Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
koniec bajki czyli kryzys jako początek
Autor Wiadomość
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-09, 22:01   

Trudno ........ dlatego lepiej iść na łatwiznę ?
Jak kogoś uwiera but , to zdejmuje ..... i próbuje rozchodzić , coś robi z tym .
Jeżeli chodzi w takich butach parę lat , to do kogo ma pretensje ?

Skoro sam "odkrywca" jest zaszokowany ( że żył tyle lat pomimo )
to trudno się dziwić , że ( mąż , żona ) niczego nie widzieli ,
a niby wszystko było jak na talerzu .......wg. "odkrywcy" .

Tu nie ma co składać , trzeba budować na nowo .

Winne kryzysu zapewne są ZWYKLE obie strony ( w różnym stopniu ) .
Za odejście , katastrofę odpowiada wyłącznie SPRAWCA ,
strona porzucona jest OFIARĄ .
Jak w wypadkach samochodowych .
( tak ........ sam sprawca zostaje ofiarą czasem - na własne żadanie )

Trochę to chyba nie tak ( wg. mnie ) Lustro , takie relatywizowanie .

Temu pozostawionemu - łatwiej znów być z kimś "pomimo" ( zdrady , porzucenia , bólu ) ?


Jest też jedna strona , druga , dzieci , rodzice , rodzina , znajomi - wszyscy tracą .
......... gospodarka , społeczeństwo
 
     
Jarek321
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-09, 22:40   

mare1966 napisał/a:
Za odejście , katastrofę odpowiada wyłącznie SPRAWCA ,
strona porzucona jest OFIARĄ


Różnie bywa. Może być też tak, że obie strony są jednocześnie ofiarami i krzywdzicielami.

A krzywdziciel np. "strzela" pociskami do ofiary z ran jakie jemu/jej ktoś zadał wcześniej, np. rodzice.

Każdy oczywiście odpowiada za własne czyny, tzn. mając wolną wolę możemy robić wszystko, tylko że nie wszystko nam służy: Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. 1 Kor 6, 12
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-09, 23:21   

Jarek321 napisał/a:
obie strony są jednocześnie ofiarami i krzywdzicielami.


a je tylko to wyróżniłam ,

bo za kryzys odpowiedzialne są obie strony


Pogody Ducha
 
     
Aga8
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-10, 05:34   

Nie neguję mojego udziału w kryzysie. Wiem że wiele rzeczy mogłam być może zrobic lepiej, inaczej.

Mój glowny zal do męża wynika z tego ze przez 10 lat nie mówil co go uwiera, boli, co uwaza że nalezy w naszym zyciu zmieniać. Zachowywal się jakby wszystko było w najlepszym porządku. Okazywal uczucia i o nich zapewniał.
Sama jestem zszokowanana ze tak bardzo był w stanie "oszukać" i siebie samego i mnie.
Bo nie chciał mnie skrzywdzić, bo uważał że "coś z nim jest nie tak" i ze sam musi w sobie załatwić ten problem.
Nie pojmuję jak moglam nic nie zauważyć, ale faktem jest że nic nie budziło moich podejrzeń. Byc może wiele dałoby sie zrobić gdyby obie strony miały swiadomość zagrożenia związku.

Co prawda był moment , po śmierci naszego dziecka i gdy bylam w ciaży z kolejnym ze mąż powiedział że nie wie czy mnie kocha, ale ten okres w naszym zyciu byl bardzo stresujący, a po kliku miesiącach znowu twierdzi l i okazywał że kocha. Nie uświadomił mi wtedy prawdziwych przyczyn tego zalamania uczuć, a ja nie szukałam drugiego dna.
Zrobił to 8 lat pozniej kiedy się wyprowadzał.
Teraz uważa że chyba nigdy mnie nie kochał.
Nie dociera to do mnie.
Mimo wszystko nie wierze że możnaby siebie , mnie i wszystkich którzy nas znali tak bardzo zwieść.

Nie byłam idealną żoną, ale mam pewnośc ,że świadomie nie podjelam żadnej decyzji wbrew temu małżenstwu. Popelniałam błedy ale nie z premedytacją.
Bardziej niz nasze uczucia określają nas nasze decyzje.

Teraz oddaję moj kryzys w rece Pana Boga i proszę go by pozwolił mi dostrzec Swój plan jaki sie za nim dla mnie kryje.
Modlę sie za mojego męża. Wiem że cierpi, ale mam wrażenie że "lekarstwo" które sobie zaordynował , nie przyniesie ulgi. ma zamiar szukać "nowej miłości" by zaleczyc rany ze starej i by znowu " chciało mu sie żyć" ,a tymczasem wyrzuca ze swego życia Boga.
 
     
AWS
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-14, 11:07   

Teraz oddaję moj kryzys w rece Pana Boga i proszę go by pozwolił mi dostrzec Swój plan jaki sie za nim dla mnie kryje.
Modlę sie za mojego męża. Wiem że cierpi, ale mam wrażenie że "lekarstwo" które sobie zaordynował , nie przyniesie ulgi. ma zamiar szukać "nowej miłości" by zaleczyc rany ze starej i by znowu " chciało mu sie żyć" ,a tymczasem wyrzuca ze swego życia Boga.

[ Dodano: 2011-12-14, 11:17 ]
Aga wybrałaś najlepszą z możliwych w tej sytuacji dróg. Jesteś juz bardzo silna. To dobrze! Ważne, że nie wpędzasz sie w poczucie winy, bo to bardzo osłabia i powoduje upadki. A mąż? Cóż on teraz jest głuchy na wszystkie argumenty i będzie próbował Cię obwiniać o wszystko Wiem, przerabiałam na własnej skórze ( mój mąż czekał tylko, żeby dzieci dorosły :-/ ), ale niestety uległam tym zarzutom. W ten sposób przez długie trzy lata bujałam sie między poczuciem krzywdy, a poczuciem winy. Nic to nie wniosło konstruktywnego w moim życiu, a raczej była to destrukcja. Każdy ma jednak swój czas wstawania z kolan. Ten ciężki kryzys (niestety trwa nadal) bardzo przybliżył mnie do Boga. Jestem również na 12 krokach i odkrywam siebie na nowo. Taka podróż w głą siebie jest równie fascynująca jak podróż do egzotycznych krajów.
A gdy przyjdą trudniejsze dni wętyluj u nas swój bół i żal.
 
     
lustro
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-15, 15:15   

Witaj Aga8

Nie wiem którędy powinna wieśc ta właściwa droga...i bardzo poważnie podejrzewam, ze dla kazdego wiedzie ciut inną trasą
ważne, zeby we właściwym kierunku

jak zawrócić kogoś, kto ma dość?
nie wiem...mysle, ze czasem to po prostu niemozliwe
i powtórze - może jedak nie za wszelką cenę...moze nie warto na siłe...?

sama piszesz, ze jak to mozliwe, ze nie zauwazyłas nic wczesniej?
ze twoj mąż nie mowił ci nic...ze postanowił sobie sam poradzić...
masz o to żal...

czasem jest tak, ze wszystko umiera powoli...z ukrycia
jak choroba, która ujawnia sie do piero na etapie terminalnym...
i nie ma co sie oburzać, jak mowię, ze szokiem jest najpierw to odkrycie dla samego odkrywcy
nagle odkrywasz dlaczego wszystko traci dla ciebie swoją wartoś, urok, moc...
świat traci "kolory, zapachy, smak..."...i nagle wiesz juz dlaczego
to bywa szokiem

a ja pamietam kiedy prosiłam, tłumaczyłam...i zawsze mowiła MY
a mój maz teraz powtarza, tak jak ty - jak to sie stało, ze nic nie widział, nie słyszał...?
moze nie chciał?
moze był tak zatwardziale głuchy(mozliwe, ze nieświadomie), jak póżniej ja...świadomie...?

to tyle w kwestii diagnozy
a bez diagnozy trudno dalej ruszyc z miejsca
wiec moze warto popatrzyc na siebie oczami drugiej strony i zapytac samego siebie - jak to sie stalo?

a potem...
moze potem jednak nalezy zając sie sobą...tylko uwaga - nie powierzchownie rozumiejąc tą radę
moze trzeba zając sie sobą tak, zeby mąż ( zona) zobaczył, ze jest szansa...ze warto...
ze tamto, co było złe - minęło...
ze warto sie zatrzymac, obejrzec...i zasłuchać na moment w to, co było dobre i co moze moze byc dobre...?

i miec czas zeby uwierzyc w to, co widzi... jak juz zobaczy
bo nikt nie da gwarancji, ze zobaczy
( to tyle drugiej strony)

i uwierzyc, ze bedzie dobrze - Ty musisz w to uwierzyc
i z tą wiarą zaczac zmiany...od siebie...bo tylko siebie masz do sypozycji

głowa do góry...będzie dobrze :)


A tak jeszcze do mare1966
relatywizm jest zawsze - bo nikt nie jest obiektywny, tym bardziej jak uważa sie za skrzywdzonego
uważasz, ze tylko ten opuszczony jest skrzywdzony?
a moze opuszczony krzywdził najpierw i super mu sie z tym zyło, pomimo, ze obecny krzywdziciel bardzo usilnie starał sie powstrzymac to sie działo?
zaraz powiesz, ze czmu nie poszukał np. terapii...?
a ja Ci powiem - jestes jeszcze przed popatrzeniem na siebie oczyma drugiej strony
wiele w tym co piszesz emocji i poczucia krzywdy...i masz prawo
tak samo jak ma prawo ten co sobie poszedł
prawa i powinności wszyscy powinni miec jednakowe - prawda?
dlaczego nie poszukał ktos wyjścia, nie starał sie...tylko poszedł jak sie to mowi - na zieleńszą trwakę ( idiotyczne określenie, ale niech...)
a moze zapyta siebie porzucony - dlaczego nic nie zauwazyl? ... moze nie chyciał bp było tak wygodniej...?
wina leży po srodku - ani 80/20 ani 70/30...tylko tak 50/50
i od tego miejsca nalezało by zacząc
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-15, 15:39   

Lustro napisała:

Cytat:
moze potem jednak nalezy zając sie sobą...tylko uwaga - nie powierzchownie rozumiejąc tą radę
moze trzeba zając sie sobą tak, zeby mąż ( zona) zobaczył, ze jest szansa...ze warto...
ze tamto, co było złe - minęło...

Bardzo trafne spostrzeżenie :-)
 
     
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-15, 20:29   

Lustro .
Widzę , że to co napisałem wzięłaś "do Siebie" .
Nie znam Twojej historii i Ty pewnie nie znasz mojej ( nawet jak czytałaś , to był to zaledwie "wstęp" ) .
Jeżeli OTWARCIE ,SZCZERZE ,W SPOKOJU ,WIELOKROTNIE ROZMAWIALIŚCIE
z Twoim mężem o sytuacji przed "odejściem" to chwała Tobie .
W przypadku Agi8 , moim i pewnie większości - tak to nie wyglądało
To była samodzielna decyzja jednej strony .

Ponieważ to wątek Agi skupię się na jej przykładzie , jednak uogólniając sprawę .
Ja to widzę tak : są 2 etapy .
Najpierw źle się dzieje ( ale oboje trwają - nie ma decyzji o rozwodzie ) .
Winne zazwyczaj obie strony , rzadko 50:50 . ;-)
Teraz następuje DECYZJA o rozwodzie jednej ze stron .
Tymczasem KRYZYS można rozwiązać inaczej - NAPRAWIAJĄC małżeństwo .
( RAZEM , nie patrzeć "z oddali" jak ten drugi sam siebie naprawia ) .
............ i nie opuszczę Cię aż do śmerci
( nie ma napisane , no chyba , że mnie zdradzisz NAWET ! ,
poczekam aż się zmienisz itp. )
Agnieszka ma 2 małych jeszcze dzieci .
Teraz mąż "odejdzie" ( właściwie co to znaczy ? , rozwiodą się ? )
i teraz tatuś "odejdzie" ( wizyty w niedzielę to składają goście , nie ojciecowie ) ,
a za kilka lat , jak się Agnieszka sama zmieni
WRÓCI - mąż i tatuś ?
Za kryzys odpowiadają oboje ( nie koniecznie po równo ) ,
ale za rozwód (odejście) ten kto "odchodzi" w 100 % .
( nie biorę tu pod uwagę sytuacji PATOLOGICZNYCH - np. zagrożenie życia przez alkoholika , pobicia )
Swoją decyzją o rozwodzie - krzywdzi małżonka , DZIECI , rodziców , rozbija całą liczną rodzinę ,
dzieli przyjaciół , znajomych , kolegów . ( kupa zła :evil: )
Choroby zazwyczaj uniknąć się nie da ( nikt jej nie zamawia ) .
Rozwód to DECYZJA konkretnej osoby , świadoma ( tak zakładam ) , wbrew woli drugiego często ,
a małżeństwo jest wspólne przecież , składał przysięgę bezwarunkowo .

Ja nie wiem , czy temu "porzuconemu , porzuconej " było tak wygodnie .
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-16, 00:17   

Lustro....mniemam,ze opierasz się na własnych doświadczeniach.
Rozumie...jednak nie widze powiązania.
Dwie rózne sytuacje...Ty komunikowałaś....mąz Agi ...nie.
Jeden z podstawowych i najczestszych powodów kryzysu....brak komunikacji.
....a tak niewiele trzeba było...

sama piszesz, ze jak to mozliwe, ze nie zauwazyłas nic wczesniej?
ze twoj mąż nie mowił ci nic...ze postanowił sobie sam poradzić...
masz o to żal...


...a dziwisz sie? Słuszny żal,bo i skąd miala wiedziec skoro nie komunikował?

czasem jest tak, ze wszystko umiera powoli...z ukrycia

zgadza sie.....czasem umiera,bo nie potrafimy rozmawiać,bo sami pozwalamy na to umieranie.
Jednak ...nie zawsze umiera,mimo,że.....

dlaczego nie poszukał ktos wyjścia, nie starał sie...tylko poszedł jak sie to mowi - na zieleńszą trwakę ( idiotyczne określenie, ale niech...)
a moze zapyta siebie porzucony - dlaczego nic nie zau
wazyl? ... moze nie chyciał bp było tak wygodniej...?

wybacz....wiele potrafie zrozumiec,ale to.....absurdalne
Możesz mieć pretensje jeśli komunikujesz....jest mi źle,nie podoba mi sie to i to....ale zeby zgadywać?

Osobiście coś czułam....nie było jak być powinno...pytałam,prosiłam,namawiłam na terapię........nic.....cisza.

Lustro...sytuacje sa różne,inna Twoja,inna Agi..

Aga...zadbaj o siebie.
 
     
lustro
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-16, 08:34   

Aga - zadbaj o siebie
to pierwsze i najważniejsze...napewno
i podpisuje sie pod tym w kazdy mozliwy sposob


to nie moj wątek i nie o mnie tu chodzi
ale skoro tak zostalo odebrane to co napisalam
mare1966
Widzę , że to co napisałem wzięłaś "do Siebie" .
lena
Lustro....mniemam,ze opierasz się na własnych doświadczeniach.
Rozumie...jednak nie widze powiązania.


odpowiem
oczywiście, ze tak jak kazdy tu, bazuje na swoich doświadczeniach i słowa skierowane do mnie biore do siebie
nie jestem terapeutą, psychologiem, specjalistą w tej materii...pisze co mysle
tak jak wiekszosc
z tą róznicą, ze ja jestem po tej drugiej stronie, a to tu nie za czesto sie zdarza i na ogol nie jest zbyt mile widziane
i to tez rozumiem ( choc na poczatku bardzo mnie to wkurzalo) i uznaje
odzywam sie rzadko, kiedy mam wrazenie, ze mam cos do powiedzenia
a poniewaz na forum pelno jest skrzywdzonych z jednostronnym punktem widzenia (wspolnym), dlatego czasem chce Wam popwiedziec - stop
hola...moze jednak to nie zawsze jest tak, jak sie wam wydaje

nie twierdze, ze tylko ja mam racje...ale jednak jakas racje mam
moze faktycznie wspolmalzonek nigdy nic Wam nie mowil wczesniej ... moze
ale...lena, mare1966...moj maz ponad rok temu tez tak mowil, jak Wy
nic nie widzialem, nic nie slyszalem, nikt mi nic nie powiedzial...totalny szok i zaskoczenie
i byc moze, gdyby znalazl sie tu maz Agi, leny, zona mare1966...i wiele innych...to tak jak ja wtedy - krzyczeli by NIEPRAWDA !!! NIEPRAWDA!!! NIEPRAWDA!!!
długo trwalo nim dostrzegł to czego nie chcial widziec...tez uwazal, ze kazalam mu zgadywac

a ta druga strona - krzywdziciele...
nikt ich nie zapytal ...a moze ta historia zupelnie inaczej wyglada z ich strony? moze po prostu nikt nie chcial slyszec tego, co mowili?

dlatego pisze to co pisze - moze jednak dobrze popatrzec na siebie oczami drugiej strony?
moze z pokorą, na progu, przyjac podzial win 50/50...i uslyszec glos tej drugiej strony...?
zeby cos zmienic, trzeba wiedziec co zmienic...wiec chyba trzeba jednak uslyszec tą drugą strone

mozna zalozyc, ze wykruszyl sie ten slabszy, mniej wart, bez zasad i wartosci ... a pozostalo na placu boju jego przeciwienstwo
tylko, ze przy takim zalozeniu mozna tez od razu powiedziec sobie - zegnaj


Aga...zadbaj o siebie...to najpierw
wycienczona, zlamana, skolowana...niewiele bedziesz mogla zrobic
a potem zadbaj o Was - od swojej strony...moze jednak jest co zmienic...? i napewno jest co ratowac i poskladac
ja bede trzymac, po pogańsku, kciuki...i wierzyc, ze sie uda...ze bedzie dobrze

masz wsparcie modlitewne, bo wiem, ze wielu tu sie modli za wszystkich...i ciebie tez...
wiec glowa do gory

pozdrawiam
 
     
Norbert1
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-16, 09:16   

mare1966 napisał/a:
Najpierw źle się dzieje ( ale oboje trwają - nie ma decyzji o rozwodzie ) .
Winne zazwyczaj obie strony , rzadko 50:50 .
Teraz następuje DECYZJA o rozwodzie jednej ze stron .
Tymczasem KRYZYS można rozwiązać inaczej - NAPRAWIAJĄC małżeństwo .
( RAZEM , nie patrzeć "z oddali" jak ten drugi sam siebie naprawia ) .
............ i nie opuszczę Cię aż do śmerci
( nie ma napisane , no chyba , że mnie zdradzisz NAWET ! ,
poczekam aż się zmienisz itp. )

Wciąż mnie dziwi mare że powielasz takie teksty jak mantrę....
ku czemu maja służyć????
naprawie???

aby naprawiac cokolwiek: sa jednak warunki ..a przed nimi wnioski....a jeszcze wczesniej pragnienia...

jak sie nawet cos przespało ,to tez nalezy uszcypnąc siebie by sie wkońcu zbudzic....

kryzys........ jak czesto na forum pisał chocby nałóg to proces....idzie narasta latami...by wkoncu walnąc jak bomba...

ten wybuch to często ostatni znak...ostatnie hasło
-zmień cos w sobie
...bo skoro kryzys...
to oznacza że cos z nas komus nie pasowało....
czy zmiana jest gwarancją na to że cos się zmieni???

czasem tak.......... a czasem jest juz zbyt pózno.....
a co mozna???
albo przez reszte zycia biadolic ...i tkwic w postawie jakim to ja biedny a jak on/ona sa zli...
lub zmieniac sie w innego człowieka ...nawet dla siebie...by byc lepszym i wspanialszym...

A wpajanie komus że przysiega na dobre i złe..w zdrowiu i chorobie ..do czegos kogos zmusza to juz ciecie ponizej pasa i najczystrza manipulacja wiarą......
Czy sie podoba ..czy nie...czy nas to rujnuje..czy nie...
decyzje należa do ludzi i nikt nie ma prawa narzucac komus toku myslenia..działania..i zmainy czegos na siłę...
chyba że ten kto narzuca ma z tym problemy...całe jego zycie polegało na wmuszaniu..ograniczaniu..nakazywaniu
nasza działka jest jedynie ubolewac że ktoś z naszych bliskich straciłe takie wartości...wspomagac go...pomóc mu to ewentualnie odszukać...
a nie kogos ROZLICZAĆ...


to tyle....
a dalej....

miła autorko postu...mała rada nie trac zbytecznego czasu na forme i role ofiary...
bo ofiarą tego kryzysu jestescie WY(małżeństwo) a zarazem wszystko co wokół...dzieci..rodzice..rodzina.......

i tak utożsamaijąc konkretna OFIARE....macie szanse wyjśc z tego...jak będzie wam dane od Boga

pozdrawiam

[ Dodano: 2011-12-16, 09:30 ]
lena napisał/a:
ale zeby zgadywać?

no cóż tu zgozde się z Leną...bo jak sie sypie..to trudno zgadnąc...jak od lat idzie oddalenie trudno cos zauwazyć....
jak to mówia ponoć tylko prawdziwie udane związki czuja sie i rozumieja bez słów...

ale czy takie naprawde są-istnieją??? czy to tylko przypowieści z książek..pism i blogów???
 
     
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-16, 12:31   

Norbert .
Pomijam całkowicie wątek "osobisty" w Twoim poście .
Dzięki Tobie nauczyłem się jednego - czasem lepiej "odpuścić" . :->

Poruszyłeś jednak rzecz niezmiernie istotną dla każdego z nas ( dzięki )
i dlatego pozwoliłem sobie na polemikę ( z poglądem , nie z Tobą )
Czym jest PRZYSIEGA MAŁZEŃSKA ?
Cytat:
A wpajanie komus że przysiega na dobre i złe..w zdrowiu i chorobie ..do czegos kogos zmusza to juz ciecie ponizej pasa i najczystrza manipulacja wiarą......
Czy sie podoba ..czy nie...czy nas to rujnuje..czy nie...
decyzje należa do ludzi i nikt nie ma prawa narzucac komus toku myslenia..działania..i zmainy czegos na siłę...


To będą bardziej takie dysputy na pograniczu filozofii , o wolności , wolnej woli itp.
.......... ale też "praktyki"
Po pierwsze zauważam , że nikt do złożenia przysięgi małżeńskiej nikogo NIE ZMUSZAŁ .
............. a ta brzmi jakoś tak :
Ja ... biorę sobie Ciebie... za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Słowa przysięgi określa pewnie " Kodeks prawa kanonicznego "
na podstawie "wiary" a ta z nauczania Jezusa .
Przysięgamy i Bogu i małżonkowi .
Jeżeli zakładamy , że naszej osobistej wolności ,
nie może wiązać NIC ( w tym i ta przysięga ) ,
........... to składając ją , oszukaliśmy drugą stronę .
I pewnie takie małżeństwo zostało zawarte NIEWAŻNIE .
Oszukaliśmy zatem podwójnie .
Ale pewnie w dniu ślubu nie myślelismy JESZCZE o naszej "wolności" .
Pomyślelismy potem , jak zaczęło być "źle" .
Jak by tu się sprytnie wykręcić , żeby nasze "ego" nie ucierpiało ?
Oczywiście nie możemy kogoś zmuszać fizycznie do pozostania z nami ,
ale PRZYPOMINANIE mu o złożonej przysiędze jest niegrzeczne ???
......... bo co ?
bo to komuś nie pasuje do JEGO OSOBISTYCH przekonań ? ( nie piszę o Tobie ! )
bo go trochę sumienie uwiera ?
bo go unieszczęśliwiamy ?
bo ograniczamy jego wolność ?
........ a tak prozaicznie
bo kochanka ( kochanek ) czeka ?
bo wygodniej mu już w pojedynkę ?
bo "uczucie wygasło" , "coś się wypaliło " itp ?
bo, bo , bo ........
Czy Agnieszka nie ma prawa oczekiwać od męża ,
aby mężem BYŁ ( i ojcem ) ? Czy ważniejsza JEGO WOLNOŚĆ ?
......... a może EGOIZM ???


Kredyt mam ( umowę podpisałem ) , ale TERAZ spłacać nie zamierzam , bo nikt nie będzie mi narzucał co mam robić .
Podatków nie płacę , za bilety nie płacę , do roboty idę na 10.00 ,
nie narzucam dzieciom czy mają chodzić do szkoły itd.
sprzedaję narkotyki , strzelam do ludzi ,
w szkole mówię , że 2+2 = 5 - mam prawo do własnego toku myślenia ,
( mam wolną wolę od samego Boga
.......... i niech który próbuje mnie OCENIAĆ !!! ;-) )


Owszem , "wolno" komuś przysięgi małżeńskiej nie dotrzymać ,
ale niech nie żąda od drugiej strony "rozgrzeszenia" w stylu :
Jakbyś mnie naprawdę kochała , to byś pozwoliła odejść .
Powinnaś się cieszyć , że będę szczęśliwy z tą nową kobietą .
................... no i jest to "logiczne" , nieprawdaż ? ;-)

P.s. Myślę , że można by nie zaśmiecać
wątku Agnieszki
i umieścić to w nowym :
np. Czy przysięga małżeńska do czegoś zobowiązuje ?
( oczywiście , jeżeli Uważacie , że jest o czym dyskutować )
 
     
lustro
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-16, 12:49   

Bardzo wszystko upraszczasz mare1966
moze tego nie widzisz, ale nie mowimy o tym czy przysiega zobowiazuje czy nie
tylko o tym, ze coś nawalilo i trzeba by moze sia zastanowic co...????
czy instrument nie stroi czy sie muzyk myli?
a moze myli sie muzyk bo instrument sie ciut rozstroil?
a moze muzyk byl malo umiejetnym muzykim i zepsul instrument?

moze nalezalo by ptrzestac stawiac sprawy - ofiara i kat
krzywdziciel i krzywdzony
moze jednak to naprawde problem wspolny pod kazdym wzgledem?

jak bys tak zaczal czasem sluchac opowiesci ludzi...z obu stron
i probowal sie zastanowic...pewnie sam bys sie zadziwil jak bardzo moga sie zmienic role w tej bajce
jak to wilk staje sie czerwonym kapturkiem a z pozoru babcia - wilkiem

zmus kogos do wywiazania sie z przysiegi?
bo ja wiem z zycia zawodowego, ze majac nawet arsenal przepisow prawa trudno zmusic dluznika do zapalty dlugu
a strony umowy do jej przestarzegania

wiec....moze jednak nie sila razy gwalt?
a raczej - wzajemne zrozumienie?
tylko, ze to czasem jednak boli, jak sie robi niemile odkrycia na wlasny temat

pozdrawiam mare

lepiej pomodl sie za Age
 
     
Satine
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-16, 13:33   

mare1966 napisał/a:
Po pierwsze zauważam , że nikt do złożenia przysięgi małżeńskiej nikogo NIE ZMUSZAŁ .
............. a ta brzmi jakoś tak :
Ja ... biorę sobie Ciebie... za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Słowa przysięgi określa pewnie " Kodeks prawa kanonicznego "
na podstawie "wiary" a ta z nauczania Jezusa .
Przysięgamy i Bogu i małżonkowi .



Mare - clue sprawy.

Odpowiadasz tylko za swoją przysięgę. Nie żony.
TYLKO od siebie możesz oczekiwać jej spełnienia. Nawet Bóg daje Ci wolną wolę i decyzję, czy ją spełnisz, czy nie.
TYLKO siebie możesz rozliczać za jej złamanie. Żonę będzie rozliczał Bóg.
TYLKO moment złożenia SWOJEJ przysięgi możesz oceniać, czy był szczery, czy nie. O tym, jaki był to moment w życiu żony - wie tylko Bóg i może ona sama.
Przysięgasz bez względu na to, jak zachowa się żona.
Przysięgasz bez warunków - nawet bez tego, że żona ma też jej dotrzymać.

Tyle odnośnie do przysięgi małżeńskiej.
Reszta filozoficznych rozważań jest biciem piany...

Tak jak wolną wolą jest sama przysięga w kościele, tak i wolną wolą (z której będzie rozliczana żona) jest jej całe późniejsze życie.

Ty odpowiadasz jedynie za swoje.
Bez sensu jest więc zajmowanie myśli tym, co powinni, a czego nie powinni inni ludzie.
Bo po co? :)

Mogę powtarzać do znudzenia - nie da się dzielić tym, czego się nie ma.
Nie jesteśmy z innymi po to, by być szczęśliwymi.
My jesteśmy z innymi, BO jesteśmy szczęśliwi i chcemy się tym szczęściem dzielić, a nie wysysać.

Szczęścia, spokoju ducha, poczucia własnej wartości i tego wszystkiego, co może dać nam radość życia - jest Bóg. Kiedy świadomość ta wskoczy na swój trybik - reszta świata zacznie układać się w jedną całość. Sprawdzone na własnej skórze.
A świadectw potwierdzających, że to ma sens - znajdziesz mnóstwo na tym forum. :)

Pozostaję w modlitwie. :)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!








Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10