Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Już się nie denerwuję, posłucham, obejrzę, odżyję:)
Katarzyna74 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-19, 20:21
Stanisław1 napisał/a:
Widzisz dużo czytałem, studiowałem. Mówiłem potem o tym Mojej Żonie. Była chwile, że stwierdzała: "mądrze mówisz, masz rację". A po chwili: "mam w telefonie numery do mężczyzn, którzy spędziliby ze mną resztę Życia"...
Mówi to, bo wie, że Cię to wkurzy. A Ty się wkurzasz.
A gdybyś choć chwilę się zastanowił....
Bo wiesz, rozbawiło mnie to. Zapewne, tabuny mężczyzn chcą spędzić życie z mężatką, zapewne w dojrzałym wieku, pewnie piękną i sympatyczną. Sami książęta na białym koniu. Co oni mogą o niej wiedzieć? Jak ona sama może wierzyć w takie deklaracje, jeśli je słyszała? Ma te telefony, niech ich użyje, po co mają się marnować? ;)
No cóż. Ludzie często zmieniają zdanie - Twoja żona powinna to wiedzieć. Raz mówiła, że z Tobą spędzi resztę życia, a drugiego dnia już nie. Czyżby ci "mężczyźni z telefonu" byli jakimś nadgatunkiem, którzy nigdy nie zmieniają zdania? Aż tacy honorowi? Jak honorowi i rycerscy, to powinni zostawić cudzą żonę w spokoju, czyż nie?
Aż chciałoby się powiedzieć: leć, sprawdzaj, jak chcą tego ci wspaniali mężczyźni, którzy nie potrafią cudzego małżeństwa uszanować i tanimi tekstami uwodzą rozczarowane małżeństwem mężatki.
Tak przyszło mi do głowy, że takie słowa, jakie wypowiedziała Twoja żona (tak myślę po babsku) są takim rozpaczliwym zakrzyknięciem o wolność. Być może ona czuje wciąż zaciskające się na niej pręty klatki (nie wiem, co może to powodować - Twoja postawa, Twoje zapewnienia, Twoje ostrzeżenia - nie wiem). Wówczas człowiek przekornie podkreśla, jak to jest wolny i może zdecydować się na inne życie.
Myślę, że nie otworzyłeś żonie klatki w sercu i nie puściłeś jej wolno. Tak mentalnie. Tak, by ciężar decyzji spoczywał tylko na niej (konsekwencje), by nagle została sama z tym wyborem (wyrzuty sumienia, wstyd), by nagle zrozumiała, że macha chorągiewką wśród niewidomych, bo nikt tej chorągiewki nie widzi, więc jaki sens machać?
Myślę, że ona to czuje, ten Twój oddech na plecach, spojrzenia, może potępieńcze, może ostrzegające, przez co jej natura buntuje się - takimi właśnie demonstracjami.
Wiesz, tutaj na forum jest pewna dziewczyna, El. Posłużę się jej historią - bo najlepiej opisać pewien mechanizm na faktach, a nie na teorii. No mieli kryzys i to poważny, mąż uwikłał się w romans z młodszą kobietą, chciał odejść itd. El buntowała się, wierzgała. Pewnie popełniła wiele błędów identycznych z tymi, którzy są w podobnej sytuacji - błagania, prośby, groźby, angażowanie rodziny itd.
Pewnego dnia opuściła ręce. Poczuła się bezradna, poczuła, że czas odpuścić i dać Bogu działać. Wówczas wzięła męża na rozmowę i powiedziała: Kochanie, dobrze. Nie trzymam cię. Życzę ci szczęścia. Kocham cię, ale dopóki stoisz w rozkroku, nie możemy tak dalej żyć. Wyprowadź się proszę i bądź szczęśliwy.
Początkowo mąż El zachłysnął się tą "wolnością". Ale kiedy został sam ze swoimi rozterkami, dylematami, dramacikami, nagle coś ta wolność już mu nie smakowała. Choć to trwało jakiś czas, ostatecznie wrócił do El, porzucając tamten romans. SAM. Bez żadnego ultimatum, bez gróźb, próśb. Po prostu nagle znalazł się w ciszy i musiał sam poczuć ciężar swoich wszystkich decyzji, a także ich konsekwencji, np. tego chłodu u El, niepewności, żalu za wspólnie spędzonym czasem.
Pewnie, El. ryzykowała - bo mógł odejść, pomachać łapką i odejść. I niektórzy odchodzą na dobre. Ale co jej pozostawało? Jedynie wypuszczenie z mentalnej klatki męża, by mógł sam podjąć decyzję i oddanie tego małżeństwa Bogu, zajęcie się wzmacnianiem siebie, uczenia się życia ze sobą, odczuwania szczęścia ze sobą jest jakimś rozwiązaniem, sposobem na wyjście z kryzysu, przynajmniej tego osobistego.
To nie jest recepta na każdy kryzys, bo każde małżeństwo jest inne.
Ale tu jest świetnie przedstawiony mechanizm, który ma w sobie niemal każdy z nas.
- dostrzeżenie wartości kogoś lub czegoś w momencie straty
- bunt przeciwko kontroli, zakazom, nakazom
- zaznaczanie swoich granic
- wystawianie kolców, kiedy boli
Myślę, że warto zastosować tutaj tę postawę stanowczej miłości, o jakiej pisze Dobson, o jakiej pisze El.
1. zaznaczyć swoje stanowisko raz, a dobrze - wyznanie miłości, przedstawić ostatecznie swój pogląd na sprawę zdrady, rozwodu, rozstania itd. (nie dla rozwodu, nie dla romansu, nie dla życia w trójkącie, nie dla wynaturzenia, tak dla sakramentu, tak dla naprawiania).
I koniec. Nie nalegać, nie powtarzać się, nie naciskać.
2. puścić wolno - mentalnie (fizycznie i tak jest wolna;)). Jest dorosła, jeśli musi sama się roztrzaskać o swoje czyny, to widocznie tak musi być, nie da się za kogoś przeżyć życia.
3. powierzyć małżeństwo Bogu, a jednocześnie nie marnować czasu - pracować nad swoimi wadami, poznać i eliminować własne słabe punkty, wzmacniać te silne punkty, wzmacniać siebie duchowo, modlić się i czekać nie czekając - czyli korzystać z każdego dnia jak najpełniej, jak najlepiej, jak najpożyteczniej i jak najprzyjemniej się da
AdrianQ7 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-19, 20:49
Kasia napisała super!!! (i dużo - no bo to kobieta..)
Dopiszę taką prawdę, może Ci pomoże: Tak naprawdę to mąż powinien kochać żonę. Jeśli kocha wystarczająco mocno - kobieta odpowie na miłość, bo do tego jest stworzona. Więc nie szukaj uczuć u żony. Kochaj. Zostaw. Bardziej kochaj Boga. On tak tęskni za Twoim sercem..
Pozdrawiam - i pamiętam, jak zacząłem czytać forum, Twoje posty pomogły mi najb., były dojrzałe i Boże. Czymaj się żołnierzu.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-20, 08:27
Staszku...najlepszym przykładem sa losy innych(na jakich mamy szanse własnych wniosków)
Zatem cos z własnego zycia:
Znasz moje losy kryzys:
błedy,złe sytuacje i zachowania a potem wnioski zony,wnioski moje,dwa lata zycia poza domem,wkońcu mój powrót ,choc dziwny bo z brakiem aprobaty zony ale powrót.
To jest to moje(powrót) Staszku-odpowiedzialnosc za losy rodziny,odpowiedzialnośc za powiedzenie tak w kościele,odpowiedzialnośc za błedy i decyzja naprawy złego.
I tak rozpoczeło sie nasze wspólne ,choc dziwne bo pod jednym dachem a wciąz w separacji, sa to dwa lata postawy-pokazanie zonie co jest dla mnie ważne:
rodzina-żona-małzeńswo.
A zona jest centrum tego wszystkiego .
Jest bardzo ważna ale bez Boga nie pojmowałbym tej wazności.
I choc jest to trudne tak zyc szczególnie gdy człek mierzy się w codziennościach :
z brakiem miłości,uczucia,obrzydzeniem-niechęcią(do własnej osoby).
Pozostaje zrozumienie tego
I tak .........
wczoraj wróciliśmy z wesela (byliśmy wspólnie) ..razem przy stole,razem tanćzyliśmy i nawet nie uwierało tak mocno gdy wtym tańcu żona oglądała ściany,sufit,podłoge ,innych -by tylko nie spojrzec mezowi w oczy..prosto w oczy.
Tańczyliśmy wiele razy i wkońcu przyszedł mi taki pomysł:
razem,wesele,taniec-przytule zonę w tancu(moze bliskośc zadziała ot nadzieja).
Reakcja była prosta ,szybka - stop i veto takiemu zachowaniu.
No cóż Staszku nie umiałem z automatu zapanowac nad odrzuceniem,ale umiałem już coś czego sie naumiałem
godzina w eterze(spacer) uspokojenie mysli,kołatania serca,zrozumienie reakcji zony
bezsilnośc ale nie bezradnośc
Powrót na salę kilka małych szklanych na mgiełkę w głowie i znów taniec ..taniec z zona ,a w sercu pogodzenie się z..............to nie moja wina-chciałem dobrze.
Tak Staszku to nie moja wina,nie jestem w stanie do końca zycia odpowiadać za coś co było 6 lat temu,za coś co dawno zrozumiałem,za cos za co wiele razy przepraszałem ,za cos co dawno tłumaczyłem -czemu tak się stało.
Rozmawialiśmy z żona na ten temat (bliskości na weselu) znam jest stanowisko,wiem czego jest żródłem i rozumiem że wiele lat nie potrafi tego zrozumiec i pogodzic w sobie.
Napisałem rano kartkę...
Że w kazdym małzeństwie jest dwoje,dwoje buduje,dwoje rozwiazuje problemy,dwoje stanowi małzeństwo
Ale mimo tego dwoje kazdy ma własną role do spełnienia moja rolą jest naprawa zła jakiego wciąz ponosze konsenkwencje.
Moja rolą jest wskazac mą postawe że wciąz kocham żone i czekam na jej decyzje.
A byc może zony rola jest włąsne przemyslenie czy da sznse temu związkowi by się przekonac że facet jakiego kiedys wybrała potrafi byc świetnym mężem i super kochankiem.
Czy nie da szansy temu zwiazkowi i dokona własnych ,innych wyborów w życiu.
I najwazniejsze Staszku ja za te wybory nie odpowiadam,ja nie mogę uczestniczyc w tych wyborach-ani im przeszkadzac,ani je wspomagać...
Prosta rola Staszku (zapewne) tak jak moja tak i twoja
pobładziliśmy -drogę odnależlismy a teraz jest czas naszych żon
a ten czas trzeba uszanowac .
pozdrawiam
p.s ktoś mi kiedys powiedział ..do momentu kiedy szukam aprobaty siebie w zonie,do momentu kiedy szukam jak psiak jej bliskości
do puty będzie bolało gdy tego tam nie znajde...
Ostatnio zmieniony przez Norbert1 2012-08-20, 13:42, w całości zmieniany 1 raz
Malłgoś1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-20, 09:17
Jak to czytam, to widzę swoje małżeństwo.
Dwa lata temu mąż się wyprowadził, jednak przyjeżdżał starał się być dobrym czułym ale ja pozostawałam chłodna, miałam żal za to co zrobił. Chciałam mu pokazać, że bez niego świetnie sobie radzę.
Teraz mąż złożył pozew rozwodowy i kiedy zrozumiałam, że to naprawdę koniec, że grunt mi się osuwa pod nogami to ja zaczęłam być miła, kochająca i zaczęłam się modlić.
Ale mąż nie odpowiada na moje zaczepki. Jedynie ogranicza się do dzieci.
Czy on naprawdę chce tego rozwodu? Czy to tylko gra? Nie umię sobie odpowiedzieć na to pytanie.
Stanisław1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-20, 19:41
Przeczytałem każdego z Was, może nazbyt pobieżnie, ale z jakimi rumieńcami na duszy mojej:)
Chciałoby się krzyknąć za Cybulskim: Ludzie, jak ja kocham WAS:)
I jak to nie wierzyć, że w momencie krańcowej bezsilności, kiedy krzyczę, bo mam już dość, kiedy łapie mnie depresja, przychodzą do mnie posłańcy od Boga i tłumaczą cierpliwie i mądrze i bezinteresownie mnie siebie samego i moją Żonę także mnie.
To wspaniałe:)
Ale, bez euforii, ona jak i czarna rozpacz bywa ulotna i zwodnicza, zatem dewiza szpiega: zimny umysł, gorące serce.
Rok bytności na Sycharze daje fantastyczne studium teoretycznej wiedzy kto, jak i gdzie w małżeństwie. Potem przychodzi egzamin: rozmowa z Ukochaną.
A ta jest Moi Mili zawsze. Bóg daje szansę ludziom pojednania, zawierzenia, pokochania nieustannie, czy ludzie skorzystają?
Ja się staram, ale właśnie emocje, te mikroskopijne ułamki duszy wciskające się w konwersację, nie dające dotrzeć do sedna problemu, te spojrzenia, te słowa, te gesty.
Well, nie jestem ja Robocop, Konan z Cymerii, czy nawet początkujący rycerz Jedi, chociaż mnie o to namawiają rozkochane w różnego rodzajach antroplogii wieków średnich szczęśliwe Żony, które pozdrawiam gorąco:)
No więc Moi Mili. Tak, to prawda!
Żoną interesują się podstarzałe lovelasy, to fakt.
Żona mi o tym mówi, żeby mnie wkurzyć, to fakt.
Żona mnie potem przeprasza, "głupia rozmowa była".
Pytanie: jak koło tego przejść obojętnie, skoro cios maczugą nabijaną kolcami, cios mierzony dłonią Tomasza Majewskiego, prosto i dokładnie w potylicę bolałby mniej? Znacznie mniej.
Jasne, można. O tym pisze Stendhal, w CZERWONYM i CZARNYM. Jak to zdobyć kobietę.
Powyżej pisze o tym Małgoś. Olać ją!! Zlekceważyć!! Powiedzieć sobie: nie powiem jej więcej co czuję!!
A Pan Jezus mówi: kochaj bliźniego jak siebie samego.
Ma ktoś maczugę?
Ewa4791 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-20, 20:19
powiem , co ja jako kobieta oczekuję od męża a czego zabrakło.
Takie zachowanie jak pokazywanie numerów telefonów to fakt żałosne , śmieszne ale to jak wołanie "popatrz inni mnie pragną a ty nie" Kobiety są niestety próżne, zakochują sie przez słowa nie wygląd tak już mamy, wiec jeśli mąż chce zdobywać żonę to tylko słowami, jeśli kocha to nie będzie myslał "wyśmieje mnie, wyjdę na głupca" a czy będac zakochanym kiedys dawno temu nie robiliśmy z siebie wariatów, szaleńców... zobacz jak bardzo cie kocham, demonstracja siły , odwagi i to było piękne niech mężowie nie boją się ani nie wstydzą powiedzieć zonie , ładnie ci w tym kolorze, wyglądasz czarująco, wiesz ze takich oczu nie ma nikt na całym świecie, poczytajcie choćby jednego harleqina , pewnie to i smieszne, bo przecież miłosć to coś wiecej, świete słowa, to fakt, ale popatrzcie jak niewiele nam potrzeba, tak na prawdę facet nie musi być atletą, super przystojny, świetnie wysportowany itp macie dużo łatwiej niż kobiety, które żeby podobać sie mężowi musza wiele sie napracować, choć moze przeczytanie jednego romansidła dla panów jest porównywalnie trudne. Ja dostaję skrzydeł kiedy ktoś powie mi coś miłego na mój temat, jak sie tego nie słyszy od męża to pokusa przychodzi z zewnątrz i choć to głupie, że na to "lecimy" to jednak prawdziwe, choć ze wstydem i nie zawsze sie do tego przyznajemy. Jak facet mówi jak cierpi , bo został odtrącony, skrzywdzony to pokazuje swoją słabość, owszem nie mówie, zęby o tym nie wspominać ale to nie jest coś co pociąga, to nie jest wabik, Każda ma w sobie coś z pielęgniarki ale i pielęgniarka pracuje na etacie a potem chce być kobietą nie znam Waszych historii pisze o tym , bo czesto spotykam sie z tym ze mężczyzna nie rozumie kobiety i na odwrót. Napisałam jako kobieta, moze ktoś wypowie się jako mężczyzna.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-21, 07:53
Ewa4791 napisał/a:
Jak facet mówi jak cierpi , bo został odtrącony, skrzywdzony to pokazuje swoją słabość, owszem nie mówie, zęby o tym nie wspominać ale to nie jest coś co pociąga, to nie jest wabik, Każda ma w sobie coś z pielęgniarki ale i pielęgniarka pracuje na etacie a potem chce być kobietą
Tak Ewo wiele racji w tym co napisałaś i zgadzam się że to pokazywanie skrzywdzenia i odtrącenia denerwuje.
Według mnie tylko pochodzenie nerwów jest inne-denerwuje nasze zony raczej nie to że facet pokazał swa słabośc,jeno to że czuje ta słabośc.
Zapewne w oczach żony wygląda to tak:
wiele lat przyczynił sie do-własna postawa,włąsnymi działaniami,własnymi zaniedbaniami,a kiedy ja okazałam dośc!
jestem kobieta chcę byc kochana,zdobywana,adorowana,oczekuje uznania is zacunku -on wszedł w postawe skrzywdzenia i gra biednego misia jaki znów nie potrafi nawet w imię tej wielkiej miłości jaka głosi do mnie usłyszec moje NIE,a przeciez mam prawo do tego nie.
Tak Ewo do takich wniosków doszedłem chocby ze swoją sytuacja na weselu próba przytulenia zony i moja reakcja.
Mialem wybory:
-zanim przytule spytac-czy mogę
-przytulic uznac żony NIE i zacisnąc zęby.
Ale ja podejmowałem decyzję sam przytulam,zatem winienem miec pełną gotowośc na konsenkwencje tego.
Konsenkwencji nie dojrzałem ,ale szybko odnalazłem odrzucenie i skrzywdzenie i w ta role wlazłem.
Godzina coś dała bo uspokoiła kołatanke wynikła z odczucia skrzywdzenia ,ale refleksja ta o jakiej pisze teraz przyszła pózniej.
I to że przyszła pózno(zbyt) zdenerwowało żonę.
No cóz nie załapał człek że Bóg go wystawił na próbę-moze własnie na ta próbe jak pokazać mocno żonie...
kocham cię,szanuje co czujesz,nie narażam na nowy stres....
nic to przynajmniej:
- dzieki wielu naukom jakie wyniosłem chocby z tego forum , potrafie już o tym porozmawiac z zoną ,wyjasnic,odszukać coś co może poprzez milczenie rozwinąc sie ku złu
pozdrawiam
i dziekuje Ewo że swoim postem dalas mi prawidłowośc moich mysli i odczuc
ze mną dokładnie jest tak jak w słowach tej piosenki:
i jak to napisała Lena w innym temacie:
zadośuczynienie to:
przyznanie się do winy,naprawa siebie,zrozumienie,czas dla zony i pokora.........
wiem że jestem na etapie pogrubionych (przerobiwszy oczywiście wszystkie wstecz )
mam nadzieje że nie zaśmieciłem twego tematu Staszku -a jezeli tak to wybacz mi
Stanisław1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-21, 18:47
witam Was bardzo serdecznie:)
Ewo,
widzisz ja rozumiem Moją Żonę, wiem, ile wycierpiała w naszym małżeństwie, wiem, że było to moją zasługą. Byłem złym Mężem. Nie jestem w stanie cofnąć zdrady, braku pracy, wiszenie emocjonalnie na Żonie, gier, czatów, wieczorów, gdy wychodziłem rozmawiać przez telefon z inną, okłamując Żonę, że idę na spacer. Żona siedziała w domu i płakała, jak wracałem.
Takie rany zostają i tylko Bóg w swoim ogromnym, nieskończonym miłosierdziu może z nich odrodzić. Kasia powiedziała mi kiedyś dwa zdana-drogowskazy:
"pragnę teraz jedynie spokoju" oraz "będę sama albo do Ciebie wrócę".
I widzę, że chce do mnie wrócić, że naprawdę się stara, że naprawdę nikogo nie ma, że jest mi wierna.
Wierzę, że to dzięki modlitwie i naszemu życiu w sakramentach oboje trwamy, mimo, iż jesteśmy osobno.
Wierzę, że rozwód, o który wspólnie wnioskowaliśmy, a który później najpierw ja, a potem Kasia wycofała to początek naszej drogi ku odrodzeniu tego sakramentu.
Teraz wystarczy być jak skała. A dzieje się, naprawdę się dzieje.
Przez okrągły rok słyszałem z ust Żony:NIE dla rekolekcji dla małżeństw.
Dwa tygodnie temu padło TAK. Byłem tak zaskoczony, że zapytałem ponownie i ponownie usłyszałem: TAK.
A małżeństwo to właśnie podwójne TAK:)
AdrianQ7 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-21, 19:37
Wow, super, gratuluję, cieszę się - i również was biorę do serca, by modlić się o wasze małż.
Tolek52 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-21, 19:42
Stanisławie cieszą się bardzo, że znowuż jesteś sobą. GRATULACJE
Malłgoś1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-21, 19:54
Stanisławie zazdroszczę Ci tego, że mieszkasz z zoną.
Mój mąż wyprowadził się i mam bardzo mały wpływ na niego. Staram się nie dzwonić, nie narzucać.
Choć dziś płakałam jak dziecko (dawno tego nie robiłam), gdy zadzwonił do dzieci i zapytałam kiedy przyjedzie powiedział,my już nigdy nie będziemy razem.
Nie daję już rady!
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-22, 08:49
Stanisław1 napisał/a:
widzisz ja rozumiem Moją Żonę, wiem, ile wycierpiała w naszym małżeństwie, wiem, że było to moją zasługą. Byłem złym Mężem. Nie jestem w stanie cofnąć zdrady, braku pracy, wiszenie emocjonalnie na Żonie, gier, czatów, wieczorów, gdy wychodziłem rozmawiać przez telefon z inną, okłamując Żonę, że idę na spacer. Żona siedziała w domu i płakała, jak wracałem.
Podziwiam Cie, że potrafiłeś jednak postarac się naprawic swoje błędy. I zazdroszczę Twojeje Zonie. Ty pokazujesz jej jak jest dla Ciebie ważna i to naprawdę wiele. Kobieta tego bardzo potrzebuje....
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-22, 09:54
Staszku gratuluje i wielką mam wiare ze Bóg was przeprowadzi przez wszystko
MonikaMaria3 napisał/a:
Ty pokazujesz jej jak jest dla Ciebie ważna i to naprawdę wiele. Kobieta tego bardzo potrzebuje....
Tak Moniko żona Stanisława chciała i się otworzyła....
ale czasem człek wypruje wszystkie zyły i jedno co widzi to dume kobiety...
cos na kształt tak jak w starej komedi PRL chyba ??
.."nie lubię poniedziałku"
wisząca fotka przed sercem kobiety,a na niej wielki napis
"tego nie obsługujemy".........
rozejrzyjcie się czasem miłe Panie ,czy ten chłop jaki własnie cos robi,zaczyna robic,bądz już trwa w robieniu nie robi tego
dla was....
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.