Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Ostatnio zmieniony przez Pestka75 2012-02-21, 19:40, w całości zmieniany 1 raz
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-20, 16:33
Pestko, na osobe agresywną komunikaty typu ja nie działają....moge potegowac agresję. To tak na szybko.
poczuciem winy faktycznie mozna manipulowac...gdyby go nie było w Tobie, siostra nie mialaby "haka " na Ciebie....nie byłoby czym grac, no nie?
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-20, 16:33
Pestko, na osobe agresywną komunikaty typu ja nie działają....moge potegowac agresję. To tak na szybko.
poczuciem winy faktycznie mozna manipulowac...gdyby go nie było w Tobie, siostra nie mialaby "haka " na Ciebie....nie byłoby czym grac, no nie?
Pestka75 [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-20, 21:15
...
Ostatnio zmieniony przez Pestka75 2012-02-21, 19:42, w całości zmieniany 2 razy
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-20, 23:05
Pestka75 napisał/a:
asertywna postawa to nie jest kwestia techniki, poznania jakich komunikatów używac
Witaj Pestko.
Z zainteresowaniem czytam ów wątek,choć mnie osobiscie temat przemocy "już" nie dotyczy,ale miałam z nim styczność za dzecka i mam do dzis w rodzinie.
Nie gniewaj sie,ale bazując na tym co piszesz,nie okresliłabym zachowań o jakich piszesz "stricto" przemocą.
Mysle natomiast,ze do takowej moze dojśc jesli nieodpowiednio zareagujesz,jesli pozostaniesz bierna.
Wydaje mi sie,ze Twoim podstawowym problemem jest nieumiejetnośc zareagowania na niektóre sytuacje i ....chyba problem z asertywnoscią.
Bywalec(mądra kobita) napisała....
tylko ty możesz sama je pilnować i innym dawac do zrozumienia, jest mi nie fajnie jak tak postępujesz, prosze zmień to, bo będe niemiła i zła na ciebie
...i niby słusznie..... grzeczne upomnienie,ale niestety na niektórych nie działa.
Gdybym sama kiedyś tak powiedziała mojej siostrze,czy mężowi zwyczajnie wysmialiby mnie.
Poskutkowało......ostre...wystarczy,skończ,dosyć....na jakiś czas.
Potem bylo ostrzej.
Nie sugeruje wulgaryzmów,choc przyznam,ze zastosowałam.
Ważna mimika i ton głosu.
Pestko.....mam siostre młodszą o 11 lat.
Wyszczekana,wygadana,zaczepliwa i dumna,że zagnie kazdego.
Zaginała i mnie.
Prze lata czułam sie żle,dominowała,wykorzystywała,sprawiała przykrość...
Nie potrafiłam sie obronić,przeciwstawić....zwyczajnie grzecznie sie wycofywałam.....cierpiąc w ciszy.Nieraz płakałam.....do czasu.
Do czasu az trafiłam na to forum,na osoby,przyjaciół...."nauczycieli"
Koniec....nie zrobiłam nikomu nic złego, jestem człowiekiem,wartościowym,mam prawa,nie pozwolę więcej się poniżać i wykorzystywać.
Obok terapia,która tylko potwierdziła co juz wiedziałam,czego byłam świadoma.
Poleciało....postawiłam sie.....kategoryczne NIE POZWALAM!.
Cieżko było,bo nie pasowało nikomu,bo sie zmieniłam,bo jestem inna,bo nie można się ze mną dogadac...itp
Swoje przecierpiałam,ale OPŁACAŁO SIĘ!
Rodzina się przyzwyczaiła,już wiedzą,juz znaja granice....
Pestko...czasem trzeba sie "postawic".....
Pestka75 [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-21, 01:00
....
Ostatnio zmieniony przez Pestka75 2012-02-21, 19:41, w całości zmieniany 1 raz
lena [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-21, 01:06
Pestko.....przyzwyczajali sie ponad rok....nie mieli wyjścia,bo nieugieta byłam
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-21, 08:40
Pestka75 napisał/a:
też mam młodsza siostrę, niezły zawodnik, bywało tez ostro, zwłaszcza jak mi powiedziala zebym se wsadzila psychologię...
nie jedtem fanem wulgaryzmów ale...
mysle ze zadzialal efekt zaskoczenia ze mam "takie" słowa w repertuarze ale
u Ciebie rodzina sie przyzwyczaiła - u mnie nie,
siostra prawie zerwała ze mna kontakt, będzie tak jak ona chce albo wcale i to ja jestem winna bo....
męczące to...
czasem dzwonie do niej zeby dac znak ze mi zalezy, tyle moge... gadamy o niczym zeby sie nie zapalic, przykre...
mamy w rodzinie juz historie nieodzywajacego sie rodzenstwa ( moja mama nie rozmawia z bratem juz ponad 25 lat) temat bolesny, nie do ruszenia...
moja siostra stwierdzila ostatnio ze widac u nas musi byc podobnie ( zebym cos zrozumiała?)
więc to TAKA gra..., smutne
i to jest odpowiedź na twoje dylematy, pozornie kwestia siostry cię nie obchodzi bo twój problem to mąż, ale zachowania są spójne do wszystkich i tak jak reagujesz na siostre, rodzinę takie też masz zachowania względem innych. W tym w stosunku do męża jak i innych osób, nie potrafisz sie obronić bo powodem jest twoje poczucie winy, jak zareaguje niefajnie gdy ktoś wszedł do mojego ogródka i sie szarogęsi a ty wychodzisz z komunikatem ja się źle czuję gdy tak postępujesz to ta osoba, która uważa że ma prawo do szarogęsienia iż to jej dzieje się krzywda i to ty jesteś winna moich odczuć. Uciekasz więc od tego odczucia nie pozwalając sobie samej przerobić go.
Cięzko ci zaakceptować fakt, iż ktoś może cie uważać za niefajną gdy postępujesz asertywnie bo wtedy to jest potwierdzenie jestem zła, musze sie dostosować a moga mnie nie akceptować.
Człowiek jak zależy mu bardzo na akceptacji i nie odseparowaniu z grupy dostosowuje sie do gier jakie inni mu dyktują.
Cóz można radzić, jak sobie z tą separacją od siebie nie poradzisz gdy zabraniasz komuś się szarogęsić to niestety będziesz w tej grupie, ale na pozycji tylko bocznej.
W sumie myśląc tym tokiem, to i tak nie jesteś w tej grupie równorzędnym zawodnikiem, tylko kimś kto ma zapewniać dobre samopoczucie innych. NIe odpowiada ci to, bo czujesz się z tym źle, ale nie potrafisz inaczej.
Kto ma na to wpływ? tylko Ty, możesz czuć się jak czujesz i być w rodzinie niewyklęta.
możesz zostac odrzucona, ale poradzić sobie z tym i mimo odrzucenia czuć spokój, bo świadomość sytuacji będzie podpowiadać nie można inaczej jesli inne osoby nie chca też zmienić swoich chorych relacji.
czasami musimy podjąc jakąs decyzję, która nas uszczęsliwi, czasmi jest ona z początku nie do zaakceptowania, czasami wydaje sie trudna, ale czasami po prostu nie mamy wyboru, albo ktoś nam jej nie daje i sami musimy podjąc decyzję jedynie słuszną dla nas. Inaczej możemy do końca swojego życia żyć w chorych relacjach wyniesionych z domu zamykających nas na spokój, wywołując wciąz na nowo poczucie winy, złośc idac dalej depresje i ciągły stres przenoszący sie na osobiste życie jakie już wiedziemy jako dorosłe już dzieci złych styli wychowania wynoiesionych z domu rodzinnego.
To twój wybór czego chcesz, i co możesz poświęcić by czuć sie w swoim zyciu już dorosłym szczęśliwą, spokojną i bezstresową.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-21, 11:05
bywalec napisał/a:
by czuć sie w swoim zyciu już dorosłym szczęśliwą, spokojną i bezstresową.
czasami musimy podjąc jakąs decyzję, która nas uszczęsliwi, czasmi jest ona z początku nie do zaakceptowania, czasami wydaje sie trudna, ale czasami po prostu nie mamy wyboru, albo ktoś nam jej nie daje i sami musimy podjąc decyzję jedynie słuszną dla nas. Inaczej możemy do końca swojego życia żyć w chorych relacjach wyniesionych z domu zamykających nas na spokój, wywołując wciąz na nowo poczucie winy, złośc idac dalej depresje i ciągły stres przenoszący sie na osobiste życie jakie już wiedziemy jako dorosłe już dzieci złych styli wychowania wynoiesionych z domu rodzinnego.
To twój wybór czego chcesz, i co możesz poświęcić by czuć sie w swoim zyciu już dorosłym szczęśliwą, spokojną i bezstresową.
Pestko
Te decyzje oczywiście nie są łatwe...
Myślę sobie ,że szukamy rozwiązań , które pozostawią nas w zgodzie samym ze sobą.
Osobiście zdaję sobie sprawę ,że to wymaga wielu poszukiwan i odpowiedzi na wiele pytań.
Perspektywa popatrzenia na wspólne DOBRO , jesli chodzi o małżonków, mnie osobiście daje jasniejszy obraz. Szczegónie słowa ks.Marka Dziewieckiego "jak cię kocham zalezy od Ciebie", oraz "Zadaniem księdza czy świeckiego chrześcijanina jest stanowczo przestrzegać przed myleniem miłości z naiwnością, a także przed zgodą na naiwne cierpienie. Cierpienie naiwne ma miejsce wtedy, gdy ktoś nas poważnie krzywdzi, a my nie bronimy się przed tą krzywdą mimo tego, że nasze cierpienie wcale nie mobilizuje błądzącego do zmiany zachowania. Trwanie w tego typu cierpieniu nie jest naśladowaniem Chrystusa, lecz jest wyrazem naiwności czy bezradności."
Ważne równiez jest by tak pestko nauczyć sie żyć w zgodzie ze soba , znaleźć szczeście w sobie, nie czekając naiwnie na akceptacje otoczenia, czesto pod wpływem ulegania i pobłażania złu, albo dla "swiętego spokoju" , który wcale nie jest święty.
Teraz pracuję myślę sobie nad tym co Ty , nad umiejętnym przeżywaniu tych emocji , które towarzyszą mi po postawieniu granicy i w momencie ich stawiania.
Uczę sie tak jak Ty stawiac krok po kroczku.
Wiele radości i pogody ducha zycze .
Niech PAN błogosławi Tobie i Twoim bliskim.
Pestko nie jestem tak odważna jak Ty, nie mam odwagi by gdzies tutaj poruszać tak trudne doświadczenia, ale dzieki Tobie i wielu forumowiczom wiele się uczę , bardzo Ci dziękuje.
Bola [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-23, 19:58
"[u]Zadaniem księdza czy świeckiego chrześcijanina jest stanowczo przestrzegać przed myleniem miłości z naiwnością, a także przed zgodą na naiwne cierpienie. Cierpienie naiwne ma miejsce wtedy, gdy ktoś nas poważnie krzywdzi, a my nie bronimy się przed tą krzywdą mimo tego, że nasze cierpienie wcale nie mobilizuje błądzącego do zmiany zachowania. Trwanie w tego typu cierpieniu nie jest naśladowaniem Chrystusa, lecz jest wyrazem naiwności czy bezradności."
Witajcie , bardzo mądre słowa wyczytałam juz wcześniej z ksiązki KS MARKA Dziewieckiego z ksiązki pt,, Zagrozeni alkoholem '' Mocno sia nad nimi zastanawiałam i KIEDY?????????? to swoje CIERPIENIE można nazwać naiwnością a kiedy MIŁOŚCIĄ. BO jeżeli jest to naiwność to powinno przerwać się związek i żyć ...samemu !!!!! Tysiące małżeństw jest takich naiwnych. A WIĘC jakie są wyznaczniki tego, TEJ NAIWNOŚCI, Bo jeżeli jedna osoba walczy o związek, o dobro o miłośc tzn że jest naiwna,mówię tu akurat o sobie że chyba jestem naiwna bo ja chciałabym aby mój mąz był inny dla mnie, tzn lepszy a druga chce mieć święty spokój i zyć w egoiźmie. Kiedyś czytałam taką ksiązkę , gdzie profesor napisał że istotą udanego małżeństwa i prawdziwej MIŁOŚCI MAŁŻENSKIEJ jest po prostu TRWANIE związku, bo lata szybko płyną , dzieci dorastają, a potem zostaje starość .....i chyba lepsza z człowiekiem ślubnym niż gdzieś tam w domu opieki społecznej . Wydaje mi sie że taka jest nasza wiara ,, Nie trać wiary i nadziei "Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-23, 20:51
Serdecznie Ciebie witam
Cieszę sie ,że tę ksiażkę przeczytałaś...
W tej książa zawiera mnóstwo odpowiedzi ale nie pozostawia zamkniętych drzwi do własnych i osobistych refleksji szczególnie w relacji z Panem Bogiem.
Tam równiez jest odpowiedź która podpowiada kiedy cierpienie nie jest miłościa , a kiedy jest błogosławione. Tam również jest odpowidź na to jak moje i Twoje osobiste cierpienie Jezus Chrystus przemienia na miłośc w sytuacji po ludzku nie do przyjęcia.
Na samym koncu tej ksiazki jest coś zawsze aktualnego w zyciu osobistym, DROGA KRZYZOWA i OSOBISTA MODLITWA, która jest najlepsza terapią.
Bola...Rozważania Meki Panskiej ukazują nam postawy Jezusa wobec ludzi których spotyka, pokazuje nam Miłość Bozą , tak bardzo indywidualną...żadna książka tej indywidualnsci Bożej Miłosci do mnie i do Ciebie nie może ogarnąć...to jest to co najlepsze ks. Dziewiecki pozostawia do własnych rozważan z Chrystusem , szczególnie przez Sakramentalia i Adoracje Najswietszego Sakramentu.
Bardzo się ciesze ,ze wiele dobra ta ksiazka niesie, szczególnie uczy i to jest bardzo wazne,że kochac trzeba jak Chrystus bardzo indywidualnie i odpowiednio ludzi których spotykamy. I ,że ogólnie przyjęta życzliwość nie wiąże się z tym , by kochac kazdego tak samo ...oraz to ,że akceptacja człowieka nie polega z cała pewnoscia na akceptowaniu złych zachowań. Tak wazne szczegóły i prosta precyzja w nazewnictwie pozwala na nowo odkrywac EWANGELIE, która daje radość , nadzieję , wiarę , miłość.
CHWAŁA PANU BOGU!!!!
W TYM WIELKIM POŚCIE zycze Tobie wielkich owoców z przebywania z Panem w Jego Męce ktora ostatecznie prowadzi do największej MIŁOŚCI.
Niech Pan BŁOGOSŁAWI Tobie i Twoim bliskim.
ewulek [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-23, 21:44
bywalec napisał/a:
Tak z siostrą, mężem, ojcem inną osoba nie odpowiadasz za to jak oni się zachowują, jak reaguja zachowuja się w stosunku do ciebie ciebie, jakie emocje nimi targają ty odpowiadasz tylko za to jak ty reagujesz na nich. Tylko nad tym masz moc panowania i zmieniania. Tylko ty dajesz sobie prawo by się śmiac, płakać, czy złości w danej chwili, tylko ty możesz zapanowa nad gniewem, złością i zmienić je na inne odczucia. Jak i tylko ty możesz sama je przerobić smutek, gniew ale najpierw musisz sobie pozwolić by je przeżywać bez poczucia winy iż ich doświadczyłas.
To tak jak ja szukam w sobie wytlumaczenia czemu mąz się wkurzył, co źle zrobilam, co źle powiedzialam, szukam w sobie winy, przez co mam poczucie niższosci. A powinny być ważniejsze dla mnie moje odczucia i ogólnie "ja".
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.