Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2013-01-13, 06:08 Warto wierzyć w moc sakramentu małżeństwa /świadectwo
Duchu Św.proszę Cię,daj mi słowa,bym mogła głosić Twoją chwałę i opisać to, co jest zrozumiałe tak naprawdę tylko sercem i wiarą.
Pan wyrwał mnie z przepaści grzechu i dał nowe życie mnie i mojej rodzinie. Dlatego teraz piszę to świadectwo aby złożyć je w dziękczynieniu za cuda jakich Pan dokonał w moim sercu. Ofiaruję je również wszystkim tym,którzy zostali skrzywdzeni przez współmałżonka,aby prosić ich by modlili się za ich drugą połówkę i nie tracili ufności,bo cuda naprawdę się zdarzają i Pan może podnieść grzesznika z upadku. A do tych,którzy szamoczą się w grzechu i którym może wydaje się,że potrafią być szczęśliwi zagłuszając swoje sumienie i wybierając krzywdę współmałżonka – chce powiedziec: nie znajdziecie spokoju dopóki wasze serce nie zwróci się ku Bogu i nie nakieruje na drogę prawdziwej miłości.
Jesteśmy małżeństwem prawie 14 lat. Początek był oczywiście “malowniczy”,jak prawie każdy. Ale po 7 latach zaczął się powoli kryzys niezrozumienia,niespełnienia...Oboje z mężem wychodzimy z rodzin dysfunkcyjnych,czyli niesiemy ze sobą bagaż wielu zranień i współuzależnień,które niestety wiele razy wpływały na nasze wzajemne relacje. Do tego dołączyły się problemy finansowe,problemy ze znalezieniem pracy... Choć na zewnątrz wszystko wyglądało tak normalnie, to jednak pogubiliśmy się w tym,szukając każdy siebie i swoich racji i bardzo oddaliliśmy się od siebie.
I wtedy ja, zamiast biec do Pana Boga i Jego prosić o ratunek,zaczęłam coraz częściej włączać internet i rozmawiać z pewnym mężczyzną,który z czasem stawał mi się coraz bliższy.Rozumiał mnie,wspierał,a nawet stawał w obronie mojego męża. Zaślepiałam się więc coraz bardziej,nie rozumiejąc, że to zły,pod postacią baranka, próbuje zniszczyć moje małżeństwo,a ja na to pozwalałam.
Widziałam coraz więcej wad w moim mężu,jego obwiniałam, a coraz bardziej fascynował mnie tamten,co prowadziło do następnych kłótni i rozczarowań. I to była ta furtka, którą dobrowolnie otworzyłam złu,a na wyniki nie trzeba było długo czekać.Zakochałam się jak nastolatka,która w ogień pójdzie za ukochanym. Świata nie widziałam poza tamtym...Ciałem byłam z moim mężem,ale całą resztą z tamtym i wydawało mi się,że bez tamtego nie potrafię żyć.
Ot,jak zły zakłada sidła,niby takie niewinne...,a człowiekowi wydaje się ,że jest taki mądry... i taki mocny... Dotychczas,zawsze byłam za wiernością w małżeństwie,aż do tej sytuacji,kiedy wszystko wymknęło mi się spod kontroli. Gdybym wtedy upadła na kolana i wołała do Boga! Na pewno by pomógł,otworzył oczy. Ale nie,byłam ślepa,zakochana,tylko niestety nie w tym, komu ślubowałam moją miłość. I tu się zaczęła droga krzyżowa mojego męża. Odkrył bolesną prawdę,zrozumiał. Dla niego świat się zawalił. Bał się,że odejdę i zabiorę dwójkę naszych dzieci, a nie wyobrażał sobie życia bez nich,bez nas. Czuł się zraniony,oszukany,odrzucony,gorszy. A ja? chciałam by mi pozwolił odejść. Nic tylko myślałam o tamtym,jak zahipnotyzowana,jakbym była nie sobą ale kimś innym. Moje szczęście widziałam tylko u boku tamtego i nie wyobrażałam sobie inaczej.
I wtedy rozpoczęła się prawdziwa bitwa. Mój mąż,pomimo ogromnego bólu zranienia nie pozwolił mi odejść. Pokazywał mi obrączkę,powtarzał,że ślubowałam “aż do śmierci” i modlił się.
Cierpiał. Ale jak już nie mógł,słuchał Hymnu o miłości – raz kiedyś usłyszałam to przez przypadek i... to niesamowite uczucie pamiętam do dziś. On wierzył...,że choć po ludzku to się wydaje niemożliwe,nie straci nas. Dla mnie nie było to na rękę,wolałam by mi tak po prostu pozwolił odejść,jak to wiele małżeństw się rozchodzi,ot tak. Ale on nie dawał za wygraną. Nie wypominał mi tego co mu robię,ale cierpienie ofiarował Bogu a mnie okazywał swoją heroiczną na tamten czas miłość. Mnie to do szału doprowadzało,ale z drugiej strony zaczęło coś we mnie drążyć. Moje sumienie się rozbudzało z martwoty,zaczynałam powoli,choć jeszcze niejasno, widzieć...,widzieć jak krzywdzę.
I jeśli ktoś myśli, że grzech prowadzi do wolności,to się grubo myli, i wcześniej czy później to się o tym przekona.Bo grzech to piekło w duszy. Na początku oczywiście wszystko zły zamydla złudą szczęścia,miłości,zrozumienia...,ubiera w ładne słowa by uśpić czujność. Ale jeśli człowiek ma odrobinę sumienia, a przecież ma,to któregoś dnia to sumienie się budzi i ... albo je czlowiek zabija...,albo się szamocze,wpada w depresje,a może i kończy swoje poplątane życie poprzez samobójstwo.
Mój mąż nie pozwolił mi zginąć. Nie mógł mnie zmusić do miłości,ale modlił się i nie pozwolił złemu zawładnąć mojej duszy.Nawet nasz syn modlił się, choć nie rozumiał co się dzieje,byśmy się zawsze kochali i byśmy zawsze byli razem.
Ja wreszcie zaczęłam widzieć moje zło,widziałam moją winę,widziałam moje potępienie. Wiedziałam,że nie mogę odejść,że nie mogę zostawić męża,dzieci. Ale z drugiej strony też była walka,wydawało mi się że nie umiem żyć bez tamtego.Walka dobra ze złem,walka modlitwy,miłości mojego męża z podstępem złego który chciał mnie doprowadzić do rozpaczy. Po ludzku,walka przegrana. Ale z Bogiem,nie ma przegranych!
Choć to nie była magiczna różdżka,która nagle wszystko zmienia,ale zaczęłam i ja wołać do Pana o ratunek. Byłam szczera,wołałam :”Panie,ja nie umiem,ja nie potrafię kochać mojego męża, nie dam rady żyć bez tamtego...ale Ty potrafisz,ratuj!”
Tak myślę sobie dzisiaj, że gdyby mój mąż ze mnie zrezygnował,gdyby tak po ludzku postawił na mnie krzyżyk i powiedział: “z niej już nic nie będzie,niech ginie w tym co wybrała...” dziś nie pisałabym tego świadectwa,dziś może depresja i poczucie winy by mnie zniszczyło,albo rozpacz zawiodła do piekła...
Ale tak się nie stało, bo mój mąż uwierzył Bogu,uwierzył,że sakrament małżeństwa to coś świętego,to coś co da moc pokonać wszelkie przeszkody,co w końcu zwycięży.Jakże jestem mu wdzięczna za to. Choć '”grzech mój jest zawsze przede mną”,to jednak jak śnieg wybielał w miłości Bożej. Otrzymałam nowe życie. Pan uczynił cud w moim sercu! Zabrał mi to zniewolenie i wlał miłość do mojego męża. To co kiedyś wydawało mi się niemożliwe,dziś JEST!!! Nie, nie zakochałam się na nowo w moim mężu,ja go kocham. Pan uzdolnił moje serce bym w nim poczuła coś co można nazwać troską,szacunkiem,pragnieniem szczęścia dla drugiego... Pan mnie uzdrowił!Wyrwał z piekła,dzięki modlitwie i wierze mojego męża i innych,którzy się za nas modlili.
Nasz kryzys trwał,z różnym natężeniem, ponad 4 lata.Dziś,droga krzyżowa mojego męża i moje piekło się skończyły,łaska Boża odniosła zwycięstwo! Od prawie dwóch lat jesteśmy po prostu szczęśliwi!!! Próbowaliśmy terapii,ale ostatecznie postawiliśmy wszystko na Boga,zaczęliśmy drogę neokatechumenatu,rekolekcje,modlimy się razem. Zmieniliśmy też miejsce zamieszkania,by oboje mieć pracę i by dzięki temu mieć czas wzajemnie dla siebie i dla dzieci.Nawet dziś,przed rozpoczęciem pisania tego świadectwa, zapytałam męża co czuje po tym wszystkim, odpowiedział mi, ze nie zapomniał,bo tego nie da się zapomnieć,ale że taka jest po prostu miłość,i że każdy może kiedyś upaść...,jeśli Bóg zostawi go samemu sobie...
Tak,Bóg mi pozwolił sięgnąć dna,pozwolił zobaczyć co mogę bez Jego łaski, i czym jest piekło grzechu i odejście od Boga. To doświadczenie było jednak zbawienne,bym popatrzyła na siebie w całej prawdzie,nie tylko tej,że jestem grzesznikiem, ale zwłaszcza tej,ze Bóg mnie kocha i mi wybacza i Jego Miłosierdzie jest niezgłębione, i że zawsze, dokąd żyjemy, jest szansa powrotu,jest nadzieja... Nadzieja na pokój serca; nadzieja modlącego się współmałżonka na powrót i uratowanie jego drugiej połówki; nadzieja dla pogubionego i grzesznego,że Bóg jest Miłosierny i że zawsze przyjmie “syna marnotrawnego”,jeśli tylko ten rzuci się w Jego ramiona.
Dziękuję Ci Panie,że mnie uratowałeś,że uleczyłeś moją ślepotę, że przemieniłeś niemoc mojego serca.
Dziękuję Ci za mojego męża, którego mi dałeś w darze 13 lat temu,za jego prawdziwą miłość i przebaczenie. Proszę,daj mu niebo za krzywdy,których doznał ode mnie.
Proszę,prowadż nas,ochraniaj od działania złego i daj,byśmy nigdy nie oddalili się od Ciebie.
Wiem,że cały czas czeka nas praca nad sobą, nad naszymi relacjami,nad naszym egoizmem... – ale z Tobą Panie idzie się dużo lżej, z lekkim sercem.
Bądź więc z nami zawsze.
Amen
Dorota
maryniaa [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-13, 09:29
pięknie, cudownie C H W A Ł A P A N U !!!!!!!!!!
sonia41 [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-13, 12:13
Dziękuję Doroto, piękne świadectwo... właśnie teraz potrzebowałam takich słów...
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-13, 12:21
Dziękuję Ci za to świadectwo!
Ania77 [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-13, 12:58
Chwala Panu!!! :)
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-13, 15:26
lavieestbelle napisał/a:
Nadzieja na pokój serca; nadzieja modlącego się współmałżonka na powrót i uratowanie jego drugiej połówki; nadzieja dla pogubionego i grzesznego,że Bóg jest Miłosierny i że zawsze przyjmie “syna marnotrawnego”,jeśli tylko ten rzuci się w Jego ramiona.
Chwała Panu
landis85 [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-13, 16:20
piekne swiadectwo, Jezu jestes wielki!
gabinka [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-13, 22:15
Piękne świadectwo.
Dziękuję Ci. Twoje świadectwo podniosło mnie na duchu.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.