To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Nie chce żyć w strachu

Anonymous - 2014-06-24, 21:11

Samboja napisał/a:
i jak jabłko czerpie ze słońca energię, my musimy w myślenia.

...i Miłości :-)

Anonymous - 2014-06-25, 09:08

Tak racja, ale to wydało mi sie oczywiste, bez niej, bez naszej postawy nie było by o tym mowy nawet.
A co dziś na tapecie, wracam do początku swojej historii. Zaczęłam od strachu o męża i jego kontaktu w pracy z kochanką, bo przecież ostatecznie miał odejść, ale tak się nie stało. Decyzja była po mojej stronie, kierowałam sie dobrem rodziny, stablinością finansową. Było jak było. Czasem mnie to drażniło, ale generalnie miałam świadomość, że nie pracują razem, że mijają się czasem w milczeniu na korytarzu czy stołówce. Nie było jej w naszym życiu. W lepszych momentach, miałam takie uczucie, że mi wcale nie przeszkadza, była jak mgła w kolorze betonowej podłogi. Niezauważalna.
Wczoraj zdarzyło sie coś, co dziś przeżywam, nie jakoś bardzo, ale serce zabiło mi mocniej, żołądek sie ścisnął, pojawiła się łza żalu a potem pokora i spokój. Mąż po kilku wpadkach z kłamstwami stanął przed wyborem czy powiedzieć mi o tym, że przez dwa dni będą ze sobą pracować ściślej czy nie. I powiedział. Uznał, że tego mi trzeba, szczerości absolutnej. Tego chciałam. Gdyby mi nie powiedział, mogłabym dowiedzieć sie przypadkiem i znów było by, że mnie okłamuje i nie mówi wszystkiego co ważne. Bardzo dojrzała postawa i bardzo ją doceniam. Doczekałam się.
No to mam swoją prawdę. Doceniam szczerość, łąduje ona moją wiarę w męża, ale z tym darem dostałam też świadomość, że mgła nie jest mgłą a ciałem, które jest realnym bytem. I musze zaufać, że sie nic nie wydarzy. To jak scena z filmu, w którym kobieta trzyma na linie dziecko ratując je, dziecko wisi nad ziemią 2 metry na tej linie, a ojciec na dole stoi i woła: puść, ja je złapie, puść linę...a kobieta trzyma tą linę uparcie, bo póki dziecko jest na tej linie to ona je uratuje, ale jak puści to nie wie, czy mąż je złapie. A tak naprawdę ona nie może tego dziecka uratować, dopóki nie puści liny. I mój mąż woła teraz do mnie puść tą linę, zaufaj mi.
Już wiem, że cała ta sytuacja na szczęście chwilowa wymaga wielkiej wiary i miłości, że rzucanie się w ból, złość zrujnuje tylko to, co budujemy. Dlatego dziś modliłam się tak:
Jezu, owiń moje serce miłością, otul je, aby ból mnie nie dosięgnął.
Teraz czas na moje świadectwo dla mojego męża. Zaufał mi, że jeśli powie prawdę, będzie mu to docenione i nie zostanie za to ukarany (złością, rozpaczą, gniewem itp). I tak musi zostać, mimo bólu, który mnie nie dosięgnie. Nie pozwole. Dziękuje za wysłuchanie, lepiej mi. :)

Anonymous - 2014-06-25, 16:08

Pięknie sobie radzisz, Samboja.
Chociaż warunki niełatwe (kontakt w pracy..).

Co do metafory z uciekaniem w okopy na dźwięk nawet małej petardy.
No tak jest. To akurat nie nasza wina. Moim zdaniem trzeba sobie dać prawo do takiej reakcji przez jakiś czas (ale oczywiście nie na stałe, to by było chore).

Ja raczej porównuję to z sytuacją, gdy powiedzmy przeżyłam straszny wypadek samochodowy jadąc jako pasażer. I teraz jadę z tym samym kierowcą, takim samym samochodem. I nie można ode mnie wymagać, bym była wyluzowana. Owszem, dojdę do tego, ale na razie na każdy gwałtowniejszy ruch kierownicą odruchowo reaguję kurczowym zapieraniem się w fotelu. To minie z czasem, ale ja mam do tego prawo, jako człowiek po traumie. Jako rekonwalescent.

Informuję o tym kierowcę i on wiedząc o tym, jedzie ostrożnie i uprzedza mnie o każdym planowanym manewrze. To, kiedy objawy traumy miną, zależy teraz od nas dwojga.
Ani ja nie mogę pielęgnować w sobie tych odruchowych reakcji, ani on nie może zignorować mojej sytuacji.
Razem ma się dużą szansę :-)

Anonymous - 2014-06-25, 17:54

uwielbiam Was czytać,Drogie Panie....... :lol:
Anonymous - 2014-06-25, 20:22

moc nadziei napisał/a:
Co do metafory z uciekaniem w okopy na dźwięk nawet małej petardy.

No tak jest. To akurat nie nasza wina. Moim zdaniem trzeba sobie dać prawo do takiej reakcji przez jakiś czas (ale oczywiście nie na stałe, to by było chore).



Ja raczej porównuję to z sytuacją, gdy powiedzmy przeżyłam straszny wypadek samochodowy jadąc jako pasażer. I teraz jadę z tym samym kierowcą, takim samym samochodem. I nie można ode mnie wymagać, bym była wyluzowana. Owszem, dojdę do tego, ale na razie na każdy gwałtowniejszy ruch kierownicą odruchowo reaguję kurczowym zapieraniem się w fotelu. To minie z czasem, ale ja mam do tego prawo, jako człowiek po traumie. Jako rekonwalescent.



Informuję o tym kierowcę i on wiedząc o tym, jedzie ostrożnie i uprzedza mnie o każdym planowanym manewrze. To, kiedy objawy traumy miną, zależy teraz od nas dwojga.

Ani ja nie mogę pielęgnować w sobie tych odruchowych reakcji, ani on nie może zignorować mojej sytuacji.

Razem ma się dużą szansę

Moc nadziei ......

kiedyś miałem taką skryta nadzieje że taka świadomością jak ty operuje moja żona.
Dawało to zapał i az się życ chciało by robic to i owo.
Niestety zjadłem się
a z okopów to pewnie zona nigdy już nie wyjdzie....

pozdrawiam

bardzo fajny tekst(podoba mi się)
bardzo..bardzo

Anonymous - 2014-06-25, 20:29

No właśnie trauma...nie wyobrażałam sobie, że to co mnie spotkało to mogłoby być na kształt traumy, bo psychologicznie rzecz biorąc obajwy są podobne, jak w syndromie pourazowym. Są ludzie, którzy latami żyją i nie mogą się oswobodzić z przeżyć. Wszystko trzeba przepracować, i niech to trwa ile ma trwać...nie ma pośpiechu :) jest jak jest.
Anonymous - 2014-06-25, 22:46

moc nadziei napisał/a:
Co do metafory z uciekaniem w okopy na dźwięk nawet małej petardy.

Gorzej jak wróg okopał się bezpiecznie i pluje setką rakiet, zalewając wszystko ogniem. nie zostaje nic innego jak schować się do ścieku ,i podejśc go jakoś od tyłu i prosic innych o pomoc. Czekanie ze braknie mu amunicji , jest bzdurą bo takich okupantów dziś wspiera cały świat. Iść na bagnety - heroiczny debilizm. Chwilowo uciec i czekać na korzystną sytuacje tylko takie wyjście widzę. Ale jak się dopadne do granatów to .........zrobię porządek :lol: I nie żeby mściwy , czy sprawiedliwy, ot tak!

Anonymous - 2014-06-26, 01:08

Dabo,
W jakis spsób zona cię tymi rakietami ostrzeliwuje?
Z tego co pisałeś wcześniej żona ma swoje życie i ciebie nie przesladuje, ponadto nie utrudnia kontaktu z dzieckiem.
Niektórzy ojcowie koczują w samochodzie pod sądem, aby wywalczyć prawo do widzenia dziecka, a ty mimo iż walczyć nie musisz podnosisz ręce do góry i krzyczysz "nie strzelać" choć nikt nie strzela.

Anonymous - 2014-06-26, 09:27

Czy mówimy o tym samym okopie? Okopie strachu? W okopie żyje sie bo sie musi, bo człowiek nie chce być zraniony, i jak walą te rakiety to faktycznie lepiej tam posiedzieć, ale jak juz nie walą, to po co tam siedzieć. Przecież życie poza nim jest piękne...bo rakieta zawsze może uderzyć...głupi strach...
Dabo wydaje mi się, że Twoja żona jest na zupełnie innym froncie i wcale nie siedzi w okopie. Siedzi w kwaterze głównej i zarządza swoim życiem bez strachu...może się myle, bo nie znam do końca historii. Ale moglibyśmy tak snuć porównania godzinami :)



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group