Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Temat Izabeli
Anonymous - 2014-04-24, 17:52
Cytat: | Pozycja żebracza w zwiazku nie wiem czy ma uzdrawiająco moc? |
Z całą pewnością nie ma żadnej mocy. Zresztą ktoś z takim pomysłem na odzyskanie drugiej osoby moim zdaniem jest wszelkiej mocy pozbawiony już na starcie.
To klęska i brak szacunku do samej siebie, to wreszcie przyzwolenie żeby inni nas nie szanowali.
Czym dłużej się trwa w żebraczej pozycji, bez ustanowienia żadnych warunków, tym więcej się traci.
Prędzej czy później i tak podchodzi się do ściany waląc w nią głową na opamiętanie bo taka droga na porażkę jest skazana.
Dochodzi w końcu do człowieka, że choćby się przenicował na drugą stronę, zaparł się siebie i swoich pragnień, zapłacił niemal każdą cenę by nakłonić kogoś do powrotu, ten ktoś za nic to ma.
Nie widzę NIC godnego w przyglądaniu się mężowskim "występom" i mówieniu, że w każdej chwili może wrócić.
Fakt, że Iza pragnie uzdrowienia rodziny jest chwalebny, ale postawa autorki nie sprzyja temu żadną miarą.
Nie szanuje się kogoś kto sam siebie nie szanuje.
Grzegorz ma dużo racji, to moje zdanie.
Anonymous - 2014-04-24, 19:21
grzegorz_ napisał/a: | macko napisał/a: |
Jak ma wyglądać to "opamiętanie"? Ma się odciąć od męża?
I dlaczego sugerujesz, że Izabella swoją podstawą traci godność?
|
Jeśli mąż prawie oficjalnie ma inna kobietę
to pisanie o nim "cudowny" jest trochę dziwne.
Oczywiście on może jest cudownym człowiekiem, ale chyba nie dla Izabelli?
Pozycja żebracza w zwiazku nie wiem czy ma uzdrawiająco moc? |
A co nie byłoby dziwne?
Powinna go kochać czy nie? Dla mnie powinna.
A jak się kogoś kocha, to mówienie o nim "cudowny" przestaje być dziwne.
Jak powinna mówić o swoim mężu? "Wyszłam za drania?" I to by nie było dziwne?
Po co w takim razie wychodziła? A może "wyszłam za cudownego i przy mnie stał się draniem?". To już w ogóle nie jest dziwne.
Izabella napisała "Mój maz jest cudownym cczłowiekiem.pogubil się gdzieś". To jest pozycja żebracza? Dla mnie nie.
Oprócz wiary w uzdrawiającą moc jest jest przysięga, a ta zobowiązuje do miłości.
[ Dodano: 2014-04-24, 21:57 ]
kenya napisał/a: | Cytat: | Pozycja żebracza w zwiazku nie wiem czy ma uzdrawiająco moc? |
Z całą pewnością nie ma żadnej mocy. Zresztą ktoś z takim pomysłem na odzyskanie drugiej osoby moim zdaniem jest wszelkiej mocy pozbawiony już na starcie. |
Tylko skąd przekonanie o "pozycji żebraczej" Izabeli? Bo napisała, że jej mąż jest cudowny?
Ja nie widzę w tym co napisała Izabela niczego żebraczego.
Anonymous - 2014-04-24, 21:10
To wszystko co piszecie o zebraniu itp.niestety nie zgadzam się.ją już nie proszę nie błagam.ja czekam i modle się.żyje,pracuję,spotykam z przyjaciółmi.
A czemu walczę czemu czekam?robię to też dlatego zebym kiedyś nie mogła powiedzieć ze nic nie robiłam,ze byłam bierna.aby mój synek jak kiedyś zapyta to abym mogła mu powiedzieć "tak walczylam o nasza rodzinę".
Strasznie mi tu samotnie bez najbliższej rodziny.każdy wieczór jest cierpieniem.dlatego ile siły Bóg mi da będę tutaj.a opcję mam powrotu do PL.mam do kogo....ale na dzień dzisiejszy jestem tutaj z nadzieja na odmianę mego męża.
Dziekuje za słowa wsparcia kochani.tego mi trzeba.a wy realisci i pesymiści,co mam powiedzieć....Bóg napewno nie chciałby abym.się poddała.on nigdy się nie poddaje.a czasem aby odzyskać zablakane owieczki używa różnych metod .czasem o nie zebrze....na swój sposób.może tak jak ja.....?
Anonymous - 2014-04-24, 21:13
Prawda jest taka, że nikogo nie zmusimy do miłości. Z mojego doświadczenia wiem, że nadmierne zabieganie o męża nie odniesie nigdy pozytywnego skutku, bo to wywieranie na kimś presji, osaczanie, oplatanie jak bluszcz, które sprawia że dana osoba ucieka od przymuszenia, gadaniny ale też ucieka przed swoją ofiarą aby pozbyć się wyrzutów sumienia. Jeżeli mówimy o godności to nawet sam brak zgody na rozwód może być poczytany przez niektóre osoby jako brak godności. Brakiem godności może być też twierdzenie na sali sądowej, że nadal kocha się męża, tego który zdradził, a mąż uparcie mówi, że nie kocha, że zona zrobiła to i tamto. Jesteśmy dobrzy z natury, w jednych jest tego dobra więcej w innych mniej i często upadamy. Mój mąż się pogubił, ale wierzę ze gdzieś pod tą skorupą znajduje się cząstka dobra mimo, że tak strasznie mnie potraktował i traktuje. Wiecie, co mimo że mój mąż już od roku, pod moją nieobecność przyprowadza swoją pannę do naszego małżeńskiego łoża, ja jakoś w głębi serca go nie znienawidziłam. On zna moje zdanie na temat zdrady. Pozbyłam się negatywnych emocji chociaż jest mi tak strasznie smutno i przykro czasem gdy znajduję ślady. Negatywne emocje w postaci złości, nienawiści by mnie zabiły i uniemożliwiłyby mi normalne funkcjonowanie. Jest mi go teraz żal, że tak się pogrążył i dalej pograżą. Myślę, ze trzeba postępować tak aby mieć czyste sumienie, bo tylko ono jest gwarancją spokojnego życia.
Anonymous - 2014-04-24, 22:24
Izo w zasadzie każdy kto przechodził trudności w związku, kierował się tymi samymi krokami.
Każdy walczył i zabiegał -by ratować związek.
Myślę że nikt (choćby z tego forum) temu nie zaprzeczy.
To są etapy , a w nich jedynie ważne to:
że gdy i tak nic z tego nie wychodzi nie dokonywać mataczenia siebie.
Człowiek jaki nie dopuszcza faktów zawsze znajdzie multum tłumaczeń, że to jeszcze nie czas, że jeszcze nie wszystko, że jeszcze póki żyjemy.
A czasem fakty są inne, pisząc to mam choćby na myśli własną sytuację.
Początek był prozaiczny:
problemy w związku ,pierwsze wyjście na terapie małżeńską i problem.
Mąż nie wychodzi ze mną do znajomych, przebywamy wspólnie.
No cóż nawet wówczas nie sądziłem że przebywanie wspólnie-nudzi zonę, że to nie wystarcza,ze staje się to nijakim dniem powszedniego chleba.
Nie dostrzegałem też wcześniej że dzielenie wakacji na oddzielne wyjazdy rozpoczyna pewien etap.
W naiwności swojej widziałem w tym zaszczytny cel-bo dzielimy się by dzieciaki miały fajne wakacje z wyjazdami.
Moja żona ucieka w świat jakiego było jej brak, ucieka z rzeczywistości małżeństwa jakie nudziło.
Mieszkamy razem-ale to takie byle jakie życie.
Trwa to już 6-lat ,tyle żyjemy obok zamiast ze sobą.
I z perspektywy tego napisze być może to o czym większość zapomina.
Gdy się żyje oddzielnie, gdy się ze sobą mało rozmawia, gdy się już nie posiada wspólnych tematów, gdy brak więzi emocjonalnych, gdy każde układa tylko własne życie.
To przepaść staje się tak wielka-że trudno ja pokonać.
I warto wiedzieć o takim fakcie zamiast czasami snuć bajki, nawet te obłożone kropelkami wiary.
Bóg wiele może ,ale to co On może wciąż jest połączone nierozerwalnie z nami- tą ludzka częścia.
Porzucając prawdę o jakiej stara się napisać Grzegorz , Kenya-tworzymy czasem świat iluzji
by nie przyjąć tego co oczywiste.
Zatem nie odbierajmy innym nadziei,ale z drugiej strony nie szpikujmy ludzi fantazyjna nadzieją-która gdy się nie spełni
to zaboli wcześniej-czy później.
pozdrawiam
Anonymous - 2014-04-24, 23:41
DHL napisał/a: | Porzucając prawdę o jakiej stara się napisać Grzegorz , Kenya-tworzymy czasem świat iluzji
by nie przyjąć tego co oczywiste. |
W dużej mierze zgodzę się z przedmówcą.
Wiele z tych nauk kochania bez okazywania, bycia żeby nie być , czekać nie czekając, żyć nie zyjąc nabrałem do siebie i wprowadziłemw zycie.
Ale ja tak nie potrafie, jednak mnie ciągle nosi to do telefonu to do rozmowy. I kiedy żona byla dla "dziecka" w domu to przyznam ze gdzieś miałem te nauki. Jak czubek ,delektowałem się zapachem i śpiewem( którego kiedyś niecierpiałem) .
Nie rozumiem czemu miałbym się nie cieszyć , że choć obca i daleka mi osoba ,jest ze mną. Przecież nie wyrywam obcej , tylko fisiuje dla swojej własnej i prywatnej Żony. Wiem ze powinienem stawiać warunki, dużo rozmawiać, modlić się- tylko przyjemniej było pomilczeć i pobyć. Wydaje mi sie że jak bym wystartowal z litanią że ty to i tamto to był by obrót na pięcie.
Żony nie ma, dziecka nie ma! Ale święta mineły w pokoju, choć nie stosowałem stanowczej miłości. Czy my się kiedyś zejdziemy? Powątpiewam, choć wierzę, nawet pewny jestem, ale napewno nie po staremu.
Czemu więc tak niby ważne miało by być opuszczanie, karanie i żadanie zadośćuczynienia od naszych współmałżonków. Czy czasem nie chodzi o zemstę lub o wykonanie ludzkiej sprawiedliwości??
Anonymous - 2014-04-25, 06:58
ja na poczatku tez wierzyłam ze jak bede miła ciepła czuła itd to on w końcu "zrozumie" i wróci :) haha.. naiwność
teraz gdy staje mi sie coraz bardziej obojętny gdy nie jestem na kazde zawołanie i nie zachowuje sie tak jak dawniej widze ze to on zaczyna szukać pretekstów by zadzwonić, odezwać sie..
tak jak mi kiedys ktos napisał - czesto nie szanujemy i nie doceniamy tego co jest oczywiste... moj maz wiedział przez cąły ten czas ze ja czekam i co? nic... po prostu wiedział ze ma czas bo ja jestem i robił sobie co chciał i zył jak chciał a mnie to bolało ogromnie.
teraz gdy o tym nie mysle i gdy juz nie jest dla mnie najważniejsze by on był zadowolony on sie zaczyna powoli zmieniać..
cos mu ucieka to goni...
a moze trzeba cos naprawde stracic zeby poczuc wartosc tego?
ja straciłam meza i wiele zrozumiałam dopiero wtedy.. on do tej pory nie czuł ze mnie stracił, bo zapewniałam go o swojej miłości...
nie wiem co bedzie dalej, bo coraz mniej mnie to interesuje, ale niestety zgadzam sie z grzegorzem kenya... to bycie dla kogos cały czas na przekór wszystkiemu niestety bardzo rzadko odnosi skutek jakiego chcemy...
często po prostu trzeba cos nieodwołalnie stracic by cos zrozumiec - co zreszta większość z nas poczuła na własnej skórze... oni nas nie stracili wiec nie musza sie nad niczym zastanawiać zadna przemiana nie jest potrzebna, bo przeciez kochamy jestesmy czekamy...
Anonymous - 2014-04-25, 07:32
Paulo Coelho
Co jest najśmieszniejsze w ludziach:
Zawsze myślą na odwrót: spieszy im się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości ani przyszłości. Żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli.
Zwykła ludzka natura.... Nie potrafimy dostrzec tego co mamy ... Często musimy dotknąć dna by przejrzeć na oczy , by zrozumieć , by docenić ...
Anonymous - 2014-04-25, 07:34
bardzo lubie ten cytat.. bardzo prawdziwy
Anonymous - 2014-04-25, 07:42
Choć to wątek Izy, lecz nie sposób pominąć milczeniem postu Joanny 83.
Joasiu,
wnosząc ze stażu małżeńskiego oraz Twojego nicku wygląda że jesteś bardzo młodą osobą.
Zastanawiam się co takiego zadziało się w Twoim wcześniejszym życiu, jakie miałaś wzorce w rodzinie, że AŻ do tego stopnia stałaś się " tolerancyjna" .
piszesz:
Cytat: | Wiecie, co mimo że mój mąż już od roku, pod moją nieobecność przyprowadza swoją pannę do naszego małżeńskiego łoża, ja jakoś w głębi serca go nie znienawidziłam. On zna moje zdanie na temat zdrady. |
SZOK!
Nie o budowanie w sobie nienawiści chodzi Joasiu, nienawiść głównie nienawidzącego niszczy ale przede wszystkim chodzi o prawidłowe postrzeganie. Jego zachowanie nazywasz pogubieniem, współczujesz swojemu KRZYWDZICIELOWI - pozwalasz na to by Cię krzywdził, to jest samodestrukcja.
Pytanie grzegorza "co mężczyzna musi jeszcze zrobić" w tym momencie wydaje się jak najbardziej zasadne. Do wspólnego domu przyprowadza mąż kochankę, lokuje się z nią w Waszym małżeńskim łożu a Ty twierdzisz, że on się pogubił.
Co zrobisz jeśli nie widząc Twojego kategorycznego sprzeciwu, któregoś dnia mąż przyprowadzi kochanę pod Twoją obecność? Czy na to jesteś przygotowana?
Cytat: | Pozbyłam się negatywnych emocji chociaż jest mi tak strasznie smutno i przykro czasem gdy znajduję ślady. Negatywne emocje w postaci złości, nienawiści by mnie zabiły i uniemożliwiłyby mi normalne funkcjonowanie. |
Powiem tak, trwanie w negatywnych emocjach jest bezsensowne, ale trwanie w sytuacji która jest przyczyną ich powstawania jest jeszcze bardziej bezsensowne, w tej sytuacji jest Twoim wyborem.
Z jakiegoś powodu, myślę że nawet nieuświadomionego, tkwisz w tym.
Joasiu, ty się odcięłaś od swoich emocji, nie jesteś w stanie prawidłowo przeżywać, odreagowywać, wreszcie rozumieć siebie, o siebie dbać , co zawiera się w stwierdzeniu - KOCHAĆ SIEBIE.
Skąpisz sobie miłości własnej, nie szanujesz swoich pragnień, jesteś na drodze do samounicestwienia.
Cytat: | Jest mi go teraz żal, że tak się pogrążył i dalej pograżą. |
Racjonalizujesz, tłumaczysz, współczujesz oprawcy, lakonicznie nazywasz jego zachownie pogubieniem - współczujesz. To niezdrowa postawa, choć musiałabym nazwać to bardziej dosadnie.
Owszem on się pogrąża, ale nie zauważasz, że Ty dając przyzwolenie na takie praktyki pod własnym dachem, we własnym łożu, pogrążasz się razem z nim.
Joasiu, czy masz jakąś bliską rodzinę, czy ktoś wie co przeżywasz, co musisz znosić?
Poproś kogoś o pomoc, idź drogie dziecko na jakąś terapię, zrób coś dla siebie, zacznij w końcu działać a nie przyglądać się biernie tej patologii . I nie o niego tu chodzi Joasiu, o Ciebie głównie.
Współczuję i mocno Cię przytulam.
Anonymous - 2014-04-25, 07:46
Zazwyczaj wszystko w życiu ma jakiś swój czas:czas kryzysu,mozliwośc naprawy,mozliwość dogadania się i możliwość poprawienia tego co nas poróżniło.
Ale przychodzi chwila gdy okazuje się że cos stało się niemożliwe-w tym momencie od nas samych zależy jak to zrozumiemy i jak się z tym pogodzimy.
Nie można tworzyć motto zycia twierdząc że małżeństwo sakramentalne jest nierozerwalne,w sytuacji gdy wszystkie fakty świadczą że fizycznie i psychicznie nie istnieje.
Czym innym jest własna świadomość odpowiedzialności przed Bogiem za dotrzymanie przysięgi -za jaką zresztą każdy z nas sam odpowie gdy przed Nim stanie.
A czym innym jest kręcenie się w koło że małżeństwo sakramentalne jest wieczne.
Z jakiś powodów (zresztą nam nieznanych) Bóg przyjmuje taki stan gdy tych dwoje przysięgających bycia razem-i fizycznie i psychicznie przestali być razem.
Gdy tkwimy przez resztę życia w postawie że coś się kiedyś naprawi to po ludzku wygląda to jak wygrana w totka(na kilkaset milionów trafia jeden-no może kilku).
Ja zresztą jak każdy też najchętniej widzę siebie w grupie tych kilku wygranych, ale gdy rozlało się mleko nie siedzimy nad wywróconą szklanką i patrzymy na rozlane mleko.
Trzeba zrozumieć wylało się i trudno-skoro się wylało to znaczy że to mleko nie było mi dane.
Z tym są właśnie zazwyczaj największe problemy zrozumieć że coś mi nie było dane i może przypadkiem nie była to tylko moja lub współmałżonka wola.
Nie trzeba być ślepym by dostrzec jedno-uratowanych małżeństw to jak kropla w morzu.
Ale jedna,dwie,trzy,kilka kropli nie czyni morza-czy oceanu ,tam jest ich więcej.
A te więcej nie da się uratować -nawet przy największych modłach i prośbach.
Nie da się pozbierać tego mleka (rozlanego) szmatką by wycisnąć z niej do szklanki powrotnie mleko.
To mleko wówczas jest obrzydliwe-choć wciąż jest to mleko.
Wiem że są tacy ludzie jakim nie przeszkadza taki inny smak , przyjmują każdą alternatywę by tylko postawiony cel w ich życiu się dopełnił.
A można żyć godnie i w pojedynkę-pytanie tylko czy stać nas na to?
czy potrafimy żyć sami w przekonaniu że aż do śmierci sami
pozdrawiam
[ Dodano: 2014-04-25, 09:23 ]
helenast napisał/a: | Paulo Coelho |
Z Paulo Coelho jest róznie.
Na pewno aby go czytać trzeba stać mocno na dwóch nogach, bynajmniej nie w rozkroku i na zakręcie zycia-bo może zbytnio to zaszkodzić
poniżej link:
http://www.tajemnicamilos...ulo-coelho.html
Anonymous - 2014-04-25, 08:50
jasmina44 napisał/a: | ja na poczatku tez wierzyłam ze jak bede miła ciepła czuła itd to on w końcu "zrozumie" i wróci :) haha.. naiwność |
Tu nie chodzi nawet o to czy wróci, chociaż na mój ograniczony, męski rozum łatwiej jest wrócić do kogoś kto jest miły, ciepły itd niż niemiły, zimny itd.
Tu chodzi o przysięgę. Przysięga zobowiązuje do miłości. To nie jest sztuczka, sposób na skłonienie niewiernego męża do powrotu. Taki jest po prostu wymóg, konsekwencja decyzji zawarcia sakramentu małżeństwa.
Takie wypowiedzi jak tutaj mogą być odebrane jako doradzanie złamania przysięgi małżeńskiej.
Anonymous - 2014-04-25, 09:00
macko, zle to odbierasz..
ja mowie o tym w jaki sposb próbowałam odzyskac mojego meza.. i ze taka postawa nic nie dała wrecz przeciwnie..
ja wciaz jestem miła i sympatyczna ale na dystans nie rzucam wsyztskiego gdy on mnie o cos poprosi...
a miłość..
to ze kogos sie kocha nie oznacza ze ma sie mu to okazywac w sposób taki jak wyzej opisany...
ja nie neguje miłości, tylko sposób jej okazywania...
po prostu sama widze ze to co robiłam wcześniej nie przyniosło zadnego efektu, wrecz przeciwnie...
ale tak z drugiej strony to ja tez wolałabym byc z kims szcześliwym pewnym siebie kto nie wyczekuje i nie wzdycha i nie osacza... przy kim czuje sie wolna...
no i jeszcze jedna rzecz.. jezeli ktos odszedł znaczy sie ze miał jakis powód.. cos sie wypaliło... mozna to czasem odzyskac gdy właśnie sie poczuje ze koniec.. ze mna tak było... wiadomo ze kazdy przypadek jest inny, ja pisze o sobie głownie...
Anonymous - 2014-04-25, 09:16
macko napisał/a: | Tu chodzi o przysięgę. Przysięga zobowiązuje do miłości. To nie jest sztuczka, sposób na skłonienie niewiernego męża do powrotu. Taki jest po prostu wymóg, konsekwencja decyzji zawarcia sakramentu małżeństwa. |
Myślę sobie tak:
świadomość że gdzieś dzwoni ,nie daje świadomości że dzwoni to dzwon kościelny.
poniżej pewien fragment:
Chcesz zbudować dom na skale?
Warto przypomnieć słowa Chrystusa zapisane w Ewangelii św. Mateusza: „Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki"(7,24-27).
Dom to wspólnota osób. Wy założycie dom w chwili, gdy przed Bogiem złożycie słowa przysięgi małżeńskiej. Ten duchowy dom potrzebuje, podobnie jak zwykły murowany dom, odpowiedniego fundamentu i materiału. Fundament jest niewidocznym elementem budowli i dlatego często niedocenianym i zapomnianym. Wystarczy sobie przypomnieć, ile razy przechodząc obok kościoła Mariackiego, patrząc na wysoką wieżę, pomyślałeś o tym, jak głębokie są fundamenty tej budowli. Zazwyczaj zatrzymujemy się na tym, co widoczne dla oka, a mniejszą uwagę zwracamy na to, czego nie widzimy, a co jest tak naprawdę najważniejsze. A przecież wiadomo, że gdyby nie było odpowiednich fundamentów, to najwspanialsza budowla może łatwo lec w gruzach.
Porównując to do życia małżeńskiego, można powiedzieć, że miłość uczuciowa, zmysłowa to jest to, co widoczne na zewnątrz. Gdy widzi się zakochanych przytulonych do siebie, patrzących z czułością, to od razu widać, że coś ich łączy.
Jednak gdyby tylko to łączyło narzeczonych stających przed ołtarzem w dniu ślubu, to ich duchowy dom byłby jak budowla bez odpowiednich fundamentów, choć piękna, to jednak nietrwała, wytrzymująca przeciwności do pierwszej burzy. Jezus powiedział: „Każdego, kto słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale".
-----------------------------------------------------------------------
to są konsekwencje przysięgi....
a gdy brak ich zrozumienia to zgodnie ze słowami Jezusa-dom runie
a to są już skutki
|
|
|