To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - kryzys wieku średniego u męża

Anonymous - 2014-10-16, 16:23

hm, a może mąż postanowił wrócić do sakramentalnej zony ?

Przepraszam, ze wkładam kij w mrowisku, ale niedawno mieliśmy tutaj takie świadectwo,
które wzbudziło trochę kontrowersji....

Anonymous - 2014-10-16, 16:39

Ja miałam duze obawy przed zadaniem podobnego pytania tz co z sakramentalna zona Twojego męża Rento?
Anonymous - 2014-10-16, 17:03

Sakramentalna żona mojego męża żyje ponad 25 lat we Włoszech z nowym "mężem" i dziećmi.

Gdyby mój "mąż" miał wrócić do sakramentalnej żony to byłoby to dobre rozwiązanie. :-)

Jestem nie żoną, wiem o tym. Boli to, dopiero teraz boli bardzo.
Wiec nasze rozstanie to dobre rozwiązanie z woli Boga.
Muszę się z tym pogodzić. Czas, tylko czas.

Czy takie moje stanowisko zadowala?

Anonymous - 2014-10-16, 18:03

Reniu,ale to nie był w żadnym stopniu atak na Ciebie,szkoda,ze tak to odebrałaś :-(
Anonymous - 2014-10-16, 18:15

Niech Ci Pan Bóg Błogosławi! W końcu On chce dla nas tego co najlepsze i co daje nam pełnię szczęścia. Myślę, że da Ci takie dary jakie na ten czas Ci są potrzebne abyś żyła całą pełnią! No, a tak emocjonalnie może to boleć... Mam takie doświadczenie, że czasem - nawet kiedy przeżywa się baaardzo trudne chwile, ale z Bogiem (i wymaga to zaufania z minuty na minutę), to jest w tym więcej szczęścia, niż wcześniej.
Anonymous - 2014-10-16, 18:24

Lila

OK.
To ja mam z tym problem.
No bo kocham i w głębi serca chciałabym, aby ojciec moich dzieci wrócił do mnie. To w końcu moja rodzina, jedyna jaką mam i będę miała.
To on podjął decyzję o rozstaniu. I gdyby teraz stanął w drzwiach to .... no właśnie.
Teraz także z powodu wiary jest to trudne. I nie ma żadnych szans na dobre rozwiązanie.

Anonymous - 2014-10-16, 19:15

Kurcze, renta, ale Ty masz komfortową sytuację ;-)
Ja wiem, że to zabrzmi dziwnie i może zakrawac na chorobę niemalże psychiczną, ale wierz mi kochana wiele bym dała by byc teraz na Twoim miejscu. Ciebie i tego człowieka nie łączy Sakrament!!!
Gdyby u mnie była taka sytuacja, jak najszybciej uciekałabym od tego faceta i wykopała go ze swojego zycia. Oczywiście nie z życia dzieci, bo to byłoby niewłaściwe, ale ze swojego tak.
Nie zlinczujcie mnie kochani, ale mnie przy moim mężu, szczególnie po jakiś starciach i z jego obojętnością, która tylko czasami zamienia się w coś innego, trzyma mnie tylko wiara i Sakrament. Jest zle, potem przebłysk dobrego, potem znowu żle... Wiecie, nie tak sobie wyobrażałam ratowanie małżeństwa po tym wszystkim, tym bardziej, że mąż nie chce odejśc. Jakoś to może nawet nie jego zła wola, ale brak komunikacji sporo psuje. Nie jest lekko. mam wiarę i ufnośc i pracę nad sobą. I czasami miłe gesty męza, szkoda, że tak bardzo, bardzo rzadko. :-P

Anonymous - 2014-10-16, 20:03

renta11 napisał/a:

Czy takie moje stanowisko zadowala?

a kogo ma zadowalać ?
nie warto nic robić na pokaz, bo tak wypada, ale z przekonania.

Przepraszam, nie chciałem Cię zranić tym pytaniem i tematem przez niego wywołanym.

Może popatrz na swoją sytuację, niekoniecznie jako tragedię,
a może raczej na dającą możliwość uporządkowania pewnych spraw.

Poza tym, akurat dla Ciebie odejście męża daje szansę na stworzenie sakramentalnego małżeństwa. Może w tej jest to ostatnia rzecz o której mogłabyś pomyśleć, ale ...nieznane są wyroki Boskie ;-)

Anonymous - 2014-11-28, 11:16

Minęło prawie dwa miesiące od wyprowadzki męża, a ja nadal kopię się z koniem. Każdy kontakt z mężem jest kolejnym rozczarowaniem.

Podział majątku uzgodniony ileś miesięcy wcześniej obowiązywał do 9 dnia po wyprowadzce męża. 10 dnia mąż zmienił swoje przyrzeczenie i postanowił nie robić prezentu dzieciom. Dzieci stwierdziły, że nie będą ojca prosić. On może dać, ale nie musi. Też racja. Pozostało mi wziąć na siebie ten ciężar.

Na początku listopada poprosiłam o zabranie rzeczy, wymeldowanie się i wyrejestrowanie firmy.
Rzeczy zabrał częściowo, resztę będę musiała ja wyrzucić. Znowu ciężar na mnie.
Nie wymeldował się, nie wyrejestrował firmy. A czasu wolnego ma doprawdy dosyć. I podatki z tego tytułu płacę ja. Więc wyznaczyłam mu termin do końca listopada. W grudniu wystąpię z odpowiednimi wnioskami do urzędu. Nie chcę płacić podatków z tego tytułu w przyszłym roku. Dowiedziałam się z jego maila, że go szantażuję i wymuszam. Cóż, znowu ciężar na mnie.

Winny mi jeszcze jest pieniądze. Napisał, że odda w połowie listopada. Nie oddał. Znowu
ciężar na mnie i jego pretensje, że domagam się pieniędzy.

My chyba funkcjonujemy w zupełnie innej rzeczywistości. Sprawy dla mnie elementarne, wymagające zwykłej przyzwoitości, on postrzega chyba jako odgrywanie się na nim.
Chcę zakończyć wszystkie elementy styczne, bo nie chcę kopać się stale z koniem. Po co mi to.
Ale smutne bardzo, jak on nie dotrzymuje żadnych przyrzeczeń i ustaleń. Jak obrażone na cały świat dziecko, które zrobiło kupę w tramwaju i dziwi się, że ludzie marszczą nos, że śmierdzi. :-) Zawsze byłam w tym małżeństwie tą bardziej odpowiedzialną i pilnującą. Więc dziwię się sama sobie, że się dziwię. :-)

A życie jakoś się toczy. Huśtawki nastrojów oczywiście nadal są. Ale szybko ogarnęłam się organizacyjnie i finansowo. W sprawie sprzedaży domu cisza. Wczoraj wywiesiłam baner na bramę. I teraz uczę się cierpliwości w czekaniu na nowe. Trudne to, ale widać konieczne.
Niech spadnie śnieg, to uruchomię narty biegowe. I będzie jakoś optymistyczniej. A na razie bieganie i łyżwy.

Anonymous - 2014-12-10, 21:01

Piszę, bo dzisiaj sz....g mnie trafił.

Moja córka miesiąc temu prawie podpaliła dom. Zostawiła gotującą się fasolę na gazie.
Szczęśliwie wróciłam do domu wcześniej niż zakładałam. Ale dymu było dużo. Na szczęście dom ubezpieczony do kwietnia przyszłego roku. Mąż płaci od lat razem z ubezpieczeniem samochodu.

A w każdym razie żyłam w tej świadomości do dzisiaj. Bo dzisiaj przyszło z PZU wezwanie do zapłaty na niego z tytułu ubezpieczenia domu. Z kwoty wynika, że chyba od dwóch lat nie płaci choć umowy zawierał. :evil:
Więc gdyby rzeczywiście dom się spalił, to zostałabym z niczym. Kolejny fakt lekkomyślności i nieodpowiedzialności. Jutro lecę szybko ubezpieczyć dom. Bo sprzedaję i nie może się nic stać.
Nawet nie chce mi się informować go. Bo w odpowiedzi napisze znowu coś agresywnego ....... Po co mam się znowu kopać z koniem. A PZU i tak wyegzekwuje od niego pieniądze , bo umowy na jego nazwisko są. Więc ja nie zamierzam płacić jego długów.

Zgodnie z przysłowiem "Jeśli nie wiesz, na kogo liczyć, licz na siebie" :-D I tego się już będę trzymać zawsze.

Anonymous - 2014-12-12, 22:54

Och przepraszam ze tak puźno pytam. Mocno cie ten szl....g trafil? Czy potrzebujesz pomocy??
To nie lekkomyslnosc tylko szarmanckie zagranie meza, - oto nie kochasz mnie to ciekawe kiedy przyjdziesz poprosic, a wtedy pokarze ci moja milosc wielka..
Uwazaj z tym liczeniem tylko na siebie. Wiem po sobie Bog dopuszcza nam sytuacje zebysmy mogli tak myslec, ale daje tez sytuacje gdzie nie tyle na nikogo, bo nawet na samych siebie nie jestesmy w stanie liczyc..
Pozdrawiam Olenke

Anonymous - 2014-12-13, 12:56

Mój sokole, mój Ty jasny

Wtedy szlag, a dzisiaj trzepnął mnie prąd w kuchni. Pewnie wyglądałam przez chwilę, jak ozdoba świąteczna.
Widać, najwyższy czas na sprzedaż domu. Nie lubi mnie już. :-D

Pytanie do ogółu.

Wczoraj zarobiłam ciasto na pierniki i odstawiłam na 3 dni. A dzisiaj zaglądam, a to ciasto wygląda tak, że spokojnie mojego męża mogłabym zabić :-D Twarde jak grzech śmiertelny.
W ubiegłym roku robiłam pierniki z tego przepisu i wyszły OK. Ale nie pamiętam, by ciasto miało taką konstrukcję !!! Czy to normalne?

Anonymous - 2014-12-13, 14:51

Renta,chyba wszystkie Twoje złości sie w tym pierniku skumulowały i jest efekt :lol:
Anonymous - 2014-12-13, 14:58

:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: no radość mnie tu spotkała, złość w piernik zapakować!!!!

Tylko....... bałabym się go potem jeść.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group