To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Małżeństwo z przemocowcem... ratować czy nie?

Anonymous - 2014-02-08, 11:09
Temat postu: Małżeństwo z przemocowcem... ratować czy nie?
Witajcie,

Dręczy mnie wciąż jedno pytanie...

Czy małżeństwo z przemocowcem, który niezależnie od okoliczności wszystkiego się wypiera i wciąż atakuje i szantażuje, i posuwa się do manipulacji wszystkimi by obrócić sytuację i zrobić z siebie ofiarę też powinnam za wszelką cenę ratować?

Mijają miesiące naszej rozłąki i ja coraz lepiej uświadamiam sobie, w jak pasożytniczej relacji żyłam tyle lat... Jak bardzo dałam się omamić, w jakie poczucie winy wpędzić i jak bardzo wykończyć... Do samego końca miałam nadzieję, że się opamięta... tak się jednak nie stało...

Zastanawiam się, czy małżeństwo z kimś kto nie miał dla mnie litości ani skrupułów w pogrążaniu mnie ma w ogóle sens.
Byłam na rekolekcjach dla osób w sytuacji rozwodu. Nasłuchałam się pięknych rzeczy o tym, żeby dochować Bogu wierności ratując małżeństwo i otwierając się na reaktywację ale ciągle przychodzi mi jedna myśl do głowy...

Czy takie małżeństwo jak moje również?
Bo mojego małżeństwa chyba w ogóle nie było. To znaczy usłyszałam przysięgę małżeńską z ust męża, ale na tym się chyba skończło jej wypełnianie...
Potem było już tylko gorzej, stała kontrola, naciski, poniżanie, ośmieszanie, gardzenie, wyszydzanie, szarpanie, plucie, zastraszanie, wykorzystywanie, brak jakiejkolwiek pomocy i zrozumienia, wymuszanie uległości, drwienie, szantaż, szantaż, szantaż....

Po dwuch latach uciekłam, bo czułam, że zaraz pęknę i rozsypię się w drobny mak...
Teraz jestem w przededniu rozwodu i zastanawiam się co jako katoliczka powinnam napisać w odpowiedzi na pozew, by nie popełnić grzechu i by nie popełnić jeszcze większego błędu jak dotąd...

Anonymous - 2014-02-08, 11:33

Napisz prawdę. Co było, jakie były problemy.... Oni mogą go skierowac na terapię. A nuż się uda.
Anonymous - 2014-02-08, 12:34

Jesli masz wątpliwości i z jednej strony chcesz dać mu szanse, ale czujesz, ze juz nie "czujesz" to w odpowiedzi zaproponuj separacje. Dajesz mu szanse a jednocześnie nie popełniasz nic wbrew Twoim przekonaniom religijnym. Zostawisz i jemu i Jemu drzwi otwarte.
Anonymous - 2014-02-08, 13:11

Cytat:
Teraz jestem w przededniu rozwodu i zastanawiam się co jako katoliczka powinnam napisać w odpowiedzi na pozew, by nie popełnić grzechu i by nie popełnić jeszcze większego błędu jak dotąd..


Nie wiem co powinnaś napisać karolh.

Jeśli nie zgodzisz się na rozwód który notabene nie jest Twoim pomysłem lecz męża, to skład sędziowski uzna, że Twoje zeznania dot. zachwania męża są poprostu wymyślone, nie polegają na prawdzie i że to mąż jest ofiarą która próbuje się desperacko wyswobodzić z toksycznego związku a ty chcesz w nim wciąż trwać, choć będziesz mówić jaki to mąż był dla Ciebie niedobry - tu będzie brak spójności zeznań wobec Twoich oczekiwań.
Będzie to tak wyglądać, jakbyś chciała jeszcze Twojego męża "ofiarę" podręczyć podczas gdy on bidulek chce ze wszystkich sił uciec od tego dręczenia.
Kto Ci uwierzy, że doznajesz tylu krzywd, poniżeń, dręczeń, wyzwisk itd. a mimo to wciąż chcesz w tym tkwić?
Chyba zdajesz sobie sprawę, że mąż użyje wszyskich możliwych środków by brzmiał wiarygodnie..

[ Dodano: 2014-02-08, 13:16 ]
Silverado pisze:

Cytat:
Jesli masz wątpliwości i z jednej strony chcesz dać mu szanse,


Szansę daje się tym którzy o nią proszą.
Mąż karolh, nie prosi o szansę mało tego jej nie chce....zatem co z tą szansą?

Anonymous - 2014-02-08, 13:40

[ Dodano: 2014-02-08, 13:16 ]
Silverado pisze:

Cytat:
Jesli masz wątpliwości i z jednej strony chcesz dać mu szanse,


Szansę daje się tym którzy o nią proszą.
Mąż karolh, nie prosi o szansę mało tego jej nie chce....zatem co z tą szansą?[/quote]

To niech pozostanie decyzją karolh, a separacja jest rozwiązaniem w tej sytuacji chyba dobrym....

Anonymous - 2014-02-08, 14:41
Temat postu: Re: Małżeństwo z przemocowcem... ratować czy nie?
karolh napisał/a:
Witajcie,

Dręczy mnie wciąż jedno pytanie...

Czy małżeństwo z przemocowcem, który niezależnie od okoliczności wszystkiego się wypiera i wciąż atakuje i szantażuje, i posuwa się do manipulacji wszystkimi by obrócić sytuację i zrobić z siebie ofiarę też powinnam za wszelką cenę ratować?


A chcesz ratować? czy jako katoliczka uważasz, że powinnas ratować?

Anonymous - 2014-02-08, 17:12

karolh napisał/a:
Teraz jestem w przededniu rozwodu i zastanawiam się co jako katoliczka powinnam napisać w odpowiedzi na pozew, by nie popełnić grzechu i by nie popełnić jeszcze większego błędu jak dotąd...


Ucieczką przed tą toksyczną relacją „uratowałaś” siebie. Więc to nie błąd a wielki Twój sukces.

To, że Twoja decyzja nie zreflektowała Twojego męża świadczy tylko jak wielki problem ma sam ze sobą mąż. Twoje ratowanie małżeństwa w pojedynkę nic nie da. Do tego potrzebne jest pozytywne nastawienie dwóch stron. Jej jednak nie ma po stronie męża, jest poza świadomym własnym wpływem na to co dzieje się w jego życiu i obarczaniem za całe zło innych, w tym ciebie w głównej mierze.

Jak chcesz zatem ratować coś na co nie masz wpływu?

Małżeństwo w sensie związku na papierze będzie jeśli nie zgodzisz się na rozwód. W sensie tworzenia zdrowej relacji niestety rozwód czy trwanie w małżeństwie, separacji czy innej nieformalnej rozłące nie będzie do momentu aż dwie strony nie podejmą suwerennej decyzji o tym by tą relację uzdrowić.

Pytanie co myślisz, że da Ci lub nie da Twoja decyzja?
Po cichu myślę, że względy wiary nierozerwalności małżeństwa są dla ciebie ważne. Zdawać sobie jednak musisz sprawę z tego :
- czy to jedyna przyczyna rozterek
- ale też z tego, że brak zgody na rozwód niczego w relacji twojej z mężem nie naprawi na dziś dzień.

Ze zgodą czy też bez zgody na rozwód nadal będzie to patologiczna, chora więź łącząca dwoje ludzi. Także bez zgody na rozwód z pobudek wiary małżeństwa nie będzie. Istnieć będzie tylko w adnotacji ksiąg parafialnych, w dowodzie o stanie cywilnym.
Dla tych co piszą, iż zamykasz drogę do tworzenia nowego związku od razu piszę…. Brak rozwodu nie jest przeszkodą do utworzenia kolejnego związku z inną osobą. A dla szczególnie chcących mieć jednak drugi formalny związek, prędzej czy później go dostaną po wielu rozprawach. Dla jeszcze mocniej chcących to i ślub kościelny, bo postarają się o stwierdzenie nieważności pierwszego ślubu kościelnego.

W rzeczywistości związku nie ma, i czy da się uratować to pytanie typu: jakie będzie w tym roku lato… czy mąż się zmieni, to taki samo jak pytać brać urlop w lipcu czy sierpniu by fajnie spędzić wakacje.

Musisz zastanowić się co jest Twoją przyczyna rozterek i podług niej podjąć decyzję. Inaczej cokolwiek zrobisz pod wpływem innych opinii osób cie unieszczęśliwi.
Trwanie w małżeństwie, którego nie ma a bardzo byś pragnęła, czy też zgoda na rozwód tak samo ze względów wiary może być dla ciebie stresem, z którym nie będziesz umiała sobie poradzić.

Nie da się tak. Nikt nie wie co go czeka, co się stanie…można tylko podejmować jak najlepsze decyzje dla siebie dziś by uchronić się przed tym co będzie jutro. I pamiętać, decyzję podjęliśmy dziś bo tak uważam za słusznie i z korzyścią dla siebie. Jeśli jutro coś się zmieni, lub podjęta decyzja była zła zawsze można podjąć następną lepszą dającą więcej pewności, poczucia bezpieczeństwa.

Anonymous - 2014-02-08, 17:22

z mojego doświadczenia - puścić przemocowca wolno....
nie ratowac na siłę, wykonczysz się

odmówić modlitwy, dac na Msze...
ale nie trzymać

ze względu na siebie, dzieci i całą rodzinę

ale musisz miec swiadomość, że zwykle i tak nie ma z nimi spokoju- są zawsze na odwrót
jak juz jest rozwód (nawet jesli oni wniesli)- to i tak ty bedziesz winna, obarczy cie za wszytsko, nawet to czego nie zrobiłaś nigdy
oni czują ze ich zycie jest porażką, ale nie dopuszczaja ze to oni sa sobie winni, musi byc winny ktos inny- najczesciej ktos bliski
to kwestia braku konsekwencji w wychowaniu, lub takiego modelu w rodzinie pierwotnej

[ Dodano: 2014-02-08, 17:35 ]
u mnie mąż wniósł wnisoek o rozwód
ja wydalam tylko krótkie oświadczenie, że kocham meża i widze mozlwiośc ratowania małżenstwa (bo to prawda )
rozwód sie odbył

mam czyste sumienie, ze nie walczyłam nie stawiałam oporu (chciał, ma) - walka kojarzy mi sie źle- a teraz jak mąz ma jakieś pretensje odsyłam do wyroku sądu: tam jest napisane, kto i co...

to Cie zabezpieczy na przyszłość, Twoje sumienie: nie chciałas rozowdu, ale tez nie trzymałas męża- przemocowca

życie z kims takim to koszmar

ja wolę byc sama, niż życ tak dalej, nikłam w oczach, nie wiedzialam jak sie ratować, miałam rozterki straszliwe- rozwód , opuszczenie małzonak jest grzechem, były dzieci, zalezności finassowe
mąż robił co chciał, żył jak kawaler, obarczając mnie dosłownie za wszytsko winą, nawet jak była nie taka pogoda na wczasach (bo jak był sam to było cudownie)
zawsze na odwrót, jak miał zły humor, nastrojowy, niestabilny, perfidny , że gdybym komus powiedział i tak by mi nie uwierzył....

w koncu: odmówiłam Nowenne Pompejanska i .... znalazł kolejna kochankę 20 lat mlodszą, odszedł . Poszedł z radością, w euforii.... A teraz jest wściekły- oczywiscie na kogo? na mnie... bo podobno go wyrzuciałm z domu....

[ Dodano: 2014-02-08, 17:37 ]
jesli masz dzieci- myśl o dzieciach
wychowywanie dzieci w takiej atmosferze jest trudne

z czasem i ty staniesz sie przemocowcem, bo zachowanie fair czesto jest prawie niemożliwe

pozdrawiam i zyczę wszytskiego dobrego

Anonymous - 2014-02-08, 18:24

Ja też w małżeństwie doznawałam przemocy, i rozwiodłam się bo myślałąm , że nic nas nie uratuje , ale się myliłam

Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych

http://www.youtube.com/watch?v=AQIUzRFnIuE

Do ratowania małżeństwa potrzeba dwóch osób - Ty i Bóg :mrgreen:
nie poddawaj się
w Poznaniu jest Ognisko Sychar szukaj tam pomocy

Anonymous - 2014-02-08, 18:45

Bety dobrze podsumowała w zdaniu:
to Cie zabezpieczy na przyszłość, Twoje sumienie: nie chciałas rozowdu, ale tez nie trzymałas męża- przemocowca

Przemocy - STOP. Ale też i rozwodowi stop, separacja jest w tym przypadku całkowicie uprawniona.

Karolh, pytasz się czy ratować za wszelką cenę. Tak, ale nie za wszelką cenę. Granicą są przykazania. Kochasz męża, ale najpierw kochasz Boga (przypomnij sobie jak, z pierwszego przykazania). Po drogie kochasz siebie. Tylko kiedy kochasz siebie, albo - na ile kochasz siebie - jesteś w stanie kochać innych. Ale najpierw musisz kochać siebie, i m.in. izolacja od przemocowca jest właśnie przejawem takiej miłości.

Wreszcie - ratować tak, ale nie za wszelką cenę, tylko zgodnie ze słowami "Bądź wola Twoja". Czyli mam kierować się wolą Boga w moim życiu, bo to On lepiej wie, co będzie teraz i w dalszej perspektywie najlepsze.

Bywalec pisze o tym, że bez względu na to, czy rozwód jest orzeczony czy nie - więzi między Wami nie ma, i rozwód nic tu nie zmienia. Ponadto
bywalec napisał/a:
Trwanie w małżeństwie, którego nie ma a bardzo byś pragnęła, czy też zgoda na rozwód tak samo ze względów wiary może być dla ciebie stresem, z którym nie będziesz umiała sobie poradzić.

Karolh, to teraz pytanie - czy wierzysz w Boga? Czy wierzysz że jest i będzie z Tobą podczas każdej trudnej chwili? że pomoże przetrwać stres i wszelkie rozprawy sądowe? "Choćbym chodził ciemną doliną...." Ale tak z ręką na sercu - wierzysz? Wchodzisz w to? W ten cały katolicyzm, w relację z Bogiem?.... To nie jest jakaś tam sobie religijka. To nie jest biała sukienka do ślubu, ani żłóbeczek, ani palemki... To raptem małe zewnętrzne symbole Czegoś/Kogoś Dużo Większego. Ten Ktoś JEST.

Wiem co przeszłam, wiem co przeżyłam. Po ludzku bałam się jak.... pip. Do końca na rozwód się nie zgadzałam. I...... Przez rozwód przeszłam jak za tarczą ochronną, chroniona doskonale, ale też i świadoma pocisków wysyłanych w moją stronę. Bo miałam Sychar, bo miałam stado ludzi którzy się za mnie modlili, i miałam relację z Bogiem.
Teraz rozwód jest niefajnym wspomnieniem, ale dużo większą traumą w mojej pamięci jest dwa lata wcześniejsze rozstanie z mężem. Bo wtedy dopiero zaczynałam się rozglądać, czy oprócz rad po ludzku jest Ktoś, kto może mi pomóc.

A decyzja jak zwykle należy do Ciebie :-)

Anonymous - 2014-02-08, 21:29

Dziękuję wszystkim serdecznie, napisaliście dużo mądrych słów i daliście mi do myślenia...

Byłam dzisiaj u ojca na spowiedzi. Często ją teraz praktykuję, czuję, że mnie wzmacnia i rozwiewa gonitwę myśli w głowie... Trwała ponad dwie godziny, taka spowiedź połączona z rozmową, bardzo dużo mi dała i wiele wyjaśniła...

Myślę, że jeszcze bardzo dużo przede mną, ale też widzę, że powoli dojrzewam w tym wszystkim, że emocje opadają i zaczyna się myślenie realne.

Od rozwodu odwodzi mnie wiara w Boga i wierność przysiędze małżeńskiej, jednak dzisiejsza rozmowa wiele mi wyjaśniła w tej kwestii. To już kolejna osoba, która po wysłuchaniu mojej historii powiedziała, że nie mam się nawet nad czym zastanawiać, bo tu nie ma nad czym... Ze strony mojego męża to nie była miłość, węzeł małżeński prawdopodobnie nie został zawiązany...

Męża się boję, zupełnie mu nie ufam, przez te dwa lata robił wszystko co mógł, żeby tylko jego było na wierzchu i żeby mi zaszkodzić. Kłamał patrząc mi prosto w oczy wielokrotnie, manipulował i dręczył bez litości.

Przez te pół roku nie zrobił nic żeby sytuacja się zmieniła... Po co miałabym walczyć, jeżeli on z góry tego nie chce? Na siłę nie sprawię, żeby mnie kochał.

Bogu wierności dotrzymam. Z resztą Bóg był przy mnie przez cały ten czas, bo bez Niego nie poradziłabym sobie.

Teraz muszę skupić się na tym aby przetrwać rozprawy i nie pozwolić na to aby mechanizmy uzależnienia się włączyły znowu, gdyż poczucie winy pogalopuje z takim rozpędem, że nie będę mogła nad nim zapanować a mąż tylko na to czeka.

Wiem, że wszystko czego doświadczamy w życiu, jest nam do czegoś potrzebne. Wiem, że Bóg czegoś mnie uczy i coś mi pokazuje.
Znam swoją prawdę, wierzę w Boga i postaram się to przetrwać.

Dziękuję.

Anonymous - 2014-02-08, 22:26

karolh napisał/a:

Wiem, że wszystko czego doświadczamy w życiu, jest nam do czegoś potrzebne. Wiem, że Bóg czegoś mnie uczy i coś mi pokazuje.


To, że znalazłaś to forum to również nie jest przypadek. Trzymaj się mocno. Przeżyłas i wycierpiałaś wiele zła ale Pan Bóg jest mocniejszy :-) .
On sam pomoga i prowadzi - nie zamykaj tylko serca.
Moja sprawa rozwodowa trwala dwa lata. Zeby bylo ciekawiej pozew ws rozwodu dostalem w Wielki Piatek :-) .
W Wielka Sobotę wyslalem odpowiedź wyciagnieta z tej strony :-) -jeszcze tusz mi się skonczył od drukarki:-)
Sedzina, pamietam jak dzis "niech się pan zgodzi, widzi pan ze pana zona pana nie kocha i nie chce byc z panem, nie daję wam rozwodu koscielnego tylko cywilny".
I tak jestem od 4 lat na forum i od kilku miesiecy w trojmiejskim ognisku Sychar.
Trwam w wiernosci mojej zonie/ nie-zonie, tylko dobrze jest mieć u boku wspólnotę.
Pokonanie każdej drogi wymaga czasu. Trzymaj się!

Anonymous - 2014-02-09, 09:05

karolh napisał/a:
Ze strony mojego męża to nie była miłość, węzeł małżeński prawdopodobnie nie został zawiązany...


A z Twojej strony była to miłość, czy przysięgałaś , że ślubuje |ci miłość , wierność i uczciwość małżeńską, aż do śmierci, o ile Ty będziesz mnie kochał? Chyba nie. Odpowiadamy za siebie tylko, gdybyśmy kochali współmałżonka jak w biznesie: jak ty mi dasz, to ja też Tobie dam , to czy to byłaby bezinteresowna miłość?
Czy kochasz swojego męża?
Czym jest, byłaby miłość do męża w Twojej trudnej sytuacji?

Anonymous - 2014-02-09, 10:20

karolh napisał/a:
To już kolejna osoba, która po wysłuchaniu mojej historii powiedziała, że nie mam się nawet nad czym zastanawiać, bo tu nie ma nad czym...


Przyznam, że nie rozumiem.. :shock:



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group