Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
AKUPUNKTURA(łac. acus — igła i punctus — punkt, punctura — zastrzyk; chińska nazwa: chen-chin oznacza igłę i ciepło)
— starochińska sztuka uzdrawiania, opierająca się na manipulowaniu energią ciała (pobudzenie lub uspokojenie), a polegająca na nakłuwaniu igłami o właściwej grubości odpowiednich miejsc na ciele pacjenta. Tradycyjnie do tego celu używa się igieł ze stali nierdzewnej, a współcześnie niekiedy przepuszcza się przez nie dodatkowo prąd elektryczny o niskiej częstotliwości w celu wzmocnienia stymulacji. Stosuje się też wstrzykiwanie wody destylowanej, morfiny, witamin lub roztworów homeopatycznych. Używa się także promienia laserowego (laseropunktura), wbija igłę w małżowinę uszną (aurikuloterapia — czyli terapia ucha, w której każdy fragment ucha odpowiada określonemu organowi ciała) lub stosuje naciskanie dłońmi (akupresura).
Jest ściśle związana ze specyficzną chińską koncepcją człowieka i świata. Klasyczna chińska medycyna sięga swymi korzeniami do tradycji szamanistycznej i astrologicznej religii, którą później kształtował zarówno taoizm, jak i konfucjanizm. Już w chińskiej epoce kamiennej (ok. 3 tys. lat przed Chr.) stwierdzono, że nakłuwanie lub opalanie pewnych punktów ciała ludzkiego wspomaga proces leczenia. Początkowo znano kilka takich punktów i nakłuwano kamiennymi igłami. Dzisiaj znane są 722 punkty symetrycznie rozłożone na obydwu połowach ludzkiego ciała.
Najważniejszy tekst medyczny Nei Cing — Księga medycyny wewnętrznej Żółtego Cesarza (ok. 26 w. przed Chr.), zawiera przejrzystą teorię ludzkiego organizmu oraz teorię medycyny. Jest w niej wzmianka, że wiele oddzielonych od siebie punktów ciała wpływa na zdrowie każdego organu. Te wzajemnie połączone punkty nazwano cing — szczytami. Początkowo znano dwanaście szczytów, później dodano dwa dalsze. Wszystkie szczyty posiadają własne cechy charakterystyczne związane z ich wpływem na organy, mięśnie czy skórę w ciele ludzkim bądź zwierzęcym.
Zarówno jednostka, jak i społeczeństwo są w medycynie chińskiej nieodłączną częścią wielkiego, zbudowanego na pewnych regułach, ładu. Choroba jawi się jako wyraz dysharmonii na poziomie jednostki, jak i społeczeństwa. Prawidłowości kosmiczne wyznaczone są za pomocą skomplikowanego systemu zgodności i powiązań wyrażonego w symbolizmie jin—jang oraz systemu Wu sing — Pięciu Żywiołów, które odpowiadają: drewnu (wątroba, pęcherzyk żółciowy), ogniowi (serce, jelito cienkie, osierdzie, potrójny ogrzewacz), ziemi (żołądek i śledziona wraz z trzustką), metalowi (płuca i jelito grube) i wodzie (nerki i pęcherz moczowy). Każdy z żywiołów reprezentuje cechy, z których jedna pociąga za sobą drugą, a wszystkie nawzajem na siebie oddziałują w ściśle określonym cyklicznym porządku.
U Chińczyków ciało jest rozpatrywane zawsze w kategoriach funkcjonalnych, skupiając uwagę medyka na wzajemnych zależnościach między poszczególnymi jego częściami, a nie na dokładnościach anatomicznych. I tak np. pojęcie płuc obejmuje nie tylko płuca właściwe, lecz ponadto cały układ oddechowy, nos, skórę i wydzieliny produkowane przez te narządy. W systemie zgodności zaś płuca kojarzą się z metalem, kolorem białym, smakiem pikantnym, zgryzotą i negatywizmem oraz wieloma innymi cechami i zjawiskami.
Całość kondycji zdrowotnej człowieka jest analizowana jako przepływ qi — często tłumaczone jako „ciecz”, „gaz”, „eter” czy „życiodajne tchnienie”, „energia witalna ożywiająca kosmos”. Może też oznaczać „wilgotny podmuch” lub „parę”. „Qi” nie jest substancją, nie ma też ilościowego charakteru, a używane jest do określenia dynamicznej rzeczywistości ciała, różnych prawidłowości przepływu i fluktuacji w ludzkim organizmie oraz nieustannej wymiany zachodzącej między organizmem a środowiskiem.
Choroba jest traktowana jako konsekwencja splotu ważnych przyczyn prowadzących do dysharmonii i braku równowagi organizmu. Istnieje w medycynie chińskiej przekonanie o naturalnej tendencji do dynamicznego przywracania stanu równowagi w kosmosie. Oddalenie od stanu równowagi i zbliżenie do niego uważa się za naturalny proces trwający przez cały okres cyklu życia. Nie ma więc ostrej granicy między zdrowiem a chorobą, które traktuje się jako naturalne i nierozłączne etapy ciągłości. Są to jedynie różne aspekty tego samego procesu. Nieuchronność choroby łączy się z przekonaniem, że ostatecznym celem pacjenta czy lekarza nie jest nienaganne zdrowie, lecz raczej najlepsze z możliwych przystosowanie się do całego środowiska. W dążeniu do tego stanu bardzo ważną i aktywną rolę odgrywa sam pacjent. To on sam ponosi główną odpowiedzialność za stan przywróconej równowagi, a lekarz jedynie mu w tym towarzyszy. Zachowanie zdrowia jest obowiązkiem każdego człowieka, a osiąga się to, żyjąc zgodnie z regułami obowiązującymi w społeczeństwie i dbając o własne ciało w sensie praktycznym. Lekarze chińscy odmawiają leczenia takich pacjentów, u których choroba osiągnęła poważny stopień zaawansowania, widząc w tym zaniedbania ze strony pacjenta. Nei Cing tłumaczy: „Podawanie lekarstw w chorobach, które już się rozwinęły, można porównać do postępowania tych osób, które zabierają się do kopania studni, gdy odczuwają pragnienie, i tych, którzy zaczynają odlewać broń, gdy walka już trwa. Czyż nie jest to za późno?”.
W medycynie chińskiej lekarz jest mędrcem rozumiejącym występujące we wszechświecie prawidłowości. Każdego pacjenta traktuje indywidualnie, a diagnozuje opisując możliwie najpełniej stan jego umysłu, ducha, ciała i jego stosunek do środowiska. Wśród subtelnych metod diagnozy chińskiej dużą rolę przypisuje się analizie wszystkich wydzielin (zwłaszcza ustnych) oraz odczytywaniu pulsu (jako rytmu przepływu qi wzdłuż kanałów — meridianów, a więc określeniu dynamicznego stanu całego organizmu) i oddechu przez osłuchanie, dotyk i obserwację chorego. Stosuje się wiele technik leczniczych, których celem jest zawsze przywrócenie stanu zachwianej równowagi. Jedną z zasad chińskiej medycyny jest stosowanie zawsze najłagodniejszych z możliwych terapii, dostosowując je do reakcji pacjenta.
Ważnym środkiem leczniczym w medycynie chińskiej, często wspomagającym akupunkturę, są zioła, klasyfikowane zgodnie z systemem jin—jang w powiązaniu z pięcioma podstawowymi smakami, które oddziałują (zgodnie z teorią Pięciu Faz) na określone narządy. W praktyce przyrządza się mikstury dostosowane do przepływu qi pacjenta. Istotnym elementem troski o własne zdrowie jest też kuchnia chińska, oparta również na koncepcji pięciu przemian oraz jin i jang. W zależności od potrzeby pożywienie poddaje się „jangizowaniu” — wykorzystując siłę ognia, a więc dłużej gotując, gotując we własnym sosie, gotując bez wody, pod ciśnieniem, smażąc lub prażąc, albo „jinizacji” — gotując z dużą ilością wody i owoców, jedząc surówki, stosując małe ilości mięsa (rzędu 10%), którego naturę przesuwa się z poziomu zwierzęcego do roślinnego przez używanie minimalnej ilości soli i gotowanie z dużą ilością grzybów i warzyw. Podobnie korzystny wpływ na stan zdrowia ciała ludzkiego może mieć głodówka czy też kontrolowanie ilości snu, a także wilgotność pomieszczenia, w którym się przebywa, oraz zimno i gorąco otoczenia. Przy czym żadnej z zasad nie uważa się za niewzruszoną, zachowując możliwość zmian i indywidualnych przystosowań każdej z reguł. Na przepływ qi poza akupunkturą mają także wpływ masaże i okłady z płonącej moksy — wykorzystujące punkty ciśnienia wzdłuż linii meridianów. Okłady z moksy, zwane moksybustią, polegają na spalaniu w punktach ciśnienia na ciele pacjenta stożkowych pojemniczków ze sproszkowanym zielem o nazwie moksa. Dodatkowo w te same miejsca można wkłuwać igły o różnej grubości i długości. Wszystkie sposoby leczenia wspomagające akupunkturę łączy jedna wspólna cecha: nie są one skierowane na leczenie konkretnych objawów, oddziałują na warstwy o najbardziej podstawowym znaczeniu, a ich celem jest przeciwdziałanie zakłóceniom równowagi, które uważa się za źródło złego zdrowia.
Popularność akupunktury na Zachodzie zaczęła się po wizycie prezydenta R. Nixona w Chinach w 1972 r. System medycyny chińskiej, jako typowo holistyczny ( Holizm), stał się także ważnym elementem poszukiwań w ramach medycyny New Age. Badania laboratoryjne, w kontrolowanych warunkach, potwierdzają małą skuteczność akupunktury w leczeniu chronicznego bólu (w samych Chinach akupunktura jest wykorzystana tylko do 5-10% narkoz), a także nie potwierdzają jej skuteczności w leczeniu uzależnień od nikotyny, heroiny i alkoholu — co często jest tematem obietnic jej reklam.
Wielu badaczy akupunktury stwierdza, że jej skuteczność zależy od stopnia wiary w moc podejmowanych działań, sugerując skuteczność opartą na samosugestii. Inni wskazują na jej okultystyczny charakter (dotąd niejasne pozostają cechy, definicja oraz anatomia i fizjologia tzw. punktów akupunkturowych, można je postrzegać jedynie duchowo) i powiązanie ze starożytną magią. Badacze medycyny wskazują też na związek akupunktury z hipnozą (monotonne bodźce stwarzające odpowiedni klimat, wprowadzanie w rytuał i używanie sugestii). Nie można też wykluczyć, że sukces akupunktury może być wynikiem mocy spirytystycznych. J. Dike, lekarz amerykański, stwierdził: „Lekarz akupunktator traktuje życie każdego pacjenta jako część niepodzielną wszechświata. Zdrowie jego pacjenta nie jest jedynym celem, ale również przywrócenie wszechświatu równowagi” — pacjent zatem staje się nosicielem i propagatorem filozofii wschodniej.
Kiedy zabawa staje się życiową tragedią
O zagrożeniach duchowych z Andrzejem Wronką rozmawia Anna Mularska
Anna Mularska: Kościół ostrzega nas przed różnymi zagrożeniami duchowymi, używając często pojęcia "New Age". Jak wytłumaczyć ten zwrot?
Andrzej Wronka: Pojęcie to dotyczy stworzenia ogólnoświatowej religijności, duchowości, filozofii, sposobu myślenia, który miałby dać podstawę takiej strukturze globalistycznej. Żeby rządzić ludźmi, potrzeba ujednolicenia władzy nad nimi w konkretnym punkcie. Przede wszystkim na punkcie religii, ponieważ motywacje religijne stanowią najmocniejsze motywacje człowieka. Wiemy, że za szczere przekonania religijne ludzie są w stanie oddać wszystko, nawet życie.
W procesie globalizacji potrzeba stworzenia struktur gospodarczych, społecznych, politycznych i ekonomicznych, które będą ponadpaństwowe, a nawet ponadkontynentalne. Na płaszczyźnie duchowej intelektualiści chcą stworzyć "nową epokę", czyli uniwersalny światopogląd bez dogmatów i "Watykanu". Wszelkie obowiązujące w niej zasady będzie ustalało grono mędrców, osób wtajemniczonych, które będą decydować m.in. o prawdzie, sprawiedliwości, dobru i złu czy pokoju społecznym. Brzmi to jak spiskowa teoria dziejów. Z takimi zarzutami od dawna się spotykam.
Jednak niedawno wyszedł dokument Papieskiej Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego "Jezus Chrystus Dawcą wody żywej. Chrześcijańska refleksja nt. New Age", gdzie w rozdziale drugim dokument ten wprost mówi o zapędach do stworzenia ogólnoświatowej, postmodernistycznej religijności. Jest ona całkowicie sprzeczna z katolicyzmem, którzy głosi, że istnieje obiektywna prawda. New Age zaś uważa, że każdy tworzy "swoją prawdę", a rzeczywistość jest relatywna. Bóg objawił pełnię prawdy w Jezusie Chrystusie, a człowiek jest powołany do odkrywania tej prawdy. Dlatego oba te światopoglądy są nie do pogodzenia ze sobą.
Jak możemy rozpoznać w codziennym życiu praktyki, które zaliczane są do grupy zachowań niechrześcijańskich? Jak mamy rozpoznać nurty okultystyczne i gnostyczne?
Dziś jest tego bardzo wiele, a proponuje je nam głównie komercja. Przede wszystkim do okultyzmu trzeba zaliczyć wszystko to, co odwołuje się do bóstw, bogów, duchów zmarłych, duchów przodków, a także do energii kosmicznej, która nie ma nic wspólnego z prawami fizyki. Z katolicyzmem nie ma to nic wspólnego, choć niejednokrotnie używane są w tych nurtach wyrazy kojarzące się z chrześcijaństwem: Bóg, Chrystus, Kościół, medytacja, modlitwa, aniołowie… Na tym właśnie polega manipulacja, ponieważ okultyści pod tymi pojęciami rozumieją zupełnie inne rzeczywistości niż przeciętny katolik. Podając przykład - jeśli my mówimy o modlitwie, mamy na myśli modlitwę do Boga Trójjedynego za przyczyną Matki Bożej czy świętych, zaś oni często pod pojęciem modlitwy ujmują kontrolę oddechu, rytualne pozycje ciała, skupianie się na sobie. Duchowość ma mnie doprowadzić do Boga i to jest jej naczelne zadanie. W katolicyzmie mamy wiele środków służących pomocą w drodze do zbawienia: asceza, pokuta, modlitwa, sakramenty, kierownictwo duchowe… Okultyzm proponuje w zamian: jogę, medytację transcendentalną, reinkarnację, bioenergoterapię, relaksację, feng shui itd., które nie mają nic wspólnego z wiarą ani z nauką. Oczywiście, pomijam elementy okultyzmu, które dla katolika powinny być bezdyskusyjne tj. magia, horoskopy, talizmany, satanizm, wywoływanie duchów, astrologia. To odrzucamy z miejsca; zaś często katolicy nie zwracają uwagi na to, co jest zakamuflowane "pod płaszczykiem" duchowego rozwoju.
Mówiąc o praktykach, musimy wspomnieć o ich konsekwencjach. Skąd bowiem nazywanie tego "zagrożeniem duchowym"? Do czego doprowadzić może zaangażowanie w świat wiedzy tajemnej?
To zagrożenie może być bardzo różne, a zależeć będzie np. od stopnia zaangażowania w te praktyki, rodzaju przedsięwzięć albo od stanu naszego życia duchowego. Pierwsza płaszczyzna, na której nas to dotyka - to ekonomia. Mówiąc dosadnie, za głupotę się płaci. Często spotykamy w mediach oferty różnych wróżek i "doradców duchowych", którzy w zamian za poradę dotyczącą przyszłości każą sobie słono płacić. Ludzie tak często dają się na to nabrać i wkładają nieraz ogromne sumy pieniędzy w słuchanie "bajdurzeń". Kolejne zagrożenie tkwi na poziomie zdrowia psychicznego. Znam przypadki uzależnienia się od bioenergoterapii albo psychozy na punkcie horoskopów, która uniemożliwia normalne funkcjonowanie. To są przypadki skrajne, gdy człowiek każdą decyzję irracjonalnie konsultuje nie z własnym rozumem, ale z ,,kimś", kto wprost nim manipuluje.
Koszty okultyzmu ponosi się także na płaszczyźnie społecznej czy rodzinnej, co skutkuje rozpadem małżeństw, brakiem relacji z bliskimi, zerwaniem przyjaźni. Skutkiem zaś intelektualnym jest "ogłupianie" społeczeństwa na masową skalę poprzez promowanie czegoś płytkiego i uczącego nieprawidłowego zachowania. Najważniejszy jest zaś aspekt duchowy. Za zaangażowanie w okultyzm można zapłacić trudnościami w modlitwie, niechęcią do sakramentów, myślami bluźnierczymi czy wręcz rozpaczą… W rzadszych przypadkach pojawiają się zniewolenia lub dręczenia przez złego ducha, czego skrajnym przypadkiem jest opętanie demoniczne. Tam nie wystarczy już tylko spowiedź i podjęcie pokuty, ale konieczna jest interwencja kapłana-egzorcysty. To nieraz wiele miesięcy walki o przywrócenie normalnego funkcjonowania takiemu człowiekowi; a zaczynało się tak niewinnie np. od założenia Pierścienia Atlantów albo przywiezienia maski afrykańskiej z pogańskiego kraju. To wszystko są jednak konsekwencje doczesne. Patrząc w wymiar wieczności, musimy być świadomi, że za zdradę Chrystusa (bałwochwalstwo) możemy zapłacić wiecznym potępieniem. Pismo Święte zalicza grzechy przeciwko pierwszemu przykazaniu Bożemu np. magię czy spirytyzm - do najcięższych grzechów człowieka. Zbyt łatwo człowiek z tego rozgrzesza się, a nawet bywa, że się z tego nie spowiada.
Już dzieci i młodzież stykają się z okultyzmem, czytając takie pozycje książkowe jak "Harry Potter", "Zmierzch", "Witch" oraz oglądając programy telewizyjne promujące treści ezoteryczne, okultystyczne czy nawet satanistyczne. Na czym polega tu niebezpieczeństwo?
Książki te - za pomocą różnej fabuły o wątkach kryminalnych, romantycznych, przygodowych, sensacyjnych - promują myślenie okultystyczne i wróżbiarskie, co jest wstępem do satanizmu ubóstwiającego człowieka. Ta ideologia zostaje zachowana w jakiejś części w umyśle młodej osoby. Spotykamy się także z "wybielaniem wampirów", czyli ten, kto od zawsze był uważany za związanego z siłami piekielnymi, jest przedstawiany jako nieszczęśliwy, piękny i romantyczny. Prowadzić może to także do "wybielenia samego szatana". Bardzo dobrą analizę tych dzieł - w odwołaniu do źródeł, a jednocześnie w kontekście duchowości chrześcijańskiej, estetyki, klasyki bajki - prowadzi polska pisarka pani Małgorzata Nawrocka. Zachęcam więc zainteresowanych tym tematem do sięgnięcia po jej opracowania dostępne także w Internecie.
Obok literatury młodzieżowej spotykamy się także z muzyką, która także kształtuje rozwój psychofizyczny młodych ludzi. Wzrasta zainteresowanie ciężkim rockiem, metalem, gotykiem czy techno. Jak ocenia Pan ten wpływ?
Każda muzyka stanowi pewien nośnik idei i treści. Jej poziom intelektualny jest tragiczny, depresyjny oraz deprawuje młodych. Treść śpiewanych utworów wpływa na podświadomość słuchaczy.
Wystarczy spojrzeć na okładki płyt albo na gwiazdy zespołów muzycznych, które promują określony sposób życia przesycony narkotykami, satanizmem, "wolną miłością", wyuzdaniem. Młodzi tego nie widzą. Wydaje im się, że jest to nowe, awangardowe; jednak po paru latach zobaczą wyraźnie płytkość tego przesłania. Warto tu wspomnieć o badaniach psychiatrów, którzy odkryli, że imprezy techno powodują nieodwracalne zmiany w mózgu, niszczą jego komórki, pogłębiają zachowania agresywne czy wywołują perwersję seksualną. Ciężki rock czy metal jest śmiercionośną trucizną, która niszczy w człowieku instynkt samozachowawczy, pogłębia pesymizm i depresje, prowadzi do wzrostu liczby samobójstw, co zbadał prof. Simone Morabito.
Niektórzy ludzie mają zbyt lekceważące podejście do okultyzmu i tłumaczą to "niegroźną zabawą", "jednorazowym przypadkiem" albo "tradycją społeczeństwa". Jak rozumieć taką interpretację magii?
Czasem zabawa może stać się czyjąś tragedią, która ma swoje konsekwencje przez wiele lat. Na pewno różnica pomiędzy laniem wosku na Andrzejki, a uczestnictwem w obrzędach satanistycznych jest diametralnie inna. Ja sam przeczytałem wiele horoskopów, przygotowując materiał źródłowy do krytycznej publikacji na ten temat. Natomiast podstawowa rzecz to teologiczne, duchowe i intelektualne przygotowanie do tego zadania. Wiele osób uważa, że nie wierzy w przepowiednie, ale czyta je z ciekawości. To wewnętrzna sprzeczność, gdyż przyznaje przez to, że jest jakieś prawdopodobieństwo spełnienia się tych słów. Gdybym na 100% wiedział, że horoskopy są wymyślane przez redakcję gazety, to bym nie był tych treści taki ciekawy. Po kilku miesiącach czytania literatury z przepowiedniami, człowiek zaczyna w to głęboko wsiąkać i nagle okazuje się, że bardzo mocno w to wierzy. Należy więc nieustannie pogłębiać swoją świadomość w tym temacie.
Jednak talizmany i amulety ciągle są w modzie. Ludzie noszą je, by zapewnić sobie bezpieczeństwo, szczęście albo bogactwo. Jak to wygląda ze strony naukowej i duchowej? A co z przesądami, które są niejednokrotnie częścią kultury?
To przejaw myślenia folklorystyczno - magicznego. Czasem te przedmioty występują jako coś, co zostało nam podarowane przez bliską osobę i mają one dla nas wartość sentymentalną. Wtedy traktuję to "z przymrużeniem oka". Jednak przywiązywanie szczęścia lub nieszczęścia dopracowuje postawę automatyzmu tj. zrobię konkretny ruch, by osiągnąć pożądany skutek. Jest to całkowicie irracjonalne, ponieważ ani kominiarz nie ma wpływu na nasze szczęście w pracy, ani czarny kot nie jest winny naszemu pechowi… Od strony duchowej jest to głęboko sprzeczne z chrześcijaństwem.
Człowiek w takim momencie stawia się w miejscu Boga. Mając tajemną wiedzę np. o piątku trzynastego, albo o czarnym kocie, albo powołując się na konkretny talizman, może sam decydować o swoim życiu i wtedy Bóg nie jest mu do niczego potrzebny. Wydaje mu się, że ma Boską wszechwiedzę, a o tym właśnie mówi New Age, który przyznaje ludzkiej podświadomości wszechmoc, jeśli się ją odpowiednio ćwiczy. Ma to dać ludziom panowanie nad światem i energiami kosmicznymi. Jest to wykroczenie przeciwko pierwszemu przykazaniu, kiedy ma się więcej wiary w moc kawałka metalu lub w kominiarza, niż w Boga-Stwórcę. Biblia tego typu rzeczy nazywa: "obrzydliwością w oczach Boga". Nie możemy nosić w sobie pragnienia bycia bogami za pomocą magicznych sztuczek!
Czym się różni noszenie krzyżyka, poświęconego medalika czy szkaplerza karmelitańskiego od amuletu? Przecież wielu ludzi jednemu i drugiemu przypisuje "wartość ochronną".
Medalik czy krzyżyk są wyrazem naszej wiary i przypominają, że zadaniem katolika jest dawanie świadectwa życia zgodnego z wyznawaną wiarą. Nie działają one same z siebie, ale źródło ich mocy płynie z Boga. Jednak tu także istnieje pewne niebezpieczeństwo.
Popaść w zabobon możemy także poprzez przywiązanie do krzyżyka czy medalika magicznego działania z pominięciem dyspozycji wewnętrznych. Przykładem może być chodzenie na Mszę świętą przed maturą, aby zapewnić sobie jej zdanie, a nie by powierzyć Bogu swoje umiejętności i wiedzę. Świadczy to o przekonaniu człowieka, iż może wymusić na Panu Bogu pewne rzeczy. Jezus jest jedynym Panem, który może nam darować szczęście w tym i w przyszłym życiu. Od talizmanów zaś ich twórcy oczekują samoistnego działania, do którego konieczne jest noszenie ich stale przy sobie.
W wielu szkołach jako zajęcia dodatkowe prowadzone są ćwiczenia z jogi albo ze sztuk walki np. taekwondo, aikido, karate. Młodzież jeździ na zgrupowania, doskonali technikę, intensywnie się w to wgłębia. Jak katolik powinien na to patrzeć?
Zawsze powinien patrzeć na rzeczywistość krytycznym okiem. Sztuki walki pochodzą z zupełnie odmiennego kręgu kulturowego, a owa kultura jest zanurzona w różnych wierzeniach i koncepcjach Boga, człowieka czy świata. Te pokłony, rytualne pozycje ciała niepochodzące z praw fizyki czy fizjonomii ciała, wdrażanie w pewną ideologię… Staje się to popularne dzięki filmom amerykańskim. Ale to ślepa droga, bo poziom intelektualny tych sztuk jest nijaki, skoro głosi się dorastającej młodzieży bajki o "energiach przepływających przez kosmos, ziemię i człowieka". Alternatywą dla sztuk walki jest dobrze rozumiany skauting, który uczy samoobrony, radzenia sobie w terenie, samoorganizacji, dyscypliny, wyrzeczeń od używek oraz wychowuje do prawdziwego patriotyzmu i myśli chrześcijańskiej. Sztuki walki są dla ludzi mających niskie aspiracje intelektualne. Natomiast joga jest całkowicie nie do przyjęcia, gdyż ukierunkowuje człowieka ku pogańskim bóstwom.
W wielu stronach Polski ozpowszechnione jest zjawisko szeptuch. Stosują one uzdrawiające działanie modlitwy z podejrzanymi zabobonnymi praktykami tj. wyrzucanie chleba na rozdrożach albo palenie ziół nad głową. Jak Pan oceniłby to zjawisko?
Jest tu pomieszanie dwóch różnych rzeczy - katolickiej modlitwy i staropogańskich wierzeń tradycyjnych. Patrzmy, jakimi metodami posługują się szeptuchy - modlitwą czy gusłami. Forma zabobonna musi zawsze przez katolika zostać odrzucona! Co ma wspólnego tupnięcie nogą, spalenie zioła albo rzucenie chleba z odejściem takiej choroby?! To nie jest nauka ani chrześcijaństwo! Ludzie z naiwności, ciekawości albo głupoty chodzą do szeptuch, nie zdając sobie sprawy z tego, że poprzez takie wizyty pogarszają swój stan fizyczny oraz duchowy. O wiele lepiej jest korzystać z modlitwy, także o uzdrowienie, oraz z sakramentu namaszczenia chorych, który jest umocnieniem w ciężkiej chorobie. Coraz częściej wierzymy w bzdury, a nie wzywamy kapłana do osoby ciężko chorej! Warto korzystać z czegoś bardziej mądrego np. ziołolecznictwa, a nie oddawać swoje zdrowie w ręce osoby praktykującej gusła i zabobony.
A czym się różni modlitwa o uzdrowienie prowadzona przez katolickie wspólnoty charyzmatyczne od bioenergoterapii czy szeptuchy?
Praktycznie wszyscy odwołują się do Boga, ale pytanie brzmi: jak tego Boga nam przedstawiają? Przepisy Kościoła podają nam pewne obowiązujące normy dotyczące takich modlitw. Poza tym treść tych modlitw nie może być sprzeczna z dogmatami, moralnością czy wiarą chrześcijańską. Wspólnota kościelna używa różańca w swojej modlitwie, a szeptucha patyka, chleba czy kamienia, więc patrzmy, jak to się ma w odniesieniu do wiary katolickiej? Sprawdzajmy zawartość modlitw i zewnętrzną formę obrzędu! Musimy uważać, bo naleciałości błędów chrześcijańskich doprowadzą nas nie do Boga, tylko na manowce wiary.
Anna Mularska
Andrzej Wronka pochodzi z Węgrowa, absolwent Papieskiego Wydziału Teologicznego w Siedlcach. Specjalizuje się w dziedzinach sekt, a szczególnie Świadków Jehowy oraz szeroko rozumianego okultyzmu, tj. magii, psychomanipulacji, satanizmu, wróżb i New Age. Od kilku lat prowadzi w całej Polsce prelekcje i konferencje oraz jest autorem wielu publikacji na ww. tematy. Prezes stowarzyszenia "Effatha", którego celem jest obrona wiary katolickiej przed błędnymi duchowościami oraz zarzutami różnych ruchów pseudoreligijnych. Twórca strony internetowej.
o. Fabian Błaszkiewicz SJ
Kim jest władca pierścieni Atlantów?
Jakiś czas temu pisaliśmy o pokusie posługiwania się talizmanami i amuletami. W dyskusjach, jakie często pojawiają się, powtarza się zasadnicze pytanie: czy osobom używającym takiego talizmanu w sposób nieświadomy – np. otrzymały go w prezencie i noszą jak zwykłą biżuterię – może grozić jakiekolwiek duchowe niebezpieczeństwo? Oto odpowiedź.
Warto zwrócić uwagę na fakt, iż nawet sami wyznawcy New Age, bioenergoterapeuci, radiesteci itp. posługują się pierścieniem Atlantów w sposób nie do końca uświadomiony. Przekonują mianowicie siebie i innych, że jego moc nie ma podłoża okultystycznego, ale jak najbardziej naturalne i wręcz potwierdzone naukowo! Przykładem tego rodzaju podejścia niech będzie następująca wypowiedź niejakiej Wróżki Gwiazdy: „Moc tego pierścienia nie wynika z magii, lecz z pola siły wytworzonego przez formy geometryczne wyryte na nim. Odtwarzając dokładnie ich proporcje, możemy uzyskać te same skutki. Formy wyryte w pierścieniu Atlantydów emitują pewne częstotliwości, które można badać, stosując zaawansowane techniki dostępne współczesnej fizyce kwantowej”.
Gdyby energia pierścienia Atlantów rzeczywiście była mierzalna jakimkolwiek dostępnym dziś sprzętem, powyższy tekst należałoby zaliczyć do kategorii nowinek naukowych. Tymczasem jeden z największych polskich portali internetowych umieścił go w dziale dotyczącym… magii. Tak więc nawet w środowiskach przychylnych okultyzmowi rozprowadza się omawiany artefakt raczej jako tajemniczą pozostałość po rzekomej starożytnej technologii (pochodzącej jakoby z zaginionej Atlantydy lub Lemurii), jakby próbując zatuszować jego ewidentne powiązania demoniczne. A przecież już sam André de Belizal, uznawany za „odkrywcę” cudownych właściwości pierścienia, pisał o nim między innymi, że „pozwala osobie będącej w jego posiadaniu na niezbadane kontakty z rzeczywistością, odnośnie której, jak do tej pory, jedynie zjawiska metafizyczne dostarczyły nam nielicznych informacji. Osoba nosząca pierścień staje się wrażliwa na pewne przesłania, których nigdy nie mogłaby odczuć w inny sposób”.
Jakie to „pewne przesłania” ma na myśli de Belizal i skąd pochodzące, skoro pierścień ma niby służyć jako „katalizator bezosobowej energii kosmicznej”? Kolejna wątpliwość powinna się w nas zrodzić choćby podczas czytania krótkiej „instrukcji obsługi pierścienia” (sic!), dołączanej do tegoż produktu przez jego sprzedawców. I to nie tylko oficjalnych producentów sprzętu ezoterycznego, lecz także zwykłych jubilerów! Znajdziemy w niej, poza innymi radami, także i taką: „Nie należy go pod żadnym pozorem odstępować innej osobie, gdyż od początku jest on związany ściśle ze swoim właścicielem”. Jakim cudem ozdoba noszona na palcu, co do której istnieje przekonanie, że jedynie reguluje przepływ jakichś bliżej nieznanych energii, miałaby się „związać ze swoim właścicielem”? Jaką mocą albo czyim postanowieniem?
Więcej światła na całe to zagadnienie rzuca wypowiedź o. Jacquesa Verlinde, znanego nawróconego okultysty: „Aby to przybliżyć, często posługuję się przykładem fal radiowych. Otóż na fale o wysokiej częstotliwości nakładane są informacje o częstotliwości małej, które dzięki odbiornikom radiowym docierają do nas jako głos, muzyka – dźwięk. Sama fala nośna o wysokiej częstotliwości, którą wyszukujemy w odbiorniku radiowym, nie jest informacją, głosem, muzyką itp., lecz nosi na sobie te informacje, zapisane w postaci niskiej częstotliwości nałożonej na falę radiową. Czyli informacja dociera do nas niesiona na fali radiowej, która tą informacją nie jest. Podobnie jest z energią kosmiczną, przez którą dociera do nas inna moc. Sama energia kosmiczna nie jest zła. Przykład powyższy ukazuje ją jako falę radiową o wysokiej częstotliwości. Jak odbiornik radiowy dostrajany jest do tej fali, tak – jako medium – otwieramy się na pewne energie, do których dołącza się działanie istot duchowych, pragnących nami zawładnąć. Problem tkwi w tym, że otwierając się niby na energię kosmiczną, poddajemy się działaniu istot duchowych – jak odbiornik radiowy, odbierający równocześnie falę radiową i zapisane na niej informacje. Odbiornik radiowy też nie jest w stanie oddzielić odbieranej właściwej fali od dołączających się do niej zakłóceń. Podobnie jest z osobami, które sądzą, że przez różne techniki otwierają się tylko na energię kosmiczną. W rzeczywistości osoby te poddają się działaniu istot duchowych”.
Zasada ta dotyczy oczywiście także posiadaczy pierścienia Atlantów. I nie ma znaczenia, czy popełniają oni świadome bałwochwalstwo, czy są ciekawskimi poszukiwaczami niezbadanych sił natury, czy tylko pasjonuje ich dziwaczna biżuteria. Przyjmując i nosząc ów pierścień, jego właściciel wystawia się na działanie mocy, która z czasem musi ujawnić swoje demoniczne oblicze. Szatan bowiem – nie bez kozery zwany w teologii „małpującym Boga” – wytworzył w swojej strategii także karykaturę tego, co Kościół nazywa sakramentaliami. Jak więc w posłudze uwalniającej i uzdrawiającej Kościoła znajdują się pewne substancje, symbole czy znaki materialne (np. woda święcona, krzyż, medalik, szkaplerz itd.), których obecności towarzyszy konkretna moc Boża, tak też w dziele zniewolenia i zepsucia człowieka jedną z broni stanowią anty-sakramentalia, „obsługiwane” bezpośrednio przez konkretne demony: wszelkiego typu sprzęty służące wróżeniu, wywoływaniu duchów, symbol pentagramu, wahadełka radiestezyjne, amulety czy talizmany, pośród których pierścień Atlantów zdaje się dziś zajmować poczesne miejsce.
Błogosławieni, którzy płuczą swe szaty, aby władza nad drzewem życia do nich należała i aby bramami wchodzili do Miasta. Na zewnątrz są psy, guślarze, rozpustnicy, zabójcy, bałwochwalcy i każdy, kto kłamstwo kocha i nim żyje (Ap 22 11.14n).
W 1998 roku polski rynek czytelniczy zawojowała książka nieznanego nam dotąd autora - Paulo Coelho pt. „Alchemik”. Było to wszystko inne od tego, do czego byliśmy przyzwyczajeni - świeże, odkrywcze, z elementami tajemnicy i głębokiej mądrości skrywanej zazdrośnie przez piaski pustyni. Właściwie trudno było zdefiniować fenomen tego dzieła, które w niezwykły sposób pobudzało wyobraźnię i zapraszało czytelnika do zgłębiania relacji z Bogiem, zostawiając mu w tym bardzo dużo swobody.
Później pojawiły się kolejne pozycje Paulo Coelho, które może nie osiągnęły już tak oszałamiającego sukcesu jak „Alchemik”, za to w modzie stało się zapoznawanie z jego książkami - na bieżąco. Co ciekawe, kolejność ich publikowania w Polsce nie była zgodna z chronologią powstawania oryginałów. Proces pozyskiwania polskiego czytelnika przez Paulo Coelho rozpoczęły dzieła o tematyce religijnej („Alchemik”, „Piąta Góra”, „Nad brzegiem rzeki Piedry usiadłam i płakałam”), by w kolejnych latach zejść do tematów fałszywej wolności, uprawiania magii i prostytucji. Mimo to pozycja Coelho jako duchowego mistrza i przewodnika na drodze do Boga zdążyła już się mocno ugruntować i do dzisiaj przez wielu katolików jest on traktowany jako prawdziwy autorytet i autor bezcennych, złotych myśli.
Co jednak tak naprawdę kryje się w „Alchemiku” i jaką duchową strawę proponuje nam w swoich książkach brazylijski pisarz?
WAŻNIEJSZE FAKTY Z BIOGRAFII AUTORA
Aby dobrze zrozumieć autora, warto zapoznać się z najważniejszymi wydarzeniami jego biografii i poznać źródła, z których czerpał natchnienie.
Paulo Coelho urodził się w 1947 roku w pobożnej katolickiej rodzinie mieszkającej w Rio de Janeiro. Jego wychowaniem od siódmego roku życia zajmowali się księża jezuici. Uczęszczał on do przyklasztornej szkoły i właśnie w tamtym czasie odkrył w sobie pasję pisarską.
W okresie młodzieńczego buntu Coelho postanowił zmienić dotychczasowe środowisko i przystał do artystycznej bohemy młodego, brazylijskiego świata. Pragnął on zostać aktorem, a później i muzykiem - co przy sprzeciwie ze strony rodziców rodziło w nim coraz większe napięcie. Wkrótce pojawiły się pierwsze narkotyki, pijaństwa i eksperymenty seksualne (również homoseksualizm). W tym czasie Coelho znajdował się już pod silnym wpływem dzieł Aleitera Crowley’a - człowieka uważanego za czołowego teoretyka satanizmu, nazywającego siebie „Bestią zapowiadaną w Apokalipsie”.
W latach 70-tych Coelho przystąpił do ugrupowania „Alternatywne Społeczeństwo” promującego anarchię, rozwiązłość seksualną i uprawiającego czarną magię. Święcił wtedy tryumfy jako doskonały autor tekstów piosenek. Ponieważ przekonania tego ultralewicowego ugrupowania nie były zgodne z polityką ówczesnej prawicowej dyktatury, Coelho i jego przyjaciół wtrącono na krótko do wojskowego więzienia i poddano torturom. Musiało to pozostawić na pisarzu niezatarte ślady, gdyż w wieku 26 lat postanawia porzucić „Alternatywne Społeczeństwo” i zostaje skromnym pracownikiem jednego z wydawnictw muzycznych. Tutaj też poznaje swoją pierwszą żonę, którą niedługo później porzuci dla innej kobiety.
W 1979 roku następuje kolejne ważne wydarzenie w życiu Coelho. Odwiedza on były obóz koncentracyjny w Dachau (południowe Niemcy), gdzie - według jego słów - miał pierwsze widzenie pewnej zjawy. Dwa miesiące później owa zjawa (duch mężczyzny) miała odwiedzić go znowu i tym razem namówić do nawrócenia na wiarę katolicką. Tak więc Paulo postanawia się zmienić. Wyrusza na pielgrzymkę 700-kilometrową trasą do sanktuarium św. Jakuba w Santiago de Compostella. Siedem lat później powstaje jego pierwsze, uwieńczone sukcesem dzieło pt. „Pielgrzym”, zawierające liczne wątki autobiograficzne.
Zjawa, którą po raz pierwszy spotkał w Dachau, zostaje jego duchowym przewodnikiem, a Coelho w swoich wypowiedziach przedstawia ją jako członka pewnego tajemnego zakonu katolickiego o nazwie RAM, do którego i on wstępuje. Od tego momentu Coelho oficjalnie zrywa ze swoją ciemną przeszłością i satanizmem. Przestaje brać narkotyki i zaczyna wyznawać wszystkie dogmaty wiary katolickiej.
Zatrzymajmy się w tym momencie i zadajmy sobie ważne pytanie: Czy powyższy fakt jest wystarczającym przyzwoleniem dla katolika na potraktowanie tego pisarza jako nieszkodliwego, pełnego charyzmy twórcy, od którego warto nauczyć się czegoś mądrego o Bogu i świecie?
Polski czytelnik nie miał do tej pory styczności z pisarzem o takiej renomie, deklarującym trudną wiarę w dogmaty kościelne i jednocześnie wyznającym szeroki margines tolerancji dla wszystkich pozostałych religii. Może i Paulo Coelho przyznaje się do wiary w Chrystusa, może i pisze wyrazy podziękowania i głębokiego szacunku za pontyfikat Jana Pawła II po jego śmierci, może i cytuje obficie Pismo Święte w swoich książkach, jednak nieprzerwanie dostarcza czytelnikowi treści sprzeczne z nauką Kościoła Katolickiego i bardzo szkodliwe dla nierozważnego czytelnika.
D O W O D Y:
1. AGNOSTYCYZM, MODERNIZM, PANTEIZM
Na zadane Coelho pytanie: Kim jest Bóg? Otrzymujemy odpowiedź:
„Doświadczeniem wiary. Niczym więcej. Uważam, że definicja Boga jest pułapką (…). Bóg nie jest dla mnie tym samym, czym jest dla ciebie.” [cytat z książki: „Zwierzenia pielgrzyma - rozmowy z Paulo Coelho”, Warszawa 2003, s. 99-100]
Jeśli według Coelho nie można o Bogu powiedzieć niczego pewnego, a wszystko w tym zakresie sprowadza się do subiektywnych doświadczeń jednostek, jest to zaprzeczeniem podstawowego Credo ("Wierzę w Jednego Boga...") wypowiadanego przez katolika podczas każdej Mszy Świętej.
W kultowym już dziele pt. „Alchemik” występują częste nawiązania do tzw. „Duszy wszechświata”, która ma być czymś odrębnym od świata - widzialnej części Boga. Zapewne wielu czytelników Coelho zachodzi w głowę, co autor miał tu na myśli. Wystarczy jednak sięgnąć do definicji panteizmu (panteizm: Bóg = świat lub przyroda, negacja istnienia Boga jako istoty rozumnej, głosi przenikanie Boga we wszystkie substancje ziemskie), by okazało się, że pisarz posłużył się koncepcją [nie-]zwykłego przykładu panteistycznego bóstwa, w którym „wszystko jest jednością”.
Powyższe stwierdzenie o jedności wszystkiego we wszystkim jest charakterystyczne dla hinduizmu i filozoficznej odmiany monizmu, który dalece odbiega od chrześcijańskiego pojmowania świata. Aby dokładnie prześledzić różnice między doktryną chrześcijańską a pozostałymi doktrynami użytymi w „Alchemiku” i innych dziełach Coelha dobrze jest zapoznać się z książką autorstwa Mirosława Salwowskiego pt. „Paulo Coelho - duchowy mistrz czy fałszywy prorok”.
Kolejną bardzo rozpoznawalną rzeczą w „Alchemiku” są tzw. „Znaki wszechświata”. Według Coelho to specyficzne dla poszczególnych jednostek sposoby, przez które przemawia do nich sam Bóg. Autor traktuje wszelkiego rodzaju ruchy chmur na niebie, lot ptaka w powietrzu jako wyrocznie decydujące o dalszych losach głównych bohaterów. Czytelnicy „Alchemika” z pewnością pamiętają dwa kamienie kapłańskie - urim i tumim - używane w Starym Testamencie tylko przez najwyższego kapłana, a w książce sprowadzone do roli pospolitej wróżby, nie gorszej przykładowo od kart tarota.
A teraz coś o podążaniu Własną Legendą według Paulo Coelho, odnalezione w „Alchemiku”:
„- A jakie jest największe kłamstwo świata? - spytał zaciekawiony młodzieniec. - To mianowicie, że nadchodzi taka chwila, kiedy tracimy całkowicie panowanie nad naszym życiem i zaczyna nim rządzić los. W tym tkwi największe kłamstwo świata. (...)”
Zastanówmy się tu uważnie. Kim więc jest los? Jeśli pragnie czegokolwiek, jest osobą. Rzecz (ani byt myślowy) nie może nic pragnąć. Jeśli poddanie losowi jest największym kłamstwem, to "los" nie może być Bogiem ani siłą zgodną z wolą Boga.
„- Zawsze tak jest - powiedział staruszek. - Nazywamy to Zasadą Przychylności. Zwykle, gdy grasz w karty po raz pierwszy, wygrywasz. To szczęście początkującego.
- Ale dlaczego?
- Bo los gorąco pragnie, byś podążał śladem twojej Własnej Legendy.”
W takim razie ta osoba, która pragnie, by człowiek podążał śladem Własnej Legendy, jest siłą przeciwną Bogu - czyli po prostu Diabłem (Szatanem).
Kolejny cytat z „Alchemika”:
„Im bardziej zbliżamy się do naszych marzeń, tym bardziej Własna Legenda staje się jedyną prawdziwą racją bytu" - pomyślał.”
Jedyną ostateczną i prawdziwą racją bytu dla każdego chrześcijanina powinien być Bóg. Jezus powiedział o sobie: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem.” Można podążać przez życie drogą bardzo przyjemną i wchodzić przez bramę bardzo szeroką, lecz zastanówmy się, czy naprawdę właśnie to proponuje nam Jezus?
„Musisz wiedzieć, że miłość nigdy nie staje na przeszkodzie temu, kto pragnie żyć Własną Legendą. Jeśli tak się dzieje, znaczy to, że nie była to miłość prawdziwa - miłość, która przemawia Językiem Wszechświata.”
Dla chrześcijan Miłość jest najwyższą wartością. Dla Coelho - jak widać - jest nią "Własna Legenda". Jeśli tzw. „Własna Legenda” byłaby drogą człowieka, rozpoznaną i zaakceptowaną jako jego powołanie, to jak siła przeciwna Bogu, tzn. los (co wykazano powyżej) może tego pragnąć?
2. BLUŹNIERCZA MARIOLOGIA, ZAMACH NA CZYSTOŚĆ I WSTYDLIWOŚĆ CZYTELNIKA
Jest rzeczą trudną do wyobrażenia, aby katolicki pisarz - obciążony odpowiedzialnością za miliony czytelników na całym świecie - mógł tworzyć dzieła ukazujące główne bohaterki jako kobiety rozwiązłe, uwikłane w okultyzm i namawiające do grzechu innych. Paulo Coelho nie tylko nie neguje takiego zachowania, ale także mu przyklaskuje, spowijając opisywane historie grzechów mgiełką świętości i okraszając wszystko cytatami z Pisma Świętego.
W książce pt. „Jedenaście minut” autor szczegółowo ukazuje czytelnikowi dewiacje seksualne pewnej prostytutki nie wahając się ich zestawić z cytatami zaczerpniętymi z Księgi Koheleta, którymi po skończonym stosunku oświeca ją wspólnik w grzechu. W innej książce pt. „Weronika postanawia umrzeć”, Coelho raczy czytelnika długim opisem samogwałtu tytułowej Weroniki, co w całej książce ma być wydarzeniem przełomowym, gdyż po nim główna bohaterka potrafi już dostrzec miłość „nawet w oczach schizofrenika”, przestaje ją dręczyć strach przed śmiercią, a nawet twierdzi, że choć spotkała wielu mężczyzn, to jednak aż do tej pory nigdy nie dotarła do granic swoich najskrytszych pragnień.
Jednak do największego bluźnierstwa dochodzi w powieści pt. „Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płaczę”, w której główni bohaterzy głoszą naukę o kobiecym obliczu Boga i wiarę w tzw. Wszechmocną Matkę. W środku opowieści o młodym człowieku, który postanowił porzucić seminarium dla pewnej kobiety, a który był zdeklarowanym i gorliwym wyznawcą Maryi, Coelho zręcznie przemycił herezję o bóstwie Matki Boga. Najświętsza Maryja Panna została tu przedstawiona jako kolejne wcielenie Wielkiej Bogini - wierzenia istniejącego na świecie już od czasów epoki paleolitycznej, a które odrodziło się w XX wieku w kręgach wyznawców tzw. Wicci (jednego z odłamów pogaństwa). Z pokornej Pośredniczki Łask Coelho uczynił z Maryi istotę o cechach boskich, której przekazał moc rozdawania i odbierania bożych charyzmatów zgodnie z własnymi życzeniami, bez żadnego związku z Trójjedynym Bogiem.
Maryja w tej powieści akceptuje grzech rozwiązłości (objawia się głównej bohaterce po odbytym stosunku seksualnym i błogosławi jej związek), a następnie „uwalnia” od ogromnego ciężaru „charyzmatu” uzdrawiania głównego bohatera. Co ciekawe, ma to symbolizować pogański gest oddania daru głębi ziemi, który wykonuje były seminarzysta.
Co na temat Wicci myśli sam Coelho? Przecież fikcja literacka i przedstawione w książkach wierzenia nie muszą należeć do samego autora.
Na oficjalnej stronie Paulo Coelho w języku polskim (www.paulocoelho.pl) w zakładce „Pytania” możemy przeczytać:
„Czy kościół katolicki zaakceptuje ideę kobiecej strony Boga przejawiającej się w osobie Maryi Dziewicy tak, jak to opisałeś w książce „Na brzegu rzeki Piedry…”?
- Tak, myślę, że tak. Może to potrwać 50 albo 200 lat, ale dojdzie do tego.”
3. MAGIA, UPRAWIANIE CZARÓW I KORZYSTANIE Z POMOCY DEMONÓW
Po swoim nawróceniu na szlaku Santiago de Compostella tajemnicza zjawa miała namówić pisarza na porzucenie czarnej magii na rzecz białej. Sam Coelho w „Zwierzeniach pielgrzyma” przyznaje, iż uważa się za maga wyznającego białą magię, która ma „nieść dobro ludziom”. Wypada współczuć pisarzowi, iż mimo 700-kilometrowej trasy do Santiago de Compostella jego nawrócenie zatrzymało się na tym etapie i nie pozwolił on łasce zadziałać głębiej, aż do całkowitego zerwania z okultyzmem.
W książce pt. „Pielgrzym” (tytuł hiszpańskiego oryginału „Pamiętnik Maga”) przedstawia nam swojego duchowego mistrza i nową, zastępczą religię, która prywatnie zajęła w życiu Coelho miejsce satanizmu. Coelho wstąpił do zakonu RAM jednocześnie deklarując powrót do katolicyzmu.
Czy można należeć do sekty i wyznawać wiarę w Jezusa Chrystusa jednocześnie? Tajemniczy zakon RAM jest stowarzyszeniem ezoterycznym mającym na celu pogłębianie duchowości swoich członków. Promuje on wiedzę tajemną i czynienie cudów (czytaj: uprawianie magii i czarów) oraz zajmuje się przywoływaniem duchów.
W „Pielgrzymie” Coelho nie zawahał się przedstawić rytuału przywoływania duchów zawierającego prześmiewczo pewne zwroty - używane podczas egzorcyzmowania opętanych przez osoby duchowne - i używając do tego celu, w sposób bluźnierczy, tytułu Chrystusa jako Baranka.
„Chrześcijański” pisarz Coelho mówi sam o sobie:
„Teraz jestem już magiem, tak jak magiem może być każdy. Ja jestem człowiekiem, który podobnie jak mag stara się rozwijać swoje uśpione moce” [porównaj Arias J. „Zwierzenia pielgrzyma - rozmowy z Paulo Coelho, Warszawa 2003, str.26]
Pisarz proponuje także korzystanie z kart Tarota, o czym można się przekonać zaglądając na wyżej wspomnianą stronę internetową.
PODSUMOWANIE:
Nie można czytać Coelho przymykając oczy na przemycane - w coraz to mniej rozrzedzanej postaci - trujące poglądy na temat Boga, grzechu oraz znieważanie wartości. Jego książki nigdy w zamyśle nie były tylko i wyłącznie bardzo kolorowymi historiami propagującymi nieskrępowaną wolność jednostek, która tak naprawdę nikomu nie powinna przeszkadzać.
Tym niemniej pewne obrazy i cytaty na długo potrafią zapaść głęboko w naszą pamięć i jesteśmy gotowi przyznać im równoprawną rolę obok tego, co głosi nam Chrystus i Kościół.
Coelho nie uchronił się od powolnego i na pierwszy rzut oka niedostrzegalnego sączenia odprysków mrocznej przeszłości w swoich książkach. Jak to pisze Salwowski:
„Tradycyjna chrześcijańska duchowość daleka jest od powtarzania miałkich banałów, za co skupia się na jasnym odróżnianiu Dobra od Zła, nazywaniu prawdy i kłamstwa po imieniu tak, by nie było wątpliwości co jest grzechem, a co cnotą.” [http://www.psychomanipulacja.pl/art/paulo-coelho-herezje-w-mistycznym-wydaniu.htm].
Żadna z powieści Coelho nie spełnia tego wymogu w stu procentach. Jeśli ten pseudo-chrześcijański autor szuka u swoich czytelników przyzwolenia na wyznawane przez siebie poglądy, my - chrześcijanie - powinniśmy z całą odwagą i świadomością być temu przeciwni.
Paulo Coelho może się podobać tylko temu, kto nie wie, w co dokładnie wierzy i któremu nie przeszkadza widoczna hipokryzja pisarza. Porównajmy Paulo Coelho do ideału Chrystusa, do którego zmierza każdy chrześcijanin zgodnie ze słowami swojego Mistrza: „Uczcie się ode mnie, bo jestem cichy i pokornego serca”. Czy stopy tego pielgrzyma rzeczywiście zmierzają w Jego kierunku?
Paulo Coelho - herezje w mistycznym wydaniu
Mirosław Salwowski
Od początku l. 90 - tych XX wieku tryumfy na światowych rynkach księgarskich święci twórczość brazylijskiego pisarza Paula Coelho. Do 2003 roku, napisane przez niego książki, zostały wydane w 140 krajach, przetłumaczone na 56 języków, a ich łączny nakład wyniósł ok.50 milionów egzemplarzy.
Można powiedzieć, iż tym czym ostatnio dla dzieci stały się przygody Harry'ego Pottera, tym są dla rzesz młodzieży i dorosłych powieści Coelho. Wychodzące spod jego pióra książki trafiają na czołówki bestsellerów, stając się dla naukowców przedmiotem socjologicznych i kulturoznawczych dyskusji, a dla milionów zwykłych czytelników skarbcem mądrości oraz rad, którymi należy kierować się w życiu.
Paulo Coelho jest dziś doradcą UNESCO, a w latach 1998 - 2004 był gościem specjalnym Światowego Szczytu Ekonomicznego w Davos, gdzie w 2000 roku został uhonorowany prestiżową nagrodą "Crystal Award 99".
Moda na książki tego brazylijskiego pisarza, dotarła też do Polski. Od 1995 roku, wydano u nas 8 książek jego autorstwa (jeśli doliczyć do tego zbiór przeprowadzonych z nim wywiadów będzie ich 9), których sprzedano półtora miliona egzemplarzy. Sam Coelho gościł w naszym kraju pięciokrotnie, a na spotkania z nim przychodziło tysiące fanów, gotowych stać nawet na mrozie, by tylko otrzymać dedykację swego ulubionego autora.
Prawdziwą furorę w Polsce, robi, określana już mianem "kultowej" książka pt. "Alchemik", której wysprzedano ok. 450 tyś egzemplarzy, a w 2001 roku zostało ona wprowadzona nawet do szkół jako lektura uzupełniająca (z kolei Hollywood planuje jej ekranizację). Jako, że pisarstwo Paula Coelho dociera do setek milionów ludzi na całym świecie - przyjmując, iż jedna wykupiona książka jest czytana przez 4 - 5 osób, można szacować, iż jego powieści czytało ok. 6 mln Polaków i ponad 200 mln ludzi w innych krajach - warto zatrzymać się przez chwilę nad sylwetką tego twórcy, orz przesłaniem jakie wyłania się z jego działalności.
Od satanizmu do katolicyzmu?
Ów brazylijski pisarz urodził się 24 sierpnia 1947 roku, w Rio de Janeiro, w pobożnej katolickiej rodzinie. Od 7 roku życia mały Paulo był wychowywany przez jezuitów w szkole im. św. Ignacego Loyoli. W okresie dorastania pragnął zostać aktorem, mimo sprzeciwu rodziców, którzy w tym środowisku zawodowym widzieli sporo moralnego zepsucia i degeneracji. Na tym tle popadł w ostry konflikt z rodzicami.
W miarę dorastania młody Coelho coraz bardziej wyobcowywał się z gorliwie chrześcijańskiej atmosfery domu rodzinnego i klasztornej szkoły. Zaczął upijać się, brać narkotyki (jak sam to określa w "dawkach dla konia"), praktykował rozpustę (nie wyłączając nawet eksperymentów z homoseksualizmem). Jednocześnie, z zamiłowaniem wczytywał się w dzieła propagujące życie wyzwolone od wszelkich zasad, autorstwa m.in.; takich osób jak Aleister Crowley, czołowego teoretyka satanizmu, który sam o osobie mówił z dumą, jako o "najbardziej zdeprawowanym człowieku świata". Zafascynowany filozofią Crowleya, w końcu lat 60 - tych ub. stulecia, Coelho przystąpił do grupy "Alternatywne społeczeństwo", której celem było kontestowanie tradycyjnych cnót chrześcijańskich, promowanie okultyzmu i totalnej anarchii, a zwłaszcza zachwalanie libertynizmu seksualnego.
Działalność Coelho i ugrupowania z którym był związany wzbudziła niepokój, rządzącej wówczas Brazylią, dyktatury o prawicowych tendencjach, co skończyło się jego aresztowaniem i torturami, jakim był poddawany w wojskowym wiezieniu. To doświadczenie, znacznie ostudziło rewolucyjne zapędy młodzieńca, tak że w wieku 26 lat porzucił on swą ultralewicową działalność, a zamiast tego zajął się pracą w jednym z wydawnictw muzycznych.
Początków obecnej drogi życiowej Paula Coelho należy doszukiwać się w 1979 r., kiedy to podczas pobytu w dawnym obozie koncentracyjnym w Dachau miał tajemnicze widzenie zjawy pod postacią mężczyzny. Dwa miesiące po tym niezwykłym wydarzeniu, przyszły pisarz ponownie ujrzał owego mężczyznę, który tym razem zachęcił go, by powrócił do katolicyzmu i odbył pieszą pielgrzymkę dawnym średniowiecznym szlakiem do hiszpańskiego sanktuarium Santiago de Compostela.
Jak twierdzi Coelho, ów osobnik należy do tajemnego zakonu katolickiego i stał się jego duchowym przewodnikiem. W roku 1987 Paulo Coelho pisze swą pierwszą książkę "Pielgrzym", będącą opisem duchowych doświadczeń nabytych w czasie wędrówki do Santiago de Compostela. Od tego czasu, na łamach książek, oraz za pośrednictwem licznych wypowiedzi udzielanych mass mediom, Coelho kreuje się na żarliwie katolickiego pisarza.
Jak mówi: definitywnie zerwał z satanizmem i narkotykami, uznaje wszystkie dogmaty wiary katolickiej, zaś wszystkie swe książki poprzedza cytatami z Pisma świętego albo kościelnymi modlitwami, tj. "Zdrowaś Maryjo". Pisarz ten uważa również, iż to za jego sprawą, odrodził się ruch pielgrzymkowy do Santiago de Compostela, albowiem zanim opublikował swe refleksje związane z pielgrzymką do tego sanktuarium, przez lata niemal nikt nie odwiedzał owego miejsca, a dziś pielgrzymuje tam setki tysięcy ludzi.
Czy mamy zatem do czynienia ze św. Pawłem Apostołem naszych czasów, który porzucając libertynizm i satanizm, poświęcił się apostołowaniu prawdziwie katolickiej mistyki? Czy dusze milionów gorliwych czytelników jego książek są karmione zdrowym duchowym pokarmem, który może pomóc im odnaleźć autentyczny spokój i radość w chaosie współczesnego świata?
Trucizna w ładnym opakowaniu
Oczywiście, powinniśmy doceniać i błogosławić wszelkie dobro, jakie się pojawia. Nie można też za wszelką cenę, wszędzie doszukiwać się zła. Nie wolno przyjmować postawy węży, które swym jadem próbują zepsuć najzdrowsze rzeczy, a podobnie postępuje każdy kto trucizną swych podejrzeń jako złe tłumaczy nawet najszlachetniejsze uczynki i intencje bliźnich. Z drugiej strony, nie od dziś wiadomo, iż szatan jest bardzo inteligentnym oraz przebiegłym stworzeniem, inspirowane przez siebie zło potrafi on przykryć pozorami dobra.
Diabeł na wzór tępiciela szczurów, nie podaje swej duchowej strychniny w czystej i nierozcieńczonej postaci, ale umieszcza ją w środku zdrowej oraz pożywnej potrawy. Nie bez powodu Ojcowie Kościoła mawiali, że szatan jest małpą Pana Boga. Biblia wielokrotnie ostrzega nas przed takim podstępnym działaniem demonów mówiąc o: fałszywych apostołach, pracownikach zdradzieckich, którzy tylko przybierają postać apostołów Chrystusowych ( 2 Kor 11, 13 - 14), ludziach przekręcających ewangelię Chrystusową (Gal 1, 6 - 7), fałszywych prorokach i fałszywych mesjaszach (Mk 13, 22), osobach kłamliwie prorokujących w Imię Boże (Jer 14, 14), wilkach przychodzących w owczym odzieniu.
Fałsz ubrany w szaty mistyczno - religijnych uniesień, albo filozoficznych, stanowi wielkie niebezpieczeństwo, albowiem będzie on bardzo urzekający dla ludzi poszukujących prawdziwej duchowości, którzy z dala będą trzymać się od przesiąkniętych kultem pieniądza, seksem i brutalnością, filmów, książek czy spektakli. Dość już szkody wyrządzili pobożnym katolikom różni fałszywi mistycy, by wspomnieć choćby tylko o Vassuli Rydden czy Anthony'm de Mello, aby móc zakrywać oczy na herezje i fałszywe doktryny skrywane pod płaszczem duchowości.
Twórczość Coelho jest właśnie takowym klasycznym, wręcz podręcznikowym przykładem, zwiedzenia pod pozorami dobra. Książki tego pisarza zawierają wiele rad, refleksji i pouczeń, które mogą być uznane za pożyteczne oraz zdrowe, choć trzeba dodać, iż są one sformułowane tak ogólnikowo, że mogą być interpretowane na wiele sposobów, przez co ludzie najróżniejszych światopoglądów i religii potrafią się z nimi zgodzić, nie korygując niczego ze swych dotychczasowych przekonań. Choćby ten sam fakt, winien skłonić nas do ostrożności wobec Coelho.
Jeden z największych kapłanów katolickich - św. Jan Maria Vianney podczas egzorcyzmów usłyszał od demona następujące wyznanie: Jak bardzo podobają mi się te ogólnikowe kazania wielkomiejskich kaznodziei, które nikomu nie wadzą. Szatan dodał też, iż bardzo nienawidzi Proboszcza z Ars za jego bardzo konkretne kazania. Istotnie, tradycyjna chrześcijańska duchowość daleka jest od powtarzania miałkich banałów, za co skupia się na jasnym odróżnianiu dobra od zła, nazywaniu prawdy i kłamstwa po imieniu, tak by nie było wątpliwości co jest grzechem, a co cnotą. Powtarzanie miło brzmiących ogólników i hasełek, nie może przynieść dużo dobra, a w dalszej perspektywie sprzyja tylko usypianiu sumień.
Gdyby jednak problem z Coelho polegał tylko na tym, iż jego pisarstwo jest wypełnione jedynie takimi banalnymi sformułowaniu, mimo wszystko, nie należałoby wszczynać alarmu, a książki te można by uznać, choć za mało wartościowe, to jednak przynajmniej nie za groźne i zabójcze dla dusz. Prawdziwe niebezpieczeństwo kryjące się za tym sławnym brazylijskim pisarzem to fakt, iż w gąszczu banałów i ogólników czyhają, wrogie tradycyjnej doktrynie katolickiej, prawdziwe herezje, błędy, oraz bluźnierstwa, które Coelho propaguje za pośrednictwem książek i udzielanych przez siebie wywiadów. Przyjrzyjmy się teraz tym najbardziej rzucającym się w oczy fałszom.
Jednym z takowych jest pochwała, jaką Coelho obdarza magię. Twierdzi on, że jego duchowy przewodnik (owa zjawa, która objawiła mu się w Dachau), prócz zachęt do ponownego przyjęcia wiary katolickiej, poradził mu też zwrócenie się "dobrą stronę magii". Autor światowych bestsellerów posłuchał owego tajemniczego osobnika i dziś twierdzi, że jest magiem odrzucającym "czarną magię", w odróżnieniu od "białej magii", która ma nieść dobro ludziom (zobacz: Juan Aries, "Zwierzenia pielgrzyma - rozmowy z Paulem Coelho", Warszawa 2003, s. 99 - 100).
Można spytać się, czy podający się za katolika Coelho zna ustępy w Pisma świętego, w których Bóg nazywa wszelkie czary obrzydliwością? Czy zdaje sobie sprawę z nauki Kościoła, która bardzo jasno uczy, iż: wszystkie praktyki magii i czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągnąć nadnaturalną władzę nad bliźnim - nawet w celu zapewnienia mu zdrowia - są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności (KKK 2117)?
Bardzo groźna jest również koncepcja Boga, którą proponuje Coelho. Na zadane pytanie: Kim jest dla ciebie Bóg?, odpowiada on: Doświadczeniem wiary. Niczym więcej. Uważam, że próba definicji Boga jest pułapką. Zadano mi już to pytanie na spotkaniu autorskim i odpowiedziałem: «Nie wiem. Bóg nie jest dla mnie tym samym, czym jest dla ciebie», i publiczność zaczęła bić brawo. Właśnie to czują ludzie, że nie istnieje Bóg, który pasuje wszystkim, bo to jest bardzo indywidualne (patrz: jw., s. 34).
Choć Pan Bóg jest dla ludzi pewną tajemnicą, albowiem nasz rozum i zmysły nie ogarniają Jego wielkości, mądrości, dobroci oraz potęgi, to jednak poglądy mówiące, iż nie można o Stwórcy powiedzieć niczego pewnego do tego stopnia, że wszystko w tej dziedzinie stanowi tylko kwestię indywidualnych, subiektywnych uczuć albo doświadczeń, są czystą herezją.
Przecież to sam Pan Bóg wielokrotnie objawiał się ludziom mówiąc im o Swych cechach i charakterze. Sobór Watykański I potępił jako sprzeczne z wiarą katolicką opinie, iż jednego i prawdziwego Boga, Stwórcę i Pana naszego, nie można poznać ze stworzeń w sposób pewny przy pomocy naturalnego światła rozumu, oraz, że jest rzeczą niemożliwą albo niewskazaną, ażeby człowiek został pouczony przez Objawienie Boże o Bogu i czci jaką powinien mu oddać (kanon 1 i 2).
Tenże Sobór poucza też: Temu objawieniu Bożemu należy przypisać, że to, co wśród rzeczy Boskich przez się jest niedostępne rozumowi ludzkiemu, także w obecnym stanie rodzaju ludzkiego wszyscy mogą poznać łatwo, z wielką pewnością i bez domieszki błędu (Konstytucja Dei Filius).
To agnostyczne i modernistyczne pojmowanie Boskości prowadzi Coelho do propagowania swego rodzaju panteizmu. Najmocniej jest to widoczne w powieści "Alchemik" (Warszawa 1995). Książka ta opowiada o wędrówce pewnego młodzieńca, który pośród różnorakich przygód oraz doświadczeń odnajduje sens życia i prawdę o wszechświecie. Cóż ma być ową prawdą? Mówi nam o tym narracja i niektóre dialogi zawarte w "Alchemiku" : «Wszystko jest jednym» - pomyślał młody człowiek (...) Pamiętaj o tym, co już ci mówiłem: ten świat jest jedynie widzialną częścią Boga (...) I znam też Duszę Świata, bo prowadzimy ze sobą długie rozmowy podczas wędrówki bez końca po orbicie. Powiedziała mi, że największym jej zmartwieniem jest to, że tylko minerały i rośliny pojęły, że wszystko jest jedną i tą samą Rzeczą (...) Młodzieniec zanurzył się w Duszy Świata i ujrzał, że Dusza Świata jest częścią Duszy Boga, a Dusza Boga jest jego własną duszą. I odtąd mógł czynić cuda.
W dobie wszechobecnego materializmu i hedonizmu, wszystko to może wyglądać na bardzo piękne i uduchowione, jednak takie tezy już dawno zostały odrzucone przez doktrynę katolicką. Bł. Pius IX w "Syllabusie" piętnuje następującą opinię: Nie istnieje żadne najwyższe, najmędrsze opatrznościowe Bóstwo, odrębne od wszystkich rzeczy tego świata.
Bóg jest tym samym, czym jest natura rzeczy, i dlatego podlega zmianom. Bóg rzeczywiście rodzi się w człowieku i w świecie; zatem wszystko jest Bogiem i ma udział w najrzeczywistszej substancji Boga, jednym i tym samym są Bóg i świat, a więc duch i materia, konieczność i wolność, prawda i fałsz, dobro i zło, sprawiedliwość i niesprawiedliwość (1). Z agnostycyzmem, modernizmem i panteizmem, krok w krok, maszeruje obojętność religijna, z której autor "Alchemika" czyni niemal swój sztandar.
Największym niebezpieczeństwem na drodze duchowych poszukiwań są guru, mistrzowie, fundamentalizm, to co nazwałem wcześniej duchową globalizacją. Kiedy ktoś mówi: Bóg to jest albo tamto; Mój Bóg jest potężniejszy niż twój (...) Tak wybuchają wojny (patrz: "Zwierzenia pielgrzyma", s. 25). Pojmuję religię jako sposób wspólnego «oddawania czci» a nie posłuszeństwo. To dwie zupełnie różne sprawy. Można czcić Buddę, Allacha, Boga, Jezusa, kogokolwiek. Ważne jest, że w jednej chwili grupa ludzi łączy się z tajemnicą, czujemy się bardziej zespoleni, bardziej otwarci na życie, rozumiemy że nie jesteśmy samotni w świecie, że nie żyjemy sami. Tym właśnie dla mnie jest religia, a nie jakimś zbiorem zasad i przykazań narzuconych przez innych (patrz: jw., s. 25 - 26). Trzeba kultywować ideę tolerancji, która mówi, że jest miejsce dla wszystkich w sferze religii, polityki czy kultury. Że nikt nie powinien nam narzucać swojej wizji świata. Jak mówi Jezus: «W domu Ojca mego jest mieszkań wiele». Nie ma powodu, byśmy wszyscy gnieździli się na jednym piętrze czy mieli te same poglądy. Bogactwo jest w wielości, w różnorodności. Inaczej to faszyzm! Fundamentalizm spycha nas w mroki najgorszego zacofania z przeszłości. Trzeba otwarcie głosić, że można być ateistą, muzułmanem, katolikiem, buddystą czy agnostykiem i nie stanowi to żadnego problemu. Każdy jest panem swojego sumienia (patrz: jw., s. 77).
Wszystkie drogi prowadzą do tego samego Boga. My mamy swoją drogę, to nasz wybór, ale tych dróg jest sto lub dwieście (patrz: jw., s. 185). Nie mówię, że katolicyzm jest lepszy czy gorszy niż inne religie, ale to moje korzenie kulturowe, moja krew (patrz: jw., s. 26).
Takie poglądy, nie dziwią gdy wypowiadane są przez człowieka twierdzącego, iż "próba definicji Boga jest pułapką", "wszystko jest jednym", a "świat jest częścią Boga". Jeśli tak się rzeczy mają, to istotnie wszystko jedno, czy oddaje się hołd Panu Jezusowi, czy też bije się pokłony drzewom, kamieniom, posążkom Buddy, "świętym" szczurom, krowom, bogactwu, przyjemnościom czy cielesnym żądzom. Wówczas rzeczywiście nie moglibyśmy odróżniać prawdy od herezji, cnoty od nieprawości, i wszystko byłoby drogą do Królestwa Niebieskiego.
Całe szczęście istnieje Objawienie Boże i Magisterium Kościoła, które je przechowuje, dzięki czemu możemy rozpoznać jak bardzo poglądy Paula Coelho są błędne i okropne. Jeśli prawdą byłby promowany przez tego pisarza indyferentyzm religijny, to za "faszystowskie" i "fundamentalistyczne" trzeba by uznać choćby takie fragmenty Biblii jak: Kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony (Mk 16, 16), Bez wiary zaś nie podobna jest podobać się Bogu (Hebr 11,6), Wszyscy bogowie pogan to demony (Psalm 95), Nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie (J 14,6), I nie ma w nikim innym (jak w Jezusie Chrystusie) zbawienia. Nie ma bowiem innego imienia pod niebem, danego ludziom, w którym byśmy mieli być zbawieni (Dz Ap 4, 12), Ale co poganie ofiarują, czartom ofiarują, a nie Bogu ( 1 Kor 10, 20). Pan Bóg jest samą Prawdą i Świętością, dlatego brzydzi się wszelkimi herezjami, błędami i bluźnierstwami. Wyznawany przez Paula Coelho indyferentyzm religijny tradycyjna doktryna katolicka zawsze piętnowała w najostrzejszych słowach jako: bezsens (Pius VI), tragiczna i zawsze godna potępienia herezja (Pius VII), fałszywa i absurdalna maksyma, albo raczej majaczenie (Grzegorz XVI), bezbożna i absurdalna zasada, smutny błąd, wolność zguby (bł. Pius IX), droga do ateizmu (Leon XIII).
Również w ostatnich czasach Stolica Apostolska napiętnowała podobne opinie: Jest sprzeczne z wiarą katolicką uznawanie różnych religii świata za drogi zbawienia komplementarne z Kościołem (...) utrzymywanie, że owe religie - rozważane w nich samych - są drogami zbawienia, nie ma podstaw w teologii katolickiej, także dlatego, że religie te zawierają pominięcia, niedostatki i błędy dotyczące podstawowych prawd o Bogu, człowieku i świecie (Dokument Kongregacji Nauki Wiary z 24 stycznia 2001).
Ciekawy, jak nazwałby Coelho tych wszystkich Świętych, którzy niejednokrotnie oddawali swe życie, aby tylko wyrwać dusze ze szpon herezji, schizmy, albo bałwochwalstwa? Czy faszystą jest dla niego np.; św. Bonifacy, który pisał: Do waszej łaskawej braterskości ślę najgorętsze prośby, żebyście (...) prośbami waszej pobożności zdołali wyjednać, aby Bóg i Pan nasz Jezus Chrystus, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawienie i doszli do poznania prawdy, nawrócił do wiary katolickiej serca pogańskich Sasów, żeby zerwali sidła szatańskie, w które wpadli i nie mogą się z nich wydostać, i żeby przyłączyli się do dzieci matki Kościoła (List do współbraci w Niemczech)?
A może fundamentalistą określiłby św. Pawła Miki, który przed swą śmiercią rzekł: Myślę, że skoro doszedłem do tej chwili, nikt z was nie będzie mnie podejrzewał o chęć przemilczenia prawdy. Dlatego oświadczam wam, że nie ma innej drogi zbawienia poza tą, którą podążają chrześcijanie. Ponieważ ona uczy mnie wybaczać wrogom oraz wszystkim, którzy mnie skrzywdzili, dlatego z serca przebaczam królowi, a także wszystkim, którzy zadali mi śmierć i proszę ich, aby zechcieli przyjąć chrzest (Słowa do prześladowców)?
Herezje w dziedzinie religii, często pociągają za sobą również wypaczenia w sferze moralności. Niestety ta prawidłowość sprawdza się przy lekturze Paula Coelho. W powieści "Demon i panna Prym" (Warszawa 2002) jeden z wątków opowiada o proboszczu małego miasteczka. Ów ksiądz zapytuje raz pewnego mądrego i świątobliwego biskupa (a więc postaci pełniącej w dziele rolę swoistego autorytetu i wyroczni), cóż winien czynić, by było to miłe Stwórcy, na co otrzymuje następującą odpowiedź: Skądże mam wiedzieć, co podoba się Wszechmogącemu? Czyń to, co dyktuje ci serce, a Bogu się to spodoba (tamże: s. 153).
Tradycyjna doktryna katolicka, w odróżnieniu od tego fikcyjnego, książkowego hierarchy, uczy jednak, iż Pan Bóg objawił nam swe przykazania i prawa, które obowiązują zawsze i wszędzie. Nawet czyjeś subiektywne przekonanie o dobroci jakiegoś czynu, nie przemienia go automatycznie w "miły Bogu": Jeśli czyny są wewnętrznie złe, dobra intencja lub szczególne okoliczności mogą łagodzić ich zło, ale nie mogą go usunąć: są to czyny nieodwracalnie złe, same z siebie i same w sobie niezdatne do tego, by je przyporządkować Bogu i dobru osoby (Jan Paweł II, "Veritatis splendor" 81).
Jeśli czyny są same z siebie grzechami, jak na przykład kradzież, cudzołóstwo, bluźnierstwo, lub tym podobne, to któż ośmieliłby się twierdzić, że gdy dokonane zostają dla dobrych powodów, nie są już grzechami lub - co jeszcze bardziej nielogiczne - są grzechami usprawiedliwionymi? (św. Augustyn, "Contra mendacium").
Gdy nie istnieją uniwersalne i absolutne normy moralne, trudno się dziwić, iż grzech śmiertelny zaczyna być postrzegany jako droga prowadząca do szczęścia, radości i spokoju ducha.
Paulo Coelho, właśnie w ten sposób ukazuje czyny oraz myśli przeciwne cnocie czystości i wstydliwości. W książce "Weronika postanawia umrzeć" (Warszawa 2003) opowiedziana jest historia chorej psychicznie niewiasty - Weroniki, która nie może odnaleźć sensu i radości życia. To wszystko zmienia się z chwilą, kiedy Weronika w czasie pobytu w szpitalu psychiatrycznym obnaża się i onanizuje przed jednym z pacjentów - Edwardem. Masturbacji towarzyszą perwersyjne fantazje seksualne, w których Weronika odbywa stosunki seksualne z wieloma kobietami i mężczyznami jednocześnie. W ten sposób Weronika odzyskuje prawdziwe szczęście i spokój duszy, udzielając go jednocześnie obserwatorowi swych nieczystych praktyk: Edward przez cały czas stał nieruchomo, ale coś w nim zdawało się odmienione: w jego oczach malowała się czułość. «Było mi tak cudownie, że potrafię dostrzec miłość wszędzie, nawet w oczach schizofrenika» (tamże: s. 142 - 143), Choć spotkała (dotąd) wielu mężczyzn, to jednak nigdy nie dotarła do granic swych najskrytszych pragnień (...) Och, gdyby tak każdy mógł poznać swoje wewnętrzne szaleństwo i żyć z nim! Czy świat byłby przez to gorszy? Nie, ludzie byliby sprawiedliwsi i bardziej szczęśliwi (tamże: s. 143), Było jej lekko na duszy, nawet przestał ją dręczyć strach przed śmiercią. Przeżyła to, co zawsze ukrywała sama przed sobą. Doświadczyła rozkoszy dziewicy, prostytutki, niewolnicy i królowej (s. 144 - 145).Gdy Weronika zwierza się ze swych przeżyć koleżankom, otrzymuje takie oto porady: Popatrz mi prosto w oczy i zapamiętaj to, co ci powiem. Istnieją tylko dwie zakazane rzecz - jedna przez ludzkie prawo, druga przez boskie. Nigdy nie zmuszaj nikogo do stosunku - bo to jest uznawane za gwałt. I nigdy nie próbuj tego z dziećmi, bo to największy z grzechów. Poza tym, jesteś wolna. Zawsze znajdzie się ktoś, kto pragnie dokładnie tego samego, co ty (s. 144), Są ludzie, którzy przez całe życie czekają na chwilę, którą ty przeżyłaś wczorajszej nocy, i nie odnajdują jej. Dlatego, jeśli przyjdzie ci umrzeć teraz, umieraj z sercem pełnym miłości (s. 172).
Gloryfikację obrzydliwości seksualnych niesie również, najnowsza, w Polsce wydana w końcu kwietnia b. roku, powieść Paula Coelho pt. "Jedenaście minut". Książka ta, nieraz w pornograficzny sposób, relacjonuje zawodowe perypetie pewnej prostytutki o imieniu Maria.
Najgorsze w tej powieści jest jednak to, iż cudzołóstwo oraz dewiacje są tu otaczane aurą świętości. Przykładowo, seksualny sadomasochizm jest przyrównywany do praktyk pokutnych stosowanych przez wielu Świętych, tj. samobiczowania, noszenia włosiennicy, itp.
W jednej, z końcowych scen opisany jest, z najbardziej ohydnymi szczegółami, stosunek seksualny Marii ze swym kochankiem, po czym następuje chwila, w której kochanek mówi: Niech będzie błogosławiona kobieta, którą tak bardzo kocham, a następnie odczytuje wspólniczce swego grzechu obszerne fragmenty Księgi Koheleta.
Jakże daleko autor książek "Weronika postanawia umrzeć" i "Jedenaście minut" odszedł od tradycyjnego nauczania katolickiego, które mówi: Lecz uczynki ciała są jawne, są nimi nierząd, nieczystość, bezwstyd (...) a o nich powiadam wam, jak przedtem mówiłem, że ci, co takie rzeczy czynią, królestwa Bożego nie dostąpią (Gal 5, 19 - 21), to bowiem wiedzcie i rozumiejcie, że żaden rozpustnik, albo nieczysty, albo chciwiec, to znaczy bałwochwalca nie ma dziedzictwa w królestwie Chrystusowym i bożym. Niech was nikt nie zwodzi próżnymi słowy: dla tych bowiem przychodzi gniew Boga na synów niedowiarstwa (Ef 5, 5-7). A ja wam powiadam, że każdy, który patrzy na niewiastę, aby jej pożądał, już ją scudzołożył w sercu swoim (Mt 5, 28), Ciało zaś nie jest dla wszeteczeństwa, lecz dla Pana, a Pan dla ciała. Czy nie wiecie, że ciała wasze są członkami Chrystusowymi?... Uciekajcie przed wszeteczeństwem. Wszelki grzech, jakiego człowiek się dopuszcza, jest poza ciałem; ale kto się wszeteczeństwa dopuszcza, ten grzeszy przeciwko własnemu ciału (1 Kor 6, 13,15, 18), O nierządzie zaś i wszelkiej nieczystości albo chciwości niechaj nawet mowy nie będzie wśród was, jak przystoi świętym (Ef 5,3).
Za to jak bardzo poglądy Paula Coelho zgadzają się z przekonaniami Antora Szandora La Veta - założyciela "Kościoła Szatana" i autora "Biblii Szatana", który w swym "dziele" deklaruje: Szatan reprezentuje zaspokajanie żądz zamiast wstrzemięźliwości (...)Satanizm toleruje wszystkie rodzaje zachowań seksualnych, które należycie zaspokajają twoje indywidualne żądze - możesz być heteroseksualny, homoseksualny, biseksualny lub nawet aseksualny, jeżeli tak wybrałeś. Satanizm sankcjonuje również każdy fetysz i dewiację, które wzbogacą twoje życie seksualne dopóki biorą w tym udział osoby, które same mają na to ochotę.
Twórczość Coelho doskonale też pasuje do instrukcji św. Oficjum (dzisiejszej Kongregacji Nauki Wiary) z 5 maja 1927 roku, piętnującej tych pisarzy, którzy nie wahają się: zmysłowości chorobliwej otaczać nimbem rzeczy świętych, łącząc bezwstydne uniesienia miłosne z jakąś pseudopobożnością i fałszywym mistycyzmem religijnym, jak gdyby godząc wiarę z najbezwstydniejszym jej zaprzeczeniem i cnotę z rozpustą (...) posunęli się do tego stopnia, że w książkach swych rozwodzą się nad występkami, o których apostoł nawet wspominać zakazał uczniom Chrystusa.
O innych ideach oraz postawach Paula Coelho wrogich nauce katolickiej można by jeszcze dużo pisać. Tak, czy inaczej widać jak na dłoni, że człowiek ten wciąż wierzy w sporą część rzeczy, które wyznawał za swej burzliwej młodości, kiedy to był zdeklarowanym libertynem, anarchistą i satanistą.
Dziś po prostu, przedstawia je milionom swych czytelników w bardziej "grzecznej" i mniej wulgarnej formie. Czyni to jego twórczość tym bardziej niebezpieczną, albowiem w ten sposób łatwiej ona trafia do chrześcijańskich serc. Musimy zdać sobie sprawę, że agnostycyzm, modernizm, panteizm, czarnoksięstwo, obojętność religijna, relatywizm moralny, oraz libertynizm seksualny, winny być z obrzydzeniem traktowane przez każdego chrześcijanina. Dlatego do książek tego człowieka należy zastosować starą, dobrą biblijną zasadę: Uciekaj przed grzechem jak przed wężem, bo jeśli się do nich zbliżysz, ukąszą cię (Koh 21,2).
Mirosław Salwowski
Mirosław Salwowski jest autorem znakomitej książki "Paulo Coelho – duchowy mistrz czy fałszywy prorok". Gorąco polecamy jej lekturę.
Nakładem wydawnictwa Polwen ukazała się niedawno książka Mirosława Salwowskiego zatytułowana Paulo Coelho - duchowy mistrz czy fałszywy prorok?1 Tytuł wskazuje, że „bohaterem” książki jest znany brazylijski pisarz, którego powieści rozchodzą się w milionach egzemplarzy na całym świecie. Mirosław Salwowski komentując ten ogromny sukces, zwraca uwagę na fakt, iż twórczość Coelho stała się niejako skarbcem mądrości i rad życiowych dla wielu, dlatego bez przesady można powiedzieć, że Paulo Coelho sprawuje rząd dusz nad milionami czytelników.
Powieści Coelho2 są tym bardziej poczytne, że pisarz deklaruje swą przynależność do Kościoła katolickiego, zaś w swoich książkach umieszcza fragmenty Ewangelii, przykłady z życia Świętych czy historie z objawień Matki Bożej. Mirosław Salwowski analizując twórczość Coelho i porównując ją z nauką Kościoła katolickiego zadaje pytanie, jakie poglądy kryją się za fasadą deklaracji Coelho.
M. Salwowski zaczyna swoją analizę twórczości Coelho od przedstawienia życiorysu autora bestsellerów, określając w skrócie drogę życiową pisarza: „od satanizmu do katolicyzmu”. M. Salwowski pisze więc o fascynacji Paula Coelho postacią Aleistera Crowleya, który uważany jest za czołowego inspiratora nowożytnego satanizmu, założyciela „klasztoru szatana”, gdzie organizowane były orgie seksualne i narkotyczne. Aleister Crowley uważał siebie za najbardziej zdeprawowanego człowieka świata, będącego „Bestią” zapowiedzianą w Apokalipsie św. Jana.
Coelho zafascynowany filozofią Crowleya przystąpił w końcu lat 60-tych do satanistycznej grupy „Alternatywne społeczeństwo”, której celem było kontestowanie zasad chrześcijańskich, promowanie okultyzmu, totalnej anarchii oraz libertynizmu seksualnego.
Początków obecnej drogi życiowej Paula Coelho należy upatrywać, jak zaznacza M. Salwowski, w roku 1979, kiedy to dziwne wydarzenia życiowe doprowadziły do spotkania pisarza z członkiem tajnego zakonu RAM3. Celem RAM było pogłębianie duchowości jego adeptów. Coelho wstąpił do tego zakonu, postanawiając jednocześnie powrócić do katolicyzmu. Za namową nowych znajomych wyruszył na pielgrzymkę do sanktuarium Santiago de Compostela.4 W czasie 700-kilometrowej drogi Coelho miał rzekomo doznać różnych przeżyć mistycznych (widział Anioły, Świętych, walczył z demonami) oraz poddał się różnym praktykom inicjacyjnym. Te przeżycia umieścił w autobiograficznej powieści Pielgrzym. Od tego czasu, jak podaje M. Salwowski, Coelho kreuje się na żarliwie katolickiego pisarza, który definitywnie zerwał z satanizmem, narkotykami i uznaje wszystkie dogmaty wiary katolickiej.5 Czy te deklaracje mają pokrycie w rzeczywistości? Na to pytanie odpowiada Mirosław Salwowski w dalszej części swoich rozważań.
Analizując autobiograficzną powieść Pielgrzym M. Salwowski pokazuje czytelnikowi, że zakon RAM, do którego przystąpił Coelho jest jedną z licznych organizacji ezoterycznych, promujących tzw. wiedzę tajemną, gdzie np. „czynienie cudów” jest niczym innym jak uprawianiem czarów i magii. W Pielgrzymie, jak pisze Salwowski, czary, uroki, zaklęcia, przywoływanie duchów są przedstawione jako zjawiska pozytywne, które powinny być dostępne dla każdego człowieka. M. Salwowski zauważa, że taką postawę wobec magii reprezentuje Coelho również w wywiadach, przyznając: „Teraz jestem już magiem, tak jak magiem może być każdy (...). Ja jestem człowiekiem, który podobnie jak mag, stara się rozwijać swoje uśpione moce (...)”6
M. Salwowski zwraca też uwagę na niezgodny z nauką chrześcijańską stosunek Coelho do sił demonicznych.7
Innym zarzutem stawianym Coelho jest fakt propagowania przez brazylijskiego pisarza panteistycznej wizji człowieka, zgodnie z którą celem życia jednostki jest osiągnięcie harmonii ze wszechświatem i obudzenie uśpionego w sobie boga. Tak więc dla Coelho człowiek staje się bogiem, zaś Bóg jest jedynie „doświadczeniem wiary”8
Innym błędem dogmatycznym szerzonym przez Coelho jest, jak pisze M. Salwowski, propagowanie bluźnierczej mariologii. W powieści Nad brzegiem rzeki Piedry usiadłam i płakałam... głoszona jest nauka o kobiecym obliczu Boga oraz wiara we Wszechmocną Matkę. Nauka ta ma na celu uświadomienie ludziom, że Maryja jest ucieleśnieniem kobiecego oblicza Boga, inkarnacją bogini, która objawiała się we wszystkich religiach świata. Ów kult bogini był przez wieki tępiony, przetrwał jednak w ukryciu przez tysiąclecia.9
Mirosław Salwowski wskazuje w swojej książce wiele innych niezgodności między ideami zawartymi w powieściach Coelho a nauką Kościoła katolickiego. Autor porównuje zawartość książek brazylijskiego pisarza z Pismem Świętym, Katechizmem Kościoła Katolickiego, dokumentami Soboru Watykańskiego II, dokumentami Kongregacji Nauki Wiary, czy wypowiedziami takich świętych, jak św. Jan od Krzyża, św. Jan Maria Vianney, św. Ignacy Loyola.
Warto zapoznać się z tą pozycją książkową, nie tylko w celu poszerzenia swojej wiedzy, ale również po to, aby lepiej nauczyć się odróżniać dobro od zła w niezwykle zagmatwanej współczesnej rzeczywistości.
---------------------
1 Salwowski M., Paulo Coelho - duchowy mistrz czy fałszywy prorok? Radom 2004.
2 W Polsce od roku 1995 wydano 8 książek autorstwa Coelho: Alchemik, Na brzegu Piedry usiadłam i płakałam..., Piąta góra, Weronika postanawia umrzeć, Podręcznik wojownika światła, Demon i panna Prym, Pielgrzym, Jedenaście minut.
4 Santiago de Compostela - miasto w Hiszpanii, sanktuarium znane z pielgrzymek do grobu św. Jakuba. Tradycja pielgrzymowania do Composteli sięga IX wieku.
5 Salwowski M., Paulo Coelho - duchowy mistrz czy fałszywy prorok? op. cit., s. 10-16.
6 Arias J., Zwierzenia pielgrzyma - rozmowy z Paulem Coelho. Warszawa 2003, s.99. - cyt za: Salwowski M. Paulo Coelho - duchowy mistrz czy fałszywy prorok? op.cit., s. 36.
7 Salwowski M. Paulo Coelho - duchowy mistrz czy fałszywy prorok? op. cit. s. 37-41.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.