Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2013-04-06, 18:21 Zdradziłem i straciłem wszystko
Nie wiem właściwie, po co to piszę. Chyba po prostu po to, żeby to z siebie wyrzucić, zająć czymś choć na chwilę... Może ostrzec innych? Choć chyba tacy, których mógłbym ostrzec, tu nie zaglądają. Ja na przykład nigdy wcześniej w tym miejscu nie byłem. Nie byłem - bo po co? Przecież zdrada to coś, co mnie w ogóle nie dotyczy, nigdy czegoś takiego nie zrobię. A jednak...
Zdradziłem swoją Żonę. Jesteśmy ze sobą prawie sześć lat, cztery i pół roku po ślubie. Mamy cudownego, wspaniałego Syna. Nie wszystko w naszym małżeństwie było idealne, ale na pewno nie mogę powiedzieć, że było mi źle, myślę, że Żona także nie mogłą tego powiedzieć. Przeciwnie - dziś wiem, że byłem szczęśliwy, a wcześniej? Wcześniej tego nie doceniałem wystarczająco, było to dla mnie takie zwykłe, codzienne, oczywiste. Dopiero teraz, gdy to wszystko straciłem, wiem w pełni CO straciłem i to tylko i wyłącznie przez własną głupotę... Zresztą - nawet nie wiem tak naprawdę przez co, nigdy nie przypuściłbym, że mogę to zrobić...
Nigdy wcześniej nie zdradziłem Żony, ba - nigdy wcześniej nawet nie flirtowałem z innymi kobietami. Pomimo tego, że jestem towarzyskim człowiekiem, że ze względu na swoją pracę dość często wyjeżdżam, mam kontakt z różnymi ludźmi, także kobietami i nie stronię od imprez, nigdy, nawet przez moment, nie pojawiło się w moim życiu nawet żadne "zagrożenie" zdradą. Przeciwnie - niemal zawsze jednym z tematów moich rozmów było to, jaką mam wspaniałą Rodzinę, Żonę, Syna, nasze wspólne podróże, wędrówki... Dziś już wiem, że Żona była od dawna zazdrosna, podejrzewała mnie, że ją zdradzam - ale nie miała racji. Nigdy nie miałem z nikim żadnego romansu...
A jednak - zdradziłem. Podczas jednego z wyjazdów podjąłem najbardziej fatalną decyzję w moim życiu. Natrafiłem na ogłoszenie typu - nazwijmy to - "agencyjnego" i skorzystałem z niego, chcąc zobaczyć, jak wygląda... striptiz. Nigdy w życiu wcześniej tego nie widziałem, może gdybym w odpowiednim wieku się "wyszalał" i popróbował "zakazanych owoców", to potem nie głupiałbym na starość... Może - ale to w żaden sposób nie usprawiedliwia tego, co zrobiłem. Poszedłem w znacznym stopniu pod wpływem fatalnego impulsu, częściowo także z innych powodów, o których nie chcę szczegółowo pisać, a które miały związek z pewnymi problemami z moim życiem seksualnym. Nie planowałem zdrady, chciałem tylko pójść, zobaczyć i wrócić - choć wiem doskonale, że przecież już nawet samo to było świństwem. No i niestety poszedłem... A gdy już poszedłem, to - niestety - w pewnym momencie straciłem nad sobą kontrolę i doszło do czegoś, do czego absolutnie dojść nie miało prawa. Nie było stosunku, uciekłem stamtąd szybko, ale jednak to, co zaszło, to był seks, to była zdrada...
Po powrocie do domu - przyznałem się. Czytam, że wiele osób twierdzi, chyba nawet większość, że przyznanie się do zdrady to kolejne świństwo. Ja jednak mam inne zdanie. Uważam, że lepsza najgorsza prawda niż życie w kłamstwie. A poza tym... Nigdy nie ma się pewności, czy w takiej sytuacji nie złapie się jakiejś choroby. A nawet jeśli ryzyko jest minimalne - uważam, że, dopóki nie jestem pewny, że jestem zdrowy, nie mam prawa narażać dodatkowo osoby, którą kocham. Tak, kocham, bo mimo tego, co zrobiłem, wiem, że kocham moją Żonę, choć wiem również, jak to w tej sytuacji brzmi... A jak miałbym wytłumaczyć kilka czy nawet kilkanaście tygodni rezygnacji z seksu, bliskości?...
Przyznałem się, wiedząc, co to prawdopodobnie będzie oznaczać. Niestety, stało się to wszystko, czego się bałem. Żona nie potrafi mi wybaczyć, chyba nawet nie chce próbować. Zapowiedziała, że albo ja wyprowadzę się z mieszkania, albo Ona to zrobi z dzieckiem. Na to nie chciałem pozwolić i wyprowadziłem się ja. Pochodzi z drugiego końca Polski i za kilka miesięcy definitywnie wyjeżdża, zwłaszcza, że mieszkają tam Jej starsi Rodzice. W ciągu kilku minut, przez jedną idiotyczną decyzję, straciłem wszystko - kochaną Żonę, cudownego Syna i sens życia... Bo bez Nich nic nie ma dla mnie sensu - moje zainteresowania, pasje, które zresztą w znacznej mierze były naszymi wspólnymi, nic... I jeszcze to poczucie winy - bo przecież Rodzina, moja i Jej, też to przeżywa. A Synek?... On przecież nie jest niczemu winny i nie zdaje sobie sprawy, co się dzieje. Wciąż, gdy go widzę, pyta się, czy będzie taki duży, jak tata, bawi się ze mną...
Zrobiłbym wszystko, by mi wybaczyła, gardzę sobą, a równocześnie ogromnie żałuję. Ale - już się stało... Jeden moment - i przegrane życie...
--
To, co napisałem wyżej, opublikowałem już wcześniej na innym portalu, przeznaczonym dla osób zdradzonych. Mam nadzieję, że nie jest to sprzeczne z obowiązującymi zasadami - jeśli tak, to oczywiście usunę cały wątek, choć nie sądzę, by byłą potrzeba pisać innymi słowami o tym samym... Na ten portal natrafiłem dopiero kilka dni temu i jest on dla mnie bardzo interesujący także z tego powodu, że jestem osobą wierzącą. Moja wiara nie jest z pewnością idealna, wzorowa, ale np. w sprawie małżeństwa moje stanowisko jest jednoznaczne. Mam jedną Żonę i - niezależnie od tego, co się dalej wydarzy, nawet jeśli stracę Ją i Synka na stałe - ona pozostanie dla mnie Żoną. To, że złamałem jedną z części przyrzeczenia małżeńskiego nie oznacza, że jestem zwolniony z przestrzegania z jego całości i - w moi rozumieniu - nie zmienia tego, że jesteśmy Małżeństwem...
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-06, 19:11
Myślałeś, że żona Ci wybaczy i poczujesz się lepiej , jak po spowiedzi, gdy zrzuca się cieżar grzechu?
ON__ napisał/a:
Uważam, że lepsza najgorsza prawda niż życie w kłamstwie.
Kto Ci kazał żyć w kłamstwie.
Trzeba było wyznać grzechy, ale na spowiedzi, a nie żonie.
A żonie wynagrodzić miłością, dobrem, troskliwością to zło.
Wyspowiadanie się przed żoną komuś pomogło (po fakcie) ?
Zrzuciłeś ciężar swojego grzechu na nią.
Ostatnio zmieniony przez grzegorz_ 2013-04-06, 19:55, w całości zmieniany 1 raz
Mika1971 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-06, 19:40
Ja bardzo bym chciała aby mój małżonek choć spróbował odbudować nasze małżeństwo. Ale On się zakochał i nie chce zawrócić z obranej drogi.
Myślę jednak, że jak żona nieco ochłonie po tej wiadomości zmieni zdanie. Ja osobiście doceniłabym szczerość i to, że pomyślałeś o niej, że nie chciałeś jej zarazić. Każdy z nas popełnia błędy.
ON__ [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-07, 14:35
Zauważyłem, że taka opinia, jaką przedstawia Grzegorz, jest bardzo powszechna. Także zresztą wśród wielu księży. Skoro tak jest, to musi być w ty wiele racji, ale ja jednak nie potrafię tego do końca zrozumieć, ponieważ nikt, kto pisze, że lepiej się nie przyznawać, nie bierze pod uwagę tego "drobiazgu", o którym wspomniałem, a mianowicie tego, że zdrada niestety może nieść za sobą konsekwencje nie tylko psychiczne, ale i fizyczne. I w ślad za tym nie potrafię zaakceptować faktu, że lepiej ryzykować w takiej sytuacji zdrowiem (a w krańcowych przypadkach - wiadomo jaki wirus mam na myśli - nawet życiem Żony) niż się przyznać.
Podobnie nie zgadzam się z tym, że takie wyznanie, to zrzucenie z siebie ciężaru. Nie wiem, być może w przypadku wielu osób tak jest, ale nie w moim. Ja z tym ciężarem z całą pewnością bym sobie poradził, właśnie uzasadniając to tym, że wynagrodzę zło "miłością, dobrem, troskliwością". Początkowo miałem myśli, by tak właśnie zrobić, tym bardziej, że znając swoją Żonę, wiedziałem, czym ryzykuję i jaka pewnie będzie Jej reakcja, ale gdy uświadomiłem sobie, że nie mam żadnej gwarancji, czy przeze mnie nie zachoruje, doszedłem do wniosku, że po prostu nie wolno mi tego zrobić... Być może myślałem źle, być może popełniłem w ten sposób kolejny błąd, ale jednak nawet dziś, po paru miesiącach, choć już jestem po testach, mając niemal pewność, że jestem zdrowy - tej akurat decyzji nie żałuję, wydaje mi się, że tak powinno się zrobić...
I jeszcze jedno. Oboje sobie obiecywaliśmy pełną szczerość, że lepsza najgorsza prawda, niż kłamstwa... Gdybym ja znalazł się w takiej, ale odwrotnej sytuacji - chciałbym wiedzieć.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-07, 15:13
On,
Najważniejsze , że jesteś przekonany, że postąpiłeś słusznie.
(mam na myśli poinformowanie żony, a nie zdrade)
Argument zdrowotny trochę naciągany, bo zona na pewno lepiej zniosłaby brak współżycia przez kilka tyg (do czasu testu) niż wiadomość o zdradzie
ON__ [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-07, 15:29
Nie wiem, czy postąpiłem słusznie... Tak mi się wydaje, tak czuję - ale oczywiście mogę się mylić. Co do drugiego zdania - masz oczywiście rację, ale jak miałbym jej tłumaczyć taki nagły brak współżycia? To musiałyby być kolejne "kłamstewka", także mocno naciągane... Rzecz w tym, że tak naprawdę z takiej sytuacji nie ma chyba żadnego dobrego wyjścia - więc chyba najwłąściwiej postawić jednak na prawdę...
lavieestbelle [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-08, 00:48
Co się stało,niestety się nieodstanie...(a szkoda...,na wielu etapach naszych decyzji...)
Miłosierdzie Boże jest jednak niezgłębione, nie zapomnij o tym.
"Wróć synu, wróć,z daleka;wróć synu,wróć,Ojciec czeka"
Ale wróć tak naprawde,wróć na łono Ojca,upadnij na kolana i wołaj o pomoc.
Sami z siebie niewiele dobrego możemy,jesteśmy słabi,grzeszni
Ale Bóg może wszystko,jeśli tylko otworzymy tak naprawdę nasze serce na Jego działanie.
Nawracaj się każdego dnia,stawaj sie lepszy,rozmawiaj z Bogiem,żyj Nim
i módl sie za swoją żonę,by była w stanie ci przebaczyć,by zrozumiała co to znaczy prawdziwie kochać...w Bogu
Ja też skrzywdziłam mojego męża.Inaczej,ale to zrobiłam.
Myślę że wybaczył mi tylko mocą Bożą,mając za nauczyciela "Hymn o miłości"
Pamiętaj,dla Boga nie ma nic niemożliwego,On przywraca pokój serca grzesznikowi,gdy ten sie nawraca,i przynosi ukojenie tym,którzy zostali skrzywdzeni
obiecuję modlitwę
basia976 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-10, 10:57
Witaj!
W moim przypadku to ja byłam zdradzona i powiem Ci że pękło mi serce, wyprowadziłam się z dziećmi bo musiałam ochłonąć nie było mnie prawie trzy miesiące ale wróciłam i dałam mężowi szansę, jesteśmy razem i jest dobrze lecz jak na razie nie potrafię mu zaufać i nie da się tego szybko zapomnieć, ale moja miłość do niego jest potężna dlatego postanowiłam spróbować. Daj żonie trochę czasu ale staraj się i pokazuj że żałujesz i że to ona z synkiem są dla Ciebie najważniejsi, pamiętaj nie poddawaj się i walcz o swoją miłość , bądź cierpliwy ale zawsze obok, myślę że masz duże szanse. Powodzenia!!!!
ON__ [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-11, 07:55
Bardzo dziękuję za dobre słowa... Niestety, w moim przypadku jest tak, że Żona wyprowadza się na drugi koniec Polski, a to zupełnie inna sytuacja niż wówczas, gdy mimo wszystko jest się blisko i kontakt jest możliwy. Dla mnie nie ma w życiu nic ważniejszego, wszelkie moje ambicje schodzą na drugi plan, mam zamiar zmienić pracę, mieszkanie, zrezygnować ze wszystkich wydatków poza niezbędnymi, ale i tak pozwoli mi to - w najlepszym razie - widywać się z Synkiem (nie z Żoną, bo Żona nie chce) przez kilka dni w miesiącu, mieszkając po hotelach. Oczywiście walczył będę tak, jak będę umiał, ale realnie patrząc sytuacja wygląda beznadziejnie. Pozostaje wierzyć, że jednak cuda się zdarzają...
basia976 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-11, 12:08
Błagaj żeby się nie wyprowadzała, trzymam kciuki będzie dobrze. Nieraz trzeba więcej czasu kobiecie, wierz mi to ból jest nie do zniesienia, w momencie kiedy jej to wyznałeś pękło jej serce, ciężko je pozlepiać. Przeczytałam kiedyś na facebuku "Mówi żona do męża-weż szklankę i ją stłucz, stłukłeś to teraz ją przeproś i powiedz żeby się pozbierała" To jest nasze serce po zdradzie nie wystarczy przeprosić, posklejać też się nie da, na pewno nie szybko. Ale powodzenia!!!!!
ON__ [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 07:54
To jest przesądzone...
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 08:54
nie blagaj, bo to nic nie da....
pozwol jej odejsc i caly czas badz w postawie milosci.... tylko tyle i AZ tyle
to ze zona sie wyprowadza nie oznacza, ze nie moze wprowadzic sie z powrotem
daj jej czas, przemyslec, uspokoic sie, spojrzec na wszystko z dystansu tych kilkuset km
kazdy inaczej reaguje na drastyczne wiadomosci i kazdy ma inny czas na akceptacje zla , ktore wydarzylo sie w jego zyciu
a Ty sie nie zalamuj i trwaj cierpliwie, nie zasypuj jej czulosciami i przesadzonymi gestami milosci, to moze ja bardzo razic teraz, czas to najlepsze lekarstwo na wszystko......
ON__ [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 09:12
Masz rację. To wszystko byłoby łatwiejsze (o ile w ogóle można mówić o jakiejkolwiek "łatwości" w takiej sytuacji), gdyby nie Synek. Przecież On nie jest NICZEMU winien... Ja - rozumiem, muszę zapłacić za to, co zrobiłem. Żona nie chce dać szansy - ma prawo. Ale On... Jest mu z nami obojgiem dobrze, bawi się, śmieje, jeszcze nie rozumie co się dzieje, nie wie, że nie będzie miał prawdziwej Rodziny, jak inne dzieci... To jest straszne, potworne.
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 09:28
i moze to jest tez klucz do Waszego pojednania - dziecko, ktore bedzie nieustannie pytac o ukochanego tate, dla niego jest wazne zeby mial caly czas poczucie, ze jestes, po prostu JESTES - najlepszy tata i kumpel
wiem, ze ilosc Waszego wspolnego czasu zawezi sie do minimum, ale wazniejsza jest JAKOSC nie ilosc, bycie w danym momencie z dzieckiem na 100000000%
pomalutku.... nie zakladaj nic z gory.... czasem zycie zaskakuje nas naglymi zwrotami "akcji"
wspieram i pozdrawiam !!!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.