To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Co w tej sytuacji?

Anonymous - 2014-05-02, 17:25

Odpuść temat zdrady. Nie drąż tego. Lepiej nie wiedzieć. Jest kolosalna różnica między przypuszczeniem a wiedzą w tym temacie. Nie mówię nawet o Twoim małżeństwie, ale to Tobie - będziesz bardzo cierpiał jak się dowiesz.
Zajmij się żoną, a te temat zostaw, to było to było.

Anonymous - 2014-05-04, 23:25

Moje żona sama nie wie czego chce. Podejrzewam, że mam dylemat - ja czy ten drugi. Mam zamiar wyłożyć kawę na ławę. Nie mogę tak dłużej żyć.

[ Dodano: 2014-05-05, 00:22 ]
cum napisał/a:
Moje żona sama nie wie czego chce. Podejrzewam, że ma dylemat - ja czy ten drugi. Mam zamiar wyłożyć kawę na ławę. Nie mogę tak dłużej żyć.


[ Dodano: 2014-05-05, 12:26 ]
Czuję, że żona mną manipuluje. Niby chce ratować związek, ale działa tak, żeby go nie uratować. Do tego ta trzecia osoba. Czy postawienie sprawy jasno - albo w jedną albo w drugą stronę może zadziałać czy raczej przynieść odwrotny skutek? Czy wspólny kilkudniowy wyjazd może coś zmienić?

Anonymous - 2014-05-05, 13:10

Za bardzo ogólnikowo piszesz. Co sprawia, że podejrzewasz zdradę? Jak się jej zapytasz wprost to nie wiem czy ci powie prawdę. Wiele osób w takiej sytuacji kłamie. Uważam, że lepiej znać najgorszą prawdę niż żyć w ciemności będąc przez kogoś manipulowanym.
Anonymous - 2014-05-05, 13:17

cum napisał/a:
Do tego ta trzecia osoba.


Czy masz pewnośc co do tej trzeciej osoby, czy to ndal tylko domysły?

cum napisał/a:
Czy postawienie sprawy jasno - albo w jedną albo w drugą stronę może zadziałać czy raczej przynieść odwrotny skutek?


To zależy od tego, jak wiele Ty sam jesteś gtów zaryzykować. Szans masz 50/50.
To otrzeźwienie, moze żonę zatrzymać lub przyspieszyć decyzję o odejściu, jeśli kogoś ma. A jeśli nikogo nie ma?

cum napisał/a:
Czy wspólny kilkudniowy wyjazd może coś zmienić?


Proponowałeś juz żonie? Zgodziła się? Jeśli tak, to myślę, ze są szanse.

cum, czy rozmawiałaś z żoną szczerze o Waszej sytuacji, o tym ,ze masz wrażenie jakby coś się miedzy Wami psuło, o tym ze chciałbyś to zmienić? Czy dałeś sobie i żonie sznsę na wypowiedzenie się w kwestii Waszego małzeństwa, jego stanu i Waszych odczuć z tym zwiazanych? Jesli nie, to myślę ze może od tego warto zacząć.
Komunikacja, szczerosc w komunikowaniu o swoich odczuciach i otwartosć na przyjęcie oczuć drugiej strony, to podstawa w związku.

Pozdrawiam

Anonymous - 2014-05-05, 13:23

Ta trzecia osoba to "kolega", który jej pomaga. Ona tak twierdzi, bardzo często się widują. Wczoraj mnie oszukała, że jest zapracowana a siedziała z nim na kawce. Info pewne. Z moją żoną nie można normalnie porozmawiać, ciągle mnie oskarża. Poza tym wyprowadziła się ponad dwa miesiące temu. Wydaje mi się, że ona sama nie wie czego chce. Mieliśmy wyjechać, ale po tym co się dowiedziałem odechciało mi się. Nie ufam jej. Poza tym ona twierdzi, że drażnię ją i nie chce, żebym do niej przyjeżdżał i chce ode mnie czasu. A ja jej nie naciskam. Widać woli towarzystwo "kolegi" niż męża.
Anonymous - 2014-05-05, 13:41

cum napisał/a:
Mieliśmy wyjechać, ale po tym co się dowiedziałem odechciało mi się


Jeśli żona nadl taką chęć wyraża, to moze warto spróbować

cum napisał/a:
Z moją żoną nie można normalnie porozmawiać, ciągle mnie oskarża.


Czy oskarżenia w Twoim odczuci są bezpodstawne?
Czy się im przyjrzałes?
Kolega pojawił się zanim żona zaczęła oskarżać, czy póżniej?

cum napisał/a:
Poza tym wyprowadziła się ponad dwa miesiące temu.


Podała powody swojej decyzji?
Kolega pojawił się zanim żona zaczęła oskarżać, czy póżniej/ Przed czy po wyprowadzce?

cum, nie musisz mnie odpowiadać na te pytania, ale sobie myśle ze warto.

Anonymous - 2014-05-05, 13:52

Żona od początku oskarżała mnie o całe zło w naszym małżeństwie. W sobie nie widziała nigdy winy. W pewnych kwestiach miała rację, przeprosiłem, zacząłem się starać, ale to tylko pogorszyło sprawę. O koledze dowiedziałem się ok miesiąca temu, nie wiem jak było wcześniej
Anonymous - 2014-05-05, 14:34

cum napisał/a:
W sobie nie widziała nigdy winy


Tak to jest, ze łatwiej jest zobaczyć cudze winy niż własne, wtedy wszystkie nasze działania sa "usprawiedliwione", bo to przecież ta druga strona nas do tego zmusiła...

cum, tego niestety nie zmienisz, zona sama musi zauważyć włąsne niedoskonałosci i sój idział w obecnym stanie małżeństwa, ale póki co na to sie nie zanosi jak widać.
Więc teraz warto ten obecny czas poświecić na budowanie siebie, na zobaczeniu na czym polegaja róznice między płaciami (polecam ksiązki z serii Mars i Wenus J. Gray i wukłady J. Pulikowskiego). Jeśli małzeństwo jest dla Ciebie ważne i chcesz podjąć próbę ratowania go, to warto zapoznać się z tymi pracami i potraktować jako "przygotowanie ratownicze". Warto również zapoznać się z rekolakcjami x Dziewieckiego

http://sychar.org/przysiega/

aby dowiedzieć się co przysięgaliśmy Bogu i sobie nawzajem.

Nie sądzę jednak aby pouczanie zony w tych kwestiach coś zmieniło, więc nie polecam.

Każdy z nas aby cokolwiek zmienić w swoim życiu, aby podjąć nawet tylko próbę naprawiania czegokolwiek, powinien najpierw stanąć w prawdzie o sobie, bo dopiero wtedy potrafi stawić czoła temu wszystkiemu. Bo wtedy zna swoje słąbe i mocne strony i nie odpowiada na wszelkie zarzuty i wytknięcia niezgodą i pewnego rodzaju agresją wynikającą z obrony siebie, ale potrafi powiedzieć, tak masz rację taki/a jestem próbuję to zmienić, ale potrzebuję czasu...


Jeśli wyjazd jest aktualny, ze strony żony, to myślę, ze warto, zwłaszcza, że ze sobą nie mieszkacie, byłaby to okazja to wspólnego "bycia" i do rozmowy, do próby otwarcia się na żonę i poroszenia o to samo z jej strony. Jeśli jednak miałby on stanowić ciagłe wzajemne obwinianie siebie lub pouczanie, to lepiej zrezygnować. Pomyśl, czy jesteś w stanie tak ten wyjazd zorganizowac, tak do niego podejśc z własnej strony i nie dać się sprowokować żonie do takich zachowań.

Pozdrawiam

Anonymous - 2014-05-05, 20:37

zenia1780 napisał/a:
róznice między płaciami

Płacie bo płaci?, czy płacie bo płatew na dachu? :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
Hura nie tylko ja jestem alanfabetą :lol:

Anonymous - 2014-05-06, 09:30

Dabo napisał/a:
Płacie bo płaci?, czy płacie bo płatew na dachu?
Hura nie tylko ja jestem alanfabetą


Masz rację Dabo, dzięki za spostrzeżenie.
Ale na dachu to chyba połacie?

Anonymous - 2014-05-07, 10:40

Sytuacja na obecną chwilę jest bardzo trudna. Nie wiem kompletnie o co żonie chodzi, za chwilę nie będę już wiedział o co mi chodzi, mam taki mętlik w głowie. Byliśmy na kilku spotkaniach terapeutycznych, ale nawet psycholog nie potrafi do niej dotrzeć żadnymi argumentami.
Z tego co widzę i słyszę, żonie moja osoba jest obojętna. Potrafi mi mówić bardzo przykre rzeczy, cały czas wypomina co ja kiedyś potrafiłem zrobić lub powiedzieć. Całą winę zrzuca na mnie. Jedyny pozytyw jest taki, (na tą chwilę, bo za 5 minut może się to zmienić) że mamy poszukać mieszkania do wynajęcia. W takim stanie emocjonalnym w jakim jest żona, może to być dla mnie nie do przeskoczenia. Jeszcze mam siłę, żeby walczyć, ale nie wiem jak długo. Podchodzę do niej z różnych stron, ale to walenie głową w mur. Kiedy przychodzi taki moment, żeby odpuścić? Czuję, że tracę jaja, to ona pociąga za sznurki.

Anonymous - 2014-05-07, 11:11

Witaj,
Sama jestem dziś słaba, ale zbieram w sobie zycie i dziele sie, bo podobnie mnie to tez spotkało.
Taki stan "umysłu/serca/ducha" w jakim znajduje się Twoja żona i kiedys moj mąż to odwiedzenie. Wczesniej jeszcze oboje chcieli walczyc, ale przez cos stracili nadzieje i sa od tej walki odwiedzeni, nie widza sensu. Kiedy traci sie nadzieje, dzieja sie takie rzeczy. Najdziwniejsze jest to, ze milosc nie znika, nadal tam jest tylko przykryta zloscia, zalem, urazami. Nazbieralo sie tego latami i przykrylo milosc, ale ona tam jest. Musi pojawic sie nadzieja...mój maz zaczał zauważac zmiane we mnie, naturalnie zaczelam pytac co moge dla niego zrobic, by byl ze mna szczesliwy, okazalam mu duzo serca i wyrozumialosci, wrocila nadzieja. Na polu bitwy walka trwa póki jest nadzieja na zwycięstwo i wiara w nie daje ogromną siłę, a gdy traci sie nadzieje stajemy sie jak owce idace na rzeź.
W takim samym stanie odwiedzenia jest bohaterka filmu Ognioodporny, powoli (bo moze to trwac jakiś dłuższy czas) rodzi sie w niej nadzieja, gdy jej mąż zaczyna postepowac inaczej. Gdy widzi, ze zmiana jest szczera i głęeboka, otwiera się ponownie na męża.
Jest jeszcze ten kolega. Kolega, ktory byc moze daje żonie to, co ja uszczesliwia: zainteresowanie, czulosc, troske i naturalne jest w tym stanie, że nie bedzie szukac tego u męża, do którego ma głównie żal i złośc. Wierze, że jeśli uda Ci się rozbudzic w niej nadzieje do walki o Was kolega przestanie miec jakiekolwiek znaczenie.
Apropo postawy, kolejna zadziwiajca rzecz o ktorej pisze Dabson w swojej ksiazce (miłośc wymaga stanowczosci), to efekt zaciskania petli na szyi. Gdy kogos gonimi i chcemy go uwiezic by z nami był, ten ktoś ucieka, gdy tylko odwrócimy się i oddajemy wolnosc, osoba ta zwraca sie ku nam (po jakims czasie).
Wierze, że się uda...póki masz nadzieje, wiare i milośc.

Anonymous - 2014-05-07, 16:45

cum napisał/a:
W takim stanie emocjonalnym w jakim jest żona, może to być dla mnie nie do przeskoczenia. Jeszcze mam siłę, żeby walczyć, ale nie wiem jak długo. Podchodzę do niej z różnych stron, ale to walenie głową w mur.


Cytat:
Czuję, że tracę jaja, to ona pociąga za sznurki.


Samboja napisał/a:
Na polu bitwy walka trwa póki jest nadzieja na zwycięstwo i wiara w nie daje ogromną siłę, a gdy traci sie nadzieje stajemy sie jak owce idace na rzeź.


Samboja napisał/a:
Apropo postawy, kolejna zadziwiajca rzecz o ktorej pisze Dabson w swojej ksiazce (miłośc wymaga stanowczosci), to efekt zaciskania petli na szyi. Gdy kogos gonimi i chcemy go uwiezic by z nami był, ten ktoś ucieka, gdy tylko odwrócimy się i oddajemy wolnosc, osoba ta zwraca sie ku nam (po jakims czasie).



Gwoli ścisłosci.
Wiem, ze porównanie do walki może wydawać się jak najbardziej na miejscu, jednak nie jest adekwtne. My mamy bronić miłości i małżeństwa, a nie walczyć o (?)... z (?)...
Z walki zawsze ktoś wychodzi przegrany, a wszyscy są poranieni.

cum, Przesłuchałeś konferencji?
Moim zdaniem i kluczem do wszystkiego jest pierwsza "Ja...biorę Ciebie...za żonę/meza" (i rozpoznanie w sobie tego JA, odkrycie go na nowo lub wogóle). Do póki nie poznasz i nie odzyskasz siebie, nie odzyskasz też tych przysłowiowych, wspomnianych przez Ciebie "części ciała". To jest poniekąd też ten fragment z Dobsona, kiedy zaczynasz zajmować się sobą w tym sensie, o którym ja piszę, zaczynasz dawać rónież więcej wolności tej drugiej stronie.
Przesłuchaj sobie tych konferencji, bo tam jest wiele wskazówek...
Posłuchaj również tego

http://sychar.org/2012/12...w-mokrzeszowie/

oraz innych konferencji pana Jacka (njlepiej wszystkich)

http://www.jacek-pulikows...rencje-mp3.html

Naprawdę warto. Przygotuj się na wspólne zamieszkanie...

Pamiętaj jednak, że najwazniejsze jest, abyś zaprosił do Waszego małzeństwa Boga i Jemu pozwolił działać. A zacznij od siebie, od swojego z Nim pojednania.

http://sychar.org/kapitanie-dokad-plyniecie/

Pozdrawiam

Anonymous - 2014-06-03, 22:41

Po krótkim czasie, gdy moje relacje z żoną się poprawiały i wyglądało na to, że może być między nami dobrze wszystko padło. W tej chwili nawet nie czuję wielkiego bólu a raczej rezygnację. Nie mam siły, nie zamierzam na razie nic robić, nawet dzwonić, bo to mija się z celem. Muszę zostawić to Panu Bogu i proszę o modlitwę.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group