Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Do kiedy można trwać?
Anonymous - 2014-03-14, 11:08 Temat postu: Do kiedy można trwać? Czytam forum i zastanawiam się, czy moja sytuacja naprawdę jest trudna. Ale wg. mnie jest. Póki co jestem z żoną, mieszkamy i żyjemy razem, przechodzimy ze skrajności w skrajność. Raz euforia i wielka miłość a drugi raz głęboka nienawiść.
Moja historia jest dość skomplikowana - krótki opis: moje błędy w działalności gospodarczej, jej niepowodzenie spowodowały lawinę kredytową zatajoną przed żoną. Po kilku latach kłamstw z mojej strony bańka pękła. Dłużej nie wytrzymałem takiego życia, przeznałem sie do moich błędów. Bardzo powoli zaczęła się odbudowa naszego związku. Jednakże mimo rozmów i porad specjalistów moja żona nie jest w stanie mi przebaczyć i zaufać.
Jestem ciągle sprawdzany, kontrolowany. W moim życiu szukane jakiekolwiek dowody na dalsze błędy i kłamstwa.
Ja podjąłem walkę. Uważam, że odmieniłem swoje życie. Jestem innym człowiekiem. Co z tego, jeżeli wg. mojej żony to tylko i wyłącznie ja mam spowodować poprawę naszego związku. Nie widzi moich zmian, odrzuca wiele propozycji pracy "bo to i tak nic nie da", "bo Ty mnie znowu zranisz".
Więc tak żyjemy. Trochę udając, trochę obok siebie. Ja trwam. Ale ile to jeszcze można?
Do najmniejszego faktu jest w stanie dorobić długą teorię, "co to właśnie pokazałem swoim zachowaniem" - jak takie życie kontynuować? Jak można słuchać od tej najbliższej osoby "może teraz wreszcie coś trafi do Twojej pustej głowy!", "teraz to ci dopiero pokażę". Coraz częściej podawany jest argument, że beze mnie to byłoby jej lepiej i żebym sobie poszedł.
Każda próba rozmowy i przedstawienia innego punktu widzenia jest odbierana jako mój atak. Jedyną postawą możliwą jest całkowita akceptacja jej wersji i brak jakiegokolwiek sprzeciwu. Więc robię tak - ale ile jeszcze można trwać?
Anonymous - 2014-03-14, 17:53
Witam Cię serdecznie na forum. Cieszę się, że jesteś z nami. Rozgość je, poczytaj innych, poczytaj materiały dostępne też na stronie www.sychar.org. Twoja sytuacja jest podobna do wielu innych osób i niebawem się one odezwą.....To, że tu jesteś Ty, to nie przypadek tylko oznacza, że to Bóg właśnie o Ciebie się najpierw upomniał, to wyróżnienie a jednocześnie odpowiedzialność za współmałżonka, dla którego będziesz w przyszłości drogowskazem. Każdy z nas ma wolną wolę i tak naprawdę nie możemy zmienić drugiej osoby, możemy zmieniać samych siebie, a pod wpływem naszej przemiany zmieniają się inni. Czytając Twój post nie dostrzegłam jednego najważniejszego słowa Bóg-gdzie on był w waszym małżeństwie, na którym miejscu.....może ten właśnie kryzys jest po to abyście na nowo mogli poukładać swoje małżeństwo.
joozef napisał/a: | Ja podjąłem walkę. Uważam, że odmieniłem swoje życie. Jestem innym człowiekiem. |
czy odmieniłeś swoje życie z Bogiem...czy opierając na swoich ludzkich siłach...Bo kiedy ja opierałam się tylko na swoich siłach nie starczyło tego na długo i wszystko runęło na nowo....
Ale wszystko powoli.....przesłuchaj Konferencje ks. Marka Dziewieckiego, zajrzyj do działu świadectw. My tu staramy się nie udzielać rad....mogę Ci tylko swoim świadectwem życia pokazywać co ja zrobiłam....gdzie ja popełniłam błąd....mogę Ci pisać tylko o sobie......
Na tym forum wielu jest wspaniałych mężczyzn i na pewno się odezwą...nie ma jak to męska rozmowa . Jednak ja też służę Ci pomocą i obejmuję modlitwą
[ Dodano: 2014-03-14, 17:56 ]
Cytat: | Do kiedy można trwać? |
ja trwam już 7 rok.....ale są dzielniejsi ode mnie....
Anonymous - 2014-03-14, 21:20
Dzięki, mimo to, że nie pisałem wcześniej znam stornę i forum, przesluchałem chyba wszystkie dostępne materiały. Niestety, zrobiłem to wyłącznie sam. A żeby myśleć o drodze do sukcesu, musi to być wspólna droga z moja zoną.
Co do miejsca Boga w naszym zyciu - od zawsze był On w centrum, ja na podstawie umocnienia z Nim więzi dałem radę się zmienić. Niestety moja żona ma coś w stylu pretensji do Boga, odsuwa się. Uważa, że zmiana naszego związku nie jest związana z oddaniem go Panu - dla niej to wyłącznie ja mam zmienić wszystko i do niej się dostosować.
Wielu rzeczy już próbowałem, uczestniczyliśmy nawet w terapii małżeńskiej i to opartej na chrześcijańskich fundamentach. Na niewiele się to zdało niestety. Wybacz, ale nie widzę sensu w czekaniu 7 lat. Tylko że ucieczka w formie rozstania też mnie nie interesuje.
Generalnie sytuacja jest bez wyjścia.
Anonymous - 2014-03-14, 21:57
joozef napisał/a: | Nie widzi moich zmian, odrzuca wiele propozycji pracy "bo to i tak nic nie da", "bo Ty mnie znowu zranisz". |
Joozef!
Witaj na drodze rozwoju osobowego. Chcialbys, żeby żona sie zmieniła i bylo tak jak kiedys lub lepiej? Nie piszesz nic czy wyszliscie z kredytow czy zona razem z toba je dalej splaca?
Wiesz moja malzonka miala okolo 8 kart kredytowych zadluzenie uroslo tak bardzo, ze musielismy wziac drugi kredyt konsolidacyjny hpoteczny - (oczywiscie tez nie informowala mnie wczesniej!) , zeby splacic jej spirale kredytowa. Pożniej doszły inne sprawy i w tym samym roku już razem nie mieszkaliśmy. Ona oczywiscie nie widziala nic w tym zlego, bo przeciez kredyty sa po to aby je brac... Mogę Ci powiedzieć, że aspekt finansowy zwiazany jest ze wspolnota majątkową (obok jednosci stola i łoża). Naruszyles rownowagę małżeńską oparta na bezpieczeństwie i zaufaniu.
Przywrócenie wzajemnego zaufania to proces i to nie jest łatwe. W sposob istotny zraniłeś swoją połówkę. Jestem już po rozwodzie ale jej zobowiązania spłacam solidarnie bo konsolidację zrobilem w trakcie trwania związku.
To jest duże zranienie i tylko Bóg może je również uzdrowić.
To tak jak wypadek samochodowy wszystko poniszczone a Ty mowisz ze czujesz sie juz przemieniony... i oczekujesz ze osoby chodzace po zgliszczach bedą się cieszyć z twojej przemiany.
Posluzylem się pewną przenośnia aby ukazac Ci ogrom pracy jaki cie czeka. Modl sie i pracuj Zapraszam Cie rowniez do ogniska Sychara.
Pan Bóg nie takie rzeczy przemienia. Witaj na drodze.
Anonymous - 2014-03-14, 21:58
joozef napisał/a: | Generalnie sytuacja jest bez wyjścia. | -nigdy nie ma sytuacji bez wyjścia,chyba ,ze nic sie nie robi.mam na mysli czekanie az problemy sie same rozwiaża lub rozwiaze je ktos za nas.
joozef napisał/a: | uczestniczyliśmy nawet w terapii małżeńskiej i to opartej na chrześcijańskich fundamentach. Na niewiele się to zdało niestety. | - dlaczego tak sadzisz,ja myslę ,ze zawsze pozostaje w nas jakis slad,który zaowocuje w najmniej oczekiwanym momencie.Czy zadaliście sobie jako małzonkowie pytanie- czego oczekujecie po tej terapii?
Anonymous - 2014-03-14, 23:15
Cóż, może kiedyś opiszę moją(naszą) historię ze szczegółami, ale odpowiadając - od 2,5 roku spłacam kredyt konsolidacyjny pokrywający moje zadłużenie. Rata wynosi ok 60% mojej pensji. Pierwszym warunkiem jaki dostałem od zony to konieczność ustanowienia rozdzielności majątkowej na co się zgodziłem (2,5 roku temu). Teraz uważam, że to błędna decyzja.
Nauczyłem Ją być uległym i podwładnym. Zgadzałem się na wszystko, a Ona to po prostu wykorzystywała. Teraz, kiedy nie ma mnie o co oskarżyć, wyszukuje nic nie znaczące fakty i robi z nich dowód na wielkie błędy. Do tego dochodzi zakamuflowany konflikt z moją rodziną.
Zgoda - przebaczenie to długi proces. Ale czy na drodze do przebaczenia trzeba kierować się zasadą "oko za oko..."? Czy fakt, że ją zraniłem (czego się nie wypieram, i jestem tego świadomy) daje jej możliwość wywlekania tego jako argumentu przy każdej okazji? Czy fakt, że od 2,5 roku musimy bardziej uważać na koszty (ale bynajmniej nie przymieramy głodem) jest ważniejszy od budowania zwiazku na nowo i ratowania małżeństwa? Często słyszę od żony, że co miesiąc "zabieram jej pieniądze" - jak można tak to przeliczać?
A co do wyników i efektów terapii - efektów nie będzie, ponieważ zona moja wie, że pan psycholog się myli. I koniec. Nie ma dyskusji.
Po prostu okopała się w świecie swojego zdania i nic ani nikt nie może jej powiedzieć że się myli, bo wtedy staje się jej wrogiem, więc musi przejść do ataku.
Wg. mnie moje sytuacja jest trochę inna. Wiele opisywanych historii na forum ma na ogół koniec w rozwodzie, separacji, stwierdzeniu nieważności.
Ja natomiast nie rozważam takiej opcji, chociaż pewnie byłaby najprostsza. Jakże często słyszę, że jakbym sobie poszedł, to i tak bym sobie nie poradził, bo bym takie alimenty dostał (mamy dwoje wspaniałych dzieci), że nie miał bym czym ich płacić.
Ehhh - długo mogę jeszcze pisać podobnych wypowiedzi...
Anonymous - 2014-03-14, 23:34
przeszłości i żony nie zmienisz
możesz zmienić tylko siebie
Anonymous - 2014-03-14, 23:59
siebie zmieniłem. Brak jakichkolwiek efektów po drugiej stronie. Wręcz przeciwnie. Nastąpiła eskalacja walki i ataków.
Mam pytanie - czy ktoś z czytających jest w sytuacji podobnej do mojej? Chciałbym z kimś takim pogadać. Bo jednak jest to problem trochę inny niż zdrada, rozwód , a takich historii na forum jest najwięcej.
Anonymous - 2014-03-15, 00:45
jeżeli chcesz naprawdę zmienić siebie to polecam nasze sycharowskie 12 kroków
[ Dodano: 2014-03-15, 00:46 ]
http://www.kryzys.org/viewforum.php?f=77
Anonymous - 2014-03-15, 07:51
joozef napisał/a: | siebie zmieniłem. |
to jest tylko Twoja ocena, nie możemy być sędziami we własnej sprawie....ja jednak czytając Twoje posty jestem innego zdania. Nawet ja będąc już dosyć daleko na ścieżce rozwoju duchowego, i w trakcie warsztatów 12 kroków nie mogę powiedzieć "siebie zmieniłam"... siebie to proces nieustanny....trwający całe życie...jak długo żyjesz tak długo się zmieniasz pracujesz nad sobą i dbając o swój rozwój duchowy.
joozef napisał/a: | czy ktoś z czytających jest w sytuacji podobnej do mojej? Chciałbym z kimś takim pogadać. Bo jednak jest to problem trochę inny niż zdrada, rozwód , a takich historii na forum jest najwięce |
takich historii jak Twoja jest tu wiele tylko kwestia Twojego - podejścia - Twoja historia nie jest specyficzna ani wyjątkowa - tylko Twoje podejście trochę mnie niepokoi, jesteś zamknięty na to, co piszą inni.....widocznie to jeszcze nie Twój czas aby tak było.....Mogę się mylić, jednak od wczoraj nie przestaję o tym myśleć, a po modlitwie za Ciebie takie mi przyszły myśli Joozefie. Ty czegoś natychmiast od nas żądasz....natychmiastowej rady "co zrobić z żoną" zobacz....wydaje mi się, że raczej rady takiej nie dostaniesz, z powodów o których już pisałam. Jeśli napisałam coś, co jest trudne dla Ciebie do przyjęcia to przepraszam...ale nie robię tego aby Ci "dokopać" ale po to aby wskazać Ci pewne rzeczy, które mnie zastanawiają.......Mimo wszystko błogosławionego dnia życzę i pozdrawiam
Anonymous - 2014-03-15, 09:05
Wybacz, ale jak mozesz powiedzieć ze to jeszcze nie moj czas? Czy to, ze chce zachowac elementy godnosci i przestac ulegac świadczy o tym?
A tak właściwie to czego ja żądam?
Chyba sie przeliczylem z tym, ze znajde tutaj pomocna dłoń.
Anonymous - 2014-03-15, 09:19
joozef napisał/a: | Czy to, ze chce zachowac elementy godnosci i przestac ulegac świadczy o tym? | to akurat jest bardzo dobre...ale to początek twej niełatwej drogi....zobacz jak wiele osiągnąłeś....
joozef napisał/a: | A tak właściwie to czego ja żądam? |
na tym forum przynajmniej ja jestem sama dla siebie...i ty też tak to wykorzystaj..wspaniały z Ciebie mężczyzna skoro poszukujesz pomocy....niewielu na to stać...ja Cię podziwiam......i tu nalezy Ci się szacunek
joozef napisał/a: | Chyba sie przeliczylem z tym, ze znajde tutaj pomocna dłoń. | nie nie przeliczyłeś się, tylko wszystko wymaga czasu.....i nam tez musisz dać ten czas...czasami jeden post trwa kilka miesięcy aby jak najwięcej osób mogło się wypowiedzieć, poświadczyć Ci swoim życiem....Zawsze możesz napisać na priv to któregoś z moderatorów....księży, którzy są tu obecni na forum. Joozefie...dzielny z Ciebie mężczyzna....pozwól dalej działać światłu Ducha św. i powoli....
Anonymous - 2014-03-15, 09:57
Joozefie, miazia ma dużo racji, mówiąc że to dopiero początek niełatwej drogi. Wielu z nas weszło na forum szukając pigułki na kryzys. Prędzej lub później przekonaliśmy się, że takiej pigułki nie ma. W trakcie bycia w Sycharze dowiadujemy się - jak w ogóle ugryźć temat kryzysu i co w tym temacie ma do powiedzenia Pan Bóg. I zaczyna się praca nad sobą zgodna z Bożą wolą.
Ale - wiem po sobie - to zabiera dużo czasu, i czasem trzeba wiele rzeczy zweryfikować, to że coś wiem, nie oznacza że potrafię to zastosować. A nawet jeśli już umiem zastosować, to bywa że jednak nie w każdej sytuacji czy relacji. Trwała zmiana siebie wymaga czasu. Ale jeszcze więcej czasu wymaga dostosowanie się otoczenia (np. żony) do Twojej zmiany. Zresztą dopiero reakcje otoczenia weryfikują czy Twoja zmiana jest faktycznie trwała.
Anonymous - 2014-03-15, 11:08
Joozef, zaufanie do kogoś można stracić w jednej chwili, zaś odzyskanie i odbudowa zaufania trwa nieraz latami. To, że Twoja zona kontroluje i sprawdza, nie dowierza, nie umie przebaczyć świadczy pewnie o bardzo wysokim poziomie lęku i zranienia. Nie możesz jej pospieszać i być niecierpliwy, że ona jeszcze nie nie jest w stanie. To co możesz zrobić to po prostu trwać w tym , co przysięgałeś, czyli w bezinteresownej i bezwarunkowej miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej i nie opuszczać do śmierci. A nie pytać jak długo, bo odpowiedź masz w przysiędze. Masz prawo się bronić, jeśli jesteś źle traktowany, czy obrażany, możesz stawiać granice, mówić o tym jak się czujesz w danej sytuacji. Niemniej wypełniaj najlepiej jak na ten moment potrafisz świadczenie miłości żonie, nie czekając , że żona nagle odpowie Ci tym samym. Między innymi na tym ma polegać (wg mnie ) Twoja zmiana. Bez roszczeń i w radości jesteś odpowiedzialny za swoją część składanych obietnic.
|
|
|