To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Coś nowego :-(

Anonymous - 2014-04-06, 21:31

I to są te chwile u mnie kiedy najbardziej brak mi męża obok - kiedy dzieci/dziecko nie mogą radości swych sukcesów dzielić razem z Rodzicami - nie z Mamą, nie z Tatą - ale z Rodzicami - mój piętnastolatek tak właśnie o tym mówi...
Aniu... jedna kobieta, do której mąż wrócił od kochanki z ich wspólnym dzieckiem tak sprytnie to ujęła - im szybciej doświadczał normalnego życia z tamtą wśród codziennych trosk, tym szybciej widział wady u tamtej, a zaczynał widzieć zalety u pierwszej, im szybciej Bóg zsyłał im kryzys, tym chętniej i częściej zaczął bywać u dziecka z ich małżeństwa.
To, co wydawało się być przekleństwem, okazało się być błogosławieństwem, Różowe okulary spadły, okres promocji minął, a proza życia uświadamiała: "co ja takiego narobiłem" i wyrzuty sumienia sprowadzały na tę lepszą drogę w relacjach z dzieckiem ślubnym, aż doprowadziły do nawrócenia i powrotu do żony, choć po rozwodzie, to do sakramentalnej żony właśnie, pozostawiając kochankę z dzieckiem.
Tak pięknie mówisz w swoim świadectwie - Bóg jeszcze nie powiedział ostatniego słowa - ciąg dalszy nastąpi. Zaufajmy!

Anonymous - 2014-04-07, 23:01

Aniu,
za to TROJE bardzo Cię podziwiam (acha, i jeszcze za książkę!). Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co czuje trójka małych dzieci, kiedy tata je porzuca. Moja córka została porzucona jako dorosła osoba po studiach, a i tak potrzebowała pomocy psychologa, żeby się z tym bólem uporać.

Za to wiadomość o tym, że ojciec i jego kochanka spodziewają się dziecka, przyjęła zdecydowanie i konkretnie: "Dziecku bardzo współczuję, ale to jest twój problem i w mailach do mnie nie wspominaj ani o babie, ani o dziecku".

Żadne tam takie "braciszek/siostrzyczka przyrodnia".

W ten sposób moja córka uniemożliwiła mężowi wsadzanie klina między nas (czyli mnie i córkę) i wszelkie próby "unormalniania" sytuacji.

Niestety, rodzina męża w chwili, gdy dowiedziała się o spodziewanym dziecku, zrobiła "w tył zwrot" ode mnie. Zew krwi czy co? Teściowa w tej niewygodnej pozycji trwa do dziś, ale rodzeństwo męża otrzeźwiało i po dwóch latach nawiązali ze mną ponownie kontakty.

Znam niestety też takie przypadki, że ślubne dzieci regularnie spotykają się ze swoim wiarołomnym tatą, jego konkubiną i ich pozamałżeńskimi dziećmi. I mimo (a może właśnie dlatego), że ich mama żyje samotnie, to dzieci te wzrastają w jakiejś haremowej atmosferze. Jeden tata, dwie (czasem trzy kolejne) kobiety i ich dzieci...

Całkowicie się zgadzam z ks. Dziewieckim i o. Salijem, którzy mówią, że jeśli mąż wraca to albo-albo. Nieślubne dziecko zostawia z jego matką całkowicie i bez furtek. Tylko, że niewielu ich wraca, a z każdym wiarołomnym ojcem chcą i powinny się spotykać jego prawowierne dzieci. I tu czasem wszelka logistyka zawodzi, bo oto właśnie taki pozbawiony zahamowań moralnych tatuś uraczy dzieci "radosną" wiadomością o ich "braciszku/siostrzycce" w drodze. :(

Aniu, ściskam Cię, pomodlę się dziś za Ciebie i dzieci. :-)

Anonymous - 2014-04-08, 09:54

Ania.. przytulam... mooocnooo... cóż można powiedzieć/napisać... pamiętam o Was w modlitwie!!
Uwielbiaj Boga w tej sytuacji... to część Jego Planu dla Ciebie... i nie zapomnij o Jeremiaszu 29,11 :-)

Gratulacje dla Emi!! To może w Jastarni już we trójkę będą śpiewać psalmy na naszych Mszach? :-D

Pogody Ducha.. pomimo...

Anonymous - 2014-04-08, 10:25

Aniu Gratulacje dla córci........... będę pamiętać w modlitwie.......Pogody Ducha
Anonymous - 2014-04-08, 10:59

Balka napisał/a:
Znam niestety też takie przypadki, że ślubne dzieci regularnie spotykają się ze swoim wiarołomnym tatą, jego konkubiną i ich pozamałżeńskimi dziećmi.


u mnie tak jest... chciałam, żeby tatuś spotykał się tylko z synkiem, ale "to nie była moja sprawa, bo to był jego czas z dzieckiem i bardzo lubi ciocię"... bolało, ale nie broniłam zabierania, nocowania... Synek ma 4 lata... jest związany z tatą... cieszę się, że mnie synek nie pyta - Mamo dlaczego mnie tata nie kocha albo dlaczego nie chce się ze mną spotykać... na te pytanie nie umiałabym odpowiedzieć... nie umiałabym tez powiedzieć, bo to się mamusi nie podoba, żeby się z Tobą spotykał, bo tatuś już Cię nie kocha...

A teraz powtarzam tylko Synkowi, że to on decyduje czy chce się spotykać z tatą czy nie... czy chce nocować... nadal chce...

kiedyś spytałam - Adaś, skoro tata nie mieszka z nami, nie spotyka się tylko z Tobą to dlaczego Ty chcesz doniego jechac?
"BO JA GO KOCHAM MAMO"
Prosta odpowiedź... a dla mnie najważniejsza w życiu lekcja o bezinteresownej miłości...

Anonymous - 2014-04-08, 11:47

nawet sobie nie potrafię tego wyobrazić ... takiej sytuacji ... jak Twoja Aniu ...

był taki moment ... że zacząłem prosić o odpowiedzi ... dlaczego ? po co ? czemu ? kiedy ?
czy małżeństwo ważne, czy składać o unieważnienie ... no bo po ludzku ciężko tak trwać ... a ja się męczę dopiero od lipca ...

no i dostawałem konkretne odpowiedzi na wszytko ... totalnie wszytko ... porażające w prostocie odpowiedzi, takie, że drugi raz już o to samo nie muszę pytać ... a i tak przychodzą chwile zwątpienia ...

chyba nikt Ci tu tak nie pomoże jak On, w niewątpliwym bólu ... nie ma co ukrywać, to kolejny cios, i kolejna rana, podcinająca skrzydła, atakująca gdzieś tam z tyłu głowy chowaną nadzieję na odwrócenie sytuacji ...

pewna osoba powiedziała mi, nocna modlitwa ....kiedyś wierzono, że po 3cim dniu przynosi owoce .... długo mi się nie udawało ... 3 dni z rzędu ...do pracy trzeba wstać ... a tu w nocy ...gdy tak bardzo się nie chce ... wstać z ciepłej kołderki na modlitwę ...

w końcu mi się udało ... 3 dni wstawałem ... pismo ... prośba....pismo prośba ....pismo prośba .... bo to były prośby nie modlitwa ... albo bardziej wołanie o cud ...

a wszytko co czytałem było dla mnie i tylko dla mnie ... 3 dni pouczania dotyczącego wszystkiego, co się aktualnie działo w moim życiu .... 3 ciego dnia na ostatnie otwarcie pisma (otwierałem losowo)... ... czytam ... "Twoja modlitwa została wysłuchana" ....

porażający kontakt ... porażający ... polecam, może Ci pomoże

Anonymous - 2014-04-08, 13:34

nutka napisał/a:
Aniu... jedna kobieta, do której mąż wrócił od kochanki z ich wspólnym dzieckiem tak sprytnie to ujęła - im szybciej doświadczał normalnego życia z tamtą wśród codziennych trosk, tym szybciej widział wady u tamtej, a zaczynał widzieć zalety u pierwszej, im szybciej Bóg zsyłał im kryzys, tym chętniej i częściej zaczął bywać u dziecka z ich małżeństwa.
To, co wydawało się być przekleństwem, okazało się być błogosławieństwem, Różowe okulary spadły, okres promocji minął, a proza życia uświadamiała: "co ja takiego narobiłem" i wyrzuty sumienia sprowadzały na tę lepszą drogę w relacjach z dzieckiem ślubnym, aż doprowadziły do nawrócenia i powrotu do żony, choć po rozwodzie, to do sakramentalnej żony właśnie, pozostawiając kochankę z dzieckiem.
Tak pięknie mówisz w swoim świadectwie - Bóg jeszcze nie powiedział ostatniego słowa - ciąg dalszy nastąpi. Zaufajmy!


Współczuję tej kobiecie takiego męża. Porzucił jedną z dzieckiem, potem drugą z dzieckiem, za chwilę znajdzie sobie jeszcze inną... Tkwić w związku z takim człowiekiem, jeszcze żeby dziecku przykład dawał to chyba szczyt desperacji. Już lepiej żyć samotnie. Ten mężczyzna sam jest jak dziecko.

Anonymous - 2014-04-08, 13:41

porzucona_33 czy człowiek nie ma szansy na zmiany?
Anonymous - 2014-04-08, 14:02

Oczywiście że ma szansę. Czasem się to pewnie zdarza, np. alkoholik przestaje pić. Ja jednak wierzę w cuda ale na nie nie czekam. Nie przyjęłabym takiego mężczyzny, który się tak lekkomyślnie bawi życiem. Jaka gwarancja, że za chwilę nie będzie to samo.
Anonymous - 2014-04-08, 15:30

Gwarancji to w ogóle raczej na nic w życiu nie mamy.
Oprócz tego, że się ono zakończy.

Anonymous - 2014-04-08, 15:34

hej

też się zgadzam z tym że nie mam na nić gwarancji ........kiedyś myślam że można być pewnym ........ale to jest życie...

pa

Anonymous - 2014-04-08, 16:34

porzucona_33 napisał/a:

Porzucił jedną z dzieckiem, potem drugą z dzieckiem, za chwilę znajdzie sobie jeszcze inną... Tkwić w związku z takim człowiekiem, jeszcze żeby dziecku przykład dawał to chyba szczyt desperacji. Już lepiej żyć samotnie. Ten mężczyzna sam jest jak dziecko.


Ba!
No właśnie tu jest problem z powracającymi. I ich motywami. I motywami przyjmujących je żon. Lub tych żon, które odrzucają.
Nie sądźmy, byśmy nie byli sądzeni.
Skąd możemy wiedzieć co kieruje tymi ludźmi? I co dla nich jest "lepiej"? Kto z nas zna ich serca? Kto da sobie rękę uciąć, że typ znowu pójdzie w długą? Pójdzie albo nie pójdzie. To wie Bóg.

Ja wierzę jednak, że za ludzkimi decyzjami stoi czasem coś więcej niż niewygody związane z przewijaniem niemowlaka, i coś więcej niż desperacja. Że czasem kieruje nami coś więcej.

A "lepiej", to jak na razie wynika z mojej skromnej wiedzy i równie skromnych doświadczeń - to być jak najbliżej boskich przykazań.

Anonymous - 2014-04-09, 12:18

krawędź nadziei napisał/a:
Ja wierzę jednak, że za ludzkimi decyzjami stoi czasem coś więcej niż niewygody związane z przewijaniem niemowlaka, i coś więcej niż desperacja. Że czasem kieruje nami coś więcej.

Też chciałabym wierzyć. Jeśli chodzi o decyzję zdradzacza o powrocie (lub nie) do żony, myślę że w zdecydowanej większości przypadków opiera się na kalkulacji i porachowaniu, co dzięki takiej a nie innej decyzji zyskuje, a co traci...

Czy jakikolwiek zdradzający wróciłby do prawowitej żony, gdyby ona była prawdziwą zołzą, a życie z nią to pasmo udręk, podczas gdy u kochanki miałby ciepełko, wygonie, miło i przyjemnie - wszystko to, czego nie było u żony?

Anonymous - 2014-04-09, 12:52

Cytat:
Nie sądźmy, byśmy nie byli sądzeni.


No to napiszę jaki właśnie mam problem. Do mnie mąż nie wraca ale za to bardzo lubi robić różne przysługi. Wysyła np. przez dziecko reklamy usług swojej firmy ponieważ wie że w danej chwili to czy tamto by mi się przydało. Taka osoba: zdradził, oszukał, odszedł ale nie chce się oderwać od robienia dobrze. Za każdym razem gdy pojawia się taka sytuacja u mnie wraca zaufanie, że dobry, że się zmienił, że ma dobre intencje, że wreszcie zaczyna dbać o rodzinę, nawet z odległości. I za każdym razem dostaję nóż w plecy. Sytuacja z ostatnich dni: pomagał mi w jakiejś sprawie a dzisiaj dostałam informację, że rozwalił mi znajomość z wieloletnią koleżanką jakimiś fałszywymi oskarżeniami. Koleżanka się obraziła a mi powiedział, że on to mi jeszcze może pokazać... tak na dwa fronty, tu miło, przyjacielsko po rozwodzie a za plecami to różnie. Dlatego ja nie wierzę w żadne zmiany, przemiany cudowne, bo takie mam doświadczenia, prędzej jestem gotowa uwierzyć, że przez kupę lat mnie oszukiwał i najlepiej trzymać się od niego z daleka.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group