To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Prosząc o modlitwę....

Anonymous - 2014-04-22, 18:53

…kolejny raz dziwne zagubienie…
Wszystko co się działo przez ten rok okazało się kłamstwem, a jednak prawdą. Wierzyłam w pogubienie męża, że sam nie wie, ale wyszło to dziecko i te spotkania niby od jakiegoś czasu(koniec 2013r) z tą dziewczyną i taka wpadka. I pewnym momencie węzeł się rozwiązał – jak lawinka spadły fakty, informacje, że już zeszłe wakacje spędzili razem, że mieszkała u niego jakiś czas. Kiedy go o to zapytałam, a zaprosił mnie na kolację w ramach prezentu urodzinowego, to myślałam że wybuchnie. Spurpurowiał przypuszczam po końcówki palców u stóp. Zapytałam po co kłamał? Jest wolnym człowiekiem, jeśli jest szczęśliwy to się usunę i nie będę w tym trójkąciku miłą koleżanką, ale kłamstwa są mnie nie potrzebne, więc nie wiem po co brnie. Nie odpowiedział nic.

I teraz w tej swojej małej wsi co jakiś czas dowiaduję się miłych rzeczy(wcale o to nie zabiegam), a kiedy go pytam bo w końcu cały czas wyśmiewał się z ludzkich gadań a wszystko okazało się prawdą to nawet nie wiem czy mu wierzyć.

Pracuję w jakiś sposób nad sobą, głównie czytając – jakoś nie miałam okazji pójść na terapię. Modlitwa i wyciszenie jest ogromnym źródłem mojego wytchnienia, powolnego aczkolwiek zauważalnego poczucia szczęścia i czerpania radości z życia. Powoli godzę się też na samotność;-) Bo to też nie jest łatwy orzech, ale o. Szustak swoimi rekolekcjami zdziałał wiele.

Tylko teraz z newsów mąż ma się wprowadzić do kochanki i w tej samej wsi mamy mieszkać? I tu już jakoś siebie nie widzę. Pytałam go czy podjął decyzję co dalej, czy będą razem mieszkać – odpowiedział że nie. Ale czy ja wiem co jest prawdą? A naprawdę nie chcę sytuacji, aby na moich oczach tworzyła się szczęśliwa rodzinka…

Czy to naprawdę taki schematyczny wzór zdradzacza – kłamstwa prosto w oczy, wypieranie się faktów i rzeczywistości?
Proszę go o szczerość, wszystko już wiemy, wszystko już możliwe się podziało. Nie ukrywam w tym momencie jak mnie to rani. Godzę się na to, ale mówię oficjalnie co sprawia mi przykrość począwszy od jego kłamstw i wypierania tego co się dzieje. O jak bardzo mu to nie odpowiada.

Czy normalnym jest, aby nie wstydzić się powrócić w to samo miejsce, tylko do innego mieszkania, z inną kobieta, gdzie od początku to był mój warunek/prośba, aby nie zamieszkiwali tu gdzie ja. Czy naprawdę zakochanie może tak zamydlić oczy, że reszta świata się nie liczy? Czyli można mieć żonę i zamieszkać z inna kobietą i jej rodziną bez żadnych skrupułów?

Może chaotycznie, ale jakaś rozemocjonowana dzisiaj jestem. Tak wiele działo się za moimi plecami, tyle oszustwa i zakłamania. Jakoś nie mogę tego pojąć…
Usłyszane przed chwilą ad kanonizacji Jana Pawła – Jeśli szukasz źródła idź pod prąd

Anonymous - 2014-04-23, 12:46

Cytat:
Czy to naprawdę taki schematyczny wzór zdradzacza – kłamstwa prosto w oczy, wypieranie się faktów i rzeczywistości?

TAK

Anonymous - 2014-04-23, 17:36

aguś83 napisał/a:
Czy to naprawdę taki schematyczny wzór zdradzacza – kłamstwa prosto w oczy, wypieranie się faktów i rzeczywistości?


TAK

Anonymous - 2014-04-23, 20:12

Znam podobną historię...
http://www.nonpossumus.pl/ps/Rdz/3.php

Anonymous - 2014-10-12, 21:13

Chyba już nic z tego nie rozumiem… Prawie 2 lata mija od naszego rozstania. Wydawało mi się że jakoś już daję radę, że zdrowieję, poczułam się szczęśliwa, zaczęłam uśmiechać się do ludzi i nie zamartwiać. Cały ciężar oddając Bogu nie przestawałam się modlić za mojego męża, nie fiksując jednak przy tym…

Nadszedł moment, w którym wszystko jakby się zatrzymało… Jemu urodziło się dziecko w połowie września, na dodatek wprowadził się do niej(czyli tu gdzie i ja) – mała miejscowość aż huczy! Poprosiłam go o spisanie rozdzielności majątkowej – powiedział, że pomyśli, a na pytanie co tu robi i jak to możliwe odpowiedział, że nie będzie dzieciaka raz na tydzień widywał, poza tym nie ma kasy na wynajęcie mieszkania.

Sytuacja dla mnie niełatwa, przecież za chwilę zobaczę ją/ich z wózkiem, serce mi kołacze w drodze do pracy, nie czuję się „bezpiecznie”.

Do tego wszystkie „miłe wiadomości” dochodzą do mego męża (może i w końcu dobrze, bo przez 1,5 roku naśmiewał się, że mam sobie słuchać ludzi, od których zresztą choć wcale nie wypytuję wszystko okazało się prawdą). Zaczął mnie w nieprzyjemny sposób poprzez sms-y rozliczać, że wygaduję jakieś bzdety, że jestem żałosna, że jedyne o czym możemy rozmawiać to rozwód i zablokuje mój numer. W życiu by mi na myśl nie przyszło, że przyjdzie tu mieszkać, w to siedlisko os.

Jakoś mnie to z drugiej strony nie dziwi, bo widocznie ten zły zaczyna coraz mocniej działać, ale chwilami nie mam siły. Wszyscy mówią, że mam składać pozew, że dopóki tego nie zrobię to się nie uwolnię, że dobrze że mąż okazał się odpowiedzialny wobec dziecka... Osiągnęłam taki spokój, w pokorze, w szarości zaczęłam widzieć piękne kolory, a tu pojawia się on i z każdej strony jakieś ataki i kolejne poniżenia…

Proszę, może dzisiaj jestem zbyt słaba na zrozumienie tego wszystkiego, ale przecież nawet uczestnicząc na tym forum przyjęłam podstawowe motto: Każde najbardziej trudne małżeństwo jest do uratowania, a poznaję mego męża z najgorszej strony i te sytuacje dziwne myśli powodują….

Anonymous - 2014-10-12, 21:29

aguś83 napisał/a:
Wszyscy mówią, że mam składać pozew, że dopóki tego nie zrobię to się nie uwolnię, że dobrze że mąż okazał się odpowiedzialny wobec dziecka..


Ale brednie. Zapytaj się tych "wszystkich" czy oni to mówią z własnego doświadczenia. Jeśli nie byli nigdy zdradzonymi, porzuconymi, to nie wiedzą o czym mówią i lepiej niech milczą. I tak im odpowiadaj.

aguś83 napisał/a:
że dopóki tego nie zrobię to się nie uwolnię


A od czego/kogo Ty masz niby się uwalniać?
Przecież Ty właśnie nie chcesz się uwalniać od męża. Chcesz ratować Wasze małżeństwo.
O czym oni mówią? Oni tylko otwierają usta, ale z nich nic się nie wydobywa. Bo to co oni mówią to właśnie jest "nic".

aguś83 napisał/a:
że dobrze że mąż okazał się odpowiedzialny wobec dziecka...


Gdyby ci co to mówią mieli do Ciebie trochę szacunku, to nie mówiliby do Ciebie czegoś takiego, bo to oznacza, że Ty wg nich jesteś nikim. To dziecko wg nich jest ważne, a Ty dla nich nie istniejesz.

Ci "wszyscy" nie są dobrymi ludźmi.

Anonymous - 2014-10-12, 21:42

Wiesz, ci co niektórzy to moi dobrzy przyjaciele, ale masz rację - od niczego się nie uwolnie, bo nie taki jest mój zamiar od początku i pięknie to podsumowałeś...
twardy napisał/a:
Ale brednie. Zapytaj się tych "wszystkich" czy oni to mówią z własnego doświadczenia. Jeśli nie byli nigdy zdradzonymi, porzuconymi, to nie wiedzą o czym mówią i lepiej niech milczą. I tak im odpowiadaj.


Jeśli chodzi o dziecko... Hm...chyba mój delikatnie pedagogiczny umysł - pracuję z dziećmi skrzywdzonymi - czasami mnie zwodzi i już bym tak kosztem wszystkiego rozczuliła się nad biednym maleństwem, aby nie wychowywało się bez ojca. Ale racja, trochę szacunku i mnie w rej kwestii się należy - akurat tej osobie powiedziałam, że nade mną to się nikt nie roztrząsał i nikt mi nie pomógł, nawet gdy prosiłam o rozmowę z moim mężem kilku "przyjaciół" (męską), a w tym momencie nie wyobrażam sobie aby składali mu piękne gratulacje z okazji narodzin dziecka., tym bardziej że kontakty urwał.

Anonymous - 2014-10-12, 21:50

aguś83 rozumiem dobrze Twój ból... przytulam Cię mocno a Ty przytul się do Jezusa... da Ci tyle sil ile potrzebujesz... łaska sakramentu małżeństwa pomoże Ci przetrwać trudne chwile... bądź tu z nami... pisz... dziel się smutkami i radościami... spotykaj się z nami na rekolekcjach... jeśli masz możliwość to korzystaj ze spotkań w Ogniskach...
Anonymous - 2014-10-12, 21:51

Witaj!

1. Stop dla przemocy. Sms-y i takie teksty to forma przemocy. Nie odpowiadaj a kontaktuj się wtedy kiedy musisz. Prosta zasada.
2. Pozew czy rozwód nie jest formą uwolnienia czy jak wolisz izolacji. To dzieje sie w nas i jest procesem. A rozwód otwier bramę dla Zła. skutków tego Zły teraz nie pokazuje ale objawiają się tam gdzie tego się niespodziewamy i w momentach trudnych. Doświadczyłem tego. Strefa duchowa nie jest tak bardzo widoczna ale twoja postawa i modlitwa wplywa na twoich bliskich.
3. Inni nie sa wyznacznikiem naszych decyzji szczegolnie jezeli rady nie sa w duchu milosci i empatii. Wazny jest tez cel dzialania. Forma odwetu po ludzku sadzac nie jest wlasciwa. Nie ulzy Ci a mozesz wyrzadzic wiele zla i to osobom bliskim.
4. Jego zostaw samemu sobie. modl sie, badz otwarta na jego zmienionego i nawroconego natomiast poniesie konsekwencje swoich dzialan. Bo tak to jest. Prawo Boze nie dziala na zasadzie kary ale Boza Milosc jest wymagajaca.
Jeszcze niedawno uwazalem ze Bog karze grzesznikow ale po kazaniach ks Marka Dziewieckiego musze to napisac tak inaczej "pozwala ponosic konsekwencje swoich dzialan" :-)

Male miejscowosci maja to do siebie ze wszyscy o wszystkim wiedza. Zal mi troche chlopa ale sam nabroil. Jego nowa sympatia szybko rozpozna kto to jest a i Alimenty bedzie musial placic a moze nie dac rady wiec sie modl za niego mocno :-)

Sprawy majątkowe. Masz prawo zabezpieczyć i dbać o swoje dobro i dobro swojego dziecka. Ale tutaj mam nieco skrzywione podejscie bo sam nie wnioslem o podzial majatku, zona, dzieci tesciowa mieszka w naszym mieszkaniu. Nie wiem czy jej partner tam bywa czy nie.
Majatek i tak zostanie dla dzieci a ja mam jedno traumatyczne przezycie mniej. Co do majtku rob co chcesz. Pozew o rozwod NIE. Nie otwieramy drogi dla Zla. nie przykladaj nawet opuszka swojego palca do intercyzy z Diablem. Ja upadlem po dwoch latach sprawy. Ale przeszlismy pieklo. Pewnie jakbym wczesniej wpadl do Sychara dalbym rade dluzej powalczyc.
Na dzis wciaz trwa wspolnota majatku i poki co tylko taka (kredyty trzymaja cale zycie)..
Daje mi jednak to zwsze argument ze nie ustala do konca wspolnota malzenska.

Nie zadreczaj sie jak to bedzie. Nasz poeta narodowy pisal "u fortuny to snadnie ze kto stojac upadnie" . ;-)

Anonymous - 2014-10-12, 23:34

Dzięki Wam bardzo. Chyba właśnie to jest tak ważne, utwierdzenie się w swoim. Wcale nie chcę rozwalać tego małżeństwa. Nie wiem na ile mam jeszcze siłę walczyć, ale cyt:"Kochaj i walcz. Św. Rita"
" Człowiek nie jest w walce sam. Jeśli cechuje go wytrwałość, ufa Bogu, zawierza mu siebie i swoje sprawy, pozostając w łasce sakramentalnej, Bóg walczy za niego"

Sławomir, nie mamy dzieci, więc te moje rozterki też pewnie m.in z powodu narodzenia jego dziecka. Dzięki za zrozumienie i wyrażenie zdania z własnego doświadczenia.

Anonymous - 2014-10-13, 12:25

Aguś pamiętaj, że pokora to stanięcie w prawdzie, a nie pozwalanie na to by inni nas poniżali - broń się przed przykrościami ze strony męża - Ty masz swoją godnośc i nie pozwól się obrażać! W końcu jesteś córką Króla :) W Waszej wsi to Ty powinnas chodzić z podniesioną głową, Ty postęujesz dobrze i tego się trzymaj!
Tak sobie myślę - nie wiem czy u Was jest 'co dzielic' po krótkim stażu malżeńskim ale mąż mieszkając z ta kobieta i jej rodziną będzie nastawiany przeciw Tobie i może mieć pewne roszczenia do Ciebie więc przemyśl tę rodzielność. W sprawach rozwodowych się nie znam ale jeśli on złoży pozew a rozpad jest ewidentnie z jego winy to chyba na tym straci - sąd powinien być po twojej stronie, ale to tlyko moje domysły - nie znam się. Może Aguś proś w modlitwach o siłę i przemianę siebie na silną kobietę :)

Anonymous - 2014-10-13, 22:32

Tak Mrówka - staram się jak mogę,ale nie zawsze wychodzi, bo gdzieś brak jego, ta zgryzota kiedy wraca się do pustego domu, ale tak jak piszesz i chyba czytasz w myślach bo od wczoraj pomyślałam, że muszę pomodlić się też za siebie. Właśnie o siłę, nie do walki, ale do tego by móc to wszystko przyjąć i spokojnie sprostać...
Sprawa rozdzielności - nie mamy na szczęście żadnych kredytów, ale nie ufam tej dziewczynie, nie wiem co będzie. O rozwodzie też do tej pory mąż nie wspominał, a od jakiegoś czasu czuję naciski dziwne i myślę, że to również ktoś ma na niego wpływ.

Mrówka napisał/a:
W sprawach rozwodowych się nie znam ale jeśli on złoży pozew a rozpad jest ewidentnie z jego winy to chyba na tym straci - sąd powinien być po twojej stronie, ale to tlyko moje domysły - nie znam się.


Coś mi się wydaje że natknęłam się na taki paragraf, że jeśli udowodni się winę i osoba poszkodowana nie wyraża zgody na rozwód to bardzo prawdopodobne że go nie dostanie. Nie sprawdzałam tego dokładnie, jakoś na razie odpycham myśli, nie wiem jak będzie w przypadku gdy my nie mamy dzieci a on już w tym momencie po prawie 2 latach braku pożycia z żoną tworzy nowy związek, do tego dziecko i wspólne mieszkanie...
Ech trudne to dla mnie chyba jeszcze. Sam fakt, że w ogóle podjęłam decyzję o rozdzielności (sierpień) i jakoś nie mogę sprawy ruszyć, bo żyłam chyba nadzieją, że podpiszemy jakoś ugodowo - na co usłyszałam zresztą po jakimś czasie, że 2 razy płacił nie będzie, więc rozwód da mi wszystko czego chcę w toku rozdzielności...

Anonymous - 2014-10-15, 01:08

aguś83 napisał/a:
Poprosiłam go o spisanie rozdzielności majątkowej – powiedział, że pomyśli,

żartujesz???

Twarda miłość - albo spotkanie u notariusza i zgodne oświadczenia o rozdzielności, albo do sądu wniosek o rozdzielność
W swoim Ognisku zapytaj o prawnika
Pogody Ducha

Anonymous - 2014-11-02, 10:43

Chyba wczoraj sobie zdałam sprawę jak daleko jeszcze jestem od uwolnienia się od męża i od tej całej sytuacji. Odkąd pojawiło się to dziecko, odkąd mieszka tutaj to znowu nie mogę się podnieść. Tak jakby mi poraz kolejny zabrano kawałek mojego świata, mojego miejsca na ziemi.

Trudno jest pojąć, że mąż rozpoczął nowe życie, że ma rodzinkę, że jest "szczęśliwy", ja jestem obcą osobą, że wszystko jest takie normalne, kiedy mnie jedno przypadkowe spotkanie rozkłada na łopatki.

Jego mama przyjeżdża w odwiedziny, siostra pisze słodkie komentarze na portalach społ. z nową partnerką, znajomi (moi) z uśmiechem na ustach mówią, że częściej go widują na ulicach, że wydaje się szczęśliwy - a gdzie w tym wszystkim ja i to co było z nami? Nie chcę tkwić w przeszłości, sama rozdrapywać swoich ran, ale jest to dla mnie obłuda i fałsz. Tyle walki, prośby o pomoc jego rodziny, znajomych - nikt nie zrobił nic, a teraz po prostu wszystko się pięknie układa - rodzina jest znowu razem, jest dzidzia, będziemy się odwiedzać i wszyscy zadowoleni powiedzą tylko, że tak musiało widocznie być.
Nie obnoszę się ze swoim cierpieniem, nie czuje zawiści, ale chwilami mam ochotę powiedzieć co myślę o takim „cukierkowym” życiu, które jak dotąd nikt nie zauważył toczy się na moim zbolałym sercu.

Wszystko to wpędza mnie chwilami w poczucie winy. Tak jak się podniosłam kilka miesięcy temu, tak teraz każda rzecz coraz bardziej mnie przytłacza, powoduje wylanie tysiąca łez, chyba też i zazdrość, że to oni mają wszystko to, o czym marzyłam a tak nieumiejętnie i chyba niedojrzale w całym tym szczęściu małżeńskim ogarniałam. Czasu nie wrócimy, ale nie podoba mi się to, nie jest to dla mnie tak jak dla wszystkich normalne – niektórzy się rozstają, nie wychodzi im. Nie. Nie było konkretnego powodu, a przynajmniej nie takiego, który można przegadać i przepracować.

Żyłam cały czas nadzieją i wiarą, że to wszystko może się odmienić pomimo sytuacji jakie następowały, jednak wszystko trochę runęło. Teraz chcę dla siebie być silna, bez poczucia winy, bez oczekiwania, że ktokolwiek zrobi coś aby wesprzeć. Chcę być silna i szczęśliwa dla samej siebie…



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group