To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Prośba o Waszą radę

Anonymous - 2014-04-25, 15:30
Temat postu: Prośba o Waszą radę
Witam wszystkich,
Jest to mój pierwszy post na tym forum. Znalazłam się w sytuacji, w której mąż po roku małżeństwa stwierdził, że to pomyłka, że mnie nie kocha i odchodzi. Początkowo podejrzewałam, że w jego życiu pojawiła się inna kobieta. Okazało się, że o tym, mąż całe nasze małżeństwo w pierwszej kolejności skonsultował ze znajomymi, mnie poinformował na samym końcu, z dnia na dzień, nie dając możliwości rozmowy, naprawy czegokolwiek. Mąż przez cały okres trwania naszego małżeństwa nigdy nie powiedział, że jest nieszczęśliwy. W ciągu jednej chwili przekreślił nasze życie, nie oglądając się zupełnie za siebie. Szybko po ślubie okazało się, że mąż jest zapatrzonym w siebie egoistą, dla którego liczą się tylko przyjemności i zabawa oraz praca z której prawie w ogóle nie wychodził, ja nie byłam istotna w jego życiu. Ponadto okazało się, że mąż jest dewiantem seksualnym i zupełnie nie kontroluje swojego popędu. Jestem osobą wierzącą i nie zdecydowałam się na współżycie przed ślubem. Później okazało się, że głównym powodem odejścia mojego męża było „niedopasowanie seksualne”. Mąż chciał natychmiastowego rozwodu, nie chciał się ze mną kontaktować, powiedział że składa pozew. Od tego czasu minęło 10 miesięcy, a pozwu nadal nie złożył. Niedawno umówił się ze mną na spotkanie i powiedział, że się waha, jednakże zastawiłby się nad możliwością powrotu tylko pod warunkiem, że ja się zmienię, będę mniej wierząca, będę stosować antykoncepcję, ale od niego nie mogę nic żądać bo on się nie zmieni i nawet nie zamierza próbować. Od tej rozmowy minął kolejny miesiąc, a mąż nadal milczy. Nie zachowuje się jakby żałował swojego odejścia, nie dąży do naprawy naszych relacji.
Mam 25 lat, czekałam na informacje o złożeniu pozwu bo chciałam ubiegać się o stwierdzenie nieważności małżeństwa, choć do końca nie wiem czy mam do tego podstawy, jednak wiem, że nie mam szans na rozpoczęcie procesu jeśli sprawa cywilna nie będzie w toku. Obecnie znalazłam się w martwym punkcie, nie wiem co mam dalej robić. Wiem, że dla męża ślub kościelny nie miał żadnego znaczenia, a on sam czuje się jakby po prostu zerwał z dziewczyną i załatwił już wszystkie sprawy między nami. Nie wiem czy sama mam składać pozew? Czy nie będzie to grzechem że dążę do rozwodu?
Tak, naprawdę chciałabym by mąż do mnie wrócił, ale patrząc realistycznie na całą sytuację, on tego nie chce, a ja nie mam żadnej siły nad nim by go do tego zmusić. Jestem młoda, a czuje się jakbym przeżyła już w swoim życiu wszystko co na mnie czekało, i nigdy więcej nie zaznam już szczęścia. Nie mam możliwości założenia własnej rodziny o której tak bardzo marzyłam przez całe życie. Mąż nie traktuje mnie poważnie, jestem dla niego rozrywką, przypomina sobie o mnie gdy zostaje sam, bo znajomi są zajęci własnym życiem.
Chciałabym, aby wrócił, ale on się nie zmieni, a boję się że przez niego będę cierpieć do końca życia.

Anonymous - 2014-04-25, 16:05

Natka! napisał/a:
Później okazało się, że głównym powodem odejścia mojego męża było „niedopasowanie seksualne”.


I inna Kobieta od której też odejdzie..

Zrzucę Ci więc coś z mojej subskrypcji e - mail, którą prowadzę.

Zanim mnie Administrator znów stąd wyrzuci.. ;-)

Kopiuję niżej:

Od wielu lat wszyscy pytanie mnie o definicję Miłości.

Czas, bym w końcu opracował Ją, swoją własną.

Ok.

Miłość nie jest uczuciem.

Miłość ma tyle wspólnego z uczuciami,
co klawiatura z myszką. Owszem, myszka, tj. uczucia,
nadają kierunek Naszym działaniom, ale pełną treść,
pełne znaczenie i sens nadaje klawiatura. A co za tym
idzie mózg. Czy kochać, więc, tzn. nie opierać się na uczuciach?

Nie.

Kochać, to czuć i myśleć jednocześnie.

Kochać, to nie uzależniać się od dopaminy,
która wywołujemy przez prowadzenie podwójnego życia.
Kochać, to także umieć funkcjonować z podwyższonym
poziomem kortyzolu w mózgu.

Dopamina - jest hormonem szczęścia, zakochania.
Kortyzol - jak wiemy - jedynie stresu.

Kochać, to rozwijać w sobie inteligencję emocjonalną.
Kochać, pragnąć i szaleć - można także i po latach,
pod warunkiem, że będziemy w sobie pielęgnować
wierność, a co za tym idzie - i Naszą namiętność.

Co zrobić, gdy namiętność wygasła?
Wystarczy zajrzeć w siebie.

Może ulegliśmy dewiacji egoizmu i potrzebujemy
farmakoterapii - serotoniną? A ja powiem tak.
Nie potrzebujemy. Miłość - sama w sobie -
implikuje Nam serotoninę do mózgu.

A co za tym idzie .. i szczęście .. i namiętność
potrzebną Nam do kształtowania .. także i tej
przyjemnej strony rzeczywistości.

Nie kocham już? Przestałam już kochać?
Bzdura, kłamstwo i iluzja.
Jeśli tak myślimy - znaczy się, że nigdy nie kochaliśmy.

Prawdziwa Miłość ZAWSZE rodzi się w bólu.
Niejednokrotnie po latach stałego związku.
Wszelkie uczucia, stany zakochania,
projekcje hormonalne w mózgu
- nie mają z Nią żadnego powiązania.
Poza tym, że .. rozpoczynają jedynie drogę,
na której .. szukamy Tego, co każdy nazywa
Miłością. Tą Prawdziwą, nie z filmów i ulubionej muzyki..

Anonymous - 2014-04-25, 16:51

Wilkoo6 napisał/a:


Co zrobić, gdy namiętność wygasła?
Wystarczy zajrzeć w siebie.


Tu nic nie wygasło, jak już to się raczej nie narodziło.
Wygasnac moze po 10 latach a nie po ślubie

Anonymous - 2014-04-25, 16:56

Mówisz o jednym i tym samym. W jednym i w drugim zdaniu..

Pomylił - Jej Mąż - Miłość z .. namiętnością, pożądaniem..
uzależniając się od biochemicznych reakcji w mózgu.

Takiemu Człowiekowi - wystarczy jedna nowa znajomość,
by nawet... najsilniejsza - Jego zdaniem - "Miłość" ... wygasła.

Można TO uratować.

Pytanie: czy moje sugestie byłyby tu zgodne z regulaminem?

No właśnie..

Cały Sychar..

Tak, czy inaczej...

Natka..

mimo niedopasowania (jest to bardzo słuszny "zarzut")
..

nie jest to Twoją winą.

Jego też - nie do końca .. choć może ciężko Ci w to uwierzyć..
co widać po tym, w jaki sposób oceniasz Jego potrzeby ..

seksualne.

Które.. zapewne .. zdrowe nie są (wierzę)

Jeśli będziesz chciała...

napisałem drogą prywatną coś.

Anonymous - 2014-04-25, 17:04

Natka, czy wzięłaś pod uwagę to, że
po ślubie wiele małżeństw przysłowiowo "nie wychodzi z łózka"?
Szczególnie w sytuacji gdy z TYM czekali do ślubu.
Może mąż nie jest dewiantem, tylko zwyczajnym zdrowym, młodym chłopem.

Anonymous - 2014-04-25, 17:05

Zlituj się Grzesiek z takimi sugestiami.

Idę, bo zaraz wywołam eskalację napięcia.. ;-)

Anonymous - 2014-04-25, 17:18

grzegorz_

To nie ja stwierdziłam dewiacje tylko psycholog po jednej rozmowie z nim. Ja nie do końca byłam tego świadoma. Nie będę opisywać tu szczegółów. Ale normą chyba nie jest, że mąż zaraz po ślubie wyzwywa w łóźku swoją żonę od "kurw" i innych takich, jednocześnie stosują wobec niej przemoc i nie widząc w tym żadnego problemu?

Anonymous - 2014-04-25, 18:23

Nie, Natka, to normalne nie jest. Wierzę, że możesz fatalnie się czuć, będąc w tym martwym punkcie, ale nie z takich bied człowiek potrafi się podnieść dzięki pomocnej ręce Boga. Warto z Nim nawiązać relację, i pytać się Go o drogę, bo to droga najlepsza na ten moment dla Ciebie będzie. A w realu - spróbuj znaleźć mądrego księdza i omówić z nim całą sytuację. Możesz też udać się do sądu biskupiego na podobną rozmowę, która wyjaśni Ci niejasności, mam bowiem wrażenie, że nie do końca orientujesz się w temacie badania ważności małżeństwa, na pewno nie jest to takie hop siup, że dostanę orzeczenie nieważności i już mogę zakładać nową rodzinę.
Może masz gdzieś Ognisko Sychar w okolicy? Spotkasz tam przyjaznych ludzi w podobnych sytuacjach, są genialnym wsparciem, jest w każdym Ognisku też ksiądz zaznajomiony blisko z tematyką kryzysów małżeńskich.
No i uważaj na użytkownika Wilkoo... z kolejnym numerkiem, również na prywatne wiadomości od niego. Otrzymał on już ostrzeżenia i kilka zbanowań.

Anonymous - 2014-04-25, 18:59

Tak, uważaj na Wilkoo, bo nie daj Boże, jeszcze mógłby ci skutecznie pomóc, tak jak mi :P

Inwestuj w siebie, kochana. Rozwijaj się. Dbaj o siebie. Nie siedź i nie użalaj się nad sobą, tylko żyj pięknie. To najlepsze, co możesz zrobić dla siebie, ale też dla waszego małżeństwa.

A w międzyczasie zdecyduj, czy chcesz unieważnienia, czy jednak ratowania małżeństwa.

Anonymous - 2014-04-25, 19:10

Tiliana, skoro jest tak cudownie, to może pora na świadectwo? Dział świadectw czeka :-) Nie kumuluj swojej radości na privach, światła pod korcem się nie stawia :-)

A co do decyzji - KAŻDĄ tego typu trudną sytuację życiową trzeba przemodlić i dobrze z Panem Bogiem skonsultować. Inaczej w jeszcze większe bagienko można wdepnąć.

Anonymous - 2014-04-25, 19:12

Nirwanna, na świadectwo jeszcze za wcześnie. Dużo za wcześnie. Co nie oznacza, że nie jest dużo lepiej, niż było do tej pory. Z resztą wszyscy tutaj przyznają, że to po mnie "widać".
Anonymous - 2014-04-26, 00:07

Tiliana jesteś złośliwa! Wstydź się, przeproś Nirwanę.
Anonymous - 2014-04-26, 00:12

Boyek
Prawda to że się z przyjacielem żony (W) zaprzyjaźniłeś?

Anonymous - 2014-04-26, 00:18

Kotuś, nie ma tam ani grama złośliwości.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group