Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2012-12-15, 14:54 Zgoda na bycie pomiatanym?
Kochani w Bogu.
Jestem na dnie rozpaczy.Mój mąż jak uzalezniony alkoholik znowu wrócił do kochanki.Uprzednio stwierdziwszy,że co prawda probował być ze mną,ale zrozumiał,że mnie nie kocha.....po trzech tygodniach powrotu,zaledwie do sypialni.....nie było mowy o jakiejkolwiek szczerości,próbie naprawy,nie było żalu,słowa przepraszam,postanowienia poprawy.Znowu oficjalnie w piątek pakuje plecak i wyrusza na spotkanie z nią....
W pierwszym odruchu wyprowadziłam się do mojej mamy.Niestety moje dziecko zniosło to fatalnie.Płacz,tęsknota za tatą,za swoim pokojem,błaganie,żeby wrócić,żeby wszystko było jak dawniej.....mąż stwierdził,że mamy wrócić,że to on się wyprowadzi,czego oczywiście nie robi.
Mam pytanie do Was: osób,które być może były w takiej sytuacji.Jak to znosić? Z jednej strony moje złośliwości i awantury z powodu jego zdrady i wyjazdów tylko pogarszają sytuację,bo wiadomo dochodzi do ostrej wymiany zdań,chociaz póki co nie ma awantur.Z drugiej strony brak reakcji i modlitwa mogą sprawić,że przestanie się ze mną liczyć,nabierze pewności,że wolno mu wszystko i będzie jeszcze bardziej bezczelnie zdradzał....przyjąć zasadę pokory? On nawet mi powiedział,ze jak się wyprowadzę,może zobaczy,co stracił i zrozumie......
Czuję jak bardzo mnie lekceważy,jak mną pomiata,mimo,że nie podnosi na mnie ręki,jego chłód,obojetność budzą we mnie lęk,że dla naszej miłości nie ma już ratunku.Cierpię dla dziecka,gdyby nie ono,chyba nie dałabym rady.Jaką przyjąć strategię? Modlę się,ale odkąd skończyłam nowenne pompejańską już nie umiem znaleźć uspokojenia.Grzeszę mając ukryty żal do Boga,że znowu musze przez to przechodzić.Nie mam już siły.Za tydzień święta.Obawiam się,że wyjedzie do niej,bo na Wigilię zawsze przychodzi moja mama.A on przecież nie potrafi spojrzeć w oczy nikomu z rodziny,nikomu,kto wie....
Proszę Was o modlitwę,bo miewam takie chwile,że chciałabym po prostu umrzeć.Tylko moje dziecko trzyma mnie przy życiu.
Lea [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-15, 20:56
Yoka napisał/a:
...przyjąć zasadę pokory?
Yoka, a co to znaczy dla Ciebie, w Twojej sytuacji?
Czym jest pokora?
Jesteś dzieckiem Boga.
W tym kontekście spójrz na traktowanie Ciebie przez męża
i Twoją reakcję/odpowiedź na to.
Yoka napisał/a:
Grzeszę mając ukryty żal do Boga,
że znowu musze przez to przechodzić.
Pan Bóg z pewnością się nie gniewa o Twój żal do Niego.
To nie jest sytuacja, przez którą musisz przechodzić (czasem są takie),
w Twojej sytuacji, to Ty tak a nie inaczej wybierasz.
Niestety, nie stawiasz mężowi granic.
Złośliwości i awantury z powodu zdrady i wyjazdów to nie granice.
Jego powrót jak to określiłaś "do sypialni" - zgodziłaś się na to, ot tak?
Z łóżka kochanki do Twojego?
Yoko, życzę Ci odwagi i rozwagi w podejmowaniu decyzji.
Zadbaj o siebie i dziecko.
Nie cierp dla dziecka, w tym przypadku to nie jest konieczne.
Daj dziecku to, co najlepsze w miłości: bezpieczeństwo, radość, spokój,
beztroskę, uśmiechniętą mamę.
Yoko,
jesteś umiłowaną <3 córką Boga
o tym pamiętaj zawsze
Pozdrawiam.
mallgos [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-15, 21:30
Och te granice - pamiętam jak pierwszy raz usłyszałam o nich 1,5 roku temu, oczywiście nie zrozumiałam o co chodzi i zamiast granicy postawiłam kontrę, a potem to juz jak widać w opisie - nie polecam bynajmniej
Dziś wydaje mi się, że te granice to bardziej stawia się sobie niż drugiemu człowiekowi. Należy mieć swój własny kręgosłup moralny i swoją postawą, zachowaniem, słowami pokazywać otoczeniu jak chcemy być traktowani, pamiętając jednocześnie, że to czego oczekujemy dla siebie powinniśmy również dawać innym. Chyba bardziej sobie należy mówić na to się nie zgadzam, to mi nie odpowiada. Jeśli mąż traktuje żonę (przepraszam za określenie) jak wyjście awaryjne to raczej on już wie po zachowaniu żony, że ona jemu na to pozwoli i będzie z tego korzystał dopóty dopóki będzie pozwalała.
Zadaj sobie pytanie czy ja chcę męża, który niby wraca, ale obecny jest właściwie tylko ciałem i tylko rozgląda się dookoła za czymś co może być lepsze w jego miemaniu. Czy chcesz trząść się do końca życia, że pojawi się jakaś pani, która go uwiedzie - za jego przyzwoleniem oczywiście. Jeśli nie to - co ze mną jest nie tak, że ja na to pozwalam. Od tego chyba zaczyna się prawdziwa droga do Boga. łatwa nie jest, bo z reguły okupiona cierpieniem, ale naprawdę warto jest dokonać przemiany wewnątrz siebie, pojednać się z Bogiem i zacząć prawdziwie żyć.
Pogody Ducha
Yoka [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-15, 23:04
Powiedział,że z nia skończył.....stąd moja zgoda na powrót do sypialni,nie od razu oczywiście.....bałam się,że jak odmówię pójdzie znowu do niej.Jak widać i tak poszedł.....Oczywiście nasze kontakty natychmiast wygasiłam,przecież tak się nie da zyć.Sądziłam,że on naprawdę to skończył.
Granice.....mój Boże.Moim marzeniem byłoby,żeby sie wyprowadził,bo ja nie mogę.Ja doskonale wiem,gdzie są granice.On je przekracza.Czy to znaczy,że nie patrząc na nic mam po prostu zrobić separację?
Wybaczcie,może wypowiadam sie nieskladnie.Jestem w strasznym stanie.Chciałabym tylko,żeby się opamietał.
Jestem słabym człowiekiem,który błaga Boga o litosć i chyba nie potrafi odczytać wlaściwie Jego wskazówek.Proszę,módlcie się za mnie.....
[ Dodano: 2012-12-15, 23:20 ]
Yoka, a co to znaczy dla Ciebie, w Twojej sytuacji?
Czym jest pokora?
Pokora to znoszenie w spokoju tego,że oficjalnie mnie zdradza.Jest mu wszystko jedno,czy wniosę sprawę o rozwód,czy będzielmy tak zyli.On mnie nie kocha.Ja mogę z tym wyznaniem zrobić co zechcę.Oczywiście rozsądek nakazuje to przerwać.I próbowałam,wyprowadzając się.Niestety uderzyło to w dziecko.Dziecko nie wie kim jest jego ojciec.Chce mieszkać z nim.Więc pozostaje mi zycie w kłamstwie w chorych emocjach.Oczywiscie żyjemy osobno.Ja w jednym on w drugim pokoju.Rozmawiamy słuzbowo,niewiele.
Jesteś dzieckiem Boga.
W tym kontekście spójrz na traktowanie Ciebie przez męża
i Twoją reakcję/odpowiedź na to.
Przepraszam,ale nie rozumiem.....Bóg widzi,że dzieje mi się krzywda.Oczywiście mój mąż ma rozum i wolną wolę i nawet jeśli Bogu sie to nie podoba,postepuje tak a nie inaczej.
Bóg obdarzyl mnie dzieckiem,które jest nieszczesliwe w innym domu.Jak wytłumaczyć maluchowi,że tatuś przestał kochac mamusię?Skoro tatuś zajmuje się nim dobrze a to,że wyjeżdża na pól weekendu na razie maluchowi nie przeszkadza,chociaż pyta,gdzie on jest.Ale przeszkadza mnie z wiadomego powodu.Jak w kontekście tego,że jestem dzieckiem Boga rozumieć traktowanie mnie przez męża.....
To nie jest sytuacja, przez którą musisz przechodzić (czasem są takie),
w Twojej sytuacji, to Ty tak a nie inaczej wybierasz.
Nieprawda.Muszę przez to przechodzić.Było już w miarę dobrze.Ja naprawdę sądziłam,że damy radę.Nie spodziewałam się,że znowu do niej wróci.To nie jest mój wybór.
Jego powrót jak to określiłaś "do sypialni" - zgodziłaś się na to, ot tak?
Z łóżka kochanki do Twojego?
Oczywiście,że nie.Tak jak pisałam,mieliśmy ratowac nasze małżeństwo i głeboko wierzyłam,że nam się uda.
Yoko, życzę Ci odwagi i rozwagi w podejmowaniu decyzji.
Zadbaj o siebie i dziecko.
Nie cierp dla dziecka, w tym przypadku to nie jest konieczne.
Daj dziecku to, co najlepsze w miłości: bezpieczeństwo, radość, spokój,
beztroskę, uśmiechniętą mamę.
Tak bardzo bym chciała.Tylko,czy dziecko bedzie szczęsliwe,jesli się wyprowadzimy?Ono tego nie chce.Artykuuje to wyraźnie.
[ Dodano: 2012-12-15, 23:27 ]
[quote="mallgos"]Och te granice - pamiętam jak pierwszy raz usłyszałam o nich 1,5 roku temu, oczywiście nie zrozumiałam o co chodzi i zamiast granicy postawiłam kontrę, a potem to juz jak widać w opisie - nie polecam bynajmniej
Dokładnie mam takie same przemyslenia.......Granica to : albo kończysz tę znajomość albo......no własnie.Co? Rozwód,separacja,wyprowadzam się. A ja....boje się rozwodu.Wyprowadzić się nie mogę.Więc on moje granice ustawowo ma w głębokim poważaniu.Bo wie,że mam związane ręce.Żyć osobno,choć pod jednym dachem?Nie reagować na to,że oficjalnie prowadzi sobie równoległe życie.....a za to dziecko bedzie miało swój dom tak jak tego chce teraz.Ignorowac go,lekceważyć....niech robi co chce.Ale co wieczór modlić się o opamiętanie.....
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-16, 08:50
A zatem pytanie - czego bardziej się boisz, i czego bardziej nie lubisz - bycia pomiataną czy kroków prawnych z separacją włącznie?
No i jeszcze jedno pytanie - czy to co dziecko teraz chce, jest faktycznie dla niego dobre w całościowej perspektywie rozwoju?
Nie są to proste pytania, wiem. Bardzo wiele modlitwy i rozwagi wymaga odpowiedź na nie.
Wspieram modlitwą!
Lea [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-18, 22:09
Yoka napisał/a:
stąd moja zgoda na powrót do sypialni,nie od razu oczywiście.....bałam się,że jak odmówię pójdzie znowu do niej
Yoko, czy zgodzisz się na wszystko, żeby tylko nie odszedł?
Jak sama już doświadczyłaś, to tak nie działa.
Yoko, miej do samej siebie szacunek,
choćby z tego względu, że jesteś córką Boga.
Yoka napisał/a:
A ja....boje się rozwodu.Wyprowadzić się nie mogę.Więc on moje granice ustawowo ma w głębokim poważaniu.Bo wie,że mam związane ręce.Żyć osobno,choć pod jednym dachem?Nie reagować na to,że oficjalnie prowadzi sobie równoległe życie.....a za to dziecko bedzie miało swój dom tak jak tego chce teraz.Ignorowac go,lekceważyć....niech robi co chce.Ale co wieczór modlić się o opamiętanie.....
Yoko, że się boisz to naturalne.
Rozwód to nic przyjemnego, a raczej bardzo bolesnego,
Większość osób w trakcie procesu rozwodowego
odczuwa mniejsze lub większe lęki.
Ale przecież Ty nie jesteś w takiej sytuacji,
póki co paraliżuje Cię sama myśl,
że może do tego dojść, jakkolwiek wcale nie musi.
Jednocześnie może do tego dojść
i jest to zupełnie niezależne
od jakichkolowiek Twoich działań,
które w Twoim odczuciu/mniemaniu mają temu zapobiec
(zgoda na powrót do sypialni, niereagowanie na prowadzenie
przez męża podwójnego życia, ignorowanie jego
wyjazdów weekendowych itp.)
Yoko, nie masz związanych rąk.
Nie jesteś śmiertelnie chora,
nie jesteś fizycznie więziona,
nie jesteś ubezwłasnowolniona,
więc na pewno możesz coś zrobić z sytuacją,
w jakiej się znajdujesz.
Zazwyczaj tylko w sytuacji,
w której nie jest człowiekowi aż tak źle,
godzi się on na takie życie
tłumacząc brak działań lękami.
Jednocześnie łudząc się, że ta druga strona opamięta się
coś zrozumie, nawróci się ... bo przecież się modlę,
już kilka razy odmówiłam nowennę pompejańską
i co ... nic ... i coraz większa depresja
i coraz bardziej brak nadziei
Do podjęcia decyzji i działań
zarówno zdradzacz jak i zdradzany
muszą osiągnąć swoje dno
Yoko,
pamiętaj, że czy coś zrobisz czy nie
zmiany i tak nastąpią;
jednak robiąc coś, podejmując jakieś decyzje/działania
dasz szansę temu, że skutki zmian
mogą być dla Was pozytywne/dobre
Zadbaj o siebie i dziecko;
to Ty jesteś dorosła
i to Ty masz rozeznanie, wiedzę,
co jest dobre dla małego dziecka
Życzę Ci odwagi w podejmowaniu decyzji
i nie pozwól, aby to lęki kierowały Twoim życiem
pozdrawiam serdecznie
Lea
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.