To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - kryzys wieku średniego u męża

Anonymous - 2014-04-05, 19:43

renta11 napisał/a:
Ja sobie życia już nie chcę układać. Czuję się zbyt zraniona.
- to na dzień dzisiejszy,nie wszyscy sa przecież nastawien na zranienie.Może zabrzmi to jakos zle z mojej strony ale mimo wielkiego bólu masz jakby łatwiej,może to zycie kiedys ci sie wyprostuje.Obiecuje modlitwe.
Anonymous - 2014-04-05, 21:21

Gabi

Tak, masz rację. Kiedyś przeszkadzało mi, że nie mamy ślubu kościelnego. Kiedy weszłam na strony sychar-u to jakby odczucie to powróciło. Więc chociaż tego dylematu już nie będzie. Mam potrzebę powrotu do korzeni, prostej kategoryzacji spraw na biało-czarne. Prostoty w życiu, nierelatywizowania postaw. Dzisiaj łatwiej wyrzucić, niż naprawić. A ja jednak wolałabym naprawiać, ale nie ma z kim. Żyłam ponad 20 lat z człowiekiem, którego jak się okazuje, nie znałam.
W tej rozmowie, która się rano odbyła mąż powinien podziękować mi za wspólne lata. Powiedzieć dzieciom, że szanuje ich matkę, że będzie ją zawsze wspierał itd. A odbyło się tylko oskarżanie mnie i festiwal egoizmu.
To chyba taki psychologiczny mechanizm. On nie może znieść tego, że zrobił takie samo zło, jakie otrzymał, kiedy był dzieckiem. Nie umie wziąć odpowiedzialności. Łatwiej mu było mówić, ona zła kobieta była i zmusiła mnie do tego. I że zupa stale była za słona ;-) O córce źle mówić nie mógł, więc to ja ją zmanipulowałam. I tyle.Więc, gdzie nie spojrzeć - ja to samo zło. :-P
Muszę zająć się córką, bo za miesiąc ma maturę. A dzisiaj była zła na nas oboje. I taka strasznie skrzywdzona. Syn powiedział tylko, że powinnam być na to przygotowana. Ale męźczyzna, który przyrzekał, powinien dotrzymywać przyrzeczeń. A w dzisiejszych czasach dotrzymywanie przyrzeczeń jest niemodne, modne za to jest realizowanie siebie, bo jestem tego wart i życie jest tylko jedno. Są ludzie i ludziska. Najważniejsze, że mam dzieci. Chcę cieszyć się życiem i nie być zgorzkniałą, starą babą. :-D

Anonymous - 2014-04-05, 21:50

renta11 napisał/a:
A odbyło się tylko oskarżanie mnie i festiwal egoizmu.
- bo inaczej nie umie,najłatwiej oskarża sie innych niz widzi swoje wady :!: nawet adam w raju oskarzył Ewe ,ze dała mu jabłko i Boga ,ze to ta niewiasta ,która stworzyłes-grzech ten idzie za nami przez całe zycie.

renta11 napisał/a:
On nie może znieść tego, że zrobił takie samo zło, jakie otrzymał, kiedy był dzieckiem. Nie umie wziąć odpowiedzialności
- no własnie

renta11 napisał/a:
Chcę cieszyć się życiem i nie być zgorzkniałą, starą babą.
- tego zycze ci z całego serca i dodałabym swoja modlitwe w twojej intencji.A nie patrzyłas na te sytuacje jako twój powrót do Boga :?:
Anonymous - 2014-04-06, 17:47

Krawędź
Domyślałam się tego z Twoich wpisów. Ale nie śmiałam pytać.
Tak, jest to bardzo przykre być odrzuconą także jako kobieta. Gdyby mój mąż na prawdę chciał ratować to małżeństwo, to mogłoby się to udać. Ale to musiałoby być z głębi serca pragnienie. A on wrócił z poczucia obowiązku i z poczucia winy, a nie z poczucia serca. A to żadna motywacja. Żeby usprawiedliwić swoje działania i zmniejszyć poczucie winy, musiał na mnie przerzucić wszystkie negatywne emocje. Stąd tak totalna krytyka mojej osoby. Bo cały czas mówił, że to się "podziało poza nim" bo ja "nienawidzę wszystkich, a najbardziej..." Z taką oceną mojej osoby i bez motywacji z serca (a wcale nie chodzi mi o romantyczne uczucie) - to nie miało prawa się udać. I ja to dosyć szybko zrozumiałam, ale nie umiałam tego ... puścić.
Mój mąż nie ma kochanki, bo jego ojciec miał. Ale jest w nim ogromne pragnienie romantycznej miłości i znalezienia baśniowej "drugiej połówki". A jak wiadomo z dwóch połówek robi się tylko ... litr :-D No to chce mieć czyste konto na szukanie, albo już znalazł i ściemnia. I dlatego nie mogło się udać, bo on już mnie nie chce chcieć :-)

U Ciebie raczej wynikało to z tego, że kochanka zajęła Twoje miejsce niestety wszędzie. I zabrakło go dla Ciebie. I dlatego nie było pożądania i pragnienia dotyku. Dla Ciebie jest nadzieja, bo kochanka może Twojemu mężowi spowszednieć. I może wtedy znajdzie się miejsce dla Ciebie, które może się powiększać z czasem. Jeśli Ci zależy, to możesz poczekać. Jesteś jeszcze bardzo młoda.

Ja już czekać nie zamierzam, bo: po pierwsze - za długo (zanim znajdzie, pójdzie do łóżka, pomieszka i się znudzi), po drugie - mam 51 lat i czuję się zmęczona tragediami, które się w moim życiu wydarzyły, a po trzecie - wiele lat upłynie, zanim wybaczę wyrządzoną moim dzieciom krzywdę. Może nawet już zdążę... zejść 8-)

[ Dodano: 2014-04-06, 22:16 ]
No to i ja podzielę się swoim doświadczeniem w tej delikatnej materii. Mąż w styczniu ubiegłego roku odsunął mnie od siebie w nocy. Spaliśmy w jednym łóżku, ale ocean lodu był pomiędzy nami. We wrześniu powiedział, że mnie nie kocha i się wyprowadził. Po 6 tygodniach wrócił do domu. Intuicyjnie zapytałam, czy będziemy ze sobą sypiać. Oczywiście. W nocy spaliśmy przytuleni, jak brat z siostrą. W ciągu dwóch miesięcy były dwa nieudane podejścia. Potem powiedział, że ma problemy i żebym jemu pozostawiła inicjatywę. Przez 3 kolejne miesiące w nocy ciepło i bezpiecznie jak z bratem. Intuicyjnie czułam, że on nie widzi we mnie kobiety. Wczoraj odbyła się rozmowa rozwodowa (w obecności dzieci).
Podsumowując: mu mąż przestał mnie kochać, nie odczuwa pożądania. I choćbym założyła koronę Królowej angielskiej, to już nic się w nim fizycznie nie obudzi. Bo najpierw musiałoby drgnąć jego serce. Nie drgnęło, bo on tego nie chciał.
_________________

[ Dodano: 2014-04-06, 22:17 ]
Cholipa, coś mi się dziwnie porobiło z wpisami. Kopiują się. Sorry

[ Dodano: 2014-04-07, 06:54 ]
Od kilku dni znowu budzę się o 3 w nocy i już nie mogę spać, pomimo brania leków. Masakra.
Jak ja mam to znieść?
On się nie wyprowadził. Nie wiem, co mam z tym zrobić. Córka ma maturę za miesiąc. Zapytałam jej, jak dla niej będzie lepiej, czy on ma się wyprowadzić natychmiast, czy po jej maturze? Ma się zastanowić.
Boję się, że ona jego pobyt będzie interpretować jako nadzieję, że się nie rozwiedziemy.A potem będzie znowu tragedia. Ja już wiem, że to jego decyzja ostateczna. Innej wcześniej też nie było. Ja to intuicyjnie wyczuwałam. Było tylko wcześniejsze oszukiwanie i gra przed dziećmi.
Jak ja to wytrzymam?
Codzienne patrzenie na człowieka, który rozdziera mi serce? Jemu łatwo. Nie kocha, więc co za problem. Ma dzieci, dom i dla niego super.
Miałabym ochotę go zabić za te 15 miesięcy czołgania mnie i 6 miesięcy przeczołgiwania także i dzieci. On już w listopadzie był pewien, że mnie nie kocha i nie chce. I że jego "próbowanie" to udawanie ze strachu przed konfrontacją z dziećmi. On mówił, że nie mógł podjąć decyzji. Ale mógł zabijać mnie oszustwem, zabijać na raty.I dzieci w tym wszystkim.
Ich nadzieje na pogodzenie rodziców. Życie na huśtawce. To na zakończenie zafundował nam mąż i ojciec.
Moje uczucia oscylują od nienawiści do żalu i miłości. Jak ja przeżyję jeszcze przynajmniej 2 miesiące z nim pod jednym dachem? Jak nie zwariować i się nie zabić?
Módlcie się za mnie i za dzieci.

Anonymous - 2014-04-07, 07:05

Pomodlę się kochana! ratuj swoje zdrowie! daj ujście emocjom, może rower, intensywny spacer? jak lubisz jakieś ćwiczenia (ja ich nie cierpię)
musisz wytrwać ten najgorszy czas...przyjdzie spokój...z Bogiem

Anonymous - 2014-04-07, 20:30

Blada
Bardzo dziękuję za wsparcie. Na razie jakoś się trzymam.

[ Dodano: 2014-04-10, 20:24 ]
Muszę to ogłosić publicznie, bo zaczyna mnie to już nużyć.

Koniec z rolą OFIARY.

Zamierzam zajmować się tylko sobą i swoimi błędami. A mojego męża i jego błędy zostawić jemu.

Zamierzam iść przez życie głownie sama ze sobą. Będę miała dobre towarzystwo i raczej nie będę się nudzić.

Anonymous - 2014-04-10, 20:56

jak masz zamiar to zrobić?
Anonymous - 2014-04-10, 21:33

W bardzo prosty sposób.

Nie tyle jest ważne to, co nas spotyka. Ważne jest to, co my robimy z tym, co nas spotyka. :-D

Co ja takiego złego zrobiłam mojemu mężowi, że krzywdzi swoje dzieci, byleby tylko nie być ze mną? :-(
Ano, już wiem.

Przeszłości już nie zmienię, nie da się.

Ale mogę zmienić dzisiaj, mogę również zmienić przyszłość.

Pewnie mój mąż już nigdy nie otworzy na mnie swojego serca. Tragedia.

Ale ja żyję dalej. I będę bardzo się starała żyć lepiej.

[ Dodano: 2014-04-12, 09:52 ]
Córka mi powiedziała, że ona nie podzieli się z ojcem jajkiem i nie zasiądzie z nim przy jednym stole. Porozmawiałam z bratem, zaprosił nas na śniadanie wielkanocne. Ale córka nie chce nigdzie jechać (nie chce litości) i nie zamierza obchodzić Świąt. Powiedziała, że jak chcę mogę sama jechać, ona będzie się uczyć do matury. Syn zachowuje stoicki spokój.

Porozmawiałam więc z mężem. Poprosiłam, aby wyjechał nawet na tydzień sam, najlepiej aby zahaczyło to o Święta. Prosiłam, aby przemyślał w samotności swoje życie. Dzieci miałyby spokój. Mąż wczoraj powiedział, że wyjeżdża na 2 dni do kuzyna. Nigdzie indziej nie zamierza wyjeżdżać, bo tutaj jest jego dom. I wyjechał.

No i mam zagwozdkę. Oczywiście dzisiaj skończę myć okna (kolejnych 8), jutro skończę porządki przedświąteczne. Ze święconką mogę iść sama. Ale co ja zrobię ze śniadaniem wielkanocnym? To jakieś panopticum. Córka zbuntowana przeciwko ojcu, niedługo matura. Ojciec się nie usunie z domu. Syn się dostosuje.

Jakieś propozycje?

Anonymous - 2014-04-13, 22:47

Śniadanie robisz i ten kto przyjdzie zje z Tobą :mrgreen:
kto nie jego strata

Anonymous - 2014-04-15, 06:48

Dziękuję Mirakulum

Może to się jakoś rozejdzie po kościach. Przecież ja chcę, aby córka miała dobre kontakty z ojcem.

[ Dodano: 2014-05-07, 12:49 ]
Od dwóch dni czytam "Urzekającą" i zrodziło to we mnie tęsknotę za tą piękną spokojną kobiecością.

Zobaczyłam oczyma z zewnątrz swoje zachowanie z ostatniego pół roku. Nie były to fajne obrazki. Wiem, że moje działania były typowe dla wielu osób w tej sytuacji, ale zdrowe nie były. I takie bez szacunku dla siebie, niezależności, mojej wartości jako człowieka i kobiety.
I pełne incydentów walki, złości, manipulacji. Trudno, stało się. Ale najwyższy czas to zmienić.

Napisałam do męża maila z przeprosinami za moje zachowania z ostatniego pół roku, za miotanie się od bandy do bandy, za manipulacje, złość wynikające ze strachu. O tym, że jednak kocham go i nic nie mogę na to poradzić. I jestem wobec tego uczucia bezsilna. że bardzo potrzebuję jego miłości, wsparcia, ciepła i serdeczności. I jedyne co mogę to prosić go o danie ostatniej szansy naszemu małżeństwu. Choć sama nie wiem, czy się uda.

Wiem teraz, że należy odbudowywać związek bardzo wolno, cierpliwie, z szacunkiem do drugiej osoby i dla siebie. Dać mężowi prawo do robienia tego w swoim tempie, bez nacisków i manipulacji z mojej strony. Teraz ja również czuję ze swojej strony dystans i może nawet brak ochoty na dotyk. Tak - co nagle to po diable. :evil: Widzę teraz, że jak ja to próbowałam przyspieszać, to również ja sobie z tym nie radziłam. Zacznę modlić się o cierpliwość, siły, ufność.

Ile razy można zaczynać od nowa? Tyle, ile będzie trzeba. :-D




--

Anonymous - 2014-05-07, 16:11

renta11 napisał/a:
Wiem teraz, że należy odbudowywać związek bardzo wolno, cierpliwie, z szacunkiem do drugiej osoby i dla siebie


rento11, jesli juz będziesz na to gotowa, kiedy się "zreanimujesz" Urzekajacą, to polecam "Kobieta. Kapłaństwo serca" Jo Croissant (trudna propozycja życia) oraz "Granice w relacjach małzeńskich" H Cloud, J Townsend.

Anonymous - 2014-05-07, 17:51

Zeniu

Dziękuję za wskazówki, granice już przerobione. :-)

[ Dodano: 2014-05-10, 19:30 ]
Wczoraj miałam rozmowę z mężem. Mówi, że nie wierzy, że nam się uda. Boi się toksyczności (oczywiście raczej nie swojej, belka 8-) ). Na moje pytanie, czy chce być ze mną? Odpowiedź: Nie wiem. Powiedziałam mu, że on przez te pół roku od początku postawił mur obojętności i uprzejmości i za niego się schował. Chociaż były momenty, w których zbliżał się do mnie i czułam, że nie jestem mu obojętna. Budował więc ciepłe uczucia do mnie. Podjęcie przez niego decyzji z głębi serca dałoby realną szansę na otwarcie dojrzałego, pięknego małżeństwa.

A dzisiaj rano pobiegłam na stałą trasę przez żółte pola rzepaku, jakoś trudno i ciężko. Bieganie i jazda na rowerze trzymają mnie przy życiu. Po południu obejrzałam kolejny raz "Dwoje do poprawki". Po tej rozmowie początkowo smutno mi było. Ale to taki piękny, życiowy, dojrzały film. I końcówka taka realna, budująca. Wprost idealna przez swoją prostotę. A Meryl Streep - wspaniała aktorka i myślę, że bardzo ciekawy człowiek.Ona jak zwykle była doskonała :-D Co rola, to kreacja. Jestem fanką tej kobiety. Gdyby była wolna, poruszyłabym niebo i ziemię, aby zostać jej mężem i podnóżkiem. :-D
Medytowało mi się potem świetnie.
Czy i kto usłyszy pukanie ?

Anonymous - 2014-05-10, 21:02

Renta11 ja mysle ze pukanie Twój mąz słyszy.
Był taki czas, ze powiedzmy moja żona podobnie pukała do mnie. Przypominam sobie, ze ja słyszałem i czułem ale nie mogłem odpowiedziec. Wiesz co mnie trzymało? Mury, które sam sobie ustawiłem. A raczej kłamstwa w które uwierzyłem, a które rodziły sie w głowie w postepie geometycznym. A zrozumiałem to kiedy po pierwsze powiedziałem sobie stop i zaczałem myslec o co tu tu tak naprawde chodzi. Mysle ze sam Pan Bóg zadziałał - kiedys ni stad ni zowad kolega przypomniał mi kazanie ksiedza na naszym slubie - ze jestesmy dla siebie darem.Od tego się zaczeło . Kiedy podjąłem wysiłek podejscia do Pana Boga to nie pomóż ale ODKŁAM. A potrzebowałem naprawdę duuuzo czasu.
A teraz ja powiedzmy w miarę odkłamany i mniej wiecej juz wiem jak reagowac gdy odswiezaja sie stare lub pojawiaja sie nowe. I czekam az sie żona odkłamie....

Anonymous - 2014-05-11, 12:20

Jarku
Coś w tym jest. Mój mąż wszędzie wietrzy moje spiski i manipulacje. Często się dziwię, jak on widzi różne sytuacje i moje zachowania. Mnie nawet przez myśl nie przeszły te myśli, a on buduje na swoich chorych domniemaniach wielopoziomowe konstrukcje. Mata Hari to przy mnie Pikuś :-D
A jak jest przywiązany do tych konstrukcji myślowych. Nic sobie nie daje przetłumaczyć, choć staram się nie usprawiedliwiać (bo najczęściej nie mam czego), a tłumaczyć, że np. do rozwodu nie potrzebowałam rozmowy jego z dziećmi. Bo to jest logiczne. Ale dla niego nie jest. Bo on zmniejsza swoje poczucie winy widząc we mnie samo zło. No, bo wtedy, to nie on jest zły i on nie krzywdzi. To ja jestem zła, a on tylko reaguje na moje zło. :evil:
Nie widzi logicznej prawdy. Że on się odkochał i dlatego chce odejść. A wszystko inne jest racjonalizacją tej decyzji. Choć zastanawiam się, czy on rzeczywiście chce odejść. Pewnie on sam tego nie wie.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group