To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Rozwód - cięzko przebić mur

Anonymous - 2014-02-04, 20:40

KrisssBochnia napisał/a:
Moja wtedy dziewczyne zaczalem utrzymac gdy miala troszke ponad 18 lat, od jej rodziny nigdy nie uslyszalem nawet podziekowania ze dawalem na ciuchy, jedzenie czy chociazby studia. Zawsze mialem wrazenie jakby bylo im to na reke... Mi to nie przeszkadzalo, bo fajnie bylo miec kogos u boku na noc:-) ale mimo wszystko. Ja raczej bym na to swojej corce nie pozwolil. Kwestia wychowania i zasad.

Uj. Córce bym nie pozwolił, ale z "kimś u boku na noc"..... :-/ Brzmi to jak posiadanie utrzymanki. Brak szacunku do niej, wręcz kupowanie jej. Mi jako kobiecie tak to brzmi i wygląda, Twoja żona tak się też mogła czuć. Dużo pracy przed Tobą w temacie szacunku i godności kobiety i mężczyzny (tak, Twojej też).

Anonymous - 2014-02-04, 20:45

Marta... chcialbym kiedys napisac... jestem szczesliwy z zona... ludzie w wiekszosci przypadkow mysla o marzeniach jako rzeczy materialne (pomijach ludzi ciezko chorych), a ja?? Marze o tym by zona w koncu cos zrozumiala. Na ten moment to niemozliwe. Skoro nawet nie chce podjac dialogu? A gdy łaskawie sie odezwie slysze tylko wulgaryzmy, zlosc itp.

Wczesniej mialem oparcie w jej rodzinie?? a teraz?? Babcia tylko wykazuje chec rozmowa, ale co z tego skoro jest zdominowana przez syna, a ojca zony...

Mam pyt. osob zranionych, porzuconych. Jak dlugo u Was trwalo cierpienie?? I czy w ogole minelo??.

Smutek, zal, rozpacz:-( Myslalem, ze jestem dobrym czlowiekiem, a teraz?? Wydaje mi sie, ze nie... skoro zona wybrala wolnosc??

Myslalem tez aby pogadac ze znajomymi troszke posledzic zonke, moze kogos ma?? Z 2 strony gdybym sie dowiedzialo to mogloby mnie to zabic, w doslownym slowa znaczeniu

Anonymous - 2014-02-04, 20:46

Będziesz szczęśliwy w Niebie. Pokutuj za swoje grzechy. Czy na ziemi będziesz szcześliwy? Co Bóg da. Wszystko jest dla Twojego dobra.
Wiesz... ja pół roku temu pojechałem z żoną na rekolekcje. Ksiądz mówił na początku Bóg pragnie Twojego szczęścia, zaufaj mu, nie wiem co to będzie ale na pewno dla twojego dobra, przyjmij to, otwórz się.
Przyjąłem, uwierzyłem, oddałem się modlitwie uwielbienia bo zdawało mi się, że wybaczam żonie, że będziemy szczęśliwi. I wiesz co się stało. Dostałem pięć krzyży na raz, ekstra gratis na bary(Żona powiedziała mi prawdę bo wcześniej zwyczajnie mi podała wersję max lite). Ja w te pędy przed Najświętszy Sakrament bo tylko tam ratunek, nie? I mówię Boże biorę to na klate. GŁUPOTA. Złamałem się. Musiałem to oddać Bogu.
Z perspektywy tego półrocza muszę powiedzieć, że funkcjonuję lepiej niż wcześniej.

Widzisz jaki to łaskami Bóg nas obdarza. Jeśli krzyż ma być na chwałę Boga bierz go. Może Ty będziesz czynił z niego większy użytek w chwale Pana niż ja.
Nie sugeruj Bogu jakie chcesz mieć życie.
Zaufaj.

Anonymous - 2014-02-04, 20:49

Nirwanna napisał/a:
KrisssBochnia napisał/a:
Moja wtedy dziewczyne zaczalem utrzymac gdy miala troszke ponad 18 lat, od jej rodziny nigdy nie uslyszalem nawet podziekowania ze dawalem na ciuchy, jedzenie czy chociazby studia. Zawsze mialem wrazenie jakby bylo im to na reke... Mi to nie przeszkadzalo, bo fajnie bylo miec kogos u boku na noc:-) ale mimo wszystko. Ja raczej bym na to swojej corce nie pozwolil. Kwestia wychowania i zasad.

Uj. Córce bym nie pozwolił, ale z "kimś u boku na noc"..... :-/ Brzmi to jak posiadanie utrzymanki. Brak szacunku do niej, wręcz kupowanie jej. Mi jako kobiecie tak to brzmi i wygląda, Twoja żona tak się też mogła czuć. Dużo pracy przed Tobą w temacie szacunku i godności kobiety i mężczyzny (tak, Twojej też).


Oj nie. Troszke mnie zle zrozumialas. Nie mialem na mysli seksu. Raczej chodzilo o obecnosc tej dugiej, kochanej osoby. Gdy sie budzilem czy zasypialem. To bylo piekne.

Nigdy nie odbieralem tego wszystkiego jako "kupowanie". Dla mnie utrzymywanie dziewczyny, narzeczonej czy zony to bylo takie naturalne. Nie jestem skapym czlowiekiem. Raczej wole dac innym niz wydac na swoje cele... Pieniadz rzecz nabyta. W swoim zyciu pewnie troszke zlotek zarobie...

[ Dodano: 2014-02-04, 20:53 ]
Ciierpliwosc niestety nie byla mi dana:-( Zwlaszcza w stosunku do szczescia:-(

Anonymous - 2014-02-04, 20:59

Kriss, ale my mówimy o tym, jak Twoja żona mogła się z tym czuć, kumasz? Postaraj się wczuć trochę w nią, a nie w to, co o tej sytuacji Ty myślisz/myślałeś wtedy.
Anonymous - 2014-02-04, 22:29

KrisssBochnia napisał/a:
Zawsze mialem wrazenie jakby bylo im to na reke... Mi to nie przeszkadzalo, bo fajnie bylo miec kogos u boku na noc:-) ale mimo wszystko. Ja raczej bym na to swojej corce nie pozwolil. Kwestia wychowania i zasad.


Kriss, nie zrozum mnie źle, ale skoro o tym wiesz to czemu Ty sie na to zgodziłes? Piszesz o zasadach? Hmmmmm co za różnica, Twoja córka a córka innego taty....

Anonymous - 2014-02-05, 05:13

My z zona zylismy bardzo przyjacielsko. Bylismy tylko MY. Wszystkie problemy rozwiazywalismy razem. Dopiero gdy ojciec zapadl w chorobe to liczyl sie tylko tata, ale to normalne. Czesto plakala ze nie moze go sttracic, bo wydawalo sie ze to cos z plucami, a w duzym stopniu jest zaawansoiwany rak pluc.

A pobyt u mnie... Prosila mnie aby mogla przyjechac na kilka dni na wies:-) ze sobie odpocznie itd, a te kilka dni przemienily sie w 6 lat.


I znowu nieprzespana noc, a do pracy na 6 trzeba isc:-(

Anonymous - 2014-02-05, 07:57

Krisss,

Ja tam nie wiem, ale dla mnie to dziwne by ktoś tak nagle sie odciął. Stawiam na "nie do pary". Ale obym sie mylił.... Chociaż nie wiadomo co gorsze/lepsze. Czu(wa)j Duch!!!!

Anonymous - 2014-02-06, 10:45

Kriss z twoich wypowiedzi nie czuje ze traktowałeś żonę po partnersku - raczej jak pan i władca... sory - przeczytaj uważnie to co napisała Marta, jej pytania i zastanów się czy ten związek był partnerski, a jak nie to czy jesteś w stanie taki stworzyć. mogła nie chodzić brudna i głodna ale tez mogła siedzieć cicho i ograniczać się do minimum. Wierz mi że na dłuższą metę człowiek ma dość tego minimum nie z wybory a z musu.
skoro żona jest na etapie decyzji o rozwodzie to może będzie tez gotowa na szczerą rozmowę. trzeba się nauczyć słuchać i trochę pokory, cierpliwości i chęci podjęcia dialogu. trudno rozmawiać z kimś kto traktuje to co się mówi jako atak.
zacznij traktować żonę jak istotę niezależną i myślącą samodzielnie - nie na zasadzie - bo koleżanka jej doradziła. nawet jeśli tak jest to jej decyzja co z tą radą zrobi.

Anonymous - 2014-02-07, 14:56

Pan i władca... oj nie... to na pewno nie... Jestem raczej uległy. Wiadomo, czasami trzeba było postawic na swoim i powiedziec NIE. Ale raczej jesli chodzi o tego typu sprawy rzadko sie sprzeczalismy.

Jesli chodzi o zwiazek to byl oparty na przyjazni. Mozna powiedziec ze wolny czas w 99% spedzalismy razem i nigdy nie narzekalismy na nude.

Moze w zwiazek malz troszke wpadla rutyna?? Po czesci tak. 5,5 roku mieszkania zawsze odbije jakis slad. Były czułe slowka czy gesty, ale nie tak czesto jak na poczatku naszej znajomosci, ale to chyba normalne, prawda??

Czekam na szczera rozmowe, chociaz nie wiem czy to mozliwe. 2 dni temu chwilke rozmawialem z zonka przez tel. Nie ma odwagi przyjechac po swoje rzeczy... dla mnie to dziwne, bo jednak zostawila 90% rzeczy (ubrania, buty, dokumenty).

Anonymous - 2014-02-08, 22:18

A może boi się, że gdy przyjedzie po rzeczy, to trudno będzie jej wyjść??
Anonymous - 2014-02-09, 16:03

KrisssBochnia napisał/a:
Marze o tym by zona w koncu cos zrozumiala.


Szkoda czasu na czekanie.....lepiej Krisss.....zajmij się sobą....swoją przemianą. Czy wiesz o tym, ze nie masz wpływu na żonę ??....za to - masz wpływ na siebie ....więc....zmieniaj swój świat w radość i szczęście !!


KrisssBochnia napisał/a:
Myslalem tez aby pogadac ze znajomymi troszke posledzic zonke, moze kogos ma?


Wow....co za pomysł ??

To mam dla Ciebie lepszy - pomódl się za żonę, niech Dobry Bóg Jej błogosławi, niej Ją pilnuje, wspiera.


KrisssBochnia napisał/a:
Jestem raczej uległy. Wiadomo, czasami trzeba było postawic na swoim i powiedziec NIE.


Coś tu brak spójności .
uległy z jednej strony....ale czasem trzeba było postawic na swoim....

to bym powiedziała....no to raz i żona postawiła na swoim....i jak Ci z tym Krisss ??

KrisssBochnia napisał/a:
Mozna powiedziec ze wolny czas w 99% spedzalismy razem i nigdy nie narzekalismy na nude.


To była symbioza nie wolny związek.....hm trudne spędzac w drugą osobą 99% czasu....brak mi tu wolności....
Hm....nie narzekałeś na nudę....a co na to żona ??

Skoro było Wam tak super....to gdzie Ona jest ??
Kriss....no przecież od tak pieknego związku - nie odchodzi się....prawda ?

KrisssBochnia napisał/a:
Moze w zwiazek malz troszke wpadla rutyna?? Po czesci tak. 5,5 roku mieszkania zawsze odbije jakis slad. Były czułe slowka czy gesty, ale nie tak czesto jak na poczatku naszej znajomosci, ale to chyba normalne, prawda??


Tak...to jest normalne. Ale to nie jest niebezpieczne !!

KrisssBochnia napisał/a:
2 dni temu chwilke rozmawialem z zonka przez tel. Nie ma odwagi przyjechac po swoje rzeczy...


Czego się boi Twoja żona ??

Pozdrawiam ! EL.

Anonymous - 2014-02-11, 14:08

Nie wiem czego się boi. Z 2 strony chyba jej nie za bardzo zalezy na rzeczach czy dokumentach. Teraz chyba zyje chwila.

Napisalem, ze spedzalismy 99% WOLNEGO czasu, a ten wolny czas to glownie weekendy i to nie zawsze. W tygodniu czesto sie mijalismy, ale widzielismy sie 2 h dziennie i tak od roku. Moze przez to tak zona sie ode mnie oddalila?? Kiedys w rozmowie powiedziala, ze pierwsze 2 lata po slubie były ok, a ten 3?? Dążenie do dobr materialnych z jej jak i z mojej strony odbilo sie na malz??

W dalszym ciagu czekam na zone, dopoki ja bardzo kocham nie moge tak zostawic tego na boku. Wiem ze cierpi moje zdrowie (lecze sie u psychiatry i psychologa), ale inaczej nie potrafie. Za duzo dla mnie znaczy.

Modle sie i mam nadzieje, ze Bog mnie wyslucha:-( Ola powroci, zacznie ze mna chodzic do kosciolka, bo teraz zapewne kosciol jak i Bog sa na ostatnim miejscu (tak wynika z jej slow).

Jesli mnie nie kocha, to czy jest szansa na ratunek??

[ Dodano: 2014-02-11, 14:18 ]
Szkoda, ze nie ma na to lekarstwa... czemu to tak jest, ze czlowiek zrobilby wszystko, stanal na glowie byleby uratowac malzenstwo i w malych kroczkach odbudowywac to co kiedys bylo piekne??

[ Dodano: 2014-02-13, 06:42 ]
Mineły 2 miesiące od wyprowadzki zony:-( juz tyle czasu, a wcale nie jest lepiej:-(

Niedawno zadzwonilem zony powiedziec ze ja bardzo kocham, po moim monologu odp. czy dzwonie w jakiejs konretnej sprawie:-( chcialbym cos zrobic, ale co??

[ Dodano: 2014-04-09, 16:53 ]
Minelo 5 miesiecy od odejscia zony. Bol, cierpienie jest okropne.

Co prawda jest troszke lepiej, bo jakos funkcjonuje w pracy. Nie zawalam jej, jak bylo przez pierwsze tygodnie, ale nie jest latwo. Nic mi sie nie chce, ani na nic nie mam sily. W domu tylko patrze w gole sciany, gwozdziki, ktore zostaly po ramkach.

2 tyg temu zona odebrala swoje rzeczy. A miesiac temu spotkalem sie z nia w Krk. Bardzo sie zmienila, nie poznaje jej. Czy ona naprawde ma serce z kamienia?? Na moje pyt. odpowiadala szyderczo i z wielkim gniewem. Po tym spotkaniu czulem sie lepiej, w koncu wydawalo mi sie, ze poradze sobie z problemem. A wiecie czemu?? Na spotkanie przyszla z obstawa kolegow z pracy. Jeden "dres" nawet zaczal mi grozic... co mnie smieszy do dzis.

Wspomnienia wracaja. Chcialbym pamietac te zle chwile, ale sie nie da. Moze troszke by przeszlo gdybym poczul zlosc czy nienawisc w stosunku do zony.

W tym momencie czuje straszna samotnosc. Probowalem nawet zawierac nowe znajomosci, ale jest bezsensu. Nawet spotkalem sie z jedna kobieta, ale...?? Uswiadomilem sobie, ze ja dalej kocham mocno zone. Tylko kocha ta, ktora byla dla mnie dobra. Jesli by ktos zapytal czy chcialbym powrotu?? to nie wiem co bym odp. Bo jesli teraz pokazuje taki czarny charakter, to co by bylo w przyszlosci??

Uslyszalem z jej ust ze jestem psycholem. Czemu tak stwierdzila?? Bo probowalem walczyc o to co bylo kiedys cudowne. Moze przesadzalem z smsami, ale nigdy nic obrazliwego nie napisalem. Czy slowo "Kocham" jest tak bardzo denerwujace?? Trudno mi sie pogodzic z tym co sie wydarzylo. Ze zostalem sam jak palec, a ona dobrze sie bawi...

Z Ola 6 lat, ale zawsze raczej byla osoba spokojna, nie lubiaca alkoholu czy imprez.

A teraz?? Szaleje...

Ponoc zlozyla pozew sadzie. Czy w ogole jest jakas szansa na ratowanie?? Co gdy powiem, ze w dalszym ciagu kocham zone i widze sens pojednania??

[ Dodano: 2014-04-09, 18:50 ]
Tak sobie tu pisze, bo nie mam z kim pogadac. Odstawilem psychologa, bo tak naprawde nie wiem czy to w jakis sposob pomagalo. Chwilowe uczucie poprawy nastroju bylo zauwazalne, ale gdy wracalem w moje 4 katy wszystko sie zmienialo...

Ciagle tylko walcze ze wspomnienia, z bajka ktora trwala wiele miesiecy przed slubem. Z czasem wiadomo ze to juz nie byla taka szalona milosc, pozniej zmienilo sie raczej w dojrzale kochanie.

Naprawde wtedy uwierzylem, ze spotkalo mnie nieziemskie szczescie. Mysle ze Ola to tez tak czula... Bylo bajkowo.

Czesto placze, mimo ze jestem facetem i powinienem byc twardy. Pojawia sie ukojenie, az znowu serce zakluje mocniej. Mam zal do siebie, bo wiem jakie zycie w dziecistwie spotkalo moja zone (smierc matki w chwili gdy jej najbardziej potrzebowala). Wiele razy bedac na grobie mamy dziekowalem, ze spotkalem tak cudowna kobiete na mojej drodze. Ola wielokrotnie podkreslala ze mama bardzo by mnie polubila.

Czy to ja zawsze bede nieszczesliwie zakochany??

[ Dodano: 2014-04-09, 19:19 ]
Mecza mnie mysli samobojcze:-( co jakis czas wracaja i daja znac o sobie...

Anonymous - 2014-04-09, 19:56

KrisssBochnia napisał/a:
Minelo 5 miesiecy od odejscia zony. Bol, cierpienie jest okropne.

Co prawda jest troszke lepiej, bo jakos funkcjonuje w pracy. Nie zawalam jej, jak bylo przez pierwsze tygodnie, ale nie jest latwo. Nic mi sie nie chce, ani na nic nie mam sily. W domu tylko patrze w gole sciany, gwozdziki, ktore zostaly po ramkach.


Krisss, to jak się czujesz jest normalne w Twojej sytuacji. Kiedyś przeżyłem to dokładnie tak samo.
Jak sam piszesz, po 5 miesiącach jest troszkę lepiej. Da się już trochę lepiej funkcjonować. Sam to zauważyłeś. Mówi się, że czas goi rany. Jak widać coś w tym powiedzeniu jest.
Wiem, że jest jeszcze bardzo trudno. Pięć miesięcy?............. to jeszcze świeża sprawa. Bolą nawet te gołe ściany i gwoździki w nich.
U mnie po 5 latach jeszcze jest kilka gwoździków, ale ich widok już mnie nie boli. Będą jak znalazł gdy żona wróci ;-)


KrisssBochnia napisał/a:
Czesto placze, mimo ze jestem facetem i powinienem byc twardy.


To ja Ci na to odpowiem, w końcu jestem "twardy" ;-)
Po odejściu żony ja nie płakałem.............ja wyłem.............że czasami łez mi brakowało.
Z czasem było to coraz rzadsze, mniej bolesne. Tak też będzie u Ciebie.


KrisssBochnia napisał/a:
Tak sobie tu pisze, bo nie mam z kim pogadac.


Większość z nas weszła na forum, bo nie miała z kim pogadać, wyrzucić z siebie to co bolało, więc czytali, pisali, słuchali..............i uczyli się w ten sposób żyć w nowej sytuacji.
Rób to samo, a za jakiś czas sam znów zauważysz zmiany na lepsze w Twoim życiu.
Zadbaj w ten sposób o swój komfort psychiczny. Czas i Bóg jest Twoim sprzymierzeńcem.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group