To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Nie chce żyć w strachu

Anonymous - 2014-05-05, 20:09

Zgadzam się z bosą, ze warto przeczytać wypowiedzi Swallow. Jednak nie tylko w temacie tej jednej użytkowniczki, o której bosa wspomniała, ale wszystkie, dlatego przesyłam Wam linka do jej wypowiedzi, w róznych tematach, w które również miożna wejść i przeczytać kontekst tych wypowiedzi.
Myślę, że warto.

http://www.kryzys.org/arc..._author=Swallow


Pozdrawiam

Anonymous - 2014-05-05, 22:35

Przepraszam że w tym wątku, ale czy zauważyliście że te cenzurowanie irytuje. Toć ze zwykłego ludzkiego podjeścia do sprawy, ludzi w nerwicę żołądka można wprowadzić albo i gorzej nikotynizm, lub alkoholizm.
To nie jest zdrowe.!!!!!

Anonymous - 2014-05-06, 06:37

Zgadza się, Dabo, to nie jest zdrowe. Podejście. Irytuje Ciebie coś. I tylko Ty masz na tę irytację wpływ :->
Anonymous - 2014-05-06, 20:50

Witajcie,
Troche sie ogarnelam...napisala do mnie Tiliana i postawila mnie na stary tor, musialam z niego zejsc nieco, wrocic do czekania na ruch. Uzmyslowila mi, ze nic nie musze tak naprawde. Nie jestem w stanie niczego przyspieszyc sprawic by sie stalo, zaufanie sie buduje, nagle sie nie stanie to musi trwac, i nie bardzo mam przeciez na to wpływ, oboje znamy zasady gry...
wczoraj mialam znow inna postawe, potrafilam powiedziec mezowi, ze zgadzam sie z nasza terapeutka, ze samo chodzenie raz na dwa tygodnie na godzine terapii nie wystarczy, do terapii trzeba wracac, rozmawiac, zastanawiac sie...wygladal na takiego, kotry przyjmuje moj punkt widzenia, ale nie wiem co tam ma w glowie, nie raczy czasem mowic...ale stara sie...jak umie.
Gdy sie tak znow odcielam, nabralam dystansu, zajelam sie soba, nagle maz chce buziaki, zapytuje co robimy...dziwne to, ale działa, ale ja nie chce żeby dzialało, tylko chce miec swoje zycie z powrotem...takie naiwne, głupie, z wiara w wiernosc a nie takie smutne, pełne obrazow....ale za to jakie bogate, jestem jak chodząca mądrosc "uczcie sie na moich błedach" posiadlam madrosc przez bol...tak mi przykro na sama mysl o sobie, jak widza mnie inni znajomi, jak im jest zal, ze tak sie dalam zrobic i jeszcze z nim jestem...no tak...ciezko to pojac tym, co dzieci nie maja...a jak kocham moje dzieci i chce dla nich jak najlepiej...ciezko zrozumiec tym, co sie rozwodza, nie ta to inna...ja tak nie chce...
Lila83, mysle ze to naturlane, ze moja historia jest ci bliska, wszak nie chodzi o to co dokladnie sie stalo, ile ich bylo, co z nimi wyprawiali, czy byl to hazard, czy kochanki, czy kłamstwa...to wszystko wrzuca sie to miskera i miksuje sie i robi sie z tego czarna gesta papka, ktora trzeba wypic, to bol z powodu zatraconego zaufania, zlamanego serca, swiadomosci, ze ktos kto nas kocha tak bardzo o nas nie mysli i nas rani...i gdy kiedys do Ciebie pisałam nie wiedzialam jeszcze całej prawdy, szybko sie zebrałam, teraz uderzona prawdziwa rzeczywistoscia czasem sie zastanawiam jak mozna w niej byc, skoro jest tak okropna...nie wiem co przyniesie przyszlosc...zyje chwila.
Dziękuje Wam za Swallow. Szukałam jej. Silna kobieta, wiara ją uratowała. Przestala pisac tuz przed tym jak przyszlam. Bede czytac, musze popracowac nad soba...nic nie musze, chce.

Anonymous - 2014-05-06, 20:56

Samboja napisał/a:
nic nie musze, chce


Tak i to jest włąściwa postawa.

Anonymous - 2014-05-13, 12:13

Melduje, że obrałam kurs na odbudowę i odnowę. Wróciłam ostatecznie i całkowice do pracy, moi znajomi już nie bardzo są zainteresowani moimi "przeżyciami", dawno sie chyba otrząsnęli, mnie to zajęło więcej czasu, z racji tego, że to moje "bagienko" było. Jeśli mogę się podzielić z Wami, tym w co wierze, to będę wdzięczna, bo mnie od środka ciśnie:
Sami sobie taki los zgotowaliśmy naszymi decyzjami i postępowaniem, świadomie lub nie, jak sie pokiełbasiło w zyciu, to na pewni nie przez to, że żyliśmy w zgodzie z dekalogiem. Zawsze jest szansa dla wszystkich, trzeba tylko chciec z niej skorzystać. I Ci co wybrali drogę odbudowy napotkaja na trudności. Ale tylko Ci, którzy wiedzą, że choc droga trudna, to tylką taką można dojść do celu. Dojdą do końca tylko najwytrwalsi. i gdy kończą sie siły, to właśnie wtedy trzeba wziąć dodatkowy oddech i powiedzieć sobie: jeszcze jeden zakręt, jeszcze jedno podejście w drodze do góry, to jest ten czas, gdy nie wolno sie poddać. A i wiedzą, że będzie jeszcze ciężej, i są gotowi na każde poświęcenie, nie boja się i to daje im siłę.
Wiem, że dla kogos z boku brzmie jak potłuczona (ludzi z poza forum), zawsze mnie uważano za dziwną, bo wierzyłam w ideały, ciągnęłam za soba innych, zawsze byłam natchniona siłą, od uderzenia kijem w tył głowy nieco mnie tej siły pozbawiono, ale nie tak łatwo człowieka mocnej wiary zbic z pantałyku: próbowano mi wmócić, że lepiej sie rozwieść, próbowano powiedzieć, że ludzie sie nie zmieniają, próbowano pokazać, że walka to strata czasu. Cieszę się, że trwałam przy swoim i nigdy nie straciłam wiary, w to co wierze. Wierze w dobro w każdym człowieku, wierze, że każdy zasługuje na szacunek i miłość, wierze, że ludzie się gubią, że błądzą w mroku. Nie ma we mnie nienawiści do drugiego człowieka, wiele współczucia, szczególnie do tych, którzy mnie ranią. Jezus mnie uratował swoja postawą...zszedł na ziemie 2000 lat temu, żeby mi pół roku temu pomóc.
Już po raz drugi dziekuję za wsparcie, po drugim uderzeniu wstać ciężej, ale udało się. Tym razem nieco zweryfikowałam rzeczywistość, nie spieszno mi tak, na wszystko jest czas, ważny jest dobrze obrany kierunek, ciężka praca, i nigdy nie tracić wiary i nadziei.

Już wiele razy pisałam, że nie umiem sie modlić, robię to po swojemu, oto moja modlitwa za Was.
Panie, otocz miłością zagubionych i wskaż im drogę, wesprzyj słabych, napełnij nadzieją i wiarą serca, dodaj sił do walki.
Panie, wybacz mi moje słabości, wybacz zwątpienia i utratę sił.
Panie, ześlij wszelkie łaski dla dobrych ludzi, umocnij ich w dążeniu, a zagubionym podaj dłoń. Niech wszystkie boże małżeństwa staną przed Twym obliczem, niepokonane.
Amen.

[ Dodano: 2014-05-13, 12:28 ]
I zapomniałam napisać o najważniejszym, tak bardzo już jest nieistotny...nie musze już życ w strachu...sobie tak gdzieś maciupki siedzi, taki maluszek, przywalony przygnieciony, że wcale go nie czuć...gdy próbuje sobie "pośmierdywać" lekkim ruchem ręki rozganiam udając, że nic nie zauważyłam...już tak wiele zniszczył, czas był go w końcu unieszkodliwić...;)

Anonymous - 2014-05-13, 13:03

Samboja,trzymaj się dzielnie,jesteś mądrą kobietą..............masz moją modlitwę...........pozdrawiam,Szymon.
Anonymous - 2014-05-13, 13:44

Samboja napisał/a:
Już wiele razy pisałam, że nie umiem sie modlić, robię to po swojemu, oto moja modlitwa za Was.
Panie, otocz miłością zagubionych i wskaż im drogę, wesprzyj słabych, napełnij nadzieją i wiarą serca, dodaj sił do walki.
Panie, wybacz mi moje słabości, wybacz zwątpienia i utratę sił.
Panie, ześlij wszelkie łaski dla dobrych ludzi, umocnij ich w dążeniu, a zagubionym podaj dłoń. Niech wszystkie boże małżeństwa staną przed Twym obliczem, niepokonane.
Amen.


i Ty piszesz , że nie umiesz się modlić ??
:mrgreen:

Anonymous - 2014-05-13, 14:50

Samboja napisał/a:

Panie, otocz miłością zagubionych i wskaż im drogę, wesprzyj słabych, napełnij nadzieją i wiarą serca, dodaj sił do walki.
Panie, wybacz mi moje słabości, wybacz zwątpienia i utratę sił.
Panie, ześlij wszelkie łaski dla dobrych ludzi, umocnij ich w dążeniu, a zagubionym podaj dłoń. Niech wszystkie boże małżeństwa staną przed Twym obliczem, niepokonane.


Samboja, dziękuję za tę piękną modlitwę. I Mirakulum, za wyodrębnienie jej z wpisu autorki. Piękne słowa. Pozwoliłam sobie przepisać i zdaje mi się, że będę często się tą modlitwą wspierać..

Podziwiam Cię, i całym sercem wspieram Wasze starania.

Anonymous - 2014-05-14, 22:58

Dziękuje za ciepłe słowa :)
Anonymous - 2014-05-27, 10:59

Witajcie,
Nie o strach chodzi, nie o narzekanie na męża, bo z radością Wam donoszę, że dopiero teraz widzę, że nasze małżeństwo się pieknie rozwija, praca oczywiście cały czas trwa. Ostatnio życie daje mi wycisk, nie jest lekko i szukam tu nieco otuchy. Moja mama jak byc może pamiętacie walczy w z rakiem. Okazało się, że leki, które miały zadziałać nie zadziałały, teraz ma kolejne. Jak te nie zadziałają, to będzie już to przypadek kliniczny czyli leczenie wszystkim po kolei aż skończą się możliwości. Wiadome, co potem. Czekanie na koniec. W tej sytuacji mama jest ze mną, bo tylko ja mam możliwośc się nia zająć, jest słaba, potrzebuje opieki. Ale dlaczego pisze o tym. Bo jest ktoś kto tego chyba nie aprobuje. Moja teściowa od samego początku nie pochwalała naszej dyzycji, ze mama zamieszka z nami, z rozmów mojej mamy i tesciowej wynika, że nie bardzo jej się widzi, że ja będę sie zajmować moją mamą, jak się jej bardzo pogorszy aż do końca. Moja teściowa ma jakiś problem, moja rodzina nie jest taka jak jej, jest w niej chory psychicznie ojciec, chora na rak matka, brat który przez to jakie miał dzieciństwo nie bardzo sobie radzi, siostra na emigracji i ja matka polka, którą zdradził mąż. Moja teściowa pomimo tego, że ma dobre serce, nie jest zła, to potrafi być wyniosła, nietaktowna, narzuca swoje zdania, uważa się za kogoś kto wie wszystko najlepiej i chce narzucać swój punt widzenia innym, jako ten właściwy. Jej syn, dawno się od niej odciął, miał dość dyrygowania i na przekór robi po swojemu, ja też nauczyłam się robić po swojemu.
Mówię sobię, że to co jej przeszkadza, to jest jej problem i nie powinnam sie tym przejmować, nie wyobrażam sobie innej sytuacji, żebym się mamą nie zajmowała, mój mąż mnie w tym wspiera, wie jaka jestem, tak mnie wychowano, że matki i ojca nie można zostawić nigdy, bo taki mój obowiązek i tak okazuje swoją miłosc i wdzięczność.
Mam ochotę pojśc do tesciowej i powiedzieć jej, że nie chce już nigdy słyszeć jej uwag na temat mojego brata, czy tego co robie w zyciu, jest we mnie tyle żalu, moja mama nie czuje się dobrze w jej towarzystwie, mówi, że nie ma w tej kobiecie współczucia. Nie wiem, co mam robić, mój mąz też pyta czego od niego w tej sytuacji oczekuje, mówię, że chciałabym aby porozmawiał z nią, ale nie wiem co miałby jej powiedzieć. Co robić, stawiać granicę, czasem czuje, że nie traktuje mnie jak dorosłego człowieka, traktuje mnie jak dziecko, które ma 15 lat a ja mam 33. Nie mam z kim o tym pogadać, temat teściowej, powraca, przez pół roku nas wspierała bardzo, w sensie, że brała dzieci gdy my szliśmy na terapie, ale znów zaczyna się wtrącać. Czy czas na otwartą rozmowę i na stawianie granic? A co jak nie zrozumie naszej intencji. Wybaczcie, emocje, emocje, ale znacie mnie już trochę, muszę to z siebie wyrzucić. Moja postawa jest taka: pomimo tego jak jest, staram się nie mieć do niej negatywnych uczyć, bo muszę mieć z nią dobre relacje, szybko puszczam w niepamięć sytuację, nie odgryzam się, nie komentuje, zachowuje dystans. Ale czasem po prostu mam dość.
Co by powiedział Jezus?

Anonymous - 2014-05-27, 18:55

Samboja napisał/a:
Witajcie,
Nie o strach chodzi, nie o narzekanie na męża, bo z radością Wam donoszę, że dopiero teraz widzę, że nasze małżeństwo się pieknie rozwija, praca oczywiście cały czas trwa.
Chwała Panu

Samboja napisał/a:
Moja teściowa pomimo tego, że ma dobre serce, nie jest zła, to potrafi być wyniosła, nietaktowna, narzuca swoje zdania, uważa się za kogoś kto wie wszystko najlepiej i chce narzucać swój punt widzenia innym, jako ten właściwy. Jej syn, dawno się od niej odciął, miał dość dyrygowania i na przekór robi po swojemu, ja też nauczyłam się robić po swojemu.
Samboja, rozumiem, że jej syn to Twój mąż.
Jeśli tak, to cudnie. Wręcz mi się ciśnie na usta "gratulacje". Ileż to kryzysów jest przez nieodciętą pępowinę.

Napisałaś dalej
Samboja napisał/a:
Mam ochotę pojśc do tesciowej i powiedzieć jej, że nie chce już nigdy słyszeć jej uwag na temat mojego brata, czy tego co robie w zyciu, jest we mnie tyle żalu, moja mama nie czuje się dobrze w jej towarzystwie, mówi, że nie ma w tej kobiecie współczucia. Nie wiem, co mam robić, mój mąz też pyta czego od niego w tej sytuacji oczekuje, mówię, że chciałabym aby porozmawiał z nią, ale nie wiem co miałby jej powiedzieć.
Jak czytam co napisałaś, wnioskuję, że masz duże wsparcie męża. Ja bym, rzeczywiście, jego poprosiła o wsparcie i ewentualną rozmowę z jego mamą (a może on sam wymyśli jakiś sposób?).
Ja mam takie przekonanie (i taką praktykę w mojej rodzinie), że to dzieci rodzicom mówią o ważnych (w tym i trudnych) sprawach. Jestem przekonana, że od rodzonego dziecka inaczej się przyjmuje wiele rzeczy. Nawet tych najtrudniejszych.

Anonymous - 2014-05-28, 09:29

GosiuH
Tak, jej syn to mój mąż. Dziś trochę emocje opadły, ale wciąż mam poczucie że pozostawienie sprawy samej sobie nic nie da. Mój mąż nie rozmawia o takich sprawach z mamą, nawet po zdradach nie było rozmowy, przyszła do niego tylko i powiedziała, że nie zajmujemy się dziećmi jak trzeba. Nawet słowem nie wspomniała...tak to już jest. Nie mówi się o ważnych sprawach. Także nie widze tej rozmowy męza z teściową. Nie chce też naciskać, bo nie chce psuć nowo budowanych relacji. Wsparcie może i jest, w sensie, że nawet powiedział, że mu wstyd za swoją mamę, że wykazuje taką postawę. Ale nie ma wyrażnej potrzeby porozmawiać z nią. Moja teściowa boi się np, że leki, które bierze moja mama mają wpływ na dzieci, tz. że są toksyczne, a nie są, bo sprawdzaliśmy. Uważa także, że to bardzo dużo opiekować się chorą mamą i dziećmi i domem, tak jakby sugerowała, że mam mame nie wiem zostawić na pastwę ojca, który nie umie się nia zająć, bo ledwo sam o siebie zadba, jak się mu przypomni. Generalnie czuje, że musze się jej w jakiś sposób tłumaczyć ze swoich wyborów, a wcale przecież nie muszę, jestem dorosła i wiem jakie mam powinności, a jak ma z tym problem to jej problem. Czyż nie? Nie ma lekko :) jak widać. Ale i z tym sobie poradzę jakoś...jakoś...

Anonymous - 2014-05-28, 11:16

Samboja, mam całkowicie negatywne doświadczenia w relacji z teściową. I musiałam, niestety, zweryfikować swoje dotychczasowe poglądy, że to mąż powinien załatwiać i wyjaśniać sprawy ze swoimi rodzicami. W moim przypadku taka postawa spowodowała uznanie, że cokolwiek mąż próbował z rodzicami wyjaśniać, nawet sprawy, które o których nie miałam pojęcia, oni uznawali, że to moja inicjatywa zmierzająca do skonfliktowania ich wg zasady "jak miał 11 lat, tak się do nas nie odzywał". Dzisiaj uważam, że sama powinnam z nimi rozmawiać i wprost wyjaśniać w czym upatruję problem. Oni byliby w stanie oddzielić słowa syna od tych, które są związane z moim niegodzeniem się na określone zachowania.
Samboja, to Twój dom i Ty ustalasz zasady a nie teściowa. Dzisiaj Twoja mama potrzebuje pomocy i masz prawo jej tej pomocy udzielić, za chwilę taka sytuacja może dotyczyć przecież teściowej. Nie znam Waszych relacji ale może dobrze byłoby gdybyś TY z teściową porozmawiała, posłuchała co ma do powiedzenia, dopytała, co ma dokładnie na myśli. To w sumie fajne pytanie: "ale co ma mama dokładnie na myśli?". Albo "a dlaczego mówi mi to mama właśnie teraz?" - teściowa będzie musiała się skonfrontować się z własną intencją. Można też powtórzyć słowa teściowej "czyli uważa mama, że powinnam odmówić opieki nad swoją mamą?", "zdaniem mamy schorowany rodzic powinien sam się sobą zajmować?". Jakby mąż był przy tej rozmowie też byłoby dobrze. Nie musi nic mówić, jeżeli nie wie co i jak.
Moja koleżanka - teściowa, w sytuacji, w której syn przyszedł z zarzutem, że nie tak postąpiła z wnukiem, powiedziała " nie rozumiem o co ci synu chodzi, wydaje mi się, że to nie ty masz z tym problem tylko twoja żona, to proszę, żeby ona do mnie przyszła i porozmawiamy. Synowa przyszła, wyjaśniły sobie problem i jest dobrze. Syn jej tego nie potrafił wyjaśnić, w sumie miał tylko przekaz, że sobie czegoś tam nie życzą, co było dla teściowej niezrozumiałe, w jej ocenie nic złego nie zrobiła.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group