To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jak zrozumieć kobiety?

Anonymous - 2014-05-21, 22:21

helenast ,
kryzys kryzysowi nie równy .
Niektórzy mają tylko jakieś nieporozumienia , ale nadal "tworza rodzinę" , są obok ale są .
Czasem bywa o wiele gorzej .
Nowe związki itd.
To inna liga .
Cytat:
Naprawdę da się i to z radością ,bez żadnych oczekiwań...

............. czy wtedy też da się i to z radością ?
Nie da się .


Chodzi też o to , że nie wiesz , jak długo wytrwasz w tej postawie .
Rok , 5 , 20 ?
W imię czyjego dobra masz trwać w takiej chorej sytuacji ?
Ani to dobre dla ciebie , ani męża , ani dla dzieci .
Trwać - w sensie pozwalać na krzywdę , niesprawiedliwość itd.

Anonymous - 2014-05-22, 00:05

UUUUUUUUUUU Panie Mare coś się w panu odezwało, ale nie wiem co - jeno złowieszczo brzmi.
Jakaś zmiana postawy?? coś na boku? :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Anonymous - 2014-05-22, 05:44

mare1966 napisał/a:
............. czy wtedy też da się i to z radością ?
Nie da się .


mare1966 rozumiem Cię ... to Twoje zdanie , ale ja piszę z własnego doświadczenia ...

mare1966 napisał/a:
Chodzi też o to , że nie wiesz , jak długo wytrwasz w tej postawie .
Rok , 5 , 20 ?


Masz rację nie wiem ile wytrwam, ale nie biorę tego jak założenie planu do wykonania, albo bicie rekordu ...Moja zmiana nastąpiła niedawno ( kto jest ze mną na krokach to wie jakie miałam podejście do tego tematu) .... Teraz to się po prostu dzieje - z dnia na dzień ... I jest mi lepiej , lżej z ,, nową,, postawą ...

Cytat:
W imię czyjego dobra masz trwać w takiej chorej sytuacji ?
Ani to dobre dla ciebie , ani męża , ani dla dzieci .
Trwać - w sensie pozwalać na krzywdę , niesprawiedliwość itd.



mare1966 o jakiej krzywdzie i chorej sytuacji piszesz, bo nie chcę odpowiadać nie rozumiejąc Cię :-) ....

Anonymous - 2014-05-22, 07:39

helenast
Cytat:
mare1966 rozumiem Cię ... to Twoje zdanie , ale ja piszę z własnego doświadczenia ...


Właśnie , każdy ma na myśli zupełnie inną sytuację małżeńską .
To dlatego może ta rozbierzność .

Anonymous - 2014-05-22, 08:03

mare1966, nie wiem czy Twoje "bycie" z nami ogranicza sie tylko do tego forum, czy też może jesteś z nami również na innej płaszczyźnie, czy znasz nas osobiscie (ogniska, rekolekcje).
Nie mam pewnosci, ale mam wrażenie, ze jednak tylko to forum, bo gdybyś znał nas osobiście, to wiedziałbyś, ze

mare1966 napisał/a:
kryzys kryzysowi nie równy .
Niektórzy mają tylko jakieś nieporozumienia , ale nadal "tworza rodzinę" , są obok ale są .
Czasem bywa o wiele gorzej .
Nowe związki itd.
To inna liga .
Cytat:
Naprawdę da się i to z radością ,bez żadnych oczekiwań...

............. czy wtedy też da się i to z radością ?


nawet w tych najtrudniejszych sytuacjach jest to możliwe. Zobaczyłbyś to na własne oczy i nie miał wątpliwości.
A to czy tak się da, czy nie zależy tylko od Ciebie, od Twojej chęci osiągniecia tego i otwartości na to

Anonymous - 2014-05-22, 14:58

Helena, ale może napisz, jak w praktyce ma wyglądać to wyzbycie się "roszczeniowej postawy", bo ja cały czas nie jestem pewna, czy dobrze rozumiem. Jak w sytuacji, kiedy małżonkowie mieszkają razem, można nie oczekiwać miłości? Bo mnie jawi się taki obraz: mąż urządza mi awanturę, wyzywa mnie, albo może flirtuje z koleżanką z pracy, a ja siedzę cicho i myślę sobie "przecież mnie to nie dotyczy, nie mam prawa wymagać, by traktował mnie inaczej, nie mam prawa nic oczekiwać, więc wszystko jest ok"...
Ja z kolei przeszłam drogę w odwrotnym kierunku niż Ty - przez lata siedziałam cicho, przekonana, że najważniejsze, że go kocham, a mnie nic się nie należy. Po jakimś czasie zauważyłam, że cierpią dzieci, które też oczekują wzajemnej a nie jednostronnej miłości rodziców. Ich relacje z ojcem bardzo się popsuły, bo jest "niedobry dla mamy". Potem okazało się, że nasze małżeństwo wisi na włosku i jedynym sposobem ratowania go jest zmiana tej właśnie mojej postawy. Zamiast usuwać się w cień mam umieć wymagać i stawiać granice. Od blisko roku pracuję nad tym, by więcej nie zachowywać się jak ta, która ma tylko dawać. I też widzę wyraźnie pozytywne efekty tej zmiany.
Dodatkowo mam przykład wspomnianej już wcześniej teściowej. Naprawdę przez lata uważałam ją za świętą - kiedy mąż ją upokarzał, szła cichutko do drugiego pokoju mówić różaniec. Niewątpliwie dobrze, że się modliła (pewnie dlatego w końcu teść się nawrócił), ale źle, że oprócz modlitwy nie zdobyła się nigdy na to by powiedzieć jasno i wyraźnie "mężu, twoje postępowanie jest niegodziwe, krzywdzisz siebie, nasze małżeństwo i nasze dziecko".
piszesz, że wbrew chęci męża nic się nie zrobi. To prawda, jest nawet przysłowie, że można konia przyprowadzić do wodopoju, ale napić musi się sam. Ale też trzeba pamiętać, że nasze zachowanie może ZACHĘCIĆ lub ZNIECHĘCIĆ do działania. Do miłości nikogo nie zmusimy, ale wychodzę z założenia, że mąż przynajmniej na początku kocha żonę - więc raczej chodzi nie o zmuszanie, tylko podtrzymanie tej miłości, która już jest (nie piszę oczywiście o tych skrajnych przypadkach, kiedy nigdy jej nie było).
Tak naprawdę to chyba wszystko sprowadza się do tej głębokiej mądrości, która tkwi w modlitwie:
Boże, daj mi pogodę ducha,
abym umiał pogodzić się z tym, czego nie mogę zmienić,
odwagę, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
i MĄDROŚć, ABYM UMIAŁ ODRÓŻNIĆ JEDNE SPRAWY OD DRUGICH...

Anonymous - 2014-05-22, 20:50

smutna_twarz napisał/a:
Helena, ale może napisz, jak w praktyce ma wyglądać to wyzbycie się "roszczeniowej postawy", bo ja cały czas nie jestem pewna, czy dobrze rozumiem.


Moja przemiana trwała bardzo długo .... Byłam ciężkim kalibrem do zmiany -( zwłaszcza na krokach...) ... Życie mnie nie rozpieszczało ... Trudne dzieciństwo, trudne małżeństwo, zdrada męża, wszystkie rodzaje przemocy , śmierć dzieci, moja choroba nowotworowa .... Miliony pytań dlaczego ... dlaczego JA !? ... No i odczucia jakie mi towarzyszyły - złość, bunt, ciągłe pretensje, zaborczość , i oczywiście moje chcenie, roszczenia... Sposób myślenia - tyle daję , tyle znoszę i ... ? .... i nic w zamian ... Próbowałam bardzo wielu metod zmiany ,, mojego losu,, ... Tu w sycharze i na krokach wciąż słyszałam oddaj się w całości Bogu, opuść ręce , stań przed Bogiem i ogłoś swoją bezsilność oraz bezradność, poddaj się woli Boga. Nic z tego nie rozumiałam. Po pierwsze Ja= Zosia -samosia... więc zawsze sobie dawałam radę , zawsze sama wychodziłam z kłopotów ... Po drugie moja duma i pycha nie pozwalała mi ukazać moją słabość... Po trzecie co to jest wola Boga? - jak ją dostrzec , a co najważniejsze zrozumieć... Jaki Bóg ma taką wolę bym tak cierpiała w życiu ? Po co On to robi ? dlaczego pozwala bym doświadczała tak traumatycznych zdarzeń? ... Traciłam wiarę , oddalałam się od Pana, zamykałam na ludzi - izolowałam... Myślę,że dotknęłam dna , odbiłam się od niego i zaczęłam od początku. Najpierw praca nad sobą i naprawa więzi z Bogiem ... Niby nic , ale to było prawdziwe wezwanie. Najgorszy etap to stanięcie w prawdzie, stanięcie przed lustrem prawdy o sobie... bolało mocno ... Zobaczyłam jak jestem niedoskonała, jak wiele błędów robiłam, jak wiele problemów i konfliktów wynikało z mojego zachowania, mojej postawy... Widziałam wszystko tylko nie siebie... Zrozumiałam też ,że to nie Bóg był winien wielu problemom, że to nie było Jego zamysłem, Jego wolą ... To JA , tylko ja podejmowałam złe decyzje, których skutki później ponosiłam... Bóg dawał mi znaki właściwej drogi, pokazywał swoją wolę , ale ja byłam ślepa i głucha... Zamroczyły mnie takie odczucia jak zemsta za zło , które otrzymałam ( zwłaszcza od męża) , chęć odwetu, odpłata wet za wet, wymuszenie ,, należnej mi zapłaty,, za wszystko, za moje poświęcenie, za moje oddanie,mój czas, moją miłość ... No właśnie ... Teraz wiem ,że z miłością to nie miało wiele wspólnego ...
Piszecie, że współmałżonkowie przysięgali, zobowiązywali się itd... itd ... Tak , to wszystko prawda ... no i co ? ... co chcecie z tym zrobić ? ... wyszarpać teraz to z nich, wymusić , wpłynąć na ambicję - cóż , to też jest pewna metoda i może się uda , ale czy nie będzie was gniotła myśl,że jednak zostało to wymuszone ?... Czy taki powrót do rodziny Was ucieszy ? ... Oczywiście jestem za stawianiu granic ( ale mądrych) , jestem za postawą i działaniem mającym na celu złączenie rodziny ( ale mądrze) .... Jedną zasadę przyjęłam - nic na siłę , nic wbrew woli współmałżonka bo oszukam samą siebie, i nic nie zyskam prócz krótkiej chwili ... chwili gdy, znów dopuści się zdrady, zła.... a prawdopodobieństwo nawrotu na złą drogę będzie duże... dlaczego ? bo to my wpłynęliśmy na zachowanie współmałżonka , bo nic nie miało to wspólnego z jego chęcią zmiany, ze świadomością nawrócenia....
Moja przemiana to wyciszenie złych emocji, wyeliminowanie moich złych nawyków, które niszczyły nasz związek, to umiejętność słuchania, przyjmowania woli męża, próba i chęć znalezienia wspólnego punktu działania, rozmowa, stawianie mądrych granic , mówienie o moich uczuciach , odczuciach ( zwłaszcza w momentach przykrych )- ale na spokojnie... I najważniejsze ! okazuję mężowi ( i innym) to co najlepsze= okazuję prawdziwą , mądrą miłość bez zobowiązań, bez oczekiwań ... Zrozumiałam ,że na to co mam wpływ i kontrolę to moje postępowanie, moja postawa, moje świadectwo... Pozbyłam się myśli ,że mi się należy ...

[ Dodano: 2014-05-22, 21:14 ]
smutna_twarz napisał/a:
Bo mnie jawi się taki obraz: mąż urządza mi awanturę, wyzywa mnie, albo może flirtuje z koleżanką z pracy, a ja siedzę cicho i myślę sobie "przecież mnie to nie dotyczy, nie mam prawa wymagać, by traktował mnie inaczej, nie mam prawa nic oczekiwać, więc wszystko jest ok"...


Nic podobnego ... mądrze powiedzieć o swoich odczuciach , uczuciach w momencie gdy tak postępuje ...

smutna_twarz napisał/a:
Ja z kolei przeszłam drogę w odwrotnym kierunku niż Ty - przez lata siedziałam cicho, przekonana, że najważniejsze, że go kocham,


Też to przeszłam

smutna_twarz napisał/a:
a mnie nic się nie należy.


A dlaczego ma należeć ... Ta wypowiedz świadczy o Twoim chceniu i roszczeniu ...


smutna_twarz napisał/a:
Po jakimś czasie zauważyłam, że cierpią dzieci, które też oczekują wzajemnej a nie jednostronnej miłości rodziców.


Oceniasz uczucia Twojego męża do dzieci ... Czy nie porównujesz i nie dopasowujesz ich do swoich ... Każdy inaczej je okazuje i odczuwa ( zwłaszcza mężczyzna )...

smutna_twarz napisał/a:
Ich relacje z ojcem bardzo się popsuły, bo jest "niedobry dla mamy"


Czy to tylko dzieci odczucia , czy ukierunkowane przez Ciebie ? ... A co zrobiłaś by dzieci wyłączyć z takiego myślenia z takiego przekonania ?

Proszę nie gniewaj się ,że tak ostro wyjęłam z tekstu te zdania i stwierdzenia... Nie dotyczy to tylko Ciebie ... tak działają osoby zranione, upokorzone... ja też takimi metodami działałam ... bardzo zła droga ...

Nie podam nazwy lekarstwa na nawrócenie, odrodzenie, zmiany postępowania, pozbycia się roszczeniowej postawy... to po prostu przyszło po wielu przemyśleniach, po przełamaniu mojej dumy, mojej pychy, po tym jak zaczęłam słuchać Boga ... Nie wiem jak to opisać , ale nigdy nie miałam takiego odczucia satysfakcji z dawania siebie rodzinie ( innym) jak teraz ... Cokolwiek daję , robię, to gest, słowo, uczynek , o którym zapominam i nie chowam w szufladkach z tyt. do zapamiętania i do wypominania ...

Jeszcze jedno ... postawa ,że mnie się też należy, postawa roszczeniowa oraz słowo walka w działaniach o Wasze małżeństwo mogą wydobyć z Was jedynie złość, żal, knucie scenariusza zemsty, pokazania wyższości , jeszcze większego zapieczenia się w sobie , zablokowania ... Czy o to nam chodzi ? ... Tak łatwo wejść w taką złą postawę , ale uleczyć się z niej, uzdrowić jest bardzo trudno ....

Anonymous - 2014-05-22, 22:40

Helena, rzeczywiście wyjęłaś z kontekstu... To co piszesz w drugiej części postu zupełnie nie ma nic wspólnego z moją sytuacją.

Nie pisałam też nigdzie o miłości mojego męża do dzieci, tylko o cierpieniu dzieci widzących brak miłości pomiędzy rodzicami.
I akurat jeśli chodzi o moją rolę w tej kwestii, to mam całkowicie czyste sumienie, bo to ja stawałam w jego obronie, kiedy się skarżyły. Dzieci mam dostatecznie duże i spostrzegawcze, że widzą, kiedy coś nie gra, nie muszę uciekać się do sztuczek w stylu podburzania przeciwko ojcu.
Zgadzam się z tym co piszesz o bezsilności i oddaniu Bogu - też się tego uczę odkąd przerabiam 12 kroków. Ale bezsilność nie oznacza bezradności. Kiedyś usłyszałam takie mądre wskazówki jednego świętego : módl się tak, jakby wszystko zależało tylko od twojej modlitwy i działaj tak, jakby wszystko zależało od twego działania... Już pisałam wcześniej, że nie chodzi mi o zmuszanie kogokolwiek do czegokolwiek a raczej działanie, które w mądry sposób może wskazać tej drugiej stronie właściwy kierunek i zachęci do właściwej postawy.

Anonymous - 2014-05-23, 00:04

Cytat:
no ale to nie jest kwestia tego co bywa, tylko właśnie tego co powinno być. Jeśli coś komuś obiecam, to ta osoba ma prawo oczekiwać, że z obietnicy się wywiążę. A cóż dopiero, gdy jest to nie tylko obietnica, ale ślubowanie przed samym Bogiem. Traktowanie tego w kategoriach roszczenia odbieram jako coś w stylu "nic ci się nie należy, ale ostatecznie zrobię ci tę łaskę i wytrwam przy tobie...albo nie wytrwam i nic ci do tego" i z takim traktowaniem przysięgi małżeńskiej nie mogę się zgodzić.

Smutna twarz.....i masz rację,że z takim traktowaniem przysięgi małżeńskiej się nie zgadzasz....ja też nie i wielu na tym forum również.
Małzeństwo to nie tylko miłość(w sensie motylki w brzuchu),ale obustronne zobowiązanie i odpowiedzialność
Myśle ,ze kwestią sporną w tym temacie jest samo określenie"postawa rozczeniowa"....i temu sie buntujesz,bo zbyt dosłownie ów określenie wzięłaś sobie do serca.
Roszczeniowość – postawa społeczna charakteryzująca się wysokim poziomem oczekiwań wobec państwa, władzy, organizacji w zakresie zapewnienia warunków socjalnych, a przy tym zupełną biernością w zaspakajaniu własnych potrzeb......uprawnienie do żądania od oznaczonej osoby zachowania się w określony sposób.
Masz prawo wymagać,masz prawo oczekiwać...miłości(postawy),szacunku,lojalności,ale.......do miłości(uczucia) nie zmusisz.
Heleniast bardzo precyzyjnie to określiła....
Cytat:
Dokładnie ... to Twoje roszczenie, oczekiwanie ,, zapłaty ,, za moją postawę ... bo suma summarum okazując gesty miłości, uczuć w głowie co się pojawia ? myśl , no to teraz TY - odpłać mi tym samym .... A gdy jest inaczej, gdy nie otrzymujemy tego pojawia się złość , rozczarowanie itp..

dalej...
Cytat:
Wiesz, mnie się wydaje, że piszemy o różnych sytuacjach. Wzajemna miłość jest fundamentem funkcjonowania zdrowej rodziny - tylko w takiej, gdzie małżonkowie kochają się na wzajem, można wychować zdrowe dzieci.

...najprawdziwsza prawda, nie tylko Ty tak myslisz....helenast również.
Piszecie o tym samym.
Cytat:
Do miłości męża mam prawo, nie dlatego, że mam takie widzimisię, ani nie dlatego, że w ten sposób chcę sobie wygodnie żyć - ja go przecież do miłości ani do ślubu nie zmuszałam, sam mi to przed Bogiem obiecał i mam prawo wymagać, by tej obietnicy dotrzymał.

Smutna twarz.....oczywiscie,że prawo masz...do szacunku,lojalności,odpowiedzialności....
Nie tylko prawo,ale i wymagać powinnaś.
Cytat:
Helena, ale może napisz, jak w praktyce ma wyglądać to wyzbycie się "roszczeniowej postawy", bo ja cały czas nie jestem pewna, czy dobrze rozumiem.

Moim zdaniem doskonale rozumiesz,bo mądra kobieta jesteś,tyle,że nie chcesz przyjąć....

Anonymous - 2014-05-23, 00:30

helenast , bardzo, bardzo Ci dziękuję za ten post.
Anonymous - 2014-05-23, 06:46

lena napisał/a:
Cytat:
Wiesz, mnie się wydaje, że piszemy o różnych sytuacjach. Wzajemna miłość jest fundamentem funkcjonowania zdrowej rodziny - tylko w takiej, gdzie małżonkowie kochają się na wzajem, można wychować zdrowe dzieci.

...najprawdziwsza prawda, nie tylko Ty tak myslisz....helenast również.


A co to jest miłość????
Czy to nie postawa?
A co to jest prawdziwa miłość? Czy Ty taka pokazujesz/zawsze okazywałaś mężowi w trakcie małżeństwa?


lena napisał/a:
Cytat:
Do miłości męża mam prawo, nie dlatego, że mam takie widzimisię, ani nie dlatego, że w ten sposób chcę sobie wygodnie żyć - ja go przecież do miłości ani do ślubu nie zmuszałam, sam mi to przed Bogiem obiecał i mam prawo wymagać, by tej obietnicy dotrzymał.


A teraz popatrz na Jezusa i Piotra, Jezus wybrał Piotra, wiele mu wyjasniał, pokazał tyle znaków, cudów, tyle wyjasnił, Piotr kochał Jezusa, zaświadczył o Nim, że jest Mesjaszem, obiecywał, ze odda za Niego życie, że |Go nie zostawi i ..... zapiał kur....
Co zrobił Jezus? Widział smutek Piotra i dał klucze do Królestwa Niebieskiego....
Troche skrutowo....

Czy to nie tak, że my w miłości mamy naśladować Mistrza= Jezusa, czy On czegoś się domagał?
Tak Jak pisze Helenast - mam zająć się sobą, rozliczyć ze swojej działki miłości, trwać w tym, żeby wypełnić swoją cześć przysięgi, bo przecież mąż może zarzucić mi to samo....
Kochać mądrą miłością, więc oczywiście stawiać też mądre granice /nie pozwalam się poniżać, ranić/, i modlić o uzdrowienie małzeństwa....

Hmmm, co do dzieci, to bardzo boli, temat ogromnie trudny, ale często niestety zrdarza się tak, że matka lub ojciec pod płaszczykiem dzieci grają o swoje....
Czasem nawet zuepłenie nieświadomie....
Tez próbowałam kiedyś wymusić na mężu dłuższe odwiedziny u dzieci, większe zaangażowanie.....
Wtedy na 12 - krokach ktoś wreszcie trzasnął mocno po głowie, że mam oddać to Bogu. To nie są moje relacje z mężem... Tylko relacje dzieci z męzem i muszą sie ułożyc na linii dzieci mąż.
Ja mam swoją działkę - działkę matki.
Nie mówimy oczywiście o sytuacji, gdy ojciec bije, czy znęca się nad dziećmi.

smutna_twarz napisał/a:
Ich relacje z ojcem bardzo się popsuły, bo jest "niedobry dla mamy".


A ile w tym Twojego udziału???
CZemu pozwlałaś, żeby mąż był dla Ciebie taki?

Często jest tak, że jedna strona robi z siebie męczennika i pokazuje całemu światu: no mój małżonek to taki a taki drań, a ja taka/taki biedny
Dzieci kupią taką bajkę najszybciej, bo są małe i prostolinijne, wrażliwe.....

Smutna Twarz otulam modlitwą i zapraszam do pracy nad sobą... Przeszłam taką samą drogę jak Ty, od buntu, chcenia, mojej wizji małzeństwa, aż wreszcie dobry Bóg powiedział basta- kobieto poptarz na siebie i coś zrób ze sobą :-P i zostaw męża
No dziękuję Bogu, ze nie spełnił mojego roszczeniowego koncertu życzeń, tylko pokazał droge pracy nad sobą....
Dziś po kilku latach kryzysu, również tego ukrytego, gdy ja w ogółe nie dopuszcałam myśli, ze coś jest nie tak z mojej strony z tym wypełnianiem przysięgi małżeńskiej, udaje nam się małymi kroczkami odbudowywać, jeszcze baaardzo dużo pracy przed nami, ale jednak....
Bóg prowadzi :mrgreen:

Pogody Ducha

Hania dziękuję za Twój wpis "Buntowniczko", to wciąż ta sama Ty? Pamiętam Twoje początkowe "świadectwa rekolekcji" tu na forum no i dzieciaki do dziś słuchają "Śpiewającej lipki"
Pozdrawiam

Anonymous - 2014-05-23, 07:26

smutna_twarz napisał/a:
Helena, rzeczywiście wyjęłaś z kontekstu... To co piszesz w drugiej części postu zupełnie nie ma nic wspólnego z moją sytuacją.


To dobrze , bo niestety wiele kobiet tego nie potrafi zrozumieć i popełnia straszne błędy ....


Dziewczyny, ja to wszystko bardzo dobrze rozumiem co piszecie i popieram bo też uważam ,że sakrament małżeństwa , przysięga jest ponad wszystko , ale ...
No dobrze należy się no i co ??? . Jak będziecie działać? ... siłą, sądem , przymusem ? . .. Tak po ludzku prawdopodobnie nic nie zyskacie fizycznie, a duchowo zniszczycie siebie jeszcze bardziej - uwaga ! - tylko siebie zniszczycie ....
Ja też zaczynałam od takiej metody działania - to moje prawo , należy mi się - .... Nic nie zdziałałam, wręcz przeciwnie... pokaleczyłam się psychicznie , bo przy tym myśleniu ,, mam prawo,, pojawiła się złość, zawziętość, zaborczość, podłość, chęć zemsty, odkucia się itp... Nie przebiłam się do rozumu, sumienia męża i nie dziwię się ...
Nie da się zmusić kogoś do miłości, do wypełnienia zobowiązań, przysięgi ... Gdyby to tak działało nie byłoby kryzysów, zdrad, rozwodów... Każdy człowiek ma swoje sumienie i wolną wolę ... Nawet Bóg ją szanuje , a my chcemy to na siłę zmienić ?... Nie przekazuję tymi słowami metody, rób co chcesz , ale nasze działania muszą być mądre i dokładnie przemyślane ... Gdy przyjęłam zasadę , że wszystkie moje działania robię BO CHCĘ , a nie bo obiecałam , przysięgałam ,bo zobowiązałam się to jakoś wszystko zaczęło inaczej/lepiej działać ...
Roszczeniowa postawa ma tak wiele twarzy ... Czy nie mieliście nigdy takich chwil ,że robiąc coś lub dając oczekiwaliście pochwał , dziękczynienia, odwzajemnienia ??? ... A to tylko mały codzienny przykład takiej postawy... Kochani , każdego dnia, w drobiazgach, w większych sprawach stajemy w takich sytuacjach ...
A odwracając sytuację ... czy macie , czy postępujecie też wg Waszej zasady ,, należy się,, w stosunku do męża, dzieci, innych osób czy w końcu do Boga ???....
Pomyślcie i odpowiedzcie sobie sami czy tak samo postrzegamy i działamy w stosunku do innych jak wymagamy dla siebie ? ...

[ Dodano: 2014-05-23, 07:59 ]
Elżbieta1974 napisał/a:
Hania dziękuję za Twój wpis "Buntowniczko", to wciąż ta sama Ty? Pamiętam Twoje początkowe "świadectwa rekolekcji" tu na forum no i dzieciaki do dziś słuchają "Śpiewającej lipki"


Tak to ja ... Chociaż słowo ,, wciąż ,, które napisałaś jakoś dziwnie zabrzmiało :shock: ... Żartuję oczywiście :-D ...

To takie miłe, wzruszyłam się ,że ktoś jeszcze pamięta moje wpisy ...

Pozdrawiam :-)

Anonymous - 2014-05-23, 08:29

Elżbieta1974 napisał/a:

Hmmm, co do dzieci, to bardzo boli, temat ogromnie trudny, ale często niestety zrdarza się tak, że matka lub ojciec pod płaszczykiem dzieci grają o swoje....
Czasem nawet zuepłenie nieświadomie....
Tez próbowałam kiedyś wymusić na mężu dłuższe odwiedziny u dzieci, większe zaangażowanie.....
Wtedy na 12 - krokach ktoś wreszcie trzasnął mocno po głowie, że mam oddać to Bogu. To nie są moje relacje z mężem... Tylko relacje dzieci z męzem i muszą sie ułożyc na linii dzieci mąż.
Ja mam swoją działkę - działkę matki.


Czy ktoś mi napisze, co dla Was oznacza oddać tę sprawę (jakąś tam, każdą) Bogu? Bo to brzmi jak frazes. Żeby miał on znaczenie prawdziwe, musi być przyjęta pewna postawa wobec tej sprawy. Co to dla Was oznacza, oddać to wszystko Bogu?
Pytam się, bo to bardzo ważne. Ja również staram się na ile pozwala mi moja świadomość oddawać wszystko Bogu, dosłownie wszystko. Ale wciąż myślę, że coś źle robię, nie mam pewności, czy na pewno to oddałam Bogu. Jak dla Was ma to sens, oddanie tej jakiejś sprawy Bogu? Dla mnie ma taki, żeby:
a) przyjąć, że Pan Jezus jest Panem tej sytuacji, sprawy i czuwa i zdać się na Niego, uwolnić się od tego ciężaru- wówczas ta sprawa nie jest w centrum, lecz wciąż sam Pan Jezus
b) starać się nie robić w tej sprawie nic, co by było sprzeczne z Jego Wolą (czasem się to nie udaje, bo wynika to z naszej takiej a nie innej dojrzałości głównie w miłości)
Może ktoś opisze to na jakimś konkretnym przykładzie, np. na tym powołanym wyżej - relacja ojca z dziećmi w oczach matki - co oznacza oddać tę sprawę Bogu.

Anonymous - 2014-05-23, 08:56

Ja się raczej wycofam z tej dyskusji. Widzę, że precyzyjność wypowiedzi najwyraźniej nie jest moją mocną stroną, bo mam wrażenie, że cały czas się mijamy - chciałam coś tam wyjaśnić, ale już trochę czuję się zmęczona powtarzaniem, że nie uważam, że można zmusić kogoś siłą do miłości, raczej chodziło mi o prosty schemat - akcja -> reakcja.
Natomiast osobiste wycieczki co do moich błędów postaram się przełknąć, bo rozumiem, że każdy pisze przez pryzmat swoich własnych doświadczeń. Jestem świadoma, co źle robiłam w moim małżeństwie - i nie są to rzeczy, które mi tu sugerowano. Nie jestem osobą zbuntowaną, tylko współuzależnioną, czyli problem jest odwrotny. Moja "roszczeniowa postawa" jest raczej efektem terapii i zmuszania się do tego, by dostrzegać swoje potrzeby i starać się je realizować, zmiana tej postawy w moim przypadku oznaczałaby krok wstecz i powrót do starych błędów.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group