Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Przyszło mi właśnie do głowy, że skoro powyżej rozpoczęta została dyskusja na temat cierpienia kobiety ze związku niesakramentalnego (kochanki czy żony nr 2), to dyskusja ta tak naprawdę dotyczy również zdrady.
Bo obecna żona nr 2, gdyby jej mąż podjął decyzję o powrocie do żony sakramentalnej, zapewne poczułaby się przez niego zdradzona.
Czy jednak można zdradzić ze swoją własną żoną kochankę?
Z pewnością nie można.
Emocje nagarku spowodowały, że dopisujesz swoją własną historię do dyskusji, dopowiadasz , dokonując oczywistej nadinterpretacji, myślę jednak że z powodu emocji robisz to zupełnie nieświadomie.
Nikt, łącznie ze mną nie uważa , że kochanka ma większe prawa niż żona i że kochanka mogłaby czy miałaby prawo poczuć się zdradzona gdyby mąż wrócił do swojej żony. Mało tego NIKT, takiej myśli nie wyraził.
Nie zajmuję się uczuciami kochanek, żeby było jasne. To dorosłe kobiety, nie ubezwłasnowolnione, więc oczekuje się do nich rozumienia swoich czynów. Wszystko na ten temat.
Przypadek Dorotki, która notabene już nie bierze udziału w dyskusji posłużył tylko dalszym rozważaniom na tematy trudne i często nie do rozwiązania, dot. dzieci urodzonych z poza związków.
Zastanawia mnie jednak jak mało uwagi przy tej okazji poświęca się sprawcom tragedii i przyczynom powstania tragedii wszystkich dzieci, tych sakramentalnych i niesakramentalnych.
To temat tabu na tym forum, którego się nie rusza w obawie, że odkryje się prawdę a z taką prawdą pewnie nie łatwo będzie żyć.
Jednak finalnie uważam, że dyskusja nie jest bezowocna, otwiera oczy a także jest ziarenkiem, zalążkiem służącym wzbudzaniu empatii, czego dowód cytuję poniżej i z czego bardzo się cieszę.
nagarek napisała:
Cytat:
Ale tutaj nikt z nas nie mówi, że dzieci poczęte w związkach pozasakramentalnych nie mają prawa do miłości swoich biologicznych rodziców oraz do należnej im opieki.
Ponieważ maja do tego prawo. Tak samo jak dzieci z tzw. prawego łoża.
Tylko jak zapewnić im tą miłość, skoro sugeruje się (cyt. przez landis ks. Drzewiecki) że mężczyzna po powrocie do rodziny powinien ograniczyć się tylko do płacenia alimentów na takie dzieci? - to także należałoby przemyśleć a nie przyjmować tego typu sugestii jak prawd oczywistych.
Ukłon w stronę Nirwanny.
nagarek [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 12:55
Tak, od strony czysto ludzkiej jest to wielce trudna sytuacja.
Czy żona nr 2 po ewentualnym powrocie męża do żony sakramentalnej będzie cierpieć i czuć się zdradzona? Z pewnością tak.
Ale nie zapominajmy, że to właśnie owa żona nr 2 (i oczywiście mężczyzna) stała się przyczyną całego cierpienia.
Gdyby nie ów grzech - zdrada, nikt by nie cierpiał.
A czy trzeba na siłę ratować małżeństwo?
Trudno odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Bo każde małżeństwo ma swoje problemy. W jednym jest problem zdrady, w drugim alkoholizmu, agresji itp.
Moim zdaniem nie należy się jednak poddawać i trzeba Boga prosić wytrwale -nawet latami - o uratowanie małżeństwa. Bo nigdy nie można powiedzieć, że niczego już dobrego uczynić się nie da.
Przykład? Miraculum i Jarek. Byli przecież nawet po rozwodzie, a są dzięki Bogu znowu razem, a na dodatek mąż Mirki nawrócił się (serdecznie Cię pozdrawiam, Mirko!).
A jeśli rzeczywiście (załóżmy) niczego już nie da się zrobić w małżeństwie, popadło ono w całkowitą ruinę, a mąż/żona zamiast się nawracać tkwi w ciemności nadal - to zauważmy, że Kościół umożliwia nam separację. Ale separacja nie umożliwia nam wchodzenia w inny związek. Właśnie z tego powodu, że od sakramentu małżeństwa nie ma zwolnień.
Osoby, które czytają moje wypowiedzi i jeszcze mnie nie znają odnoszą zapewne wrażenie, że jestem jakaś nawiedzona. Że jestem fanatyczką. A tymczasem niestety święta wcale nie jestem i nie byłam. Po blisko 20 latach zajmowania się tarotem, magią i szeroko rozumianym okultyzmem przypadkiem trafiłam na sychar (szukając pewnej informacji o zaklęciu zostałam z pewnością przez Jezusa przypadkiem pokierowana na stronę Sycharu, co sprawiło, że odrzuciłam okultyzm i po 10 latach przystąpiłam do Spowiedzi oraz miałam modlitwę o uwolnienie wykonaną przez księdza egzorcystę). Poza tym nie byłam też święta w tematyce cielesności - np. przez 4 lata byliśmy z mężem tylko po ślubie cywilnym i jakoś mi to nie przeszkadzało. Ale z powodu kryzysu małżeńskiego i mojej obecności na sycharze zrozumiałam, że człowiek powinien i JEST W STANIE żyć zgodnie z Przykazaniami Bożymi oraz że ogromnie ważna jest wytrwałość w modlitwie.
Nawet gdyby było bardzo ciężko, to naszych modlitw o uratowanie naszych małżeństw / nawrócenie małżonków nie powinniśmy przerwać. Nie możemy się poddać nigdy!
Bo zły tylko czeka na to, aż przestaniemy być wytrwali.
Życzę wszystkim wielu łask Bożych i wysłuchanych modlitw.
Dziękuję za wspólną dyskusję na ten trudny, ale bardzo interesujący temat.
hankaolej [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 13:18
Jestem za nagarek- nie jesteś samo, mam podobne poglądy.
Jestem po rozwodzie, mąż poszedł w świat parę lat temu zostawiają mnie i nasze dziecko, obecnie 17 lat, mam brata – ów brat ma 25 letnia córkę z żoną sakramentalna oraz dwójkę dzieci 7 i 4 letnie z obecną kochanka, od jego rozwodu minęło 11 lat, ma jeszcze jedno dziecko w wieku 18 lat z wcześniejszą kochanką, z tym dzieckiem nie utrzymuje kontaktu, kobieta wyszła za mąż –mąż usynowił dziecko. Od lat obserwuje tragedie Jego dzieci, starsza nie mogąca poradzić sobie z emocjami, żyje jakby w cieniu dzieci od kochanek, ma bardzo dobre serce, próbowała zaakceptować sytuację z przyszywanym rodzeństwem, pomagała w opiece kiedy widziała się z ojcem, w żadem sposób je nie odrzuciła. Nie muszę pisać ile czas brat poświęca 25 letniej córce- może godz.. w tygodniu, ciągle się usprawiedliwiając, że małe dzieci-dużo obowiązku i tak dalej, dalej…………..Ale nigdy nie zapomnę wzroku tej poranionej „niby” dorosłej kobiety na pogrzebie mojego ojca kiedy brat wraz z kochanka siedzieli przy „głównym” stole, o Ona z boku- oczywiście moja reakcja była natychmiastowa. Jakich czasów się doczekałam kiedy kochanki mają większe poważanie w rodzinie, a prawowici mężowie( mowa o moim )/żony nie są na stypie. A co do dzieci nieślubnych , widzę je średni raz na 2 m-c, są moją rodzina, z racji tego, że głoszę inne poglądy życiowe- kochanka brata za bardzo mnie nie lubi, cóż ma do tego prawo. Dziewczynka jest starsza ma 7 lat, chłopiec 4 latka, to cudowne małe istotki, są w tym wieku gdzie powinna tryskać od nich energia życiowa, wiecie o czym pisze, a Te „ maleństwa” są wiecznie zapłakane, chore, marudne, sprawiające kłopoty wychowawcze, tak jakby się wiecznie czegoś bały, lękały, wprost mam wrażenie że są nieszczęśliwe. Aby je trochę udobruchać brat i jego kochanka postanowili na wszystko im pozwalać ( maja spokój),a dzieci jeszcze bardziej cierpią.
Żadne z tych dzieci nie ponosi winny za złe wybory swoich rodziców. To temat rzeka i można by dużo pisać, pomódlmy się w skrytości serca za dzieciaki które cierpią z Naszego powodu, niech Bóg im błogosławi.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 13:33
Hanka,
To, że rozwód rodziców wpływa na dzieci negatywnie jest oczywistością.
To, że niesakramentalny związek ma negatywny wpływa na dzieci w tym związku juz oczywiste nie jest. Los tych dzieci zależy przede wszystkim od tego jakimi rodzicami dla nich są matka i ojciec, a ni to czy mają slub kościelny czy nie.
A jeśli dzieci Twojego brata się boją i są nieszczęśliwe rzeczywiście to trzeba się (jako siostra ojca) zainteresować bardziej tym co im dolega, jakie relacje panują w ich domu, zamiast tłumaczyć sobie to tym, że to przez niesakramentalny zwiazek rodziców.
hankaolej [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 13:52
Dla mnie to nie ideologia, bardzo pragnę im pomóc, nie wiesz jak bardzo zależy mi,na dobru moich najbliższych, ich zbawieniu, wczoraj np. była na spotkaniu z księdzem egzorcysta, to już drugie spotkanie bardzo konkretne
ja próbująca się zabić po odejściu męża,
ja współwinna tego że nasza córka z bólu psychicznego się okaleczała, popadła z obłęd
piszę tylko o mich doświadczeniach w mojej rodziny, nic więcej
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 13:57
Hanka
Nie chciałem Cię urazić.
Po prostu sugeruję, ze jeśli 4 letnie dziecko jest zastraszone i smutne to moze warto podrążyć dlacxzego
landis85 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 14:03
ktos pytal o zdanie ksiedza
ksiadz Drzewiecki i ojciec Salij juz wypowiedzieli zdanie na ten temat
moje zdanie jest takie ze nie mozna przekazac dzieciom prawdziwych wartosci, prawdziwej milosci zyjac samemu w grzechu ciezkim/zwiazku niesakramentalnym.
Bo wg mnie najlepiej przekazuje sie wartosci moralne na wlasnym przykladzie.
aniela [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 14:08
jestem z wykształcenia pedagogiem, problem dzieci nie jest mi obcy...
kiedy wysłuchałam po raz pierwszy konferencji o. Dziewieckiego dotyczącą zachowania się w sytuacji kiedy pojawia się nieślubne dziecko na początku też mi to nie pasowało..ale zaczęłam przyglądać się dzieciom tym z mojego otoczenia, a także dorosłym którzy wychowali się w niepełnych rodzinach (m.in. mój tata)...
i wiecie, to nie są żadne badania naukowe, tylko na razie moje obserwacje z których niestety doszłam do podobnych wniosków co o. Dziewiecki...
osoby, które nie miały kontaktu z ojcem biologicznym, wychowywała je tylko mama ( w większości akurat były to dzieci z rodzin gdzie odszedł tata, a nie dzieci z konkubinatu), okazało się ze są w stanie założyć normalną zdrową rodzinę, która przetrwa próbę czasu i różne doświadczenia życiowe...osoby które miały sporadyczny kontakt z ojcem, który mieszkał z drugą rodziną niestety (wszystkie obserwowane przeze mnie osoby) nie poradziły sobie w małżeństwie, powieliły schemat ojca...(zdaję sobie sprawę, że do statystycznej obróbki moje dane to za mało), ale to co sobie uświadomiłam to fakt że o. Dziewiecki tak naprawde postulując urwanie kontaktu tak naprawdę troszczy się o dobro dziecka..
Widzę też po swoim dziecku, kiedy był czas że mąż nas nie odwiedzał, mały nie miał z nim kontaktu, był naprawdę radosnym dzieckiem, kiedy mąż zaczął przychodzić i wychodzić o wyznaczonej porze mój synek wpadał w czarną rozpacz..do tej pory kiedy tata wychodzi mój 3 letni synek go szuka (myśli ze tata się tylko schował)..widzę jak mój synek cierpi na nowo za każdym razem kiedy mój mąż idzie do siebie...
rana w sercu dziecka jest wtedy rozdrapywana na nowo...modlę się codziennie za synka, by Jezus natychmiast te rany opatrywał...
Jeżeli chodzi o dzieci ze związku pozasakramentalnego, w momencie kiedy ojciec biologiczny zechce powrócić od żony czy nawet tylko odejść od kochanki, będą miały szansę na rozwój w rodzinie, jest bowiem dużą szansa na to że ich matka, która nie jest związana sakramentem spotka mężczyznę który stanie się jej mężem przejmie rolę dobrego ojca...a przecież oprócz oczywistej więzi biologicznej, ważny w wychowaniu jest przykład moralny, jaki ten przybrany ojciec może dać.
Dziecko ze związku sakramentalnego nie ma praktycznie szansy na takie rozwiązanie, jeśli jego matka wybierze życie w wierności przysiędze małżeńskiej...
poza tym, ważny jest też fakt na który zwraca uwagę o. Dziewiecki, że dziecko potrzebuje miłości ojca i matki, ale do prawidłowego rozwoju potrzebuje też patrzeć na miłość wzajemną ojca i matki, bez tego nie nauczy się miłości do drugiej osoby...tzn kiedy będzie widziało ze ojciec nie kocha matki, ze jej nie szanuje ono ten schemat przełoży na swoje postępowanie...
nie wiem jak jest u was w rodzinach, ale moje dziecko (mimo że od swojego urodzenia nie zaznało życia z ojcem w domu) w swoich rysunkach zawsze rysuje tatę (jako pierwszego) obok taty zawsze stoi mama i dopiero potem on...jak bawi się samochodami i sadza tatę za kierownicą, to obok zawsze musi siedzieć mama, jak zgubi się jedna figurka, nie będzie zabawy tylko rozpaczliwe szukanie, muszą być mama i tata i siedzieć obok siebie...
takie obserwacje pokazały mi ze o. Dziewiecki może mieć rację, choć to trudne z ludzkiego punktu widzenia...
niestety mało jest pozycji dotyczących pomocy dzieciom w takich sytuacjach i należy coś z tym zrobić...można zacząć od modlitwy...by pojawili się psychologowie, pedagodzy którzy dogłębnie rozważą ten temat i opracują jakieś strategie radzenia sobie.
landis85 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 14:12
grzegorz_ napisał/a:
Los tych dzieci zależy przede wszystkim od tego jakimi rodzicami dla nich są matka i ojciec, a ni to czy mają slub kościelny czy nie.
moze poki sa male nie ma dla nich wiekszego znaczenia, ale ja jestem wdzieczna Bogu ze moi rodzice nie rozbili cudzych zwiazkow sakramentalnych aby byc ze soba, ze moj tata nie porzucil innej kobiety/zony dla mojej mamy. Uwazam ze niektore nasze niepowodzenia zyciowe wiaza sie z grzechami pokoleniowymi , nie chcialabym takiego "spadku" dla moich dzieci.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 14:32
aniela napisał/a:
ważny jest też fakt na który zwraca uwagę o. Dziewiecki, że dziecko potrzebuje miłości ojca i matki, ale do prawidłowego rozwoju potrzebuje też patrzeć na miłość wzajemną ojca i matki, bez tego nie nauczy się miłości do drugiej osoby...tzn kiedy będzie widziało ze ojciec nie kocha matki, ze jej nie szanuje ono ten schemat przełoży na swoje postępowanie...
i na takim stwierdzeniu można zakończyć dywagacje.
[ Dodano: 2013-04-12, 14:34 ]
landis85 napisał/a:
moje zdanie jest takie ze nie mozna przekazac dzieciom prawdziwych wartosci, prawdziwej milosci zyjac samemu w grzechu ciezkim/zwiazku niesakramentalnym.
Bo wg mnie najlepiej przekazuje sie wartosci moralne na wlasnym przykladzie.
Landis
Niewierzący też kochają swoje dzieci i przekazują im miłość.
Ważne aby rodzice się kochali tak jak napisała Aniela aby dziecko patrzyło
na kochającego sie ojca i matke i to jest najlepszy przykład i najlepsze wychowanie
aniela [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 14:46
Tolek52 napisał/a:
aniela napisał/a:
Mam wrażenie że dla Ciebie nie ma prawa wyrazić swojego zdania ten kto myśli inaczej niż ty, czyli dla kogo Sakrament Małżeństwa ma wartość ponad wszystkim, bo jest Przymierzem zawartym z samym Bogiem...
nagarek napisał/a:
Ale nie jestem w stanie zgodzić się z osobami, które w tym temacie (kończąc na dodatek swoją wypowiedź słowami "Z Bogiem"...) dziwią się mojemu czy również Anieli jak najbardziej poważnemu traktowaniu świętego związku małżeńskiego. Świętego, gdyż połączonego świętym przecież Sakramentem małżeńskim, od którego nie ma żadnych ulg, zwolnień czy urlopów.
Tak macie rację ale czy za wszelka cenę musi być utrzymany związek małżeński?
A gdzie jest tutaj najtrudniejszy dla Boga i dla człowieka dar Bozy WOLNOŚĆ?
Nie można zmusić nikogo do postępowania zgodnego ze swoim rozumieniem wszystkiego i zasłanianie sie sakramentem, charyzmatem, prawem Bożym i zmuszania na siłę przyjęcia poglądów jakie sami chcemy soba reprezentować.
Złem jest odejście od wiary, ale czy nie większym złem jest nakazywanie komuś na siłę przestrzeganie prawa Bożego. Ludzie chcą w swoim życiu spotkać Boga lecz jednocześnie odrzucają kościół jako zło (nie jest moją winą że tak postrzegają kościół). Czytając wasze wpisy dochodzę do wniosku coraz bardziej że mają rację z takim mysleniem. Poza tym przerabialiśmy już w histori kościoła włśnie takie błędy myślenia i są to wstydliwe karty kościoła (mowa o inkwizycji).
Przestrzeganie przawa Bożego należy zacząć od siebie i to prawo Boże jest do wykonania przez każdego z nas czyli to prawo Boże masz wykonać ty osobiście Nagarku, Anielo, Tolku. Do innych też mamy wykonywać prawo Boże ale czy je wykonujemy również tak chętnie? Bardzo pięknie powiedział Bp Dajczak o odejsciach od kościoła wyjaśniajac dlaczego.Zamieszczam linkdo tej wypowiedzi
Anielo, Nagarku nasze myslenie nieraz zmierza błędnymi torami i to dotyczy każdego z nas w żaden sposób nie wyłączając i mnie z tego. forum jest własnie po to aby mieć możliwość zmiany złego myślenia włśnie dzięki takim dyskusjom niejednokrotnie i podważającym prawdy wiary.
Anielo, Nagarku też tak kiedyś myślałem jak Wy tera jestem na etapie, że małżeństwo nie musi być utrzymane za wszelką cenę. Zacząłem wymagać jedynie od siebie przestrzegania ścisłego przysięgi małżeńskiej, przestałem wymagać tego od żony. Decyzje zony sa jej decyzjami nie moimi i nie mam wpływu na te decyzje. Zona podejmuje swoje decyzje w wolności do czego ma pełne prawo. Dlaczego odeszła ode mnie i zdecydowała śię żyć tak jak żyje nie wiem ale ważne że wie to Bóg, być może była to Boża wola aby uswięcić nas oboje właśnie w ten sposób tego nie wiem.
Tolku, ja się z Tobą absolutnie zgadzam, przez rok od odejścia męża próbowałam go na siłę nawracać...po roku oddałam to Panu Bogu... doświadczyłam na własnej skórze że to tylko oddalało go od Boga...on mi wciąż powtarzał "słowa, słowa, słowa" ja na początku uznawałam to za niesłuszny zarzut, ale po roku dotarło do mnie że moj mąż ma rację, że ja tylko mówie a moje życie, idzie sobi swoją drogą...ode tego czasu coś się we mnie zmieniło...wzięłam Ewangelię i krok po kroku, każdego dnia jeden rozdzialik zaczęłam wprowadzać w życie...książka "Twój język ma moc" Marii Vadia bardzo mi pomogła ogarnąć moje gadlustwo...zaczęłam więcej milczeć, a zaczęłam zmieniać swoje życie...jestem cały czas w drodze, ale już widzę że nie słowami mam dawać świadectwo a czynem...jak widac z moich postów (jasne wyrażanie myśli nie jest moją mocną stroną, ale tu bardzo chciałam się podzielić tym jak ja rozumiem sakrament małżeństwa)...Podzielam Twoje zdanie, że nalezy zmieniać siebie, bo na to mam wpływ...
na decyzje męża wpływu nie mam, ale modlitwa ma wpływ i ja się za niego modlę...
bo temat wolnej woli jest też trudnym tematem, ale ja uczepiłam się objawień Fatimskich i Objawień Jezusa Miłosiernego gdzie Jezus i Maryja proszą o modlitwę za grzeszników bo ona ma moc nawracania....więc odpowiadając na to wezwanie po porstu się modlę...problemu "wolnej woli" nie ogarnę swoim rozumem, ale skoro sam Jezus mówi ze modlitwa za grzesznika jest potrzebna to znaczy że Bóg mimo iż wolnej woli nie zabierze, da światło Ducha Św tak silne tej osobie, że żadna latarka szatańska nie przebije tego blasku...może troche naiwne moje myślenie...ale ono mi pomaga nieustawać w modlitwie, by mojemu mężowi też dane było przezyć nawrócenie i by mógł czerpać z niego ogromną radość.
niezapominajka8 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 17:33
Anielo uważam podobnie.
Dodam, że ja uczepiłam się objawień w Medjugorie, aczkolwiek one są kontynuacją Fatimy.
Tam Maryja mówi, jeśli nie potrafisz modlić się w swoich intencjach, bo tak czasami bywa, prosi módl się w moich intencjach m.in.za niewierzących, a ja zajmę się twoimi sprawami mi taki pakt odpowiada
[quote="niezapominajka8"]Anielo uważam podobnie.
jeśli nie potrafisz modlić się w swoich intencjach, bo tak czasami bywa, prosi módl się w moich intencjach m.in.za niewierzących, a ja zajmę się twoimi sprawami mi taki pakt odpowiada
mi również taki układ odpowiada...:)
i od kiedy modlę się w intencjach jakie są ważne dla Maryi w moim życiu pojawiło się więcej radości...:)
odprawiam też nabożeństwo pierwszych sobót miesiąca...kiedyś już to nabożeństwo odprawiałam, ale wtedy za bardzo skupiałam się na obietnicach...m.in. że w rodzinach nastanie miłość i pokój...od kiedy jednak zrozumiałam prawdziwe przesłanie by Sercu Matki Bożej wynagrodzić za grzechy nasze..rozpoczęłam w tym roku to nabożeństwo wyłącznie dla Matki Bożej, bez żadnej swojej intencji..po prostu ofiarowuję swój czas i modlitwę Matce Bożej, a ona tę modlitwę wykorzystuje wg Swojej woli...
Tolek52 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 19:32
nagarek, grzegorz napisał/a:
żona nr 2
Czy aby na pewno żona nr 2? Jak dla mnie to nie żona ale konkubina, no chyba że żona zmarła to może być żona.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.