To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Podjęłam decyzję o rozstaniu

Anonymous - 2014-05-29, 13:48
Temat postu: Podjęłam decyzję o rozstaniu
Podjęłam decyzję o rozstaniu z mężem. Chcę, żeby się wyprowadził (mieszkanię wynajmuję ja). Jednak nie czuję pokoju, nie mam przekonania, że taka jest wola Pana, rządzą mną emocje - wściekłość, nienawiść... Dlatego piszę z prośbą, byście spojrzeli jeszcze na moją sytuację swoim mądrym i obiektywnym okiem.

Tak w skrócie - mój mąż jest uzależniony od seksu, wiem o tym od stycznia 2011 roku, przez cały ten czas jedynie mówi o podjęciu terapiii, a nic konkretnego z tego nie wynika. Tzn. chyba 4 razy już zaczynał indywidualną terapię, ale po kilku spotkaniach rezygnował i do grupowej nigdy nie dotarł. Trochę chadzał też na mitingi, ale to wszystko było bardzo krótkotrwałe. Ogólnie rzecz biorąc on wszystko chce, o wszystkim zapewnia, ale nic konkretnego nie robi.
Teraz się poskarżę jak to jest w codziennym życiu. Mąż zwalnia się prawie ze wszystkich obowiązków domowych, oboje pracujemy zawodowo, ale to co w domu, to ja - kobieta muszę, a on może pomóc jak łaskawie zechce. A coraz mniej chce. Zaznaczam, że mieszkamy w bloku, więc zadań typowo męskich praktycznie nie ma, on czasem (bardzo rzadko) pomaga swoim rodzicom w gospodarstwie, ale to są naprawdę epizody.
Przez ostatni rok pozwalał sobie na regularne, całonocne imprezy (w dodatku wielokrotnie zapominał kluczy i budził mnie w środku nocy, bym mu otworzyła drzwi). Wolne chwile spędza głównie u swojej rodziny, nawet w okresach, gdy jako tako się dogadywaliśmy, nie szanował mojej woli co do innego sposobu spędzania wspólnego czasu, zawsze tylko tam. Przez wszystkie lata próbowałam wprowadzać jakiś w mierę uczciwy podział obowiązków, jednak on nawet, gdy się na coś zgodził i probwał dostosować do moich wymagań (tak, nie było tu dobrowolności), to bardzo szybko mu się to nudziło i ponownie przestawał je wypełniać. Od ponad dwóch lat nie sypiamy ze sobą wcale i mąż ma o to pretensje, jednak ja odmawiam ze względu na to, że się nie leczy, a ja nie chcę być używana. Od momentu, gdy wróciliśmy z ferii ziomwych i jeszcze tego samego dnia mąż pod byle pretekstem, zwalając winę na mnie, wyszedł sobie na imprezę (i oczywiście obudził mnie w nocy), tak sie wściekłam, że zaprzestałam mu gotwać, prać i zmywać po nim naczynia. Zaczełam stawiać konkretne warunki, że albo terapia i uczciwy podział obowiązków, albo się rozstajemy. Nie jeżdżę też z nim od tego czasu na żadne rodzinne imprezy, a niedziele spędzam tak jak lubię.
Próbowałam takiego życia obok siebie w jednym domu, jednak zupełnie to się nie udaje, bo mąż jak już pisałam nie dość, że zwolnił się z obowiązków związanych z dziećmi i domem, to jeszcze ma nawet problem, by sam po sobie sprzątnąć. I tak zostawia po sobie sterty naczń, nie zmywa wiele dni, to zaczyna śmierdzieć i ja już nie tylko czuję sie traktowana jak śmieć, ale jeszcze mieszkanie moje zamienia się w śmietnik... Jego ubrania porozrzucane są po całym mieszkaniu, w każdym pokoju na podłodze, fotelu, ubrania z kosza na pranie potrafi wyrzucić na podłogę i tak zostawić... Są to kwestie, które w codziennym życiu bardzo mnie irytują, niejednokrotnie już wstydziłam się przed jakimś niespodziewanym gościem, bo po prostu próbowałam po nim nie sprzątać... Na prośby reakcji nie ma.
Co ważne, właściwie ze sobą nie rozmwiamy, poza koniecznymi sprawami, a jeśli już jest jakaś wymiana, to ciągle słysze jak to wszystko robię źle, albo że NIC nie robię, tylko leżę z różańcem i komputerem. Czuję sie poniżana, jego celem jest tylko wbijanie mi szpilek i nie znoszę go za to!
Obecność męża w domu (a raczej nocowanie, bo od marca zmienił pracę i teraz nie ma go po kilkanaście godzin) działa na mnie jak płachta na byka. Czuję do niego ogrom nienawiści, wściekłość, totalny brak akceptacji, zero wyrozumiałości, no po prostu nie stać mnie na żadne pozytywne uczucie do tego człowieka, nienawidzę swojego życia od chwili kiedy go poznałam!
To jego lekceważenie moich próśb każdego dnia, traktowanie jak darmową gosposię, pretensje i wymagania, a przy tym nie dawanie nic od siebie jest już dla mnie nie do wytrzymania.
Byliśmy ostatnio na kilku spotkaniach wspólnej terapii, jednak wczoraj wyszłam już z konkretną decyzją, że się rozstajemy. Dwa tygodnie temu mąż jeszcze zapewniał, że się zapisze na własną terapię i podzielimy obowiązki, jednak jak zwykle nie potraktował tego poważnie, więc uznałam, ze nie ma sensu dłużej czekać, bo nie ma na co tak naprawdę. On ogólnie jest takim człowiekiem, który działa dopiero pod ogromną presją, gdy już grożą mu naprawdę poważne konsekwencje i tak jest w każdej dziedzinie, więc i ja się nie łudzę, że on cokolwiek dobrowolnie zrobi w kierunku poprawy naszych relacji. Jest bardzo bierny, uważam, że tak jak jest, jest mu wygodnie i nie chce nic zmieniać (no oczywiście poza żoną, która powinna więcej z siebie dawać). On nie chce rozstania.
Zdaję sobie sprawę, że od jakiegoś czasu jedynie stawiam mężowi wymagania i odcinam się od niego emocjonalnie (bronię się przed zranieniami) i on może nie mieć motywacji, by cokolwiek zmieniać. Jest mi źle ze swoimi zachowaniami, czuję, że powinnam dać z siebie wiecej, więcej miłości, ciepła zrozumienia, ale ja już NIE POTRAFIĘ. Próbowałam, momentami się strałam, ale zawsze kończyło się moim cierpieniem, odrzuceniem, zlekceważeniem... Kilkukrotnie miałam wrażenie, że Bóg oczekuje ode mnie więcej miłości dla tego człowieka, a ja nie potrafię :( Czuję, że zawiodłam, ale już nie mam sił dawać z siebie więcej. Czuję sie wykorzystana, oszukana, poniżona i choć próbuję przebaczać mojemu mężowi, to te ciągle nowe sytuacje wszystko burzą... Mąż nigdy nie starał się zadośćuczynić mi sowich trzyletnich zdrad, twierdzi, że mój brak zaufania to mój problem. I tak jest, że mu nie wierzę, nie ufam i podejrzewam, że zdradza nadal. Jemu nawet nie zależy na wyjaśnianiu i zapewnianiu mnie, że się mylę...
Straciłam już siły i nadzieję, że coś jeszcze może się w naszej sytuacji zmienić, jeżeli nie podejmę tej konkretnej decyzji o rozstaniu. Boję się jednak tego, że kierują mną bardzo silne emocje, ale to nie jest świeża decyzja, już jakiś czas temu o tym myślałam, próbowałam odkładać, bo też były emocje, ale one już nie opadają... Nawet teraz jak piszę mam ściśnięty żołądek...
I wczoraj przyszedł już czas totalnego buntu nawet wobec Boga, chciałam pozbyć się męża nawet, jeśli Jego wola jest inna, nawet za cenę odejścia od Kościoła, już mi było wszystko jedno, byleby wreszcie złapać oddech... Juz nawet cierpienie dzieci przestało być argumentem, choć wiem, że są bardzo przywiązane do taty (mamy 8 letnie bliźnięta).

Miało być krótko, a wyszło jak zawsze, przepraszam :(

Anonymous - 2014-05-29, 15:01

Lil napisał/a:
kierują mną bardzo silne emocje,

+ jeśli się chodzi na terapię, kroki, to w trakcie jej trwanie nie powinno się podejmować życiowych decyzji

Anonymous - 2014-05-29, 15:33

Droga Lil, smutne to co piszesz, bardzo.

Pytam, skąd do tej pory brałaś siłę by znosić coś takiego?
Czy ma miejsce w Twoim związku coś pozytywnego, poza tym, że sama wciąż wskrzeszasz w sobie nadzieję, że cokolwiek może się zmienić na lepsze?

Cytat:
Czuję, że zawiodłam, ale już nie mam sił dawać z siebie więcej.


Ty zawiodłaś? Zmiłuj się nad sobą samą Lil! Widać już lata wbijania Cię w poczucie winy, teraz sama już to robisz...program działa :-/

Powiem tak, to wysoce toksyczny układ, gdzie jedno daje z siebie ile można, podczas gdy drugie tylko żeruje i żeby to mogło być wykonalne, regularnie aplikuje temu dającemu "toksynę", np. w postaci regularnej krytyki min., zresztą wachlarz toksycznych działań jakimi mąż dysponuje jest dość bogaty z tego co piszesz.
Odzyskać zdrowy rozsądek można tylko wtedy kiedy nie jest się już pod wpływem "toksyny".
Póki będziesz Lil pod jej wpływem nie odzyskasz ani zdrowego rozsądku ani logicznego myślenia ani nie uda Ci się niczego zmienić.
Ta moja sugestia wcale nie znaczy, że masz męża spisać na straty ale znaczy tyle, że najwyższy czas, właśnie teraz, kiedy już wyraźnie niedomagasz jadąc już od dawna na rezerwie, odciąć się od toksykanta.
Dopóki będzies grała w tą jego grę, zawsze będziesz na przegranej pozycji.
Współczuję bardzo, przypadek to trudny, nadzwyczaj.

Anonymous - 2014-05-29, 17:43

Nie daję gwarancji , że będzie obiektywnie i mądrze . ;-)

Wściekłość , nienawiść i brak spokoju - to raczej nie są dary boże .
Cytat:
Czuję do niego ogrom nienawiści, wściekłość, totalny brak akceptacji, zero wyrozumiałości, no po prostu nie stać mnie na żadne pozytywne uczucie do tego człowieka, nienawidzę swojego życia od chwili kiedy go poznałam!


No , nie wiem czy można jeszcze gorzej ?

tylko :roll:

Mi to mówi , jak wiele pracy Ty masz nad sobą .
( bo to co maż robi to jedno , ale to że aż taki twój stan to drugie )
Nie da się tak wprost przenieść , bo to przez niego wszystko .

Zresztą , on pewnie by powiedzaił ,
że to przez ciebie .

----------------------------------------------------------------

Ale ,
szansa w tym co napisałaś .
Facet z reguły robi coś dopiero jak musi .
Jak nie musi , to woli nie robić .

Martwi mnie tylko to , co sama napisałaś .
Totalny brak chęci z Twojej strony .
To mu raczej nie pomaga .
On może też JUŻ nie potarafi , choć może i chce jeszcze .

Anonymous - 2014-05-29, 18:10

Dlaczego myślisz ,że Bóg by się od Ciebie odwrócił gdybys kazała sie wyprowadzić mężowi?
Czy przysięgałas, że będziesz go nosiła na plecach do końca życia? Albo,że będziesz stwarzała mu komfort trwania w zdradzie?

Dobrze myślisz: Twojemu mężowi jest tak wygodnie. Skoro nadal nie poczuł konsekwecji swoich zachowań to może nie widzi potrzeby zmian? Oczywiście decyzje należą do Ciebie. To strasznie trudne,tym bardziej kiedy są dzieci.

Ale czy tak jak jest jest dla Was wszystkich dobrze?
Dlaczego myślisz ,że Bóg by się od Ciebie odwrócił gdybys kazała sie wyprowadzić mężowi?

Anonymous - 2014-05-29, 19:13

Anita
Bóg się od NIKOGO nie odwraca , to raz .
Nasze czyny nie mają tu nic do rzeczy .
To my się od niego odwracamy , lub nawracamy .

Anita
Cytat:
Dobrze myślisz: Twojemu mężowi jest tak wygodnie.


A skadże Ty wiesz jakie są ODCZUCIA drugiego człowieka ?
To zbyt proste i nieprawdziwe podejście do sytuacji , jednostronne .
Trzeba wziąć CAŁOŚĆ sytuacji , ale nie tylko sklonność męża do nie robienia ,
jak robić nie musi .
Jemu te sterty talarzy pewnie nie przeszkadzają .
No i chyba przesadziła - tyle talerzy nie mieści się w mieszkaniu w bloku .
* ja zmywam na bierząco :-P

Co do porządku .
Jak "baba" posprzata to nic nie można znaleźć . :mrgreen:
Zartem mówię , ale warto czasem iść na jakiś kompromis .
* zamiłowanie do porządku jest cechą osobniczą ,
tu płeć ma rolę drugorzędną

Anonymous - 2014-05-29, 19:56

Mare
Nie znasz gościa,
może nie ma sensu go bronić?

Anonymous - 2014-05-29, 20:25

Grzegorz ,
nie chodzi o męża .

Chodzi o Lil ,
o jej czucie , stan ducha .

Anonymous - 2014-05-29, 21:09

Lil, mam podobną sytuację. I w tych grubych sprawach, i w tych drobniejszych: przed chwilą próbowałam rozmawiać z mężem o brudnych naczyniach, które porozsiewał po całym domu. Powiedział, że nie sprzątnie :-/ W rodzinie z uzależnieniem to nie są takie zwykłe drobiazgi, tylko przejawy choroby.

Wydaje mi się, że rozstanie jest nieuniknione, jeśli mąż jest seksoholikiem i się nie leczy, o ile żona nie chce trwać we współuzależnieniu. Ja odkryłam, że mąż prawdopodobnie jest seksoholikiem, bardzo niedawno. I podjęłam decyzję o rozstaniu też niedawno (pisałam o tym, wątek Nini, Gosi...)

Dojrzewałam do tej decyzji właśnie dzięki temu, że dopuściłam do siebie silne emocje, pomógł mi zwł. gniew. Jednocześnie jednak przekonałam się też, że w tych momentach, kiedy ból był tak silny, że za wszelką cenę chciałam już, natychmiast uciec od cierpienia, działałam chaotycznie i popełniałam błędy: kazałam się mężowi wyprowadzić, on nie chciał, straszyłam go sądowym podziałem majątku itd.

Lil, uważam, że to dobrze, że masz dość. To dobrze dla Was obojga i dla dzieci, bo żyjecie w chorym układzie i NIKOMU z Was to nie służy. Proponuję tylko - jeśli dasz - radę - zaczekaj z działaniem, aż poczujesz ten pokój, o którym pisałaś, że teraz go nie masz. I w tym czasie oczekiwania nie zastanawiaj się gorączkowo, co zrobić i w jaki sposób, tylko bądź blisko Boga na modlitwie. On Ci podpowie, co robić, kiedy, w jaki sposób, a przede wszystkim pomoże Ci przeprowadzić to rozstanie z miłością. Tak właśnie stało się ze mną: dopóki działałam sama, pod wpływem bólu nie do zniesienia, miotałam się. Odpuściłam, zaczekałam - i sprawy układają się same...

W praktyce wygląda to tak, że ani nie wystawiam rzeczy męża za drzwi, ani nie biegnę do sądu, ale szukam spokojnie mieszkania na po wakacjach. Pan Bóg uśmierzył mój ból w takim stopniu, że nadal trwam w decyzji o rozstaniu, ale już nie nakręcam się w niechęci do męża, w myśleniu: "żałuję, że go spotkałam", "chcę go wyrzucić z serca, natychmiast". Nieoczekiwanie dla mnie samej to ja wyjechałam z domu na tydzień i w tym czasie Bóg podsunął mi kilka rzeczy, które zmieniły moje spojrzenie na problem: spotkanie S-Anon, książkę Carnesa "Od nałogu do miłości" i trzydniowe warsztaty dla S-Anon, które zaczynają się jutro... Napiszę Ci na priv.

Anonymous - 2014-05-29, 22:04

Jejku, odpisalam Wam wszystkim w dodatku na niewygodnym telefonie i wszystko mi wcięło :-( Spróbuję odtworzyć...

AJA napisał/a:

+ jeśli się chodzi na terapię, kroki, to w trakcie jej trwanie nie powinno się podejmować życiowych decyzji
Słyszałam o tym. Jednak moja codzienność jest nieznośna i niełatwo nad sobą pracować w takich okolicznościach...


kenya napisał/a:
Pytam, skąd do tej pory brałaś siłę by znosić coś takiego?
Czy ma miejsce w Twoim związku coś pozytywnego, poza tym, że sama wciąż wskrzeszasz w sobie nadzieję, że cokolwiek może się zmienić na lepsze?

Nie wiem skąd... Pewnie ciągle łudziłam się, że mąż w końcu zrealizuje swoją obietnicę podjęcia terapii, a ta spowoduje, że on wreszcie otworzy oczy, jego egoizm zmaleje, zacznie mnie dostrzegać, szanować moje potrzeby i pragnienia... Bywały lepsze chwile, nadzieja wzrastała, pomysłów co tu jeszcze zrobić nie brakowało...
Z drugiej strony ta świadomość, że i ja mam mnóstwo do poprawy w sobie, że moja miłość jest bardzo ułomna i powinnam się skupić na swoich błędach...
Od dłuższego czasu nie dostrzegam żadnych pozytywów w moim małżeństwie.


mare1966 napisał/a:
Nie daję gwarancji , że będzie obiektywnie i mądrze . ;-)
Nic nie szkodzi :mrgreen:

mare1966 napisał/a:
Wściekłość , nienawiść i brak spokoju - to raczej nie są dary boże .
Bezsprzecznie. Jednak widzisz, kiedy jestem poza domem albo w domu "nie widzę" tego co mój mąż po sobie zostawia, to jestem spokojna, radosna, śpiewam ciągle w duchu, no po prostu czuję się świetnie. Przy nim odwrotnie.

mare1966 napisał/a:
Mi to mówi , jak wiele pracy Ty masz nad sobą .
( ... )
Zresztą , on pewnie by powiedzaił ,
że to przez ciebie .
Zgadza się. Nawet jak pisałam, to myślałam o tym, że mąż mógłby napisać drugie tyle o swoich żalach i pretensjach. Szkoda tylko, że by mu się nie chciało...
Mam świadomość, że wiele muszę przepracować, zmienić. Zresztą do niedawna się starałam, robiłam coś ze sobą, uczyłam się, jednak w pewnym momencie ogarnęło mnie ogromne poczucie niesprawiedliwości i wykorzystania, bo mąż w tym czasie nie zrobił ze sobą nic. Tzn. ja nie odczułam jakiejś szczególnej zmiany, bo mąż twierdzi, że dużo w sobie zmienił przez te 3 lata i znacznie lepiej mu ze sobą samym.

mare1966 napisał/a:
Facet z reguły robi coś dopiero jak musi .
Jak nie musi , to woli nie robić .
I to jest dla mnie STRASZNE!!! Bo ja oczekuję od mojego męża, że on będzie CHCIAŁ troszczyć się o rodzinę. Nie mam zamiaru całe życie go do czegoś zmuszać stawianiem sprawy na ostrzu noża. I jeżeli to twoje twierdzenie jest prawdziwe, to ja się wypisuję, poddaję, nie chce już żadnego małżeństwa :evil:

A co Ty Mare proponujesz mi w mojej sytuacji? Mam godzić się na nieustanne lekceważenie mnie i moich potrzeb?


Anita11 napisał/a:
Dlaczego myślisz ,że Bóg by się od Ciebie odwrócił gdybys kazała sie wyprowadzić mężowi?

To raczej nie tak, że Bóg by się odwrócił, tylko ja miałabym poczucie nie wypełnienia Jego woli. I to ja miałam wczoraj chęć zostawić to całe swoje życie i wyjechać na drugi koniec Polski, zacząć samodzielne życie od nowa, a męża zostawić ze wszystkimi obowiązkami, by wreszcie zobaczył ile tego jest tak naprawdę. Tak, chciałam mu zrobić na złość, nieraz myślę, że chciałabym trafić do szpitala na kilka miesięcy, żeby miał okazję samodzielnie wszystkim się zająć i przekonać się jak to jest... Ale to i tak nic by nie dało, bo zaraz mamusia by go we wszystkim wyręczyła... Jeeeny, ja chyba nie dorosłam do roli matki...
Ale wracając do odejścia od Boga, to chciałam właśnie tego wczoraj, dać sobie spokój ze wszystkimi wymaganiami, którym nie potrafię sprostać, zacząć nowe, łatwiejsze życie...
Było we mnie duże pragnienie, by pełnić wolę Boga, ale nie potrafiłam jej rozpoznać w kwestii mojego małżeństwa, ciągle miotałam się pomiędzy sposobem postępowania polecanym na terapiach, czyli stawianie wymagań, warunków i wyciąganie konsekwencji a nieustannym wezwaniem Boga do miłości, życzliwości, wyrozumiałości...
Już od bardzo długiego czasu zastanawiałam się, czy odejść, czy trwać i uczyć się dalej miłości... Nie wiem, czego chce dla mnie Bóg.
Dzisiaj po napisaniu pierwszego postu przeczytałam wątek Mirakulum, który ktoś gdzieś wskazał
http://www.kryzys.org/arc...opic.php?t=4052
I właśnie o taką postawę mi chodzi. Być może Bóg właśnie tego dla mnie pragnie. Mąż Mirakulum pił i żył z kochanką, kiedy ona wyciągnęła do niego rękę. Kochała mimo wszystko, nie mówiła "pogadamy jak przejdziesz terapię". I jej małżeństwo zostało uratowane...
Nie wiem jak dokładnie dalej toczyła się ich historia, bo przeczytałam tylko wskazany rok, ale wygląda na to, że miłość wystarczyła...

Anita11 napisał/a:
Czy przysięgałas, że będziesz go nosiła na plecach do końca życia? Albo,że będziesz stwarzała mu komfort trwania w zdradzie?
Nie wiem, czy mój mąż mnie nadal zdradza. Nie ufam, ale możliwe, że od czasu wyznania mi prawdy tego nie robił. Oczywiście mam na myśli fizyczność z innymi kobietami, bo masturbacja na pewno wciąż jest obecna w naszym małżeństwie.

-----
Naprawdę nie potrafię wybrać dobrej drogi dla nas...

Anonymous - 2014-05-29, 22:25

"I wczoraj przyszedł już czas totalnego buntu nawet wobec Boga, chciałam pozbyć się męża nawet, jeśli Jego wola jest inna, nawet za cenę odejścia od Kościoła, już mi było wszystko jedno, byleby wreszcie złapać oddech... "

Mare z tego zdania wynika,że Lil miała obawy,że Bóg mógłby miec jej za złe,że chciałaby spakować męża. Moim zdaniem nie miałby, bo przecież miłosc nie polega tylko na głaskaniu po główce męża, ale często wymaga twardszego podejścia. Miłością jest też pozwolic komuś wypic piwo,które nawarzył bo tylko wtedy jest szansa na jego otrząsnięcie.Miłosierny ojciec pozwolił się synowi spakować i wyprowadzić.Oczywiście tutaj decyzję podejmuje tylko i wyłacznie Lil bo to jest jej życie.

Skąd wiem,że męzowi Lil tak wygodnie? Bo takie działają w ludziach schematy. Tutaj najmniej czepiałabym się talerzy i bałaganu. Chodzi raczej o lekceważenie,brak miłości,krytykanctwo,zdrady,całonocne imprezy,budzenie po nocach,brak rozmów. Nie dziwię się wcale,ze Lil ma już dość.Że potrzebuje od tego odpocząć ,przecież to zdrowe uczucia. Zdrowa reakcja na krzywdę jaka wyrządza jej człowiek ,którego nie poślubiła po to aby stac się meczennicą za życia ale aby ją kochał szanował i był jej wierny.

"On nie chce rozstania" :!:

To bardzo dobrze że nie chce,tylko dlaczego nie chce też chodzic na terapię skoro obiecał,przestać ranic żonę i zacząc być wreszcie mężem swojej żony?
Mi sie nasuwa tylko jedno:bo mu tak wygodnie.

Anonymous - 2014-05-29, 22:38

Cytat:
mare1966 napisał/a:
Facet z reguły robi coś dopiero jak musi .
Jak nie musi , to woli nie robić .

I to jest dla mnie STRASZNE!!! Bo ja oczekuję od mojego męża, że on będzie CHCIAŁ troszczyć się o rodzinę. Nie mam zamiaru całe życie go do czegoś zmuszać stawianiem sprawy na ostrzu noża. I jeżeli to twoje twierdzenie jest prawdziwe, to ja się wypisuję, poddaję, nie chce już żadnego małżeństwa :evil:


mare1966, naprawdę nie znasz mężczyzn, którzy robią coś nie dlatego, że muszą, tylko dlatego, że kochają? że czyjeś potrzeby są dla nich ważne?
Lil, zapewniam Cię, że są tacy faceci. Każdy z nas jest stworzony do miłości, nawet, jeśli jest mężczyzną :-P I Twój mąż, Lil, też. Uzależnienie powoduje, że on nie może teraz kochać ale jeśli wyzdrowieje, nie będziesz musiała stawiać sprawy na ostrzu noża... Czytałaś historie wyleczonych seksoholików z książki Carnesa? Ci ludzie potrafią kochać, faceci też :-D

Cytat:
ciągle miotałam się pomiędzy sposobem postępowania polecanym na terapiach, czyli stawianie wymagań, warunków i wyciąganie konsekwencji a nieustannym wezwaniem Boga do miłości, życzliwości, wyrozumiałości...

A widzisz tu jakąś sprzeczność?!

Anonymous - 2014-05-29, 22:55

Kenya

Twój głos niestety czesto głos wołającego na puszczy
Jeśli na szali położy się 1% nadziei i 99% rozsądku to i tak nadzieja (najcześciej
złudna) przeważy, ot życie.

Anonymous - 2014-05-29, 22:58

Anita , podtrzymuję co powiedziałem .

Na dodatek mogę napisać , że ktoś i o mnie tak stwierdził
"bo mu było tak wygodnie" .
......... NIE BYŁO
więc ...... nie odpowiadajmy za kogoś

-----------------------------------------------------------

Z reguły "staję" ( w pewien sposób reprezentuję )
tego nieobecnego małżonka .
Ja trochę inaczej rozumiem wsparcie .
Nie w stylu - ja też tak mam , aleś ty biedna , rzuć drania .
......... oczywiście wchodząc w buty tego drania obrywam czasem
ale , to są koszty własne .
Chodzi o to , żeby zmusić do refleksji , a nie utwierdzać
w ŚWIĘTEJ RACJI autora czy autorki wątku .

Niestety takie wzajemne wsparcie charakterystyczne jest dla pań .
Czasem dobre ale czasem złe .
Trzy są już po rozwodzie , to dopingują czwartej .
Męzczyźni tak się nie zachowują .
Ale też pozostają sami z problemem i trudniej im z tego wyjść .
Tego kobiety nie rozumieją .
O może i chcieć , ale NIE UMIE , jest za słaby .

Zauważcie , że Kobiety są zdolne do podejmownia choćby takich trudnych decyzji ,
a faceci nie .
No chyba że im palma odbije , ale tam nie ma myślenia .



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group