Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Słusznie - nie daj się! Miło Cię czytać po przerwie.
Elżbieta1974 [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-20, 14:01
Hania pamiętam w modlitwie :) Nie daj się
helenast [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-24, 21:12
==
Ostatnio zmieniony przez helenast 2013-11-07, 00:03, w całości zmieniany 1 raz
robot321 [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-25, 09:51
Dzięki Haniu za poruszenie tego tematu.
Faktycznie w Kościele zapada krąg milczenia nad tym jak powinni żyć ludzie po rozwodach, ew. jakieś banalne stwierdzenia typu: Bóg tak chciał, po co się Pan rozwodził itp, itd.
Myślę i piszę tu o sobie i swoim doświadczeniu, (jestem po rozwodzie cywilnym), dzieci z żoną ja widuję je co 2 tyg. na weekend, choć ostatnio dotyczy to głównie syna, bo córki nie bardzo chcą do mnie przychodzić. Dodatkowo na skutek pewnej naiwności życiowej i łatwowierności nie mam praktycznie nic. Jak dobrze pójdzie to po podziale majątku będę zwolniony na 5 lat z alimentów ( w tym 2 lata zaległości) gdyż jestem bez pracy stałej. Pewnie i strata pracy jest jednym z owoców kryzysu. Niestety Kościół mówi często o sytuacjach mało realnych, tzn idealnych, podobnie nie/stety jak ks. Dziewiecki na rekolekcjach w Porszewicach.
Najłatwiej mówić truizmy pt. jak powinno być, ale gorzej to realizować.
Po dużym dole psychicznym zaliczonym po rozwodzie z moją głęboko wierzącą żoną w zasadzie nie miałem ochoty żyć dalej ani też i celu.
Dobrze że trafiłem na Sychar, bo mogło by być i tak że stałbym się bohaterem newsów w TV, pt. niezrównoważony psychol zabił teścia i kochanka byłej żony. Dodatkowo 6 mies. po rozwodzie żona urodziła kolejne dziecko, tym razem nie moje i kochanek wprowadził się do niej do domu, a w zasadzie do domu teściów, gdyż oficjalnie żona nie ma nic jak sama mówi. Wtedy wszystko ułożyło mi się w logiczna całość. Pewne niezrozumiałe działania żony , które brałem na karb jej załamania nerwowego i depresji, stały się nagle jasne i logiczne.
Ale nie piszę tego żeby ją oskarżać czy też użalać sie nad sobą, tylko po to , aby naświetlić lepiej obraz. Z czasem zaczęło do mnie docierać co zawaliłem w naszym małżeństwie. A warsztaty 12 krokowe pokazały mi to jeszcze dobitniej. Dodatkowo nie mogę znaleźć oparcia w moich rodzicach a zwł. w ojcu, który chce aby wszystko działo się wg jego życzeń. W tym niestety jest on bardzo podobny do mojej żony.
Ale wracając do tematu. Dlaczego jeszcze żyję? Nie wiem, widocznie Bóg tego chce. Po co żyję, też nie wiem. Jednak moje krótkie życie pokazało mi juz kilka razy, że nic nie dzieje się bez przyczyny i wszystko dzieje się po coś. Może Bóg ma jakiś swój zwariowany plan.
Zdążyłem się już nauczyć żyć samotnie, albo tak mi się wydaje. Jednak na co dzień jest to bardzo trudne do realizacji, zwłaszcza w zgodzie z nauką Kościoła. Brak drugiej osoby, bliskości, dotyku jest trudny do realizacji. Jakiś czas temu poznałem kobietę po przejściach. No i kurde zaiskrzyło między nami. Fajne rozmowy , wspólne zainteresowania itp. itd. , przesiedzieliśmy wiele godzin na Skypie i na mailach. Dobrze chyba że nie mieszka ona blisko, bo pewnie dalej by się potoczyło wg schematu i skończyło by się w łóżku. Na szczęście do niczego, poza wzajemną fascynacją nie doszło. Zwłaszcza że jej mąż wrócił do rodziny, tzn. do niej, jednak jeszcze wiele pracy przed nimi. Teraz mogę sie z nią widzieć i już mnie nie wprawia w podniecenie fizyczne jej widok ani bliskość. Jednak wcale nie mam pewności czy droga trwania w wierności jest tą jedynie słuszną. Trwam bo trwam, bo tak naprawdę nie nadarzyła się jeszcze okazja. A co będzie jak takowa się nadarzy?? Nie wiem. Mam nadzieję że nie ulegnę...
Nie wiem też czy po tych moich słowach nie zostanę wyrzucony z forum. Ale nie jest to dla mnie tak ważne , jak bycie w zgodzie ze swoim sumieniem i jasne wyrażanie poglądów. Piszę bo zapodałaś Haniu trudny temat i bardzo mnie dotykający. Rozmawiałem nawet na ten temat z księdzem w czasie spowiedzi, On mi mówi że dopóki jest to relacja miłości bratersko-siostrzanej, to nie ma problemu.Ale ja doskonale wiem że ja tak nie dałbym rady. Bo jak bym był z kobietą wieczorem w jednym pokoju to po tygodniu..... miesiącu uległ bym.
W chwili obecnej jedyną dla mnie motywacją do życia i działania jest mój syn. Czy warto dla niego żyć? Warto i to jeszcze jak. Teraz zaczął się wspinać i robi to całkiem fajnie jak na 10-latka. Gdy widzę, jak stawia swoje pierwsze kroki w skale, jak uczy się pokonywać trudne miejsca i w końcu przechodzi je. To jest odczucie nie do opisania. Ostatnio jak byliśmy w skałach, to w ostatni dzień poszliśmy posiedzieć sobie na półkę na skale, taki rodzaj tarasu z pięknym widokiem na Karkonosze. I tak siedząc obaj zaczęliśmy płakać, bo zdaliśmy sobie sprawę że wyjazd dobiega końca. Nie wiem czy kiedykolwiek pogodzę się z myślą że nasze małżeństwo to już tylko papierowo-sakramentalna fikcja. Jednak wiem że dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Modlę się też czasem do Boga, patrząc na jedyne nasze wspólne zdjęcie, abym nie znienawidził żony za to zrobiła. A jeśli nadejdzie kiedyś taki dzień że zmieni swoja decyzję i zechce wrócić, to żeby nie było za późno i żebym miał siłę ją przyjąć.
Kończę już bo się rozpisałem i jak zwykle poszedłem w tematy oboczne.
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-25, 10:18
Robercik Ty jesteś jak zawsze genialny !!
szacun dla Ciebie za szczerość i odwage
Art [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-25, 11:42
Nadzieja
Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją. Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi; nie obawia się, skoro przyjdzie upał, bo utrzyma zielone liście; także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców.
Księga Jeremiasza 17:7-8 / Biblia Tysiąclecia
twardy [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-25, 12:52
Witaj mój imienniku!
Trudny i delikatny rzeczywiście temat poruszyła Hania. Wiem co oznacza samotność bo sam jej doświadczam. Targa nami wiele myśli. Jak to co napisałeś:
robot321 napisał/a:
Jednak wcale nie mam pewności czy droga trwania w wierności jest tą jedynie słuszną.
Jesteśmy tylko ludźmi i takie myśli mogą same przychodzić nam na myśl. Ważne co my na to. Jeżeli jesteśmy osobami wierzącymi, to pomimo takich myśli musimy sobie zdawać sprawę z tego, że ta druga droga jest sprzeczna z 6 przykazaniem. Wiem, że zdajesz sobie z tego sprawę i właśnie dlatego, pomimo tych przychodzących myśli, chcąc żyć w zgodzie z naszą wiarą nie możesz wybrać tej drugiej drogi.
robot321 napisał/a:
Dlaczego jeszcze żyję? Nie wiem, widocznie Bóg tego chce. Po co żyję, też nie wiem. Jednak moje krótkie życie pokazało mi juz kilka razy, że nic nie dzieje się bez przyczyny i wszystko dzieje się po coś. Może Bóg ma jakiś swój zwariowany plan.
Też przychodzą mi do głowy takie pytania, ale tak jak piszesz - wszystko dzieje się po coś.
robot321 napisał/a:
Trwam bo trwam, bo tak naprawdę nie nadarzyła się jeszcze okazja. A co będzie jak takowa się nadarzy?? Nie wiem. Mam nadzieję że nie ulegnę...
Tego nikt nie może być pewnym - jak się zachowa w takiej sytuacji. Czy nie wybierze się łatwiejszej drogi. Dlatego warto wszelkie znajomości z płcią przeciwną ustawiać od razu na właściwej płaszczyźnie, zanim coś zaiskrzy. Ja tak postępuję i pomimo istniejących pokus i sytuacji jakie spotkały mnie, potrafiłem utrzymać odpowiednie relacje z kobietami w sytuacjach dwuznacznych. Metoda - ucinać zbyt bliskie relacje zanim one zaistnieją. Chyba, że się tego celowo nie chce zrobić.
robot321 napisał/a:
. Bo jak bym był z kobietą wieczorem w jednym pokoju to po tygodniu..... miesiącu uległ bym.
Rozumiem Cię, dlatego ja nie dopuszczam w swoim życiu ani do jednego takiego wieczoru w jednym pokoju. Ja tez jestem tylko człowiekiem.
P.S. Mam nadzieje, że nie zabraknie Cię na jesiennych rekolekcjach.
Dabo [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-25, 17:06
Ja to was chłopy podziwiam.
Też sie zarzekałem od listopada, że ja tak jak wy , ale po cichu liczyłem że do tego nie dojdzie i mi się uda. Wyszła lipa, i mam dylemat, czy dalej się upierać, kiedy już wiem że efektu jaki chciałem nie będzie,ba teraz to nawet bym nie chciał. Czy odpuścić, ale to też odpuścił bym swoje własne słowa, raz ze ślubu a dwa troche i tu na forum się nakręciłem inapisałem jaki to ja nie super bede.
I szczerze to wygodniej było by posłuchać kumpli, zapomnieć , znależć inna, tą ślubną pogrążyć i zruinować, jej kochasiowi też dowalic od pleców strony, żeby kontakty , czy prace stracił.
Jak pół roku łatwo było mówic że kocham i czekam, to dziś nie jestem tego wszystkiego taki pewny. Wiem że nie problem ściągnąć jakąś artychę do domu na noc. Ale mi brakuje z kims pogadać do nocy, może za cycka potrzymac, zadzwonić że się spuźnię, że obiad ja dziś zrobię, że coś ,czy coś. Mam dośc chodzenia do rodziców na 20 minut, do znajomych nie chce iść bo zaraz jedno, jedziemy na dupy. Przyjaciele mają żony, więc nie będe ich nastręczał bo w ich pewnie mniemaniu to jestem spragniony i jeszcze im pocharacze żony.
Siara z domu wyjść. ?Jak wy sobie z tym radzicie?
tereska [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-25, 17:18
Dabo napisał/a:
bo zaraz jedno, jedziemy na dupy.
Dabo zwróć uwagę na słownictwo jakiego używasz na forum
helenast [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-25, 17:45
==
Ostatnio zmieniony przez helenast 2013-11-07, 00:04, w całości zmieniany 1 raz
gogol [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-25, 23:13
helenast napisał/a:
Wiem ,że wszystko zależy od człowieka
czy rzeczywiście wszystko zależy od człowieka? według mnie jakby tak było to wiele sytuacji potrafiłąbym rozwiązac sama a tak nie jest a gdzie w tym stwierdzeniu jest wola Boża? wiele razy w waszych wypowiedziach jest stwierdzenie ,że wszystko dzieje sie po coś czy rozwiązaniem nie jest spojrzenie na problem dlaczego on jest i co przez te sytuacje chce nam Bóg powiedziec? ja najczęściej szukam tu odpowiedzi na to co sie u mnie dzieje/
pozdrawiam gabi
gogol [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-25, 23:32
[quote="robot321"]Dzięki Haniu za poruszenie tego tematu.
Faktycznie w Kościele zapada krąg milczenia nad tym jak powinni żyć ludzie po rozwodach, ew. jakieś banalne stwierdzenia typu: Bóg tak chciał, po co się Pan rozwodził itp, itd.--- a według ciebie jest mozliwe ujęcie w pewne ramy odpowiedzi na to pytanie?
Niestety Kościół mówi często o sytuacjach mało realnych, tzn idealnych, podobnie nie/stety jak ks. Dziewiecki na rekolekcjach w Porszewicach.
Najłatwiej mówić truizmy pt. jak powinno być, ale gorzej to realizować.- a ja uważam ,że ksiądz Dziweiecki to ktos bardzo klarowny ze swoimi pogladami,niekoniecznie łatwymi do zrealizowania ale tez nie niemozliwymi,często zależnymi [b]od naszej postawy JA CHCĘ
[/b]
Z czasem zaczęło do mnie docierać co zawaliłem w naszym małżeństwie. A warsztaty 12 krokowe pokazały mi to jeszcze dobitniej. - NO WIDZISZ jednak sa i pozytywy tej trudnej sytaucji.
Ale wracając do tematu. Dlaczego jeszcze żyję? Nie wiem, widocznie Bóg tego chce. Po co żyję, też nie wiem. Jednak moje krótkie życie pokazało mi juz kilka razy, że nic nie dzieje się bez przyczyny i wszystko dzieje się po coś. Może Bóg ma jakiś swój zwariowany plan.
Napewno ma i wcale niekoniecznie zwariowany!
jednak wcale nie mam pewności czy droga trwania w wierności jest tą jedynie słuszną. Trwam bo trwam, bo tak naprawdę nie nadarzyła się jeszcze okazja. A co będzie jak takowa się nadarzy?? Nie wiem. Mam nadzieję że nie ulegnę...- fakt to po ludzku bardzo trudne i bez Boga wręcz niemożliwe!!! jednakże w dniu naszego ślubu przyrzekalismy miłośc i wierność aż do smierci -czyz nie?
Nie wiem też czy po tych moich słowach nie zostanę wyrzucony z forum. - myslę ,że nikt jak narazie nie ma ochoty cię stąd wyrzucić -ewentualnie modlić się za ciebie aby starczyło ci jak nadłużej sił,które pozwola trwać ci przy Bogu i z Bogiem.bo jednak mimo wszystko piszesz o bardzo pozytywnym wpływie sycharu i 12 kroków na twoje życie!!!!
helenast [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-26, 07:04
==
Ostatnio zmieniony przez helenast 2013-11-07, 00:04, w całości zmieniany 1 raz
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.