Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Ostatnio zmieniony przez Scouby 2012-01-15, 15:14, w całości zmieniany 1 raz
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-13, 14:20
Witaj scouby!
Decyzję - w dobrym kierunku - już podjęłaś:
Scouby napisał/a:
Zakończyłam romans nie zpowodu jego rozpadku, ale nie umiałam dalej żyć na dwa konta.
Jak Twoja relacja z Bogiem? Proponuję zacząć od spowiedzi, od sakramentu, by zyskać siły oraz rozeznanie co do dalszej pracy nad sobą, do zrozumienia mechanizmów, które doprowadziły Cię do tego rozdarcia, które w efekcie nie wyszło korzystnie ani dla rodziny, ani dla Ciebie.
Scouby napisał/a:
Tylko nie wiem jak.
Czytaj forum, to jest spora kopalnia wiedzy. Gdzie mieszkasz? Zapraszamy do któregoś z Ognisk Sycharowskich, gdzie możesz czerpać z doświadczenia innych osób, poznać co robić.
Zapraszamy na skypa. Tam rozmawiamy, wymieniamy doświadczenia, śmiejemy się, modlimy. Mój nick: <jantarsychar> lub do koleżanki <Mirakulum>.
Scouby napisał/a:
Nie umiem się niczym cieszyć ,wciąż widzę jak bardzo na nichnie zasługuje, i jestem pusta wśrodku......już nie umiem kochać, może nigdy nie umiałam....
Czasem trzeba najpierw wysprzątać wszystko do końca, żeby zostało miejsce: na łaskę Bożą, na nowe doświadczenia, nową wiedzę.
Spokojnie, wszystko przyjdzie z czasem, ale samo nic "się nie zrobi", do tego potrzeba wysiłku z Twojej strony
Ostatnio zmieniony przez 2012-01-13, 14:22, w całości zmieniany 1 raz
Bola [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-13, 14:24
hej, piszesz że jestes pusta ....! bo masz w zasadzie wszystko co niejedna kobieta chciałaby by miec i być na Twoim miejscu. Według mnie nie umiesz się cieszyć z tego co masz, brak Ci pokory ... ale nie martw się tysiące osob ma z tYm proBlem i chciałoby żyć tak jakby to była noc sylwestrowa z fajerwerkami. Jestes troszkę niedeojrzała emocjonalnie .... ale to moje zdanie. Pozdrawiam i radzę wizyte u psychologa. A może nie , jak by zycie kopneło Cie porządnie w tyłek ...to byś zrozumiała i doceniła to co masz . Pamiętaj życie jest bardzo kruche i krótkie ... staraj się dostrzegać miłość Boga , którą Ci daje na codzien poprzez kochającego męza, mądre dzieci itp.
róża [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-13, 15:50
Uwolniony od grzechów może wstać i pójść do domu. Przez uwolnienie z grzechów odzyskujemy wstęp do domu. Jest tak, że przebywanie z rodziną, najbliższymi w stanie grzechu sprawia, że nie czujemy się u siebie. Przebywanie z nimi nie cieszy. Nasze życie przygnębia nas. Uwolnienie z grzechów, to odzyskanie domu, radości, swojego miejsca przed Jezusem.
Scouby, te słowa przeczytałam dzisiaj:
http://pierzchalski.eccle...age=00&id=00-03
Przemyśl...
Masz wspaniałego, kochającego prawdziwie męża.
Pozdrawiam.
Scouby [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-13, 17:30
Masz racje, tylko nie wiem co dalej...
maryniaa [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-13, 18:27
1 krok zrobiłas Scouby jesteś tu, módl sie , czytaj, rozważaj , moja modlitwe masz
Scouby [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-13, 19:00
Tak, tylko co zrobić z poczuciem winy pustki.....
Patrzę na znajomych i tak sobie myślę że każdy jest lepszy, że każdy ma
w sobie życie radość....
W domu też pustka. Każdy z osobna robi cos w zamknięciu....
I to wszystko przeze mnie....
Satine [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-13, 20:07
Jarek zadał Ci pytanie...
Jak Twoja relacja z Bogiem?
Byłaś u Spowiedzi Świętej?
Scouby [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-13, 20:14
Tak.
Próbuje od roku poukładac na nowo swoje życie i życie swojej rodziny,
Wciąż się czuję nie pewnie, boję się że on zadzwoi i cały ten rok
układania sobie życia na nowo rozpadnie się.
Tęsknie za nim ale wiem , mam świadomość że nie mogę z nim być.
Tylko to wszystko jest takie kruche.....
Nie rozumiem sama siebie...
Rozum mówi co innego serce też...
A Pan Bóg milczy......
maryniaa [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-13, 20:16
bezsilność ogłosiłam na 12 krokach
wiara47 [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-13, 22:45
Scouby - jak dobrze ze jestes !
Twoja sytuacja jest ciut podobna do mojej , tez szukalam "szczescia" po za tym
co jest naprawde szczesciem ...
Rozumiem ze boisz sie powrotu zlego , tego co bylo....
Ja mysle ze , jesli tylko bedziesz chciala - chwyc sie tego co dla Ciebie , dla Was
NAJWAZNIEJSZE ...
Ty juz wiesz ile mozna stracic ile zyskac....
Wiem tez bo doswiadczylam tego na wlasnej skorze , ze wlasnie
teraz , kiedy zerwalas z grzechem -
szatan bedzie podsuwal Ci zle mysli...pokazywal jak wiele mozna zyskac
a nawet bedzie probowal wmowic ze wlasciwie to jestes do niczego....
To wszystko to rzeczywista walka o Twoja dusze.....
Ja Ciebie mocno sciskam i tak sie ciesze ze walczysz....
I masz racje wszystko jest takie kruche - ale jednoczesnie
tak cudownie silne - jak Ty teraz .
Chwyc sie z calych sil Jezusa , jesli nawet myslisz ze Go nie znasz
to badz pewna ze On Jest i ze On w Ciebie nie zwatpi nigdy....
Bola [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-14, 11:48
hej, chyba przesadziłam w moim poście do Ciebie , nie chciałam Cię urazić, po prostu napisałam to co myślę napisałam prawdę - przepraszam !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Miłego dnia JAK dzisiaj nastrój u Ciebie ?
Satine [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-14, 12:41
Scouby napisał/a:
Wciąż się czuję nie pewnie, boję się że on zadzwoi i cały ten rok
układania sobie życia na nowo rozpadnie się.
Tęsknie za nim ale wiem , mam świadomość że nie mogę z nim być.
Tylko to wszystko jest takie kruche.....
Każdy, kto wtrąca się w małżeństwo, kto wikła się w romans z osobą żonatą/zamężną, kto rozkochuje w sobie osobę będącą w związku małżeńskim i mającą dzieci - ma problem z ustawieniem właściwej hierarchii, jest egoistą, dla którego NIC nie znaczy słowo "rodzina", "małżeństwo".
O ile małżonek/małżonka jest zawiedziona swoim małżeństwem i próbuje szczęścia gdzie indziej, tak jeszcze mogę to zrozumieć. Natomiast nie widzę usprawiedliwienia dla osoby wolnej, która może związać się z inną osobą wolną, a jednak wciska się w święty związek, niszczy rodzinę.
Cóż wart jest mężczyzna/kobieta, który dla swojego chciejstwa, seksu, przyjemności, egoistycznych marzeń (oczywiście pod przykrywką wielkiej miłości) rozbija rodzinę małemu dziecku, pozwala na życie w kłamstwie osobie "kochanej", nie przeszkadza jej życie w trójkącie, w cieniu oszukiwanego jakiegoś męża czy żony, pozwala, by działa się krzywda komuś niewinnemu?
Jeśli na tym etapie pokazuje on/ona, że za nic ma wartości rodzinne, kto da gwarancję, że sam swojej też nie rozbije?
Jeśli "kocha", jak może ranić, unieszczęśliwiać dziecko osoby rzekomo kochanej?
Kupy się to nie trzyma.
Miłość to postawa. Nie czynię zła drugiej osobie i staram się czynić dla niej dobro. Nie krzywdzę, nie ranię, nie wykorzystuję, dbam o jej szczęście i spokój duchowy, ponieważ zależy mi na niej, mam na uwadze bliskie jej osoby (dzieci, rodziców, przyjaciół).
Jeśli ten człowiek nie dzwoni - tym lepiej dla niego.
Jeśli zadzwoni - będzie to oznaczało jedynie tyle: mam gdzieś jej rodzinę, co czuje jej mąż, jej dziecko, ona sama - ważne jest to, że JA tęsknię. Teraz. Bo przecież za rok mogę tęsknić do innej. Jeden związek rozbiłem, to i co za sztuka rozbić drugi?
No niestety - taka jest prawda. Obiektywna. Choć serce przypomina pewnie słodziusie esemeski, przytulaski i wróbelki ćwierkające w głowie.
Za bardzo skupiasz się na swoich potrzebach, dlatego widzisz jedynie braki.
Jezus mówił: szczęście to dawanie.
Nastawiając się na branie - unieszczęśliwiasz się, bo ktoś/inni/los/świat/ludzie wcale nie musi Ci niczego dawać.
Dawaj Ty, szczerze, bezinteresownie - a poczujesz się szczęśliwa.
A co do związków....
Każdy związek ma swoje fazy. Jest ta faza najpiękniejsza - zakochania, adoracji, ciekawości fizycznej, namiętności - ona w zdrowym związku nie znika, ale niestety słabnie. Niestety - bo jeśli za nią nie idzie odpowiedzialność, dojrzałość - to związek się rozpada. Niestety, bo mnóstwo ludzi sądzi, że ta faza będzie trwała wiecznie i zawiedziona ulatnianiem się wzajemnej fascynacji, szuka nowych wrażeń.
Dla tych kochających prawdziwie, dojrzale związek przechodzi w o wiele lepszą fazę - ciepła, wzajemnej życzliwości, bliskości duchowej (ale i cielesnej też oczywiście), może jedynie bez tych "motylków" osławionych...
Udowodnione naukowo jest to, że kiedy człowiek przezywa zakochanie, tę wstępną fazę miłości - jego organizm przeżywa rewolucję. Ogromna tęsknota, namiętność, pragnienie tej drugiej osoby wywołuje ogromny wysiłek. Ciśnienie, serce, układ nerwowy - wszystko to pracuje na wysokich obrotach i gdyby ten stan nie mijał NATURALNIE, wykorkowalibyśmy po trzech latach takiego życia. Tym się różnimy od zwierząt, że my tę fazę fascynacji kontynuujemy (lub przynajmniej staramy się kontynuować) w inny, dojrzalszy sposób, nie mniej fascynujący, jeśli się tego chce.
Nawiasem mówiąc - poczytaj statystyki. Liczba rozwodów drugich "małżeństw" (mam na myśli związek cywilny, bo małżeństwo jest tylko jedno), liczba nieudanych związków po-małżeńskich jest wielokrotnie wyższa, niż związków pierwotnych.
Czemu, jak sądzisz?
Bo osoba niedojrzała, która wciąż oczekuje, że namiętność i cudowne uczucia będą trwały wiecznie, nagle wielce się zadziwia, że oto mieszka ze swoją ukochaną osobą, z którą jest po wielu perypetiach i cóż to? ten sam problem się pojawia? Znowu nuda, rutyna, gdzieś zanikają motylki? Bo nagle widzimy tę wymarzoną osobę wychodzącą z toalety, do której lepiej nie wchodzić, bo zostawia po sobie brudne ubrania, bo miast zabierać na wycieczki za miasto - siedzi z pilotem przed TV? Bo nagle widzimy ją w takiej sytuacji, w jakiej jej nie widzieliśmy i idealizujemy ją, zwłaszcza w konfrontacji ze znanym i nudnawym już małżonkiem...
Samo życie.
Byłaś u spowiedzi. Raz?
Tu jest potrzebna regularna spowiedź, regularna opieka spowiednika, regularny rachunek sumienia, skoro myślisz o kochanku, masz wątpliwości.
Bez wyciszenia się duchowego nie ujedziesz.
Dodatkowo poczytaj sobie coś o związkach, na czym polega zdrowa relacja między mężczyzną, a kobietą, o fazach w związku.
Nie szukaj jak dziecko wiecznej podniety, bo nie na podnietach, ekscytacji i motylkach w brzuchu życie polega....
I jeszcze jedno.
Kiedyś pisałam tu o mojej przyjaciółce Danusi, która podobnie jak Ty, miała rozterki. Ona co prawda nie dopuściła się zdrady, ale przeżywała kryzys małżeński, pt. "mąż mnie już nie kręci" i "nuda w związku". Jakie to życie jest bez sensu i w ogóle.
Nagle musiała przestawić swoje myślenie na inne tory, bo okazało się, że ich synek zachorował na raka kości, w tej chwili nie ma lewej nóżki poniżej kolana. Dzięki Bogu badania nie wykazują nawrotu, ale wiadomo. Chłopiec u progu życia, lubiący sport, ruch, zabawę, jest przykuty do wózka, rodzice muszą na to patrzeć i żyć z tym.
Danusia błędnie myślała, że to Bóg na nią karę zesłał, a przecież Bóg nie karze nas za życia. Chodzi jedynie o to, że te problemy, które miała Danusia przed diagnozą profesora - okazały się nic nieznaczącym pryszczem. Problemem wymyślonym.
Życie jej pokazało, jak ważne i ciężkie mogą być problemy.
Kusisz los, Dziewczyno.
Doceń to, co masz. Kochającego męża, zdrowe dziecko. Może bowiem zdarzyć się tak, że kiedyś zamarzysz o sytuacji, w której jesteś, bo problem kochanka i "niespełnionej wielkiej miłości z przeszkodami" wyda Ci się śmiesznym epizodem, niewartym ani jednej myśli. Nie chcesz się chyba o tym przekonywać na własnej skórze?
Ja codziennie modlę się o to do Boga. Bym nie musiała się przekonywać kiedyś, jak cudowne życie teraz prowadzę, chociaż czasami wydaje mi się, że brakuje mi tego i owego...
bettina [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-14, 13:27
Satine napisał/a:
Każdy, kto wtrąca się w małżeństwo, kto wikła się w romans z osobą żonatą/zamężną, kto rozkochuje w sobie osobę będącą w związku małżeńskim i mającą dzieci - ma problem z ustawieniem właściwej hierarchii, jest egoistą, dla którego NIC nie znaczy słowo "rodzina", "małżeństwo".
O ile małżonek/małżonka jest zawiedziona swoim małżeństwem i próbuje szczęścia gdzie indziej, tak jeszcze mogę to zrozumieć. Natomiast nie widzę usprawiedliwienia dla osoby wolnej, która może związać się z inną osobą wolną, a jednak wciska się w święty związek, niszczy rodzinę.
Absolutnie się z tym zgadzam!!! W moim przypadku pierwszej zdrady dopuściłam się właśnie dlatego ,że wolny mężczyzna rozkochał mnie w sobie , dawał mi to czego brakowało mi w moim małżeństwie. Teraz to wiem ! Wtedy niestety ale byłam ślepa!
Satine napisał/a:
Cóż wart jest mężczyzna/kobieta, który dla swojego chciejstwa, seksu, przyjemności, egoistycznych marzeń (oczywiście pod przykrywką wielkiej miłości) rozbija rodzinę małemu dziecku, pozwala na życie w kłamstwie osobie "kochanej", nie przeszkadza jej życie w trójkącie, w cieniu oszukiwanego jakiegoś męża czy żony, pozwala, by działa się krzywda komuś niewinnemu?
Jest totalnie prawdziwe.
Satine napisał/a:
No niestety - taka jest prawda. Obiektywna. Choć serce przypomina pewnie słodziusie esemeski, przytulaski i wróbelki ćwierkające w głowie.
Za bardzo skupiasz się na swoich potrzebach, dlatego widzisz jedynie braki.
Jest tak jak piszesz Satine
Wielu sytuacji i rzeczy nie widziałam jak byłam daleko od Boga , im jestem bliżej tym więcej wiem i widzę. Wiem,że byłam bardzo samolubna ,że dopuściłam się zdrady myślałam o swoich potrzebach a nie potrzebach mojego dziecka i męża. Teraz to wiem . Zapłaciłam za to dużą cenę i modlę się abym nie zapłaciła większej.
Tak dawanie daje więcej szczęścia niż branie.
Uważam ,że regularna spowiedź i stały spowiednik , który nas zna może nas poprowadzić duchowo. Spowiedzi od przypadku do przypadku i u rożnych osób powodują ,że czasem trzeba wracać do wyznanych grzechów aby wyjaśnić nasz stan duchowy.
Bez wewnętrznego pokoju i wyciszenia się nie ujedzie się daleko.
Ja też codziennie modlę się o to do Boga. Bym nie musiała się przekonywać kiedyś, jak cudowne życie teraz prowadzę, chociaż czasami wydaje mi się, że cierpienie i razy które dostaję od mojego poranionego męża, że po prostu ich nie wytrzymam
Dziękuj Bogu za to co masz. Módl się codziennie. Pracuj nad sobą. I daj każdego dnia tyle ile zdołasz miłości dzieciom i mężowi.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.