To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - co o tym myślicie?

Anonymous - 2014-04-11, 21:23

jasmina44 napisał/a:
a temat założyłam bo sama nie wiem co mam myslec o tym zachowaniu


jasmino44, Ktoś już Ci to powiedział, zapytaj wprost meża o to. Powiedz mu co sama czujesz w zwiazku z jego postawą i jak ona na Ciebie wpływa... Nie wiesz czy w odpowiedzi skłamie, czy nie, może zaskoczy go tak bardzo, że nic nie powie albo powie prawdę.

Ja osobiście zgadzam się z wypowiedziami panów. Wiem, ze Wszyscy tu jesteśmy bardzo poranieni, i że w tych wzystkich zranieniach, chroniąc siebie, zamykamy się na taką postawę jaką proponują, bo ona bardzo boli.
Jednak to jest forum katolickie i myśle, ze powinnniśmy się tutaj wspierać również w naszej wędrówce do Boga, do poznania Jego uzdrawiającej nas Miłosci. Bo dopiero kiedy doświadczymy Jego obecnosci i tej Miłosci to jesteśmy w stanie przyjąć postawę, o której piszą tutaj panowie. Czy nie jesteśmy tui po to żeby uleczyć siebie i nauczyć się kochać, tak jak Bóg chce byśmy kochali?
Pomyślmy o tym...

macko napisał/a:
Cytat:
macko napisał/a:
To jest katolickie forum. Czy te rady są zgodne z tymi wartościami?

kochaj bliźniego swego JAK SIEBIE SAMEGO


nie rozumiem.


macko, to zdanie mówi o tym, ze jeżeli nie pokochasz siebie, tak jak Bóg cię ukochał, nie zobaczysz ile jesteś dla Niego wart, nie poznasz tego, to nie będziesz również umiał kochać bliżnich tak jak na to zasługują. Jaką miłoscią obdarzysz bliźniego, skoro nie masz jej dla siebie?

Anonymous - 2014-04-11, 21:46

Ilu mężczyzn, tyle przedziwnych sytuacji, ilu mężów, tyle ich niedorzecznych pomysłów. Gdzieś w połowie rozwodu, mój mąż złagodniał, bo dostarczyłam do sądu tak niezbite dowody na jego winę, że pękł i postanowił chyba mnie ugłaskać. Płakał, próbował mi powiedzieć, że nie jest szczęśliwy, że nie wie czy chce sobie układać życie i ogólnie był biednym misiem, który o niczym innym nie marzy jak o kontakcie ze mną po rozwodzie. Powiedziałam mu wtedy, że mi zależy by miał kontakt z synem a nie ze mną, bo ja tego nie chcę, za to syn, mimo urazy, i wściekłości na ojca, jeszcze wtedy wykazywał maleńką chęć kontaktu. Niestety pan mąż się obraził, że nie chcę mieć z nim kontaktu, że nie chcę wysłuchiwać jego żałosnego płaczu i nie podjął próby naprawienia komunikacji z synem. Tym sposobem minęło już 4 lata, kontaktu nie mają, za to maż wszystkim rozpowiada, że to ja zabraniam synowi kontaktować się z ojcem. Nawet tego nie prostuję, bo wierzę głęboko, że ludzie po głębszym zastanowieniu się, zrozumieją, że 23 letni facet, mieszkający już na swoim, nie da się manipulować mamusi. A jeśli mu wierzą, to ich problem, nie mój :mrgreen:
Anonymous - 2014-04-11, 22:00

grzegorz_ napisał/a:

- jeśli pan słyszy do swojej żony, że zawsze jest gotowa na powrót, że zawsze go będzie kochać i tym podobne hasła to wydaje mu się, że wystarczy, że kiwnie palcem i już żona będzie szczęśliwa. Myśli, że w sumie to on łaskę żonie zrobi, że wróci, żona wszystko zapomni i będzie o niego zabiegać, jesli tylko zobaczy to kiwnięcie palcem.
- panowie lubią być podziwiani i czuć się samcem alfa w stadzie samic. Zatem czasem podziw jednej kobiety to mało. Fajnie czuć, że nie tylko kochanka uwielbia, ale i (ex)żona też
- niektórzy panowie zwyczajnie chcą mieć dobre przyjacielskie stosunki z (ex) żoną, bo czemu nie. Spędzili z żona te 10-20 lat więc czemu się nie przyjaźnić?
Żona zna, rozumie, nie trzeba jej pewnych rzeczy tłumaczyć, bo po latach można z kimś się rozumieć prawie bez słów. Poza tym wspólna przeszłość w jakiś sposób wiąże na zawsze, nie zawsze intymnie.
.


-Widzisz, grzegorzu. ja sobie nie wyobrazm, że któraś z pań zgodzi sie na powrót męza na starych warynkach. Na ten czas pokazujesz wspólmałżonkowi swoją gotowość do jego powrotu, do pracy nad związkiem, jednak praca ma dotyczyć obu stron...
- Jesli kocham swojego małzonka, jesli chce jego powrotu, jesli przepracowałam swoje zranienia, jesli mu wybaczyłam w sercu, jesli nie robię tego wbrew sobie, to dlaczego nie mam zauważyc, docenic i pochwalić jego dobrych zachowań lub cech? Nikt tu nie mówi, że mam go wielbić (uwaielbienie nalezy się tylko Bogu). Dlaczego mam "karać" brakiem miłości?
- Sadzę, że jesli " przyjacielskie" zachowania wspólmałzonka względem nas ranią nas, to należy powiedzieć mu o tym wprost, wyjasnić to z nim, zapytac jaki jest tego cel i ...postawic granice, jesli taka jest konieczność.
Tylko bycie szczerym i prawdziwym w swoich zachowaniach i słowach wzgledem siebie i drugiej osoby moze nam pomóc. Stawać z Bozą pomocą w prawdzie o sobie i swiecie przed Bogiem, soba i swiatem czyni nas ludzmi wolnymi od ograniczeń...

31 Wtedy powiedział Jezus do Żydów, którzy Mu uwierzyli: "Jeżeli będziesz trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami 32 i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli". 33 Odpowiedzieli Mu: "Jesteśmy potomstwem Abrahama i nigdy nie byliśmy poddani w niczyją niewolę. Jakżeż Ty możesz mówić: "Wolni będziecie?"" 34 Odpowiedział im Jezus: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu. 35 A niewolnik nie przebywa w domu na zawsze, lecz Syn przebywa na zawsze. 36 Jeżeli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni.
(J 8.31)

Anonymous - 2014-04-12, 15:47

Grzegorz napisał coś, pod czym podpisuję się obiema rekami... A i nogami mogę :mrgreen:

Cytat:
Myślę jednak, że jesli facet wie, że żona nadal kocha, że żona nie poszuka zastępcy (bo nie pozwala jej na to nauka KK) i że wszystko mu wybaczy , aby tylko wrócił to zgodnie z leniwą naturą człowieka taki facet starał się nie będzie i nawet przypuszczam nie będzie żałował tego co robił.

Prawda jest taka, że ja miałam i miewam dokładnie to samo. Mąż niemalże bezkarnie, widząc moje zaangażowanie religijne, poglądy tylko on i to na zawsze, oraz wielką gotowośc do wybaczania, a nawet chwalenia go za przyniesienie węgla :!: na nowo pisał z pewną panienką i to jej poświęcał czas nalezny rodzinie.
O ile posiadanie koleżanek i kolegów rozumiem i nauczyłam się akceptowac, o tyle tego, ze 2 noce go nie było, bo niemalże doprowadził do rozpadu ich małżeństwa i pomagał jej w wyprowadzce nie umiem ogarnąc. I nawet nie mam zamiaru, bo to jest chore. Już nie pisząc o tym, że kombinował opiekę do dziecka, oszukiwał swoją mamę, a sam jeżdził do panienieczki z pracy na zmiany, by biedaczce towarzystwa dotrzymac. To nic, że w domu nie było go wogóle. Oczywiście to już minęło. Ale w pełni nie zerwał z nią kontaktów.
I prawda jest taka, że ja głupiutka stosując dewizę kochającej i wybaczającej zony, dopuściłam do tego, że pomiatał mną jak tylko potrafił, nawet fizycznie zdarzyło mu się kilka razy podnieśc rękę.
I możecie pisac, co chcecie, ale rady Wilkoo mi pomogły. Stosując "twardą miłośc" krok po kroku doprowadziłam do zmiany na lepsze... Dopóki nie zaczęłam znowu odpuszczac i chwalic pana za głupoty, oraz robic dla niego wszystko z powrotem tj. pranie, gotowanie, miłe słowo... facet poczuł się pewniej i znowu dowiedziałam się o paru ściemach. Ale tym razem już mu nie odpuszczę. Jest na wylocie i dobrze o tym wie.
On nawet nie żałował. Bo byłam miła, kochająca i wybaczająca. Bycie miłą do zdradzaczy to wielka głupota. Krótko i na temat, tak trzeba. Dostałam nauczkę. Popuściłam panu i znowu zgłupiał. Ale ja go ustawię... :-P
Oczywiście chcę uratowac moje małżeństwo. Chcę byc wierna i chcę pracowac nad sobą. Ale ratowanie go na siłę kompletnie nie ma sensu. I pozwalanie na "wolnośc" też nie. Lepiej wyznaczyc granice. I to konkretne.
" Kochaj bliźniego swego jak siebie samego" to są też bardzo mądre słowa. A miłośc nie przejawia się tym, że wciąż i na nowo pozwalamy się ranic.

Anonymous - 2014-04-12, 22:03

Cytat:
O nawrócenie drogich nam osób

Panie, kocham swych najbliższych i życzę im wszystkiego co tylko może przyczynić się do ich szczęścia tu na ziemi i w wieczności. Ale srogi ból przenika me serce na myśl, że ktoś z moich najdroższych znalazł się na drogach grzechu i występnego życia.
Boże, wejrzyj okiem miłosierdzia na mojego męża. Ulituj się nad nim, nie opuszczaj go, mimo że on Cię opuścił. Nie wyrzekaj się go, mimo że on się Ciebie wyrzekł.
Widzę, jak od lat ta najdroższa mi osoba idzie drogą występku, jak łamie Twoje przykazania, jak zatapia się w ułudzie i próżności tego świata, jak targa najświętsze więzy, które kiedyś łączyły ją z Tobą i bliskimi jej ludźmi. Boże, jaki to niepojęty smutek widzieć duszę, która była promienna, dobra, uczciwa, a teraz pogrąża się powoli w coraz gęstszą ciemność, jak tonie w złym, zapada w mroki śmierci duchowej.
Jezu, to Ty jesteś tym Dobrym Pasterzem, który zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, a idzie szukać jednej zagubionej. Znalazłszy ją, raduje się wielce.
Ty mówiłeś ze wzruszeniem o synu marnotrawnym, którego Ojciec przyjął bez słowa wyrzutu i przywrócił do swej łaski. Błagam Cię, pukaj uporczywie do sumienia tej biednej a tak drogiej mi osoby. Napominaj ją, wstrząsaj nawet cierpieniem, byleś ocalił jej duszę, jej życie. Nie daj jej zginąć na wieki. Na czas przyprowadź ją do konfesjonału, do Kościoła. Przywróć jej pokój, radość i szczęście dziecka Bożego. Pani Fatimska, weź ją w Swoją matczyną opiekę.
Amen.

z malutkiego modlitewnika "Panie, Tobie zaufałem", autor x. Chabiński, wyd. Apostolicum 2003

Nie bardzo wiem skąd mam w domu ten modlitewnik..
Ale ostatnio znalazłam tę modlitwę i staram się korzystać.
(zmieniłam w pierwszych akapitach na "męża" bo było tam ogólnie)

Myślę, że są przypadki gdy modlitwa jest bardziej potrzebna odchodzącym małżonkom niż nasza ziemska ludzka "miękkość" i wyrozumiałość.
(Nie zawsze tak jest oczywiście. Ale u mnie np jestem pewna, że tak jest)

Anonymous - 2014-04-16, 09:47

chyba dojrzewam do takiej rozmowy....
widziałam sie z nim ostatnio znowu milutki jak cukierek... zjadał mnie wzrokiem nawet niby przypadkiem dotknął mojego kolana...

ale jednoczesnie zauważyłam przez przypadek w jego telefonie połaczenie z taka jedna dziewczyna.. z która on sie spotykał po naszym rozstaniu, no i mnie zabolało, myslałam ze mam to juz za soba, ze to przepracowałam ale chyba nie do końca, wciąż kłuje i to mocno..

zaczęłam sie zastanwiac po co mi te kontakty... one sa nastawione tylko i wyłącznie na niego, on mówi o sobie bez przerwy i ma do mnie co troche jakies prosby... i do tego taki "biedny" chory, trudna sytaucja finansowa, ostatnio nawet sie zalił ze on nie ma przyjaciół wcale i ze jedyne przyjemnosci w jego zyciu to picie i jedzenie..

nie wiem juz sama czy mu współczuć i olac czy kopnąć w tyłek i postawić jasna granice - nie dzwoń zeby sie wygadac czy wyzalic, nie jestem Twoja przyjaciółką, nie jestem Twoja koleżanką... daj mi spokój...

Anonymous - 2014-04-16, 11:06

jasmina44 napisał/a:
nie dzwoń zeby sie wygadac czy wyzalic, nie jestem Twoja przyjaciółką, nie jestem Twoja koleżanką...

plus dodać - jestem żoną, możesz mi się wyżalić jako żonie, kiedy oboje będziemy mieli pełnię praw i obowiązków jako małżonkowie; a wtedy i przyjaźń jest możliwa ;-)

Anonymous - 2014-04-16, 11:11

Jaśmina

To trochę masochizm. Bo w takich spotkaniach Ty widzisz nadzieję, że może jednak... że przemyślał.. że doszedł do wniosku, że jednak kocha... itd itd itd

A on... pewnie wszystko, ale nie właśnie to co wyżej.

A Twoja frustracja rośnie pewnie lawinowo :-(

Ja nie będę się spotykać ze swoim mężem po jego wyprowadzeniu się z domu. Jeśli jeszcze mieszka w domu ... to siłą rzeczy trudno pogrzebać nadzieję, że może... to tylko kryzys wieku średniego... że może przemyśli, ustali swoje wartości, priorytety życiowe itd itd itd :-(
Ale jeśli się wyprowadzi, to tak jak Krawędź (pozdrawiam serdecznie :-D ) to "weź wszystkie swoje rzeczy, chcę mieć czysty dom itd itd itd). Zacznę swoje życie.
Nie będę jego przyjaciółką, koleżanką, mamusią, czy kim tam jeszcze będzie chciał. Mogę być tylko żoną... albo nikim.

Powrotów już nie będzie, choć sama sobie mówię "Nigdy nie mów nigdy". Czas pokaże. Modlić się za niego może będę mogła, ale... nic więcej. Bo każde coś więcej będzie z moją krzywdą. A siebie sama krzywdzić już więcej nie zamierzam. :mrgreen:

Niczego Ci nie radzę, każdy jest inny. Wiem, że nie mam wpływu na to, co ktoś, On może mi dać. Ale mam wpływ na to, co ja chcę i komu dać.

[ Dodano: 2014-04-16, 11:27 ]
Sorry, małe sprostowanie.

Po rozmowie naszej z dziećmi (ponad tydzień temu) gdy mąż powiedział, że małżeństwo się wypaliło i on się wyprowadzi, bo inaczej... umrze. I że gnoiłam go 20 lat, a on trwał. Że nie jest mi nic winien i nie ma w stosunku do mnie żadnych zobowiązań.

Po tej rozmowie zmienia się coś we mnie.
Ja już zaczynam samodzielne życie. Choć on nadal mieszka w domu. Światło z niego przekierowuję na siebie. A reszta jak wyżej.

Ważne, aby każdy poznał i ustanowił SWOJE granice. I pilnował, aby inni ich nie przekraczali. :-)

Anonymous - 2014-04-16, 11:31

jasmina44 napisał/a:
chyba dojrzewam do takiej rozmowy....
widziałam sie z nim ostatnio znowu milutki jak cukierek... zjadał mnie wzrokiem nawet niby przypadkiem dotknął mojego kolana...

ale jednoczesnie zauważyłam przez przypadek w jego telefonie połaczenie z taka jedna dziewczyna.. z która on sie spotykał po naszym rozstaniu, no i mnie zabolało, myslałam ze mam to juz za soba, ze to przepracowałam ale chyba nie do końca, wciąż kłuje i to mocno..


Jakby z tamtą dziewczyną coś było, to nie zjadałby Ciebie wzrokiem.
W ogóle to nie jest duży problem znaleźć sobie panienkę do "zjadania", jeśli komuś zależy.
Można zapytać o co chodzi zamiast się zadręczać.

Cytat:
zaczęłam sie zastanwiac po co mi te kontakty... one sa nastawione tylko i wyłącznie na niego, on mówi o sobie bez przerwy i ma do mnie co troche jakies prosby... i do tego taki "biedny" chory, trudna sytaucja finansowa, ostatnio nawet sie zalił ze on nie ma przyjaciół wcale i ze jedyne przyjemnosci w jego zyciu to picie i jedzenie..


Zawsze tak miał?
A jakby mu zwrócić na to uwagę? Czy ma się sam domyślić, że to słabe?


Cytat:
nie wiem juz sama czy mu współczuć i olac czy kopnąć w tyłek i postawić jasna granice - nie dzwoń zeby sie wygadac czy wyzalic, nie jestem Twoja przyjaciółką, nie jestem Twoja koleżanką... daj mi spokój...


Jesteś żoną. Taki Ci się trafił. Na zawsze.
Może lepiej zamiast kopać w tyłek wyjaśnić co czujesz i dlaczego taka sytuacja Ci nie odpowiada. Może postawić jakieś warunki.

Anonymous - 2014-04-16, 11:54

chyba tak, szczera rozmowa i tyle.. poczekam az sie spotkamy i powiem mu jak to z mojej strony wygląda i ze to nie moze tak dalej trwac...
Anonymous - 2014-04-16, 12:10

macko napisał/a:
wyjaśnić co czujesz i dlaczego taka sytuacja Ci nie odpowiada. Może postawić jakieś warunki.

Popieram przedmówcę.
Masz prawo wyrazić i objaśnić swoje uczucia które powstają wskutek zachowań męża. W nim może powstają zupełnie inne, i on też ma prawo Ci o nich powiedzieć, jeśli będzie chciał. Ale powinien wysłuchać co czujesz. Zwłaszcza że to on jest inicjatorem tych relacji w Waszej obecnej sytuacji, on do nich dąży.

Jeśli uznasz że Cię to krzywdzi, masz prawo postawić granicę. Ale powiedz o tym, że to Cię krzywdzi.
Najlepiej byłoby spokojnie, bez emocji, przedstawić to jako fakty. Wiem, łatwo się mówi.. wiem..

Anonymous - 2014-04-16, 12:17

mysle ze jestem w stanie w miare spokojnie o tym powiedziec... chyba nadszedł ten odpowiedni moment, by wyjasnic wsyztsko..
jakos do tej pory bałam sie takiej rozmowy, starałam sie tak w sobie to poukładac zeby mi ona nie była potrzebna do niczego ale jednak nie dało sie

jeden mały krok ostatnio zrobiłam bo zapytałam dlaczego mi nie powiedział gdzie mieszka, to był zdzwiony i powiedział ze nie pytałam, ja pytałam a on wtedy odpowiedział ogólnie, no i na to moje stwierdzenie powiedział ze skoro nie pytałam dalej to znaczy ze mnie nie interesowało, ze on myslał ze mi taka informacja wystarczy... a moj umysł oczywiscie stworzył wiele róznych scenariuszy oprócz tego :)

czuje ze jest jakas nic jeszcze miedzy nami która musze przeciac by moc sie w pełni na sobie skoncentrowac i na tym by cieszyc sie zyciem.. bo tak to rózne rzeczy mnie z tego mojego fajnego stau wytrącają... próbowałam to ignorowac ale teraz wiem ze nie tędy droga.
oczyszczenie w rozmowie bedzie najlepszym wyjsciem :-)
dziękuje :)

Anonymous - 2014-04-16, 12:53

jasmina44 napisał/a:
czuje ze jest jakas nic jeszcze miedzy nami która musze przeciac by moc sie w pełni na sobie skoncentrowac i na tym by cieszyc sie zyciem..


:-(

Anonymous - 2014-04-16, 13:08

to jest takie trudne wszystko

ja wiem macko o co Ci chodzi
między mną a moim mężem też jest taka nić

i z jednej strony Sakrament i łaski z niego płynące działają w kierunku takim aby tej nici nie przecinać
z drugiej strony - życie z tą nicią gdy mąż mieszka u nowej kobiety i ma z nią nowe dzieciątko - to jest coś, co po prostu jest po ludzku nie do przejścia, nie do życia, nie do opisania, to jest jakiś masochizm, chore życie.

wiem, że sytuacja Jasminy jest inna, może nie tak dramatyczna jak moja, a może i tak nie da się tego porównywać, bo to jest nieporównywalne

wiem, że bardzo trudno jest żyć pełnią życia (w dobrym bożym sensie) mając tę nić
to troszkę jakbyś miał otwartą ranę i lina łącząca cię z drugą osobą, która Cię porzuciła po prostu szoruje po tej ranie, rozwala ją codziennie głębiej, i nie możesz się skupić na pracy, dzieciach tylko ciągle na ranie
i twoje życie staje się jedną raną

w efekcie zamęczysz siebie

ja próbuję nie przecinać tej liny, ale odsuwam ją poza zakres rany - daleko
(minimalizuję kontakty osobiste z mężem i schładzam je dopóki mieszka z kochanką, ale jednocześnie informuję, że zawsze będzie moim mężem, i że jeśli będzie próbował tu wrócić, to ja będę próbowała go wpuścić).

jasmina musi sama zdecydować, co zrobi ze swoją liną

to zależy też trochę od drugiej strony
mój mąż gdy wyjaśniłam mu że każda rozmowa z nim taka przyjazna ale nie zmieniająca naszej realnej sytuacji po prostu mnie miażdży i ja 2 dni dochodzę do siebie szukając równowagi - otóż on jak na razie uszanował to, i chociaż tyle że tą liną nie szarpie, nie dotyka jej, dopóki nie ma niczego konkretnego i ważnego do powiedzenia



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group