Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - kilka słów
Anonymous - 2014-01-12, 09:32
grzegorz_ napisał/a: | Nirwanna,
jestes po rozwodzie (masz to w opisie),
czy gdybyś nie była po rozwodzie byłabyś bardziej spokojna? |
Grzegorzu, u mnie było tak, że to mąż wniósł o rozwód, i dostał go mimo mojej do końca niezgody. Mój spokój nie ma nic wspólnego z rozwodem, dużo większy uzyskałam po przeprowadzeniu rozdzielności majątkowej i kupieniu sobie własnego lokum, a działo się to ponad rok przed wniesieniem pozwu przez męża. Po rozwodzie pewne jazdy emocjonalne mojego męża dotykały mnie tak samo jak przed rozwodem, przestały mnie dotykać po terapii i pracy nad sobą, rozwód nie miał tu nic do rzeczy. Natomiast spokoju w moim mężu nie ma, pokazuje się to co jakiś czas, co kilka miesięcy, czasem raz w roku. Choć ma rozwód którego chciał.
Stąd wiem, że spokój własny można uzyskać niezależnie od rozwodu.
Anonymous - 2014-01-12, 10:10
a mogę zapytac co to są za zachowania po ktorych zauważasz że nie ma pokoju w sercu i jak na nie reagujesz? Jesli zbyt osobiscie to przepraszam, nie odpowiadaj
Anonymous - 2014-01-12, 11:08
Ja mysle, że Jasmina ma trochę podejscie podobne do mojego. Ona potrzebuje formalnego powiedzenia koniec, by móc zacząc nowy etap. Bo tak ciągle masz nadzieję i żyjesz nadzieją półświadomie posporządkując swoje zycie jednak temu mężowi, bo on niby jest, ale go nie ma. Trochę zawiłe, prawda? czasami trzeba coś zakończyc oficjalnie, by naprawdę mogło się zacząc na nowo.
Anonymous - 2014-01-12, 12:42
Rozwód nie jest żadnym zakończeniem małżeństwa. Jest daniem zgody na życie współmałżonka w grzechu i ułatwieniem tego. Jest zatem współodpowiedzialnością za grzech drugiej połowy. Brak zgody na rozwód jest wyraźnym świadectwem naszej wiary.
Separacja może trwać nawet do śmierci, jeśli potrzeba i niekoniecznie musi oznaczać nadzieję na powrót małżonka. Uniemożliwia wchodzenie oficjalne w inne związki. Jeżeli Jasmina chce zakończyć swoje małżeństwo (ważne małżeństwo może zakończyć jedynie śmierć jednego z małżonków), a raczej sprawdzić, czy w ogóle zaistniało to trzeba udać się do sądu biskupiego na rozmowę i rozpocząć procedury.
Jeśli okaże się , że małżeństwo trwa, to realizacja przysięgi ( w stanie separacji)będzie się opierać na modlitwie o nawrócenie męża . Niekoniecznie o jego powrót. A spokój w sercu, uwolnienie od emocji, które teraz Ci Jasmino towarzyszą i są jak najbardziej zrozumiałe, może zapewnić modlitwa, terapie, tak jak to pisano wcześniej. A jakie Bóg ma plany, to naprawdę nie wiadomo, poza tym, że i Ciebie i Twojego męża chce mieć u Siebie kiedyś w Niebie.
Anonymous - 2014-01-12, 12:58
Annezcko, napiszę pv.
Anonymous - 2014-01-21, 21:12
Moniko to ja ci powiem, że rozwód pragnienia w sercu nie zabija, to jest pewna formalność i tyle.
Rozumiem Jaśminę zastanawiam się czasem po co mi to życie, kiedyś miałam nadzieję, że w moim istnieniu jest jakiś głębszy sens, dziś widzę, że nie.
Spokój serca musisz sobie sama wypracować i nauczyć się żyć mimo okoliczności, które cię spotkały.
Anonymous - 2014-01-21, 21:21
mallgos napisał/a: | że rozwód pragnienia w sercu nie zabija, to jest pewna formalność i tyle. | - kompletnie sie z tym nie zgadzam,odczytuje to jako aprobate rozwodu-przypominam ,że to forum nie jest do takich wniosków.
mallgos napisał/a: | kiedyś miałam nadzieję, że w moim istnieniu jest jakiś głębszy sens, dziś widzę, że nie. | -dla mnie to przyznanie sie do braku wiary
Anonymous - 2014-01-21, 21:40
Małgoś to czemu ta formalność tak boli ???? , a skutki są katastrofalne , te duchowe nie do ogarnięcia
Anonymous - 2014-01-21, 22:59
gogol napisał/a: | dla mnie to przyznanie sie do braku wiary |
A od kiedy to zwykły szary człowiek ocenia poziom wiary w innym???
chyba warto najpierw zaczynać od siebie i dokładnie poznać swój poziom -a dalej dbac o niego ,lub go rozwijać....prawda???
i najbardziej istotne.
Nie tylko wodzic głowa w chmurach ale i stapac twardo nogami po ziemi......(rzecz ludzka)
Anonymous - 2014-01-22, 02:29
Boli, bo potwierdza ziemską śmierć tego, co miało być do końca życia stron umowy. Dotąd była rocznica ślubu i każdy wierzył, że dożyje co najmniej 30. A teraz co świętować? Porażkę? Głupotę? Niedojrzałość? Brak zdolności przewidywania? Niemożność wpłynięcia na drugą osobę, choćbyśmy nie wiem, jak się starali?
Niektórzy robią sobie divorce party. Ale chyba nie rekrutują się spośród użytkowników tego forum i osób choćby minimalnie poważnych w momencie, kiedy zawierały małżeństwo.
Za dwa tygodnie mam I rozprawę, być może też ostatnią. Za trzy i pół tygodnia mam 10 rocznicę zaręczyn. Żyję, ale coraz bardziej, mimo terapii uważam, że w kilku miejscach schrzaniłam, co więcej mimo terapii uważam, że nie jestem seryjną monogamistką, tylko bliżej mi do łabędzia, czy krewetki ;) Tak żeby zachować pozytywne podejście, mimo, że wiatr w oczy itp. I cały czas mi dźwięczy w tle tytuł artykułu z GW: Nie ma nowego życia po rozwodzie, jest to, które jest.
Anonymous - 2014-01-22, 08:45
Filomena napisał/a: | ale coraz bardziej, mimo terapii uważam, że w kilku miejscach schrzaniłam |
A terapia chyba nie ma na celu umniejszania własnych win, zaniedbań? Chyba, że mówisz o braku pogodzenia się, wybaczenia sobie własnych zachowań czy błędów?
Anonymous - 2014-01-22, 08:53
Raczej mam problem z wybaczeniem sobie tych zaniedbań. Inna sprawa, że ważąc moje zaniedbania, okoliczności i jego działania mamy obraz raczej nie 50% do 50%, a na początku uważałam, zresztą pokierowana przez męża, że to ja jestem ta zła kobieta, co uczucie w nim zabiła.
Natomiast ja odpowiadam tylko za siebie i w tym znaczeniu mi szkoda, że nie byłam mądrzejsza. Oczywiście to też nie znaczy, że coś by to zmieniło, jeżeli diagnoza odnośnie męża jest zbliżona do rzeczywistości.
Anonymous - 2014-01-22, 10:14
Filomena napisał/a: | Tak żeby zachować pozytywne podejście, mimo, że wiatr w oczy itp. I cały czas mi dźwięczy w tle tytuł artykułu z GW: Nie ma nowego życia po rozwodzie, jest to, które jest. |
Filomeno,
Przecież wiesz doskonale, ze człowiek widzi to co chce zobaczyć, albo raczej widzi to co potwierdza jego aktualny stan emocjonalny.
Z dziesiątek artykułów akurat zapamiętałaś ten, wyznania jakiejś zgorzkniałej pani (czytałem go). To głos jednego człowieka.
Jeden człowiek- jedna historia, nic więcej. To nie socjologiczne badanie.
Są setki artykułów , filmów, książek, które mają inne przesłanie.
Anonymous - 2014-01-22, 11:03
Grzegorz, masz po części rację. To jeden głos. Jednak mi się wydaje bardziej reprezentatywny, niż promowana wizja, że jak już rozwód będzie, to nowe życie, świetlana przyszłość, a za rogiem czeka ten prawdziwy rycerz na białym koniu.
W moim mieście przy jednej z reprezentacyjnych ulic jest cukiernia, która w ofercie ma torty rozwodowe...
Rozumiem, że to ekstrema, ale i tak boli, że ludzie nie zdają sobie sprawy, czym jest rozpad związku.
Ja mam się niby cieszyć, że wyszłam z toksycznej relacji. Cudownie, ale jakoś tej radości nie czuję. Chociaż czuję z innych powodów, córka rozwija się w oczach, pies grzeje, kradnie, kombinuje, a dzisiaj na źdźbłach trawy futeraliki z lodu. Ponadto jestem o rok dalej i już nie żyję jak zombie, tylko względnie funkcjonujący człowiek.
|
|
|