To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Nie chce żyć w strachu

Anonymous - 2014-05-28, 13:59

złamana napisał/a:
Dzisiaj uważam, że sama powinnam z nimi rozmawiać i wprost wyjaśniać w czym upatruję problem. Oni byliby w stanie oddzielić słowa syna od tych, które są związane z moim niegodzeniem się na określone zachowania.

O to to. Mi takie samo coś wyszło ostatnio na krokach. Plus to, że przerzucając na męża prośbę/obowiązek rozmowy z jego rodzicami o pewnych bolących sprawach, zamieszczałam tam element manipulacji względem męża. Teraz z moją świadomością i też chyba większą pewnością siebie przynajmniej część spraw załatwiałabym sama.

Anonymous - 2014-05-28, 18:51

Samboja, masz 2 różne postawy opisane - w jednej Ty idziesz rozmawiać z teściową, w drugiej Twój mąż. Masz wiedzę, co się u Was dzieje, znasz szczegóły, któych my, przez formę bycia tutaj, oczywiście nie znamy - wierzę, że będziesz umiała podjąć decyzję sama co będzie lepsze. Powodzenia
Anonymous - 2014-05-28, 19:11

Taka mała informacja z innej beczki:

Audycja o Sycharze w tej chwili w radiu DOXA online: http://doxa.fm/audycje/koleje-zycia/

W audycji bierze udział Marzena, Aniela i Bożena z Ogniska w Opolu

Anonymous - 2014-06-05, 11:49

Doznaje miłości, wzrastam, pracuje, ujarzmiam krokodyla ;) wciąż jednak jestem zawieszona i z Bogiem nie do końca poukładana. Bardzo chciałabym, abyśmy oboje z mężem wspólnie uczyli dzieci bożego życia i ku temu grunt jest. Ot choćby historia z dziś: moja najstarsza córcia, zabrała do przedszkola dwie biblie dla dzieci, bardzo lubi je oglądać, i ze wszystkich historii tam zaprezentowanych wybrała tą, która jest mi bliska, po to ona zmieniła moje podejście do siebie, aby nie dać sie ranić, aby stawiać granicę na zło i nie milczeć, co miałam w zwyczaju...opowiedziała o kupcach handlujących w świątyni...nie mogę tego przemilczeć...czuje, że Bóg sie o mnie upomina...czuje też ogromną odpowiedzialność i obawiam się, że samej będzie mi ciężko...mieliśmy też z mężem okazję skonfrontować nasze poglądy i podejście do wiary (jako zadanie domowe z terapii ;), i okazuje się, że nawet jeśli o tym nie rozmawiamy, to wiemy o sobie, co kto myśli...mąż jak to określił, doznałam swego rodzaju nawrócenia, czuję, że przekroczyłam jakąś granicę, a mąż został po drugiej stronie, choć jest dobrym człowiekiem, dekalog mu nie obcy, to nie jest tam gdzie ja...i jest mi z tego powodu przykro, ale wiem, ze to nie jest łatwe, mi to zajęło 18 lat a juz wiem, nie nastąpiło by nigdy, gdyby nie rów mariański do jakiego wpadłam.
Anonymous - 2014-06-13, 14:09

Samboja odnosząc się do tego co napisałaś w wątku Berlingo: Skoro tak to bardziej Cię rozumiem.
Nie dośc,że zaufanie nie do konca odbudowane,co przecież nie trwa tydzien czy miesiąc to jeszcze aktualne kłamsewka je podkopują.
Odbieram Cię jako osobę,która nie znosi obłudy. Pewnie tym gorzej znosisz nieszczerość ze strony najbliższej osoby. Zresztą kto z nas lubi byc okłamywany?
Najgorsze za Wami ,teraz powinnaś cieszyć się z tego co dobre w Twoim małżenstwie i w miarę możliwości wpływać na męża np. kiedy jesteście blisko,a na pewno sa takie chwile bliższych rozmów staraj się spokojnie mu mówić o tym co podważa Twoje zaufanie.Bez nachalności i niepotrzebnego napięcia tylko tak żeby "usłyszał".

Anonymous - 2014-06-13, 21:16

Anito,
Bije się w pierś, ale cała nasza historia, to od początku kłamstwa męża, czy jak zwał ukrywanie prawdy, ze strachu. Mąż zawsze boi się mojej reakcji, i tak jak na początku cedził mi całą prawdę przez 5 miesięcy, to ze strachu, że jak się dowiem całości to go zostawie...wiedzial na co mnie stać...radyklanie podchodziłam do kwestii zdrady, a prawda o mnie okazała sie zupełnie inna. Teraz zbieram żniwo, mąż boi się mi zaufać i przyznać do błędu lub do jakiejs decyzji, bo jestem radykałem, piekle sie i wściekam nie budując w ten sposób atmosfery zrozumienia, jestem emocjonalna za bardzo i rozum przychodzi mi po czasie. Mąż rozumie, że jak będzie mnie oszukiwał, to nic z tego nie wyjdzie, sam widzi, jak mi to nogi podcina, rozmawiamy, a ja wiem, że będzie mu sie to jeszcze zdarzało, bo tez musi nauczyć się, że ja nie gryzę i przyjmuję go z jego błędami...no poza kolejną zdradą, która nie może mieć miejsca, bo ja tego już nie przeżyje drugi raz. Przy ostatnim odkryciu powiedziałam mu, że jesli znów mnie okłamie, bo mi nie chodzi o popełninie błędu, bo przecież może sie przyznać, chodzi o sytuacje, gdy coś samo wychodzi, czyli wpadka, to ja się zdystansuje emocjonalnie, bo mnie to za bardzo niszczy. I mówiłam mu spokojnie z troską, wskazując w ten sposób, że to jest naturalna konsekwencja jego wyboru i musi sie z tym liczyć, że tak może być. Nawet jak tego nie chce, to i tak takei dystanowanie się pojawia, tak jakby mój mózg sam sie izolował, gdy sobie to uświadamiam, musze pracować nad sobą, by go nie skreślać, bo znów okłamał, bo kłamstwa te choć znacznie rujnują moje zaufanie, wątłe, to dotyczą błahych spraw, ale to nie ma znaczenia, bo są.
Nie wiem, to jakiś zawiły mechanizm, któremu ulegam, moje zuafnie się buduje, a po kłamstewku potrząsa nim, ale nie rujnuje. Tak jakby cały proces wyglądał 10 kroków to przodu, 5 do tyłu i tak od 8 miesięcy...

Anonymous - 2014-06-17, 20:00

Ale przeciez bywają i dobre dni?
Anonymous - 2014-06-17, 21:23

Gdybym miała opisać naukowo, to w zasadzie jadę po sinusoidzie, ale tak są te dobre dni i ich żałujemy, że minęły. Na szczęście jest juz myślenie w stylu, jak nie będę kłamał, to nie będzie gorszych chwil, musze zatem nieco więcej myśleć...ja chętnie skorzystam...ale przestałam sie spinać, to nie mi ma zależeć na zaufaniu, bo ja sobie go sama nie zainstaluje z płyty. Myślę, że ostatni dołek sie juz kończy :) Trzeba teraz robic kroki do przodu ;)
Moja refleksja jest taka: odbudowywanie zaufania to najtrudniejsza rzecz, jaką mi przyszło robić. Mówią, że to możliwe, zakładam, że tak.

Anonymous - 2014-06-23, 12:44

Chciałabym sie znów podzielić z Wami. Miałam ostatnio zjazd, prawie znów straciłam nadzieje, ale udało się. Nie należę do osób, które sobie radzą, a może ta sprawa jest po prostu tak trudna, ale pozbierałam się. Ponownie zmiana musiała nastąpić we mnie, wymaganie tego od drugiej osoby wywoływało tylko frustrację. Ona znikneła, bo przestałam oczekiwać, że pomoc w moim problemie przyjdzie z zewnątrz, skoro to ja sama jestem przyczyną nieszczęścia i tylko ja mogę być przyczyną szczęścia. Nie potrafię wybaczyć, ze strachu. Nie potrafię uznać ludzkiej ułomności, że ktoś popełnił błąd i że błędy sie zdarzają, ale rzadko i raczej nie powtarzają, jeśli ktoś wyciągnie z nich lekcję. Wciąż wracam do zdarzeń, ale unieszczęsliwia to mnie i nasza relację i staje sie on przykra. Pożegnałam sie krokodylem, bo bardzo mnie i męża męczył. Ciągle za mało, za mało miłości, a przecież wiemy, że to uzależnienie woła o swój narkotyk. I uczepiłam się słowa, od którego zaczęłam znów zmianę myślenia (prostowanie mózgu w dobrą stronę).

To słowo to przykrość. Czynimy swoje małżeństwa takimi miejscami, przykrymi. Nic dziwnego, że nikt nie chce w nich być, my sami także, sami jesteśmy bardzo przykrymi osobami: narzekamy, krytykujemy, wszystko jest czarna, są same problemy, same przeszkody, same nie tak, jak ma być, jestśmy marudami, malkontentami, smutasami, nerwusami, gniewusami, skupionymi na sobie samolubami, kazdy karmi swoje przykrości i wkłada je do relacji a relacja staje sie przykra.

Nie wiem co z tego wyjdzie, ale usuwam przykrości: ma być radość, pozytywne myślenie, usmiech, szukanie rozwiązań a nie problemów, panowanie nad swoimi przykrymi zachowaniami na rzecz przyjemnych....nie chce byc przykra juz nigdy więcej.

Wiem, też że jedni radza sobie lepiej, inni gorzej, akceptuje czas, czas nie na czekanie, a na zmiany, na pracę, mozolną pracę nad sobą, pozbywanie sie przykrości to żmudna praca. Cieszę się, że mogę sie dzielić z Wami moim ponownym powstaniem z podłogi, wiem, że upadnę nie raz, ale kto powiedział, że droga do uzdrowienia jest prosta i z górki ;)

I siedzą Anioły na drzewie, machając nogami i drapią sie po głowie i mówią: "A mówiłem Ci, że wstanie? Ona tak ma. Musi popłakać, porozpaczać, a jak wyschną jej łzy, to wstaje". "Ano, mówi drugi, czerpie siłę z miłości"

Anonymous - 2014-06-23, 13:04

Samboja :mrgreen:
Anonymous - 2014-06-23, 15:42

Samboja napisał/a:
To słowo to przykrość. Czynimy swoje małżeństwa takimi miejscami, przykrymi. Nic dziwnego, że nikt nie chce w nich być, my sami także, sami jesteśmy bardzo przykrymi osobami: narzekamy, krytykujemy, wszystko jest czarna, są same problemy, same przeszkody, same nie tak, jak ma być, jestśmy marudami, malkontentami, smutasami, nerwusami, gniewusami, skupionymi na sobie samolubami, kazdy karmi swoje przykrości i wkłada je do relacji a relacja staje sie przykra.



Nie wiem co z tego wyjdzie, ale usuwam przykrości: ma być radość, pozytywne myślenie, usmiech, szukanie rozwiązań a nie problemów, panowanie nad swoimi przykrymi zachowaniami na rzecz przyjemnych....nie chce byc przykra juz nigdy więcej.


Samboja najpierw trzeba chcieć-by potem to mieć.

To tak jak z moim małżeństwem -weszła kiedyś żona do okopów i wciąż tam siedzi.
Nie ważne że na zewnątrz już wiele razy ogłaszano
KONIEC WOJNY
siedzi w tym okopie i nie wierzy że faktycznie koniec wojny.
No właśnie wiara?
od tego wszystko się zaczyna
wierze w Boga-a skoro wierzę to przyjmuje że ma dla mnie dobry plan,bo nie skrzywdzi.
Wierząc w Boga powoli zaczynam mieć wiare w innych ludzi-a przeca ten mąz to też ten inny ludż.
Ufając Bogu mogę uczyć się zaufania do innych i tu znów ten mąz to wszak z tych innych.
I tak drepcząc powracamy do punktu wyjścia aby to wszystko mieć-trzeba chcieć.

A kto może to zechcieć -jak nie żona sama.

Inaczej to powstaje DEJA VU(powrót w ten sam punkt)
Nie pozwól sobie na takowe błędy-bo ja zawsze powtarzam szkoda życia na straty
Przeleciało nam przez palce już osiem lat i nie zapowiada się lepiej i optymistyczniej.
Warto???
dla mnie nie
a jak żona??
tego nie wiem
ale -jeżeli nie ma planów o nowej miłości, nie ma planów na nowy związek
to szkoda marnować czas
to moje zdanie-a zona wciąż w okopach
Poczytaj.. podumaj i sama zobacz czy warto na siłę zamrażać serce i się samoograniczac
pozdrawiam

Anonymous - 2014-06-23, 20:11

DHL1,
Nie wiem czy Cię dobrze zrozumiałam, ale ja nie robie nić świadomie, dzieje sie to samo...znaczy dzieje sie coś, co zamiast budować rujnuje moje zaufanie i serce - wnętrze reaguje wycofaniem, naturalnie strach przed zranieniem...to dzieje sie samo...decyzję o wyjściu z tego stanu podejmuje sama jednak, tak obrazowo, sama decyduje wyjśc z okopów, ale każdy mały strzał, choćby petarda niewinna często mnie do nich wpędza...i trzeba się nauczyć, że jedna petarda nie oznacza od razu całej artylerii...

Nirwana, na fali ;) oby juz na dłużej.

Anonymous - 2014-06-24, 09:51

Samboja napisał/a:
Ponownie zmiana musiała nastąpić we mnie, wymaganie tego od drugiej osoby wywoływało tylko frustrację. Ona znikneła, bo przestałam oczekiwać, że pomoc w moim problemie przyjdzie z zewnątrz, skoro to ja sama jestem przyczyną nieszczęścia i tylko ja mogę być przyczyną szczęścia. [...]
Nie wiem co z tego wyjdzie, ale usuwam przykrości: ma być radość, pozytywne myślenie, usmiech, szukanie rozwiązań a nie problemów, panowanie nad swoimi przykrymi zachowaniami na rzecz przyjemnych....

Czuję dokładnie tak samo! :-)
Ach, jak pięknie ubrałaś w słowa wszystko to, co ja noszę w sobie i staram się (wciąż i wciąż na nowo) wcielać w życie każdego dnia. To taka mozolna praca, ale z czasem staje się coraz łatwiejsza :-)

Anonymous - 2014-06-24, 20:34

Ja też,

Coraz bardziej dociera do mnie, że to nie tylko naprawa relacji małżeńskich w stylu pogadajmy o naszych potrzebach, problemach a po sesji chodźmy na kieliszek wina. Gdy zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę masz poważny problem ze sobą i ta druga osoba nie może pomóc, kierujesz się do siebie i zadajesz pytanie: To już będzie tak zawsze? Ja tak nie chce, chcę to zmienić. A ta zmiana to dojrzewanie. Jabłkom zajmuje to blisko 3 miesiące, a człowiek czasem musi latami...i jak jabłko czerpie ze słońca energię, my musimy w myślenia.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group