To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - temat Marii

Anonymous - 2014-05-02, 17:04

Witam Państwa serdecznie,

Nazywam się Maria i chciałabym pokrótce opisać stan w którym obecnie się znajduję. Mam nadzieję że Państwo zechcą to wołanie o pomoc przeczytać bo żyję ciągle nadzieją że jeszcze zestarzeję się z moim jeszcze mężem. Szanse na uratowanie tego związku są bardzo małe z uwagi na to że mąż wielokrotnie mówił mi że mnie nie kocha a jak można ratować coś czego nie ma i nie było??? Tak wiec sytuacja jest beznadziejna...Z jego strony nie ma chęci naprawiania czegokolwiek i wręcz moje starania odczytywane są agresywnie z pogardą dla mnie. Jestem bardzo zmęczona proszeniem i poniżaniem się ale nie na tyle aby jeszcze próbować bo: Miałam i mam znaki od Boga że warto. Dzisiaj nie mogłam spać choć nie pierwszy raz. Każde przebudzenie było dla mnie pretekstem aby zmówić modlitwę do Matki Boskiej i tak do godz ok 7.30. Wstałam z łózka zostawiając śpiącą córeczkę (8 lat) i zrobiła sobie kawę (choć zazwyczaj piję herbatę:)) i włączyłam telewizor. O dziwo zawsze "nastawiałam" na tvn i tak zrobiłam ale stwierdziłam że nic ciekawego nie ma i przełączyłam na program 1. Jednocześnie buszując na laptopie zerkałam na tel. W owym czasie rozpoczynał się program katolicki nawet nie wiem jaki tytuł....reportaż małżeństwa po przejściach od rozstania poprzez naprawiania tegoż małżeństwa. Zadała sobie pytanie w myślach "dlaczego taki a nie inny temat i dlaczego wstałam tak wcześnie i dlaczego nie przełączyłam na inny kanał? Przypadek? Chyba nie....
Reasumując, tak trafiłam na stronę o uzdrawianiu małżeństwa. Dodam że od roku jestem osobą wierzącą i praktykującą bo było różnie...Mój mąż też jest choć oddalił się od Boga może przeze mnie?

[ Dodano: 2014-05-02, 17:07 ]
Jeszcze jedno, to tak naprawdę oczekuję cudu ale coraz bardziej przygniata mnie myśl, że nie będzie. Czy Męża można zmusić do miłości? Wszyscy jesteśmy tutaj w kryzysie a czy jest ktoś kto z kryzysu dzięki chceniu tylko jednej osoby wyszedł???

Anonymous - 2014-05-02, 23:45

Witaj Mario na forum

poczta.onet.pl napisał/a:
Wszyscy jesteśmy tutaj w kryzysie a czy jest ktoś kto z kryzysu dzięki chceniu tylko jednej osoby wyszedł???

Tak, my

W małżeństwie sakramentalnym są trzy osoby : mąż, żona i Bóg

W naszym małżeństwie był czas, że ani ja ani mąż nie byliśmy wierni sakramentalnej przysiędze małżeńskiej, jedynym który wiernie jaj dotrzymywał był Bóg.

Pukał do nas wielokrotnie
obudziłam się ponad 2 lata po rozwodzie, a resztę w wielkim skrócie usłyszałaś w reportażu :mrgreen:

Przesłuchaj rekolekcje ks Marka Dziewieckiego
"przysięga małżeńska i jej konsekwencje"

poczta.onet.pl napisał/a:
a jak można ratować coś czego nie ma i nie było??? Tak wiec sytuacja jest beznadziejna...



Jak to niema i nie było - jesteście małżeństwem sakramentalnym????

dla chrześcijanina sytuacja nigdy nie jest beznadziejna - mawiał Jan Paweł II

Wspomnę w modlitwie

Anonymous - 2014-05-03, 13:52

Witaj Mario, ja właśnie jestem w podobnej sytuacji. Też z całych sił chcę walczyć o to małżeństwo, ale on zupełnie się zapiera i mówi że uczucie wygasło mimo że jeszcze niecałe 3 miesiące temu mówił, że kocha mnie całym sercem. Od miesiąca modlę się Nowennę Pompejańską w intencji uratowania mojego małżeństwa. Mimo że modlitwa dodaje mi otuchy i uspokaja, nadal czuję się strasznie z tym że osoba, którą tak bardzo kocham i z którą przeżyłam 12 lat, mnie odrzuca... Ja również proszę o wsparcie modlitwą, bo już sama nie daję rady...
Anonymous - 2014-05-03, 21:50

Mario,

nie będę Ci pisać jak postępować. Pewnie pomogą inni.
Napiszę o co prosiłaś - tak , są tacy co sami ratowali (przynajmniej tak mi się wydawało) i się udało.
Dziś jesteśmy dwa razy dłużej razem niż Go nie było...
tzn. zostawił mnie na rok, wrocił dwa lata temu...

Przez rok traktował mnie jak "nie żonę", założył sprawę rozwodową.
A potem usłyszałam - dziękuję, ze tak o nas walczyłaś.

Tak więc Mario, nie trać nadziei.

Anonymous - 2014-05-03, 23:39

bardzo pocieszający jest post dioli, dziękuję za świadectwo.
Mario, jak walczysz o to małżeństwo? Może podzielimy się doświadczeniami aby wzajemnie się zainspirować?

Anonymous - 2014-05-04, 19:06

diola, jak walczyłaś??
Anonymous - 2014-05-05, 22:59

Maria, a czy Ty spróbowałaś jak Pan Bog poprzez sakramenalia i modlitwę pomaga w zwykłym szarym życiu???
Ja jestem zielony w temacie i czarny na forum, ale posłuchaj dziewczyn, weź to coś z 59 ziarenkami na sznurku do rąk , a zobaczyszysz?!

Anonymous - 2014-05-06, 21:03

Kochani,
Jak ja walczę o moje małżeństwo...., dzisiaj spróbowałam porozmawiać z mężem który jeszcze mieszka z nami, jeszcze...bo właśnie oznajmił że jak męczę się to on może wyprowadzić się do rodziców (powiedział to zupełnie bez emocji z szyderczym uśmieszkiem). Zawsze miałam wsparcie od teściów w negatywnym znaczeniu. Dodam że są to ludzie bogobojni a przynajmniej im się tak zdaje. Ale wróćmy do rozmowy z moim mężem. Wysłuchał moją "historyjkę" o tym jak spotkałam na swojej drodze Chrystusa dzięki kryzysowi i jak dał mi znak że mam nie rezygnować z sakramentu małżeństwa. Potraktował to jak moją następną prowokację aby ugrać COŚ bo tak nazywa uczucie łączące go ze mną. On mnie nie kocha i koniec kropka i nic tego nie zmieni a i nie może dać naszej rodzinie ciepła. Oczywiście zapiera się że nie ma nikogo choć ja wiem że tak nie jest! Często teraz wyjeżdza do Warszawy a każdą wolna chwilę nie poświęca córce tylko laptop i komórka. On nie będzie w niebycie i mam przestać kazania uskuteczniać.
Zastanawiam się czy to co robię ma sens, chodzi o walkę o nas....jak się słyszy słowa że nie kocham i nie będę mógł nigdy się zmusić do tego uczucia to wszystko opada. jest dla mnie sens głęboki modlitwa bo jest ukojenie bólu ale szansa powrotu niemożliwe. Za dużo ludzi życzy mi złego szczególnie jego rodzina.
Jestem zmęczona jego postawą bardzo....A gdzie pracować, zajmować się dzieckiem i jeszcze uczyć się. On znalazł już sobie ukojenie choć co tutaj ukoić jak się nie cierpi z miłości tylko się ją przeżywa bo jak zostawia się dziecko to w imię chyba miłości,..
Wczoraj pod prysznicem cieszyłam się na przemian z płaczem i wyciem że mój maż jest w domu choć go nie ma i że Chrystus dał mi szansę naprawy siebie i bycia z NIM z Jezusem...To było tak niezależne że aż nieprawdziwe. Przyszedł do mnie Jezus do takiego łotra jak ja...Czuję że małżeństwo moje nie przetrwa bo zbyt duża determinacja jest mojego męża aby być z kimś innym szczęśliwy żeby jak to nazwać uśmiechać się (bo tak mu kochanka napisała iż się nie uśmiecha będąc z nami, ze mną), powtarza to jak mantrę. Nigdy nie walczył o nas z taką zaciekłością jak teraz walczy o rozpad a może o NIĄ...

Anonymous - 2014-05-06, 21:40

poczta.onet.pl napisał/a:
Jak ja walczę o moje małżeństwo.

A po co tak.? Sam długi czas kombinowałem prośbami, groźbami, na uszach stawałem, Ale właśnie tu ktoś mi powiedział że trzeba stanąć ponad tym problemem, niejako wysiąść z tego rozpędzonego pociągu słów, złych czynów.
Chyba większość ludzi widząc żebraka na ulicy gardzi nim i współczuje ale unika choć czasem sypnie klepakami. Ale widząc eleganckiego gościa w mercedesie, czy fajną laskę w kawiarni chętnie by z nimi nawiązali kontakt- a może coś zyskają???
Od kiedy przestałem żebrać a raczej elegancko przyjeżdzam po syna, alegancko bez słów i żądań ,jestem i trwam z modlitwą. Żona widzi że coś w sobie mam i gdzieś jakoś jej się nie klei nowe zycie. Gorsze bo ja się trochę przyzwyczaiłem do postawy czekającego i aż się boję jej kolejnych owiedzin.

Anonymous - 2014-05-12, 20:51

Kochani, muszę napisać co zmieniło się w moim życiu od czasu kiedy znalazłam się tutaj bo moja obecność w Sycharze nie jest przypadkowa wiem to na pewno. Jestem Wam wszystkim to winna szczególnie Mirakulum za to że otoczyliście mnie opieką która jest dla mnie bezcenna. Już dłużej nie mogę egoistycznie "przypatrywać" się losom Waszym i szukać odpowiedzi czy warto i świadectw że można uratować każde małżeństwo jak się tylko chce. Kokieteryjnie zaczepiałam Was że ja nie mam szans na uratowanie mojego małżeństwa bo jak można ratować coś czego nie ma i nie było (wersja mojego męża). Pisząc to chciałam bardzo usłyszeć jak kobieta która mówi, że jest brzydka, że nie to nie prawda jesteś piękna...tak i ja chciałam odpowiedzi i ją otrzymywałam iż jest do uratowania..Tymczasem przez ten okres czasu stawały się małe cuda o których nie pisałam nie dzieliłam się z Wami z przekory dla siebie samej, mówiąc "to przypadek i tak nic z tego nie będzie". Moc wiary i modlitwy sprawiał i cały czas sprawia że czuję się lepiej i cały czas nie mogę uwierzyć że Pan Jezus do mnie sam przyszedł i mówi do mnie Waszymi słowami..Tak Przez Was on do mnie mówi. Przeszłam długą drogę do Niego żyłam wcześniej bez Boga w sercu a jedynie jak działo się źle to zwracałam oczy ku Matce Bożej. Ona nigdy nawet wtedy nie zostawiała mnie bez pomocy i tak sinusoidalnie trwała moja wiara w myśl zasady "Jak trwoga to do Boga".
Odbiegłam od tematu małych cudów. Otóż od 9 dni odmawiam nowennę Pompejańską daje mi ukojenie bólu i się zaczęły cuda. Najpierw mój jeszcze mąż zechciał mnie wysłuchać choć to nic nie dało ale zawsze coś..Teraz Was zdziwi bo posądzicie mnie o złorzeczenie ale na drugi dzień jak miał jechać do kochanki do Warszawy (jego mekki) obtarł i obił cały bok samochodu (oczko w głowie tak mi powiedział zabierając mi auto). Wiedziałam już wtedy że jest to pogrożenie palcem niebios że ma się zastanowić. Kiedy mu się to stało i jak mówił on sam nie wie jak...zadzwonił do mnie co ma zrobić!? Rozmawiałam z nim jak byśmy cały czas byli razem...następnie przyjechał do mnie do pracy aby zrobić ksero swoich dokumentów (a swoją drogą nie ma godności) i stwierdził że wyglądam na zmęczoną.. dacie wiarę? A ja przepraszam mam wyglądać? Nie miałam sił nawet mu odpowiedzieć bo na głupie stwierdzenia nie wiadomo jak reagować :-? Tak czy siak był postęp w naszych relacjach...następnego dnia u jego rodziców w bloku był pożar nic na szczęście nic się nie stało ale dało mi do myślenia bo zawsze dla mnie byli okrutni i bezwzględni a teraz nie dość że potępiają jego zachowanie to jeszcze mi pomagają!! Na deser dzisiejszy dzień. Napisałam przed wczoraj do niego e-maila przeczytał dopiero dzisiaj bo w niedzielę i sobotę był bardzo zajęty kochanką. Zadzwonił do mnie o dziwo i rozmawiał przeszło godzinę. Usprawiedliwiał się że nikomu nie chce zrobić krzywdy bo nie jego wina że mnie nie kochał i nie kocha on chce tylko szczęścia. A tak poza tym myślał iż wszystko już sobie wyjaśniliśmy i był przekonany że robimy sobie wzajemnie przysługę. Nie ogarniam tego faceta ale muszę się zmagać z takim myśleniem. Generalnie ma wyrzuty sumienia szczególnie w stosunku do córki ale to i tak nic nie zmieni i on też nie zmieni zdania. Rozmawiałam z nim spokojnie i to go bardzo wybija z poczucia czy dobrze robi. Myślę że będzie tkwił w tym związku z tą kobietą ale cieszę się że meczy go sumienie bo już myślałam że go nie ma..

Anonymous - 2014-05-12, 21:11

poczta.onet.pl napisał/a:
Kochani, muszę napisać co zmieniło się w moim życiu od czasu kiedy znalazłam się tutaj bo moja obecność w Sycharze nie jest przypadkowa wiem to na pewno.
nooo ;-) to na pewno. Nie ma przypadków, w Sycharze lubimy tak mówić.

A rozważałaś może udział w 12 krokach. Mogą być tu, przez net.
Nie wiem dlaczego, ale jak Ciebie czytałam od razu przyszło mi to do głowy ( a że nie ma przypadków ... ;-) )

Anonymous - 2014-05-13, 09:26

Mariaali,

Tyle się zadziało a to dopiero początek, zobacz ile można, nie robiąc nic tak naprawdę poza odpowiednią postawą. Wczoraj oglądałam film francuski pt. Pięknę dni. Jest to historia kobiety, która szuka siebie na nowo po odejściu na emeryturze, kobiety pięknej i wrażliwej, która ostatecznie wplątuje się w romans z młodszym mężczyzną. Postawa jej męża, tak zdrowa, ich losy dalsze...to jest film dla nas, taki o życiu, o tej stronie, która boli, ale jest nadzieja.
Każde małżeństwo jest w stanie dotrzeć do zalążka od którego się to wszystko zaczęło...i tylko Ci, którzy w to nie wierzą, nie wierzą Bogu, że co złączył, to się nie rozdziela, ale wcale nie jest powiedziane, że nie trzeba o to walczyć, bo to juz nasza rola.
Siły, pogody ducha na najbliższe dni. Walczymy wszyscy :)

Anonymous - 2014-05-13, 15:37

Muszę jeszcze Wam napisać o czymś co mnie boli i gnębi bo słysząc to zaczęłam w to wierzyć. Otóż jak zapytałam się go c z przysięgą małżeńską a on na to: " jak to co zawsze można się pomylić a poza tym nie zawsze się mówi przysięgę czując jej znaczenie i tak było w moim przypadku.."Reasumując jeśli tak jest to czy jest szansa ratowania skoro on nie czuł wagi i pomylił się co do kobiety przysięgając?? jestem zagubiona i tak bardzo rozczarowana tak oszukana okrutnie....
Anonymous - 2014-05-13, 20:49

Mój to nawet dosadniej stwierdził, że przysięgę to ma w d.... :-? A przecież nikt na siłę ich nie ciągnął do ołtarza....Tak nie mówi prawdziwy facet ,


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group