Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Cytat:
Dzieci będą cierpieć, to oczywiste. Ale takie są już skutki poczęcia dzieci w grzechu...
A jeżeli chodzi o cierpienie żony niesakramentalnej, to niestety, ale Jej cierpienie ma tutaj akurat najmniejsze znaczenie i nie zasługuje na absolutnie żadną uwagę. Ponieważ gdyby była uczciwa ta kobieta, to nie doprowadziłaby do rozbicia małżeństwa Doroty i Jej męża
.
Cytat:
A co człowiek (mam na myśli kobietę męża Doroty) rozdzielił, to już jego problem i niech sobie sam/sama z tym radzi.
Przerażenie mnie ogarnia czytając to.
Gratuluję poglądów. Są naprawdę bardzo ludzkie i empatyczne.
Całe szczęście nikt nie może podejmować decyzji dotyczących życia Doroty jej meza oraz "rodziny" jaką założył nieformalnie mąż Doroty, bo jak by was słuchał to najmniej 5 par butów by zdarł biegając od Doroty do swojej konkubiny.
Tak prawdę powiedziawszy w obecnej stacji nie ma sensownego rozwiązania aby komuś nie zadawać cierpienia ale cóż to są właśnie konsekwencje zycia dla przyjemności a nie życia z honorem (częściowo dotyczy również i Doroty chodzi o wysyłanie negatywnych sygnałów do męza). Tak prawdę mówiąc współczuję Dorocie i nie zazdroszczę męzowi Doroty. wszystkie rozwiązania jakie są możliwe do wykonania są złe i przynoszące nieszczęście.
Dorotko zachęcam do wytrania w tym stanie i chociaż jest to stan zawieszenia i wielu niepewności przynaszący tylko cierpienie dla Ciebie. i kazde rozwiązanie bedzie złym rozwiazaniem.
przemekfrank [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-11, 09:29
Tolku!
To co zacytowałeś i podałeś w cytacie jako moje słowa ja tylko przytoczyłem z poprzedniego postu.
Autorką ich jest Nagarek nie ja !!!!!
Nigdy nie podpiszę się pod poglądami , że tylko ja mam prawo do szczęścia a reszta świata mnie nie obchodzi. Cierpienie innych ludzi w tym dzieci nie jest dla mnie ich problemem z którymi " sami niech sobie radzą".
Co do sposobu wyrażania swoich opinii przez Nagarek - brak słów.
Z Bogiem
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-11, 11:03
nagarek napisała:
Cytat:
Dzieci będą cierpieć, to oczywiste. Ale takie są już skutki poczęcia dzieci w grzechu...
Ręce opadają jak czyta się tego typu wynurzenia, przerażające wprost!
Do różnych nieludzkich odruchów człowiek jest zdolny w imię idei lub ideologii no i własnego chciejstwa popartego stosowną ideą, w jego pojęciu tłumaczącą wszystko.
a sprawca "poczęcia dzieci w grzechu" - jak zawsze, oczekiwany z upragnieniem.
złamana [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-11, 11:49
Czy dochowanie wierności przysiędze małżeńskiej oznacza jedynie pozostanie w celibacie i samotności? Czy też winno wiązać się z dopuszczeniem możliwości ponownego nawiązania pożycia małżeńskiego? Czy przy założeniu, że dochowanie wierności przysiędze wiąże się z dopuszczeniem możliwości przyjęcia nawróconego małżonka, fakt, że bedzie to powodowało cierpienie osób trzecich powinien przesądzić o odmowie nawiązania takiego pożycia? Czy w takiej sytuacji przyjęcie małzonka świadczyć będzie o egoiźmie i braku empatii małżonka wiernie trwającego w związku? Błędne koło. W sytuacji takiej jak Dorota, wykazując empatię do nowej rodziny jej męża, przysięga Doroty winna tylko ograniczać się do miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej na odległość. Bez dopuszczenia możliwości ponownego nawiązania pożycia małżeńskiego. Nadto wykazując empatię do dzieci męża Doroty on nigdy, w tej sytuacji nie powinien zrozumieć istoty i sensu sakramentalnego związku i nawet nie powinien próbować zawrócić z raz obranej drogi, co jak widać czyni. Idąc dalej złamanie przysięgi małżeńskiej, pojawienie się dziecka pozamałżeńskiego skutkować winno uznaniem zerwania sakramentalnego związku raz na zawsze. Czy naprawdę w świetle istoty tego sakramentu o to chodzi? Czy ma on moc sakramentu dopóki nie zdradzę i nie opuszczę współmałżonka? Czy nie jest jednak tak, że przy założeniu wiary w związek małżeński jako sakrament nie powinno się uznać, że nie jest się odpowiedzialnym za cierpienie całego świata?
To są tylko pytania teoretyczne. Na szczęście nie staję przed takim problemem. Bo jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że w sytuacji gdyby mnie mąż zostawił, założył nową rodzinę i chciał wrócić, nie miałabym problemu z uporaniem się z bagażem jego przeszłości. I nie chodziłoby mi jedynie o cierpienie rodziny, którą by opuszczał a odpowiedź na pytanie, kim on jest? Jeżeli tak trudno poradzić sobie z przyjęciem małżonka po zdradzie, to co to musi być, jak wraca po wielu latach z bagażem nowej rodziny.
nagarek [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-11, 14:42
Odnośnie słów przemekfrank:
"Z tego cytatu wynika że niezależnie ile osób będzie cierpiało, obecna żona, 2 dzieci, ( lub pięcioro które wyżej wymieniłaś) jest to nieważne, byle tylko Dorotka odzyskała męża bo jej szczęście tylko się liczy"
zapytam czy Twoim zdaniem Dorota i inne osoby w podobnej sytuacji mają cierpieć i nie mają prawa pragnąć powrotu SWOJEGO męża tylko z tego powodu, że mąż ma kochankę, a z nią ma dzieci?
Czy w takiej sytuacji ma liczyć się liczba cierpiących, a żona sakramentalna, czyli jedyna mająca prawo zarówno do miłości, jak i do bycia ze swoim mężem do końca życia - nie ma prawa się liczyć i jej cierpienie nie ma żadnego znaczenia?
No wybacz...
O czymś zdecydowanie przeciwnym mówi Biblia, a więc Bóg. A Boga mam nadzieję, że nie masz zamiaru pouczać i mówić Mu, że nie ma Bóg racji?
Po raz kolejny bowiem przypomnę Abrahama i Jego poczęte z kobietą inną, niż Jego żona dziecko. I znamy opinię Boga w tej sprawie.
Gdyby ludzie postępowali zgodnie z naukami Boga, to nie byłoby cierpienia.
A skoro postępują (w tym przypadku mąż Doroty i Jego kochanka, czyli obecna żona niesakramentalna) sprzecznie z Przykazaniami i z naukami Boga, to nie ma podstaw do tego, aby nad ich cierpieniem się użalać.
A zapomnieć o cierpieniu Doroty i Jej prawie do powrotu męża. Którego Dorota kocha wciąż i ma prawo kochać.
Dorota, jestem z Tobą! Wierzę, że Bóg zechce rozwiązać Twój (Wasz) problem w najmniej bolesny dla wszystkich sposób. A Tobie, że zechce przywrócić męża.
[ Dodano: 2013-04-11, 14:58 ]
kenya napisał/a:
nagarek napisała:
Cytat:
Dzieci będą cierpieć, to oczywiste. Ale takie są już skutki poczęcia dzieci w grzechu...
Ręce opadają jak czyta się tego typu wynurzenia, przerażające wprost!
Do różnych nieludzkich odruchów człowiek jest zdolny w imię idei lub ideologii no i własnego chciejstwa popartego stosowną ideą, w jego pojęciu tłumaczącą wszystko.
a sprawca "poczęcia dzieci w grzechu" - jak zawsze, oczekiwany z upragnieniem.
Czyli Twoim zdaniem przerażające jest to, czego uczy nas Bóg?
Czy czytałaś/czytałeś w ogóle kiedykolwiek Biblię?
Bo bez obrazy, ale mam wrażenie, że nie. Skoro wyraźnie w swoich wypowiedziach otwierasz (świadomie lub nie) drzwi postępowaniu sprzecznemu z Przykazaniami Boskimi.
A także dajesz większe prawo kochance i Jej dzieciom do szczęścia i miłości, niż Dorocie, która jest żoną sakramentalną.
Skoro mowa o cierpieniu - sprawą dla mnie oczywistą jest, że cierpienie Doroty jest również w oczach Boga cierpieniem.
Zaś zbudowane na grzechu cierpienie kochanki (żony niesakramentalnej) męża Doroty to zupełnie inna sprawa. Ponieważ doprowadzając do rozbicia czyjegoś małżeństwa trzeba być świadomym tego, że swoim czynem sprowadza się nie tylko grzech, ale również cierpienie. Na żonę sakramentalną, jak i na kochankę czy jej dzieci.
Jeśli kochanka cierpi - to ma to cierpienie na swoje własne żądanie.
A jeśli dzieci kochanki będą cierpieć w przypadku powrotu męża do sakramentalnej żony - to należy obarczyć winą za to ich matkę i ojca, a nie Dorotę.
aniela [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-11, 15:10
pojawia się w tym wątku motyw cierpienia..a czymże jest cierpienie...przecież cierpienie pojawia się wtedy kiedy pojawia się grzech...cierpienie pojawia się wtedy kiedy żyjemy daleko od Boga (poza wyjatkami tych św. którzy przyjęli ciepienie dla ratowania dusz)...
no a skoro cierpienie jest konsekwencją grzechu, to szanowny małżonek i jego nowa partnerka dopóki będą ze sobą również odczuwają cierpienie dopóty nie przestaną żyć w grzechu...
ja nie chcę by kochanka męża cierpiała (w moim przypadku, akurat ona w tym momencie cierpi najmniej, ale rozstanie każdy jakoś tam boleśnie przeżywa), wiem że mój mąż cierpi, bo sam mówi, ze cierpi, że nie jest i nigdy już nie będzie w pełni szczęśliwy (tak na tę chwilę ma)...
cierpię ja -choć powoli odnajduję radość życia (czuję ja Duch Św. wypełnia mnie radością i pokojem bo go o to w modlitwie prosiłam)...
na podstawie tego mojego doświadczenia działania Ducha Św. wiem że jesli poprosze Boga to on również da pocieszenie kochance męża, gdy ta ze względu na Sakrament będzie musiala odejść...
więc cierpieć nie będzie, tym bardziej że ma ona pełne prawo do związania sie z wolnym mężczyzną i założyć szczęśliwą rodzinę..
opuszczona żona sakramentalna już tego prawa nie ma...
co do dzieci to one cierpią i to boli, mnie również, ale i tu Duch Sw. który jest źródłem Radości, pocieszenia i Miłości jest w stanie zaradzić)...
cierpienie nieślubnych dzieci jest konsekwnecją błędnych wyborów ich biologicznych rodziców i nie przestrzegania zasad moralnych, które wyraźnie wskazują na to że kontakty seksualne poza związkiem małżenskim są niedopuszczalne...gdyby człowiek się do tego stosował nie byłoby problemu, ale podobnie jak Załamana uważam że nie można żony sakramentalnej obarczać poczuciem winy za krzywdę dzieci tych niesakramentalnych...
Celem tego forum jest podtrzymywanie nadziei na to, że nawet w najbardziej pokrconej, beznadziejnej sytuacji Bóg jest w stanie nasze małzeństwo odrodzić...
KAŻDE TRUDNE MAŁŻEŃSTWO jest do uratowania..- i proszę moderatorów o sprostowanie jeśli źle rozumiem przesłanie wspólnoty SYCHAR...
bo z tego wątku można by wysnuć wniosek, że w pewnych sytuacjach nie należy o to Pana Boga prosić by ratował małżeństwo...
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-11, 15:25
aniela napisał/a:
no a skoro cierpienie jest konsekwencją grzechu, to szanowny małżonek i jego nowa partnerka dopóki będą ze sobą również odczuwają cierpienie dopóty nie przestaną żyć w grzechu...
Niestety, świat nie jest taki idealny i sprawiedliwy jakim go chcielibyśmy widzieć.
Osoby, które odeszły żyjące w związkach niesakramentalnych oczywiście mogą mówić , że nie są w pełni szczęśliwe (nie mogą korzystać z sakramentów), czują poczucie winy zapewne, ale i tak mają się nieporównywalnie lepiej niz osoby opuszczone.
aniela [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-11, 15:45
przemekfrank napisał/a:
Co do sposobu wyrażania swoich opinii przez Nagarek - brak słów.
Przemku piszesz tak jakbyś był nieomylny i super dobierał słowa...
Mam wrażenie że dla Ciebie nie ma prawa wyrazić swojego zdania ten kto myśli inaczej niż ty, czyli dla kogo Sakrament Małżeństwa ma wartość ponad wszystkim, bo jest Przymierzem zawartym z samym Bogiem...
Czytam jeszcze raz Twoje wypowiedzi, niejednokrotnie przynajmniej z moim wypowiedzi wysuwasz zbyt pochopne wnioski "co ja miałam na myśli"...może po prostu z szacunkiem potraktuj rozmówców i nie oceniaj...
masz prawo nie zgadzać się Nagarkiem czy ze mną...jedni wyrażają swoje myśli jaśniej inni takiego daru nie mają..ale to nie znaczy że należy od razu czynić podsumowania...(zresztą komunikaty Keyny brzmią podobnie: 'ręce opadają" "przerażające wynurzenia" ).
Kazdy broni swojego zdania i to jest ok, ale nie musimy się przy tym obrażać...
ja się z wami zgadzam że dzieci nieskramentalne są niczemu niewinne,
z mojego punktu widzenia, jako matki która patrzy na cierpienie dziecka, problem niesakramentalnej rodziny z dziećmi wygląda nieco inaczej...
bo mam patrzeć jak cierpi moje dziecko, które ma pogodzić się tym ze tata ma nową rodzinę i nowe dzieci..i nie możemy tamtym dzieciom zabrać taty, bo je skrzywdzimy...
ja się na to nie godzę i to jest zrozumiałe chyba, że jako matka chciałabym by moje dziecko miało ojca, które w mąż czasie ślubowania również obiecał "przyjąć i po katolicku wychować".
Podobnie jak Dorota, nie robię nic by męża odciągnąć od kochanki (tzn nie uwodzę, nie dzwonie, nie proszę by wracał, już nawet nie mówię, że żyje w grzechu), ale się modlę o Ducha Św. o nawrócenie męża, o nawrócenie kochanki i to by DUch Sw..poprowadził...
ale też mam pragnienie by mąż wrócił...
i byśmy razem jako rodzina podjemowali i rozwiązywali życiowe problemy i razem szli drogę do Nieba...
Przemkufranku czy moja postawa naprawdę zasługuje na taką krytykę z Twojej strony?
[ Dodano: 2013-04-11, 15:57 ]
grzegorz_ napisał/a:
Osoby, które odeszły żyjące w związkach niesakramentalnych oczywiście mogą mówić , że nie są w pełni szczęśliwe (nie mogą korzystać z sakramentów), czują poczucie winy zapewne, ale i tak mają się nieporównywalnie lepiej niz osoby opuszczone.
na pewno jakość cierpienia osoby opuszczonej jest inna niż tego co porzucił...
ale widząc po zachowaniach mojego męża i po jego wypowiedziach ze "świat jest zły", że jesteśmy skazani na cierpienie", że "nie może znieść tego że nas skrzywdził i nie umie tego zmienić" - to nie są tylko słowa, mój mąż tym żyje, to jego postawa...szuka towarzystwa ludzi, którzy lubią imprezować by zagłuszyć ból, szuka ludzi, którzy potwierdzają słuszność jego wyboru i namawiają że nie ma sensu ratować małżeństwa...
mój mąż odrzucił wszystkich znajomych wierzących...
i wiem że nie jest szczęśliwy...to jego wybór...to fakt, z drugiej strony nie ma jak do tej pory osoby, która by mu pokazała że można żyć inaczej, że można zacząć od początku...z Bogiem..
ja mogę się modlic by Bóg takie osoby postawił w życiu męża...ale nie powiem mu osobiście o on to odbierze jako "powinienieś wrócić" a mi przede wszystkim chodzi o to by on odnalazł Boga i u Boga szukał szczęścia...
nagarek [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-11, 23:51
Zgadzam się z Anielą.
Ale nie jestem w stanie zgodzić się z osobami, które w tym temacie (kończąc na dodatek swoją wypowiedź słowami "Z Bogiem"...) dziwią się mojemu czy również Anieli jak najbardziej poważnemu traktowaniu świętego związku małżeńskiego. Świętego, gdyż połączonego świętym przecież Sakramentem małżeńskim, od którego nie ma żadnych ulg, zwolnień czy urlopów.
Przysięgamy sobie przed Bogiem:
"I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci"
a nie "oraz że cię nie opuszczę do czasu, aż będę mieć z kochanką jedno, dwoje, czy pięcioro dzieci...
Pojawienie się dziecka czy dzieci poza małżeństwem sakramentalnym nie stanowi żadnej możliwości uwolnienia wiarołomnego małżonka od przysięgi małżeńskiej. A więc także od obowiązku jej wiernego wypełniania w życiu.
Jeśli ktoś nie jest na tyle dojrzały, aby wstępować w wielce poważny sakramentalny związek małżeński (tzn. jeśli nie czuje się gotów do wypełnienia związanej z nim przysięgi), to może przecież nie wchodzić w taki związek i potem danej przed Bogiem drugiej osobie przysięgi nie łamać.
Ale jeśli taką przysięgę się złożyło, to nie ma zlituj...
A skoro powyżej mowa o Moderatorach:
Czy jakiś Moderator przyjrzał się dyskusji prowadzonej w tym temacie?
Czy Moderatorzy zechcieliby przyjrzeć się zamieszczonym tutaj wypowiedziom niektórych osób i to wypowiedziom zdecydowanie sprzecznym z naukami Kościoła, a nawet samego Boga zawartymi w Biblii?
Przypomnieć warto, że jest to Sychar, a więc forum jakby nie było katolickie, na którym obowiązują pewne zasady.
Moim zdaniem wypowiedzi sugerujące prawa kochanek oraz ich dzieci, większe niż prawa żony sakramentalnej, zdecydowanie nie powinny być zamieszczane na tutejszym forum, ponieważ ich odbiorcami (czytelnikami) są na Sycharze często osoby będące na tzw. zakręcie, a więc mogące dojść do wielce negatywnych wniosków na temat swojej dalszej drogi życiowej.
Jeśli załóżmy ktoś jest obecnie w niesakramentalnym związku (zdradza żonę/męża) i przeczyta takie słowa, to może uznać je za zielone światło dla siebie, czyli do dalszego życia w grzechu.
Zamiast do powrotu do żony czy męża sakramentalnego.
Bardzo proszę o reakcję Moderatorów w tym temacie.
Z góry dziękuję.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 00:32
nagarek napisał/a:
Jeśli załóżmy ktoś jest obecnie w niesakramentalnym związku (zdradza żonę/męża) i przeczyta takie słowa, to może uznać je za zielone światło dla siebie, czyli do dalszego życia w grzechu.
Zamiast do powrotu do żony czy męża sakramentalnego.
Bardzo proszę o reakcję Moderatorów w tym temacie.
Z góry dziękuję.
Zazwyczaj tacy ludzie ani nie czytają tego forum ani nie potrzebują żadnego zielonego światła, bo już dawno sobie takie światło zapalili.
A o prawach dzieci chyba warto mówić , niezależnie czy są to "z prawego" czy z "nieprawego" łoża. Czasy gdy takie dzieci "poczęte w grzechu" pozbawiano wszelkich praw i nazywano nawet obrażliwie bękartami już na szczęscie minęły
nagarek [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 01:12
Jak najbardziej się zgadzam z wypowiedzią Grzegorza.
Ale tutaj nikt z nas nie mówi, że dzieci poczęte w związkach pozasakramentalnych nie mają prawa do miłości swoich biologicznych rodziców oraz do należnej im opieki.
Ponieważ maja do tego prawo. Tak samo jak dzieci z tzw. prawego łoża.
Dzieci nie są absolutnie winne temu, że pojawiły się na świecie.
Więc miłość matki/ojca i spotkania z nim - należy im się jak najbardziej.
Alimenty? oczywiście, że tak.
Nikt temu tutaj nie przeczy.
Tutaj poruszamy raczej temat "prawa" żony sakramentalnej (na przykładzie Doroty) do tego, aby jej mąż - nawet jeśli ma inną kobietę, a z nią dzieci - do niej wrócił.
I to prawa z punktu widzenia praw Boskich i nauk Kościoła, a nie prawa cywilnego.
I oczywiście mówimy o sytuacji, gdy mąż/żona jest otwarta na powrót do małżonka sakramentalnego.
[ Dodano: 2013-04-12, 01:31 ]
Przyszło mi właśnie do głowy, że skoro powyżej rozpoczęta została dyskusja na temat cierpienia kobiety ze związku niesakramentalnego (kochanki czy żony nr 2), to dyskusja ta tak naprawdę dotyczy również zdrady.
Bo obecna żona nr 2, gdyby jej mąż podjął decyzję o powrocie do żony sakramentalnej, zapewne poczułaby się przez niego zdradzona.
Czy jednak można zdradzić ze swoją własną żoną kochankę?
Z pewnością nie można.
Można zdradzić tylko żonę z kochanką, a nie z żoną kochankę.
Więc tyle z mojej strony na temat cierpienia kobiet w takiej sytuacji, jak sytuacja Doroty.
Powrotu do żony sakramentalnej osobiście nie uważam za zdradę wobec żony nr 2, a także nie uważam za cierpienie tego, co na własne życzenie czuje owa żona nr 2, będąca przecież główną przyczyną rozpadu małżeństwa swojego obecnego męża.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 07:16
nagarek napisał/a:
A skoro powyżej mowa o Moderatorach:
Czy jakiś Moderator przyjrzał się dyskusji prowadzonej w tym temacie?
Czy Moderatorzy zechcieliby przyjrzeć się zamieszczonym tutaj wypowiedziom niektórych osób i to wypowiedziom zdecydowanie sprzecznym z naukami Kościoła, a nawet samego Boga zawartymi w Biblii?
Przypomnieć warto, że jest to Sychar, a więc forum jakby nie było katolickie, na którym obowiązują pewne zasady.
Moim zdaniem wypowiedzi sugerujące prawa kochanek oraz ich dzieci, większe niż prawa żony sakramentalnej, zdecydowanie nie powinny być zamieszczane na tutejszym forum, ponieważ ich odbiorcami (czytelnikami) są na Sycharze często osoby będące na tzw. zakręcie, a więc mogące dojść do wielce negatywnych wniosków na temat swojej dalszej drogi życiowej.
Moderatorzy zaglądają i czytają Ja już się zresztą wypowiadałam w tym wątku, gdzieś w okolicach 2-3 strony.
W tej chwili piszę od siebie - to że jesteśmy na forum katolickim, nie oznacza że nikt z nas nie może mieć wątpliwości. Zdarza się że myślenie wędruje torami po ludzku, nie po Bożemu. Ale w końcu wszyscy jesteśmy w drodze, tyle że każdy z nas na innym etapie.
Nie chciałabym, aby moderatorzy pełnili funkcję policjantów, i cięli "nieprawomyślne" posty. Sądzę, że dużo lepsza jest dyskusja, taka jaka właśnie tu się toczy. Aniela, Nagarku - Wasze posty są bardzo dobrze napisane, świetnie argumentujecie - takie właśnie wypowiedzi mają szansę rozwiać wątpliwości tych, co się znaleźli na zakręcie. Tym bardziej, że od razu można poczytać kontrargumenty, a więc jakakolwiek decyzja zostanie podjęta po przeczytaniu takiej dyskusji - będzie bardziej przemyślana. Jeśli decyzja będzie podjęta zgodnie z charyzmatem Sycharu - dzięki Bogu! Jeśli nie - wolna wola człowieka, nawet Jezus podczas nauczania nie nawrócił wszystkich. Ale też i ziarno zostało posiane, kiedyś może dobry owoc wyda
Z Panem Bogiem!
Tolek52 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 08:52
aniela napisał/a:
Mam wrażenie że dla Ciebie nie ma prawa wyrazić swojego zdania ten kto myśli inaczej niż ty, czyli dla kogo Sakrament Małżeństwa ma wartość ponad wszystkim, bo jest Przymierzem zawartym z samym Bogiem...
nagarek napisał/a:
Ale nie jestem w stanie zgodzić się z osobami, które w tym temacie (kończąc na dodatek swoją wypowiedź słowami "Z Bogiem"...) dziwią się mojemu czy również Anieli jak najbardziej poważnemu traktowaniu świętego związku małżeńskiego. Świętego, gdyż połączonego świętym przecież Sakramentem małżeńskim, od którego nie ma żadnych ulg, zwolnień czy urlopów.
Tak macie rację ale czy za wszelka cenę musi być utrzymany związek małżeński?
A gdzie jest tutaj najtrudniejszy dla Boga i dla człowieka dar Bozy WOLNOŚĆ?
Nie można zmusić nikogo do postępowania zgodnego ze swoim rozumieniem wszystkiego i zasłanianie sie sakramentem, charyzmatem, prawem Bożym i zmuszania na siłę przyjęcia poglądów jakie sami chcemy soba reprezentować.
Złem jest odejście od wiary, ale czy nie większym złem jest nakazywanie komuś na siłę przestrzeganie prawa Bożego. Ludzie chcą w swoim życiu spotkać Boga lecz jednocześnie odrzucają kościół jako zło (nie jest moją winą że tak postrzegają kościół). Czytając wasze wpisy dochodzę do wniosku coraz bardziej że mają rację z takim mysleniem. Poza tym przerabialiśmy już w histori kościoła włśnie takie błędy myślenia i są to wstydliwe karty kościoła (mowa o inkwizycji).
Przestrzeganie przawa Bożego należy zacząć od siebie i to prawo Boże jest do wykonania przez każdego z nas czyli to prawo Boże masz wykonać ty osobiście Nagarku, Anielo, Tolku. Do innych też mamy wykonywać prawo Boże ale czy je wykonujemy również tak chętnie? Bardzo pięknie powiedział Bp Dajczak o odejsciach od kościoła wyjaśniajac dlaczego.Zamieszczam linkdo tej wypowiedzi
Anielo, Nagarku nasze myslenie nieraz zmierza błędnymi torami i to dotyczy każdego z nas w żaden sposób nie wyłączając i mnie z tego. forum jest własnie po to aby mieć możliwość zmiany złego myślenia włśnie dzięki takim dyskusjom niejednokrotnie i podważającym prawdy wiary.
Anielo, Nagarku też tak kiedyś myślałem jak Wy tera jestem na etapie, że małżeństwo nie musi być utrzymane za wszelką cenę. Zacząłem wymagać jedynie od siebie przestrzegania ścisłego przysięgi małżeńskiej, przestałem wymagać tego od żony. Decyzje zony sa jej decyzjami nie moimi i nie mam wpływu na te decyzje. Zona podejmuje swoje decyzje w wolności do czego ma pełne prawo. Dlaczego odeszła ode mnie i zdecydowała śię żyć tak jak żyje nie wiem ale ważne że wie to Bóg, być może była to Boża wola aby uswięcić nas oboje właśnie w ten sposób tego nie wiem.
Panie Boże błogosław osoby które zrozumiały sens mojej wypowiedzi a tym co nie zrozumieli daj śiwatło Ducha św aby to mogli pojać
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-12, 10:56
nagarek napisał/a:
Czy jednak można zdradzić ze swoją własną żoną kochankę?
Z pewnością nie można.
Można zdradzić tylko żonę z kochanką, a nie z żoną kochankę.
Więc tyle z mojej strony na temat cierpienia kobiet w takiej sytuacji, jak sytuacja Doroty.
Powrotu do żony sakramentalnej osobiście nie uważam za zdradę wobec żony nr 2, a także nie uważam za cierpienie tego, co na własne życzenie czuje owa żona nr 2, będąca przecież główną przyczyną rozpadu małżeństwa swojego obecnego męża.
A tak po ludzku na to patrząc, nie formalnie....
Mąż Doroty od 9 lat żyje z kobietą. Ma z nią dziecko.
Codziennie z nią jest, pewnie mówi jej od 9 lat, że ja kocha.
Pewnie ona też go kocha.
I nagle....mówi "wiesz kochanie, żyliśmy 9 lat w grzechu, nawróciłem się, chce teraz być
dobrym mężem dla swojej sakramentalnej żony...odchodzę"
Czy żona nr 2 może czuć się zdradzona?
I co dalej?
Zapomina o tych 9 latach, wraca do żony z którą przez 9 lat nie zamienił słowa...
i staje się cud....żyją długo i szcześliwie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.