Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
nawrócona cudzołożnica
Autor Wiadomość
bettina
[Usunięty]

Wysłany: 2011-09-25, 13:51   

Witam wszystkich po bardzo długiej nieobecności.

lena napisał/a:

Cudu nie bedzie,zmian nie będzie,nic się samo nie rozwiąże i nie polepszy jeśli sam nie zacznie działać.
Ma wybór....albo porzuca role ofiary i bierze odpowiedzialnośc za siebie, albo.....tkwi w swojej bezsilności i ograniczeniach,obwiniając,oskarżając i cierpiąc do końca zycia.

Jego zycie i to on musi dokonać wyboru co z nim dalej zrobić.


dziękuję za te słowa bo wiem, ze tak jest.

Cóż u mnie chyba tego cudu nie będzie!

Moim wyznaniem "prawdy" która wcale nie jest prawdą osiągnełam dno. Wiem zaraz ktoś mi dołoży że nie powinnam przyznawać się do czegoś czego nie zrobiłam WIEM!!!! Ale naprawdę juz dłużej nie mogłam słuchac tego co zrobiłam a czego mu nie powiedziałam. Tak sobie pomyslalam, że skoro prez tele lat go okłamywałm to powinnam wziąśc na siebie winę której się nie dopusciłam. On cierpiał przez moje zdrady to i ja powinnam z pokorą znosic to czego nie zrobiłam a do czego sie przyznałam.

Nie to jest jednak najgorsze! Najgorsze jest to ,że człowiek uczciwy, lojalny, wierny zaczął przeze mnie byc potworem. Wyzywa mnie , przeklina tak ze nawet dzieci już mu zwracaja uwagę. Powiedział że nigdy nie pójdzie do koscioła bo to obrzydliwe chodzic z kłamcami( to ja), szmatami (to ja), zakłamanymi k...mi( to ja) i wszystkimi tymi co to klecza a jak wychodzą to od razu grzeszą. Według niego to obrzydliwe ,że tak sie nawróciła i że słucham tych doradzców tzn "tego tam na górze" , spowiednika itp. i jak wogóle mogę przyjmowac komunię to obrzydliwe.
Bylyśmy dwa razy u psychologa ale on twierdzi ,że jemu on nie jest potrzebny bo on tu nie zawinił tylko JA. ZAWSZE JA jestem winna.
Kazdego dnia modląc sie , porsze Boga o to aby dał mu siłę i wiarę, nadzieję i aby jego serce spojrzało na Boga jako lekarza który tylko on może nam pomóc. Ale cóż... Mój mąż nie chce tego.
Oddala sie od Boga i to jest straszne jak sie zmienia jak staje sie naprawdę kimś kim nie jest.
Dlaczego on musi płacicic taką cenę za moje wiarołomstwo dlaczego ?
Przepraszam za ten chaos w tekscie ale tak samo mam w życiu. próbuje każdego dnia jaoś poukładac ale nie wychodzi.
Czy za mało wierzę? Czy za mało ufam Bogu? Zadaję mu co dzien pytanie co mogę jeszcze uczynic aby tu na tej ziemi naprawic to co zniszczyłam? Ale on mi nie odpowiada! Dlaczego?
Natomiast rady typu"zabij się" "skończ z tym" "przestan cierpiec odejdź od niego" słyszę dlaczego?
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2011-09-25, 19:09   

bettina napisał/a:
porsze Boga o to aby dał mu siłę i wiarę


Przekornie napiszę: zacznij zmianę swojego męża od siebie!

Moim zdaniem szansą na jego nawrócenie jest Twoja przemiana. Z tego co piszesz jesteś dopiero 2 lata po nawróceniu, a więc na początku drogi.

Męża nie zmienisz, możesz popracować nad sobą. Niestety to jest strasznie trudne - patrz program 12 kroków (może warto spróbować).
 
     
wiara47
[Usunięty]

Wysłany: 2011-09-25, 21:50   

Bettina w.z napisal - zacznij zmiane od siebie...
Ja zgadzam sie z nim w 100 procentach !
Pytasz co jeszcze mozesz zrobic - wlasnie to ; zmieniaj siebie,zmieniajac to co
mozna zmienic , szukajac wsparcia w Bogu.To trudne ale naprawde realne.
Nie szukaj w sobie odpowiedzi dlaczego maz tak a nie inaczej reaguje na to
co sie stalo - nie jestes wstanie ogarnac ani wiedziec w pelni co dzieje sie w jego
sercu ...bo On to On a Ty to Ty....
Kazde z was jest odrebna istota , kazde z was inaczej reaguje zachowuje sie
nikt z nas nie jest wstanie byc w glowie i w myslach drugiego aby odgadnac
jego mysli...
Pozwol mu przezyc jego bol po swojemu co wcale nie znaczy ze masz
znosic upokorzenie....
Napisalas ze pytasz Boga kazdego dnia co masz jeszcze uczynic zeby naprawic
to co zepsulas ale Bog Ci nie odpowiada , pytasz dlaczego....
Bettina Bog mowi do Ciebie kazdego dnia , napewno mowi tylko trzeba wyciszyc
swoje serce zeby uslyszec ....wyciszyc emocje ....swoje pragnienia
i nastroic wszystko na ten Glos.....
Jezus jest w Tobie w Twoim mezu w Waszym malzenstwie w tej calej sytuacji...
kocha Cie jak nie wiem i razem z Wami niesie wiekszosc tego krzyza....
zalezy Mu na Was jak nie wiem i chocby wszyscy zwatpili On nigdy nie
zwatpi....nigdy !
Jesli to tylko mozliwe sprobuj znalesc chocby trzy dniowe rekolekcje na weekend moze,
i pojedz uciszyc serce w sobie zeby w spokoju zapytac siebie co dalej jak zyc...
Wszystko moze sie udac wszystko mozna zaleczyc choc rana zostanie
do konca zycia....
Mocno Cie pozdrawiam .
 
     
cola
[Usunięty]

Wysłany: 2011-09-28, 16:28   

Bettino, podeprę poprzedników.....................zmieniaj to co mozesz..................moja historia jest podobna do twojej , ale w swojej drodze jestem ciut dalej. Nie zdradziłam meza, choć on mi to wmawia, ale naduzyłam jego zaufania wkrecajac sie niepotrzebnie w jego emocje dotyczace sytuacji w pracy ( parz współuzależnienie ). Mąż stracił stanowisko, pracę, jego szef (ksiadz proboszcz) stosował wobec niego mobbing i mscił się jak mógł. Od tamtej pory mój maz tak bardzo sie zmienił jak i twój teraz, odszedł od Boga a mnie zamęczał oskarzeniami. Trwa to od 7 lat i mąz nie chce słyszeć o psychologu, terapii..................ech...............tylko ile tak można ?
Mąż znalazł jednak wyjscie z tej sytuacji - znienawidził mnie i znalazł sobie inną. Od dwóch lat jestesmy w separacji, bo ja nie wytrzymałam tej sytuacji z oskarżeniami etc................sama wiesz.............Było mi bardzo ciężko na poczatku, ale zadbałam o siebie, kończe warsztat 12k tu na forum, stanęłam na nogi i wspieram dzieci.............a męza zostawiam, bo ja poza modlitwa nie moge nic...................reszta to jego część, do której pozwalam mu teraz dojrzeć zezwalajac na nieprzyjemne konsekwencje jego wyboru.....................I tak sobie myślę, że on kiedyś obudzi sie z tego mrocznego snu a te jego błedy moze po to, by wreszcie spojrzał na mnie jak na człowieka, bo tego zwyczajnie nie potrafi............Nie wiem czy ci to pomogło, taka moja opowieść, ciut dalej niż twoja......................Pomyśl o sobie, o swoim zdrowiu duchowym, o dzieciach
 
     
frsimon76
[Usunięty]

Wysłany: 2011-10-07, 23:03   

BETTINA,

NIE WIEM CZY KTOŚ CI TO PISAŁ, ALE TY WRESZCIE MUSISZ PRZEBACZYĆ SOBIE...

DO ZOBACZENIA NA REKOLEKCJACH NA GÓRZE ŚW. ANNY
 
     
lustro
[Usunięty]

Wysłany: 2011-10-12, 14:44   

Pozwole sobie zabrać głos...przeczytałam wątek Twoj Bettina i śp. ulakom...smutna historia...

kiedy to czytam przypominaja mi sie rekolekcje sprzed wielu wielu lat...dla małżeństw...
bardzo kameralne, w mojej niewielkiej parafii, gdzie wiekowy juz wowczas rekolekcjonista mowil doslownie do kilku par, ktore przyszly...sami mlodzi ludzie...
mowil o zdradzie i prawdzie...
jego zdaniem zdrada, ktora miala miejsce, ale ktora byla tylko nieznaczącym epizodem, bo ktos sie upil...bo stracil na moment oreintację...( tak jak u ulakom, bo mąż chyba nawet do konca jej nie zdradzil ani fizycznie, ani emocjonalnie tym bardziej...) powinna zostac jednak mimo wszystko tajemnicą...
przytaczał przykłady z zycia, z jego długiego kapłańskiego doświadczenia...ale po co mam je przytaczac?
przeciez mamy tu wlasnie dwa przykłady z zycia...

ja wiem - teraz sie oburzycie bardzo...bo krolem klamstwa jest "kusy" ( biedny Kusy z Ranczo...)
a ja jednak bede sie upierala...prawda nie zawsze jak widać sluży dobru...
trzeba wiedziec co, komu, jak, gdzie...powiedzieć

co stalo sie z malżeństwem ulakom?
co dzieje sie w malżeństwie Bettiny...?
czy aby napewno wyznanie prawdy dalo to co mialo dac?
czy nieistotny epizod (ktory moze zdarzyc sie każdemu i naprawde nie wnosi nic i nic nie zmienia...oprócz tego, ze ma sie poczucie winy ... i moze nawet bardziej kocha i docenia druga polowe po tym, co sie zrobilo...?) ma prawo "rozłozyć" dobre małżeństwo i polozyć sie głębokim cieniem na resztę zycia...?
i czy to jest dobro?
czy taka prawda przypadkiem nie cieszy kusego bardziej niz utrzymanie tajemnicy?

smutne to...ludzie są ułomni i mają prawo do błedów...
mysle, ze trzeba wielkiej rozwagi w wyznawaniu prawdy...bo jak sie okazuje moze ona wyrządzić wiecej zła niz dobra...
a roztropnośc jest darem...i moze trzeba troche zweryfikowac swoje kategoryczne poglądy..?
i nie robic nic za wszelką cenę...?

Wieczne odpoczywanie - za ulakom...i modlitwa o Dary Ducha świetego dla reszty zyjących... jeszcze...

Trzymaj sie Bettina...nie wszystko zło na swiecie jest twoja winą, nie bierz jej na siebie...
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2011-10-12, 15:15   

Lustro napisała:

Cytat:
czy taka prawda przypadkiem nie cieszy kusego bardziej niz utrzymanie tajemnicy?

Jest prawda, która leczy i prawda, która zabija. Ta druga to "prawda kusego".
Jest wielkim egoizmem wyjawienie jej w trosce o spokój swojego sumienia, o bycie "czystym" - bez myślenia o konsekwencjach, jakie wywoła ona w drugim człowieku. Tym bardziej w małżeństwie, gdzie z reguły zdążyliśmy poznać swoją wrażliwość i naprawdę można przewidzieć..
Lustro, jeśli można, co u Was/u Ciebie?
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2011-10-12, 22:01   

ja wiem - teraz sie oburzycie bardzo...a nieprawda lustro,wcale nie jestem oburzona,roża ja widać również.

trzeba wiedziec co, komu, jak, gdzie...powiedzieć ....i ku temu sie skłaniam.

Nie usprawiedliwiam kłamstwa,bo ono jest złe,podłe,ale tez nie jestem zwolenniczką twierdzenia.....lepsza najgorsza prawda niz najlepsze kłamstwo.....
Wszystko zależy od sytuacji.
Tak jak piszesz lustro....jednorazowy wybryk,zapomnienie...najlepiej zachowac dla siebie.
Wyznac Bogu i więcej nie grzeszyć.

Co jednak w sytuacji kiedy grzeszymy, zdradzamy non stop,bez jakiejkolwiek poprawy?
Co jesli małżonek/ka podejrzewa i pyta?
Osobiście uważam,ze wówczas nalezy sie prawda.
Skończyć może sie różnie...fakt....rozwód,separacja,ale równiez pomoc "zdradzaczowi" ,być moze uzależnionemu,byz może nie potrafiącemu zakończyć ów "proceder".....
Roznie może być...ot konsekwencje.

Mój maz wyznał prawdę pod moim naciskiem.
Wiem jakie to było trudne dla niego,a i on miał świadomośc jakie to trudne dla mnie.
Zaryzykował i właściwie ja tez zaryzykowałam.
Widać wygrały wartosci.

Powtórzę..zależy od sytuacji....zamiarów....psychiki...
Najlepiej zapytać podczas spowiedzi.....tak mysle.

Ps. Nie wiem jak było u Ulakom,ale czuję złość do jej męża.
 
     
bomnieniema
[Usunięty]

Wysłany: 2011-10-28, 08:47   

Już noszę się Bettina do napisania tu od jakiegoś czasu, ale ciągle mam w sobie poczucie, że nie wiem czy sama jestem rozsądna na tyle, by się wypowiadać. To co czytam tu pomaga mi jakoś rozumieć mojego męża. Więc ważne co piszesz. Może twój mąż powinien poznać tę Ciebie jaką tu się pokazujesz. W życiu, w zwykłej rozmowie, mimo że mówimy co myślimy, czy co czujemy nigdy nie będzie to odzwierciedlenie stanu duszy i myśli jaki jest. Na dodatek wiedza o zdradzie rujnuje zaufanie. Nie wiemy z kim mamy do czynienia i wszystko co mówione poddaje się w wątpliwość i nie zależy to od charakteru, czy osobowości człowieka. Stracone zaufanie odbudować to wyjść na najwyższą górę świata.

Ja jestem zdradzoną. Po 30 latach wydawało by się szczęśliwego małżeństwa, okazało się że żyłam w jakiejś iluzji. Tak naprawdę nie znałam mojego męża, który grał wobec mnie jakieś role porządnego męża i tatusia, a prawda była zupełnie inna. Mąż wręcz pilnował spraw wiary w domu i chodzenia do kościoła. Zawsze mi się wydawało, że jest bardziej wierzący niż ja i podziwiałam w nim to. Nie od razu dowiedziałam się wszystkiego. Próbował wiele przede mną ukryć. Nawet jak już fakt zdrady wyszedł na jaw, to dążyłam do całej prawdy, bo chciałam się zmierzyć z samą sobą i z tym wszystkim. Chciałam wiedzieć w jakiej jestem sytuacji.

Co naprawdę dzieje się w człowieku, który przeżywa szok zdrady. Mało się o tym mówi, umniejsza, sprowadza do rangi problemu lub wpakowuje w ramy takich tam sobie przykrości, co do których trzeba wziąć się w garść. Ludzie to interpretują wg sobie znanych doznań i doświadczeń, a to jest całkiem coś inne. Wiedzą to tylko zdradzeni, ale niewiele o tym mówią, bo może zdają sobie sprawę jak to ciężko zrozumieć. Sama rok temu nie rozumiałam i w rozmowach z kobietami w podobnej sytuacji radziłam, aby wziąć się w garść. Teraz wiem, że wziąć się w garść to trzeba mieć z czym. A w człowieku nie ma nic z czym można by się zbierać. Myślę, że sama bym nie potrafiła. Sama nie, ale jest Bóg, który dla mnie w tym wszystkim jest jedynym oparciem, podporą i On mnie zbiera kawałek po kawałku.

Ja byłam bardzo silną osobą. Dająca sobie radę w każdych okolicznościach. Osobą opanowaną poukładana z dość dużą wiedzą ogólną, ponieważ lubię wiedzieć i rozumieć. Wydawałoby się dla innych, że nie ma nic takiego, co potrafi mnie złamać. Ale znalazło się "coś" co mnie połamało i rozbiło wszystko co we mnie w drobny mak. Moje wewnętrzne odczucia, to jakby znikło we mnie coś co było mną, świadomość, że bezpowrotnie utraciłam jakąś część siebie. Stało się to dosłownie w sekundę, w wyniku szoku jaki przeżyłam gdy dowiedziałam się o zdradzie.

Gdzieś wyczytałam, że w wyniku szoku, może skasować się jakiś obszar sieci neuronowej, ale on się odbudowuje, tylko potrzeba sporo czasu i oczywiście jest to już coś inne. Nie jestem fachowcem w tych tematach, ale to mi się zgadza, jak przyglądam się sobie. Pierwsze 3 miesiące nie wiedziałam, czy żyję. Nie spałam, nie jadłam, nie istniałam. Lawina ze mnie toczyła jakby poza mną. Lawina słów i czynów. W chwilach jakiejkolwiek świadomości - Bóg i modlitwa. Wiedziałam już, że sobie sama nie poradzę. Ból nie do zniesienia. Ból , którego nie mogłam porównać do żadnych znanych mi bólów, których to życie wcześniej mi nie oszczędzało.

Pamiętam drugi dzień, gdzie po pierwszym tragicznym dla mnie dniu i pierwszej nieprzespanej nocy poszłam na poranną mszę do kościoła. Było to wielkie doświadczenie wiary. Bo patrząc na krzyż uzmysłowiłam sobie, że oto w jakiejś części mogłam prawdziwie całą sobą poczuć cierpienie i pojąć chociaż w maleńkiej części mękę Jezusa, Jezusa, który też został zdradzonym przez człowieka i jak łotr na krzyżu mogłam uzmysłowić sobie, że On za nic, a ja jednak mam wiele wad i ideałem nie byłam żadnym.

Prawda o sytuacji w jakie się znalazłam, wychodziła jeszcze przez pół roku. Prosiłam o prawdę ale dostawałam ją fragmentami. Czułam, że jestem jak na ruchomych piaskach, w wielkiej niewiedzy gdzie jestem, kim jestem i z kim jestem. Nie mogłam oprzeć się na niczym co mogłoby być jakimś pewnikiem. Po głowie szalały wersje i domyślenia. W którą stronę nie ruszył mój mózg, było wielkie nic albo grzęzawisko. Potrzebowałam tej prawdy i zaczęłam nabierać świadomości, że jaka by nie była, pozwoli mi o coś się oprzeć, od czegoś zacząć. Cała przeszłość stała się iluzją, a prawda okazała się koszmarem, codziennie coraz większym.

W takiej sytuacji człowiek jest tak przerażony, nie tylko sytuacją, ale samym sobą że idą za tym reakcje organizmu. Nabawiłam się nerwicy lękowej, z jej paskudnymi atakami. O nerwicy lękowej można długo, więc odeślę do strony, która mi pomogła: moja-nerwica.republika.pl. Autor strony miał inną przyczynę onej choroby, ale reszta to to samo.
Wiele osób zdradzonych cierpi na tę dolegliwość, niestety najczęściej nie jest zdiagnozowana, lub nikt z tym nic nie robi, a potrzebna pomoc najbliższych, lekarza i świadomość co się dzieje w czasie ataków paniki.

Podjęłam decyzję o zostaniu z mężem. Zapytałam najpierw czego on chce. Chciał zostać. Zrozumiałam, że przysięgałam także ja, że właśnie jest najtragiczniejszy moment sprawdzenia mojej przysięgi małżeńskiej, że nie mogę zwiać, że nawet jakbym usiłowała uciec od tego swojego bólu, to ten ból będzie ze mną gdziekolwiek nie była. Usiłujemy budować od nowa nasze bycie razem. Łatwe to nie jest i momentami miłe nie jest. Ja coraz rzadziej, ale mam ataki. Strach, lęk, bądź co, miesza się we mnie i nie kontroluję samej siebie. Wyrzucam wtedy z siebie mnóstwo oskarżeń, bezsensownych słów, których potem sama się wstydzę i nie mają nic wspólnego z tym co naprawdę myślę. Dołączają się w takich momentach inne objawy nerwicy lękowej, jak zimno ciała, suchość w ustach, czasem jakieś inne dolegliwości czysto fizyczne, jak zasłabnięcia lub bóle.
Wytłumaczyłam mężowi na czym to polega i co ze mną się dzieje. Jemu też ciężko w takich momentach i mam tę świadomość jak może się czuć. Nauczyłam go jak mi pomagać, aby ten atak nie trwał zbyt długo, abyśmy go oboje przetrzymali. Mam nadzieję, że wyzdrowieję, że zagoją się te wszystkie rany, że zostaną tylko blizny. Wiem, że trzeba czasu, wiem, że Bóg może wszystko. Modlimy się z mężem codziennie litanią małżonków i wszystko zostawiam w Ufności Bogu.

Myślę Bettina, że zrobiłaś dobrze mówiąc prawdę, mimo, że ta prawda była jak nóż. Dajesz się poznawać prawdziwie i daj się poznać jeszcze więcej z tej dobrej strony i nie zrażaj się jego reakcjami. Ja oczekuję na każdy gest prawdziwości, a jeszcze jak czuję ciepło idące za tą prawdziwością i zrozumienie dla mnie w stanach, które dla niego też są bolesne. To ciepło okazane mimo wszystko, jest jak balsam na na moje serce. To ważne poznawanie siebie prawdziwym, danie się poznać i poznanie drugiego. Bo jego też trzeba zrozumieć, nawet takiego jakim się stał, albo inaczej, jakim się usiłuje teraz budować. To trudne. Mąż mnie zapytał, po którymś ataku moich oskarżeń - to już nie będziesz mnie kochać? Odpowiedziałam. Nie wiem. Może właśnie będę cie kochać więcej niż kiedykolwiek, bo mimo wszystko. Sama tez chciałabym być tak kochana, mimo wszystko.
 
     
wiara47
[Usunięty]

Wysłany: 2011-10-28, 13:14   

bomnieniema - jak ja Ci dziekuje za to Twoje swiadectwo...
 
     
bettina
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-15, 17:46   

bomnieniema napisał/a:
Już noszę się Bettina do napisania tu od jakiegoś czasu, ale ciągle mam w sobie poczucie, że nie wiem czy sama jestem rozsądna na tyle, by się wypowiadać. To co czytam tu pomaga mi jakoś rozumieć mojego męża. Więc ważne co piszesz. Może twój mąż powinien poznać tę Ciebie jaką tu się pokazujesz. W życiu, w zwykłej rozmowie, mimo że mówimy co myślimy, czy co czujemy nigdy nie będzie to odzwierciedlenie stanu duszy i myśli jaki jest. Na dodatek wiedza o zdradzie rujnuje zaufanie. Nie wiemy z kim mamy do czynienia i wszystko co mówione poddaje się w wątpliwość i nie zależy to od charakteru, czy osobowości człowieka. Stracone zaufanie odbudować to wyjść na najwyższą górę świata.

Ja jestem zdradzoną. Po 30 latach wydawało by się szczęśliwego małżeństwa, okazało się że żyłam w jakiejś iluzji. Tak naprawdę nie znałam mojego męża, który grał wobec mnie jakieś role porządnego męża i tatusia, a prawda była zupełnie inna. Mąż wręcz pilnował spraw wiary w domu i chodzenia do kościoła. Zawsze mi się wydawało, że jest bardziej wierzący niż ja i podziwiałam w nim to. Nie od razu dowiedziałam się wszystkiego. Próbował wiele przede mną ukryć. Nawet jak już fakt zdrady wyszedł na jaw, to dążyłam do całej prawdy, bo chciałam się zmierzyć z samą sobą i z tym wszystkim. Chciałam wiedzieć w jakiej jestem sytuacji.

Co naprawdę dzieje się w człowieku, który przeżywa szok zdrady. Mało się o tym mówi, umniejsza, sprowadza do rangi problemu lub wpakowuje w ramy takich tam sobie przykrości, co do których trzeba wziąć się w garść. Ludzie to interpretują wg sobie znanych doznań i doświadczeń, a to jest całkiem coś inne. Wiedzą to tylko zdradzeni, ale niewiele o tym mówią, bo może zdają sobie sprawę jak to ciężko zrozumieć. Sama rok temu nie rozumiałam i w rozmowach z kobietami w podobnej sytuacji radziłam, aby wziąć się w garść. Teraz wiem, że wziąć się w garść to trzeba mieć z czym. A w człowieku nie ma nic z czym można by się zbierać. Myślę, że sama bym nie potrafiła. Sama nie, ale jest Bóg, który dla mnie w tym wszystkim jest jedynym oparciem, podporą i On mnie zbiera kawałek po kawałku.

Ja byłam bardzo silną osobą. Dająca sobie radę w każdych okolicznościach. Osobą opanowaną poukładana z dość dużą wiedzą ogólną, ponieważ lubię wiedzieć i rozumieć. Wydawałoby się dla innych, że nie ma nic takiego, co potrafi mnie złamać. Ale znalazło się "coś" co mnie połamało i rozbiło wszystko co we mnie w drobny mak. Moje wewnętrzne odczucia, to jakby znikło we mnie coś co było mną, świadomość, że bezpowrotnie utraciłam jakąś część siebie. Stało się to dosłownie w sekundę, w wyniku szoku jaki przeżyłam gdy dowiedziałam się o zdradzie.

Gdzieś wyczytałam, że w wyniku szoku, może skasować się jakiś obszar sieci neuronowej, ale on się odbudowuje, tylko potrzeba sporo czasu i oczywiście jest to już coś inne. Nie jestem fachowcem w tych tematach, ale to mi się zgadza, jak przyglądam się sobie. Pierwsze 3 miesiące nie wiedziałam, czy żyję. Nie spałam, nie jadłam, nie istniałam. Lawina ze mnie toczyła jakby poza mną. Lawina słów i czynów. W chwilach jakiejkolwiek świadomości - Bóg i modlitwa. Wiedziałam już, że sobie sama nie poradzę. Ból nie do zniesienia. Ból , którego nie mogłam porównać do żadnych znanych mi bólów, których to życie wcześniej mi nie oszczędzało.

Pamiętam drugi dzień, gdzie po pierwszym tragicznym dla mnie dniu i pierwszej nieprzespanej nocy poszłam na poranną mszę do kościoła. Było to wielkie doświadczenie wiary. Bo patrząc na krzyż uzmysłowiłam sobie, że oto w jakiejś części mogłam prawdziwie całą sobą poczuć cierpienie i pojąć chociaż w maleńkiej części mękę Jezusa, Jezusa, który też został zdradzonym przez człowieka i jak łotr na krzyżu mogłam uzmysłowić sobie, że On za nic, a ja jednak mam wiele wad i ideałem nie byłam żadnym.

Prawda o sytuacji w jakie się znalazłam, wychodziła jeszcze przez pół roku. Prosiłam o prawdę ale dostawałam ją fragmentami. Czułam, że jestem jak na ruchomych piaskach, w wielkiej niewiedzy gdzie jestem, kim jestem i z kim jestem. Nie mogłam oprzeć się na niczym co mogłoby być jakimś pewnikiem. Po głowie szalały wersje i domyślenia. W którą stronę nie ruszył mój mózg, było wielkie nic albo grzęzawisko. Potrzebowałam tej prawdy i zaczęłam nabierać świadomości, że jaka by nie była, pozwoli mi o coś się oprzeć, od czegoś zacząć. Cała przeszłość stała się iluzją, a prawda okazała się koszmarem, codziennie coraz większym.

W takiej sytuacji człowiek jest tak przerażony, nie tylko sytuacją, ale samym sobą że idą za tym reakcje organizmu. Nabawiłam się nerwicy lękowej, z jej paskudnymi atakami. O nerwicy lękowej można długo, więc odeślę do strony, która mi pomogła: moja-nerwica.republika.pl. Autor strony miał inną przyczynę onej choroby, ale reszta to to samo.
Wiele osób zdradzonych cierpi na tę dolegliwość, niestety najczęściej nie jest zdiagnozowana, lub nikt z tym nic nie robi, a potrzebna pomoc najbliższych, lekarza i świadomość co się dzieje w czasie ataków paniki.

Podjęłam decyzję o zostaniu z mężem. Zapytałam najpierw czego on chce. Chciał zostać. Zrozumiałam, że przysięgałam także ja, że właśnie jest najtragiczniejszy moment sprawdzenia mojej przysięgi małżeńskiej, że nie mogę zwiać, że nawet jakbym usiłowała uciec od tego swojego bólu, to ten ból będzie ze mną gdziekolwiek nie była. Usiłujemy budować od nowa nasze bycie razem. Łatwe to nie jest i momentami miłe nie jest. Ja coraz rzadziej, ale mam ataki. Strach, lęk, bądź co, miesza się we mnie i nie kontroluję samej siebie. Wyrzucam wtedy z siebie mnóstwo oskarżeń, bezsensownych słów, których potem sama się wstydzę i nie mają nic wspólnego z tym co naprawdę myślę. Dołączają się w takich momentach inne objawy nerwicy lękowej, jak zimno ciała, suchość w ustach, czasem jakieś inne dolegliwości czysto fizyczne, jak zasłabnięcia lub bóle.
Wytłumaczyłam mężowi na czym to polega i co ze mną się dzieje. Jemu też ciężko w takich momentach i mam tę świadomość jak może się czuć. Nauczyłam go jak mi pomagać, aby ten atak nie trwał zbyt długo, abyśmy go oboje przetrzymali. Mam nadzieję, że wyzdrowieję, że zagoją się te wszystkie rany, że zostaną tylko blizny. Wiem, że trzeba czasu, wiem, że Bóg może wszystko. Modlimy się z mężem codziennie litanią małżonków i wszystko zostawiam w Ufności Bogu.

Myślę Bettina, że zrobiłaś dobrze mówiąc prawdę, mimo, że ta prawda była jak nóż. Dajesz się poznawać prawdziwie i daj się poznać jeszcze więcej z tej dobrej strony i nie zrażaj się jego reakcjami. Ja oczekuję na każdy gest prawdziwości, a jeszcze jak czuję ciepło idące za tą prawdziwością i zrozumienie dla mnie w stanach, które dla niego też są bolesne. To ciepło okazane mimo wszystko, jest jak balsam na na moje serce. To ważne poznawanie siebie prawdziwym, danie się poznać i poznanie drugiego. Bo jego też trzeba zrozumieć, nawet takiego jakim się stał, albo inaczej, jakim się usiłuje teraz budować. To trudne. Mąż mnie zapytał, po którymś ataku moich oskarżeń - to już nie będziesz mnie kochać? Odpowiedziałam. Nie wiem. Może właśnie będę cie kochać więcej niż kiedykolwiek, bo mimo wszystko. Sama tez chciałabym być tak kochana, mimo wszystko.


Dziękuję Ci za to co napisałaś. Za to świadectwo.
Pozwoliłaś mi jeszcze bardziej zrozumieć co przeżywa mój mąż. Choć naprawdę nie jest to dla mnie proste i to nie dlatego ,że jestem jakaś tępa tylko dlatego ,że on twierdzi ,że "on nie ma problemu" to ja mam problem ze sobą.
zgodnie z wszystkimi którzy tu się wypowiadali postanowiłam zacząć od zmiany siebie. Zaczęłam 12 kroków. Bóg i modlitwa i rozmowy z Bogiem, czasem "kłótnie".
Bardzo chcę zmienić z Bogiem moje życie.
Piszesz ,że dobrze by było żeby mój mąż poznał mnie taka jaką jestem na tym forum. Cóż mój mąż nie chce mnie poznać , po prostu nie wierzy ,że powiedziałam mu cała prawdę.
To fakt ,że prawdę wyznawałam mu we fragmentach tak jak Twój mąż. Wiem,że to nie może być usprawiedliwieniem ale bałam się wiedziałam,że będzie cierpieć, że jego świat legnie w gruzach i niestety mój też , iluzja szczęśliwego małżeństwa i rodziny.
Mąż powiedział mi że nic do mnie już nie czuje, że jest w tym domu ze względu na dzieci. Mnie prawie dzień w dzień nie szczędzi uszczypliwości i docinek , nasze rozmowy kończą się zazwyczaj awantura.
Oskarżenia że ja doprowadziłam do tego wszystkiego i tylko ja za to ponoszę odpowiedzialność.
Jest trudno , bardzo trudno.
Mój mąż nie stara się odbudować naszych relacji on szuka nowych. Założył sobie profil na sympatia.pl i koresponduje z paniami które tam mają swoje profile, umawia się z nimi nie wiem może spotyka. Zapytałam się go dlaczego to robi to mi odpowiedział ty mogłaś mnie zdradzać i kłamać to teraz moja kolej i uśmiecha się. Coż pozostaje mi tylko milczeć. i modlić się za niego,
 
     
Orsz
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-30, 23:54   

Mam nadzieję, Bettina, że nie pójdę w ślady twojego męża. Ale naprawdę, nie jest łatwo.
 
     
bettina
[Usunięty]

Wysłany: 2012-01-14, 13:37   

Orsz napisał/a:
Mam nadzieję, Bettina, że nie pójdę w ślady twojego męża. Ale naprawdę, nie jest łatwo.


Będę się modliła ,ża Ciebie i Twoją żonę.
Jeśli mogę Ci coś poradzić szukaj w niej dobra a nie tego co zrobiła, jak to zrobiła i kiedy. To już było!!! Ona jest z Tobą nie z kochankiem więc wybrała Ciebie Ty jesteś ważniejszy.
Módl się za siebie i za nią ( choć to drugie może być teraz dla ciebie trudne).
Jak nie dajecie rady szukaj pomocy u psychologa ( chrześcijańskiego) oraz u spowiednika.
Doceń mimo bólu to co jest u was dobre w związku.

[ Dodano: 2012-01-25, 00:36 ]
Coż... Bóg wybacza człowiek nie.
W sobotę 21.01.2012 mój mąż w końcu pokazała prawdziwe oblicze. zostałam pobita i duszona przez niego. Myślałam ,że umrę, że mnie zabije.
Czy łamiąc przysięgę małżeńską dałam mu prawo do tego aby mnie zabił? Widać kamieniowanie było i jest teraz ale w innym wymiarze.
Gdzie podziała się nasza miłość, gdzie jest człowiek którego kochałam!!!!!!!
BOŻE POMÓŻ!
 
     
bomnieniema
[Usunięty]

Wysłany: 2012-01-28, 08:44   

Szukaj Go. jego prawdziwego we wnętrzu. módl się za niego. Módl się o wiarę dla niego. Nic, nikogo nie usprawiedliwia gdy chce zabić, gdy zabija. Nic nikogo nie usprawiedliwia żaden grzech. Każde z 10 przykazan sobie równe jest. Każdy grzech o którym w nich mowa ma wielką moc zabijania. Bo czy zabija się w sekundzie czy w latach, to to samo zabijanie. Zdrada też zabija. temu zabijaniu może podlegać nie tylko ciało ale istota człowieka, jego dusza. To takie byc, jakby się nie było.

Nie po to to piszę aby usprawiedliwić co on czyni, ale On potrzebuje pomocy. Ty tez jej potrzebujesz. Może jakieś rekolekcje? Będę się modlić w intencji twojej i twojego męża.

Oglądałąś film "Ognioodporny"? Może tędy droga.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!








Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9