Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Tyle, że ja w tej chwili jestem poddawana szantażowi. Mediacja nadaje się dla ludzi, którzy chcą dojść do porozumienia. Porozumienie to nie jest to, że jeden dostaje same przywileje, a drugi obowiązki.
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-28, 12:17
Filomena co szkodzi zaproponować mediacje ???
może przy obcym coś uzgodnicie ?
złamana [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-28, 23:59
Filomeno, dużo emocji, bo decyzja zapadła a Ty cały czas w zawieszeniu i do tego rozczarowanie, że decyzja o wyprowadzce wzbudziła niefajną reakcję z drugiej strony. Z tego typu decyzjami jest tak, że są wywołują mniej negatywnych emocji jak są podjęte z określonych przyczyn dla siebie, dla dziecka a nie w celu wywołania "opamiętania" drugiej strony.
Do zawierania różnego rodzaju kompromisowych rozwiązań potrzebne są argumenty. Musisz wiedzieć jakie masz prawa, wtedy łatwiej coś ustalać. Piszesz, że czujesz się szantażowana. Piszesz o opowieściach o policji i zgłoszeniu porwania. Masz Filomeno póki co pełnię władzy rodzicielskiej. Zameldowanie jest bez znaczenia. Nie sądzę, by policja podjęła działania przy tego rodzaju interwencji. Jakbyś miała obawy możesz złożyć wniosek o ustalenie miejsca pobytu córki u siebie i wydanie postanowienia zabezpieczającego na czas trwania postępowania. Takie sprawy rozpoznawane są priorytetowo. Obawa o zgłaszanie Cię na policję odpadnie. Ustalanie kwestii kontaktów ugodowo - ok. Przed rozprawą, w trakcie, też dobrze. Zawsze lepiej jak się rodzice sami dogadają, można wtedy dopuścić pewnego rodzaju elastyczność. Podpisać taką ugodę możesz. Wiąże ona na dany dzień i w razie zmiany okoliczności ulec może zmianie. Podpisanie to nie zobowiązanie na wieczność. Jak mąż tak chce podpisywać to poproś by wszystko uwzględnił i rozpisał dwa lata naprzód. Poproś by uwzględnił w swoich ustaleniach Wasze urodziny, imieniny, dzień ojca, matki, dzień dziecka, urodziny i imieniny dziecka, dzień babci, dziadka i to poustalał (co będzie jak taki dzień przypadnie w jego albo Twój weekend, dzień roboczy, wakacje, święta). Wakacje zaproponuj po dwa tygodnie, zapytaj czy on miesiąc wytrzyma bez córki. Święta - to zależy, gdzie będziesz je spędzać, jak wyjazdowe, to dzielone naprzemiennie. Poproś by przy tych ustaleniach byli obecni jego rodzice, skoro mają być te kontakty na nich cedowane. Poproś by wskazał jak i kiedy po nocy u niego będzie odwoził córkę do przedszkola. Niech zaproponuje co w razie choroby córki, czy masz ją z temperaturą odwozić do niego, które z Was będzie brało wówczas zwolnienie z pracy. Może jak mu spokojnie i przy jego rodzicach to powiesz to zrozumie z czym ten Wasz bałagan się wiąże dla dziecka. Filomeno, tak czy inaczej to będziesz musiała ustalić i lepiej jak konkretnie dopracujecie szczegóły, skoro mąż taki formalista i nie ma szans na bieżące ugodowe regulowanie tych kwestii. Poza tym konkretna regulacja też Tobie pozwoli zorganizować własny czas. Jeżeli mąż ma dobry kontakt z córką warto to utrzymać, dla małej. Alimentów, jak nie chce, nie musi w oświadczeniu określać. Takie oświadczenie i tak w razie czego nie pozwoli na ich wyegzekwowanie. Jak nie będzie płacił, zostaje uzyskanie wyroku. Jeżeli mąż będzie się migał od alimentów możesz spytać jego rodziców czy w razie czego możesz liczyć, że będą partycypować w kosztach utrzymania dziecka (mają taki prawny obowiązek w dalszej kolejności). Nie masz złych relacji z teściami, może więc warto w kwestii tych ustaleń skorzystać z ich pomocy (taka rodzinna mediacja). W sprawach małej najlepiej jak najwięcej ustalić między sobą, bez pośrednictwa sądów. Można przed rozprawą. Jeżeli będziesz miała wątpliwości co do ilości tych kontaktów i poczucia bezpieczeństwa, własnego domu dziecka zawsze możesz to skonsultować z psychologiem dziecięcym. Możesz też wnieść o taką opinię w sądzie, wtedy będą ustalone konkretne, wasze relacje z dzieckiem. Do wakacji daleko. Bliżej Wigilia. Pozdrawiam.
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-29, 15:36
Ustaliliśmy coś, chociaż ogarnia mnie niesmak na myśl o tym, jak to się działo.
Koniec końców, jestem u siebie.
Żal mi, że to mieszkanie nie gości mnie, jego i naszej córki jako rodziny. Żal mi męża, że jest teraz jaki jest.
[ Dodano: 2013-10-29, 15:27 ]
Mija miesiąc od wyprowadzki, mam kobiece lokum, wesołego szczeniaka, spokojną córkę, ale...
Nadal boli, nie chciałam dla córki takiego życia z jeżdżeniem pomiędzy domami. Kiedy rozmawiamy z mężem, to tylko o córce, czasem o finansach, innych tematów nie ma, dlaczego miałyby być, skoro on kocha inną. Moi rodzice i przyjaciółka nie rozumieją, że mogłabym go przyjąć z powrotem, gdyby chciał wrócić szczerze do mnie i budować od początku, na dojrzałych fundamentach.
Ostatnio wpadły mi w ręce zdjęcia męża jeszcze z okresu przed ślubem, z naszych wspólnych wyjazdów. Bardzo boli, że taki piękny początek miał taki brzydki koniec. Teraz jak mąż przychodzi po córkę staram się nawet na niego nie patrzeć.
Nie wiem, co zrobić z obrączką, nadal ją noszę, bo ja jestem wierna, bo chcę utrzymać małżeństwo, ale równocześnie czuję się głupia, że kultywuję coś, czego nie ma.
Ostatnio trudno mi się skupić na modlitwie, po co mam się modlić, skoro dwa lata modlitwy nic nie dały, może oprócz tego, że w końcu ja podjęłam decyzję. O co się modlić na mszach o uzdrowienie - małżeństwo umarło, nie widać oznak zmartwychwstania, a to, co się we mnie miało zmienić, się zmieniło.
Mam wrażenie, że skończę jak większość tutaj, bez cudu, sama, próbująca podtrzymywać życie tam, gdzie go dawno nie ma, hodująca małżeństwo tylko w swoim umyśle.
A poza wszystkim tracę szacunek dla siebie, bo siedzę sercem, umysłem i duszą w swojej zawiedzionej miłości, w złożonej przysiędze, a inne role leżą odłogiem.
A równocześnie mimo terapii popadam w nastroje wyrzutów sumienia, że nie byłam lepsza, że nie kocham bardziej, że nie byłam spokojniejsza, że nie byłam żoną ze Stepford, że nie byłam święta. Bo jakbym była, to może by się to nie wydarzyło.
Jak to mówię, czy piszę, to uderza mnie bezsens takiego myślenia, ale ono nadal we mnie jest. Nie jestem DDA, ani DDD, mam certyfikat normalności jeżeli chodzi o system wartości, dojrzałość i gotowość do spełniania ról, ale nie udało mi się uratować małżeństwa. To moja jedyna i największa porażka życiowa.
Chyba muszę odpocząć od czytania innych historii rozpadu rodziny, bo za bardzo boli świadomość, że w większości zmierza to do nieszczęśliwego finału z wieloma potknięciami po drodze.
Od czasu do czasu mam silne przeczucie, że kiedyś jeszcze będziemy razem, ale dzisiaj nie jest to taki dzień.
[ Dodano: 2013-10-29, 16:08 ]
Co mam zrobić ze swoimi uczuciami? Mam nasze zdjęcie z pleneru slubnego - stoimy w parku, wpatrzeni w siebie, ja się uśmiecham, on też, obejmuje mnie ramieniem, widać na jego palcu obrączkę. Przez cały kryzys zdjęcie stało u nas w salonie, wzięłam je ze sobą do nowego mieszkania, ale nie jestem w stanie go postawić na swoim biurku. Mam wrażenie, że byłoby to zakłamanie.
Kupiłam herbatę Darjerling - na pierwszej randce mnie taką poczęstował, potem też często ją piliśmy razem, lubię ją nawet, ale teraz jakoś mnie od niej odpycha.
Mam w zakładce w przepisach sernik z białą czekoladą i konfiturą różaną - specjalnie kupiłam na niego składniki, kiedy on wracał na święta Bożego Narodzenia, kupiłam też wino białe, naprawdę chciałam świętować wtedy jego powrót. Upiekłam ten sernik będąc w szoku po tym, co usłyszałam na temat rozwodu dzień po świętach i dałam mu na drogę. Teraz czasem otwiera mi się ta zakładka i właśnie odczułam, że właściwie to mnie boli.
Takie wynurzenia jak na terapii, ale to właśnie czuję. Ukradziono mi i zniszczono moje dobre intencje, marzenia i wspomnienia.
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-29, 16:15
Cytat:
Takie wynurzenia jak na terapii, ale to właśnie czuję. Ukradziono mi i zniszczono moje dobre intencje, marzenia i wspomnienia.
Myslę, że chyba każda z nas tak ma. Wybrałysmy trudną drogę...
bosonia [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-29, 17:19
Filomeno, mnie też dopadają takie myśli. O co właściwie się modlić, co dzień dociera do mnie ogrom tej podłości ,którą można zrobić swojej najbliższej osobie ,bez żadnych wyrzutów sumienia..Chyba już nie chcę takiego męża -zdrajcy, przerażają mnie te moje myśli, może u mnie to jeszcze za wcześnie. Ja moje zdjęcie ślubne przedarłam na pól, jeszcze na początku,gdy się dowiedziałam o zdradzie.,z wściekłości...na szczęście mam jeszcze kilka.
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-29, 18:08
Przynajmniej dałaś złości wyraz. A ja niczego nie zniszczyłam, mam suknię ślubną w szafie, zdjęcia w albumie, prezenty od niego, nadal obrączkę na palcu i boję się podrzeć te zdjęcia, zdjąć obrączkę, bo jeśli on się odciął i ja się odetnę, to kto w tym małżeństwie zostanie? Z drugiej strony, przecież jego to zupełnie nie obchodzi, czy ja będę mu wierna do końca życia, czy nie.
abcd [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-29, 20:42
Za małżeństwo i jego jakość odpowiedzialne są obie strony, nigdy jedna. Nawet jakby jedna chciała "na maksa", to druga i tak ma wybór - chcieć lub nie chcieć.
A jak to drugie nie chce, to wykorzysta każdą okoliczność, by upewnić się na "nie" - nosisz obrączkę=demonstracja; nie nosisz=zrezygnowałaś z małżeństwa
przypominasz o sobie=narzucasz się; nie przypominasz=zrezygnowałaś z małżeństwa itd.
Dobrze jest by w poczuciu porażki umieć dostrzec własne błędy, ale też nie dopatrywać się błędów tam, gdzie ich nie było. Przy czym wcale nie tak łatwo rozróżnić jedno od drugiego. Dlatego lepiej jest zauważyć, że żyjemy teraz i dzisiaj, a czasu się nie cofnie. A jak mówi powiedzenie: "lepsze jest wrogiem dobrego" Przeszłość do nas nie należy, a przyszłości jeszcze nie ma. Zostaje tylko "teraz".
AJA [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-29, 21:09
no ja właśnie usłyszałam, że to nie jego wina, że odszedł... że zrobił to co dla nas (łącznie z dzieckiem najlepsze)... bo nawet sąd przyznał mu rację, że rozpad małżeństwa nie jest jego wyłączną winą, co próbowałam mu udowodnić...
ale to przecież jest jego decyzja..., że zamiast walczyć o nas, zawalczył tylko o siebie...
a teraz jeszcze oczekuje, że ja się będę dostosowywać do jego życia, że dla jego wygody zamienię się na weekendy z dzieckiem, bo on akurat teraz nie może, a potem to by chciał bo akurat jego rodzice przyjeżdżają...
król życia...
a ja siedzę i wyję...
mam już dość płakania przez niego...
tych emocji... tego bólu... głupiej nadziei, którą dobija za każdym razem gdy powtarza, że podjął najlepszą decyzję o rozstaniu i rozwodzie...
nie mam, nie mam już dziś siły...
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-29, 21:16
Abcd masz rację, panujemy tylko nad tu i teraz. Ale żal tych uczuć obopólnych sprzed 13 lat, kiedy oboje młodzi, wierzący ludziom i wierzący w miłość na całe życie szliśmy na Sylwestra.
Z drugiej strony w tu i teraz właśnie zawieszam na ścianie kolejne kolorowe, tęczowe rysunki mojej córki, a obok spokojnie śpi psotna, psia kleptomanka.
AJA, czy sąd ustalił konkretne terminy weekendowe? Nie musisz się w takiej sytuacji godzić na zamianę.
Druga sprawa, on nie poczuje się winny, ale też Tobie jego poczucie winy nie jest do niczego potrzebne. Ważne, co Ty myślisz o tej sprawie. Możesz przecież spokojnie powiedzieć, że masz inne zdanie na ten temat i więcej do tego nie wracać. Wina przed sądem, a wina moralna to są dwie różne sprawy.
Chyba widok męża, jak piszesz w innym wątku, zadbanego niezbyt Ci dzisiaj posłużył. Rozumiem to, bo ostatnio też to poczułam. Ale trudno, mój ma teraz inną księżniczkę, a ja sama też jestem zadbana, a co więcej obiektywnie mam lepsze walory wszelkiego typu , niż tamta. On traci więcej, niż mu się wydaje.
bosonia [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-30, 08:56
Dziewczyny i Panowie powiedzcie mi ,czy my robimy coś złego ? Czy my wierne żony i wierni mężowie robimy coś złego ? przecież to nie my zdradziliśmy, nie my wymyślamy jakieś urojone przyczyny,dlaczego musieliśmy opuścić naszych ślubnych mężów i żony. Dlaczego właśnie my musieliśmy założyć i być na tym forum? dlaczego zdradzacze nie mają takiego forum? im życie się układa, zadbali o siebie, nie mają żadnych wyrzutów sumienia, a my tu tylko jęczymy, biczujemy się i zastanawiamy dlaczego....
dorotakm [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-30, 09:09
bosonia napisał/a:
im życie się układa, zadbali o siebie
A może wlaśnie nam się układa, może to my zadbajmy o siebie. Nie wierzę w ich 'ukladanie" sobie życia. To tylko teraz, na chwilę, układanie życia na zgliszczach, dla mnie to nic innego jak bloto, w ktore wdepnęli. Najlepsze co można zrobić to zająć się sobą, dziećmi, zrobić cos tylko dla siebie. Nam się to należy. Uznać, ze my po ludzku nic nie zrobim, zaufać Temu, co może więcej od nas. Przyjść do Boga jak do lekarza, ale nie podpowiadać Mu jak ma nas leczyć. Zaufać tak do końca...bez stawiania warunków....
Nie bój się, wierz tylko...
AJA [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-30, 09:24
Filomena napisał/a:
AJA, czy sąd ustalił konkretne terminy weekendowe?
nie, zrezygnowaliśmy z tego, deklarując że się dogadamy... dogadaliśmy, ale on ciągle coś odwołuje albo zmienia... oczekując, że ja się dostosuję, że "a co to dla mnie za różnica, który to weekend" itd.
ma szerokie kontakty, co drugi weekend i w tygodniu miał 2 razy, ale teraz już mu to nie pasuje, wiec raz plus zabieranie Adasia w piatki na weekend - ja mu nie ograniczam i nie utrudniam
prawnicy radzą, że jeśli on się nie zgadza na to, co ja proponuję, to w jego interesie jest ustalenie tego w sądzie, ja mam "wykonywanie władzy rodzicielskiej" więc mam więcej swobody i nie mam określonego obowiązku wobec niego
[ Dodano: 2013-10-30, 09:32 ]
dorotakm napisał/a:
A może wlaśnie nam się układa, może to my zadbajmy o siebie
dorotakm napisał/a:
Najlepsze co można zrobić to zająć się sobą, dziećmi, zrobić cos tylko dla siebie. Nam się to należy.
Zgadzam się i robię co mogę, ale ostatnio nerwica się u mnie bardzo nasiliła, może tę ostatnią sprawę, wyrok... teraz próbuję się wyciszyć...
Wczoraj, bo wysłuchaniu kolejnych oskarżeń, jaka to ja jestem niedobra i utrudniająca, jak to dobrze dla nas wszystkich że nas zostawił - postanowiłam sobie, że NIGDY WIĘCEJ SYFU W ŻYCIU... ŻE MOŻE I TAK, MOŻE TO NAJLEPSZE CO MNIE SPOTKAŁO...
a i usłyszałam, że jak chcę, to mogę sobie "unieważniać" ślub kościelny, dla niego to nic nie znaczy, nie jestem jego żona od dawna
więc ja idę w tę stronę... posprzątam co się da i do przodu...
[ Dodano: 2013-10-30, 09:35 ]
dorotakm napisał/a:
Nie bój się, wierz tylko...
ja już się nie boję... nie wymyślam czarnych scenariuszy, jest jak jest, dobre już było, teraz może być tylko lepiej, a lepsze jest wrogiem dobrego...
[ Dodano: 2013-10-30, 09:39 ]
DZIĘKI ŻE JESTEŚCIE ))
ja jestem z Wrocławia - zapraszam na "kawkę"
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-08, 14:30
Jak będę we Wrocławiu, to się przypomnę
Ja męża puszczam emocjonalnie. To nie jest ten człowiek, o jakim sądziłam, że istniał. On sam odpowie kiedyś za to, co robił na drodze do zbawienia.
Wiele ostatnio myślałam i czytałam, żeby wyrobić sobie własny pogląd powiedzmy, że metafizyczny, na to, co się stało.
Byłam w swojej wierze chłodna i rozumowa. Obowiązkowa tak, jak we wszystkim, ale rozumowa. Teraz wiem, że nie tylko poznanie rozumem się liczy.
Natomiast ten wzrost świadomości nie dotyczy sprawy z mężem, ale mnie samej. On jeżeli będzie chciał, jeżeli będzie mu to dane, to sam też do tego dojdzie.
Nie pomógł mi ksiądz Dziewiecki, ale pomogła Hildegarda z Bingen i Mistrz Eckhart
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.