To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - temat Nini, Gosi...

Anonymous - 2014-12-30, 23:03

SAP123 napisał/a:
Ja tym palcem nie byłem.


No cóż, Ty nie byłeś.
Ja znam kilka małżeństw, które powróciły do siebie i twierdzą, że są szczęśliwsze niż przed kryzysem. Oni jednak postąpili tak jak pisze katalotka.

Anonymous - 2014-12-30, 23:12

twardy napisał/a:
Ja znam kilka małżeństw, które powróciły do siebie i twierdzą, że są szczęśliwsze niż przed kryzysem. Oni jednak postąpili tak jak pisze katalotka.

Ja też znam takie małżeństwa,
Ale znam i takie jakie zgodnie z tym co napisała katalotka -po latach rozwoju znów się rozpadły.

Twardy tak szczerze ilu z uczestników tego forum to się udało???
tak w procentach-napisz.

Katalotko w teorii też byłem dobry-tylko że ta teoria odbiegała od praktyki(rzeczywistości).

Anonymous - 2014-12-30, 23:16

SAP123 napisał/a:
Twardy tak szczerze ilu z uczestników tego forum to się udało???
tak w procentach-napisz.


A jakie to ma znaczenie??? Dla mnie żadne. Nawet gdyby to było 0,000001%.

Anonymous - 2014-12-30, 23:22

katalotka72 napisał/a:

bo rzeka powinna być po zmianach jej nurtu, ulewach, odmulaniu i regulacji koryta - wtedy to jest inna rzeka
jeżeli wraca się do siebie bez wyciągnięcia wniosków na przyszłość, z nieprzerobioną przeszłością to jak ma być lepiej?? nie będzie lepiej, bo weszło się w tą samą rzekę, z bagnem na dnie i szambem wylewanym regularnie do jej nurtu :-/

Ciekawe.
A jaki zatem patent na gwarancję-szczególnie przy obustronnym braku zaufania.
Jak ma wyglądać gwarancja -że nie będzie powtórki z przeszłości.

Katalotko:

Powyżej już to napisałem.
Teoria (szczególnie zasłyszana)-to jedno.
Rzeczywistość by stała się praktyką -to drugie.
A jedno z drugim w zgodnej parze-to już rachunek prawdopodobieństwa.

Anonymous - 2014-12-30, 23:28

twardy napisał/a:
A jakie to ma znaczenie??? Dla mnie żadne. Nawet gdyby to było 0,000001%.

Rozumiem że wciąż liczysz na to że będziesz tym po przecinku???

Ja już nie liczę i wcale nie jest mi z tym gorzej.
Mam Twardy zasadę:
nie nosze butów już przenoszonych-nawet jakby markowe były.
Ty zapewne nadal zerkasz na zdjęcie -ukochanych bamboszy ?.
Myslę że różnimy się -tak juz jest każdy ma jak chce, lub pragnie

Anonymous - 2014-12-30, 23:51

SAP123 napisał/a:
Rozumiem że wciąż liczysz na to że będziesz tym po przecinku???


Nie koniecznie. Wierzę, że Bóg w swym miłosierdziu pokieruje moim życiem tak, aby było jak najlepsze dla mnie, a przede wszystkim dla Niego. A czy to będzie oznaczało pojednanie z żoną, czy też nie? Nie wiem. On wie co dla mnie jest dobre, a ja na to się godzę.

SAP123 napisał/a:
Ty zapewne nadal zerkasz na zdjęcie -ukochanych bamboszy ?.


Mylisz się. Łatwo zakładasz, że wiesz co inni myślą i robią. Ja mam już za sobą tą pracę o której pisała "katalotka" i wiem, że takie zachowania tylko by mi szkodziły.

SAP123 napisał/a:
Ja już nie liczę i wcale nie jest mi z tym gorzej.


Gdyby było Ci dobrze, to nie powracałabyś na forum ;-)

Anonymous - 2014-12-31, 00:15

Sap

Statystyki wesole nie są.
co roku w Polsce sklada sie 2tys wnioskow
o separacje. Wnioskow o zniesienie separacji jest 20-30.
(dane Gus).
Z drugiej strony 6ke w totku ekstremalnie trudno
trafic, a ludzie graja.

Anonymous - 2014-12-31, 07:42

Idea i cały ruch Sycharu jest stosunkowo nowym "trendem"
Choć nauka Jezusa i Kościoła jest jednoznaczna- nie było do tej pory takiego wyrazistego forum, które dawałoby tyle pomocy i wskazówek, jak trwać po rozstaniu, jak sobie radzić, żeby nie popaść w jeszcze gorszy kryzys i pracować nad sobą.
Duch wieje, kędy chce- może za kilka lat to, co teraz tutaj się "sieje" wyda obfite owoce i małżeństwa zaczną się jednoczyć.
Katalotka pisze coś oczywistego, że nie będzie to już ta sama rzeka, bo my podjęliśmy prace nad sobą. To jest logiczne.

Ja wierzę, że mój małżonek też wzrasta duchowo, tylko inną drogą. Wszyscy jesteśmy dziećmi Boga i każdy ma swoją drogę.

Anonymous - 2014-12-31, 08:40

twardy napisał/a:
Nie wiem. On wie co dla mnie jest dobre, a ja na to się godzę.

No właśnie ciekawe stwierdzenie!

Ja to rozumiem tak:
że dostajemy to dobro od Boga ,a nim jest ukazanie nam że to co było jest naszym złem.
Ale my tego nie uznajemy szukając wciąż i oczekując tego dobra jakie będzie nam pasowało.

Trochę to dziwne jak w typie...
Bóg Sobie-a Kuba sobie.
twardy napisał/a:
Mylisz się. Łatwo zakładasz, że wiesz co inni myślą i robią

Twardy trochę niezręcznie wygląda ten zapis .
szczególnie gdy za chwile piszesz dokładnie w tym samym stylu
twardy napisał/a:
Gdyby było Ci dobrze, to nie powracałabyś na forum


grzegorz_ napisał/a:
Z drugiej strony 6ke w totku ekstremalnie trudno

tragic, a ludzie graja.

A może zwyczajnie nie widza tego że 6-tkę już trafili !
Taki ludzki czynnik nie wygrałem to co chciałem, nie tyle wygrałem ile chciałem.

Bety bardzo wzniosłe słowa i wnioski.
Ja wiem tylko tyle:
rozkładając na czynniki moją przysięgę przed Bogiem ,widzę to tak:
Miłość-trudno nazywać to miłością, szczególnie wobec powstałej sytuacji.
Prędzej to podobne do jakiegoś rodzaju uzależnienia.

Wierność -póki co staram się utrzymać fason-ale nie zaprzeczam że na świecie w pojedynkę nie jest za wesoło tkwić.


Że cię nie opuszczę aż..-no trudne to do spełnienia szczególnie wobec rozwodów, separacji, odejścia, rozejścia - punkt już na wstępie utopijny.

Twardy :
nie jest tak jak myślisz-
rzeknę zadaj pytanie prywatnie-a odpowiedź dostaniesz

Anonymous - 2014-12-31, 09:02

Bety napisał/a:
Katalotka pisze coś oczywistego, że nie będzie to już ta sama rzeka, bo my podjęliśmy prace nad sobą. To jest logiczne.

Logiczne to się dopiero stanie jak dwie strony podejmą pewna pracę-a tak rzeka nawet przez nas przefiltrowana znów błotem zajdzie jak wejdzie do niej ten drugi osobnik.
Myślę że pewne słowa i słowne tezy powodują w nas uspokojenie ducha-czyli miło jest słyszeć coś co nas uspokaja i przekonuje że nasze pragnienia są możliwe.
Bo trudno nam przyjąć i zrozumieć że definitywnie się coś skończyło.
Zakładamy że to chwilowe i już w środku bezpieczniej :mrgreen:

Anonymous - 2014-12-31, 11:16

SAP123 napisał/a:
twardy napisał/a:
Nie wiem. On wie co dla mnie jest dobre, a ja na to się godzę.


No właśnie ciekawe stwierdzenie!

Ja to rozumiem tak:
że dostajemy to dobro od Boga ,a nim jest ukazanie nam że to co było jest naszym złem.
Ale my tego nie uznajemy szukając wciąż i oczekując tego dobra jakie będzie nam pasowało.

Trochę to dziwne jak w typie...
Bóg Sobie-a Kuba sobie.


A ja czuję to tak:
że dostaje to dobro od Boga, a nim jest ukazanie mi, że to co było jest również moim złem.
I ja to uznaję i nie szukam tego dobra jakie by mi pasowało, ale godzę się na sytuację w jakiej jestem bo wiem, że to co mnie spotyka jest Jego wolą.

Anonymous - 2014-12-31, 11:39

"Bo trudno nam przyjąć i zrozumieć że definitywnie się coś skończyło."

ja to przyjmuje i akceptuję- skończyło się definitywnie moje poprzednie życie, i poprzednia forma małżeństwa. Nie wrócę do tego i nie pozwolę, żeby to wróciło. Ponieważ to nie była pełnia życia. Gdy dziś uświadamiam sobie, jak byłam zaślepiona, niedojrzała i uzależniona - to dziękuję, że skończyło się definitywnie.
Wiem, że mąż też nie chciał tak żyć. Ale nie umieliśmy znaleźć rozwiązania na nasze małżeństwo, choć staraliśmy się każde na swój sposób.

Sam proces wyjścia był bolesny, i to bardzo.
Ale skoro nie było innego sposobu, to trudno.

Wiem ,ze dla mnie zaczęła się nowa droga.
Przede wszystkim przebaczenia i uporządkowania moich "chorych" emocji. Stanęłam w prawdzie, wzięłam "na klatę" swoje błędy, lenistwo i wygodnictwo, swoje "pokazywanie palcem" na męża, że to on jest winien, a nie ja, bo przecież taka wspaniała (guzik prawda).

Rzeka się oczyszcza.
jeśli mąż próbuje "starych" zachowań, np. kłótni, to mnie już nie sprowokuje, bo odzyskałam swój spokój i spokojnie mu mówie, że możemy rozmawiać, szuakć swoich racji, ale z szacunkiem i spokojem. Najpierw się trochę dziwił, co mi się stało, ale teraz powoli zaczyna "jarzyć" , że można inaczej.

Nie oddam tego nowego "stanu rzeczy" za nic, bo nareszcie jestem sobą.
I nie chce powrotu do "dawnego".

Wierzę natomiast, że może być jeszcze tak (nie musi), że będziemy razem- ale już na innych zasadach.

Anonymous - 2014-12-31, 12:02

Bety napisał/a:
Wierzę natomiast, że może być jeszcze tak (nie musi), że będziemy razem- ale już na innych zasadach.


I to jest właśnie to "czekać nie czekając".

Anonymous - 2014-12-31, 12:06

SAP , Twardy i inne , inni . :mrgreen:
Fajna dyskusja .

W sumie , trudno odmówić ziarna prawdy
w tych wszystkich wypowiedziach .
To opis TEJ SAMEJ rzeczywistości , tyle że z położeniem akcentów
za inne sprawy . Te sprawy generalnie można podzielić na
widziane przez człowieka i widziane przez Boga .

Wierność - można rozumieć bardzo płytko i bardzo głęboko .
Od - jestem wierny , bo z nikim nie śpię , do jestem wierny
ciałem , uczuciami i duszą .

WOLA BOGA , jego pomysł na nasze życie , tak miało być itp.
Ja tu mam wątpliwości .
Owszem , wolą Boga ( Jego zamiarem , PRAGNIENIEM )
jest sbyśmy szli właściwą drogą , drogą do zbawienie
ale już mam wątpliwości
czy ta droga jest nam z góry "zaprojektowana" , przeznaczona ,
bo gdzie w tym nasza wolność ?

SAP ,
zasłanianie się "ludzkimi uczuciami , emocjami , niemożnością"
jest jednak trochę naciągane ,
bo tak naprawdę
to decyduje tu skrywany czasem głęboko BRAK NASZEJ WOLI ,
zwykła niechęć do tego co wydaje się trudne .

Ja świetnie rozumiem tą niechęć do małżonka ( zwykle wzajemną )
ale jakim prawem
go oceniamy , ......... jednak ?
Chyba dopiero przeskoczenie takiego widzenie , takiej góry
przenosi nas dalej , pozwala spojrzeć inaczej .
Tyle , że to straaaaasznie trudne , prawie niemozliwe
........... choć jednak możliwe .
I jasne , że nie piszę , że mi się udało . :mrgreen:


-------------------------------------------------------------------------------------------------

Cytat:
I to jest właśnie to "czekać nie czekając".


Zupełnie inna jest sytuacja małżeństwa mającego "problemy"
ale "żyjącego razem"
a inna , którego nie ma .
Jedno zyje w nowym związku , czy są juz nawet dzieci .
To nieporównywalna sytuacja .

Życie jest dynamiczne .
Dzieci rosną , ludzie się starzeją , zmieniają się warunki przeróżne .
Powrót po latach do "dawnego małżeństwa"
jest powrotem w sumie do innej , jakby obcej prawie osoby .
Inna jest rola małżonka powiedzmy 30 letniego , inna 40 letniego
a inna 50-55 letniego jak już dzieci odchodzą , odejdą .
Jeszcze inaczej jak mają te 60 lat .
Pewne rzeczy przemijają .
To nie jest tak , że zaczynamy od miejsca
w którym się rozstaliśmy .......... i budujemy .
Tylko co budujemy ?
Dzieci 5 a potem 15 letnie to już inne dzieci , tak jak 15 i 25 letnie .
Małżonek przed i po zdradzie , ba - po związkach
to już nie to samo .
Dalsze układy rodzinne - też juz nie to .
Więc nie dziwota , że tak nieczęsto to się udaje .



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group