Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Teściowie oboje nie żyją. Matka zmarła w 2005 r a Ojciec półtora roku temu. Tak na prawdę poza bratem na dzień dzisiejszy nie utrzymuje Ona kontaktu ze swoją rodziną ponieważ ciągle były tam jakieś konflikty. Rozmawiałem dziś z jedną z koleżanek Żony i z tego co mówiła mi co moją żonę najbardziej we mnie bolało (widocznie dużo z nią rozmawiała) przerosło moje domysły. Podobno czuła sie odrzucona, z racji tego że sama pochodziła z rodziny praktycznie rozbitej przez alkohol nie rozumiała moich relacji z moimi rodzicami - czyli raczej normalnych. Podobno czuła się że tu nie pasuje. Poza tym była kwestia naszego starszego syna, gdzie podobno miała wrażenie że wszyscy o nim decydują a ona najmniej. Potwierdza się to że ja patrząc na to i mając za przykład raczej normalne małżeństwa nie miąłem pojęcia co ją tak na prawdę mogło boleć i tak na prawdę mogłem nie wiedzieć jak z Nią rozmawiać.... Psycholog mi mówił że życie z DDA nie należy do najłatwiejszych ale nie myślałem że aż tak bardzo.
Może faktycznie przez niezrozumienie potrzeb Żony (Ona niestety częściej o nich mówiła koleżankom aniżeli mi) nasze małżeństwo rozchodziło sie w dwie różne strony coraz bardziej. Tak na prawdę nie wiadomo co robić na dzień dzisiejszy, ale na pewno mogę bardziej pracować nad sobą, szukać rozwiązań, próbować pokazać Żonie że chcę się zmieniać własnie dla niej a nie tylko na chwilę, żeby tylko ją ściągnąć do siebie. Tak na prawdę to o ile coś z tego jeszcze wyjdzie to jest to budowanie zaufania i więzi tak na prawdę od początku...
Co do koleżanki, to poprzez swoją pracę dowiedziałem sie że od kogoś wyłudziła mieszkanie - czyli wynajęła i nie płaciła, innej osobie przesyłała jakieś pogróżki. Jednym słowem nie wygląda to zbyt ciekawie. Tym bardziej jestem pewny jej nieczystych intencji.
Co myślicie o tym, może należy iść na początek samemu do terapeuty rodzinnego i od tego zacząć, jednak wiem też jak patrzę obiektywnie (staram się) na całe to nasze małżeństwo to nie jest tak że to jest tylko moja wina że nie rozumiałem żony. Bo to co opisywałem juz wcześniej nie było działaniem z jej strony dla dobra rodziny.
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-16, 17:24
jak najbardziej słusznym jest zebys sam poszedł na terapie, to oprócz wymiernych korzyści w zrozumieniu siebie i zony będzie dobrze widziane w Sadzie
nie szukaj winnych kryzysu, szukaj odpowiedzialności za to co się stało, na siebie masz wpływ - na zone nie..........
i proszę Cie cokolwiek robisz rob dla SIEBIE, dla rozwoju i swiadomosci, nie dla zony, z tego co piszesz bardzo jest poraniona przez rodzine pierwotna, być może wchodzi w to jakas choroba psychiczna, nie czekaj na nia tylko sam bierz swoje zycie w SWOJE rece
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-16, 17:25
Tomku, oczywiście że wizyta u terapeuty rodzinnego b. Ci się przyda.
Ta sytuacja jest b. trudna, zapewne czujesz wielkie napięcie, zatem rady profesjonalisty będą w cenie.
Powinieneś zadbać teraz by być w jak najlepszej formie psychicznej, terapia także pozwoli uwolnić część napięc i spojrzeć na wasze problemy mniej emocjonalnie, na ile się da, rzecz jasna.
Dobre odżywianie, wystarczająca ilość snu - to także ważne aspekty.
Zacząć od siebie to dobry pomysł.
Tomek36 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-16, 18:01
Same widzicie jak ciężka i zawiła jest to sprawa. Człowiek nic nie robi tylko myśli nie mając pojęcia co na to druga strona. Najbardziej mnie boli to odcięcie od Dzieci, to zabiera najwiecej sił. Czy może znacie jakas dobrą poradnię małżeńską w warszawie? Będę wdzięczny za wszelkie podpowidzi.
Dabo [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-16, 19:15
Hey
Sie ziomek nie stresuj,tylko żonie powiedz że albo rybki albo akwarium,nie chce tak to do notariusza i intercyze pisać, bo sie zdziwisz jak koleżanka zony bedzie ci po stropie łazić. Ty garba dostaniesz od roboty, żona może i pochwali w końcu ,a zyska koleżanka żony. Są niestety i tacy ludzie.
Powiem po sobie . W myśl porad forumowiczów , po wyprowadzce żony urwałem kontakt. Jak sama życzyła - dałem jej spokój. Podziałało super fajnie. Oczywiście początki były trudne , bo telefon aż gniotłem w dłoni i miałem ochotę pisać i mówić wiiiiiiiiiiiiieeeeeeeeeeeeeellllllllllllleeeeeee niefajnych rzeczy.Cos tam się wymskneło niestety, jestem tylko facetem, ale generalnie milczenie złotem.
Dziś miałem tą niebywałą okazję,spędzić przecudne 3,5 min. na rozmowie z zoną-i nie ja dzwoniłem- i nie chodziło o miłości ,a o rachunki. Jak serce twarde i oporne to bozia w zyciu rachunkami ,sumienie poruszy. I kończy się cwaniactwo i gadanie o uczuciach, wakacjach i co tam koleżanki rozwódki doradzały- one same patrzą coś upolować żeby na nie robiło.
Trzymaj się Tomek dasz rady.
Jędrek [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-16, 20:06 Re: Jak namówić Żonę do powrotu???
Tomek36 napisał/a:
Wiadomo, jak to w małżeństwie prawda zawsze leży po środku..... .........Obawiam się że jak się zacznie sprawa i jak to zwykle bywa będziemy wyciągać największe działa to nie będzie już możliwości pojednania......
Ja przy rozprawach nie wyciągałem dział. I jeżeli będzie kolejna też nie będę wyciągał....tym bardziej.... pod koniec czwartego kroku.
oaza [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-16, 20:26 Re: Jak namówić Żonę do powrotu???
Jędrek napisał/a:
Tomek36 napisał/a:
Wiadomo, jak to w małżeństwie prawda zawsze leży po środku..... .........Obawiam się że jak się zacznie sprawa i jak to zwykle bywa będziemy wyciągać największe działa to nie będzie już możliwości pojednania......
Ja przy rozprawach nie wyciągałem dział. I jeżeli będzie kolejna też nie będę wyciągał....
Tomku,to raczej pewne,że żona będzie wyciągała brudy.Za Nią nie możesz odpowiadać. Pytanie, jak ty postąpisz?
Ja podobnie,jak Jędrek tylko się broniłam przed oskarżeniami (na marginesie wyssanymi z palca).Ze strony męża były słowa, z mojej odpowiedzią konkretne dowody na te zarzuty.
Zastanawia mnie ta koleżanka.Czy jesteś pewien,że jest tylko jedna.Bo tak na marginesie "pachnie"mi tu sektą.Na początku "bombardowanie"miłością,pomoc,odciągnięcie od rodziny,uzależniają od siebie, potem wyciągają "kasę",a gdy taki ktoś po pewnym czasie się opamięta i chce odejść,to m.in.pojawia się zastraszanie.
Oczywiście mogę się mylić.Moja wiedza jest typowo teoretyczna.
Tomek36 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-16, 20:46
Dziękuję Wam za słowa otuchy....
Co ciekawe skłaniam się ku zdaniu Oazy.... Czy to w przychodni gdzie koleżanka była z żoną i dziwnie się zachowywała, czy też niektórzy nasi znajomi po moich kilku zdaniach jak wygląda sprawa z tą koleżanką to pierwsze co powiedzieli że to sekta!!!!!
Ludzie po prostu mają takie odczucie bo to jest mało realne że ktoś aż tak bezinteresownie pomaga koleżance... Z resztą jeszcze dziś otrzymałem informację (uruchomiłem wszelkie znajomości) że ta koleżanka jest mocno szemraną osobą, znana wymiarowi sprawiedliwości i kto wie czy nie toczy się własnie wobec niej jakieś postępowanie. Jedno co jest pewne, osoby które o tym mówiły radziły jak najszybszą rozdzielność majątkową (nawet sądownie - wstecz) żeby nie było kłopotów.
Żona z resztą jak już ją gdzieś spotkałem na mieście to wszędzie z tą koleżanką a jak doszło do jakiejś wymiany zdań to patrzyła na nią jak na wyrocznię.
Co do tych dział to i tak nie ja je wyciągnąłem w sądzie. Takie rzeczy jakie przeczytałem o sobie w piśmie Żony to na prawde nogi sie ugięły. Niestety w swoim piśmie wystąpiłem o wyciągnięcie dokumentacji z leczenia depresji poporodowej, opinię biegłych pedagoga, psychologa i psychiatry. Przepraszam ale nie miałem innego wyjścia. Poza tym zostają mi świadkowie i dokumenty które będą obalać zdanie po zdaniu i tyle.
Ja i duża część naszych znajomych uważa że i tak przygoda z koleżanką skończy się bardzo szybko płaczem mojej Żony....
Dabo [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-16, 20:50
W tytule napisałeś : "jak namówić żonę do powrotu"
To słuchaj : nic nie rób a więcej zrobisz. Bynajmniej sam siebie nie pokrzywdzisz.
A wszystko co zrobisz na siłę, przeciw sobie zrobisz.
Odpuść jak umiesz a sama wróci- chyba???
Znasz te powiedzenie : jak kocha to wróci- jak świ.....a to żuci.
A tak poważnie to się pomódl bo to Wam pomoże i nawet nie wiesz jak mocno.
Pozdro.
Tomek36 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-16, 22:07
Dabo... Łatwiej powiedzieć a ciężej zrobić.... Modlę się cały czas o nas i nasze małżeństwo i to już od bardzo dawna. Mam nadzieję że wszystko dobrze się ułoży. Najgorsze jednak jest to granie dziećmi.... Chociażby w tej kwestii musze się do niej odzywać.
Dabo [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-17, 05:27
Tomek36 napisał/a:
Chociażby w tej kwestii musze się do niej odzywać.
Dobrze powiedziane- odzywać.
U mnie to też jest ozdywanie,na rozmowe to raczej nie liczę, a nawet chyba i nie chcę.
Elżbieta1974 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-17, 06:29
Dabo, czy w Twoich postach nie za dużo jest oskarżeń Żony???
Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień.
Rzucasz kamieniami w Żone bez opamiętania, czy jesteś bez winy?
Pogody Ducha
awe59 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-17, 21:52
oaza napisał/a:
Bo tak na marginesie "pachnie"mi tu sektą.
dokładnie tak sobie pomyślalam jak czytałam pierwszy raz, ale myślałam, ze może mam jekieś skrzywienie i lepiej sie nie odzywać ale widze że nie jestem sama w takim mysleniu
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.