Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Nadzieja umiera ostatnia...
Autor Wiadomość
majola
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-25, 08:15   

Bety,
byłam wczoraj na wieczornej mszy i wiesz co, wiecie co? Przed mszą było nabożeństwo, nawet nie wiem jakie, ja nawet nie pamiętam o co prosiłam. Zaczęła się msza i jakoś spłynął na mnie w jednej chwili taki spokój. Siedziałam wsłuchana w czytania o tym jak Bóg nas karci i co to ma na celu. Bardzo mądre kazanie i słowa księdza "kogo Bóg miłuje, tego Bóg krzyżuje". I we mnie jakaś taka radość. Nie wiem czemu i jak. Po prostu poczułam się radosna i spokojna. Ewangelia o tym byśmy próbowali przejść przez ciasne drzwi, do których droga jest wąska i niewygodna, trudna. I poczułam, że przecież ja idę dobrą drogą. Przecież uwielbiam chodzić po górach, choć to męczące i tyle wysiłku trzeba w to włożyć. Ale jaka potem satysfakcja, jakie widoki i jaka radość z osiągniętego celu. No i odpoczynek na szczycie. Ale trzeba wiedzieć jak iść, trzeba się trzymać pewnych zasad, żeby nie paść w połowie drogi, żeby dojść na szczyt, albo chociaż do tego punktu do którego chcemy dojść. To podobnie jak z tą naszą drogą do nieba. Może w górach widoki po drodze lepsze niż w naszej codzienności.
Zrozumiałam, że idę dobrą drogą. A mój mąż i ona? Zrobili mi krzywdę, ale sobie większą patrząc z perspektywy wieczności. Bóg się o mnie upomniał tak jak napisała Bety. I z tego powinnam się cieszyć. Straciłam z oczu Boga i szłam ślepo za moim mężem, nie zwracając uwagi, że schodzę ze szlaku. Mąż mnie zostawił samą w lesie, a Bóg mnie wołał z głównej drogi i idąc za Jego głosem wróciłam na dobrą ścieżkę. A żeby tam dojść musiałam wyjść z tych chaszczy, no to i się o nie poraniłam.
Inna sprawa. Chciałam bardzo porozmawiać z moim mężem. I tak jakby Ktoś zadał mi wczoraj pytanie - o czym chcesz z nim rozmawiać? Co chcesz mu powiedzieć? I ja w tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie wiem. Nie wiem co miałabym mu powiedzieć. Przecież jego nic teraz nie interesuje. Dla niego nie ma znaczenia to, że ja dotrzymam przysięgi, a on pozbawia mnie możliwości posiadania rodziny. Powiedziałby pewnie "twoja sprawa, twój wybór". Jak miałabym odbudować małżeństwo z człowiekiem, który nie rozumie znaczenia przysięgi małżeńskiej. Dla którego widocznie ona nie miała większego znaczenia, skoro tak szybko o niej zapomniał. Skoro uznał, że wcale go ona do niczego nie zobowiązuje. Na moje argumenty przed rozwodem, że przecież przysięgał "aż do śmierci" a nie "dopóki będzie fajnie" jego argument był "a ty przysięgałaś uczciwość, a nie traktowałaś mnie jak męża, mężem się czułem przez miesiąc"... Ani w jego ani w moim podejściu nie było za grosz dojrzałości. Obok niego już czekało moje zastępstwo i to było dla niego najważniejsze.
Jak zbudować dom, małżeństwo z kimś, kto nie ma żadnych stałych zasad? Myślałam, że mój mąż choć nie wierzy w Boga, to ma zasady moralne. Ale chyba to też nie bardzo. Może głupi przykład, ale zawsze podkreślał, że między kumplami jest najważniejsza zasada, że NIGDY nie wiążemy się z "byłymi" kumpli. Kumple, przyjaciele to była dla niego "świętość". A tu co? Ta kobieta z którą on teraz jest, wcześniej była z jego przyjacielem! którego związek zresztą też rozbiła. Kręciła się wokół mojego męża, no ale że akurat byliśmy zupełnie świeżo po ślubie i mąż nie zwracał jeszcze większej uwagi na jej starania, to zajęła się tym drugim, bo akurat się w niej zakochał. I mojemu mężowi zwierzała się (jako jego przyjacielowi) że ona nie wie z zasadzie czy chce być z tamtym, jednocześnie wiedząc, że rozbija w tym samym czasie jego związek, że jego dziewczyna cierpi niesamowicie. Nawet mąż mi powiedział, że zdała mu pytanie czy gdyby nie miał żony to czy spróbowaliby razem :shock: I na moje "widzisz, mówiłam że jej chodzi o Ciebie a nie o niego, że to taka gra żeby Cię zmanipulować,, żeby się do Ciebie zbliżyć "na zwierzenia" jak to ona cierpi. Nie widzisz tego? To są babskie podchody na które Cię tyle razy uczulałam" mój mąż stwierdził, że nie widzi w tym pytaniu żadnego podtekstu i że to moje wymysły. Następnego dnia sam przyznał, że przemyślał to co powiedziałam i chyba faktycznie mam rację. Ale wydaje mi się, że mimo wszystko mu się to spodobało. Tak manipulowała, że mój mąż też zaczął się jej zwierzać z naszych problemów. Nie wiem kiedy i jak zaczęli być razem, wiem jednak że ten jego przyjaciel nie utrzymuje kontaktów z nimi dwoma. Ona osiągnęła swój cel. Po trupach. Może nie trupach, ale ofiary są co najmniej 3. Przyjaciel mojego męża, jego dziewczyna no i ja. I czy tacy ludzie mogą być szczęśliwi? Jak można być szczęśliwym raniąc do żywego po drodze tyle osób? Gdzie tu sprawiedliwość? A gdyby mój mąż miał zasady, nie dał by się w to wciągnąć. A on jeszcze twierdzi, że to on jest skrzywdzony przeze mnie. Że ja pozbawiłam go poczucia własnej wartości, a ona je odbudowała.
Więc doszłam do wniosku, że mój mąż nie ma żadnych zasad. Nie ma żadnych fundamentów na dzień dzisiejszy, na których moglibyśmy (teoretycznie, bo przecież on nie chce o tym słyszeć ani nawet ze mną gadać) odbudować małżeństwo. Jego jedyną zasadą, jedynym celem na dziś jest mniej więcej to o czym pisał Mateusz - zapewnienie szczęścia sobie i swojej kochance. Nie wiem gdzie tu sprawiedliwość, że tacy ludzie są szczęśliwi bez względu na to ile osób poranili. Ale nie mają wyrzutów sumienia, wydaje im się że są panami świata. Ich problem. Potem będzie "płacz i zgrzytanie zębów".

Otrzymałam tą łaskę, że to zrozumiałam. Zrozumiałam, że nie mogę wymagać od Boga żeby w tym momencie odrodził moje małżeństwo, bo po prostu nie ma ku temu podstaw.
Może kiedyś mój mąż też usłyszy to wołanie, kiedy zaczną do niego docierać inne odgłosy niż świergolenie komplementów przez jego kochankę. Choć wątpię. Moje wołanie i tak odbijało się echem.
Prawdopodobnie za jakiś czas znów zacznę się zastanawiać co oni tam w tych krzakach robią i będzie mnie korciło pójść sprawdzić. Muszę pamiętać, że i wchodzenie i wychodzenie z tych krzaków oznacza kolejne zadrapania i skaleczenia. Na swojej ścieżce też mogę skręcić kostkę, ale przynajmniej wiem gdzie idę i dokąd ta droga prowadzi i że Ktoś tam na mnie czeka i przygotowuje mi odpoczynek.
Może Bóg da, że nie będę musiała iść sama i mąż do mnie kiedyś dołączy. A jeśli nie to widocznie samotne maszerowanie bardziej mi posłuży.
 
     
katalotka72
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-25, 09:12   

majola,
mój maz skrzywdzil jeszcze większe grono najbliższych osob, mnie, 3 naszych dzieci, synowa, wnuczke (drugie w drodze), zięcia, moich Rodzicow, kochane Siostry, swoja rodzine chociaż przyklaskuje mu w zdradzie i rozbijaniu malzenstwa, jedna osoba potrafi narobić wiele zla - zawet nie wiedziałam, ze az tyle, lzy, rozpacz, zamykanie się w skorupkach, zlosc przechodzaca w agresje - po prostu wierzyc się nie chce.............
ale tak samo jak Ty odkryłam jak wiele do tej pory traciłam, w jakim bagienku kryzysu zylam, a zarazem jak wiele posiadam i jak trzeba Bogu za to dziekowac
maz odszedł - urodzila się wnuczka, kocham to poltoraroczne stworzenie nieziemsko, jak mowi do mnie "babi" to się rozplywam..... i jak nie dziekowac za to co mam - a mam tyle, ze czasem nie mam sily udzwignac.....
 
     
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2013-08-25, 09:37   

Dabo,
jak to nie wiedziałes o czym z Bogiem rozmwiać na masz o swoje małżenstwo?????
normalnie prosic, zebyście znów byli razem- proste!

Bóg jest Bogiem Miłosiernym (i bardzo lubi, gdy sie odwołujemy do Jego Miłoseirdzia- poczytaj Dzienniczki Faustyny, po coś są napisane), odwróci karę, jak bedziesz go prosił. Wcale nie znaczy, ze ta pokuta ma byc na całe zycie.
W Tobie miłośc do żony nie umarła, bo to sie czuje po Twoich wpisach. Mirakulum poradziła Ci, zebys nie układał sobie w głowie jak bedzie, kiedy i co (sąsiedzi, rodzina, .....) To juz sprawa Boga, Ty sie tylko otwórz na Jego łaskę... U nas w sasiedztwie jest takie młażenstwo, pewnego razu ona odeszła do kochanka, on załamany. Bardzo to z mezem przezywalismy, bo to fajne małżenstwo.... Po kilku miesiacach ona wróciła (on chyba nawet po nia pojechał do tego mieszkania gdzie mieszkała) i są razem. Nikt ich nie pytał co i jak- to ich sprawa. Raczej wszytscy wkoło sie ciesza ze im sie udało- to świadczy o ich mądrości i sile ich uczucia, ze "pokonali falę".

Ja modle się czesto modlitwami ze Starego Testamentu z Ks. Daniela- tam lud Bozy nieźle nabroił, Bóg sie rozgniewał, prosili wiec Boga o zmiłowanie, czynili pokutę i odwrócili karę.

[ Dodano: 2013-08-25, 10:40 ]
Ola,
no widzisz, jest krok do przodu
Jezu ufam Tobie
 
     
majola
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-10, 18:11   

Dni mijają, a ja się zamiast rozwijać to cofam....

W życiu straszna zawierucha. Problem z rodziną, o którym pisałam wcześniej tylko się bardziej pogmatwał zamiast rozwiązać i przeciąga się w nieskończoność i jakoś nadziei na zakończenie nie widać. Ja już opadam z sił.

Z mężem bez zmian. Zero kontaktu. Tydzień temu zdarzyła mi się taka sytuacja, że naprawdę mało brakowało, a byłabym już na tamtym świecie.Cudem w porę zjawiła się pomoc. Poinformowałam męża o tym kilka dni później smsem.Nic go to nie ruszyło. Nawet nie zapytał jak się czuję ani czy jestem w szpitalu.
Mam ostatnio tyle na głowie, że nie mam czasu nawet usiąść, a co za tym idzie nie miałam czasu za dużo myśleć. Ale jak już mi się zdarza, to czasem jestem na męża tak wściekła, że sobie myślę, że nie chcę go nigdy więcej widzieć i zapomnieć o nim, a czasem znów okropnie tęsknię. Choć nie boli już tak bardzo jak jeszcze miesiąc temu. Nie łudzę się, że mojego męża coś nagle natchnie, że się nawróci, że ma wyrzuty sumienia itp. Z tym już się pogodziłam, że dla niego nic nie znaczę ani ja, ani nasze małżeństwo. Najlepiej gdybym w ogóle nie istniała.

Buntuję się nadal. Powtarzam "niech się dzieje wola Twoja", ale mimo wszystko myślę sobie, że nie chcę być do końca życia sama dlatego, że ktoś kto mi przysięgał zmienił sobie zdanie. To niesprawiedliwe :( Modlę się, ale to bardziej takie "klepanie". 41 dzień Pompejańskiej. Nie wiem czy taka modlitwa ma sens. Ciągnę ją chyba tylko dlatego, żeby udowodnić że skończę, że wytrwam. Ale nie ma w tej mojej modlitwie nic głębszego.
Kurcze jestem młoda, chciałabym mieć rodzinę, "normalne życie", tak jak większość moich koleżanek. A ja nawet nie potrafię uwierzyć, że kiedykolwiek poczuję się szczęśliwa, już nawet nie ze względu na męża, ale tak po prostu. Wszystko wali mi się na głowę i nie widać żadnego światełka...
 
     
joanna83
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-15, 19:51   

Pomodlę się za Ciebie Kochana....... nie trać nadziei. Wiem, że ciężko ale spróbuj uwierzyć i nie opierać całego życia na jednej gałęzi. Jeszcze możesz być szczęśliwa. Musisz w to uwierzyć. Żyj teraźniejszością, nie myśl o tym, co będzie w przyszłości, bo tego nikt nie wie. Bóg działa sprytnie, nam brakuje wyobraźni.
 
     
tereska
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-15, 21:02   

Szukaj pokoju , dąż za nim a wszytko się ułoży, najpierw pokój w sobie, potem pokój w swoi otoczeniu.
 
     
majola
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-26, 20:08   

Dziękuję za modlitwę, na pewno się przyda, bo ja sama... no cóż.
Wczoraj skończyłam Pompejańską. Wytrwałam do końca. Ale moja wiara zamiast się pogłębić, to wręcz przeciwnie. Nie chodzi o to, że moja prośba nie została tu i teraz wysłuchana. Po prostu jakoś nic nie czuję. W ostatnim tygodniu Nowenny poczułam po prostu, że nic nie czuję do męża. Postanowiłam zadziałać w kierunku uznania nieważności małżeństwa. Nie chcę być do końca życia sama. Takie są u mnie owoce Nowenny Pompejańskiej. Albo ja nie umiem się modlić. Albo nie do końca wierzę, że ktoś tych modlitw w ogóle słucha. Sama nie wiem. Tak jak już wcześniej pisałam, to było raczej klepanie niż pełna wiary modlitwa. Strasznie mi ta Nowenna "ciążyła", a dokończyłam ją po to, żeby sobie udowodnić że wytrwam. Już w połowie czułam, że to bez sensu, bo modliłam się o powrót męża, a czułam, że nie chcę tego powrotu. Chcę mieć kogoś obok siebie, kto mnie przytuli kiedy tego potrzebuję itp. Ale nie tego człowieka.
Chciałam załatwić jeszcze jedną sprawę, finansową, która nas w jeszcze w jakiś sposób wiąże. Mąż jedynie mnie zbluzgał i olał. I to tylko potwierdziło we mnie decyzję o podjęciu kroków o unieważnienie małżeństwa.

Kiedyś przeczytałam takie zdanie "Zamiast wierzyć albo nie wierzyć, wątpię. I wątpienie jest moją religią". I ja tak się czułam zanim tu trafiłam i tak się czuję teraz...
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-26, 21:57   

majola napisał/a:
Chciałam załatwić jeszcze jedną sprawę, finansową, która nas w jeszcze w jakiś sposób wiąże. Mąż jedynie mnie zbluzgał i olał. I to tylko potwierdziło we mnie decyzję o podjęciu kroków o unieważnienie małżeństwa.


Warto o to walczyć?!!!

Życie z Jezusem może być dużo piękniejsze niż Ci się dzisiaj wydaje.
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-27, 00:08   

w.z. napisał/a:
majola napisał/a:
Chciałam załatwić jeszcze jedną sprawę, finansową, która nas w jeszcze w jakiś sposób wiąże. Mąż jedynie mnie zbluzgał i olał. I to tylko potwierdziło we mnie decyzję o podjęciu kroków o unieważnienie małżeństwa.

Warto o to walczyć?!!!
Życie z Jezusem może być dużo piękniejsze niż Ci się dzisiaj wydaje.


W.Z.
Masz napisane "szczęśliwy mąż"
i pytasz (wątpisz) czy młoda kobieta ma walczyć o unieważnienie małżenstwa (w domysle ułożenie sobie potem życia).

To tak jakby ktoś z pełnym brzuchem dziwił się, że w czasie suszy dziecko z Etiopii chce jesć ;)
 
     
landis85
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-27, 06:18   

w.z. napisał/a:
Warto o to walczyć?!!!

Życie z Jezusem może być dużo piękniejsze niż Ci się dzisiaj wydaje.


czemu zaraz walczyć ? ja to nazywam zbadaniem ważności mojego małżeństwa, nic na siłę...

majola teraz szarpią Tobą emocje, takich decyzji nie podejmuję się pod wpływem chwili
jednak gdybyś miała długo te wątpliwości na temat ważności swojego małżeństwa, to w Sądach Biskupich bezpłatnie udzielają porad na temat czy są szanse na składanie skargi
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-27, 06:30   

landis85 napisał/a:
ja to nazywam zbadaniem ważności mojego małżeństwa, nic na siłę


Mnie po prostu czasami przeraża podejście hierarchii kościelnej tych spraw. Na dobrą sprawę to większość małżeństw jest zawierana nieważnie - kto tak naprawdę w chwili ślubu jest wierzący i świadomy tego co robi.
Po prostu nie potrafię zrozumieć jak Bóg może nagle "zmienić zdanie" w sprawie małżeństwa ;)
 
     
majola
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-27, 08:02   

Szarpią mną emocje, to fakt. Ale wątpliwości dotyczące ważności mojego małżeństwa mam od dawna. To nie jest taki mój wymysł na teraz, bo nagle chcę ułożyć sobie życie z kim innym. Póki co nie ma nikogo innego. Nie wiem co będzie kiedyś. Ale właśnie - jestem jeszcze młoda, jeszcze nie za stara na dziecko, ale za chwilę mogę być. A jeśli faktycznie pojawi się ktoś inny? Nie chcę potem "na szybko" próbować unieważniać itp. Wtedy mogłaby to być decyzja pod wpływem emocji.

Cytat:
Warto o to walczyć?!!!

Życie z Jezusem może być dużo piękniejsze niż Ci się dzisiaj wydaje.


Moja wiara kuleje, to fakt. Ale jednak gdybym zupełnie nie chciała tego życia z Jezusem to nie trudziłabym się dowodzeniem nieważności mojego małżeństwa, ale po prostu wzięła kolejny ślub cywilny i po sprawie.
Może to, że tą decyzję podjęłam akurat w trakcie Pompejańskiej to dla mnie potwierdzenie słuszności moich wątpliwości? Uważam, że oboje byliśmy niedojrzali. Ja miałam poważne wątpliwości. Na miesiąc przed ślubem chciałam wszystko odwołać. Nawet w dniu ślubu, jadąc do kościoła się wahałam. A kiedy powiedziałam mężowi o moich wątpliwościach, że może byśmy ten ślub odłożyli, że ja nie wiem czy wytrzymamy razem do końca życia, to się obraził i wyszedł na cały dzień z domu. Dla niego ślub widocznie nic nie znaczył, skoro już kilka miesięcy potem znalazł sobie kogoś innego i nie brał pod uwagę w ogóle tego, że jesteśmy małżeństwem. Kiedy mówił mi potem o rozstaniu a ja zapytałam po co w takim razie był ten ślub i obrażanie się kiedy ja chciałam odwołać, to powiedział mi, że on wtedy jeszcze chciał ratować nasz związek (który był już w kiepskiej kondycji) i uważał, że jeśli ślub nam nie pomoże to już nic. I pomogło na miesiąc, a potem znowu to samo (przypominam, że miesiąc po ślubie zmarł mój Tata).

Ja czuję, że powinnam spróbować.
 
     
AJA
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-27, 08:17   

majola napisał/a:
Ja czuję, że powinnam spróbować.


i to jest najważniejsze... bądź w zgodzie ze sobą ;-)
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-27, 09:43   

Majola

To Twoje życie, a nie nas anonimów z forum i decyduj tak jak czujesz.
Łatwo jest komuś radzić "nie staraj się o unieważnienie i żyj w samotności do smierci", szczególnie gdy jest szcześliwym mężem/żoną, albo gdy nie ma szczęśliwego małżenstwa, ale ma np 50 lat, dzieci i wnuki.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!








Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8