Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2014-01-02, 11:14 moja żona i druga kobieta- pomóżcie
Witam wszystkich. To mój pierwszy post na tym forum. Przede wszystkim życzę Wam obfitości łask Bożych w 2014.
Postaram się w pigułce nakreślić swój problem i szczerze liczę na Wasze wsparcie, komentarz, rady i wskazówki. Mamy oboje po 38 lat, wyższe wykształcenie itp. Generalnie oboje z rodzin katolickich choć jak było nam dobrze, to dawaliśmy sobie taryfę ulgową od modlitwy, niedzielnych mszy św a ja nawet szedłem dalej i kwestionowałem w ogóle całą wiarę-dziś jest inaczej i żona ma racje mówiąc jak trwoga to do Boga. Modlę się, spowiedź, msza św.....
Jesteśmy małżeństwem od 2004 a razem od 2002. Mamy dwoje dzieci (7 i 5). Różnie się między nami układało przez te lata. Było i źle i cudownie. Oboje mamy porywcze charaktery i czasami błahostka urastała do rangi mega awantury, choć nie powinna. Przez to m.in. zaczęliśmy się od siebie oddalać. Ja zacząłem mieć do żony pretensje o różne rzeczy, żona się awanturowała przy próbie wyjaśnienia wielu spraw itp. Na pewno mocno się kochaliśmy na początku- to pewne choć przed ślubem zdarzyło się kilka sytuacji niejasnych, gdzie odkryłem kłamstwa żony (żona zostawiła kogoś dla mnie i potem wiem, że chciała mnie zostawić by do niego wrócić- znalazłem jej listy do niego o takiej właśnie treści-porozmawialiśmy i chyba wyjaśniliśmy temat). Było wiele wspaniałych chwil przez te lata, lecz nie zabrakło i tych złych.
Będę pisał o tych złych z mojej strony bo nie chcę źle pisać o żonie. Wiem, że czasami brakowało żonie wsparcia z mojej strony (ciąża, karmienie itp). Zdarzyło mi się kilka komentarzy nt. jej zachowania. Byłem też zbyt władczy tj. we wszystkim chciałem mieć swój udział, współ-decyzyjność, zbyt skrupulatnie rozliczałem finanse ("bo to ja przecież utrzymuję rodzinę"- autoironia w moją stronę).
Mieliśmy mały wypadek syna (2009), kiedy to o mało nie stracił całego palca i ja za to obwiniłem żonę bo została sama z dwulatkiem i 3 miesięczną córką i ułamek sekundy i 50 kg telewizor leci w dół- teraz wiem, że popełniłem błąd, bo po pierwsze, to był wypadek (trudno jest wszystko przewidzieć) a po drugie to JA źle ten TV postawiłem na komodzie a syn wdrapując się na nią zmienił środek ciężkości!!! To nie była jej wina a wściekłem się na żonę, że nie upilnowała dziecka. Przeprosiłem ją za to ale dużo potem. Generalnie usłyszałem od żony w ciągu ostatnich dwóch lat, że nie sprawdziłem się jako mąż, że zawiodłem ją w chwilach kiedy potrzebowała mojego wsparcia, gdy była na wychowawczym to "wyganiałem" ją do pracy (tak naprawdę widziałem, że brakuje jej zajęcia i może na swój nieudolny sposób chciałem ją zmotywować do zmiany. Jak każdy popełniałem błędy.
moja żona w końcu zmieniła pracę w 10.2011 i...się zaczęło. Poznała tam koleżankę, która okazała się być homoseksualna. Na początku niby nic, choć mocno się zaprzyjaźniły. Zaczęły po pracy non stop pisać smsy, telefony-sobota, niedziela, zaczęły się wieczorne wyjścia. Zaniepokoiłem się tym i zajrzałem do telefonu żony. Tam znalazłem smsy od tej koleżanki, w których pisała "nie wiedziałam co to miłość póki Ciebie nie poznałam" i temu podobne. Żona wtedy przyznała, że ta koleżanka jej wyznała, iż dla niej to coś więcej niż tylko przyjaźń. Żona zapewniała mnie, że z jej strony nic nie ma i ona określiła granice. Natomiast zaczęła ukrywać telefon, kasować wysłane i przychodzące smsy (a były ich setki), rejestry rozmów. Założyły nową skrzynkę emailową w tajemnicy. Jeszcze w 2011 żona, nie mając wtedy karty do swojego konta, przelała pewna kwotę pieniędzy na konto swojej siostry by ta wypłaciła jej gotówkę- w ten sposób nie było śladu wypłaty na naszym wspólnym koncie. I kupiła jej w tajemnicy przede mną zestaw porcelany wartości około 300 PLN. Nie mam kłopotu z prezentem- lecz ze sposobem w jaki to zrobiła.
Znowu awantura i się zaczęło. Ja zauważyłem, że ją tracę i usilnie, dzień w dzień gadałem o powrotach (niestety do dziś od czasu do czasu mi się to zdarza, choć żona już dostaje szału gdy tylko otwieram usta), o opamiętaniu, zapewniałem o swojej miłości. "Wyspowiadałem" się przed nią ze wszystkich swoich błędów jakie względem niej popełniłem, szczerze pokazałem, że żałuję i z całego serca przepraszam. Nie podziałało. I tak sobie żyliśmy zawieszeni w obojętności ale ja widziałem jak żona jest w stanie euforii, uniesienia i zauroczenia. Była jakby na skrzydłach niesiona- zachowywała się jak wtedy, kiedy poznała mnie.....
Żona się ode mnie odsunęła, poczułem, że jestem wrogiem nr 1. Intymność umarła, zero jakichkolwiek gestów a o sypialni.... mogę pomarzyć jedynie (przepraszam), twierdzi że tego nie potrzebuje lecz wiem, że niedawno zrobiła coś sama.... (szczegółów oszczędzę). Jakoś z tym żyłem, choć nie mogłem pogodzić się z tym, że żona skierowała swe życie ku komuś innemu, utrzymując, że to tylko przyjaźń (do dziś to robi). Nie mogłem tego zrozumieć, czemu nie pozwala nam na odbudowanie naszego małżeństwa- żona twierdzi że ono nie umarło przez koleżankę lecz o wiele wcześniej. Możliwe, że ma rację, lecz ja tego nie dostrzegałem. Dziś twierdzi, że jest tu tylko dla dzieci i gdyby nie one już dawno by się wyniosła.
Ale nie o tym.... wiedząc, jakie mam nastawienie do owej koleżanki, żona i ona zaczęły się w tajemnicy spotykać. Dość często wyjeżdżam zatem idealna okazja do spotkań w naszym domu jak dzieci pójdą spać- kiedyś wróciłem dwie godziny wcześniej i niespodzianka- koleżanka u nas w domu. Ja dałem spokój z koleżanką lecz ciągle „atakowałem” żonę pytaniami: dlaczego nie chcesz, dlaczego nie spróbujemy itp. Usłyszałem, że mnie już nie kocha....
I tak to trwało do 10.2013 kiedy spostrzegłem, że one nadal się spotykają a żona mi powiedziała wcześniej, że przeze mnie straciła koleżankę i spotykają się bardzo, bardzo rzadko. Okazało się to kłamstwem. Żona w piątki nie pracuje i pod pozorem zakupów jeździła do centrum miasta na halę targową by tam zrobić zakupy. Owszem, robiła te zakupy, lecz w towarzystwie koleżanki, potem do niej do domu (od 8 do 12.00)..... Żona już drugi rok uczęszcza na podyplomowy kurs weekendowy i teraz wiem, że tylko mówiła mi, że zajęcia trwają od 9.00 d0 17.30. Nie mam dowodów na rok 2012/2013 lecz od września 2013 wiem, że żona albo urywała się z zajęć około 12.30 i jechała do niej by tam spędzić czas do 17.30 albo w ogóle nie jechała do szkoły. Okłamywała mnie mówiąc, że tak długo trwają zajęcia. Zdarzyło się też, że nawet na zajęcia nie pojechała i od 9.00 do 17.30 cały dzień tam spędziła. I tak co dwa tygodnie. W głowie mi się nie mieści jak w ogóle mogła teoretycznie wolny czas poświęcać dla niej który mogła spędzić jak już nie ze mną to chociaż z dziećmi. Kłamała, że jest na zajęciach i jak to ona nie ma czasu się uczyć i robić innych rzeczy w domu no bo przecież szkoła.
W tym czasie ja jechałem z dziećmi na basen a ona mogła do nas dołączyć a jechała do niej. Okłamywała mnie, że jedzie wieczorem na zakupy lecz robiła je ekspresowo i wracała do domu po 3 h gdzie 2 spędziła u niej. Wymyślała rożne preteksty wyjścia z domu by do niej pojechać. Przykład- wyjazd około 18.00 do innej miejscowości (30 km) a że mamy drogę ekspresową to czas przejazdu zajmuje 30 min. Załatwiła sprawę w 1,5 h i już o 20.30 była u tej samej koleżanki. Wróciła około 22.30 i na pytanie moje (grzeczne)...”coś długo....” żona odpowiada „tak nam zeszło”. Wiele takich sytuacji.
Potrafi do niej przed pracą, przed 8.00 pojechać dosłownie na kilka chwil. Wiedziałem gdzie jest i dzwoniłem do niej pod byle jakim pretekstem pytając gdzie już jest a ona w żywe oczy kłamie mówiąc że jest na ulicy A a była na Z (nie pytajcie skąd wiem, ale mam 100% pewności). Potrafi wyjść z domu, niby na lokalne zakupy a potrafi z nią godzinami w tym czasie na telefonie wisieć. No, nie dodałem najważniejszego. Kiedyś znalazłem dziwną ładowarkę do telefonu- na moje pytanie skąd ją mamy mówi: ohhhhh, zabrałam koleżance przez pomyłkę. 3 tygodnie temu znalazłem w domu tę samą ładowarkę a nazajutrz drugi telefon, o którego istnieniu nie miałem wiedzy (podejrzewałem, dlatego zacząłem szukać). Kiedyś, kiedy widziałem jak rozmawia przez telefon w samochodzie, w tym samym czasie zadzwoniłem do niej na jej „legalny” telefon- sygnał nie był ani zajęty ani „abonent czasowo niedostępny” - był normalny, wolny sygnał. Wyciągnęła drugi telefon z kieszeni, popatrzyła na niego i schowała z powrotem nie przerywając rozmowy z „drugiego telefonu”.
Potem niestety sięgnąłem po drastyczne narzędzia- zostawiłem w domu dyktafon gdy wyjechałem (usłyszałem wiele przykrych rzeczy na swój temat i tym samym wiele słów, które wskazują na wielkie zaangażowanie emocjonalne stron, a inne nagranie nawet na kontakt fizyczny). Bez jej wiedzy zabrałem ten drugi telefon...... wiem, to szaleństwo- zgadzam się i oszczędźcie mi krytyki. Sam źle się z tym czuję, ale chciałem wiedzieć co się dzieje.
O wszystkim jej powiedziałem. Że wiem. Na zarzut „dlaczego mnie z nią zdradzasz” usłyszałem „dlaczego używasz liczby mnogiej” (czy to jest przyznanie się do jednorazowej zdrady?). Dodała: „nie byliśmy już wtedy małżeństwem”. Odpowiedziałem- i przed Bogiem i formalnie jesteśmy nadal małżeństwem. Skoro chciałaś kogoś/czegoś innego trzeba było ze mną związek zakończyć a nie okłamywać (choć wiem, że ten komentarz i tak jest bez sensu).
Zobaczyłem potem na jej legalnym telefonie wysłane smsy typu: kocham Cię, życie bez Ciebie nie ma sensu, cokolwiek się stanie nie ma miejsca na mnie w moim domu, ku.......ko (niecenzuralne słowo) za tobą tęsknię, nie boję się że będę sama- boję się że cię stracę, czas zakończyć swoje życie bo bez ciebie ono nie ma sensu..... (sms z okresu Bożego Narodzenia 2013). W ciągu dwóch dni jakieś 20 smsów takiej treści.
Dziś, kiedy zapewniam żonę, że ja chcę odbudować nasze małżeństwo mimo wszystko, że za wszystko ją przepraszam i żałuję wszystkich złych słów, czynów. Chcę być dobry lecz ona wszystko odrzuca. Nie chce mi nic wyjaśnić - mówi, że to nie moja sprawa. Dziś ja jestem wszystkiemu winien. Dziś, jak wczoraj powiedziała, jestem tylko ojcem jej dzieci.
Nie chce rozmawiać- wszystko odrzuca: psycholog, terapia małżeńska, poradnictwo rodzinne itp. Mówi- jak chcesz to sam idź. Potrafi być wulgarna i powiedzieć mi „spie.......alaj”, nazwać h.....m, psychopatą (przepraszam).
I teraz mam do Was dwa proste pytania:
1. czy możliwa jest taka przyjaźń między kobietami (biorę pod uwagę to, że moja żona mogła poczuć się samotna, znalazła „to coś” u koleżanki i ze mną jest jej tak źle, że utrata koleżanki jest czymś traumatycznym bo straci jedyną bardzo bliską osobę- mówią sobie dosłownie wszystko- nie ma tematów tabu) i ja sam sobie wkręcam, że coś pomiędzy nimi jest?
myślę, że mogło być też i tak, że nawet jeśli między nimi nic nie ma to żona ją traktuje jak jedyne dobro które ma w życiu. Największy skarb- nie maja tematów tabu. Dlatego, że ze mną jest jej tak źle a nie ma nikogo innego do niej ucieka i jak ją straci to nie ma już sensu zycia.... Sądzę, że ma żal do swoich rodziców, że oni lepiej traktują jej siostrę i że ona nic ich nie obchodzi....
Podejrzewam, że partnerka koleżanki żony dowiedziała się o bardzo intensywnych jej kontaktach z moją żoną i się wkurzyła. Wnioskuję po smsach do niej wysłanych. Dlatego żona zaczęła się obawiać i załamała się, że może stracić z nią kontakt. Mogło tak być? Ale tak czy inaczej, moim zdaniem, to jej nie usprawiedliwia tym bardziej kłamstw itp... Ja na jej miejscu nie kłamałbym tylko powiedział- źle mi z Tobą, mam koleżankę, miałbym 1 legalny telefon itp. Po co kłamać i oszukiwać jeśli ma się czyste intencje? Przecież można mieć coś legalnie w nosie.
Do tego ten kontakt fizyczny- nie zaprzeczyła tylko powiedziała czemu mówię w liczbie mnogiej (czemu mnie zdradziłaś vs. czemu mnie zdradzasz) a zazwyczaj gdy jej zarzucałem coś, co nie miało na pewno miejsca od razu reagowała agresywnie i broniła się. Tym razem nic.....
2. jeśli tam jednak coś jest- co zrobić? Separacja? Rozmowy nie pomagają, mogę być do rany przyłóż- żona mówi: to co ja mam Ci się teraz na szyję rzucić? Staram się odbudować dobre relacje lecz to trudne. Żona odrzuca wszystko i nie daje nam szansy na jakiekolwiek pola działań do nawiązania dobrych relacji i powstania pozytywnych emocji. Dialogi- tylko dotyczące domu i dzieci.
Separacja? Rozmawialiśmy o tym i żona w ogóle się nie wystraszyła.... :(
Udałem się do lokalnego lidera SYCHAR, modlę się..... spowiedź.... nie wiem co dalej.....płaczę po kątach, rekolekcje na kryzys.org......
wybaczcie, że ta opowieść może być chaotyczna i nieco bez składu i długa lub żywcem z TV „Klanu”.....Wdzięczny będę za radę, modlitwę i wsparcie.
Czy zwariowałem czy coś rzeczywiście jest? Sam już nie wiem co jest fikcją a co prawdą.....
Ostatnio zmieniony przez silverado 2014-01-02, 23:53, w całości zmieniany 4 razy
Lonia [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-02, 19:34
Witam na forum, dobrze,że tu trafiłeś, to prawdziwa kopalnia wiedzy,.
Modlitwa,modlitwa i jeszcze raz modlitwa..
Długa droga przed Tobą...
Nie zmusisz żony do niczego,ona sama musi dosięgnąć samego dna ażeby się od niego odbić..
Ponoć głupota mija, tak więc oby i Twojej żonie minęła, nie licz, że to nastąpi już i teraz, musisz być cierpliwy!
Masz moją modlitwę, pozdrawiam
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-02, 19:46
O kurcze, ale historia.
Nie obraź sie za tę buźkę, rozumiem, że jest Ci ciężko i nawet jeżeli między nimi nie było zdrady fizycznej, to jest bardzo głębpka więź emocjonalna, a to już ciężka sprawa. Wiem, co piszę....
Pomódl się do Anioła Stróża żony. Ja wiem, że jesteśmy dorosli, ale ta modlitwa, w moim przypadku do Anioła Stróża męża bardzo mi pomagała.
Malco [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-02, 21:15
Też mam koleżanki ale w stosunku do nich nie ma takiego "szału"- koleżanka , przyjaciółka nigdy nie będzie tak ważna jak mój mąz. Moim skromnym zdaniem łączy je coś więcej. Obym się myliła
Tilia [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-02, 22:06
właśnie tu błądziłam, szukając odpowiedzi, czy mogę coś zrobić, żeby ratować swoje małżeństwo. Przeczytałam Twój post i mam wrażenie, jakby go mój mąż napisał...
nawet jeśli tak nie jest, to może chociaż tyle dobrego moge zrobić, zeby Ci odpowiedzieć. Chociaż czy to na dobre wyjdzie, to nie wiem. Ale mogę Ci powiedzieć, co ja czułam: byłam zupełnie sama, z dwójka bardzo absorbujących dzieci z poważnymi problemami zdrowotnymi. Starałam się pracować, ale ze względu na ciągłę choroby dzieci było to dosyć trudne. Mąż dbał o nas, ale tylko finansowo. Pracował całymi dniami, starał się do domu wracać jak najpóźniej, kiedy w domu było cicho, bo dzieci już spały, w weekendy zamykał się z komputerem przed nami w pokoju, bo "musi odpocząć". Przepłakałam bardzo wiele godzin. Któregoś dnia, kiedy już z trudem nad sobą panowałam, było mi naprawdę bardzo ciężko przez kilka lat - pojawiła się ONA. KObieta, która mnie zrozumiała, wspierała, sama miała podobne doświadczenia, więc rozumiałyśmy się bez słów. Kiedy opadałam z sił, to ona była przy mnie. To ona mnie przytulała (tak, tak), kiedy byłam w rozpaczy. To na nią mogłam liczyć nawet w prostych sprawach: czy zdajesz sobie sprawę jak trudno jest kobiecie, która nie ma z kim zostawić małych dzieci, choćby umówić się do dentysty?
Podsumowując: to jest taki rodzaj uczucia, jaki opisują w bajkach, jak książę ratuje z opresji księżniczkę. Ona się oczywiście w nim zakochuje. Tylko w tym przypadku to księżniczka mnie uratowała. To jest dokładnie taki rodzaj uczucia - bezbrzeżnej wdzięczności, przywiązania - jakby ktoś uratował twoje życie. Bardzo silne emocje. Teraz wiem, że miałam nieleczoną depresję, która zaczęła się już po pierwszym porodzie. Ale w naszym społeczeństwie to jest temat tabu. Matka przecież NA PEWNO jest szczęśliwa, prawda?
Nie mam żalu do męża. Nie mam do niego żadnych wrogich uczuć, wiem, ze on też ucierpiał w tej całej sytuacji. Próbowałam wrócić do niego, ale po prostu nie potrafię zmusić się, żeby czuć chociaż cień tego, co do niego czułam, zanim odwrócił się ode mnie, kiedy go najbardziej potrzebowałam. Starałam się, zmuszałam się do współżycia, do uśmiechu, nigdy niczego nie wypominałam. Niestety to powodowało tylko coraz głębszy smutek, i mój i jego.
Wyleczyłam już depresję, nie jestem z nikim innym związana, ale bliskości wobec męża nie potrafię już odtworzyć. Po prostu tak przyzwyczaiłam się do tego, że nie jest mi bliski.
Pamiętaj, że mówię Ci to nie po to, zebyś poczuł się winny, tylko dlatego, że znam taką sytuację z własnego doświadczenia. Mam nadzieję, że Wam się ułoży lepeij.
silverado [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-02, 23:04
Tilia, przepraszam za podejrzenie.... czy to może Ty jesteś moją żoną albo jej koleżanką? Kilka faktów się nie zgadza lecz reszta idealnie pasuje. Jeśli tak, to chętnie i w ten sposób porozmawiam.
jeśli nie, to przepraszam za tę przezorność....
tak właśnie chyba jest z moją żoną- znalazła u tej kobiety pokrycie 100% swoich potrzeb, wsparcie którego u mnie nie było. Jest dokładnie tak jak Ty piszesz.
Moja żona mnie nienawidzi. Uważa, że powinienem iść się leczyć. Jestem jej wrogiem nr 1...
A dlaczego Ty szukasz pomocy dla Twojego małżeństwa? To ja Ci odpowiem- kochaj męża, wróć do niego, módl się za Was. Tylko w ten sposób to zrobisz. Wiem, czego mi brakuje- jemu pewnie też.
twardy [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-02, 23:28
Tilia napisał/a:
Próbowałam wrócić do niego, ale po prostu nie potrafię zmusić się, żeby czuć chociaż cień tego, co do niego czułam, zanim odwrócił się ode mnie, kiedy go najbardziej potrzebowałam.
Mąż bardzo Cię zranił swoim postępowaniem, swoim brakiem zainteresowania Tobą, swoim egoizmem. Tak to wygląda z tego co napisałaś.
Nie da się zmusić do odrodzenia w sobie uczuć ot tak, jak pstryknąć palcami.
Na to trzeba czasu............... chęci...........i WIARY..
Przypomnij sobie co przysięgałaś mężowi.
"...oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci"
Te słowa nadal obowiązują ...............i zobowiązują.
Mąż zachowywał się jak egoista, a teraz Ty chcesz zachowywać się tak jak on kiedyś?
Czy Ty będziesz w ten sposób lepsza? Jeżeli zrobisz to o co masz pretensje do męża - będziesz taką samą egoistką.
Wiem, że to nie łatwe, ale przysięgałaś przed Bogiem. Na dobre i na złe. Jak przyszło to złe, to Ty chcesz się wypisać z małżeństwa?
Nie wiem jakie są Twoje relacje z Bogiem, ale proś go o łaskę wybaczenia mężowi.
Modlimy się codziennie "...i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom".
Jako i my odpuszczamy - odpuściłaś?
Tillia napisał/a:
Nie mam żalu do męża.
Masz....................i masz do tego prawo.
To co napisałaś w swoim poście świadczy o tym. Stań w prawdzie przed samą sobą, "wykrzycz" wszystkie żale do męża i ..........zacznij budować od nowa Wasze małżeństwo.
Tilia napisał/a:
Próbowałam wrócić do niego, ale po prostu nie potrafię zmusić się, żeby czuć chociaż cień tego, co do niego czułam, zanim odwrócił się ode mnie, kiedy go najbardziej potrzebowałam.
Módl się o to.
Tilia napisał/a:
Starałam się, zmuszałam się do współżycia, do uśmiechu, nigdy niczego nie wypominałam. Niestety to powodowało tylko coraz głębszy smutek, i mój i jego.
A dialog? Gdzie wspólna rozmowa o Waszych problemach? Poświęcanie się dla męża nie jest uczciwym postępowaniem i to nie tylko wobec siebie samej, ale i męża.
Wiem co piszę, bo brak dialogu w małżeństwie przeżyłem na własnej skórze.
Tilia napisał/a:
bliskości wobec męża nie potrafię już odtworzyć. Po prostu tak przyzwyczaiłam się do tego, że nie jest mi bliski.
Nie potrafisz.................... czy nie chcesz?
Przyzwyczaiłaś się i tak Ci już dobrze?
Tilia napisał/a:
wiem, ze on też ucierpiał w tej całej sytuacji
Ale sam jest sobie winien, więc niech cierpi?
Wiem, że napisałem ostro, ale gdy przeczytałem Twój post to zauważyłem, że widzisz jedynie winę męża, a siebie uważasz za jedynie pokrzywdzoną stronę.
Zycie w małżeństwie nie jest takie proste i jedynie czarno-białe, a za kryzys w małżeństwie odpowiadają zawsze obie strony - i nie ważne w jakim stopniu.
Winne są obie strony.
Zastanów się nad tym.
Masz moją modlitwę.
Silverado przepraszam, że w Twoim temacie moja odpowiedź nie w Twojej sprawie, ale może i Ty z niej coś zaczerpniesz?
Również obiecuję modlitwę.
Ostatnio zmieniony przez twardy 2014-01-02, 23:55, w całości zmieniany 1 raz
silverado [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-02, 23:47
dziekuję Twardy
Tilia [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-02, 23:59
Cytat:
jak zobaczyłam Twój post Silverado, to to samo pomyślałam :)
Specjalnie się zarejestrowałam, żeby Ci odpisać, bo tak to zamierzałam tylko poczytać. Ale pomyślałam, że może Tobie to coś da, jak się taka żona wypowie.
ale chyba jednak nie, bo ja naprawdę nie nienawidzę mojego męża. ja go wręcz kocham na swój sposób, ale nie jest to miłość małżeńska, tylko raczej coś w rodzaju braterskiej miłości i mówiłam mu o tym, więc gdybyś był nim, to byś chyba wiedział :).
[ Dodano: 2014-01-03, 00:21 ]
Cytat:
Jako i my odpuszczamy - odpuściłaś?
nie czuję złości, żadnej zawziętości, życzę mu dobrze, to chyba odpuściłam. Ale żeby uczucie wróciło, to chyba rzeczywiście jedynie łaski by trzeba. To jest wątek Silverado, i nie chcę się tu nad sobą rozwodzić (nomen omen) Staram się mówić to, co jest w temacie wątku, tak jak to wygląda teraz u mnie.
Cytat:
A dialog? Gdzie wspólna rozmowa o Waszych problemach? Poświęcanie się dla męża nie jest uczciwym postępowaniem i to nie tylko wobec siebie samej, ale i męża.
Wiem co piszę, bo brak dialogu w małżeństwie przeżyłem na własnej skórze.
ależ gdyby mój mąż chciał rozmawiać, to ja bym nie musiała szukać zrozumienia gdzie indziej. To się niestety nie zmieniło, on nie jest skłonny do dialogu i już. Jego wizja jest taka, że "udajemy, że nic się nie stało - ja go proszę o wybaczenie i obecuję poprawę, on mi ufa, ale dla pewności sprawdza". Tyle, że to właśnie nie działa. On chyba właśnie takiego poświęcenia oczekiwał, jakby "w zamian", ale to do niczego nie prowadzi - masz rację.
Cytat:
Nie potrafisz.................... czy nie chcesz?
Przyzwyczaiłaś się i tak Ci już dobrze? (...)
Ale sam jest sobie winien, więc niech cierpi?
nie, ja mu sie życzę cierpienia, dlatego właśnie próbowałam wrócić do niego, bo wiem, że cierpiał. Tylko, że to też powodowalo cierpienie.
I masz trochę racji, że sie przyzwyczaiłam. Faktycznie lepiej się czuję, kiedy polegam na sobie, nie powierzam swojego losu innemu człowiekowi. Z oddalenia doceniam sporo jego cech, które kiedyś "zakrywała" codzienność, talentów nawet. Tylko że to jest właśnie przyjacielskie, bo jak jestem z kimś w małżeństwie, to bardziej liczy się to, żeby w tę samą strone zmierzać niż że ktoś coś fajnie robi, ale musi to robić sam, a on musi.
krasnobar [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-03, 02:18
Tilia napisał/a:
Faktycznie lepiej się czuję, kiedy polegam na sobie, nie powierzam swojego losu innemu człowiekowi. Z oddalenia doceniam sporo jego cech, które kiedyś "zakrywała" codzienność, talentów nawet. Tylko że to jest właśnie przyjacielskie, bo jak jestem z kimś w małżeństwie, to bardziej liczy się to, żeby w tę samą strone zmierzać niż że ktoś coś fajnie robi, ale musi to robić sam, a on musi.
a czemu sądzisz,że małżeństwo nie na tym polega,hmmm?czasem trzeba się oddalić,by zobaczyć coś wyraźniej i inaczej,nikt nie powiedział,że małżonkowie muszą wszystko robić razem...........kiedyś usłyszałem wypowiedź jednego specjalisty od małżeństw,że zbadano ileś szczęśliwych małżeństw,którzy deklarowali wielką miłość do siebie i szacunek.......zbadano ich codzienne czynności,wspólny czas ze sobą,pasje itd i co się okazało?że ci najszczęśliwsi małżonkowie przebywają ze sobą.................średnio 18 minut dziennie...................to mniej niż 20 minut.....oczywiście te 18 minut to poświęcenie tego czasu tylko i wyłącznie małżonkowi.....czyli zbliżenia,czułość,rozmowa intymna,bliskość itd......reszta dnia należała jednak do nich samych,większość miała całkiem odmienne hobby,swoje grona przyjaciół.......................może więc Twój smutek wynika z tego,że oczekujesz czegoś nierealnego,co nigdy nie nastąpi i co rzadko w ogóle wystepuje?jeśli dostrzegasz w mężu pozytywne strony,pięlęgnuj te spostrzeżenia............przypominaj sobie wasze pierwsze wspólne chwile,może skup się na dawaniu bez oczekiwania na rewanż.............np. jakaś fajna kolacja,czy wspólne wypicie wina......może wyznacz sobie te 20 minut dziennie i spędź miło czas z mężem,a resztę dnia skup na sobie i zajmij się jedynie sobą,dziećmi?piszesz,że czujesz do męża emocje przyjacielskie......................................no wybacz,jeśli małżonkowie potrafią być wobec siebie przyjaciółmi,to jest już mega mega dużo! to więcej,niż ma tu niejeden z nas,gdzie nie ma nie tylko przyjaźni,ale jest i wrogość,niechęć,nienawiść,obojętność........................nad miłością,małżeństwem trzeba pracować,możesz spróbować od siebie,jako ta bardziej świadoma,mądrzejsza,bardziej otwarta..........................a że mąż nie lubi dialogu.........powiem Ci coś i panowie na forum myślę,że mnie poprą......................większość facetów nie lubi dialogu.................jestesmy inaczej skonstruowani i chociaż znajdują się w naszym gronie gaduły,to przeważnie trudno trafić wśród mężczyzna na kogoś,kto będzie cierpliwie słuchał,doszukiwał się jakichś podtekstu,zgadywał uczucia,aluzje,odczytywał emocje z ruchu gałek ocznych..........nie jesteśmy do tego zdolni,Wy kobiety tak....................to tak na szybko,bo późno strasznie................pozdrawiam i trzymaj się,szymon.
Silverado,tak na szybko chciałbym tylko wypunktować Ci to,co najbardziej mi się rzuciło w oczy...................
1. odpuść kontroling........serio.odpuść grzebanie w komórkach,sprawdzanie,wypytywanie,wywal kalendarzyk,gdzie zapisujesz,o której wychodzi,o której przychodzi..................a jeśli masz to w pamięci wszystko,to cóż.........odpuść te wspomnienia,bo brzmisz jak administrator w jakiejś fabryce,który odpowiada za swoich pracowników.......................rozumiem Twoje racje,naprawdę rozumiem,ale kontrolowanie nic,ale to nic nie da...................jak ptaszek będzie chciał uciekać,oszukiwać i kłamać i tak to będzie robić
2.żona pisze,że jest z tobą tylko dla dzieci?przypomnij jej to i zauważ,że bycie matką,to nie tylko zacerowane ubranko,obiadek i kołysanka na dobranoc.........to także wzorzec,zwłaszcza dla córki........................przeproś żonę raz a dobrze za swoje wpadki i porażki,przyznaj,że byłeś fatalnym mężem,ale obiecaj poprawę i taki też bądź.........bez oczekiwań,że ona się zmieni w takim samym stopniu.................................ale: zaznacz wyraźnie,że jeśli sytuacja się nie zmieni,a ona będzie dalej wchodzić w relacje dewiacyjne,będziesz musiał powziąć stanowcze kroki,do ograniczenia jej praw rodzicielskich włącznie..............................tu już sam możesz wiedziec,jakie są zagrożenia takiej sytuacji,że matka weszła w dziwną relację.............konsekwencje tego są różne,co by nie twierdzić o homoseksualizmie,wiele, naprawdę wiele osób homoseksualnych miało do czynienia z tym tematem w dzieciństwie..........albo byli sami molestowani,albo widzieli na co dzień tego typu kontakty.............................nie wchodząc w biologię,medycynę,bo się nie znam.takie są statystyki i to trzeba jasno sobie powiedzieć...................żona może nie chcieć zmian, no trudno,jej wybór.....ale Twoja rola,jako ojca nie polega na uległym przyjmowaniu czyjegoś sposobu na życie dla Ciebie i Twoich dzieci i masz prawo do układania tego życia po swojemu,bez cienia jakichś dewiacji wokół............
3.najważniejsze............pracuj nad sobą................samo przyznanie się:byłem kiepskim mężem,nie wystarczy.............trzeba rozpocząć harówkę nad eliminowaniem wad,nałogów,złych nawyków,błędów w komunikacji.........nie dla żony czy dzieci,ale dla siebie,by po prostu być lepszym człowiekiem..................................pozdrawiam,szymon.
silverado [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-03, 08:48
Krasnobar, Tilia, dziękuje.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-03, 09:23
krasnobar napisał/a:
powiem Ci coś i panowie na forum myślę,że mnie poprą......................większość facetów nie lubi dialogu.................jestesmy inaczej skonstruowani
Sorry Krasnobar, ale jest to bzdura do kwadratu.
Mężczyzna, podobnie jak kobieta ma potrzebę rozmawiać, dzielić się przeżyciami.
Oczywiście są proste chłopy (tak jak i proste kobiety), dla których micha, seks, pilot i mecz to wszytsko, ale nie rozmawiajmy o skrajnościach.
"że ci najszczęśliwsi małżonkowie przebywają ze sobą.................średnio 18 minut dziennie...................to mniej niż 20 minut.....oczywiście te 18 minut to poświęcenie tego czasu tylko i wyłącznie małżonkowi.....czyli zbliżenia,czułość,rozmowa intymna,bliskość itd"
Ciekawe gdzie to wyczytałeś;)
Jest w tym 3 minutowy seks?
A spanie w osobnych pokojach?
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-03, 10:08
grzegorz_ napisał/a:
Sorry Krasnobar, ale jest to bzdura do kwadratu.
Mężczyzna, podobnie jak kobieta ma potrzebę rozmawiać, dzielić się przeżyciami.
Grzechu nie do końca jest to bzdurą.
Masz częściowo rację o tym że facet tez ma potrzebę się wygadać(nie trzeba daleko szukać)-choćby męskie dialogi (pisemne )na forum, a w zasadzie ich obfitość
Ale twojemu przedmówcy zapewne chodziło o dialog w związku i o związku(patrz problemach)
Tu zazwyczaj nie potrafimy długo rozmawiać, mało znam facetów jacy potrafią prowadzić długodystansowe dysputy-zazwyczaj oczekujemy i rozumiemy krótkie komunikaty.
To się zmienia i wystarczy gdy każdy z nas sięgnie do własnej pamięci -a w niej odczyta.
Kiedy nasza połówka chciała gadać , nam się nie chciało.
Ale kiedy już przestała mieć chęci -to nam się dopiero zechciało .
Zazwyczaj jest już zbyt późne i czasami dla niektórych te właśnie późniejsze dialogi, monologi czy jak kto chce nazywać różnie się kończą.
Przecież dokładnie w tym sensie napisała Tilia- szukała dojścia, czekała, próbowała
aż się wypaliła.
A potem co??
blokada -(no cóż znam to dokładnie) i rozumiem zniechęcenie jak to mawiają "materiału"
Faktem jest to że jak się sama zablokowała-tak potrafi się sama i odblokować.
Ale na to trzeba iskry, impulsu-no czegoś tam co nam facetom jest mało znane.
U nas zazwyczaj jest tak jak napisała Tiliana
KRECHA-
było-jest
co zazwyczaj wygląda jakby nic się nie stało, żyjemy normalnie(staramy się).
Facet Tiliano jest konstruktywny jeżeli życie porozwalało się jak klocki.
On z tych klocków stawia szybko budowlę-by stała.
Nie robimy tego co zazwyczaj kobiety czyli patrzymy na gruz z rozwalonych klocków, obmierzamy teren, planujemy gdzie nowy domek z klocków, gdzie krzaczki, kwiatki, gdzie furtka.
Dlatego często znów się rozmijamy -bo facet chce już, a kobieta dopiero jest na etapie badań.
Żyjemy obok siebie, żyjemy ze sobą-niektórzy z nas myślą że zna to druga płeć.
A tak naprawdę mało się znamy, nadal mało mimo tego że się uczymy.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Silverado....
poczytałem tak twój post i w zasadzie widać co czujesz.
Nie wiem natomiast czy przczytałes uważnie to co napisała Tiliana
Tilia napisał/a:
ja go proszę o wybaczenie i obecuję poprawę, on mi ufa, ale dla pewności sprawdza". Tyle, że to właśnie nie działa.
Silverado jedno co mnie od razu rzuciło na scianę po przeczytaniu twego postu(oczywiście żartuję z tym rzutem )
TO KONTROLA-nieustająca i we wszystkim
zakończ to bo daleko nie zajedziesz na ty wózku....
napisał o tym wcześniej ktoś inny....
a w myśl zasady gdy są już dwa podobne głosy....
trzeba przemyśleć materiał
[ Dodano: 2014-01-03, 10:19 ]
krasnobar napisał/a:
jak ptaszek będzie chciał uciekać,oszukiwać i kłamać i tak to będzie robić
Takie przykłady między innymi podaje się na terapiach z problemem zazdrości....(na początek)
a do tego dokłada się przykłady że nie ma się na to wpływu-a wszelkie własne formy zabezpieczeń się przed tym do niczego nie służą i prowadza ,oraz że są bezskuteczne......
A jak u ciebie z zazdrością????
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2014-01-03, 10:27
Norbert
Zazwyczaj jest tak, że ten milczący, marudzący czasami Misio,
potrafi godzinami w necie gadać z koleżankami,
a jak się spotka poza domem z inna kobietą to jest szarmancki, uśmiechnięty i wygadany.
Taki lajf
Ps. "nawracanie" Tili chyba można sobie odpuścić, ponieważ ona naspiała autorowi wątku
jak sprawa wyglada z 2 strony. Nie pisze tutaj "ludzie ratujcie, co mam robic"
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.