To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Oblicza zdrady

Anonymous - 2014-02-05, 09:08

Z tej sytuacji są dwa wyjścia:
- przyklejenie się do przeszłości, do bólu, wspomnień, itd
- odklejenie sie od przeszłości od bólu, wspomnień.
Należy wybrać, to co daje szansę na nowe życie, bo trwanie przy punkcie 1 to zycie przeszłością.
I teraz może o przebaczeniu: Uważam, że nie można wybaczyć zdrady, to za duży ból, cios od osoby, która przysięgała o nas dbać. Nie można też zapomnieć tego, bo nie da się tak wielkiej traumy wyciąć z pamięci. Można nauczyć się z tym żyć. Co można wybaczyć? Jak nas ktoś okłamał w sprawie lżejszej. No dobra zdarzyło się. Wybaczam. Jest szansa, że to nawet zapomnimy. Ale zdradę? Nie da się - za duża trauma. I co teraz. Możemy liczyć tylko na rekompensatę czyli na skruchę i wszelkie działania naprawcze. Jak naprawić zbolałe ego? Miłością? Troską? Opieką? Oddaniem? Okazaniem największego zaangażowania? Przez ile? Przez tyle ile trzeba, nawet do końca życia. Bo co innego można zrobić, czego się spodziewać, kiedy NIE DA SIĘ COFNĄĆ CZASU? Skoro jest rekompensata, wola naprawienia błędu, to juz tylko w naszej głowie zostaje zamknięta furtka, za którą mimo mijającego czasu trwamy w bólu, smutku, a wystarczy wyjść zza niej, pożegnać się przeszłością, czerpać z niej mądrość, i zacząc wreszcie żyć. Pozwolić drugiej osobie naprawić i dać sie kochać.
Trzeba pokochać swoją nową bliznę. Szpeci, tak, jest niefajna. Ale jest teraz częścią nas. Już nigdy nie będziemy żyć bez niej, zawsze będzie widoczna, z czasem stanie się mniej widoczna, ale będzie. I możemy codziennie rano wyć do lustra: "Jaką mam szpetną bliznę, zrobiłeś mi to, szkoda" albo pogodzić się i powiedzieć "Trudno, nie cofnę czasu, jest blizna, to nowa ja, taką mnie proszę kochać, nie dam sobie drugiej zrobić, już wiem, gdzie był mój błąd, nie chce żyć w nieszczęściu, chce ŻYĆ"
Zdecydowanie polecam to drugie, naprawdę daję kopa do życia.

Anonymous - 2014-02-05, 14:36

Napisałem blisko 2 lata temu
Po prostu uważam: jeśli po zdradzie można normalnie żyć, zdradę wybaczyć i powrócić do dawnego szczęśliwego układu jak sprzed zdrady, to znaczy, że zdrada nie jest aż tak wielkim złem, że można zdradzać, że można się tak potykać w życiu. Mi się zawsze wydawało, że nie można. Dlatego pilnowałem się przed ślubem i po. Dlatego bezwzględnie wymagałem od swojej przyszłej żony by nie miała żadnego mężczyzny przede mną, bo wiedziałem, że z takim balastem pełnego szczęścia rodzinnego stworzyć nie sposób.

szukam odpowiedzi na to jak wybaczyć zdradę. Musze wiedzieć co wybaczam i nie mieć złudnych oczekiwań. Muszę także znaleźć drogi do właściwej i możliwej do osiągnięcia równowagi. Ten świat w którym dałoby się żyć po zdradzie ma swoją specyfikę. Jeszcze nie wiem jaką. Pewnie różni się to u poszczególnych ludzi. Ten nowy świat wymaga zapewnie specyficznych działań, zależnych od osobowości, charakteru, wyznaczanych sobie celów. przyjętych charyzmatów.
Jednym słowem czekają nas różne drogi, różne działania, podejrzewam, że czasem diametralnie różne, a nawet przeciwstawne.
Oczywiście wszystko to co ja tu opisuję jest na kanwie pewniej wrażliwości nie zaburzonej przez rozpustne życie, czy choćby tylko epizody. Bo to właśnie czasem o "epizod" w tej całej naszej dyskusji chodzi. W tej sferze nie ma epizodów. Przykazanie nr 6 jest bardzo poważne i zadziwia mnie świat głupotą w tej dziedzinie.


Nie potrafię się zmienić. I proszę zwrócić na ten tekst wytłuszczony. Ta kwestia ma chyba ogromne znaczenie. Widze to po swojej żonie.

-----
Miodzio, wzrusza mnie naprawdę Twoja dobra wola wobec mnie. Wcześmniej mnie irytowałeś, teraz podziwiam. Ty mi naprawdę dobrze życzysz. Ale róznimy się. Nasze małżeństwa się różnią. Dzięki za troskę. Odmow tez może jakis paciorek za mnie.. a ja za Ciebie.

Samboja, Ty masz dar pisania i przekonywania. Muszę się starać by zostać sobą w czasie gdy Ciebie czytam. Muszę, bo właśnie jestem inny.

EwaMewa. Czego mi brakuje? Może idę przez ciemną dolinę po prostu? Moja żona też? Czy Bóg jej wybaczył to tylko On wie. Spowiedź... tak, ale zwróć uwagę jak bardzo czasem zmienia się nam pojęcie o naszym życiu w długim procesie nawracania. Nagle odkrywane nowe grzechy z przeszłości... i co z tym robić? Moja żona myślała, że zdrada to bułka z masłem. Powie mi ... dwa tygodnie, może miesiąc i OK... a tu? Bardzo się zmieniła przez te dwa lata. A Jej szczytem heroizmu i zaufania Bogu było przedstawienie mi całej prawdy.
Stąd wniosek, że tak łatwo odpuszczać nie można, o ile miało by się to wiązać z brakiem autentyzmu własnego wzrastania w wierze.
Ufam, że Bóg nas jednak jakoś prowadzi.

Anonymous - 2014-02-05, 17:11

Orsz napisał/a:
Stąd wniosek, że tak łatwo odpuszczać nie można, o ile miało by się to wiązać z brakiem autentyzmu własnego wzrastania w wierze.

Orsz ty nie wzrastasz na wierze...
z tych słów jakie wypisałeś ..ty tworzysz własna wiarę.. stawiasz się przed Bogiem...nad Bogiem.
Ja chcesz tak zwał....
ale wybacz Orsz to nie jest wiara....i to co w tobie zachodzi jest niebezpieczne
i takim właśnie czymś
i takie właśnie coś niweluje Opus Dei...
niezależna i stojąca na straży wiary
zrób cos z tym zanim popłyniesz dalej i głębiej

pozdrawiam

Anonymous - 2014-02-06, 09:56

Orsz napisał/a:

Samboja, Ty masz dar pisania i przekonywania. Muszę się starać by zostać sobą w czasie gdy Ciebie czytam. Muszę, bo właśnie jestem inny.


Piszę tylko to, co przeżyłam. Ja też tam byłam, też zostałam oszukana. Ale przede mną 40 kolejnych lat życia, dzieci do wychowania, nie zamierzam niczego bagatelizować, oj nie! Mąż wie, że nie ma już takiej wolności ducha hulaj dusza, bo żona nie pilnuje! Wszystko co robimy, musi być z myślą o tej drugiej osobie, i żadnych kłamstw i niedopowiedzeń. Inna nowa jakość nas oboje, to nowe życie po zdradzie: jest inne, ja już to akceptuje, będzie inne, ale chyba lepsze, bo będziemy lepszymi ludźmi dla siebie. Oboje zmądrzeliśmy, bo wyczytaliśmy naukę z tej zdrady. Bóg nakazuje dbać o swojego małżonka, szanować. Gdybyśmy słuchali słów Boga, gdybyśmy byli mądrzy. Nie byliśmy, ale teraz będziemy. Dla mnie to ogromna nauka. Nawet z najbardziej bolesnego przeżycia można czerpać naukę, paradoksalnie widzieć pozytywy. No, ale można też siedzieć w mroku i płakać nad rozlanym mlekiem, nad stratą jego, pokaleczeniem rąk. Tak to zdecydowanie jest to, czego ja robić nie zamierzam.

Anonymous - 2014-02-06, 10:36

Tak.
Przed zdradą życie fajne i z górki, samo się toczylo prosto do piekła. Na szczęście rozbiliśmy się bolesnie o drogowskaz przy stromej pod górkę, wąskiej górskiej ścieżce. No i co? Idziemy nią? Warto, ale będzie cieżko. Zanim dojdziemy na sam szczyt po drodze też są piękne chwile na otarcie potu z czoła. Ty i ja idziemy razem z naszymi małżonkami, inni natomiast sami. Jedno i drugie rozwiązanie ma swoje wady i zalety. W rozwiązaniu samotnej wspinaczki musimy cały czas jeszcze gadać przez radio do tego małżonka który potoczył się minąwszy drogowskaz. Ale idąc razem czasem trzeba tego drugiego wziąć na ramiona, dac pić jemu a nie sobie...
Czy szczęśiwa to wspinaczka? No... łatwa to napewno nie.
A u zarania małzeństwa mieliśmy wybór znacznie wygodniejszej drogi, może nawet kolejki linowej. Teraz została tylko ta ścieżka. Możemy się pocieszyć. Prawdopodobnie i z niej możemu zrezygnowac i jeszcze się trochę potaczyć autostradą w dół. I będą kolejne ścieżki zapewne, ale już znacznie trudniejsze.
Ja jestem przekonany by iść tą obecną.

Anonymous - 2014-02-07, 00:17

Orsz, piszesz,ze idziesz ciemna dolina, nie zapominaj, ze nie jestes sam. I pamietaj nie zatrzymuj sie, nie trwaj w bolu.


Psalm Dawidowy.

Pan jest pasterzem moim,
Niczego mi nie braknie.
Na niwach zielonych pasie mnie.
Nad wody spokojne prowadzi mnie.
Duszę moją pokrzepia.
Wiedzie mnie ścieżkami sprawiedliwości
Ze względu na imię swoje.
Choćbym nawet szedł ciemną doliną,
Zła się nie ulęknę, boś Ty ze mną,
Laska twoja i kij twój mnie pocieszają,
Zastawiasz przede mną stół wobec nieprzyjaciół moich.
Namaszczasz oliwą głowę moją, kielich mój przelewa się.
Dobroć i łaska towarzyszyć mi będą
Przez wszystkie dni życia mego.
I zamieszkam w domu Pana przez długie dni.

Anonymous - 2014-02-08, 00:31

Orsz, a może spróbuj tak
http://www.youtube.com/watch?v=Tqux3orNbQ8

[ Dodano: 2014-02-08, 00:40 ]
albo tak
http://www.youtube.com/watch?v=9LYcIm9W1nk
ciemne doliny czasami okazują się krótsze niż się spodziewany, tak jak szerokie autostrady.

Anonymous - 2014-02-08, 12:36

Orsz napisał/a:
Ty i ja idziemy razem z naszymi małżonkami, inni natomiast sami. Jedno i drugie rozwiązanie ma swoje wady i zalety. W rozwiązaniu samotnej wspinaczki musimy cały czas jeszcze gadać przez radio do tego małżonka który potoczył się minąwszy drogowskaz. .



Żeby jeszcze chciał słuchać....

Ale dla Boga nie ma rzeczy niemozliwych, na szczęście!

Anonymous - 2014-02-09, 15:04

Dużo tu zostało napisane. W zasadzie uważam, że nie warto nic pisać nowego jak się jeszcze raz nie rozpatrzy całej tej dyskusji od początku i nie uporządkuje poruszonych wątków, jeszcze raz się tego wszystkiego nie przemyśli. Spór toczył się tu i w innych tematach.
W każdym razie chciałbym wyrazić swoje przekonanie, że uporządkowanie teoretyczne tych zagadnień ma ogromne znaczenie praktyczne dla naszego szczęścia, dla nadziei w naszym życiu doczesnym i wiecznym zapewne też. A zamęt jest straszny. Dzisiejszy świat nie sprzyja rozsądnemu poukładaniu problemów związanych z tzw. miłością. Materia ta jest bardzo delikatna i podatna na zniszczenie. Jednym z głównych czynników niszczących jest relatywizm. Brak wiary w to, że jest jakiś stały wyznacznik prawdy w zakresie kształtowania się relacji między ludźmi, między kobietą a mężczyzną, w więziach tworzących rodzinę. Często chyba zapominamy, że to nie my tworzymy te więzi, nie my jesteśmy kreatorami tych prawidłowości. One pochodzą od Boga i my je staramy się ogarnąć, możemy jedynie się im podporządkowywać. Na tym polega nasza wolna wola. Na wyborze między dobrem a złem.
A gdzie jest prawda o Bogu?
Moim zdaniem w dwu miejscach. W wierze katolickiej i w świecie. W tym pierwszym jest podana wprost w nauczaniu kościoła, a w drugim wymaga wielkiego wysiłku intelektualnego i szczęścia ukształtowania osobowiści w odpowiedniej kulturze. My w Polsce do niedawna mieliśmy kulturę jako taką, teraz jej mamy coraz mniej a w pewnych kręgach w zasadzie nie ma jej wcale. Kogo wiec stać na samodzielne myślenie? Kto chce eksperymentować ze swoją duszą i sercem?
Co wobec powyższego możemy uznać za najrozsądniejsze? Jaki kierunek działań obrać?
No i wreszcie ,skoro wiele ludzi na tym forum tak pragnie szczęścia, odzyskania równowagi po dramatach miłosnych, co oni powinni robić? Moim zdaniem bez prawdy nie da rady. Pragnę wyrazić swoją nadzieje, ze wszyscy będziemy poszukiwać prawdy wspólnej dla nas wszystkich bez wyjątku. Jednoczesnie wyrzekam się wszystkiego co do tej pory napisałem a co mogło być odbierane jako wciskanie na siłę swoich racji, swoich poglądów. Ja jestem za głupi i na dodatek upośledzony poprzez swoje doświadczenie cierpienia. Nasze doświadczenia determinują nasz sposób myślenia. Przepraszam wszystkich których uraziłem i skrzywdziłem. Zapewne póki zyję nie dowiem się jak często się myliłem.
Kończe i jeszcze raz wyrażę tylko swoje pragnienie prawdy poparte słowami bodajże ks. Pawlukiewicza lub Drzewieckiego. Wypruwajmy z siebie wszystkie brudy, nie bójmy się ich, bo na samym dnie jest nasze piękne serce stworzone przez samego Boga. A ono jest istotą naszego istnienia.
Mam nadzieje, że nic nie wypaczyłem z tego przesłania ks. Pawlukiewicza lub Drzewieckiego.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group