Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Po co wy się dziewuchy katujecie, co on myśli?
Myśli są rózne i zazwyczaj przeczące sobie na wzajem.
Z kądś te myśli się wzieły , ale mimo wszystkko ciągle są.
Mysli ma kazdy, rózne. Niech ktoś z was powie że nigdy , ale to przenigdy ,bedąc w związku nie pomyslał , że może ta, albo tamten byłby lepszy jak to moje ślubne?????
No domyslam się że nie.
Więc wyłaczcie myślenie .
W umowach budowlanych ,jest z reguły tak że dopisuje się aneksy do wszystkiego co klient dodatkowo zarząda, a co wynika z postępu prac. Tych rzeczy nie było wiadomo na początku, bo naprzykład: miałem zmienić tylko płytki, ale cały tynk odleciał , i co? mam dwa dni tynkować za darmo? nie ,wołam więcej, bo tego nie wiedzialem ani ja ani inwestor. A co jak woda też do wymiany i prąd???
Małżenstwo to taka umowa jak z budowlańcem że zrobi ci łazienkę za 2,5 tys. Tyle że on sam nie wie co wyjdzie w trakcie.
Intencje na początku wszystcy mają dobre, klient chce łazienki, gosciu zarobic swoją dniówkę, na koncu wychodzi że trzeba by zapłacić 5tys.
Ale z reguły idzie coś nie tak, to ściany krzywe, to wodę trzeba przerobic, to klient nawymyśla swiatełek w suficie, materiały dostarczane są z opóźnieniem, fachowiec miał wczoraj urodziny szwagra, klient nie ma kasy bo czeka na przelew.
Draka gotowa. Ani zabardzo klient winny ani wykonawca, ale nerwów kupa.
Pytanie czy wykonawca stanie okoniem ,pozbiera graty i powie pani ,bujaj się, czy inwestor bedzie ględził i mu podziekuje; czy może razem stwierdzą że jak się tydzień przeciągnie, ja ci dorzucę , to ja trochę zejdę z ceny i będziemy wszystcy zadowoleni???
Pewnie wiecie co wtedy myśli budowlaniec o inwestorze a inwestor o nim.
Czy to ważne???
Ważne żeby jeden miał kase a drugi ,łazienkę i żeby po tym wszystkim mogli przejśc po chodniku obok siebie.
Myśle że to jakos tak jest z tymi zdradami i niewiernościami.
To się z powietrza nie bierze, człowiek raczej się nie rodzi niewierny.
Jakośik wszystcy się żeniliśmy świadomie, nikt nas nie przymuszał, nie był to małżonek którego jakaś swatka przytargała z daleka.
Znalismy się przed ślubem, raczej większość świadomie się zaręczała, potem z reguły po wielu miesiącach przed ołtarz. To jak, miesiące w nieświadomości, w zauroczeniu???
A że w życiu wyszło że ściany krzywe, czy wode trzeba dorobić,- to albo iśc w zaparte że "umowa była taka panie!!!"- albo negocjować, bo ściany moje krzywe ,ale płytki chcę prosto, wiec dopłacę.
Ilu z nas tak właśnie sobie narobiło. Jadno drugiemu ,tamto zpowrotem, ja jemu jeszcze mocniej, to ja jej tak, masakra, tylko płakać.
joanna83 [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-03, 10:42
Załamana - podzielam Twoje zdanie. Myślę, że takie osoby nie mogą wybaczyć samym sobie. Mój mąż, kiedy jako powody rozwodu wskazywał niezgodność charakterów itp. i gdy ja próbowałam pokazać mu drogi wyjścia, on skwitował to stwierdzeniem, że nie widzi ze mną przyszłości. Teraz to rozumiem, no bo niby jak budować przyszłość, kiedy jest zdrada o której nikt nie wie. Pamiętam, jak jakiś czas temu, gdy jeszcze nie wiedziałam o zdradzie zadzwoniłam do niego i zapytałam się, czy jest katolikiem? On mi odpowiedział, że tak. Zapytałam się, czy chodzi do kościoła? On mi odpowiedział, że tak. Zapytałam, czy przysięgał na dobre i na złe? On odpowiedział, że tak. Wtedy zapytałam, to dlaczego, gdy pojawia się to złe, Ty uciekasz, nie walczysz? On mi odpowiedział, że wybiera najłatwiejsza drogę. Dodatkowo powiedziałam mu wtedy, że się za niego modlę. On odpowiedział, że on za mnie też. Zrobiłam mu także wyrzut, że nie interesuje go moje zdrowie, to jak się czuje, a on mi tak dziwnie, zupełnie bez sensu odpowiedział pytaniem na pytanie. Stwierdził: "A Ty się zapytałaś, jak ja się czuję?" Zszokowało mnie to. Powiedziałam mu, że jak mam się interesować jego samopoczuciem, skoro to on mnie zostawił. Nic nie powiedział. Powiem Wam, że do marca 2013 roku miałam dość trudny czas związany z moją zawodowa edukacja i byłam pogrążona w nauce, pracy i nic nie zauważyłam żeby mój mąż miał kochankę, chociaż miałam podejrzenia ale ufałam mu. Udawał wtedy bardzo dobrego męża. Po tym gdy w marcu skończyłam swoja edukacje zawodową, myślę że mąż zdał sobie sprawę z tego, że teraz więcej czasu musiałby spędzać ze mną niż z kochanką i wszystko wyszłoby na jaw, a jakby wyszło to wszyscy by się dowiedzieli. Dodatkowo mówił, że chciał mnie zostawić już dawno temu ale chciał żebym spokojnie dokończyła swoja edukację zawodową. Myślę, że jest zauroczony kochanką, bo ona go docenia, jest dla niego atrakcyjna i nowa. Dodatkowo kłamstwo rodzi kłamstwo i dzięki niemu doszedł tam gdzie doszedł. Mam nadzieję, że ich wspólne codzienne życie z czasem się zmieni i nie będzie takie super, że problemy wypłyną. Wiem, że nie można budować szczęścia na cudzym nieszczęściu, to zawsze się odwraca. Mąż bardzo chciał żebym to ja złożyła pozew. Chciał usłyszeć ode mnie to, że jestem w tym związku nieszczęśliwa i że nie mam sil na jego kontunuowanie i usłyszał to, bo zrobiłam taki zapis w pamiętniku i mu przeczytałam i on chyba doznał wtedy usprawiedliwienia swoich działań i pomyślał, że to może być dobry moment na rozstanie, bo ja jestem już w takim punkcie, że nie widzę szans, a on może zatuszować to co zrobił, gdy ja złożę pozew. Sytuacja skomplikowała się, gdy ja powiedziałam, że pozwu nie złożę. Potem miała miejsce rozmowa telefoniczna, kiedy to zapytałam się go, czy już poczynił jakieś kroki do załatwienia sprawy, w złości powiedziałam, że chce aby to się skończyło i on na dniach złożył pozew myśląc, że to będzie rozwód za porozumieniem stron. Ja oznajmiłam mu jednak, że na rozwód się nie zgodzę, zdziwił się i teraz jeszcze wypłynęła ta zdrada. Mąż od rozstania nie chciała się ze mną spotkać, nie chciał porozmawiać, nie interesował się mną. Pewnie bał się, ze coś zauważę i chciał mnie zniechęcić skutecznie do walki. Teraz też się nie odzywa, mimo ze wie, że ja wiem. Ciężko mi jednak zrozumieć to jak on mógł sprowadzać ja do naszego domu, spać z nią w naszym łóżku, co nim kierowało? Ja będąc w naszym mieszkaniu zawsze mam taka cicha nadzieję, że on kiedyś przyjdzie i będę mogła z nim porozmawiać. Nie czuję już złości ale ciężko jest mi przebaczyć. Chciałabym jednak aby on wiedział, że ja jestem dla niego na dobre i na złe i że jestem w stanie go wysłuchać. Myślę, że Bóg działa i chce aby dobro zwyciężyło zło, chociaż ja nie wierzę zbytnio, że do siebie wrócimy, to zbyt trudna sytuacja, wszystko się posypało. Pozostawiam to Bogu, niech działa.
[ Dodano: 2013-08-03, 11:51 ]
Dabo- jasne wina zawsze leży po środku ale zdrada nie usprawiedliwia niczego, bo nie można w taki sposób uciekać od problemów, trzeba je rozwiązywać. Mój mąż nie umiał rozwiązywać problemów i był wychowywany w przeświadczeniu swojej idealności wiec to ja byłam dla niego tą złą, bo mu jego wady jako pierwsza wytknęłam i chciałam żeby nad nimi popracował. Zdrada pokazała mu jaki jest, co zrobił. Pewnie z czasem dopiero do tego dojdzie. Prawda jest jednak taka, ze jeżeli ktoś nie umie zyć z drugim człowiekiem, nie umie słuchać i rozwiązywać problemów to w nowym związku tez się tego nie nauczy, bo będzie odczuwać to samo.
Jędrek [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-03, 20:40 Re: Co czuje zdradzający mąż?
joanna83 napisał/a:
.... Czy on ma jakieś wyrzuty sumienia, czy myśli o braku szacunku do mnie i do samego siebie i do swojego ciała? Czy zdradzający faceci w ogóle coś czują do żon które zostawiają, choćby wstyd że tak postąpili?
Uciekałem dotąd od odpowiedzi na te pytania...
Zdradziłem żonę po trzech latach małżeństwa i roku koszmaru braku porozumienia.
Byłem pełen złości, frustracji, żalu, wściekłości na oskarżenia żony... nie potrafiłem zrozumieć o co jej chodzi.... dlaczego tak mi dopieka?.... naciąga i wypacza rzeczywistość....Mój punkt widzenia zupełnie odbiegał od tego co od niej słyszałem. Siedziałem godzinami i piłem alkohol w samotności analizując nawet nagrania z naszych rozmów...
Nie byłem w stanie zrozumieć dlaczego to się dzieje...
Gdy podjąłem decyzję, że idę do.... burdelu.... to nie podjąłem tej decyzji....
Najpierw byłem w knajpie, potem pojechałem po kasę do bankomatu... potem pół nocy łaziłem i szukałem miejsca, w którym byłem kiedyś na kawalerskim kolegi....
Nie znalazłem tego miejsca. Trafiłem do innego. Stało się. Na odchodnym wyszedłem smutny.... bo znowu nie zostały spełnione moje oczekiwania.... i doszedłem do wniosku, że w takim miejscu nigdy nie zostaną spełnione.
A dlaczego nie podjąłem decyzji wtedy? Na dziś uważam, że decyzja o takim kroku zakluła mi się w głowie dużo wcześniej..... nie bez powodu szukałem tamtego miejsca sprzed lat....
Pojawił się pretekst żeby spełnić swoją niegdysiejszą fantazję ...i spełniłem ją.... myślę, że byłem zatruty myślą o płatnym seksie nawet wcześniej niż tamto kawalerskie....
A po? Czułem smutek i przeświadczenie, że to nie to na co czekałem... i nie to co sobie wyobrażałem.... I pomimo tego, że w następnych latach kluły mi się w głowie myśli o .... ciągle wracało to doświadczenie niesmaku i blokowało moje zapędy.
joanna83 [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-03, 21:38
Jędrek- czyli to był jednorazowy skok w bok, bez uczuć itp.? W sumie to myślę, że facet może mieć obrzydzenie, wyrzuty sumienia po płatnym seksie. Inaczej myślę, jest gdy robi to stale z kochanką za darmo, bo przecież takiemu romansowi towarzyszy uczucie zakochania, zauroczenia drugą osobą. Z początku pewnie niewinne spotkania, rozmowy, poznawanie się, prawienie komplementów i męskie ego wzrasta. Myślę, że mój mąż poznał młodą, atrakcyjna dziewuszkę, która niczego od życia nie chce, tylko zabawy, jest szczęśliwa, radosna, młoda, nie myśli o życiu rodzinnym, o chęci posiadania dzieci, o decyzjach życiowych, nie marudzi, nie jest zmęczona, seks jest doskonały. W domu ma zmęczoną, zapracowaną żonę, która ma problemy, która wymaga i chce by jej pomóc i porozmawiać, seks spowszedniał, nie ma już ekscytacji. Mąż pewnie wini za to, co robi żonę, usprawiedliwia się i brnie dalej w romans i kłamie, kłamie. Taki człowiek chyba nie ma wyrzutów sumienia, bo mu tak łatwo wszystko wytłumaczyć, wszystko jest takie łatwe, z początku z pewnością, bo i do tego romansu, który może przerodzić się w związek trwały też wtargnie rutyna i problemy. w sumie sama sobie odpowiedziałam na swoje pytanie zadane w wątku:)Wkurza mnie to, gdy gdzieś na stronach internetowych czytam, "że zdrada jest wynikiem problemów w małżeństwie, braku komunikacji itp. zdradzacz czuje się zaniedbywany taki, siaki, owaki....." Myślę sobie przecież, że problem mają dwie osoby, z tym że tylko jedna z nich decyduje się na zdradę, druga jakoś ciągnie ten wózek mimo wszystko i zdrada nawet nie przyjdzie jej na myśl, bo tak szanuje swoje ciało i drugiego człowieka, dlaczego więc obarczać winą w równym stopniu dwie osoby? Wkurzają mnie takie wpisy w Internecie. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, ze mój mąż mnie nie kochał i dlatego tak łatwo mu przyszło zdradzić mnie i porzucić dla niepewnej partnerki.
Jędrek [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-04, 05:13
joanna83 napisał/a:
... Wkurza mnie to, gdy gdzieś na stronach internetowych czytam, "że zdrada jest wynikiem problemów w małżeństwie, braku komunikacji itp. zdradzacz czuje się zaniedbywany taki, siaki, owaki....." Myślę sobie przecież, że problem mają dwie osoby, z tym że tylko jedna z nich decyduje się na zdradę, druga jakoś ciągnie ten wózek mimo wszystko i zdrada nawet nie przyjdzie jej na myśl, bo tak szanuje swoje ciało i drugiego człowieka, dlaczego więc obarczać winą w równym stopniu dwie osoby? Wkurzają mnie takie wpisy w Internecie. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, ze mój mąż mnie nie kochał i dlatego tak łatwo mu przyszło zdradzić mnie i porzucić dla niepewnej partnerki.
Ja się uczę patrzeć na siebie. W tamtym okresie oskarżałem żonę, że zdradziłem ją przez jej ciągłe podejrzenia, oskarżenia i wyrzuty.... dostała to co chciała. Beznadziejne moje myślenie. Ale to było moje usprawiedliwienie postąpienia wbrew sobie. Takie wypaczenie i zakłamanie pozwalające zamieść moje wyrzuty sumienia pod dywan....
A prawda jest taka, że zszedłem z drogi uczciwej i w miarę godnej kilkanaście lat wcześniej... na dobre, gdy zacząłem uciekać od swoich problemów emocjonalnych w alkohol....
A jak już zszedłem z prostej i uczciwej drogi, to zacząłem sukcesywnie zakłamywać prawdę, szczerość i uczciwość....pojawiły się niedopowiedzenia, przemilczenia, obarczanie winą innych (np. "bo wszyscy piją"), a ostatecznie doszedłem do tego, że łamałem wszystkie 10 przykazań łącznie z życzeniami śmierci i czerpałem garściami z wszystkich grzechów głównych święcie wierząc, że jestem zdrowym, uczciwym i praworządnym obywatelem.... Oddałem w ciągu kilkunastu lat siebie nawet o tym nie wiedząc.... i obarczałem winą wszystkich i wszystko za swoje cierpienia.... i jak już nie miałem gdzie uciekać przed cierpieniem to prawda mnie dopadła w formie przytłaczających wyrzutów sumienia. Przejrzałem i zwątpiłem... w siebie.
joanna83 [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-04, 08:29
Jędrek- powinieneś być z siebie dumny, za ten szczery rachunek sumienia i przyznanie się do wad i błędów. Myślę, że dojście do takiego wniosku jest początkiem czegoś dobrego w życiu człowieka, mam na myśli początek drogi odbudowy systemu własnej wartości. Myślę, że dopiero wtedy, gdy człowiek zda sobie sprawę ze swoich błędów jest w stanie zacząć walczyć o to, co ważne np. małżeństwo. Ja mam nadzieję, że mojego męża dotknie ręka Boga, a Duch święty napełni jego serce wiarą i ten zrobi sobie szczery rachunek sumienia i będzie czul potrzebę rozmowy ze mną. Obawiam się tylko, że jego rodzina, gdzie wszyscy są rozwiedzeni, nie wierzą w Boga i nie maja systemu wartości go rozgrzeszy i on poczuje się utwierdzony w tym, że dobrze zrobił, ze przecież u niego w rodzinie wszyscy tak robili i jakoś żyją i w rezultacie nic z tego nie będzie. Ja jednak modlę się i jestem otwarta na rozmowę z nim. Przyjęłam jednak zasadę żeby się nie odzywać, już tyle razy wyciągałam rękę i nic. Teraz gdy on już wie, ze ja wiem o zdradzie niech sam to przemyśli i może się odważy. Mąż mieszka z kochanka już od 4 miesięcy, ostatni raz widziałam go 3 miesiące temu. Moim pierwszym z nim spotkaniem może być sprawa rozwodowa:( Sama nie wiem, co mu przed wejściem na salę powiedzieć, czy cokolwiek mówić.
Magda Kartacz [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-04, 10:51
Joanna83
Myślę o tych słowach, że zdradzający czasem sami nie mogą sobie wybaczyć. To chyba sprawa bardzo indywidualna i trudno to generalizować.
Chyba zależy to od człowieka, jego sumienia, od tego jaka była zdrada, do czego zdolny był zdradzający.
Jeśli był to jakiś głupi jednorazowy " skok w bok", bez uczuć i emocji ( nie usprawiedliwiam tego oczywiście) to chyba zupełnie co innego niż podwójne i długotrwałe życie męża. Oczywiście przy takim skoku w bok można czuć do siebie samego obrzydzenie, niesmak sama nie wiem co jeszcze ale to można wybaczyć jakoś, bo nie ma w tym emocji, zakochania, bliskości.
Ale jeżeli zdrada była świadomym wyborem zdradzającego, jej kontynuowanie długotrwałe jego decyzją, prowadzenie podwójnego życia, kłamstwa, jego wyborem???
Ja również nie chce generalizować i mówię tylko na podstawie swojego męża. On świadomie szukał kobiety do zdrady a gdy wpadła mu w oko ta właśnie zrobił wszystko by ją poderwać, zaciągnąć do łóżka. A metody miał niezłe, udawał przed nią kawalera, wyczekiwał przed jej pracą, ustalił jej adres, wysyłał sms z propozycjami spotkań itp. Ta kobieta wcale nie była za bardzo nim zainteresowana ale jak pies biegał za nią aż dopiął swego. Nawet nie mogę mieć do niej pretensji za bardzo bo weszła w to nie wiedząc, że ma żonę (powiedział jej dużo póżniej), a do łóżka tak szybko go nie wpuściła tylko miesiące mineły. Mój mąż kłamał mi potem, że to był błąd, nie wie jak to się stało, zakochał się w niej, nie umie tego wytłumaczyć i to się stało samo....
Ale prawda jest taka, że to był jego ŚWIADOMY WYBÓR, poznał ją przypadkowo, i sam ustalił jej adres, numer tel, udał wolnego, proponował spotkania a potem następne, cały czas okłamywał ją, że jest sam. Z drugiej strony okłamywał nas przez 1,5 roku codziennie.
No i niestety co jest dla mnie najbardziej bolesne on dla niej zupełnie stracił głowę, nic się nie liczyło wtedy poza nią, była jego skarbem, kochaniem itp. W tym czasie do mnie takie same określenia stosował i kłamał nas ile wlezie. A jak intensywny był to związek dowiedziałam się od nich i z ich korespondencji. Dla mnie w życiu nie był taki czuły jak dla niej. A gdy tylko strzeliła jakiegoś focha to on już cały w gotowości, przepraszał, uspokajał, jechał 100 km byle ją tylko przytulić, uspokoić.
Co do jego żalu, skruchy, po wykryciu zdrady, to nie były szczere uczucia. Myślę, że nie miał innej alternatywy dlatego został, może jeszcze dla dziecka.
Cały czas mówił, że żałuje, że się zmieni, że teraz ja mu pomogę się zmienić, że dzieki mnie powstanie wreszcie....
To były kolejne kłamstwa po których nastapiła kolejna zdrada.
Myślę, że bardzo ważnym czynnikiem działającym na zachowanie zdradzającego po wykryciu zdrady jest to w jaki sposób się ona wykryła i czy byli kochankowie rozstali się "pokojowo".
Jeśli mój mąż nie rozstał by się z kochanką w złości, w zasadzie w stanie wojny, to myślę, że to z nią by został nie z nami.
W zasadzie to jestem tego pewna. Jednak rozstali się z takim hukiem ( to ona mnie poinformowała o zdradzie), że zapałał do niej nienawiścią i pozostanie z nią odpadało. Twierdził, że jej nienawidzi na wieki. Ona z kolei mówiła, że nie chce go już znać i to, że mnie poinformowała jasno dowodzi, że nie chce z nim żadnych kontaktów utrzymywać. Jakoś wtedy na to nie patrzyłam w taki sposób choć mnie zapewniała, że już nie wdziała innej szansy by go wreszcie wygonić. Zreszta poinformowała mnie jeszcze i o innych kobietach z którymi kręcił, spotykał się (mówiła prawdę niestety). Do tego ona nieżle go jeszcze postraszyłą swoim zachowaniem, tak że mu się odechciało wszystkiego i za bardzo się bał że wszyscy się dowiedzą w koło jaki jest.
Gdyby zdrada wyszła na jaw inaczej, wcześniej kiedy był nią totalnie opętany, myślę, że by odszedł. Sam z nią rozważał rozwód (czytałam to) i inne opcje życia.
A tu zdrada się wykryła, dowiedzieli się znajomi, rodzina, ona go wydała, a on nie miał gdzie odejść. Został zatem i udawał, że żałuje, że chce poskładać wszystko a jak mu wybaczyłam i zaufałam zaczął się rozglądać znowu, potem znów kłamać no i znów zdradzać.
Te jego teksty o bagnie, syfie w którym był a przy mnie się z niego podniósł dotyczyły chyba właśnie tego, że dowiedziałam się o wszystkim, że to kochanka mi powiedziała, że spełniła swoje grożby, że go postraszyła nieżle. Wcześniej gdy było między nimi idealnie nie był to dla niego syf tylko coś dla czego warto było ryzykować rodzinę, dziecko. Wtedy myślał tylko jak być z nią, jak z nią wyjechać, jak się z nią przespać. I te emocje które z nią przeżywał były dla niego najważniejsze, nie myślał o nas. To trwało dopóki ona nie wykryła, że ja też oszuuje i z innymi się jeszcze umawia. Wtedy gdy mu zagroziła, że mi powie, jeśli się nie zmieni, że go rzuci, przestraszył się nieżle i dopiero wtedy to stało się niewygodne dla niego. Gdyby się to nie wykryło mógłby tak żyć latami. To mu pasowało. A gdy się wykryło to dopiero zaczł mówić o syfie i bagnie i że to wina tamtej była....
A co do twoich słów odnośnie twego męża:
"Myślę, że jest zauroczony kochanką, bo ona go docenia, jest dla niego atrakcyjna i nowa. Dodatkowo kłamstwo rodzi kłamstwo i dzięki niemu doszedł tam gdzie doszedł. Mam nadzieję, że ich wspólne codzienne życie z czasem się zmieni i nie będzie takie super,
że problemy wypłyną "
Na pewno masz rację. Z czasem kochanka już nie będzie taką supernowością, budzącą duże emocje. W życiu codziennym raczej to spowszednieje. To tylko kwestia czasu
Dabo,
zgadzam się, że wina za problemy małżeńskie leży zawsze gdzieś tam pośrodku. I ja całkowicie szczerze przyznaję, że nie jestem ideałem, że mieliśmy kryzys, że nie rozmawialiśmy za wiele. Ale problemy należy rozwiązywać a nie od nich uciekać a zdrada nie jest żadnym rozwiązaniem problemów. Mój mąż nie chciał ich rozwiązywać, poszukał sobie najłatwiejszej drogi.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-04, 12:12
Magda Kartacz napisał/a:
Joanna83
A co do twoich słów odnośnie twego męża:
"Myślę, że jest zauroczony kochanką, bo ona go docenia, jest dla niego atrakcyjna i nowa. Dodatkowo kłamstwo rodzi kłamstwo i dzięki niemu doszedł tam gdzie doszedł. Mam nadzieję, że ich wspólne codzienne życie z czasem się zmieni i nie będzie takie super,
że problemy wypłyną "
Na pewno masz rację. Z czasem kochanka już nie będzie taką supernowością, budzącą duże emocje. W życiu codziennym raczej to spowszednieje. To tylko kwestia czasu
Problem w tym niestety, że czasami ta kochanka może niewiernemu spowszednieć ale nie po miesiacu, ale po np 5 latach....
a i w wtedy raczej nie wróci na łono rodzony (bo bedzie to dla niego zamknieta przeszłosc)
tylko poszuka sobie nową "ofiarę"...
Taka bywa brutalna prawda....
JOHAN [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-04, 12:18
mnie taka postawa zdradzających w sumie nie dziwi
jest to powszechne zachowanie ludzi ,których charakteryzuje brak systemu wartości
ilu na przykład właścicieli psów widząc ,jak te się starzeją-porzucają je bez drżenia serca
,gdzie dla innych jest to niewyobrażalne-nie mieści się to w ich definicji miłości
ile kobiet dokonuje aborcji,a ile to piętnuje bo nie mieści się to w ich def. miłości
ilu mężczyzn dopuszcza się przemocy w rodzinie,kiedy innym nie mieści się to w głowach bo nie taką maja definicję miłości
przykłady można mnożyć
myślę,że właśnie chodzi tu o różne rozumienie miłości
są za pewne tacy,którzy namiastkę miłości(oczywiście w ich mniemaniu)znajdują w domu publicznym
tak sobie myślę,że gdyby księża mocno akcentowali konsekwencje małżeństwa,że NIE WOLNO,ŻE DO ŚMIERCI,ŻE NA ZŁE TAKŻE,gdyby im tak na każdej nauce jęczeli i przestrzegali -namyśl się 100 razy zanim podejmiesz decyzje,to ten czar miłości jaką postrzegają młodzi ludzie prysłby na poziomie przygotowań do ślubu
gdybym ludziom na kursie mówił zbyt dużo o wypadkach komunikacyjnych,o ryzyku śmierci na drodze,o tragediach ludzkich w wyniku wypadku,to pewnie połowa by zrezygnowała i nie miałbym chleba(to trochę brutalne ,ale tak ja to widzę)
dzieci by się nie rodziły w małżeństwach tylko w wolnych związkach-może właśnie ta tendencja ma swoje podłoże w surowych zobowiązaniach wynikających z sakramentu
ciekaw jestem jaki procent dwudziestolatków myśli takimi kategoriami jak większość z nas tu na forum,po doświadczeniach
tym bardziej szkoda mi młodych ludzi mających światopogląd katolicki ,którzy bagatelizowali poglądy kandydata na "druga połowę"
kto z nas w okresie fascynacji drugim człowiekiem wytaczał myśli takiego kalibru-a co się stanie gdy sobie spowszedniejemy?
ludzie,toż to by się MŁODOŚĆ nie udała
smutne to ,ale trzeba na klatę przyjąć ryzyko nieoczekiwanych zachowań drugiej osoby,bo wcale nie muszą myśleć i czuć tak samo
dlatego w oczach wielu czytających to forum "z zewnątrz"-nie ze środowiska ,tyle niezrozumienia,o co oni walczą,znudził/a się to następny( moja żona tak mi powiedziała-nie idziesz chłopie z duchem czasu,masz jakieś poglądy dinozaura)
... mam...,choć chrześcijaństwo podobniesz dinozaurów nie pamięta
Jędrek [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-04, 12:22
joanna83 napisał/a:
1.Jędrek- powinieneś być z siebie dumny, za ten szczery rachunek sumienia i przyznanie się do wad i błędów. Myślę, że dojście do takiego wniosku jest początkiem czegoś dobrego w życiu człowieka.......
2. Ja mam nadzieję, że mojego męża dotknie ręka Boga, a Duch święty napełni jego serce wiarą i ten zrobi sobie szczery rachunek sumienia i będzie czul potrzebę rozmowy ze mną......
3. Obawiam się tylko, że jego rodzina, gdzie wszyscy są rozwiedzeni, nie wierzą w Boga.....
4. Ja jednak modlę się i jestem otwarta na rozmowę z nim...
5. Moim pierwszym z nim spotkaniem może być sprawa rozwodowa:( Sama nie wiem, co mu przed wejściem na salę powiedzieć, czy cokolwiek mówić.
1. Duma, to niebezpieczne dla mnie uczucie. Może mi się pomylić z pychą...osiądę na laurach ...i koniec.... rozwoju dalszego :)
2. Nie mam oczekiwań w stosunku tego, co i kiedy się powinno stać z innymi ludźmi.... żeby wyszło na moje:( latami tak oczekiwałem i z zawodu szedłem pić.... bo niewiele moich oczekiwań zostało spełnionych...
3. Innych zostawiłem w spokoju. Zająłem się sobą..... Bo jak znowu zacznę sobie puszczać filmy i oceniać co kto nie jest w stanie..... i co to ja nie jestem... no to może przyjść czas, że będę chciał oblać te moje wszystkie doskonałości.... albo z żalu nad całym niedoskonałym światem iść się upić. Robiłem tak już. Jestem otwarty na innych i staram się nie uprzedzać do ludzi. To wszystko nie należy do mnie. Ja mogę zmieniać tylko siebie.
4. Odkąd się modlę za swoją żonę... i rodzinę- jest mi dużo lżej... i rozładowuje to moje urazy wieloletnie... żale...smutki.... tęsknoty za to zabijam działaniem :) Zacząłem od modlitwy przebaczenia...ileś tam miesięcy temu....dawno ....
5. Być może też mnie czeka zapowiedziana przez żonę rozprawa rozwodowa. Co będzie to będzie. Powiedziałem żonie, że się nie zgodzę na rozwód, chyba, że będzie nalegać.... A dziś przywozi mi dzieciaki na dwa tygodnie. I już nie mogę się doczekać...." jutro jest niewiadomą, wczoraj historią"...a ja staram się żyć dniem dzisiejszym.
JOHAN [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-04, 12:38
grzegorz_ napisał/a:
Magda Kartacz napisał/a:
Joanna83
A co do twoich słów odnośnie twego męża:
"Myślę, że jest zauroczony kochanką, bo ona go docenia, jest dla niego atrakcyjna i nowa. Dodatkowo kłamstwo rodzi kłamstwo i dzięki niemu doszedł tam gdzie doszedł. Mam nadzieję, że ich wspólne codzienne życie z czasem się zmieni i nie będzie takie super,
że problemy wypłyną "
Na pewno masz rację. Z czasem kochanka już nie będzie taką supernowością, budzącą duże emocje. W życiu codziennym raczej to spowszednieje. To tylko kwestia czasu
Problem w tym niestety, że czasami ta kochanka może niewiernemu spowszednieć ale nie po miesiacu, ale po np 5 latach....
a i w wtedy raczej nie wróci na łono rodzony (bo bedzie to dla niego zamknieta przeszłosc)
tylko poszuka sobie nową "ofiarę"...
Taka bywa brutalna prawda....
myślę Grzegorz ,że tak jest na ogół jak napisałeś powyżej,a że są przypadki inne ,to nie znaczy ,że częste-to trzeba MOCNO brać pod uwagę
mój syn bardzo chciał zostać piłkarzem i przekonywał mnie ,że Beckham to ma klawe życie...
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-04, 12:52
Johan
Wiem, nie ma 100% reguł.
Nawet statystyki przecież nikt nie prowadzi.
Choć jakby patrzeć powrotów po rozwodzie nie jest 50 czy 80%....trzeba też mieć tego świadomość. Ta wiedza jest potrzebna nie po to, aby się umartwiać i tracić nadzieję, ale po to aby zadbać o siebie i nie wypatrywać codziennie "marnotrawnego syna (męża raczej)".
JOHAN [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-04, 12:55
zgadzam się z Tobą na 100 %
jak będzie wbrew statystykom,cieszmy się i doceniajmy to
[ Dodano: 2013-08-04, 14:09 ]
myślę więcej-
jeśli w kryzysie małżeńskim doszukiwać się planu Boga,a tak mało jest przypadków powrotów,to muszą być w tym zamyśle zalety znacznie większej wagi,niż to na co oczekuje przeciętny zdradzony czyli na powrót współmałżonka
kto to tam wie?
[ Dodano: 2013-08-04, 14:19 ]
gdyby dzieci prowadzone na zastrzyk przez swoich rodziców rozumiały sens bólu jaki im rodzice serwują,nie złościłyby się tak mocno na zaistniałą sytuację
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.