To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - jak rozmawiać z rodzicami

Anonymous - 2014-03-24, 12:24
Temat postu: jak rozmawiać z rodzicami
Dużo się u mnie ostatnio działo. Mąż po półtora roku perfidnego romansu w końcu podjął decyzję o definitywnym zakończeniu tamtego związku i powrocie do rodziny. Niestety obiekt jego westchnień nadal z nim pracuje i tego nie przewalczę. Dopóki sam nie zrozumie, że póki panna jest w jego otoczeniu nie ma mowy o odbudowie. Siłą go do tego nie zmuszę. Ale dobrze niech się sam przekona. Zdradzona i porzucona kochanka potrafi być bardziej bezwzględna niż zdradzona żona. Niech pokaże pazurki i rogi może w końcu przejrzy na oczy. Ale nie o tym chciałam.
Jak mam rozmawiać ze swoimi rodzicami, którzy z wiadomych przyczyn nie kibicują mi w odbudowie małżeństwa. Dla nich ich zięć jest już przegrany i go przekreślili. Uważają, że popełniam błąd życiowy próbując takie małżeństwo, że skoro zdradził raz będą i kolejne. Ze przecież jestem młoda, dlaczego sie nie chcę rozwieźć, przecież na pewno znajdę kogoś lepszego albo będzie mi lepiej samej niż z nim. Mój tato totalny ateista, mama wierząca ale nie praktykująca. Więc aspekt wiary i siły i mocy małżeństwa jest im obcy. Dla nich sprawa jest prosta. Facet jest nieodpowiedzialny i nie przystosowany do życia w rodzinie dlatego trzeba się go pozbyć, bo cierpi ich ukochana córeczka, która ślepo idzie za mężem cudzołożnikiem i nie widzi jaka jest ślepa i głupia. Stoję między młotem i kowadłem, bo rodzice są mi drodzy i zawsze miałam z nimi świetny kontakt, nie mniej jednak unikam z nimi kontaktu, bo czuję presję z ich strony. Niby nic nie mówią, ale nie muszą ich spojrzenia, atmosfera mówi sama za siebie. Z mężem mieszkaliśmy w mieszkaniu rodziców, z moim tatą 3 dni w tygodniu podczas których pracował a potem jechał do mojej mamy do innego miasta. Teraz z mężem chcemy się usamodzielnić i kupić jakieś lokum. Zawsze było mówione, że mieszkania tego nie sprzedadzą, że będzie do mojej dyspozycji, ale oni nie chcą się tym zajmować (np. wynajmem), a wczoraj tato mi powiedział, że skoro chcę się usamodzielnić i dalej brnąć w chory związek i się przeprowadzam to oni sprzedadzą mieszkanie. Ja traktowałam to mieszkanie jako azyl bezpieczeństwa, jak coś nie wyjdzie to mam dokąd wrócić oraz lokatę kapitału i źródło potencjalnego dochodu. A ta informacja jest jak cios w plecy. Skoro nie chcesz postępować tak ja my Ci mówimy, to za karę sprzedamy mieszkanie. Ja tak to odebrałam.
Poradźcie co zrobić

Anonymous - 2014-03-24, 12:44

Joannat napisał/a:
Teraz z mężem chcemy się usamodzielnić i kupić jakieś lokum.


super odcięcie pępowiny

Joannat napisał/a:
Zawsze było mówione, że mieszkania tego nie sprzedadzą, że będzie do mojej dyspozycji, ale oni nie chcą się tym zajmować (np. wynajmem), a wczoraj tato mi powiedział, że skoro chcę się usamodzielnić i dalej brnąć w chory związek i się przeprowadzam to oni sprzedadzą mieszkanie. Ja traktowałam to mieszkanie jako azyl bezpieczeństwa,

Ich mieszkanie , mogą zmienić zdanie, co do tego co z nim zrobić.

Rozumiem, że super mieć jakieś zabezpieczenie.
Ale może tak ma być ???
Masz może po raz pierwszy w życiu skoczyć "na bandżi bez bandżi".
Zaufać Bogu, że cokolwiek się zdarzy, nic Ci nie grozi. nie da rady spaść niżej niż na Jego dłoń. :mrgreen:

U nas po powrocie męża też nastąpiły zmiany w kontaktach moich z rodzicami
Choć moja mama modliła się na nawrócenie zięcia to po powrocie stwierdziła
super, że nie nawrócił, ale czemu wrócił, o to się nie modliła.
ćóż Bóg daje w nadmiarze :lol:

Najpierw my sami chcemy na tej linie "małżeństwa w odbudowie" złapać właściwy balans, więc obie rodziny trochę zostały odsunięte.
Teraz Nasz czas i naszych dzieci.
to i tak bardzo skomplikowane - 6 osób a co dopiero teściowie, rodzice i rodzeństwa, ciocie i wujkowie - niech z daleka się modlą za nas jeśli chcą .
My za 2 tyg mamy pierwsze spotkanie z moimi rodzicami a ponad 2 lata odbudowujemy.

Wszystko dla dobra, wspomnę w modlitwie

cóż Bóg daje w nadmiarze :mrgreen:

Anonymous - 2014-03-24, 12:54

Być może ciągle sie asekuruję i potrzebuję tego bezpieczeństwa, że jak nie wyjdzie mam dokąd z dzieckiem wrócić. Rodzice zawsze pozostaną rodzicami i są dla mnie ważni ale ważny też jest mąż, skrzywiony. Skoro nie wierzą, że może się udać. Mój tato wczoraj to porównał do skoku z 3 piętra. Setki skaczą i "łamią sobie nogi" a ja myślę, że mój skok skończy się bez upadku i złamania. Nie mam gwarancji, że się uda i nie wiem co będzie, tak samo oni nie wiedzą co będzie dalej. Rozumiem ich żal, wycie z bezsilności. Sama jestem matką i gdyby moją córę to spotkało to nie wiem co zrobiłabym temu facetowi. I oni tak samo rozumują, chcą mnie uchronić od niebezpieczeństwa.
Anonymous - 2014-03-24, 13:35

Taka reakcja rodziców jest naturalna, boja się, że on Ciebie znów zrani. Sama wiesz kim jest Twój mąż, czy to człowiek zły, niedojrzały, zaślepiony, czy może pogubiony. Z jakiegoś powodu zdradził, chce wrócić do rodziny, tez z jakiegoś powodu. Twoi rodzice nie musza tak tego rozumieć, dla nich to czyn haniebny na ich córce i to jest prawda, nie doszukują się przyczyn, zrozumienia, Ty zaś tak zrobisz, bo kochasz. Jeżeli wierzysz w swój związek, jeżeli czujesz szczerą skruchę i chcesz podjąć próbę ratowania małżeństwa a zatem też i rodziny, to tylko godne jest to podziwu. I byc może rodzice tego nie rozumieją, być może starają się Ciebie chronić, nawet kosztem szantażu, trudno pozwól im. Jeśli Wam sie uda, mąż nie tylko będzie musiał odbudować zaufanie Twoje ale i Twoich rodziców, co może potrwać bardzo długo, ale być może po latach bycia idealnym mężem i ojcem rodzice sie przekonają, a wtedy zrozumieją, że podjęłaś dobrą decyzję, z miłości. Życze dużo siły, bo przed Wami ciężka praca.
A odnośnie ewentualnej pomyłki męża drugi raz. Jeśli sie usamodzielnicie, to czy przypadkiem to nie on opuści mieszkanie pierwszy? Nikt Ciebie z dzieckiem nie wyrzuci z domu. Ale tak sie nie stanie, bo niektórym zadarza sie to w zyciu tylko raz. Tym, którzy przez to przeszli i naprawdę z tego powodu cierpieli (wyrzuty sumienia, świadomość krzywdy, świadomość upodlenia) i sięgnęli dna samych siebie, juz sie to nie zdarza. Takie zdarzenie na długo zostaje w psychice.

[ Dodano: 2014-03-24, 13:55 ]
odnośnie mężą w pracy. Moja sytaucja jest podobna, mąz też miał romans z koleżanką z pracy. Ale w zasadzie jak sie potem okazało, były jeszcze trzy inne, i wszystko miało tylko wymiar fizyczny, żadna nie stanowiła emocjonalnego uzależnienia. Spotkałam sie wtedy z opinią, że jeżeli ma być mowa o odbudowie związku, to mąż nie może widzieć byłej kochanki, bo raz że naraża siebie na ewentualne wracanie dwa, Ciebie to poniża. I w takiej sytuacji byłam. Minęły miesiące, mąż nadal tam pracuje, jest gotowy odejść w każdej chwili. Myślenie o niej tam to jakis koszmar, ale mijały miesiące, rozumiem kim ona dla niego była, w zasadzie nikim, teraz mówi, że ja nienawidzi, lub wolałby żeby nie istaniała, tak jakby chciał wymazać to co z nia zrobił, tak mu wstyd. To wszystko zatem zależy, co Twój mąż do tej kobiety czuje, bo jeśli po takim czasie nie ma uczucia (romans sie wypalił), to być może nie ma co rewolucji wprowadzać, biorać pod uwagę sytuację z pracą. Ale jeśli Ciebie to boli, a na bank boli, to jeśli chcesz podjąc taką decyzję zrób to od razu. Jako warunek pierwszy. Ja zwlekałam za namową tesciowej, która zbagatelizowała moja uczucia i powiedziała mi, że nie po to tyle pracowaliśmy na ta pozycję, żeby teraz przez jakąś laskę to marnować. ale prawda była inna, że to jej syn upadł. Taka decyzję trudniej podjąc potem, a i mąż czuł żal, ze nie od razu tak się stało. Słuchaj zatem tego co czujesz, zadnych doradzców, żadnych tesciowych, które wiedzą lepiej. nawet mnie tu nie słuchaj, jak pokazałam ci tylko moje błędy i teraz mąż nadal tam pracuje nie wiem czy zmienimy prace, niby mnie to drazni, niby nie, niby mu ufam, a za uszami ciągle coś świerzbi...i lepiej, żeby jej nie było tak szczerze.

Anonymous - 2014-03-24, 14:23

Do tego dochodzi kwestia wzięcia kredytu na zakup lokum do zamieszkania. Stąd też mój strach, że wpakuję sie w kredyt a potem mąż da nogę i z kredytem zostanę.
Myślę, ze coś w tym jest z tymi wyrzutami sumienia. Mąż walczy sam ze sobą, całe szczęście zgodził się na terapię. Wiele złego wyniósł z domu, jego ojciec go porzucił a mama przez całe życie wpajała w niego nienawiść do ojca. Łatwo nie miał. Wydaje mi się, że mąż myślał, że małżeństwo to latwa sprawa. Że każda żona to tak jak w bajkach i książkach, dla mnie absurd, ale on miał taką wizję i niestety rzeczywistość okazała sie inna. I znalazła się panna, samotna, której licznik biologiczny bije a nikt się nią nie zainteresował, widziała zera przewijające sie przez jej ręce i wychwalała męża pod niebiosa, w jej oczach czuł się niemal boski, a tu zona z małym dzieckiem z pretensjami itp. Boję się, że mi cierpliwości nie wystarczy, że nienawiść w stosunku do tej kobiety mnie zeżre, zwłaszcza że mąż nie chce jej zwolnić póki co. Wie, że prędzej czy później musi do tego dojść ale to odkłada. A ja nie potrafię normalnie funkcjonować wiedząc, że ona wciąż jest w jego pracy, widzi ją więcej niż mnie (bo nadal razem nie mieszkamy), ciągle wracają jego kłamstwa, którymi mnie karmił przez ten cały czas. Zwłaszcza, że ja oczekiwałąm od niego, ze po tym wszystkim wróci na kolanach bijąc się w pierś, a tu czegoś takiego nie ma, co gorsze on stawia jakieś tam swoje warunki i to mnie odpycha i buduję wyższy mur.

[ Dodano: 2014-03-24, 14:38 ]
Nie potrafię zdzierżyć tej baby u niego w pracy, zwłaszcza że ona jest jego sekretarką i w biurze są tylko dwoje. Więc żadnej "kontroli". Co lepsze on żeby się nie denerwować i nie drażnić "lwa" zabronił mi dzwonić w godzinach pracy. Dla mnie to nie ma znaczenia, że ona zostanie bez pracy. W momencie kiedy sięgnęła po "własność" innej kobiety wydała na siebie wyrok i podpisała wypowiedzenie. Jest taka sprytna to niech sobie szuka pracy. Jednak mój mąż rycerz, przecież skrzywdził dziewczę, bezczelnie wykorzystał, obiecywał jej złote góry, ona mu prała, sprzątała gotowała i oddawała swoje ciało (dla mnie to prostytucja) i widziała siebie jako jego żona, a tu taki niefart. Wybranek wrócił do żony. Jest zdesperowana, bo miałam od niej telefony, że ona mu małżeństwo zniszczy, że to nie koniec ich romansu, że on nadal z nią sypia i inne takie. Ale dobrze, niech mu suszy głowę, niech wzbudza w nim poczucie winy i krzywdy jaką jej zrobił, bo ją też oszukiwał przez ten cały czas mówiąc, że się rozwiedzie. Ona musi zniknąć koniec i kropka. Ale wiem jedno on musi sam o tym zdecydować i to wykonać. W zeszłym roku nijako terapeuta do którego chodziliśmy "zmusił" go do tego to jego poczucie winy doprowadziło do skutku odwrotnego czyli bardziej się zaangażował bo musiał ją bronić przed złem tego świata. Ja cały czas powtarzam, że nie potrafię normalnie żyć i iść ku odbudowie wiedząc, ze ona jest w jego życiu. A czy on czuje wstyd? tego nie wiem, pewnie nie jest łatwo takiej osobie żyć ze świadomością, że zrobił coś czego ojcu do tej pory nie wybaczył, oszukiwał dwie kobiety które skakały sobie do gardeł bijąc się o niego i de facto skrzywdził swoją niewinną córeczkę, która przez ponad połowę swojego życia widuje go tylko w weekendy.

Anonymous - 2014-03-24, 15:48

Samboja napisał/a:

rozumiem kim ona dla niego była, w zasadzie nikim, teraz mówi, że ja nienawidzi, lub wolałby żeby nie istaniała, tak jakby chciał wymazać to co z nia zrobił, tak mu wstyd.


To się nazywa honorowy facet.
Najpierw powie kochance jak w piosence "że żona go nie rozumie, że wcale ze sobą nie śpią, "
a potem żonie powie, że tej z którą spał i szeptał czułe słówka nienawidzi...

Anonymous - 2014-03-24, 17:25

Nie bardzo wiem na czym polega podjęta przez Twojego męża decyzja o zakończeniu romansu skoro póki co nie mieszkacie razem, z (byłą?) kochanką mąż spędza znacznie więcej czasu niż z Tobą, mało tego, nie wykazuje chęci zwolenienia jej choć zapewne byłoby to w jego gestii, wręcz czuje się za nią odpowiedzialny, czyli jest niemal bez zmian.

[quote]ja oczekiwałąm od niego, ze po tym wszystkim wróci na kolanach bijąc się w pierś, a tu czegoś takiego nie ma, co gorsze on stawia jakieś tam swoje warunki i to mnie odpycha i buduję wyższy mur.[/uote]

No właśnie. Co się zmieniło poza pustymi deklaracjami?

Anonymous - 2014-03-24, 18:14

Joanno.....w tej sytuacji całkowicie zrozumiała jest obawa Twoich rodziców odnośnie do Twojej przyszłości.................z początku sądziłem,że mąż pełen skruchy chce wrócić do rodziny,odbudowywać,zadośćuczyniać,a teściowie nie chcą mu dać szansy,ale w tej sytuacji?ani tu skruchy,ani zadośćuczynienia,dodatkowo jakieś warunki,niepewności,ciągły kontakt z kochanką....................nie rozumiem za bardzo na jakiej zasadzie uznałaś,że on wrócił do rodziny.....................mieszkacie w mieszkaniu Twoich rodziców,ale sami,jak rozumiem,rodzice z Wami nie mieszkają?zatem jaki sens brać kredyt?w tych ciężkich trudnych czasach,z niestabilnym emocjonalnie mężem................miłość miłością,ale na Boga,Joasiu,otwórz oczy i myśl rozsądnie..................mąż zapewne chce się "usamodzielnić",bo na swoim terenie(na kredyt),będzie czuł się pewniej...........tutaj jego sytuacja jest zagrożona,więc pozoruje powrót do rodziny..........................Joasiu.to super i bardzo prawidłowo,że nie chcesz zmuszać męża do wyborów,decyzji,że musi sam...........pewnie...........ale to co TY możesz zrobić ze swoim życiem,to już od Ciebie zależy..................trzymaj się tego mieszkania i nie podejmuj żadnych decyzji,które mogą zagrozić Twojej przyszłości i że zostaniecie na lodzie z dzieckiem............dopóki nie będzie pewności,że mąż w ogóle ROZUMIE,co zrobił i zacznie nie tylko naprawiać,ale i wynagradzać...............łaski nie robi,nie chcij tej łaski....................powrót do rodziny powinien być ustalony na podstawie Waszych wspólnych uzgodnień,na przykład jednym z nich powinno być naturalne zerwanie całkowite kontaktów z kochanką...............jego decyzja i jego wybór.........konsekwencją jest brak rodziny..................nie można mieć i tego i tego,nie pozwól na to.........................przegadaj ten swój problem z kimś mądrym,a przede wszystkim wstrzymaj się z kredytami,zobowiązaniami do momentu,kiedy nie będziesz czuła(bo to się czuje),że mąż naprawdę wrócił do Was.........pozdrawiam,trzymaj się,Szymon.
Anonymous - 2014-03-24, 20:33

Joanno ja już w innym wątku pisałam,że nie warto wybaczać i odbudowywać, gdy mąż nie przeprasza i nie przyjmuje warunków zdradzonej żony. To on powinien- jako ten który skrzywdził- ,,przyjść na kolanach" i zrobić wszystko, żeby wynagrodzić rodzinie to co zrobił. U Was jest inaczej....Bądź ostrożna i nie dawaj kredytu zaufania na wyrost.
Anonymous - 2014-03-24, 22:52

Karmel, wybaczyć warto - dla siebie. Dla własnego komfortu psychicznego. W przeciwnym razie to niewybaczenie będzie Cię zżerać od środka.
Nie koniecznie trzeba informować od razu o tym męża. Szczególnie jeśli nie okazuje żadnej skruchy.

Anonymous - 2014-03-24, 23:33

Joannat, przeczytałam i pierwsza refleksja, jaka mi się nasuwa na myśl (przepraszam,jeśli napiszę zbyt dobitnie) to taka, że chyba wcale Twojemu mężowi nie zależy na Tobie i powrocie. Gdyby tak rzeczywiście było, to nie stanowiłoby dla niego problemu zwolnienie tej kobiety, powinien nawet sam z siebie to zrobić, to powinien być pierwszy krok. Stawianie warunków.. to Ty powinnaś je stawiać!!
Nie brałabym w takiej sytuacji kredytu na zakup mieszkania. Bałabym się. Możecie przecież coś wynająć, przynajmniej przez pewien czas.

Anonymous - 2014-03-25, 08:48

szczerze mówiąc tak jak zauważyliście faktycznie oprócz pustych deklaracji nic się nie zmieniło. Tyle, że mąż twierdzi, że gdyby chciał odejść nie brałby kredytu na zakup domu. Wynajęcie przerabialiśmy i szczerze mówiąc szkoda pieniędzy. Jak ja naciskam z kochanką, że musi ją zwolnić to twierdzi, że szukam głów które muszą spaść i chcę się na niej zemścić. Szczerze mówiąc tęsknię za czasami kiedy cudzołożnice kamieniowali, ale nie o to tu chodzi. Jej zwolnienie to dowód jego, że naprawdę chce powrotu. A on mówi, że chce zacząć naprawę od zadu, czyli kupić dom (bo sam niczego nie ma i mieszka w wynajętym) i mając spokój na tym polu dopiero chce zająć się rewolucją w swojej firmie. Podejrzewam, że panna nie da się tak łatwo zwolnić i sprawa zakończy się w sądzie - pewnie też się tego obawia. Być może obawia się jej szwagra mecenasa, który ją jemu przyprowadził ale oprócz tego przyprowadza do niego klientów. Nie wiem może to jakiś rodzaj zależności. Nie tłumaczę go, bo dla mnie nie mam innej alternatywy - ona musi zniknąć z jego firmy, listy płac i obciążenia jego konta. Przywiązał ją do siebie płacąc jej sporą pensję. Za to co ona robi nigdzie nie znajdzie pracy za takie wynagrodzenie. Więc tu jest pat, bo ona też nie ma motywacji aby sama się zwolnić.
A z kredytem chcę aby wziął go na siebie, z umową przyrzeczenia że przy finalizacji daruje mi 50% udziału domu. Wahałam się ciągle ze zgodą na intercyzę, ale jedna notariuszka poradziła mi że jeśli się zgodzę to mam zażądać osobnej umowy, w której on się zobowiązuje, że w razie gdyby doszło do kolejnej zdrady z jego strony, płacić określoną kwotę na mnie i dziecko jeszcze zanim sprawa trafi do sądu. To pewne zabezpieczenie. Nie mając rozdzielności też nie mam gwarancji co on robi z pieniędzmi które zarabia, czy nie robi darowizn, do których i tak nie będę miała prawa. A tak sprawa byłaby czysta, on bierze kredyt i w razie czego nie mnie on obciąża.
W zasadzie są dwie drogi wyjścia, albo się uprzeć i nie iść na żaden kompromis, niech wiarołomny mąż kombinuje lub składa pozew i tkwić dalej w takim zawieszeniu nie wiadomo ile, albo pójść na kompromis i zacząć coś odbudowywać i resztę zostawić Bogu. Niech Bóg prowadzi

Anonymous - 2014-03-25, 09:17

Joannat napisał/a:
A z kredytem chcę aby wziął go na siebie, z umową przyrzeczenia że przy finalizacji daruje mi 50% udziału domu.


czyli dobrze rozumiem,że póki co,to będzie jego dom i zawsze może powiedzieć Ci-żegnam?bez intercyzy czy innych ustaleń macie chyba równe prawo do własności, ale i równe obowiązki,co do spłaty..........lepiej dopytaj o to................Joasiu.......o ile dobrze rozumiem prawo,to póki kredyt nie jest spłacony,dom nie należy do kredytobiorcy....tak naprawdę,realnie..........bo różnie może się podziać...........wyobraź sobie sytuację,że za rok,dwa lata mąż się rozmyśli i powie,że on już nie będzie płacił?czy znasz konsekwencje czegoś takiego?bez rozdzielności to lepiej dopytaj się,jakie masz zobowiązania finansowe...........no najwyżej bank zabierze dom............no i?nie dostaniesz 50% z niczego.............

Joannat napisał/a:
jedna notariuszka poradziła mi że jeśli się zgodzę to mam zażądać osobnej umowy, w której on się zobowiązuje, że w razie gdyby doszło do kolejnej zdrady z jego strony, płacić określoną kwotę na mnie i dziecko jeszcze zanim sprawa trafi do sądu. To pewne zabezpieczenie.


ale jaka sprawa ma trafić do sądu,no nie rozumiem............
i o jaką zdradę chodzi?o taką,do której się przyzna?czy będziesz zbierać dowody?mąż powie,że masz omamy i żadnej zdrady nie było,jak masz zamiar egzekwować taką umowę?nie bardzo rozumiem pomysł tej notariuszki szczerze mówiąc..................
pewne zabezpieczenie jest tylko wtedy,kiedy zobowiązany do płacenia SAM będzie chciał płacić...............w obecnych czasach nawet prawomocne wyroki sądowe nieraz nie sprawiają,że można zmusić kogoś do zapłaty...........sam prowadzę firmę i wiem,jak to jest,kiedy ktoś powinien zapłacić,nie płaci,ma u mnie dług,a chodzi sobie dalej po ulicy,śmieje się w nos,a papierami z sądu może wytapetować mieszkanie................

Joasiu.................spójrz....umowy,papierki,ugody,ustalenia,notariusze............jak w spółce,układzie,a nie małżeństwie,gdzie obie strony się szanują i sobie ufają,czy to jest dobry start?owszem,zabezpieczenie finansowe koniecznie musisz sobie ułożyć,z wielu względów...............kiedy jeden z małżonków ma za sobą romans i jest do tego zdolny,zawsze może pojawić się dziecko pozamałżeńskie,długi związane z romansem.............tak naprawdę naprawa małżeństwa zaczyna się od tego,kiedy obie strony tego chcą,z własnej woli,nieprzymuszane umowami...................jeśli męża stać na zobowiązania finansowe na skutek zdrady(w ogóle taka umowa będzie miała moc prawną?),to co go powstrzyma?najwyżej zapłaci............nie tędy droga moim zdaniem.........

kompromisy są podstawą małżeństwa.......masz całkowitą rację..........pytanie,czy kredyt i te wszystkie ustalenia to jest kompromis czy raczej jakaś gra ze strony męża,żebyś odpuściła mu tę kobietę...............dla mnie sprawa byłaby jasna.............zostaję w mieszkaniu rodziców i mówię do małżonki:zapraszamy,bądź z nami,mamy możliwość mieszkania razem i przy niskich kosztach,wspólnie możemy zastanowić się,co zrobimy z naszą przyszłością,czy zbieramy na dom itd............warunek:zerwanie kontaktów z osobą trzecią,terapia,chęć naprawiania...........do tego momentu nie byłoby mowy o kredytach,przeprowadzkach,groźnych ruchach,które mogą sprawić,że i tak zostaniesz na lodzie..............bez kredytu,ale i bez domu..............................pozdrawiam,Szymon

Anonymous - 2014-03-25, 09:27

te wszystkie tłumaczenia to jakos mnie sceptycznie nastawiaja.. bez względu czy to kobieta czy mężczyzna..
wiadomo przeciez ze jak komus naprawde zalezy to stanie na głowie by uszczesliwic osobe która kocha...
przepraszam ze tak ostro moze, ale dla mnie to takie troche naciąganie wszystkiego na siłe byle tylko przed soba samym usprawiedliwić to przyjecie drugiej strony i uspokoić siebie ze wszystko bedzie dobrze...
może jakas nieufna jestem... nie wiem..



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group