Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - kryzys wieku średniego u męża
Anonymous - 2014-02-18, 09:31 Temat postu: kryzys wieku średniego u męża Kryzys wieku średniego męża dotyka mnie od roku. Najpierw wczesną wiosną 2013r. oddalenie emocjonalne, fizyczne, pójście męża w alkohol. Moje co miesiąc, dwa spokojne zdania "Widzę, ze się oddalasz, boli mnie to, pijesz za dużo". I nic. Odbijanie się. Pod koniec września jego "Coś się wypaliło, ten związek w tej formule się wypalił". Na moje kilkakrotne, czy mnie nie kocha "Jeśli chcesz tak to rozumieć, to tak". Świat mi się zawalił, wywaliłam go z domu. Nie było go 6 tygodni. Po dwóch tygodniach jego „Kocham Cię. Wiem to na pewno. Widać musiałem się wyprowadzić, żeby to zrozumieć”. Byłam nieufna. Moje „Nie chcę żyć z alkoholikiem”. Potem przestał pić, poszedł do psychologa w Poradni AA. Wrócił do domu, choć jakoś mało chętnie. Jakieś jego „Nie znam innej miłości.” „Nie wiem”. Po dwóch tygodniach w domu jego „Jednak jest oddalenie.”. Potem po kilku dniach „ Nie kocham Cię. Mam ogromne wyrzuty sumienia. Okłamałem Cię, że Cię kocham, bo balem się samotności”. Takie dawkowanie mi rewelacji. I nie miałam już siły na męskie decyzje i rozwalenie ponad 20 lat życia. Od listopada do połowy stycznia moje miotanie się. Od „Nie zostawiaj mnie. Pokochaj mnie” do „Wyprowadź się”. Z częstotliwością co kilka dni lub godzin. I nasz chory taniec. Ja – chcąca go zdusić i zamknąć w klatce, co rodziło jego ogromną chęć ucieczki. Ale kiedy we mnie pękało „Wyprowadź się”, to jego zamyślenia, zastanowienia i „budujmy”. Teraz, mam wrażenie, że trochę się uspokoiłam. Wiem, ze mnie nie kocha miłością romantyczną. Ale czy to jest powód do rozwalania małżeństwa i rodziny po ponad 20 latach? Dzieci pełnoletnie, choć nie samodzielne. Obecnie jest miedzy nami serdeczność, przytulamy się w nocy. On mówi, że nikogo nie ma. Ale nie ma seksu, nawet mnie nie chce calować. Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Co nam się uda zbudować? I na jakich uczuciach? U mnie się niestety nie wypaliło. Ja nadal kocham, w sposób spokojny i dojrzały. Jeszcze trzy lata temu oboje mówiliśmy, że wzloty i upadki miedzy nami się skończyły, że toksyczność się skończyła. Że seks trochę siadł, że trochę zrobiło się nudno, ale po prawie 20 latach i koło 50 to normalne. I że jest z tym nam dobrze. A okazało się, że mnie było dobrze. A jemu widać zaczynało się powolutku wypalać. Przechodziłam, już dzisiaj trochę mniej, jego oskarżanie mnie o pierwszą, drugą i trzecią wojnę światową. I taki brak odpowiedzialności, że coś się podziało poza nim. Ja ustawiam się w pozycji trwania. Jestem żoną, matką, tutaj jest mój dom i moje życie. Choć obecnie bardzo trudne. Moje poczucie wartości jest zerowe. Nie mam pracy, za to mam za dużo czasu na rozmyślania i czarnowidztwo. Strach przed życiem, przed samotnością i samodzielnością. A mój mąż? Stara się, widzę to. Zachowuje się pozornie lepiej, niż przez ponad 20 lat naszego małżeństwa. Paradoks, właśnie wtedy, kiedy skończyła się miłość? Ale nie dzieli się ze mną swoimi przemyśleniami, tym co dzieje się u psychologa. Mówi, ze jesteśmy małżeństwem w kryzysie. Daje do zrozumienia, że mnie nie kocha. Żyję w zawieszeniu, na krawędzi. Nic ode mnie nie zależy. Czuję, że mąż zastanawia się, czy dalej żyć w bezpiecznej rodzinie bez romantycznej miłości, czy zaryzykować i poszukać „nowej, jedynej, prawdziwej miłości”? Bo jak nie teraz, to kiedy? Bardzo jest mi trudno. Czy mąż może mnie pokochać na nowo?
Anonymous - 2014-02-18, 10:20
Witaj Renato.
Dobrze, że tutaj trafiłaś. Rozejrzyj się po forym, poczytaj, posłuchaj naszych rekolekcji, zajrzyj do polecanych lektur i fimów...
renta11 napisał/a: | Nic ode mnie nie zależy |
To nie prwda. Wszysko, co dotyczy Twojej osoby, a więc Twoje uczucia, emocje, poczucie własnej wartości, Twoje postrzeganie siebie i świata, wybory jakich dokonujesz, postawy jakie przyjmujesz, granice jakie stawiasz, Twoje zachowania, pragnienia... Wszystko to zależy tylko i wyłacznie od Ciebie. Jednak jak do tej pory wszystko to uzależniasz od tego co zrobi lub nie Twój maż. On teraz jest Twoim "punktem odniesienia" i dopóki tego nie zmienisz, ciągle będziesz sądziła, ze od Ciebie nic nie zależy.
Jeśli odwrócisz wzrok od męża (który w tej chwili jest Twoim bogiem), a skierujesz go na Boga wzystko zacznie się zmieniać. I nie mam tu na myśli tego, abyś przestała kochac męż, ale abyś ustawiła go na właściwej pozycji, a jest ona dopiero po Bogu i po Tobie samej.
Bóg jest jedynym, który Cię kocha do końca, bez zadnych warunków i ograniczeń. Bog kocha Cię do tego stopnia, ze daje Ci wolność, ale co za tymidzie również odpowiedzialność za to co zrobisz ze swoim życiem, z Jego mióścią...
Spójrz na siebie Jego oczami...
Na wybory i decyzje męża nie masz wpływu, na swoje tak, to jest podstawowa rzecz jaką musisz sobie uświadomić, jaką kazdy z nas musiał zrozumieć.
Jesli deecydujesz się na ratowanie małzeństwa, to musisz najpierw się do tego przygotować, siebie umocnić...
Pozdrawiam
Anonymous - 2014-02-18, 10:32
A co to za psycholog do którego chodzi Twój Mąż? Są podejrzewam tak rózni. Czy Twój mąż nie płaci mu np za to by poczuć się szczęśliwym nieważne czy z Tobą czy z inną kobietą. Czy nie pracują nad tym by Twój mąż wyzbył się hamulców moralnych trzymających go z Tobą? Dowiedz się co to za psycholog. Czy to czlowiek z jakimiś zasadami etycznymi, najlepiej chrześcijańskimi, czy postępowiec i nihilista.
Poza tym moim zdaniem Twój Mąż cierpi na chroniczny brak wartości wyższych i obawiam się przesiąkł niczym nastolatka, kulturą egocentyzmu, bezbożnictwa, luzactwa. W jakim środowisku żyjecie, jak spędzcie czas, co oglądacie, co czytacie... ?
To wszystko ma ogromne znaczenie. No i jak relacje z Bogiem, Kościołem?
Anonymous - 2014-02-18, 11:43
Rento11,mnie zastanowiły dwa Twoje stwierdzenia,że poczucie własnej wartości spadło i że nie pracujesz........może te dwie sprawy można ze sobą "pożenić" i uzyskać nową jakość życia?............bez tej wiecznej huśtawki,jaką funduje Ci obecnie i jaką sobie sama również fundujesz,bo na ten moment wydawać by się mogło,że też nie wiesz,czego chcesz(vide Twoje komunikaty kierowane do męża).............piszesz,że masz około 50 lat,jest obecnie (trochę się orientuję w temacie)wiele opcji dla pań w tym wieku,również z dofinansowaniami z UE,urzędów pracy...........może rozejrzyj się za jakimś pasjonującym zajęciem,które nie tylko da Ci pewną niezależność finansową,ale i oderwie od kieratu domowego,wprowadzi w relacje z innymi ludźmi,da satysfakcję i podniesie poczucie wartości,poczucie przydatności.............ubogacisz swoje życie,które przecież nie polega tylko na byciu żoną i matką,ale także na spełnianiu innych ról w społeczeństwie...........pomyśl o tym,bo szkoda życia..........a jeśli chodzi o sprawy małżeńskie,które według mnie wynikają głównie z braku dobrej komunikacji,to zanim sama nie staniesz na nogi i nie określisz sama przed sobą,czego tak naprawdę chcesz,zanim nie zaczniesz kochać stanowczo,myślę, że trudno będzie Ci cokolwiek uzyskać w Waszej relacji...........dopóki oboje jesteście jak guma,to tak będzie się przeciskało,przeciągało,rozciągało,aż pęknie............jedno z Was musi zamienić się w twardą i niezmienną skałę, która już się nie rozciąga,ma swoje zdanie,broni go i kocha miłością stanowczą,czyli mądrą miłością(to a propos alkoholizmu męża)......................................pozdrawiam,wspieram modlitwą,wszystkiego dobrego,szymon.
Anonymous - 2014-02-18, 14:40 Temat postu: kryzys wieku średniego u męża Bardzo Wam dziekuję za odpowiedzi.
Jestem teraz na życiowym zakręie i po prostu sobie nie radzę. My niestety nie jesteśmy w malżeństwie sakramentalnym, bo mój mąż był rozwodnikiem. Pierwsza żona od niego odeszła po roku malżeństwa, przeprowadzili rozwod cywilny. Mąż zastanawiał się nad unieważnieniem tego malżeństwa. Jednak zgodnie doszliśmy do wniosku, że to byłoby trohę "oszukiwanie" Pana Boga. Brak ślubu kościelnego jednak okazał się problemem, bo dodatkowo oddalil nas od Boga i kościoła. MEża rodzice teżż nie mieli slubu kościelnego. A ojciec odszedl od rodziny do kilakaście lat młodszej kobiety, gdy mąż miał 17 lat. Jego mama do końca życia była już sama. Nie poradziła sobie z samotnością, poszła w alkoholizm. Miała także proby samobójcze, podobnie jak jego siostra. Więc teraz mam w sobie dużo gniewu do męża, że wiedząc jaka jest cena odejścia ojca z domu, chce w taki sam sposób skrzywdzić mnie i dzieci. Boli to mnie bardzo, taki totalny egoizm, brak dojrzalości. Nasze malżeństwo było toksyzne przez wiele lat. Ja jestem kobietą kochającą za bardzo, mąż agresywny i nadużywający alkoholu. Prawdziwie dużo zaczął pić rok temu. Mówi, że z powodów wyrzutow sumienia, bo mnie przestal kochać.Do psycholog chodzi do Poradni AA. Jest to bardzo doświadczony psycholog, przez kilka lat prowadził psychoterapię mamy męża. Problem w nas jest taki, że obydwoje się bardzo miotamy. Ja pomiędzy zlością, gniewem, a miłością do niego. Małżeństwo jest dla mnie bardzo ważne, rodzina rownież. Problemem jest moje miotanie się od chęci wyrzucenia go z domu i rozpoczęia życia samodzielnego, a milością i chęcią ratowania rodziny za wszelką cenę. Brakuje mi silnej podstawy, wiary w siebie, pewnie także wiary w Boga. I stabilności, ktorą daje praca i poczucie własnej wartości. Jak siebie wzmocnić w sposob trwały?
Anonymous - 2014-02-18, 14:48
Renato, tu psycholog nie pomoże. Zaczać trzeba od spowiedzi, niestety. Nie wiem jak inni, ale oprócz tego mojego zdania poprzedniego mogę Ci jedynie dać modlitwę. Wszystko inne byłoby kłamstwem.
Anonymous - 2014-02-18, 15:12
Orsz napisał/a: | Renato, tu psycholog nie pomoże. Zaczać trzeba od spowiedzi, niestety. Nie wiem jak inni, ale oprócz tego mojego zdania poprzedniego mogę Ci jedynie dać modlitwę. Wszystko inne byłoby kłamstwem. |
Orsz
Byłeś kiedykolwiek u psychologa, że tak odradzasz?
Jak ktoś bedzie miał depresję to też mu doradzisz modlitwę
zamiast psychiatry i psychologa?
Anonymous - 2014-02-18, 17:52
A widziałeś Grzegorzy wywiad z tym psychologiem który zaproponował do przeczytania Wilkoo? Chrońmy się przed takimi psychologami.
Anonymous - 2014-02-18, 18:15
renta11 napisał/a: | Jednak zgodnie doszliśmy do wniosku, że to byłoby trohę "oszukiwanie" Pana Boga. |
rozumiem,że życie w grzechu już tym oszukiwaniem nie jest?szkoda,żeście się wstrzymali z tym sprawdzeniem ważności małżeństwa Twojego "męża"................bez sensu,że sami orzekliście w swojej sprawie,a przecież nic nie stało na przeszkodzie,by oddać tę sprawę w ręce ludzi,którzy są do tego powołani..............według mnie,podkreślam,według mnie,byłoby to o wiele bardziej sensowne,niż życie w grzechu...........może spróbujcie zrobić to podejście teraz,a jeśli nie,no to cóż...........moja porada pewnie Ci się nie spodoba,ale tak już mam,że cenię sobie w życiu szczerość i pewien porządek,w którym jeśli ustawia się na pierwszym miejscu Boga(ale tak naprawdę,w sercu,a nie na pokaz),to reszta zazwyczaj się układa...........w mojej opinii masz dwa wyjścia,namówić męża do powrotu do poprzednich planów stwierdzenia nieważności tego małżeństwa sakramentalnego,a jeśli nie zechce,lub jeśli Sąd orzeknie,że małżeństwo było ważnie zawarte,to niestety,ale białe małżeństwo...........nie ma nic pośrodku,jeśli chce się być w porządku wobec Boga.............nie jesteś tu przez przypadek,Bóg Cię zaprasza,otwiera drzwi do wspaniałego życia blisko z nim,odpowiedz na Jego wołanie i na Jego miłość.............bądź dzielna! szymon
Anonymous - 2014-02-18, 18:25
Szymonie, jak mamy być szczerzy to ja bym cos dopowiedział, ale nie potrafię.
Rento, to jest forum katolickie, są i tacy księża, którzy uważają, że cos takiego jak białe małżeństwo nie powinno mieć miejsca. W dużej mierze jest to sprawa sumienia i naszej decyzji co w zyciu jest najważniejsze. Polecam wywiad z Wandą Połtawską, własnie włączyłem i robi piorunujące wrażenie na mnie.
Powiem Ci coś takiego. Z troski o Ciebie nie zaczynaj zbyt ostro swojego nawrócenia. Powoli. Zacznij od spotkania z księdzem lub ...
Anonymous - 2014-02-18, 19:45 Temat postu: kryzys wieku średniego u męża Myślę, że unieważnienie pierwszego małżeństwa mojego męża nie do mnie należy. To sprawa mojego męża, a nie moja. Ja go nie naciskałam, on nie podjął takich kroków. Jego wybór.
Ja mogę odpowiadać za siebie.
W obecnej sytuacji, gdy miewam myśli samobójcze, robienie gwałtownych ruchów nie jest wskazane. Obecnie czuję się, jak dziecko we mgle. Nigdy nie przypuszczałabym, że odrzucenie mojego męża tak mnie zaboli i załamie. Tym bardziej, że w pierwszych 15 latach małżeństwa sama kilka razy zastanawiałam się nad rozwodem. Potem to małżeństwo się poukładało. Od kilku lat czułam się poukładana sama ze sobą. A teraz jakoś przedziwnie mi się wszystko rozsypało.Od kilku miesięcy chodzę na medytacje chrześcijańskie. Podjęłam terapię u psychologa. Na razie jednak jestem totalnie rozsypana i pogubiona. Nawet do Boga mi daleko.
Anonymous - 2014-02-18, 20:05
Medytacjie chrześcijańskie ? Cóż to takiego i gdzie na to chodzisz? Czy to aby kościół katolicki? Ja bym polecała adorację przed tabernakulum, rozmowę z Jezusem o Twojej sytuacji. Może ten kryzys to Twoja szansa powrotu do Boga? Do zerwania z grzechem?
Anonymous - 2014-02-18, 20:15
Orsz napisał/a: | A widziałeś Grzegorzy wywiad z tym psychologiem który zaproponował do przeczytania Wilkoo? Chrońmy się przed takimi psychologami. |
Czytałem
Pisze z sensem.
Nadgorliwość jest szkodliwa Orsz, nie tylko w kwestiach religijnych
Anonymous - 2014-02-18, 21:13
A swój żart na temat rozładowywania napięcia?
Masz racje. Ja jestem nadgorliwy na tym forum na tydzień lub dwa opuszczam je.
|
|
|