Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - kilka słów
Anonymous - 2014-02-02, 19:06
jasmina44 napisał/a: |
mysle ze bede zaglądać :) to forum uzależnia, choc czasem ciezko sie czyta.. wciąz te same historie wciąż zdrady kłąmstwa cierpienia... tyle zła... to straszne jest i czasem nie zagladam tu by sie nie dołować za bardzo... bo ogrom cierpienia jaki jest tutaj opisany potrafi przytłoczyć czasem...
chyba trzeba bedzie odmówić jakas pompejańska w intencji większej ilosci dobrych świadectw, bo tych zawsze za mało, a bardzo pomagaja gdy człowiek cierpi... |
Jasmina,mam takie same odczucia po "wyjściu" z tego forum,więcej rozumiem dzieki forumowiczom,ale gdy patrze ile jest tego bólu,a ból jest ogromny-bo go znam,chociaz inni naprawde maja gorzej,to naprawdę dostaje jeszcze wiekszego doła,rózne mysli przychodzą do głowy,że juz nie warto walczyć,bo po co skoro to i tak na nic,skoro wiecej i tak się rozpada niz schodzi,ale pomalutku,znowu nabieram sił i tak mija kolejny dzień,ale fakt,czasem daje sobie kilka dni detoksu od forum,ale tylko tu moge powiedziec wszystko co mnie boli,a to z kolei pomaga na upuszczenie powietrza które dusi od srodka.
[ Dodano: 2014-02-02, 20:02 ]
Dabo!Tak podczytuje co piszesz,a jestem tu od niedawna i normalnie uwielbiam to co piszesz i jak piszesz:D ,czemu Ty nie jestes moim męzem hehe
Dobrze,że są tu tacy "pozytywni" ludzie,w sensie,że pomimo swojego bólu potrafią innych podnieść na duchu i nawet spowodowac,ze mozna sie usmiechnąć,choćby do monitora :)
Anonymous - 2014-02-02, 21:03
Lila83 napisał/a: | ,czemu Ty nie jestes moim męzem |
Łapy precz. Rózaniec do ręki a nie klawiaturę.
Niestety muszę się ograniczać w swoich bredniach, bo żona sprawdza co bredzę i dziś mi powiedziała że wnioskując po moich wpisach to jestem chory psychicznie. Oczywiście łacha pociągła czy napiszę o naszym spotkaniu czy zachowam to dla siebie , niestety słaby jestem i wam mówię.
Pech chciał ze musieliśmy przeprowadzić kolejną poważna rozmowę finansową. Nie będę gderał o szczegółach , ale dziewucha ma małe nieprzyjemności w pracy z mojego (naszego)powodu. Miałem wrażenie ze jej dym uszami ujdzie kiedy ja spokojnie powiedziałem że to sie poukłada i nie będzie źle- choć jest tragicznie. Chyba jednak jestem chory.
No i drugi raz spotkaliśmy się na mszy w bazylice. Nie żeby specjalnie, po prostu wczoraj do nocy segregowałem z synem lego na kolory i dziś spaliśmy do 10, więc ze zwyklego lenistwa wybraliśmy 18 u nich. Tak se teraz myśle to musi sie ten pan Bóg nabijać , przyłazi on dziecko i ona ,tak się nie lubieją, tak się krzywdzą, bywa że by oczy wydrapali a stoją jak w dniu śłubu tylko 20 ławek dalej i proszą o oooooooooooo w sumie chyba to samo, zdrowie i szczęście dla siebie i dziecka.
Ale nic po trupach do celu.
Siwa, nie pisze żeby ci obrobić, tylko może przypadkiem komuś pomóc (może Tobie).Choćby żeby się uśmiechnął.Mnie się nie pozbędziesz , wiesz ze jestem jak wrzód.
Anonymous - 2014-02-02, 22:24
Dabo napisał/a: | wnioskując po moich wpisach to jestem chory psychicznie |
ale się usmialam!!!!!!!!
Anonymous - 2014-08-21, 08:50
witam po sporej przerwie :)
chciałam sie z wami podzielić nowymi informacjami i jestem ciekawa waszego zdania :)
nie rozwiodłam sie, zadno z nas pozwu nie złożyło, moj maz sie zaczął duzo wiecej odzywac, dzwonić, przyjezdzac, zmienił tez swój stosunek do mnie, stał sie milszy, zaczął zwracac na mnie uwage, pytał co słychac, im mniej mi zależało na kontakcie tym częstszy sie on robił, w końcu tydzień temu wyjechaliśmy na taki spontaniczny wyjazd w góry, to był jego pomysł.
na tym wyjezdzie powiedział mi ze od marca tamtego roku jest z kimś, a od października z nia mieszka... nie musze mówić ze mnie to troche walnęło, pierwsze ze sobie zycie ułożył drugie ze tyle czasu kłamał mówiąc ze jest sam...
zachowałam jedna fason, i to był bardzo miły wyjazd, duzo smiechu, rozmawialiśmy bardzo szczezre o wielu rzeczach o których nie rozmawialiśmy nigdy albo od bardzo dawna...
wyraźnie tez widziałam ze go do mnie ciągnie... przytulał sie, szukał kontaktu dotykowego...
powiedział mi ze mu sie z nia juz od dawna nie układa, ze jest nieszczęśliwy... oczywiscie od razu sobie pomyślałam, acha.. o to chodzi.. szukasz pocieszenia u starej dobrej zony...
ale nie robiłam żadnych wymówek starałam sie byc miła serdeczna i otwarta...
od tamtej pory rozmawiamy kilka razy dziennie, wczoraj on był u mnie i zastrzelił mnie tekstem - ze sie boi ze jeżeli dalej będę dla niego taka miła to on będzie miał ten sam problem co ja rok temu w marcu (wtedy on mi o rozwodzie powiedział a ja sie podłamałam i chciałam za wszelką cenę go odzyskać i myślałam ze moje zycie sie skończyło)
zaszokował mnie tym ogromnie... wiem ze to tylko słowa...
moja zmiana zrobiła na nim wielkie wrażenie... w tym roku odkąd mamy taki większy kontakt mógł sie przekonać o tym sam, i na tym wyjeździe przyznał ze sie ogromnie zmieniłam na lepsze,
powiedziałam mu ze chyba zdaje sobie sprawe ze ta sytuacja wiecznie trwać nie będzie, bo jezeli on sie z nia pogodzi albo zwiaze sie z kims innym albo tez ja kogos poznam to nie będziemy miec juz tak intensywnego kontaktu.. stwierdził ze wie i ze jest ciekaw jak to sie rozwinie i ile potrwa
Powiedział mi tez ze boi sie powrotu bo uważa, ze gdybyśmy do siebie wrócili i by cos sie złego działo to byśmy sobie przeszłość nawzajem wyrzucali, ze chyba ja szczególnie nie umiałabym zapomnieć, chyba o nią mu chodziło.. odparłam ze nie wiem jakby to było...
wiem ze to wszystko jeszcze nic nie znaczy.. liczą sie czyny nie słowa.. ja sama nie wiem na ile umiałabym mu wybaczyć zaufać.. duzo pewnie by zależało od niego, od jego postawy.. ale nie wykluczam tego ze jezeli do tego dojdzie ze bedzie chciał wrócić to sie zgodzę... nie jest mi obojętny...
to wszystko jest strasznie skomplikowane, świadomość ze jest jeszcze ktos inny skomplikował to jeszcze bardziej...
to tyle u mnie :)
Anonymous - 2014-08-21, 09:46
Jaśmino,
Czytam i jeśli mam miec zdanie, to moje serce się cieszy...na taki bieg zdarzeń..naturalnie są obawy, zwątpienia, setki pytań, ale jeśli dojdzie do tego, że padnie decyzja o powrocie to jest tyle form pomocy od Boga poczynając, że trzeba się postarać, żeby to zepsuć :) Żeby to udzwignąć trzeba mieć wielke serce, jak ocean pełne miłości.
Myślę, że Twój mąż wraca na dobrą stronę mocy :) ale prawda, trzeba czasu, żeby w to uwierzyć. A gdzie nam się spieszy, serce nie sługa...
Anonymous - 2014-08-27, 10:58
Witam,
Niestety ja tez wiem co to za ból staram się ratować swoje małżeństwo od 5 miesięcy.
zniszczyłm je przez własną głupote w kłótni wyrzucilam męża z domu. Blagania, prosby o wybaczenie, grożby, plan naprawy naszych relacji nie daja zadnego skutku. Myślałam, że jest lepiej od czwartku spał w domu, weekend z nami, a w poniedzialek cisza, jednak moj mąz nie da rady, nie potrafi zapomnieć moich słów. We wtorek pojawil sie na chwile w domu, proba rozmowy on chce rozwodu i koniec kropka, dzisaj skąłda pozew. Ja calkowicie rozbita, płacz, dwoje małaych dzieci w domu i co dalej. Na moje smsy nie odpisuje, nie weim co robić, myślałąm że jest lepiej. boje sie naciskać, boję się nie nacskac nie weim co mam robić. Wiem, ze nie może zapomniec, wypomina mi wszystkie klótnie, ale jak mam dalej walczyć, jak nie mam siły żyć, jak on po prostu niechce, nie porafi.
Łącze się w bólu, i teraz też sie modlę, żeby przestało bolec, zebym miała siłę przez to przejść bo nie wiem co robić albo czego nie robić, zeby nie pogorszyc i tak złej sytuacji
|
|
|