To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Bylejakie małżeństwo

Anonymous - 2014-05-07, 15:42

kazzia napisał/a:
Czyli mam czytać? Mirakulum nasłała mnie na Dzikie Serce. Ściągnęłam, zaczęłam. Doczytałam do połowy Granice w relacjach...', gdzies mi zaginęła przy przeprowadzce, albo ją gdzieś tak włożyłam, ze ... włożyłam :D Generalnie - mam wrażenie, ze wszystko wiruje, a ja wariuję...


Masz czytać, ale nie wszystko naraz.
Pamietam ten chaos w sobie, to było najgorsze jak dla mnie.
Ja postanowiłam najpierw poukładac siebie, uspokoić, bo widziałam, że zadne moje działanie w temacie naprawiania jakichkolwiek relacji z otoczeniem (w tamtym czsie oczywiscie podstawowa dla mnie relacją był maż) nie przynosila nie tylko poządanych rezultatow, ale wręcz odwrotne, dlatego, ze dla mnie smej stanowiło to pewnego rodzaju wyrzeczenie, a co za tym idzi niezgode i opór we mnie samej (bo dlaczego tylko ja mam to robić?)
Dlatego przystanełam sobie i pomyślałam, co jest? Co mam zrobić? I wtedy zrozumiałam, że musze najpierw siebie "naprawić", ale żeby to zrobić, to musze najpierw poznac siebie, zobaczyć kim jestem, nie w oczach meża, ale Boga i własnych...
I właśnie ta książka bardzo mi w tym pomogła, opowiedziała mi o moich pragnieniach, które miałam w sercu, a które od siebie dorzucałam, bo wydawały mi sie "nienormalne", opowiedziała jak Bóg mnie kocha i jak mi to okazuje, pomogła zobaczyć zranienia i kłamstwa z jakimi zyłam i w które wierzyłam... To własnie ona w dużej mierze i program 12 kroków, pozwala mi poznać siebie i przepracować zranienia...
Umiejętnosć stawiania granic jest bardzo ważna, jednak aby je stawiac trzeba najpierw poznać siebie, swoje słabe i mocne strony, bo dopoiero wtedy będziemy potrafili okreslić granice, dla siebie i dla innych...
Mnie w pozbyciu się tego chaosu we mnie pomaga również, oprócz programu 12 kroków (bo jego ramy wymagaja pewnego poukladania) stały spowiednik i kierownik duchowy, bo to również mobilizuje do pracy nad sobą i układania siebie, nie tylko w tych dużych, ale również w małych "przyziemnych" kwestiach...

Pozdrawiam

Anonymous - 2014-05-08, 08:00

A widzisz zenia, teraz jest jasne jak słońce.... zakumałam :)

Choć i tak po pół roku jestem już spory kawałek za... choć do pełnego poukładania jeszcze mi brakuje, ale... patrzę z niedowierzaniem... powoli, krok za krokiem ... się daje....

Poznawac siebie, zacząć kochać Światło i siebie, nie człowieka (w sensie bożka). Docenić siebie, jakim się jest i zaakceptować to, że można się uśmiechać do siebie własnie i do swojego wnętrza (a de facto - szczęścia, które jest po prostu .... szczęściem, zadowoleniem, radoscią z rzeczy małych, mniejszych i wielkich i większych, ale nie czyichś, tylko swoich własnych...).

Oczywiscie, bywaja dni gorsze i lepsze... Ostatnio, jak miałam mega kryzys, przepraszałam Ich płacząc, za to że jestem taka beznadziejnie miękka i rozlazła, ze nei mam siły, żeby wyłaczyć łzy i wziąć sie za siebie. I jak zwykle otworzyłam moje Pismo Święte i co przeczytałam? Że człowiek jest silny swoją niemocą. Że z niemocy rodzi się siła i moc. Że niemoc kształtuje i bez niej nie może powstać nic, co będzie siłą. Ten fragment powtarzał mi się przez trzy dni z kolei... Więc z dnia na dzień przestałam przepraszać, a zaczęłąm dziękować. Za moją niemoc i za to, ze została mi dana, bo po coś jej najwyraźniej potrzebuję... Chociaż trudno to zaakceptować i pojąć. CHociaż boli, bo boli jak...cholera :D (mogę dostać bana, a co, zaszaleje ten raz) :D

Anonymous - 2014-05-08, 08:16

kazzia napisał/a:
Choć i tak po pół roku jestem już spory kawałek za...


A mnie zajęło 2 lat, zanim skorzystałam z pomocy Boga ( tyle czsu odrzucałam te strone). Wszystko robiłam sama, nawet przez myśl mi nie przeszło żeby zaprosić do tego Boga. A on cały czs pukał... i ciągle od nowa mnie tu przyprowadzał, aż znalazł na mnie sposób... :mrgreen:

Anonymous - 2014-05-08, 09:07

Stara Dobra Miłość :D

W piosence idzie raczej o szybkie zestarzenie się tego gorącego płomienia, który buchnął żarliwym ogniem nowej miłosci... aprzynjamniej ja tak tuszę :))) Albo chcę tuszyć :D


zenia - czyli mimo wszystko byłam dość przytomna? :D Chwała Panu! :)

Anonymous - 2014-05-08, 10:41

kazzia napisał/a:
ja tak tuszę :))) Albo chcę tuszyć :D

Kazzia, dziękuję Ci za dbałość o bogactwo języka, nawet jeśli już archaizmem zda się to słowo :-)

Anonymous - 2014-05-08, 13:54

Alez prosz bardz :)

A anturaż lubisz? Bo ja uwielbiam :D

Anonymous - 2014-05-08, 14:02

kazzia napisał/a:
Alez prosz bardz :)

A anturaż lubisz? Bo ja uwielbiam :D
Dziewczyny, sama musiałam zajrzeć do słownika, by zrozumieć anturaż ;-)
Anonymous - 2014-05-08, 20:12

kazzia napisał/a:
A anturaż lubisz? Bo ja uwielbiam :D

Rzadko sama używam, ale lubię baaardzo, zwłaszcza jak precyzyjnie akcent na ostatniej sylabie leży :-D

Anonymous - 2014-05-09, 08:01

Uuuuu, Kochana, ja anturażu używam nałogowo wręcz. Bo kocham to brzmienie :)))) Tak jak na przykład, żeby określic, że coś jest innego, niż coś o czym mówiłam wcześniej, używam czesto określenie - a ja wprost przeciwpołożnie :))))
Anonymous - 2014-05-13, 22:19

Byłam na rekolekcjach w Konstancinie.. Do samego końca nie byłam pewna, czy dobrze robię jadąc. Miałam mnóstwo wątpliwości, lęków i obaw (po raz pierwszy opuszczałam dzieci na dłużej niż kilka godzin). Gdyby nie fakt, że ktoś był zależny od mojego samochodu, to pewnie nie dotarłabym.. Ale byłam i jestem Bogu ogromnie za to wdzięczna. Trudno określić mi słowami, co tam przeżywałam. Początkowo wydawało mi się, że słowa wypowiadane przez Guzewicza nie są niczym nowym, że wszystko już gdzieś kiedyś słyszałam. Ale jednak te słowa kumulowały się w moim sercu i myślach i ostatniego dnia coś we mnie pękło. Przypadkowa rozmowa z księdzem, opiekunem jednego z ognisk sprawiła, że po raz pierwszy popatrzyłam na nasz kryzys przez pryzmat mojej winy. Do tej pory miałam tylko wielki żal i ból w sercu wywołany tym, co robi i mówi mój mąż. A tam zrozumiałam, że od samego początku nasze małżeństwo opierało się na niesolidnych fundamentach, że tak bardzo pewna byłam tego, iż miłość męża dana mi jest raz na zawsze, że przestałam o nią zabiegać.
Podczas niedzielnej mszy świętej łzy co chwila napływały mi do oczu, w sumie nawet nie wiem dlaczego. Tam jednak podziękowałam Panu za nasz kryzys, za to, że w bólu i cierpieniu, ale mamy jeszcze szansę odbudować nasze małżeństwo na mocniejszych postawach..
Wracałam do domu uskrzydlona, pełna miłości w sercu do męża, pełna nadziei, że w naszym życiu też może jeszcze stać się cud.
Ponieważ mąż zaraz po moim powrocie wyjeżdżał i niewiele mieliśmy czasu na rozmowę, to jednak zdążyłam mu powiedzieć, że był to dobry czas, zdążyłam go pochwalić za to, że zajmował się tak dobrze dziećmi podczas mojej nieobecności, zdążyłam poprosić go o to, byśmy wspólnie się modlili.
Wczoraj napisałam do niego maila, gdzie opisałam swoje porekolekcyjne myśli i odczucia. Zakończyłam ten list stwierdzeniem, że tak jak 6 lat temu mówię mu swoje "chcę", że chcę i że będę go kochać do końca. Niezależnie, co zrobi i co postanowi..
I chociaż wiem, że pewnie nie jeden raz upadnę, bo za moment mąż wróci i wraz z nim szara rzeczywistość naszego obecnego życia, to jednak modlę się, by te uczucia, których doświadczałam w Konstancinie trwały w moim życiu jak najdłużej..

Anonymous - 2014-05-13, 22:58

Urosłaś rona ............. duchowo , jesteś ładniejsza . :->

Cytat:
Wracałam do domu uskrzydlona

Serio , skrzydła Ci wyrosły ? :shock:
Po jednym spotkaniu ?
Cud !
:mrgreen:
:->

Anonymous - 2014-05-14, 07:10

mare1966 napisał/a:
Serio , skrzydła Ci wyrosły ? :shock:
Po jednym spotkaniu ?
Cud !
:mrgreen:
:->

Mare, tak działa wspólnota, spróbuj kiedyś :->

Anonymous - 2014-05-14, 08:11

rona napisał/a:
Przypadkowa rozmowa z księdzem, opiekunem jednego z ognisk sprawiła, że po raz pierwszy popatrzyłam na nasz kryzys przez pryzmat mojej winy. Do tej pory miałam tylko wielki żal i ból w sercu wywołany tym, co robi i mówi mój mąż. A tam zrozumiałam, że od samego początku nasze małżeństwo opierało się na niesolidnych fundamentach, że tak bardzo pewna byłam tego, iż miłość męża dana mi jest raz na zawsze, że przestałam o nią zabiegać.


rona, nie masz pojecia jak bardzo się cieszę. Jesteś teraz w punkcie, od którego można zaczac pracę nad naprawianiem małżeństwa. Rozpoznanie i uznanie swoich błedów pozwala nam zrozumieć postawę i odczucia drugiej strony, pozwala nam wyjśc z własnego żalu, pretensji, bólu i oczekiwania wzgledem tej drugiej strony. Otwiera nas. Przestajemy wtedy widzieć li tylko własną krzywdę, a zaczynamy dostrzegać tę, którą my wrządziliśmy i wyrzadzamy. To jest najwiekszy i najwzniejszy krok.
Po to miałaś się znaleźc w Konstancinie
Rozmowa z tym kapłanem nie była przypadkowa. Dobrze, ze nie zryzygnowałas z tego wyjazdu mimo tych obaw, które w sobie nosiłaś :-) .

Pozdrawiam i do zobaczenia.

PS
Na poczcie masz c.d. konferencji. :-D

Anonymous - 2014-05-14, 22:10

zenia1780, dziękuję za konferencje.. Wciąż słucham, dziś nawet w wannie :-)
Jutro wraca mąż.. Będzie trudno, ale postaram się wcielać drobniutkimi kroczkami to, o czym mówiono w Konstancinie..

[ Dodano: 2014-05-23, 22:49 ]
Kochani, niestety nie nadążam za forum. Zbyt mało mam czasu, do komputera siadam w zasadzie tylko późnymi wieczorami i dlatego nie ogarniam.. Przepraszam Was zatem, ale będę śledziła tylko swój wątek, wątki dotyczące spraw organizacyjnych i 12 kroków (czekam cierpliwie). Jeśli ktoś z Was, w podobnej sytuacji do mojej, zechce skontaktować się ze mną, to bardzo proszę przez pw.
Chciałam Wam tylko powiedzieć, że póki co udaje mi się. Wciąż mam w sobie "ducha rekolekcji", wciąż pamiętam tamte emocje, które mną targały.
Widzę, jak spokój, którego doświadczam w swoim sercu przekłada się na zachowanie mojego męża. To drobne rzeczy, ale jeszcze niedawno ich nie było..

Dziś byłam na kolejnej terapii. Przyznam się szczerze, że trochę się obawiałam opowiadać o tych moich ostatnich przeżyciach, o rekolekcjach, o Sycharze. Obawiałam się, że nie zostanę zrozumiana, a może nawet, że zostanę potraktowana niezbyt poważnie. Bóg jednak zadziałał, trafiłam na odpowiednią osobę. Terapeutka powiedziała, że wprawdzie jesteśmy w państwowej, publicznej placówce, ale potem dodała, iż sama jest osobą głęboko wierzącą i przez dalszą część naszego spotkania już bardzo często nawiązywała do Boga, modlitwy.

Przed nami daleka droga, ale widzę światełko w tunelu.

Oby tylko Bóg dał mądrość i siłę. Proszę Was o modlitwę..



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group