Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Odpowiedź
Autor Wiadomość
Orsz
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-12, 22:20   

Gogol, wybacz, ze na razie Ci nie odpowiem. Wziąłem się za Dobsona. Cóż, znalazłem to czego się spodziewałem. Stanowczo się z nim nie zgadzam i uważam, go za niebezpiecznego autora. Co z tego że zgadzam sie z nim w 99 % objetości książki. Moim zdaniem tej 1 % wystarcza by go uznać za autora szkodliwego.
A tak na marginesie, moim zdaniem z ogromną ostrożnością należy podchodzić do wszystkich teksów schizmatyków. Dobson jest ewengelikiem! 1% może wywrócić naszą wiarę do góry nogami!
Przestrzegam przed Dobsonem. Postarajcie się znaleźć potwierdzenie tego co pisze o małżeństwie i wybaczeniu u innych autorów katolickich. Bardzo proszę o takie cytaty.
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-13, 11:29   

Orsz napisał/a:
Cóż, znalazłem to czego się spodziewałem. Stanowczo się z nim nie zgadzam i uważam, go za niebezpiecznego autora
-a to mnie zaciekawiło co takiego znalazłeś czego się spodziewałeś?
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-13, 15:26   

Orsz.........czy Ty dposzczasz myśl o swoim udziale w kryzysie jaki przeżywacie w Waszej rodzinie?
Czy widzisz jakiś swój udział w tym kryzysie?
Kiedyś Jacek Pulikowski podczas warsztatu postawił tezę.............. "za zdradę żony w znacznym stopniu odpowiedzialny jest mąż".
Wtedy trochę mnie to zbulwersowało.Dziś już znacznie mniej,a nawet przyznaję mu sporo racji.
Bo za samą zdradę odpowiada tylko ten co zdradza,ale za kryzys odpowiadają obie strony.
Tylko nie myl odpowiedzialności z winą.
PD
 
     
Orsz
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-14, 19:53   

Oj ludzie, załamujecie mnie tym co piszecie. Nie dlatego, że jesteście, źli, jesteście dobrzy nawet bardzo. Ale mam obawę, że jesteście pod złym wpływem. Winiłbym tu przede wszystkim Dobsona. Ktoś napisał, że nie musicie być dla mnie autorytetem i to nawet dobrze, że nie jesteście. Kazał się zwrócić do psychologa, kogoś tam jeszcze i teologa.
Otóż ja Wam, Moi Drodzy powiem, naprawę też jak najlepiej Wam życząc. Tylko o teologa mi tu chodzi. Dobson jako ewangelik promieniuje całkowicie heretyckim pojęciem o małżeństwie. To co on przedstawia ma w większości spraw znamiona dobra, ale tym dobrem nie jest. Kwestia winy, kary, ocen, podejścia do prawdy też jest chyba bardzo istotnym elementem, który nas różni. W tych sprawach potrzebny jest fachowiec, teolog. Powinien tu zabrać głos. Z kim Wy, Moim Drodzy się konsultujecie? Ludzie poranieni często ulegają złudnym wyobrażeniom prawdy i dobra. Po prostu trzeba uważać. Dotyczy to oczywiście także mnie. Jednak ja nie uciekam od prawdy, ja stawiam ją na pierwszym miejscu, tak ostro, że aż czasem boję się, iż będę posądzony o jakąś perwersję.
A mi rzeczywiście jest źle i kilka wpisów wystawiło mnie na próbę. Ale nie chce się skarżyć, wolałbym, by dało się ustalić jednak jakiś konsensus.
Wpis Katarzyny http://www.kryzys.org/vie...ghlight=#201102 jest doskonałym podsumowaniem wszystkich tych kwestii, które nas różnią. Jest potwierdzony w nim jeszcze jeden element. Moim zdaniem fałszywa koncepcja osoby ludzkiej. Zauważam próbę rozgraniczenia ciała i ducha.
Cytat:
A mnie przeraża, że Ty nadal uważasz, że z małżonkiem tworzy się wspólnotę ciała.

Co moim zdaniem moglibyście postarać się wyeliminować aby uczynić sensowniejszą naszą dyskusję? Nie doszukiwać się niuansów, by mi coś wytknąć. Tak to jest z ta "wspólnotą ciała". Nigdy nie uważałem, że małżeństwo jest wspólnota tylko ciała. Na ziemi w równym stopniu ciała i ducha. Nie można chyba w małżeństwie wyróżnić elementu ważniejszego. Oba są komplementarne. Może są lepsze, teologiczne określenia określające tę istotę natury człowieka składającego się z ciała i ducha. Na ziemi naszym ciałem wyrażamy większość swojej duszy. Akt płciowy jest tego szczególnym przypadkiem. Nie oddajemy tylko swego ciała, oddajemy także duszę. I nie jest prawdą, że dusza już wcześniej była tego kochanka. Tak nie jest. Liczy się czyn, decyzja, by oddać się drugiemu. Wszystko co związane jest z niewiernością jest złe. Bycie złym w małżeństwie jest złe, prowadzi do złego. I przez sam fakt zła samego w sobie i przez to, że właśnie doprowadza nieraz do tego najgorszego, do zdrady, lub rozpadu małżeństwa.
Pod kątem jedności małżeństwa istotną rolę zapewnie odgrywa też czystość myśli
Nasze myśli tylko Bóg widzi, tylko on ma możliwość je ocenić i mówi wyraźnie, że samo pożądanie jest już cudzołóstwem, ale w myślach – to powiedział Chrystus. Czy jest to mniej złe od cudzołóstwa cielesnego? Moim zdaniem tak. W mniejszym stopniu wpływa na jedność małżeństwa, choć niewątpliwie też mu zagraża. Jest też złe samo w sobie. Coś jest w tym, że nie ma przykazania zabraniającego mieć myśli mordercze, a już pożądać żony lub rzeczy, tak.
Jest to dla mnie pewna tajemnica. Potrafię to tłumaczyć tym, że nieczystość i chciwość wyjątkowo perfidnie współgrają z naszą ludzką psychiką.
Trzeba starać się mieć czyste myśli. Ciało wszystkiego nie wyraża, ale ciało jest ostatnią instancją wypowiadające nasze zło w duszy. Jest też elementem wiążącym nas z naszymi współbraćmi. Mając być dobrymi, miłosiernymi dla innych mamy wyrażać to czynem. Pisaliście o tej postawie. Postawa wynika z przeżyć wewnętrznych, które też doskonale rozpatruje bł. Karol Wojtyła w "Miłości i odpowiedzialności". Wszystko się zazębia.
Zdrada jest ostatecznym wyrazem ducha, który w tym momencie jednoznacznie i ostatecznie zrywa jedność ziemską (cielesną i duchową) z małżonkiem. To samo tyczy aktów przedmałżeńskich. Nie ma różnicy między tym co dzieje się w trakcie, przed i po małżeństwie. Po śmierci bowiem też mamy obowiązek być wierni małżonkowi do czasu kolejnych zaślubin.
Pozwólcie, że jeszcze jedną skrajną nadinterpretację i nieporozumienie wynikające chyba z przemożnej chęci udowodnienia swego przedstawię Wam. Katarzyna w zalinkowanym tekście pisze, że moim zdaniem Sakrament małżeństwa nic nie zmienia w życiu bardzo poranionych przez siebie, przez życie ludzi. Nigdzie nic takiego nie napisałem. Zmienia bardzo dużo. Łączy ich w jedno ciało, tak jak każdych innych wiernych. Tylko to ciało jest poranione i pozbawione u samego startu tych radości ziemskich, duchowych i cielesnych chyba też, które przygotował Pan wiernym jego Słowu. I tyle. Nie zgadzasz się ze mną Katarzyno? Ja myślę, że to moje twierdzenie jest oczywiste. Uważam, ze sprzeciw wobec tego co przed chwilą powiedziałem byłby kpiną z Bożych przykazań i Bożej Myśli o Stworzeniu. Ale naprawdę, przy reprymendzie teologa, księdza, który od czasu do czasu powinien tu zaglądać, wycofam się. A Wy zastanówcie się, czy czasem nie naginacie prawdy do własnych bolesnych doświadczeń.
Oj przydałby się arbitraż.
Katarzyno, piszę tu bo nie chcę zaśmiecać wątku Andiego.
Napisałaś.
Cytat:
Tak, jakby Bóg niczego nie mógł, jakby Sakrament był tylko imprezką w kościele, jakby Spowiedź była tylko rytuałem, bez jej znaczenia - no po prostu koniec. Człowiek popełnia grzech i czeka go piekło. Nie tylko po śmierci, ale i tu na ziemi. Nie da się odkupić, odwrócić, przebaczyć, naprawić, uświęcić, uzdrowić.

Gdzie coś takiego napisałem? A dalej pytasz się w jakiego Boga wierzę?
Wierzę w Boga, który wybacza tym, którzy czynią pokutę, a nie tylko chcą i chcą.
Aby mieć pełnie małżeństwa trzeba się o nie starać całe życie. Nie chodzi o ideał. Ideału nie będzie nigdy. Zawsze się ludzie w małżeństwie będą sprzeczać w większym lub mniejszym stopniu. Ale trzeba zachować fundamenty. Fundamentem jest miłość, czystość, wierność. W moim przekonaniu Wy wszystko odwracacie. Zwracacie uwagę na błahe kłopoty małżeńskie, a najgorszy czyn wybielacie.
Tak, wybielacie. Zaczęło się to od zwrócenia mi uwagi przez Malwinę, że tylko na ciało zwracam uwagę. Jest to banalizacja ciała, banalizacja nieprawego aktu seksualnego.
I powiem Wam, jeszcze jedno. W moim odczuciu takie traktowanie tej sprawy może być zgorszeniem dla tych najmniejszych.

Katarzyna pisze.
Cytat:
W jakiego Ty Boga wierzysz, jestem ciekawa...chyba nie w tego, w którego ja wierzę. Wszechmocnego, miłosiernego, wybaczającego, wymagającego, ale wyrozumiałego, mądrego, przewidującego. Mój Bóg daje mi sakramenty, które zawsze pozwalają wyjść człowiekowi z bagna. Z bagna grzechów. I jakoś bardziej cieszy go powrót jednej zagubionej owcy, niż całe stado grzecznych i posłusznych owiec, które ma u swoich stóp.


Nie rozmawiamy o powrocie Katarzyno, rozmawiamy, przynajmniej ja to staram Wam przedstawić, o konsekwencjach zła. Ty te konsekwencje odrzucasz, a to może świadczyć o nieodnalezieniu Prawdy.

Każdy może zawsze liczyć na miłosierdzie Chrystusa, ale nie każdy może być szczęśliwy już tu na ziemi. I powiem Wam coś jeszcze. To nieszczęście spowodowane grzechem jest największą chwałą grzesznika. Nie nieszczęście potępieńcze, nie judaszowa trwoga, lecz nieszczęście bólu po zadaniu ran Chrystusowi, ran najbliższym, własnych ran duchowych.
A psychoterapia to niszczy. Tu potrzebna pokuta i prawda. Jeszcze raz polecam film "Misja".

Nieporozumień w tekście Katarzyny jest masa. Kwestia semantyczna własność- przynalezność. Jest istotne to rozróznienie. Bo rzeczywiście własnośc oznacza możliwość dusponowania druga stroną bez jej woli. Przynależność oboby w małżeństwie natomiast podkreśla osobitą wolę bycia własnościa drugiej osoby. Jedna i drugie słowo zawiera w sobie bowiem słowo "dać". Oddajemy siebie na wzajem. Każdego dnia i całe pozostałe życie należymy do drugiej osoby. Wolną wolę mamy i są konsekwencje, to oczywiste. Konsekwencje nie ograniczaja się jednak tylko do Sądu Ostatecznego.
Różne są konsekwencje różnych czynów. Gdy zapomnimy dać kwiatka w rocznicę, są konsekwencje, gdy zdradzimy są konsekwencje. Niepomiernie różne, bo dotycząace innej materii. Jedne naruszają bezwzględnie jedność małżeńską, są aktem woli oddania siebie kumuś innemu, inne nie. W tych innych przypadkach nie ma tej innej osoby i nie ma tej decyzji, nie ma też aktu, który grozi poczęciem dziecka. Nie można też zapominać o zwykłym splugawieniu się. Mężczyzna pożądający kobiety nieprawnie jest plugawy, łasi się na największą ziemską przyjemność i traktuje komuś przynależną osobą jak rzecz, którą potem, w swej pysze, często gardzi.
Nie można zapominać i o tym ziemskim, społecznym aspekcie zdrady-hańbie.
Można by pisać też o pięknie, o godności kobiecej. Nie wiem czemu, ale zawsze najbardziej zachwycały mnie kobiety czyste, wierne. Natomiast piękności, które oddały swą duszę i ciało plugawym mężczyznom wzbudzały we mnie jakąś niechcę, a jako kandydatki na potencjalną żonę nawet odrazę. Czy jestem skrzywiony? Jeszcze nie tak dawno było to normalne. Teraz widać wraz z upowszechnianiem się nieczystości, ludzka wrażliwość się zmienia. Ludzie dopasowują standardy moralne do siebie samych. Nie muszę chyba tłumaczyć, ze powinno być odwrotnie.
Przebaczenie mordercy córki jest czymś innym niż przebaczenie żonie. Wynika to z innego rodzaju miłości i innych relacji. Miłość oblubieńcza ma swoją specyfikę. Nie pisze o tym bł. Karol Wojtyła? Po co mieszać nieporównywalne? Zestawienie zabójstwa z cudzołóstwem uważam za nadużycie.
Zresztą ja nie piszę, że nie wybaczę. Ja piszę o warunkach przyjęcia żony. Szkoda, że Katarzyno nie odniosłaś się do wzmiankowanej przeze mnie wypowiedzi ojca Saliego.
Kobiety nie skruszonej bym nie przyjął. Moja żona od początku żałowała, jednak nie miała świadomości tego co uczyniła. Wie coraz wiecej i we mnie też coś się zmienia. Wypoweidź ojca Saliego ewidentnie oddaje odwieczne prawa natury człowieczej, którym moja męska dusza podlega.
Masz racje Katarzyno, że modlitwa pomaga, ale pomaga też prawda, pomaga samozaparcie, wiara w ideały, pamaga odbudowywana na różne sposoby męska duma, która nie jest niczym złym.
Oj Katarzyno, jak mieszasz. Jeszcze raz punkt po punkcie analizuję Twój wpis. Piszesz by nie mieszać wybaczenia i pojednania, rozumiem, że małżeńskiego, bo ona ma swoją specyfikę, a jednoczesnie podkreślasz warunki wybaczenia jako element niezależny od skruchy. Podkreślasz możliwość braku skruchy. A bez skruchy pojednania być nie może. Skruchy autentycznej. To mówi ojciec Salij. O czym piszemy. Wybaczyć możemy małżonkowi, który nigdy nie wróci. To jest, owszem, potrzebne przede wszystkim dla nas samych. Warunki bycia z małżonkiem pod jednym dachem, w jednym łożu są o wiele szersze. Potrzebne jest pojednanie i odniesienie go do konkretnych wydarzeń z przeszłości.
Ta potrzeba prawdy jest dla mnie tajemnicą. To chyba wynika z potrzeby jedności ciała i ducha. Gdy jest czystość jest radość, są niezapisane karty, które sobie wzajemnie zapisujemy. Gdy tego nie ma, ja przynajmniej odczuwam potrzebę odczytania tej karty z która przyszło mi żyć. Życie to nie poker. Przynależność małżeńska nie toleruje tajemnic. W tej grze nic nas nie powinno zaskakiwać.
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-14, 20:19   

Orsz, ale mógłbyś jakoś się bliżej, szczegółowiej odnieść do Dobsona? Bo na razie argumenty, że on podchodzi inaczej, heretycko, że przedstawia pozory dobra - nie przemawiają do mnie.

Orsz napisał/a:
Każdy może zawsze liczyć na miłosierdzie Chrystusa, ale nie każdy może być szczęśliwy już tu na ziemi.

Dlaczego tak uważasz?

Orsz napisał/a:
Wierzę w Boga, który wybacza tym, którzy czynią pokutę, a nie tylko chcą i chcą.

A co z tymi którzy nawracają się na łożu śmierci? U nich żal za grzechy jest, przyjmą sakramenty, ale pokuty nie zdążą uczynić?
 
     
Katarzyna74
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-14, 21:37   

Orsz napisał/a:
Nie rozmawiamy o powrocie Katarzyno, rozmawiamy, przynajmniej ja to staram Wam przedstawić, o konsekwencjach zła. Ty te konsekwencje odrzucasz, a to może świadczyć o nieodnalezieniu Prawdy.


Świetnie, że wspomniałeś o konsekwencjach, bo już dawno miałam Cię spytać.
A gdzie są konsekwencje Twojego zachowania, Twoich postępków, Twojej postawy w małżeństwie?



Orsz napisał/a:
Nasze myśli tylko Bóg widzi, tylko on ma możliwość je ocenić i mówi wyraźnie, że samo pożądanie jest już cudzołóstwem, ale w myślach – to powiedział Chrystus. Czy jest to mniej złe od cudzołóstwa cielesnego? Moim zdaniem tak. W mniejszym stopniu wpływa na jedność małżeństwa, choć niewątpliwie też mu zagraża.


Twoim zdaniem.
Czy dlatego, że jesteś mężczyzną i masz takie, a nie inne postrzeganie kobiet, związków, cielesności?

Dla Ciebie zdrada fizyczna jest końcem procesu, ale dla mnie - emocjonalna.
I śmiem przypuszczać, że dla wielu kobiet też twardszym ciosem byłoby zakochanie się męża, oddanie innej kobiecie swojego serca, myśli, tęsknoty i tego pierwszego miejsca w głowie, miejsca jedynej oblubienicy. Po prostu tak mamy. Mamy też świadomość domów publicznych i tego, że panowie tam nie z miłości chodzą. Takich przybytków dla pań nie ma. Są więc różnice w postrzeganiu tego, więc nie bagatelizuj zdrady emocjonalnej i nie umniejszaj przykazania, byś nie pożądał w myślach, wobec przykazania "nie cudzołóż".

I wcale nie chcę Cię przekonywać, byś myślał, jak ja.
Usiłuję Ci od początku samego podpowiedzieć, co może myśleć, czuć Twoja żona - nie jako człowiek ogólnie, tylko jako kobieta, jaką i ja jestem.
Usiłuję Ci przekazać, że nie możesz przykładać swojej tabelki znaczeń pojęć, swojej tabelki wartości i na tej podstawie działać, wymagać takiego myślenia od swojej żony, bo to niemożliwe.

Bóg zadbał o wszystko dając przykazania. I o zdradę cielesną i o zdradę emocjonalną. Ba! Nawet wyszczególnił płeć tego, do którego się zwraca, bo w swojej mądrości wiedział, że to oddalenie się emocjonalne mężczyzny, rani kobietę najbardziej.

Oddalenie się emocjonalne - nie tylko myśli poświęcone innej kobiecie - ale i traktowanie kobiety jako kogoś, kogo uczucia są nieważne, kto nie jest partnerem, a własnością, służką, pracownicą, poddaną, elementem nr 2.

Jesteś mężczyzną, więc interpretujesz w ten właściwy dla siebie sposób wszystko, co czytasz. No dobrze.
A kobiety mają inaczej, myślą inaczej. Co zrobisz zatem teraz?


I co Ty chcesz od tego Dobsona? Twoje słowa są żywym dowodem na to, że miał rację. Przecież prezentujesz postawę dokładnie taką, jaką przypisuje on mężczyznom, mężom w swoich książkach. Czy Ty w ogóle go czytałeś? Czy odrzuciłeś go z punktu, dlatego, że jest ewangelikiem?

Poza tym nie sądzę, by dla kogokolwiek Dobson był guru. Guru dla nas jest Bóg. A On dał przykazania, z których żadne nie jest oznaczone, jako mniej ważne.

Dla Ciebie zdrada jest czymś, co uniemożliwia zbliżenie się i pojednanie całkowite z żoną. Rozumiem.

To teraz zrozum punkt widzenia kobiet.

Poczytaj wpisy pań, które tutaj zmagają się z mężami uzależnionymi od pornografii. Ich mężowie TYLKO oglądają, tylko patrzą. A to sprawia, że dotyk takiego męża jest dla żony nader przykry i bolesny. Czasami wręcz obrzydliwy. Nie ma mowy więc o pojednaniu, chociaż przecież "on nic takiego nie zrobił". Co innego, gdyby zdradził.
Nieprawda - w naszym myśleniu, w myśleniu kobiet, on już właśnie nas zdradził. Mimo, że nie uruchomił - jak to mówisz - tego ostatniego ogniwa, ciała.

Tak samo może być przykry kontakt żony z mężem, który na co dzień może nie ogląda pornografii, ale jest przykry, despotyczny, traktuje żonę jak przedmiot, własność, nie szanuje jej uczuć, traktuje ją jak pomoc domową, pracownika, podwładnego, stosuje przemoc fizyczną, psychiczną, ekonomiczną, nie szanuje jej, wyśmiewa, krytykuje wygląd itd itd - co powoduje, że kobieta pragnie uciec, schować się, ma taką samą blokadę, jaką Ty masz w tej chwili wobec swojej żony.

I tylko tyle.

Orsz napisał/a:
Każdy może zawsze liczyć na miłosierdzie Chrystusa, ale nie każdy może być szczęśliwy już tu na ziemi. I powiem Wam coś jeszcze. To nieszczęście spowodowane grzechem jest największą chwałą grzesznika. Nie nieszczęście potępieńcze, nie judaszowa trwoga, lecz nieszczęście bólu po zadaniu ran Chrystusowi, ran najbliższym, własnych ran duchowych.
A psychoterapia to niszczy. Tu potrzebna pokuta i prawda. Jeszcze raz polecam film "Misja".


Czytam Ciebie uważnie.
"Psychoterapia niszczy..."
"Nieszczęście spowodowane grzechem jest chwałą grzesznika..."
"Tylko pokuta i prawda..."
"Nie każdy może być szczęśliwy..."


No proszę Cię.
Powiedz to tym, którzy tracą maleńkie dzieci w hospicjach, którzy tracą kończyny, tym, którym ginie cała rodzina w wypadkach samochodowych. Rozumiem, że dla nich tylko marzenie o śmierci zostało, by być bliżej Boga?

Wiesz, co? Prawdę każdy ma swoją.


A pokutę wyznacza spowiednik - nie mąż.
Wykonanie tej pokuty będzie rozliczał Bóg.
Nie jesteś Bogiem.


Tak, konsekwencją zdrady Twojej żony, jest ogromny ból w rodzinie.
Ale nie jest nią brak Twojego wybaczenia, bo ono zależy od Ciebie i Twoje blokady przed tym procesem.

Natomiast zgoda, że pojednanie, czyli powrót bliskości, harmonii, spokoju i nadziei na przyszłość zależy od obojga, oboje muszą chcieć.

W dalszym ciągu jednak mam nieodparte wrażenie, że pokazujesz Panu Bogu białe pola, na których sobie nie poradzi. Na przykład nie potrafi swoim działaniem uszczęśliwić człowieka. Dla mnie to jest nie do wyobrażenia. Ja takich białych pól nie widzę. Bóg może wszystko.

Jeśli ktoś jako szczyt szczęścia widzi coś ziemskiego, coś co zależy od drugiego człowieka - czyli nie Boga i jego moc, siłę, obietnicę - to nigdy nie będzie szczęśliwy.
Bo zawsze ktoś może umrzeć, majątek można stracić, ukochany może zdradzić. I koniec, po szczęściu. To w ogóle cud, że Eleni śpiewa na koncertach, uśmiecha się, żyje. To cud, że inni rodzice, którzy stracili swoje dzieci, mogą w ogóle dalej żyć. Albo ci, którzy nie mają kończyn. Cud, że małżeństwa (także i te sycharowe) przezwyciężają kryzysy, jednają się po zdradach, po wieloletnich romansach i są szczęśliwi. Może po prostu trzeba pozwolić Bogu na uczynienie tego cudu i po prostu w Niego, Jego moc uwierzyć?

Widziałeś ten film?

http://www.youtube.com/watch?v=VfEQdhCLdig

Możesz spojrzeć w swoje życie wstecz. Zanim dowiedziałeś się o zdradzie żony - byłeś szczęśliwy? Budziłeś się co dnia rano i mówiłeś: Boże, jaki jestem szczęśliwy, dziękuję Ci za to. Tak było?
 
     
Tolek52
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-15, 12:31   

Orsz proszę powiedz co myślisz o tych fragmentach Pisma św.
Mt5,38-42,
Mt6,12,
Mt5,23-25,
Łk6,35,
Łk6,29,
Łk6,32.
 
     
Orsz
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-15, 15:11   

Tylko Tolkowi na razie:
Tolek, wszystkie te fragmenty w zasadzie dotyczą miłości nieprzyjaciół, a nie własnej żony.
Mt6,12, dotyczy przebaczenia, a nie tworzenia wspólnoty małżeńskiej. Przebaczenie nie oznacza sworzenia wspólnoty małżeńskiej zgodnej z Planem Bozym. Wspólnota małżeńska to coś znacznie więcej.
Czy rozumiesz o co mi chodzi? Nie brnijmy dalej w to nieporozumienie

Te fragmenty są doskonałe dla żołnierzy idących na wojnę, by nie mordowali rannych i wziętych do niewoli.
 
     
Andy2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-15, 15:41   

Orsz napisał/a:
Wspólnota małżeńska to coś znacznie więcej.
Czy rozumiesz o co mi chodzi? Nie brnijmy dalej w to nieporozumienie.


Orsz, jak dla mnie to większość tego co ty piszesz wyglada jak wielkie nieporozumienie albo niezrozumienie. Masz bardzo ograniczone sppojrzenie na relacje małżeńska. Pamiętasz jeszzcez co przysiegales? Chyba nie było tam o samej wierności? Jak chcesz takiej relacji, to kup sobie psa, który sie przywiaze do ciebie i będzie wierny, ale najlepiej na spacery chodź ze smycza icgo nie spuszczaj, bo on sie tezcmoże zapomnieć i ci hen poleci.

A twoja zona zrobiła to oco zrobiła, to sie chłopie zastanów jak wyglądała twoja miłość i czy to ty wczesniej jej w waszym małżeństwie nie opusciles.

Czy zaczales z nią rozmawiać? Czy spytales - co sie z nami stało, ze tak sie stało? Czy zamiast pouczac wszystkich wokoło jak jakiś d...ek potrafisz zacząć słuchać co do ciebie ludzie mówią, a ona przede wszystkim? Facet, jesteś nie do wytrzymania, zero samokrytycyzmu i wsluchania sie w innych. Od takiego Orsza ona dała nogę i nad tym pracuj, a nie nad jej wiernoscia i posluszenstwem. Chyba ze chcesz ten kryzys zmarnować na biadoleie nad sobą, to następny będzie znacznie gorszy.
 
     
Orsz
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-15, 15:56   

Andy, dosyć. albo się ograrniesz, albo nie bedę z Tobą rozmawiał. To nie miejsce na pyskówki i osobiste docinki. A w szczególności nie życzę sobie tego typu tekstów od osób o tak pokrzywionym życiorysie jak Ty (najdelikatniej mówiąc).
Kiedy Ty ostatnio czułeś co to wierność. W jakim wieku? 15, 18, 20 lat? Doskonale wiesz co to niewierność, ale nie masz skali porównawczej. Weź to pod uwagę.
Żeby nie było, że ja się tylko pytam. Moją jedyną kobietą była moja żona, wówczas przyszła, niestety. Wiek 23 lata.
Zestawmy naszą moc charakterologicznhą do prawa wypowiadania się o wierności.
 
     
Tolek52
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-15, 16:02   

Ciekawe ujęcie tematu Orsz lecz ja inaczej to troszeczkę rozumiem a mianowicie:
Mt5,38-42 Dla mnie bardziej mówi o tym aby dobrze czynić tym, którzy wyrządzają nam zło i zastanawiam czy to koniecznie muszą być nieprzyjaciele?
Mt6,12 Tutaj jest mowa bardziej o wybaczaniu tym, którzy nas krzywdzą, czy krzywdy nie możemy zaznać od najbliższych?
Mt5,23-25 Czy w tym fragmencie nie jest mowa o pojednaniu i tworzeniu w ten sposób wspólnoty?
Łk6,35 Czy nie zachęca nas Bóg do tego aby czynić bardziej dobro a niżeli spodziewając się prawego postępowania z drugiej strony?
Łk6,29 Tutaj jest bardziej dla mnie o pokorze względem zła jakie nam wyrządzają a nie za wszelką cenę doszukiwania się sprawiedliwości.
Łk6,32 I tutaj jest następny dowód na Twoje błędne myślenie co nie omieszkam zacytować:
Wybaczyć można komuś kto żyje na drugim końcu świata. Z kimś kto jest obok nas każdego dnia, trzeba tworzyć wpólnotę. Z małżonkiem wspólnotę ciała. Tej wspólnoty ciała nie ma. To jest fakt, a Wy ciagle swoje, wybacz. Wybaczenie nie ma nic do tego faktu, który się nie odstanie.
 
     
Katarzyna74
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-15, 17:16   

Orsz napisał/a:
To nie miejsce na pyskówki i osobiste docinki. A w szczególności nie życzę sobie tego typu tekstów od osób o tak pokrzywionym życiorysie jak Ty (najdelikatniej mówiąc).


Czemu zabierasz innym prawo do tego, co sam robisz? To powyżej to nie są osobiste docinki wykorzystujące wiedzę na temat tego kogoś, kto tu w szczerości coś wyznał? To nie są pyskówki?
Najpierw ustawiałeś w szeregu Malwinę, teraz Andy'ego...

Wiesz, może zaznacz w pierwszym poście, że w wątku mają się wypowiadać tylko określone osoby - np. te, które zawsze były wierne, miały jednego partnera seksualnego i była nią żona/mąż. Oczywiście dopiero po ślubie - reszta weg.
No i te znające Prawdę (prawdę Orsza).
No i jeszcze odrzucające Dobsona, psychoterapię, terapię psychiatry (leki), za to znieczulające się alkoholem. W takim gronie oczywiście tylko utwierdzisz się w swoich poglądach, w klapkach na oczach będziesz widział tylko to, co chcesz widzieć, słyszał to, co chcesz słyszeć.

Tyle w Tobie pychy, pogardy do ludzi, zwłaszcza do ludzi błądzących...
Czy żona usłyszała chociaż raz od Ciebie, że jest Twoją "niestety" żoną?
Tylko wiesz... jakoś dziwnie brak we mnie jakiegoś usprawiedliwienia dla takiej postawy. Nie masz powodu do pychy, ja w Tobie doskonałości nie widzę. A mimo to - pogardy nie mam, żal mi Cię tylko.

Jeśli o mnie chodzi, możesz nie wysilać się na odpowiedź, to Twoje życie, Twój kryzys, radź sobie, jak potrafisz, ja Ci życzę wszystkiego dobrego. :)
 
     
agni7
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-15, 17:38   

Ciekawe...
Skoro wiesz najlepiej, jak postępować zgodnie z zamysłem Bozym, to po co ta dyskusja z osobami o pokrzywionym, jak napisałeś, życiorysie? No tak, to był zwrot do jednej osoby...
Większość osób ma mniej lub bardziej pokrzywiony ten życiorys, więc nie wiem czy są godni tego, by z Tobą rozmawiać...
Z przekonaniem o własnej racji potrafisz pisać i argumentować, po długości niektórych postów sądzę, że poświęcasz na to dużo czasu, ale w chwilach gdy poniosą cię emocje wychodzi z Ciebie pogarda dla innych.
A wychodzi to w tekstach typu "taka osoba jak ty nie będzie mi tu nic mówić..." W kontekście znajomości encyklik i z pewnością wielu innych dzieł o moralności niezbyt ładnie to wygląda...
Piszesz i pouczasz wszystkich jak teolog, ale cała ta konstrukcja intelektualna służy jednemu - usprawiedliwieniu tego, że nie jesteś teraz zdolny przebaczyć. Nie mówię, że to źle czy dobrze - tak bywa. Ale zlituj się, nie rób z tego traktatu intelektualnego.
Szukasz potwierdzenia swojej racji, a nie prawdy. Gdybyś naprawdę chciał wiedzieć, to byś pytał - z nastawieniem, że może być inaczej niż myślisz. A ty masz nastawienie - ja muszę ich tu na forum oświecić, biedaków, bo tkwią w błędzie.
Gdybyś chciał wiedzieć, co z tym zrobić, już dawno byś zapytał ksiedza/teologa/czy kogo tam uważasz za słuszne pytać.
Po co pytania, czy zagląda tu jakiś ksiądz? Są tu zarejestrowane osoby duchowne, możesz napisać do nich maila. Poszukaj w użytkownikach forum. Gdybyś szukał, dawno byś znalazł.
Tak na marginesie, chciałeś wiedzieć - Sychar ma ogniska w różnych miastach i tak, spotykamy się pod opieką osoby duchownej.
Cała ta wyłożona przez Ciebie teoria dotycząca wspólnoty małżeńskiej jest stworzona z wyselekcjonowanych fragmentów chrześcijaństwa na potrzeby Twojej obecnej emocjonalnej sytuacji, abyś mógł powiedzieć, że postępujesz zgodnie z zasadami . Rozumiem, ludzie tak mają, bo starają się jakoś odnaleźć.
Ale że Twoje wypowiedzi mają charakter niemalże wykładu na temat prawd wiary, jest to niepokojące, delikatnie rzecz ujmując.
Jak na razie wszystko, co usłyszałeś tu o przebaczeniu, łącznie z cytatami z Biblii, kwitujesz: tak jest, ale to nie dotyczy mojej sytuacji. Świetnie. Szukasz każdej okazji, żeby powiedzieć, że się nie da i koniec. Jaką masz więc alternatywę? Chcesz znaleźć w jakimś traktacie stwierdzenie "Orsz powinien/nie powinien przebaczyć i na nowo stworzyć wspólnotę?" Nawet gdybyś znalazł, to powiedziałbyś, że to o jakiegoś innego Orsza chodzi..
Sam będziesz musiał o tym zdecydować o tym, czy chcesz być za swoją zoną, czy nie. Bóg dał nam wolną wolę. Możesz nie chcieć. Ale nie wmawiaj sobie i wszystkim tu obecnym, że nie możesz stworzyć z nią wspólnoty, bo tak Bóg nakazuje.

Wiem, że znajdziesz na potwierdzenie swoich tez wiele cytatów i odpowiednio je zinterpretujesz.

Powodzenia.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-15, 17:43   

Orsz śledzę tą dyskusje od dłuższego czasu

powiem Ci kawałek mojej historii wybaczenia

ponad 12 lat temu mąż wreszcie poszedł na leczenie

ja zadowolona ale , wymagałam jak ty ,
by było tak,
jak ja sobie wymyśle ,
jak ja sama ocenię poziom jego skruchy , jego odpokutowania , jego prawdziwości , itd...

wiesz czym sie skończyło ??

rozwodem bo nie było po mojemu , bo jakoś było mi "nie dość "

musiały minąć lata prawie 3
Kiedy się nawróciłam, prosiłam Boga o prawdziwą Miłość taką jak z 1 listu do Koryntian

i skończyło się myślenie po ludzku o tej miłości ,
o tym że ktoś ma na coś zasłużyć, że musi wykazać się przede mną, takim stopniem pokory który mnie zadowoli , i wtedy przyjmę męża na moich warunkach.

Zero oczekiwań , jasne widzenie swojego udziału w kryzysie, i naprawienie swojej połowy

Orsz tak bardzo zajmujesz się żony wina i pokutą i zadośćuczynieniem, że masz bielmo na oczach na własny współudział
Podziel się z nami wnioskami z Twojej przemiany , Twojego udziału.
Oj ręczę że będzie bolało
mnie moje wnioski bolały i pchały do dalszej przemiany.

Mąż wrócił tydzień temu po 6 latach , a 3 lata od mojego nawrócenia
i w tle też była zdrada
i co ???
co mi przyniosłaby ocena jego skruchy , czy poczucia winy , czy tego jak głęboko zrozumiał czy pojął swój grzech , albo jak ma mi zadośćuczynić ????

To jego sprawa z Bogiem

Jeśli jest prawdziwie nawrócony , jeśli jest na bożej drodze Pan sam mu to powie.

Drugi raz nie zamierzam być " bogiem" i tobie też radze, zajmij się swoim udziałem w kryzysie.

Rozumiem , że masz problem z przebaczeniem
polecam książkę
C. Avis M. Troy "Uzdrawiająca siła przebaczenia"

Pogody Ducha
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!








Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9