Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - temat Nini, Gosi...
Anonymous - 2014-05-06, 15:05
KN napisała: Cytat: | Do tej pory nasze dzieci wiedzą tyle, że tata ma bardzo poważne dorosłe kłopoty ze swoim życiem, które są efektem jego błędnych decyzji i dopóki nie rozwiąże tych kłopotów to nie będzie mógł z nami mieszkać. Wiedzą też, że kłopoty nie mają nic wspólnego z nimi. I że kłopoty są odwracalne, ale to zależy wyłącznie od taty. |
KN, czytałam Twoje wpisy w innym wątku i jeśli dobrze zrozumiałam, Twoje dzieci są raczej małe. Moje mają 10, 18, 21 i 24 lata. W dużym skrócie: mąż zdradzał i szalał emocjonalnie, ja miesiąc temu odeszłam. Największe cierpienie i najpoważniejszą rozterkę - odejść czy nie, jak to zrobić - mam już za sobą. Wciąż nierozwiązany pozostaje problem, co powiedzieć dzieciom. Wiedzą mniej niż Twoje! Najmłodszej to wystarcza: "Muszę się wyprowadzić, bo nie wytrzymuję z tatą. Zrobię wszystko, żeby być z Tobą najwięcej jak się da. Mam nadzieję, że kiedyś będziemy znowu wszyscy razem". Ale starsze są totalnie zdezorientowane! Byłam u psychologa, usłyszałam, że to nie są sprawy dla dzieci i że lepiej im nie mówić, co się stało. Wydało mi się to sensowne, więc nie powiedziałam im nic ponad to, co usłyszała najmłodsza. Patrzą ciągle na mnie z wielkim znakiem zapytania w oczach. Byliśmy razem przez 25 lat, świat im się zawalił... jakby bez powodu. Jedna z nich, najstarsza, która właśnie przymierza się do ślubu, patrzy na mnie wręcz wrogo - bo to ja odeszłam. One wiedzą, że tata jest mało zrównoważony, same cierpiały nieraz z tego powodu, więc sądziłam, że to wystarczy, że zrozumieją. Nic z tego. O zdradach nie wiedzą nic, chyba do głowy by im nie przyszło coś takiego Waham się. Jest we mnie dużo żalu, gniewu, rozczarowania, ale jest też gotowość do przebaczenia, miłość i troska o męża i chyba umiałabym powiedzieć im o tym w taki sposób, żeby zobaczyły, że ja go nie przekreśliłam. Przypuszczam jednak, że one same mogłyby go przekreślić. Nie chcę ich też wtajemniczać w coś, czego nie opowiadam prawie nikomu - byłyby tym obciążone, miałyby dylemat, komu mogą się zwierzyć, komu nie. I tak źle, i tak niedobrze...
Anonymous - 2014-05-06, 15:44
Nini, ale masz gromadę..
Nie mam pojęcia jak bym postąpiła w Twojej sytuacji. Taki rozrzut wiekowy, przecież najstarsza już dorosła.
Moje mają 5 i 7 lat. Dalej powolutku dawkuję informacje.
I jak przeczytałam cytat z własnego wpisu, to jednak wprowadzam poprawkę: staram się mówić dzieciom, że ja też podjęłam kiedyś złe decyzje (bo taka prawda, świętych to tu nie ma w naszym małżeństwie), no ale tata podjął tak złe, że nie może tu wrócić dopóki tego nie ponaprawia.
Obecnie zagadując ich, podpytując, przekazałam im jeszcze troszkę, i ostatnio przy kolejnym moim zapewnieniu "ale was tata kocha cały czas", usłyszałam pytanie: "A ciebie?".
"mnie już chyba nie, a może sam nie wie, ale ja go próbuję dalej kochać".
I jeszcze raz wspomniałam o tym że zdarzają się takie błędy, że ludzie nie mogą albo nie umieją ich naprawić, i że ojcowie czasem zakładają sobie drugą rodzinę.. I tutaj mi głos lekko zadrżał, a w tym momencie córka przytulona do mnie zawołała "Ale nie tata, prawda? Nie, on by tego nie zrobił!" Serce mi się ścisnęło.
Taka ufność.
I też przyjdzie dzień, gdy się dowie, gdy się przekona, że właśnie jej tata też.
Co do psychologów.
Ja dostałam rady, do których stosuję się częściowo . Psycholog dziecięcy wstępnie poradził mi aby dawkować wiedzę stosownie do wieku (i to robię), i żeby mówić prosto, opowiedzieć że się zakochał i a jak ludzie się kochają, to powstaje dziecko - czyli nie wartościować zakochania się pozamałżeńskiego, bo to za dużo dla dziecka. I tego jak na razie postanowiłam NIE robić.
Będę wartościować. Tylko jeszcze chcę rozważnie przemyśleć i przemodlić. I wciąż nie wiem kiedy.
No ale to moje małe dzieci.
Ty masz trudniej, bo rozrzut wiekowy duży.
Poza tym nie sądzę, by one się tak zupełnie niczego nie domyślały...?
Nie wiem, to strasznie trudne sprawy, trzeba mądrego psychologa, wiele modlitwy o dar rozumienia, mądrości.
Może terapia rodzinna?
Anonymous - 2014-05-06, 16:03
Nini, aż mi serce stanęło, gdy przeczytałam i zrozumiałam to tak , że wyprowadziłaś się z domu i zostawiłaś 10-letnią córeczkę z tym szalejącym i zdradzającym tatą? Trzeba się było wyprowadzić chociaż z tą najmłodszą, a najlepiej to mężowi wystawić walizki za drzwi, jeśli uznałaś , że separacja jest konieczna. Jeśli w dodatku dzieci nie wiedzą za bardzo o co chodzi to naprawdę niezbyt dobrze. W moim odczuciu powinnaś wrócić i zadbać o stabilną sytuację w domu, a mężowi postawić twarde warunki. Nie znam całej Twojej historii, ale to co napisałaś nasunęło mi takie myśli.
Anonymous - 2014-05-06, 16:13
Ojej a ja zrozumiałam, że Nina odeszła z dziećmi, ale faktycznie niekoniecznie to wynika z tekstu.
Anonymous - 2014-05-06, 16:24
Dzięki, KN, za odpowiedź. Ja też słucham się psychologów wybiórczo. Ta sama pani sugerowała mi rozwód. Stwierdziła, że krzywdę sobie robię separacją, bo niby nie jestem z mężem, ale jestem z nim nadal w związku, czyli - rozkrok, schizofrenia. Ale robię sobie tę krzywdę dalej i mam nadzieję, że starczy mi sił, żebym nie zaczęła się przypadkiem "uszczęśliwiać" :)
Przed chwilą zadzwoniła najstarsza. Nie może normalnie funkcjonować, trzęsie się, dotarło do niej, że bywa agresywna w stosunku do niej. Współczuje tacie. Absolutnie się nie domyśla. Mąż jest mistrzem kamuflażu, udaje mu się udawać nawet przed samym sobą. Pierwszy jego romans był kilkanaście lat temu i trwał jakieś pół roku. Dzieci były małe, nie zorientowały się, chociaż poznały tę panią. On sam zorientował się dopiero na końcu, jak wylądowali w łóżku, przedtem wydawało mu się, że to wieeelka przyjaźń - tak wielka, że rozmawiali przez telefon po 5-6 godzin dziennie. Potem zdradzał mnie (chyba) już tylko psychicznie. Teraz od pół roku jest "bezgranicznie zafascynowany" jakąś nieznajomą dziewczyną z autobusu (napisał tak w ogłoszeniu, które dał do gazety, żeby ją odszukać). O tym, że mnie znowu zdradza, wiem chyba tylko ja, nawet on nie jest do końca przekonany, a co dopiero dziewczynki. To zakłamanie boli mnie nie mniej niż sama zdrada Dodam jeszcze, że towarzyszy temu bardzo surowy osąd moralny wszystkich dookoła i przerzucanie odpowiedzialności. Mąż przyznaje, że może nie jest całkiem w porządku wobec mnie, ale ja też mu tak kiedyś zrobiłam (to prawda, że zakochałam się raz w czasie małżeństwa, jednak nie pozwoliłam, żeby to rozwinęło się w romans), ja jestem w ogóle dla niego niedobra etc. Piszę o tym tyle dlatego, że taka postawa męża mocno wpływa na to, jak sytuację odbierają dzieci. On nie jest skruszony ani nie robi niczego ewidentnie złego, on jest raczej ten pokrzywdzony... Ja sama z trudem trzymam się rzeczywistości, a co dopiero dzieci.
[ Dodano: 2014-05-06, 17:32 ]
Kari, KN, wyprowadziłam się sama. Na miesiąc, żeby odzyskać równowagę. Mieszkaliśmy właściwie we trójkę, starsze przyjeżdżają tylko na weekendy. Mąż szaleje głównie przy mnie, zdradza w tajemnicy przed samym sobą, jak to już wyjaśniłam.
Od zeszłego tygodnia przyjeżdżam do domu na pół tygodnia, żeby być z najmłodszą. Zamierzam rozstawić namiot, bo pod wspólnym dachem faktycznie czuje się schizofrenicznie. Boje się przede wszystkim o swoją równowagę psychiczną: nie mam już siły patrzeć na niego i cierpieć, kiedy wiem, że myśli o tej dziewczynie, pisze dla niej wiersze (jeden mi nawet pokazywał, nie mówiąc, o do chodzi!), może dalej jej szuka albo już ją znalazł. Nie wiem, czy starczyłoby mi sił, żeby nie zaglądać do jego notatek.
Oczywiście, namiot to rozwiązanie mocno doraźne. Mąż nie chce słyszeć o podziale majątku, ja nie czuję się gotowa, żeby iść z tym do sądu. Najpierw chcę spytać w sądzie kościelnym o separację (wiem, KN, czytałam o Twojej rozmowie telefonicznej; pójdę prosto do prawników).
Anonymous - 2014-05-06, 18:06
NINI,działasz impulsywnie! Czy TY nie potrafisz zamknąc sie w sobie i...O L A ć MĘŻA -KOCHASIA??? To seksoholizm/chce dowartościowac swe ego.
Mój spowiednik w podobmnej sytuacji powiedział mi: NIECH SOBIE ROBI CO CHCE... ZOSTAW GO,NIECH SZALEJE... TY ZYJ SWOIM ZYCIEM! ze swoimi dziećmi.
Ja nie odeszłam. Dlaczego JA mam odchodzic??? Jeśli jemu tak żle, to o n p o w i n i e n
o d e j ś ć . TY MASZ MIEĆ CZYSTE SUMIENIE!!!
Anonymous - 2014-05-06, 23:17
Nie, nie potrafię olać męża. Nie wiem, co mu jest, ale jego zachowanie nie wydaje mi się zdrowe. Zostając, przyzwalałabym na to, co robi. I dręczyłabym niepotrzebnie siebie. Nie tylko samym patrzeniem na niego i zastanawianiem się, jak daleko zabrnął tym razem. Przede wszystkim on by mi nie dał spokoju. Przez ostatnie miesiące był dla mnie po prostu okropny, znęcał się nade mną psychicznie. Swoje wyrzuty sumienia uspokajał pretensjami pod moim adresem, awanturami, pytaniami zadawanymi przy dzieciach, czy może sobie odebrać życie itd. Nie chodzi o samą zdradę, cały układ jest chory. A mąż nie zamierza odejść. Terapii też nie chce, ani rodzinnej, ani żadnej. Wniosek: albo odejdę, albo nic się nie zmieni.
Teraz, jak przyjeżdżam, mąż nie robi mi awantur. Jestem pewna, że przy samym dziecku też nie odgrywa scen pod hasłem "może odbiorę sobie życie". Stara się po swojemu, żeby dom jakoś funkcjonował, świadczy mi drobne uprzejmości. W pewnym sensie jest w naszym domu bardziej normalnie niż przedtem. Najmłodsza nie płacze już ze strachu i smutku przy kłótniach i awanturach. Brakuje jej czasem mamy i poczucia bezpieczeństwa, jakie daje widok kochających się rodziców, ale ma nadzieję, ze kiedyś znowu będziemy razem.
Owszem, działam impulsywnie. Żałuję, że nie kierowałam się bardziej tym, co czuję, wiele lat temu, przy pierwszej zdradzie. Może nie byłoby kolejnych? W tym sensie czuję się odpowiedzialna za to, co się stało z moim mężem. Mam wrażenie, że byliśmy współuzależnieni. Ja teraz zadbałam wreszcie o siebie, tak, jak umiałam - może wyleczy się i nasz związek?
Działam impulsywnie, ale dojrzewałam do tej decyzji latami. Dawniej były momenty, kiedy czułam, że powinnam odejść i że robię sobie krzywdę zostając - i nie odchodziłam, nie mogłam. Czułam się tak mocno z nim związana, że aż zrośnięta. Właściwie to nawet znikłam, wtapiając się w niego - dlatego jestem Nini, niewidzialne dziecko z Muminków Teraz właśnie poczułam, że mam dość, "ugryzłam" go i odzyskałam twarz. Moja sylwetka zaczęła być widoczna już wcześniej, na 12 krokach, które niedawno skończyłam. Możliwe, że mąż swoim zachowaniem wypróbowywał skuteczność tego programu...
Anonymous - 2014-05-07, 00:49
Nini, na pierwszy rzut oka Twoja decyzja jest szokująca. Wyprowadzka bez dzieci, zostawienie ich z ojcem, co do którego masz tyle zarzutów....
Też mam tyle dzieci co Ty i się wyprowadzałam ale z dziećmi. Starszym dałam wybór, przygotowałam nowe mieszkanie pod kątem wszystkich dzieci, poszły ze mną. Tylko u mnie sytuacja była o tyle inna, że nie miałam żadnych gwarancji, że tata się nimi zajmie.
Skoro Ty nie masz obaw, że dzieci będą zadbane i zaopiekowane to może taka terapia szokowa ma jakiś sens. Bardzo trudne wybory. Pierwszy raz spotykam takie rozwiązanie. Kto wie, czy w niektórych nawet tu opisywanych sytuacjach taki desant mamy i zostawienie romansującego taty z dziećmi, domem i całym związanym z tym ambarasem nie zadziałałoby jak kubeł zimnej wody i nie ostudziłoby zapałów do rozpoczynania "nowego", bezproblemowego życia? A i co niektóre "wielkie miłości" skonfrontować musiałyby się z tym, że nie biorą samego wyłuskanego ze starej rodziny mężczyzny z obowiązkiem alimentacyjnym ale mężczyznę z dwójką, czwórką dzieci, lekcjami, zakupami, praniem, sprzątaniem, lekarzami, etc...No i czasu na romantyczne porywy serca byłoby mniej...
W takiej jak opisałaś sytuacji, nie mówiłabym córkom o zdradach taty, zostały w końcu z nim, miałyby jeszcze trudniej. Z jakichś przyczyn nie mogłaś ich zabrać, o tym bym powiedziała (tu jest Wasz dom, macie swoje miejsce, nie mogliśmy z tatą się porozumieć, muszę to na spokojnie poukładać, nie stać mnie na zapewnienie wam takich warunków), zapewniłabym im możliwość odwiedzania w nowym miejscu zamieszkania, stały kontakt, powiedziałabym o tym, że nie jest to rozwiązanie ostateczne. Dzieci muszą czuć, że ich nie opuściłaś, że w tej sytuacji nie myślałaś tylko o sobie, ale brałaś pod uwagę ich dobro, że czasami podejmując decyzję wybieramy po prostu mniejsze zło. Zostały we własnym domu, z tatą, jak rozumiem, który ich w żaden sposób nie krzywdzi.
Ten namiot to chyba niezbyt dobre rozwiązanie.
Masz jakieś inne plany, co dalej?
Dobrze by było gdyby ta czasowa separacja otrzeźwiła męża, a Tobie pozwoliła na zdystansowanie się do zachowań męża, takiego uniezależnienia się emocjonalnego.
Anonymous - 2014-05-07, 07:23
Dziekuję wszystkim za kontynuowanie mojego wątku
Anonymous - 2014-05-07, 08:43
Gosia51 napisał/a: | Ja nie odeszłam. Dlaczego JA mam odchodzic??? Jeśli jemu tak żle, to o n p o w i n i e n o d e j ś ć . |
A jeśli ON nie chce odejść, to co, zmusić?? Zostać i cierpieć?
Każda sytuacja jest inna i nie zawsze istnieje jedno uniwersalne rozwiązanie...
Anonymous - 2014-05-07, 10:55 Temat postu: Może sie naraże... cyt"Dzieci muszą czuć, że ich nie opuściłaś, że w tej sytuacji nie myślałaś tylko o sobie, ale brałaś pod uwagę ich dobro, że czasami podejmując decyzję wybieramy po prostu mniejsze zło. Zostały we własnym domu, z tatą, jak rozumiem, który ich w żaden sposób nie krzywdzi."
NINI, mam do Ciebie żal,ze zostawiłas dzieci i odeszłaś./Ja wzięłabym je ze soba, bez wzgledu na wzgląd/. Matkom -prorodzinnym Polkom- to trudno zrozumieć.
Jestem po podobnych przejściach. Odchodziłam i... wracałam.
Kiedy mnie nie było Pan mąz dalej robił co chciał,żył własnym zyciem. Wrecz mi powiedziaŁ:" jestes to jestes- nie ma Cie to nie ma".Dom sie beze mnie nie zawalił!! Dzieci przywykły do mej nieobecności..do nowej sytuacji. a CZY JA DOSZŁAM DO SIEBIE? nie !!! Nie potrafiłam zyć bez rodziny.WRÓCIŁAM. I obecnie zyje samotna w małżenstwie. Nauczyłam sie milczeć i nie reagowac na zaczepki mężą, na jego "przygody".
NINI
Ratując siebie,dokonując terapii wstrząsowej dla swego małzenstwa,gubisz coś cennego.WIĘŹ Z DZIECMI.
Neguję Twe zachowanie- DZIECI zobojętnieją,bardziej będą lgnąć do ojca niż do "niedzielnej" mamy.
Predzej czy pózniej usłyszysz- TY NAS ZOSTWIŁAS!!
Więc- albo trwaj w swym postanowieniu i NIE WRACAJ DO MĘŻĄ,kochając z daleka
ALBO bardziej ZADBAJ O WIĘŻ Z DZIECMI
[ Dodano: 2014-05-07, 12:07 ]
NINI, NAPISZ, CO UZYSKAŁAS PRZEZ TEN CZAS?
jak długo chcesz byc" dochodzącą na kawe?
Co dalej zamierzasz?
Nie jest Ci z tym dobrze,prawda?
Anonymous - 2014-05-07, 11:54
Tak właśnie jest Gosia, że nasze poglądy, opinie kształtuje nasze własne doświadczenie. Każda sytuacja jest inna, nowa, nie ma jednej recepty i nie jesteśmy w stanie przewidzieć do końca konsekwencji własnych wyborów. Z tych względów trudno uznać, czy w sytuacji Nini nie było to jedyne wyjście. Nini napisała o latach spędzonych na podejmowaniu decyzji. Czasami bywa tak, że kontakty z dziećmi z doskoku są bardziej wartościowe niż permanentne przebywanie w domu ciałem z rozpaczą i nieobecnością emocjonalną.
Dzieci rosną, dojrzewają, myślą, same dochodzą do określonych wniosków. To, że powiedzą Ty nas zostawiłaś nie zawsze oznacza koniec relacji.
Gosia, mi wyprowadzka bardzo dużo dała i uważam, że to była bardzo dobra i jedyna na tamten czas decyzja. Wyprowadzka dała mi siłę, wiarę, odwagę, zweryfikowała osoby naprawdę przychylne, pokazała, że lęki i różne strachy są bezpodstawne, pozwoliła nie reagować tak bardzo na oceny i opinie innych, i wiele, wiele innych dobrych rzeczy. Pewnie z tych względów jestem w stanie zrozumieć, że decyzja Nini była jedyną możliwą i przemyślaną opcją i możliwe, że będzie miała pozytywny ciąg dalszy dla całej rodziny.
Zaleś, widzisz jak dobrze zrobiłeś zakładając swój wątek. Dodatkowo masz przykład kobiet, które ufają ojcom na tyle, że są w stanie zostawić z nimi dzieci.
Anonymous - 2014-05-07, 13:37
Złamana
, Nini ma dorosłe dzieci,więc sama nie jest juz b.młoda. PODZIWIAM JEJ ODWAGE i szczerze jej gratuluję. Im człowiek jest starszy tym trudniej zaczynac od nowa.Nini utrzymuje formalnie kontakt z dziecmi. Ale do czego TO doprowadzi?Jakie Nini ma plany? czego oczekuje po przeprowadzce?ŻĘ MĄZ SIĘ ZMIENI?ŻE COŚ ZROZUMIE i poprosi ja o powrót? To sie zawiedzie!!
Nini, zdecydowana jestes na separację,by Cie nikt już nie krzywdził? to po co piszesz,że nie zostawisz mężą?
Starsza córka wkrótce wychodzi za mąz i już ma żal do mamy/co ONA wyprawia !/Znaczy ,starsza córka/24 lata/ nie zauważyła złych relacji między Nini i jej tata?Do ojca nie ma żalu? Czy nie czas,by jej to oględnie naświetlić . Dlaczego Nini zostawiła z mężem własnie 10 letnią córeczkę/okres dojrzewania/ ,która potrzebuje mamy???
Złamana,pokazałaś "korzyści",wynikające z własnego rozstania. Dotycza one Ciebie ,Twych relacji z otoczeniem. Nie rozumiem. Odeszłaś i kochasz na odległość ?A może wróciłas do męża i wyciagnęłas pozytywne wnioski z czasowego rozstania?
Anonymous - 2014-05-07, 14:05
Z mężem została tylko najmłodsza! Starsze mieszkają poza domem już od jakiegoś czasu.
Cytat: | Skoro Ty nie masz obaw, że dzieci będą zadbane i zaopiekowane to może taka terapia szokowa ma jakiś sens. |
Na pewno nie zaopiekuje się nimi tak dobrze jak ja A tak na serio: mam obawy. Mąż często zachowuje się egocentrycznie, egoistycznie, depresyjnie. Ale w sytuacjach kryzysowych umie się pozbierać i zachować odpowiedzialnie. Widzę, że teraz się bardzo stara.
Cytat: | Pierwszy raz spotykam takie rozwiązanie. |
Poczułam niepokój. Nie chciałabym jakoś bardzo eksperymentować. Jednocześnie czuję mocno, że to była dobra decyzja.
Cytat: | Kto wie, czy w niektórych nawet tu opisywanych sytuacjach taki desant mamy i zostawienie romansującego taty z dziećmi, domem i całym związanym z tym ambarasem nie zadziałałoby jak kubeł zimnej wody (...) No i czasu na romantyczne porywy serca byłoby mniej... |
Mąż uczy się prać, robić zakupy itd. Mam trochę satysfakcji, nie ukrywam Nasz podział obowiązków był bardzo nierówny. Jemu też chyba dobrze zrobi taka samodzielność, zwł. ta decyzyjna. Więcej kontaktu z prozą życia. Czy będzie od tego mniej romantycznie wzdychał, czy więcej - nie mam pojęcia.
Złamana, tak właśnie rozmawiałam z dziećmi, jak to opisałaś. I tak dwie ze starszych były rozżalone na mnie i złe, a najmłodsza - smutna. To mi się wydaje naturalne.
Cytat: | Ten namiot to chyba niezbyt dobre rozwiązanie. |
Pewnie, że niedobre. Nie znalazłam na razie lepszego.
Jeśli chodzi o plany, to wiem tyle, że nie wrócę do takiego wspólnego życia, jakie było przedtem. Pani psycholog powiedziała mi, że czekam na cud. To właśnie robię, tylko że dla niej cuda są czymś nierealnym, a dla mnie wręcz przeciwnie. Modlę się, poszczę i czekam. To może potrwać, liczę się z tym, że nawet całe życie mogę tak czekać, więc trzeba inaczej rozwiązać kwestię mieszkania. Może rozwiążemy ją wspólnie z mężem, bo on też uważa, że przydałoby się jakieś drugie miejsce do mieszkania, przy czym zmienialibyśmy się przy dziecku, w naszym domu-bazie, a nie - urządzali dziecku dwa domy. Zalesiu, to byłaby chyba właśnie opieka naprzemienna?
Problem w tym, że nie mamy drugiego miejsca do mieszkania (teraz korzystam z uprzejmości brata), a zanim będziemy mogli coś kupić albo wynająć, będę musiała pewnie zwinąć namiot... i nie wiem, co wtedy. Mąż uważa, że "póki co" powinnam wrócić. Nie ma mowy, to "póki co" może potrwać lata.
|
|
|