nocne imprezy, zwolnienie się ze wszystkich domowych obowiązków, poniżanie mnie, uchylanie się od pokrywania kosztów życia itp. :?:
Mam za to wszystko w nagrodę jechać z nim na wycieczkę rowerową i się słodko uśmiechać :?: Jakoś nie układa mi się to wszystko...

Ja tej wymuszonej wizyty nie odbieram jako konkretnego kroku mojego męża. Dwa tygodnie wcześniej ustaliliśmy, że to już ostatnia szansa i jeśli w tym czasie mąż nie podejmie terapii i nie podzieli ze mną uczciwie obowiązków, to się wyprowadzi. Nie zrobił tego. Tłumaczył, że nie miał czasu o tym pomyśleć. Przez dwa tygodnie nie miał czasu pomyśleć o rozpadającej się rodzinie... Ale oczywiście czas na imprezy i wizyty u mamusi znalazł. I dopiero kiedy ja na tej ostatniej wizycie niezmiennie nalegałam na ustalenie warunków rozstania, to poprosił terapeutkę o umówienie wizyty. Jak zwykle w sytuacji totalnego przyciśnięcia do muru, gdy już widział, że nic innego nie działa... Zatem dobrej woli to w tym nie było, jedynie przymus. A ja jestem już totalnie zmęczona przymuszaniem mojego męża do leczenia. Wolę, żeby sam chciał, a wiem, że sam tak do końca nie zechce, dopóki nie zaboli... I to, że raz poszedł o niczym nie świadczy, szansa, że pociągnie to dalej to wg mnie jakieś 20%...

Anonymous - 2014-06-05, 14:13

Sama znasz własnego męża najlepiej.
Czy stworzenie milszej atmosfery na wspólnym z dziecmi spacerze jest zrezygnowaniem ze stanowczej miłości? Na to pytanie pewnie odpowiedza Ci w poradni leczenia uzależnień i grupach wsparcia. Ten Twój mąz taki całkiem do niczego nie jest. W sytuacjach kryzysowych sprawdza się a to juz dużo.Przyjaciół poznaje się w biedzie.
I myślę,że dotnięcie męża od czasu do czasu,przytulenie się kiedy on np. wrócił i opowiedział Ci o Twoim ojcu nie byłoby niczym złym.

Maz bezwględnie powinien leczyc swoją chorobę.Dla siebie samego. Tylko chodzi mi o to,że mozna być stanowczym a jednocześnie nie brzydzić się tej osoby i nie patrzec na niego z góry. Jesteś w jakiejś grupie wsparcia?

Anonymous - 2014-06-06, 15:04

Raczej nie brzydzę się mężem. Ale jego czynami już tak. A z góry niestety raczej patrzę... Mam ciągle w świadomosci, że to on niszczy bardziej, a naprawiać chce mniej. Ale tłumaczę sobie dość często, że to taki sam syn Boga jak ja, równie mocno kochany i MUSZĘ go szanować. Ale niełatwo jest.
Pytasz o grupę współuzależnionych? Nie jestem w takiej grupie, w moim miasteczku możliwości są bardzo ograniczone. Takie ogólne wsparcie otrzymuję we wspólnocie katolickiej, z osobami współuzależnionymi też mam kontakt, no ale to nie to samo co typowa grupa.

Mąż jest ostatnio całkiem przystępny. Ale obawiam się, że to tylko kolejna gra, bo przecież w tym tygodniu kazałam mu się wyprowadzić, więc trzeba mnie ugłaskać. A za tydzień wesele jego kuzyna, na które miałam nie iść, więc drugi cel przypodobania się też jest...



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group