Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - temat Nini, Gosi...
Anonymous - 2014-12-31, 13:23
Witam
Pozwólcie, że zacytuję fragment książki ks. Marka Dziewieckiego, "Kochać i wymagać", Pedagogia Ewangelii, Kraków 2006, str. 67:
"[...] Wielu terapeutów zapomina o tym, o czym ponad sto lat temu przypominał Zygmunt Freud, a mianowicie o fakcie, że w ludzkiej psychice nie ma nic przypadkowego. Ewentualne bolesne stany emocjonalne, depresje, uzależnienia czy natrętne myśli danego wychowanka są lustrem, które odzwierciedla jego sytuację osobistą, rodzinną i społeczną. Próba <<uzdrawiania>> stanów psychicznych człowieka bez pomagania mu w zajęciu dojrzalszej niż dotąd postawy wobec samego siebie i wobec swego życia wynika z naiwności podobnej do tej, z jakiej wynika przekonanie, że wystarczy pomalować lustro, aby ktoś, kto się w nim przegląda, wyglądał korzystniej i aby lepiej się poczuł."
Wielu z nas różni się tutaj podejściem do tematu małżeństwa, do postępowania w czasie kryzysu małżeństwa, po separacji i po rozwodzie. Oczywiście wynika to z różnych sytuacji osób, jednak czy nie ma czasami tego "malowania lustra"? Poranieni przez życie i małżonków, zamiast stanąć w prawdzie, próbujemy zmieniać, zaklinać rzeczywistość.
Czy każdy z nas, jak pisze Twardy, umieć "czekać nie czekając"?
Ja się tego uczę. Po kilka latach walki z samym sobą widzę pierwsze pozytywne objawy. Ale ilu jest tu takich, którzy myślą, że po tygodniu, miesiącu już wszystko powinno wrócić do starego. Zwykłe "malowanie lustra". Brak cierpliwości, której niestety wszyscy tutaj albo się uczą, albo muszą nauczyć. Ciekaw jestem, czy jest tu ktoś, kto spokojnie mógłby powiedzieć, że nauczył się już czekać.
Choćby podejście do wieku. Inaczej myślą 20-latkowie, 30-latkowie czy 50-latkowie. Ci pierwsi myślą, że mają jeszcze przed sobą całe życie (co najczęściej jest prawdą). Ci ostatni z pewną pokorą przyjmują swój los. W krzyżu już często strzyka, widzą jak szybko minęło im to życie. Oczywiście nie jest to reguła. Często młodsi mają więcej cierpliwości niż dużo starsi.
Co my wiemy o sytuacji piszących? Niewiele lub bardzo mało. Najczęściej to, co sami subiektywnie o sobie napisali. Ale oni widzą swoją sytuację z całym bagażem swoich doświadczeń. Często nawet tych doświadczeń nieuświadomionych.
Im dłużej jestem na tym forum, tym wyraźniej widzę, jak trudno odpisać coś nowym osobom.
Jak piszą Twardy czy Nirwanna wiem, że w liście będzie "siła spokoju", Grzegorz i Lustro będą prowokowali, Rubin wojownik wezwie do walki, Mare spłodzi kawałek białego wiersza, ...
I to jest nasza siła. Różni ludzi na różnym etapie rozwoju osobistego i walki z kryzysem.
Czy nie odbiegłem za daleko od tematu? Ale to były takie moje ostatnie przemyślenia chyba(?) zgodne z tym wątkiem.
Pozdrawiam
Anonymous - 2014-12-31, 13:59
jedno jest jednak pewne, niezależnie od wieku, bagażu doświadczeń i innych czynników- trzeba zacząć od siebie
to jest punkt wyjścia
i ten wgląd w siebie samą/ego, stanięcie w prawdzie, zmierzenie się z własnymi słabościami i ograniczeniami - paradoksalnie- jest najtrudniejsze
Anonymous - 2014-12-31, 15:04
Cytat: | Ewentualne bolesne stany emocjonalne, depresje, uzależnienia czy natrętne myśli danego wychowanka są lustrem, które odzwierciedla jego sytuację osobistą, rodzinną i społeczną. |
Mnie taki obraz nie pasuje .
Byt kształtuje świadomość , ale i świadomość kształtuje byt .
Sytuacja stany , ale i stany sutuację .
A lustro - jest bierne , jest tylko odbiciem .
........ no , ale może ja nie rozumiem
Jednak dwie osoby w tych samych , identycznych warunkach
mogą mieć przecież diametralnie różne stany .
Cytat: | Często młodsi mają więcej cierpliwości niż dużo starsi. |
............ bo starsi nie mają czasu .
Liczy się każdy rok .
Czekać , "nie czekając" ............ to tak oczywiste i oklepane hasło ,
że już chyba mało kto się zastanawia nad tym fenomenem logiki .
Prawdziwe oczekiwanie jest wg. mnie CZYNNE i ŻYWE ,
żyjące w realiach codzienności , psychice ( uczuciu , emocji ) oraz w duszy ( STAŁA pamięć , modlitwa itp. )
Na drugim biegunie "czekania" jest bierna GOTOWOŚĆ na przyjęcie .
No cóż , trudno .......... wrócił ( wróciła ) , trzeba przyjąć .
........... a człowiek przystosowuje się stopniowo do nowych realiów ,
powoli i mozolnie układa sprawy
................... a tu druga rewolucja
Im dłuższa rozłąka i wiecej lat
tym powrót jak nielubiany deser bez obiadu .
Anonymous - 2014-12-31, 15:31
twardy napisał/a: |
A ja czuję to tak:
że dostaje to dobro od Boga, a nim jest ukazanie mi, że to co było jest również moim złem.
I ja to uznaję i nie szukam tego dobra jakie by mi pasowało, ale godzę się na sytuację w jakiej jestem bo wiem, że to co mnie spotyka jest Jego wolą. |
Twardy a nie czujesz tego że brzmimy podobnie z odczuciami???
Bo ja wciąż widzę to tak :
rozpadło się małżeństwo bo dobrem nie było.
Zatem lepszy wariant dla mnie -by nie tkwić w tym (podłóg zamysłu Boga)-co nie było dla mnie dobrem.
Zatem uznać ten punkt widzenia Boga-a nie kombinować podług swego :że coś ,kiedyś, gdzieś się zmieni.
Bety:
ambitne zdanie "czekać-nie czekając"
ale trochę zagubione bo od razu następuje pytanie w jaka stronę się przechylać
bardziej do czekać?
czy bardziej do nie czekać?
I myslę że dobry sens tego oddał Mare w swej wypowiedzi.
Jeżeli tych dwoje dopada krayzys,wypalenie,monotonia,wypalenie związku-jest czas na zamianę,stanięcie w prawdzie,zmianę,naprawę,budowanie.
Ale gdy rozpad jest odzwierciedlony całkowitym odejściem,nowym związek,nowym życiem-
to powstaje farsa.
No chyba że ktoś tak bardzo lubi i jest mu zupełnie obojętne że nagle po latach kilku,kilkunastu staje w drzwiach to nasze kochanie -a my mu jeszcze wielce dziękujemy że zbłąkane wróciło.
To ma być taka wspólczesna wersja syna marnotrawnego???
czy to jakoś da się to dopasować ??
Raczej nie bo tam nie było przysięgi,sakramentu,małżeństwa i zabowiązań
Anonymous - 2014-12-31, 15:44
Bety napisał/a: | jedno jest jednak pewne, niezależnie od wieku, bagażu doświadczeń i innych czynników- trzeba zacząć od siebie
to jest punkt wyjścia
i ten wgląd w siebie samą/ego, stanięcie w prawdzie, zmierzenie się z własnymi słabościami i ograniczeniami - paradoksalnie- jest najtrudniejsze |
To są założenia od kilku lat przyjęte przez forum, na domiar tego w oparciu o
program 12 kroków i podręczniki jakie poleca się na forum.
Zatem jest to droga i jakaś alternatywa-nie napisze że zła ,ani nie utwierdzę że dobra.
Zwyczajnie jakiś tam rodzaj działań i nie koniecznie zawsze i wszędzie sprawdza się w życiu.
Co do słabości i ograniczeń???
nie warto się wszystkiego wyzbywać-zdrowy człek ma wady i zalety.
Zdrowy człek ma słabości i czasem ulega ograniczeniom.
Robota z siebie nie zrobimy-a jeżeli nawet to i tak zawsze jest niebezpieczeństwo
że konfrontacja ze współmałżonkiem przyniesie nowe ale.
I co???
znów będziemy grzebać w sobie???
bez sensu Bety
Poprawny związek akceptuje siebie nawzajem nawet z małymi błędami,o dużych problemach rozmawia,radzi,rozwiązuje coś,dyskutuje.
Czegoś co było liche od początków nie zweryfikuje się ciach i już,czasem nawet życia nie starczy na to
Anonymous - 2014-12-31, 16:42
Dobre .
Anonymous - 2014-12-31, 17:01
SAP123,
ja to robie dla siebie nie dla małżonka.
Żeby mi się lepiej zyło.
A przez to i innym ze mną.
Poza tym są jeszcze moje dzieci, siostry, koleżanki, mój Teść...
Oni na pewno ciesza się, że odbudowałam siebie, że jestem radosna, że nie zastygłam w zgorzknieniu i nie nosze piętna na twarzy: oto patrzcie zostwił mnie mąż!
Anonymous - 2014-12-31, 17:03
cos, co było liche od początku wymaga wzmocnienia, albo złamania do końca
wybór dokuje się w nas
nie ma przymusu ratowania i czekania nie czekając
i to jest właśnie wolność- masz wybór i świadomie go dokonujesz, bo tak chcesz, a nie musisz
Anonymous - 2014-12-31, 18:15
Bety napisał/a: | ja to robie dla siebie nie dla małżonka.
Żeby mi się lepiej zyło.
A przez to i innym ze mną.
Poza tym są jeszcze moje dzieci, siostry, koleżanki, mój Teść...
Oni na pewno ciesza się, że odbudowałam siebie, że jestem radosna, że nie zastygłam w zgorzknieniu i nie nosze piętna na twarzy: oto patrzcie zostwił mnie mąż! |
Bety nadal jest tu coś nie tak.
Ja rozumiem że żałoba ileś trwa-a potem człowiek musi nauczyć się żyć(normalnie).
Ale czy na 100% nie robisz tego dla współmałżonka???
Przecież analizując pojęcie "czekać-nie czekając"
dajesz akcent na to że jednak czekasz na współmałżonka .
A skoro coś mu nie pasowało w tobie i cos było powodem do danych kroków,to samo się rozumie że to zmieniałaś.
Sorry ale jakby powstaje takie (pitu) że dla siebie -ale dla współmałżonka już nie.
Podpowiem Ci gdzie to twierdzenie
że zmiany winny być tylko dla siebie -ma korzenie.
Ano w stwierdzeniu jakie lata temu powstało tu na forum
że zmiany są tylko trwałe i prawdziwe jak dokonane tylko dla siebie, te robione pod współmałżonka maja szanse być nietrwałe i niestabilne.
No cóż powstała taka kolejna teza -niesprawdzona i bez pokrycia w rzeczywistości.
Może i jakieś prawdziwe ale brak przeciwności ku temu by te zmiany dokonywać także dla współmałzonka
Bety napisał/a: | nie ma przymusu ratowania i czekania nie czekając |
pewno że nie -choćby dlatego że czasem nie ma sensu i to też trzeba zrozumiec
Anonymous - 2014-12-31, 19:17
nie odpowiem na ile % robię to dla siebie, na ile dla współmałżonka, a ile dla kogoś jeszcze- bo to nie ma dla mnie znaczenia
czy 12 kroków, czy jakaś inna teza na tym forum- dla mnie nie ma znaczenia
ważne, że działa
i dlatego dla mnie ma to sens
Anonymous - 2014-12-31, 19:19
"Ano w stwierdzeniu jakie lata temu powstało tu na forum
że zmiany są tylko trwałe i prawdziwe jak dokonane tylko dla siebie"
ta teza nie powstała na tym forum
to ogólnie znana teza np. również wśród AA
Anonymous - 2014-12-31, 21:40
Bety napisał/a: | ważne, że działa
i dlatego dla mnie ma to sens |
To fajnie Bety że działa i miło to jest słyszeć .
U mnie nie działa i nigdy nie działało i co gorsza z perspektywy czasu
mam wrażenie że kupę go straciłem-i tyle.
Anonymous - 2014-12-31, 23:11
SAP123 napisał/a: | U mnie nie działa i nigdy nie działało i co gorsza z perspektywy czasu
mam wrażenie że kupę go straciłem-i tyle. |
Przykro mi to czytac
Anonymous - 2015-01-01, 04:13
Ej, fajny temat. Stety, niestety jest mi dane doswiadczac przemiany krokow. Osobiscie super, choc namacanych dowodow brak. Rozumiem bo widze po sobie ze, albo zbyt ciezki jestem , albo swiat zbyt wymagajacy , powiedzenie czekac nieczekajac, bylo i jest ciezkie.
Ja musialem dzialac, kombinwac, knowac. Cel .....malzenstwo. Mnie osobiscie nie podpasowalo trwac, modlic i tylko czekac.
Kiedys slyszalem ze Pan Bog pomaga tym co sami sobie pomagaja.
|
|
|