Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2010-02-05, 00:41 Mocne świadectwo dziecka poczętego przed ślubem.
Mocne świadectwo dziecka poczętego przed ślubem.
Podsuwajcie je wszystkim żyjącym bez sakramentu i tym, którzy poczęli potomstwo przed zawarciem Sakramentu Małżeństwa.
Sprawa nie jest jednostkowa.
Nie mam nagrań, ale znam też inne świadectwa i wszystkie są podobne. Stany lękowe i dręczenia demoniczne są w nich obecne.
Ostatnio zmieniony przez kinga2 2012-03-27, 22:10, w całości zmieniany 1 raz
margaretka [Usunięty]
Wysłany: 2010-02-09, 13:44
kinga2, co zrobić by te dziecko mogło żyć normalnie.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-02-09, 14:03
margaretka,
To zależy od objawów i wieku dziecka.
Jeżeli objawy są bardzo niepokojące , a dziecko małe wtedy księża " leczą" dorosłych, bo to ich grzech rujnuje duchowośc dziecka. Jeśli jest starsze ( po pierwszej komunii)to wtedy ustala ksiądz na bieżąco jak to wygląda, po bierzmowaniu już pracuje tylko z dzieckiem nad intensywnym życiem sakramentalnym. I w przypadkach bardzo trudnych zaprasza też na modlitwę rodziców, ale jako osobne przypadki.
w tym zestawieniu jest zwłaszcza audycja: jak chronić dzieci przed złem. Tam znajdziesz najlepiej, bo fachowo omówiony temat.
Jednak dla pełnej " diagnostyki" tematu polecam wszystkie audycje z wątku+ film. Zajmie trochę czasu, ale daje wiedzę i odwagę do błagania Boga o pomoc.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-01, 16:04
Syndrom ocaleńca
Sposób odpalenia: http://chomikuj.pl/KAPLAN...NAJDZIESZ_POMOC
a następnie wejść w folder : Zranienia-Zły Duch może się przyczepić do człowieka, który jest bardzo poraniony, a dalej w folder:Uzdrowienie wewnętrzne ze zranień i ręcznie odpalić audycję. Warto
**********************************************
Co znaczy być chcianym, niechcianym, przyjętym, przywitanym
dr Wiesława Stefan
Z uwagi na wspólne duchowe źródła problemów przenoszę te posty do zagrożeń duchowych.
Ostatnio zmieniony przez kinga2 2010-05-01, 17:17, w całości zmieniany 3 razy
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-01, 16:16
Post Abortion Survivor Syndrome - zespół osoby ocalonej od aborcji.
Skutki ponoszą dzieci
O zespole osoby ocalonej od aborcji z Beatą Rusiecką, psychologiem z Biura Rzecznika Praw Dziecka, rozmawia Magdalena M. Stawarska
Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł, że odmawiając Alicji Tysiąc zabicia jej poczętego dziecka, Polska naruszyła Konwencję Praw Człowieka. Komentując ten wyrok, zwróciła Pani uwagę na to, że siedmioletnia córka tej kobiety, mimo że do aborcji nie doszło, może cierpieć na tzw. syndrom ocaleńca poaborcyjnego. Co to za syndrom?
- Prawidłowa nazwa tego zespołu to Post Abortion Survivor Syndrome - zespół osoby ocalonej od aborcji. Jest to zespół objawów, szczególnie psychicznych, występujący u osób, których rodzeństwo było abortowane, bądź u tych, których rodzice rozważali aborcję albo byli naciskani przez najbliższych lub przez lekarzy. Na podobny zespół mogą cierpieć osoby, które żyją w kraju, gdzie statystycznie odsetek aborcji jest na tyle wysoki, a aborcja jest tak popularna, że właściwie ci ludzie też mogliby nie żyć.
Jakie są charakterystyczne objawy tego zespołu?
- Kluczowym objawem tego zespołu jest świadomość, że mogło mnie nie być, mogłem zostać abortowany, mogłem nie istnieć, a istnieję tylko dlatego, że ktoś z ludzi, jakaś osoba dorosła, np. ojciec czy matka, mnie uratowała. W wyniku tego osoby te przez całe życie przeżywają konflikt, który sprowadza się do pytania: żyć czy nie żyć? Z tym związane jest głębokie, patologiczne poczucie winy, że istnieję. Osoby z tym syndromem od początku istnienia zadają sobie pytanie, czy powinienem żyć - i z tym związane są dalsze problemy.
Czy taka osoba może się prawidłowo rozwijać?
- Trzeba pamiętać o tym, że wewnętrzny konflikt jest bardzo głęboki, ponieważ sięga aż instynktu życia. Na bazie tego zahamowany jest również popęd do rozwoju, ponieważ jeśli nie mam prawa żyć, to nie mam też prawa się rozwijać. Z kolei jeżeli nie rozwijamy się zgodnie z naszymi talentami i możliwościami, to zaczyna nam towarzyszyć poczucie winy, że się nie rozwijamy, czyli nie robimy tego, co moglibyśmy osiągnąć. Towarzyszy temu ontologiczne poczucie winy. Jeśli ktoś się nie rozwija i nie jest sobą, czyli nie spełnia wszystkich swoich możliwości, nie może osiągnąć własnej tożsamości, więc nie wie dokładnie, kim jest. Taka osoba jest zagubiona.
Osoby z syndromem ocaleńca miewają nawet myśli samobójcze...
- Konflikt związany ze zranieniem popędu życia wywołuje również lęk przed śmiercią, a jednocześnie igranie ze śmiercią - czego wynikiem często są myśli samobójcze, ryzykowanie życia, podejmowanie różnego rodzaju niebezpiecznych sportów. Jednocześnie występuje też przerażenie i panika, które często towarzyszą moim pacjentom w domu rodzinnym, tam, gdzie rodzice mieli wewnętrzną zgodę na aborcję. Mimo że dziecka nie abortowali i pozwolili mu żyć, to dzieci tak żyjące przeżywają przerażenie.
Jak wyglądają relacje takich ludzi z najbliższymi?
- Osoby takie mają trudność w relacjach interpersonalnych. Trudności te występują między dzieckiem, które zostało ocalone od aborcji, a jego rodzicami, którzy je ocalili. Mamy tu do czynienia z jednej strony z nadmiernym przywiązaniem, nadmierną bliskością, lękową nadopiekuńczością, a z drugiej strony - ze wstrętem i niechęcią do bliskości fizycznej, i to zarówno w przypadku rodzica, który mógł i chciał abortować, ponieważ taki rodzic nie może już czy nie chce nawiązać takiego bliskiego kontaktu ze swoim dzieckiem, nad którego śmiercią rozmyślał, jak i w przypadku dziecka, które gdzieś wyczuwa to i również boi się zbliżyć do rodzica, mimo że nie wie, dlaczego. Udręką dla tych dzieci i rodziców jest to, że chcieliby być blisko siebie, a niestety nie mogą pozwolić na miłość między nimi.
Czy dużo jest takich dzieci z syndromem ocaleńca?
- Z danych szacunkowych wynika, że ich liczba jest mocno powiązana z ilością wykonywanych aborcji. Jeśli na świecie dokonuje się rocznie 50 milionów aborcji i założymy, że te mamy mają po jednym albo więcej dzieci, to co roku przybywa podobna liczba takich dzieci. W takich krajach jak Chiny, Ukraina czy Rosja, gdzie aborcja jest wykonywana niezwykle często, można już całe populacje dzieci określić jako ocalone. Natomiast w Polsce występuje trzecie pokolenie dzieci ocalonych. Nie możemy również zapominać o tym, że dzieci poczęte w klinice in vitro także cierpią na ten zespół. Ten syndrom występuje u nich dlatego, że inne zarodki są zamrożone, a następnie zostaną uśmiercone.
Aborcja pozostawia piętno na całej rodzinie, czy terapia obejmuje też osoby z najbliższego otoczenia kobiety, która dokonała aborcji?
- "Pole rażenia" aborcji jest pokoleniowe. Aborcje w pokoleniu dziadków dotykają wnuki. Na terapię zgłaszają się kobiety i mężczyźni, których dzieci straciły życie w wyniku aborcji lub poronienia, ich dorosłe żyjące dzieci, które przeżyły realną groźbę aborcji, lub których rodzeństwo zginęło w wyniku aborcji, albo których sens istnienia kwestionowano u początków ich życia. Terapii poddawane są także żyjące, dorosłe dzieci takich rodziców. Noszą one w sobie bardzo często od dzieciństwa przekonanie, że to ich wina, że mama jest nieszczęśliwa, że rodzice się kłócą, albo się rozwiedli, że jestem nieudacznikiem, że nigdy nie zadowolę moich rodziców. Najtrudniej poradzić sobie z winą. Wina właściwie uznana i potraktowana jest błogosławieństwem. "Tak, uczyniłem to, i widzę tego złe nieodwracalne konsekwencje. Uznaję moją część przyczynienia się do tego, co się stało, chcę przebaczyć i zadośćuczynić za wyrządzoną krzywdę, zło". Najtrudniej też poradzić sobie ze złością, by nie kierować jej przeciw innym lub nie przerzucać winy i złości na innych, bo wtedy zwykle szuka się tzw. kozła ofiarnego, którym stają się dzieci żyjące i te, którym nie pozwolono się narodzić, złość na mężczyzn, którzy nie ochronili życia, więc np. buduje się ideologię przeciwko mężczyznom, lekarzom, terapeutom. Ta ideologia m.in. głosi, że syndrom poaborcyjny to "psychiatryczne bzdury".
Syndrom Ocaleńca
Artykuł pochodzi z serwisu: www.mateusz.pl, artykuł ukazał się w Drodze Zeszyt nr 4 (356) 2003. )
Kilka lat temu kuzynka, która z bezrobotnym mężem i rocznym dzieckiem gnieździła się w jednym pokoju, spodziewała się następnego dziecka. Zatkało mnie, kiedy podczas rozmowy o jej trudnej sytuacji mama powiedziała: „mogłaby przerwać tę ciążę”. Natychmiast ją zapytałam, a raczej pytanie samo wyszło mi z ust: „Mamo, czy na jej miejscu ty byś tak zrobiła?”. „Nie, ja bym tego nie zrobiła, ale ona jest przecież w sytuacji bez wyjścia”.
Coś we mnie wtedy pękło. Nabrałam pewności, że mama ma za sobą aborcję. Nie mam na to żadnych dowodów ani poszlak. Wiem, że ją krzywdzę tym podejrzeniem. Nic jej o tym nie mówię, jednak to jest silniejsze ode mnie - ta okropna pewność, że mama nie dopuściła na świat mojej siostry lub brata. Od tamtego czasu trudno mi ją kochać, bo ciągle nachodzą mnie myśli, że ze mną zrobiłaby to samo, gdybym pojawiła się dla niej nie w porę. Modlę się, żeby te nieuzasadnione podejrzenia ode mnie odeszły i żeby Pan Bóg wybaczył mi podejrzewanie o coś tak złego własnej matki.
Są dwa rodzaje złej przeszłości: ta, która minęła, i ta, która wciąż zatruwa naszą codzienność. Pierwszą powierzajmy Bożemu miłosierdziu i starajmy się w naszych rachunkach sumienia już do niej nie wracać. Co do tej drugiej - próbujmy się pojednać zarówno z tymi, którzy nas skrzywdzili, jak i z tymi, których my skrzywdziliśmy; naprawiajmy, co się da naprawić, i prośmy Pana Jezusa, żeby raczył uleczyć wszystkich, w których zła przeszłość pozostawiła zranienia.
Przejdźmy do grzechów, które popełniła Pani mama: po pierwsze, Pani nie jest za nie odpowiedzialna, a po drugie, Pani ich nawet nie zna. Toteż z całą pewnością nie jest Pani powołana do tego, żeby się nimi zajmować, a jeżeli przychodzą Pani do głowy podejrzenia na ten temat, proszę je traktować jako pokusę, a zarazem jako dodatkową okazję do tego, żeby się za swoją mamę pomodlić i powierzać ją Bożemu miłosierdziu.
To tyle na temat Pani głównego problemu. Zaczął się on jednak od szoku, którego Pani doznała, słysząc z ust rodzonej matki słowa akceptacji aborcji jako wyjścia z trudnej sytuacji. Rozumiem Panią. Sam czuję wręcz fizyczny ból, kiedy słyszę czyjeś „tak” dla aborcji, a zwłaszcza kiedy to mówi matka lub ojciec prawdziwie kochający swoje dzieci.
Próbuję odpowiedzieć na pytanie, skąd się ten ból bierze, i wyjaśniam go sobie tak: miłość rodziców, a zwłaszcza miłość matki do małego dziecka, jest szczególnym obrazem miłości Boga do nas wszystkich. Matce bardziej niż jej małemu dziecku zależy na jego dobru i lepiej od niego wie, na czym to dobro polega. Co więcej, matka kocha dziecko bezwarunkowo, dziecko nie musi zasługiwać na jej miłość. Nawet jeżeli ono później w różny sposób zasługuje na miłość swoich rodziców, to przecież dlatego, że już przedtem było przez nich kochane.
Otóż słysząc matkę akceptującą aborcję albo nawet rozważającą możliwość pozbycia się własnego dziecka, słyszę zgodę na nieludzki świat, w którym miłość wcale nie jest ostatecznym horyzontem życia. Słowem, słyszę wtedy aprobatę dla świata żyjącego, jakby Boga nie było. I czuję w sobie skurcz, który nawet fizycznie boli. Rozumiem tamto Pani przerażenie sprzed kilku lat.
Popełniła Pani jednak wielki błąd: zamiast założyć to, co było bardziej prawdopodobne, a mianowicie, że to tylko na chwilę ciemność wyszła z Pani mamy (niestety, każdy z nas nosi w sobie różne nieznane sobie ciemności); zamiast pomóc mamie w usunięciu tamtej ciemności, tzn. w uznaniu, że samo rozważanie aborcji jako jednego z możliwych rozwiązań jest niedopuszczalne - zaczęła Pani w swoim sercu podejrzewać mamę i ją oskarżać. Nawet gdyby rzeczywiście mama była winna tego grzechu (co na podstawie lektury całego Pani listu wydaje mi się mało prawdopodobne), to proszę sąd nad nią zostawić Panu Bogu, a wolno ufać, że On już dawno ulitował się nad nią i grzech jej wybaczył.
Nie odpowiadałbym publicznie na Pani list, gdyby nie dotyczył on problemu, który dręczy dziś wielu ludzi. Przypomina mi się np. wyznanie dziewczyny, której matka naprawdę ten grzech popełniła, i to kilkakrotnie, co więcej, nawet jej samej wcale nie zamierzała urodzić. Jej problem zaczął się banalnie: „Dowiedziałam się od siostry, że przyszłam na świat właściwie przez przypadek. Różnica wieku między mną a rodzeństwem wynosi czternaście i dziesięć lat, a ja - jestem przypadkiem, bo mama wcześniej kilka razy usuwała ciążę. Jestem wpadką i też miałam być usunięta, tylko było już za późno” [1].
Gosia była wtedy nastolatką, świat jej się zawalił: „Znajdowałam przyjemność w dręczeniu siebie, w myśleniu, że jestem niepotrzebna, że nikomu na mnie nie zależy i nie ma różnicy, czy jestem, czy mnie nie ma. (...) Po tym, co usłyszałam o mojej mamie, nie mogłam na nią patrzeć, nie mogłam z nią rozmawiać”. Trwało to dwa lata, dziewczyna zawaliła maturę, chciała popełnić samobójstwo, miała poczucie bezsensu życia.
Życie przynosi nieraz sytuacje, których nawet genialny pisarz by nie wymyślił. Oto dorosły mężczyzna słucha po I Komunii najmłodszego brata radosnej opowieści swojej matki o tym, co przeżywała podczas tej ostatniej ciąży, kiedy miała już prawie czterdzieści lat: „Na szczęście mogłam skorzystać z badań prenatalnych i kiedy się okazało, że Downa mogę się nie bać, wiedziałam już, że to dziecko urodzę”. Radosna opowieść matki spowodowała w jej najstarszym synu dosłownie trzęsienie ziemi. Nie podejrzewał matki o to, że byłaby zdolna do zastanawiania się, czy urodzić, czy nie i że jego kochany najmłodszy brat prawdopodobnie by nie żył, gdyby badania prenatalne wypadły niepomyślnie [2].
Nieumiejętność poradzenia sobie ze świadomością, że rodzice nie pozwolili urodzić się nieznanemu braciszkowi lub siostrzyczce albo że mnie mogłoby nie być, czy nawet z samą tylko wiedzą, że rodzice w konkretnej sytuacji nie wykluczali aborcji, niektórzy psychologowie nazywają syndromem ocaleńca. Okazuje się, że nawet dorosłemu człowiekowi, a cóż dopiero dziecku, jak powietrze potrzebna jest świadomość, że przynajmniej dla najbliższych jest kimś bezwarunkowo ważnym i przez nich bezwarunkowo kochanym.
To dlatego tak straszne jest dowiedzieć się, że moja kochająca matka jednak usunęłaby mnie ze swojej drogi, gdybym - tak jak mój brat lub siostra, którym nie pozwoliła się urodzić - pojawił się przed zakończeniem przez nią studiów albo w rok po urodzeniu się starszego brata czy w innym niedogodnym dla niej momencie. Gosia, którą przed chwilą cytowałem, musiała udźwignąć świadomość, że urodziła się tylko dlatego, że jej matka za późno zorientowała się, iż jest w ciąży.
Syndrom ocaleńca może się pojawić również u osób, których rodzice nigdy nawet nie pomyśleli o pozbyciu się któregoś ze swych dzieci. W sytuacji, kiedy wie się o tym, że tysiącom moich rówieśników nie pozwolono się urodzić i że po dziś dzień w wielu środowiskach aborcja jest usprawiedliwiana, trudno się dziwić temu, że ktoś zaczyna podejrzewać nawet swoich naprawdę niewinnych rodziców. Zwłaszcza jeżeli, tak jak Pani mamie, zdarzyło im się powiedzieć na ten temat coś naprawdę niestosownego.
I jeszcze krótko na temat bardzo ważny. W naszym społeczeństwie mamy, niestety, stosunkowo wysoki poziom aprobaty dla aborcji eugenicznej. Również nasze prawo pozwala „przerwać ciążę”, jeżeli u dziecka stwierdzono zespół Downa lub inne poważne wady rozwojowe. „Miałoby się dziecko męczyć, a rodzice razem z nim - mówią nieraz ludzie skądinąd mądrzy i wrażliwi - to lepiej, żeby się nie urodziło”.
Ludzie, którzy tak myślą i mówią, rzadko zdają sobie sprawę z tego, że tworzą w ten sposób atmosferę potężnej nietolerancji wobec tych, którym ze strony społeczeństwa należałoby się szczególnie wiele pomocy i serdeczności [3]. W ślad za zgodą na „usunięcie” dziecka z wadą rozwojową pojawia się nawet żądanie - że przypomnę słynną na przełomie roku 2001 i 2002 francuską sprawę Nicolasa Perruche’a - ażeby ochronę takiego dziecka przed zabiciem uważać za przestępstwo.
Otóż w środowiskach rodziców i wychowawców zajmujących się dziećmi z umysłowym upośledzeniem zwraca się uwagę na ciężką krzywdę, którą społeczeństwo wyrządza tym dzieciom przez samą zgodę na aborcję eugeniczną [4]. „Tak” dla aborcji dziecka upośledzonego to utrwalone w prawie policzkowanie całej grupy ludzi, i to najsłabszych. „Musicie zdawać sobie sprawę z tego - mówimy im przez samo tolerowanie ustawy dopuszczającej aborcję eugeniczną - że żyjecie tylko dlatego, że się w porę nie zorientowaliśmy, iż urodzicie się upośledzeni. Gdybyśmy to w odpowiednim momencie zauważyli, to nie pozwolilibyśmy się wam urodzić”.
Ci, którzy wśród swoich bliskich lub znajomych mają ludzi z intelektualnym upośledzeniem, wiedzą, że często czują oni i więcej, i głębiej niż tzw. ludzie normalni. Toteż syndrom ocaleńca, który w nich tworzymy naszą barbarzyńską zgodą na aborcję eugeniczną, jest dla nich wyjątkowo gorzki i trudny do udźwignięcia.
Wrócę jeszcze do wspomnianej już Gosi, żeby zakończyć optymistycznie. Uratowało ją to, że swoim sercem wyczuła, że przecież jest Ktoś, kto od samego początku kocha ją bezwarunkowo i bardziej, niż ona potrafi to zrozumieć: „Wołałam: »Panie Boże, ja wiem, że Ty jesteś i musisz mi pomóc, bo sama nie daję sobie rady«. Powoli zaczęło się wszystko układać, zdałam maturę, egzaminy na studia. Coraz bardziej dojrzewałam do zrozumienia, że moje zranienia naprawdę mogę oddać Jezusowi, że to nie są puste słowa. Zaczęłam rozumieć, co to znaczy: jeśli poproszę Boga, żeby zabrał ode mnie to, z czym nie mogę żyć, On to zrobi”.
Modliła się o to, żeby umiała przebaczyć swojej matce: „»Panie Boże, tak nie mogę, zrób coś. Ja ją kocham, ale nie mogę jej popatrzeć w oczy, żeby od razu nie pojawiała się myśl o tym, co chciała zrobić ze mną«. Trwało to dosyć długo, ale Pan Bóg zabrał te uczucia ode mnie”.
„Z matką rozmawiałam już po tym, jak jej przebaczyłam. Długo nie mogłam się na tę rozmowę zdecydować, bo nie wiedziałam, jak ona zareaguje. Rozmowa wypadła zupełnie naturalnie, bez przygotowania. Kiedy matka uświadomiła sobie, że wiem wszystko i że nie mam żalu ani pretensji, była bardzo zaskoczona, a mnie zrobiło się ciepło koło serca”.
js
[1] Całe wyznanie Gosi opublikowano w „BruLionie”, 1999, s. 45–46.
[2] Stosunek Kościoła do badań prenatalnych przedstawiony jest w instrukcji Kongregacji Nauki Wiary z 22 lutego 1987 roku o szacunku do rodzącego się życia ludzkiego pt. Donum vitae (I,2), a ponadto w dokumencie Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia z roku 1995 pt. Karta pracowników służby zdrowia (numery 59–61). Istotę nauki Kościoła na ten temat przedstawia Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 2274: „Diagnostyka prenatalna jest moralnie dozwolona, jeśli szanuje życie oraz integralność embrionu i płodu ludzkiego, dąży do jego ochrony albo do jego indywidualnego leczenia... Sprzeciwia się prawu moralnemu wtedy, gdy w zależności od wyników prowadzi do przerwania ciąży. Diagnostyka nie powinna pociągać za sobą wyroku śmierci”.
[3] Wstrząsające świadectwo matki, która urodziła dziecko z zespołem Downa, podaję w przypisie, by nie wychodzić zanadto poza nasz temat: „Cecylia urodziła się szybko i łatwo. Leżałam w szpitalu wyczerpana, lecz szczęśliwa, wraz z innymi matkami, niecierpliwie czekając na pierwsze karmienie. Nie przyniesiono mi jednak córeczki. Nieoczekiwanie zostałam przeniesiona do innej, pustej sali na oddziale septycznym. Mimo lat, które upłynęły od tamtego czerwca, czuję nadal lęk, ból i niechęć do opisywania tamtych przeżyć. Pamiętam smak pierwszych kilku dni po urodzeniu Cecylii. Był to smak gorzki, gorzki dosłownie. (...) A było to tak: do mojej sali weszła pani ordynator w asyście lekarzy, by mnie poinformować, że Cecylka ma prawdopodobnie zespół Downa. Pani ordynator rzuciła pytanie: »Dlaczego pani nie zrobiła badań?«. Nie zrobiłam badań genetycznych właśnie z tego powodu, że nasze dziecko, z racji mojego wieku, mogłoby mieć zespół Downa lub inną wadę. Nie chcieliśmy, ja i mój mąż, przeżywać konieczności wyboru, dlatego dwa skierowania na badania genetyczne wyrzuciłam do kosza na początku ciąży. Oczywiście ze strony lekarki było to pytanie retoryczne, gdyż fakt zrobienia lub niezrobienia badań nie miał w tym momencie żadnego znaczenia. Nasze dziecko było już na świecie, obciążone podejrzeniem o zespół Downa, czyli upośledzenie umysłowe i fizyczne, o czym poinformowała mnie pani doktor. Jej pytanie o badania prenatalne oznaczało, że jestem sama sobie winna i że szpital (...) nie lubi upośledzonych dzieci. Kolejny lekarz wyrecytował mi formułkę z encyklopedii zdrowia na temat licznych wad rozwojowych dzieci z zespołem Downa. Wyliczył długą listę chorób, na które moje dziecko z pewnością zapadnie, przedstawiając równocześnie zespół Downa jako »głębokie upośledzenie«. (...) To wszystko okazało się nieprawdą” - Anna Sobolewska, Cela. Odpowiedź na zespół Downa, Wydawnictwo W.A.B. 2002, s. 8–9. Nie mniej wstrząsająco brzmi świadectwo na temat strasznej samotności matki upośledzonego dziecka, jej wyizolowania ze wspólnoty młodych matek, które w parku czy przychodni dzielą się swoimi macierzyńskimi radościami i kłopotami (s. 11–12). Niezwykłe jest to, że cała, licząca 250 stron książka jest pełna radości i dumy z dziecka, którego społeczeństwo tak jednoznacznie nie chciało.
[4] Znakomity artykuł na ten temat napisał Gavin J. Fairbaim, Integracja, wartości, społeczeństwo, w: Wychowanie i nauczanie integracyjne, red. Jadwiga Bogucka i Małgorzata Kościelska, Warszawa 1996, Centrum Pomocy Psychologiczno–Pedagogicznej MEN, s. 24–29.
(jest także zdublowane w wątku o błogosławieństwie i przekleństwie)
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-24, 16:14
cudzołożnica napisał/a:
Napisałaś, że dziecko z takiego związku od poczęcia nie ma błogosławieństwa. Więc to znaczy, że nad tymi dziećmi ciąży przekleństwo od urodzenia? Że w przekleństwie są chrzczone, idą do komunii i na mszę swiętą?
Czy można te dzieci od tego przekleństwa uwolnić?
Muszę Cię uspokoić. Z tym brakiem błogosławieństwa jest trochę inaczej.
Ja jestem takim dzieckiem pocżętym bez błogosławieństwa i dlatego moge pisać od siebie.
W Kościele Katolickim w takim przypadku są dwa stanowiska jedni księża nie ochrzczą dziecka z nieprawego łoża, gdyz rodzice nie gwarantują wychowania tego dziecka w wierze katolickiej, inni chrzczą, bo dziecko nie jest winne grzechu rodziców i nie może byc narażone na życie w grzechu pierworodnym.
Mnie się udało zostałam ochrzczona, choć z duzymi problemami.
Ale takie dzieci mają otwartą ranę duchową i potrzeba im wiele modlitwy, zwłaszcza ze strony biologicznych rodziców o uzdrowienie momentu poczęcia. Potrzeba wyspowiadać ten grzech, zrobić wszystko co można, aby zadośćuczynić za ten postępek-ideałem jest zawarcie sakramentalnego związku przez rodziców.
Może też być to co Ty robisz czyli ofiarowanie czystości. Dzieci nie są przeklęte, ale mają pewną wiekszą skłonność do zła niż inne dzieci. Są jak Ismael, gwałtowne, nerwowe itd. dopóki Bóg nie położy na nich tego błogosławieństwa poprzez zadośćuczynienie rodziców. (Często też czują się wyobcowane ze środowiska w którym żyją i maja kłopoty w relacjach.)
A Ty dobrze odczytałaś jesteś jak Hagar, więc choć jestescie rodziną cieleśnie to duchowo nie macie do tego prawa i to wychodzi w życiu doczesnym. Bardzo trudny problem.
Tak naprawdę potrzebujesz dużo modlitwy nie tylko wstawienniczej, ale także rozeznania i o to możesz poprosić grupę Odnowy w Duchu Św., jeśli ma taki charyzmat. To pomoże w rozwiązaniu wielu kłopotów i odpowie na sporo pytań. Nauczą Cię modlitwą rozmawiać z Bogiem, ale otwarcie jest najłatwiejsze na charyzmaty, których Bóg udziela ludziom, gdy nie nosimy na sobie grzechów ciężkich.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-24, 19:13
Przepraszam,że nie napisałam dokładniej, ale musiałam wyjść.
Abyś się nie martwiła , czy to co napisałam jest prawdą to załączam tekst i audycję:
(17) Abraham, upadłszy na twarz, roześmiał się; pomyślał sobie bowiem: Czyż człowiekowi stuletniemu może się urodzić syn? Albo czy dziewięćdziesięcioletnia Sara może zostać matką?
(18) Rzekł zatem do Boga: Oby przynajmniej Izmael żył pod Twoją opieką!
(19) A Bóg mu na to: Ależ nie! Żona twoja, Sara, urodzi ci syna, któremu dasz imię Izaak. Z nim też zawrę przymierze, przymierze wieczne z jego potomstwem, które po nim przyjdzie.
(20) Co do Izmaela, wysłucham cię: Oto pobłogosławię mu, żeby był płodny, i dam mu niezmiernie liczne potomstwo; on będzie ojcem dwunastu książąt, narodem wielkim go uczynię.
(21) Moje zaś przymierze zawrę z Izaakiem, którego urodzi ci Sara za rok o tej porze.
(22) Wypowiedziawszy te słowa, Bóg oddalił się od Abrahama.
(Ks. Rodzaju 17:17-22, Biblia Tysiąclecia)
W powyższym fragmencie poruszono 2 sprawy:
1. błogosławieństwo dziecka z nieprawego łoża zapewnia Mu prośba rodzica. Co więcej Bóg dziecku nie odmawia łask wielkich z uwagi na grzech ojca czy matki. I te łaski nie różnia się wiele od łask dziecka, które poczyna się w sakramentalnym związku.
2.Jednakże wyraźnie tu widać róznicę duchową, że dobro wynikłe z sukcesji błogosławieństwa poczęcia idzie tylko za Izaakiem- z Niego narodzi się Chrystus, a z Izmaela nie. To konsekwencja grzechu i skaleczenia jakie ma w sobie Ismael. Kto rodzi się z takiej linii poczęcia w dalszych pokoleniach już nosi w sobie to skaleczenie i trzeba świadomego wysiłku, aby je zaleczyć. ( po ludzku dzieci często do swoich nowych rodzin przenoszą wzorce jakie otrzymały w domu rodzinym, nawet gdy nie wiedzą wszystkiego- to taka kalka duchowa i psychologiczna - jeżeli wzorce są skaleczone to taka matryca dalej odbija uszkodzony wzór, więc trzeba go za każdym razem naprawiać, aż do chwili, gdy ktoś matrycę naprawi.)
(9) Sara widząc, że syn Egipcjanki Hagar, którego ta urodziła Abrahamowi, naśmiewa się z Izaaka,
(10) rzekła do Abrahama: Wypędź tę niewolnicę wraz z jej synem, bo syn tej niewolnicy nie będzie współdziedzicem z synem moim Izaakiem.
(11) To powiedzenie Abraham uznał za bardzo złe - ze względu na swego syna.
(12) A wtedy Bóg rzekł do Abrahama: Niechaj ci się nie wydaje złe to, co Sara powiedziała o tym chłopcu i o twojej niewolnicy. Posłuchaj jej, gdyż tylko od Izaaka będzie nazwane twoje potomstwo.
(13) Syna zaś tej niewolnicy uczynię również wielkim narodem, bo jest on twoim potomkiem.
(14) Nazajutrz rano wziął Abraham chleb oraz bukłak z wodą i dał Hagar, wkładając jej na barki, i wydalił ją wraz z dzieckiem. Ona zaś poszła i błąkała się po pustyni Beer-Szeby.
(15) A gdy zabrakło wody w bukłaku, ułożyła dziecko pod jednym krzewem,
(16) po czym odeszła i usiadła opodal tak daleko, jak łuk doniesie, mówiąc: Nie będę patrzała na śmierć dziecka. I tak siedząc opodal, zaczęła głośno płakać.
(17) Ale Bóg usłyszał jęk chłopca i Anioł Boży zawołał na Hagar z nieba: Cóż ci to, Hagar? Nie lękaj się, bo usłyszał Bóg jęk chłopca tam leżącego.
(18) Wstań, podnieś chłopca i weź go za rękę, bo uczynię go wielkim narodem.
(19) Po czym Bóg otworzył jej oczy i ujrzała studnię z wodą; a ona poszła, napełniła bukłak wodą i dała chłopcu pić.
(20) Bóg otaczał chłopca opieką, gdy dorósł. Mieszkał on na pustyni i stał się łucznikiem.
(Ks. Rodzaju 21:9-20, Biblia Tysiąclecia)
A w tym fragmencie widać ,że Bóg sam będzie troszczył się o potomstwo z nieprawego łoża i o jego matkę,na mocy błogosławieństwa rodzica, pod warunkiem,że zostanie wypełnione Prawo Boże dotyczące jedności małżeńskiej czyli oddalenia tego co ją narusza. ( w tym wypadku kochanki i jej dziecka ). Bardzo wyraźnie zaznaczona tu jest różnica postrzegania dobra dziecka przez Boga i Abrahama ( chodzi o Ismaela - rozwijając ten temat dziecko nie może stać się podziałem prawowitych małżonków, gdyż:
" Co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela"- a dziecko też człowiek. ) Współcześnie tę kwestię najlepiej naświetliłby Ci ksiądz z duszpastertwa rodzin niesakramentalnych i dlatego pomimo trudności zachęcam do kontaktu z takim duchownym, gdyż dodatkowo nakładają się na to i inne kwestie poruszane przeze mnie we wcześniejszych postach.
Napisałaś, że dziecko z takiego związku od poczęcia nie ma błogosławieństwa. Więc to znaczy, że nad tymi dziećmi ciąży przekleństwo od urodzenia? Że w przekleństwie są chrzczone, idą do komunii i na mszę swiętą?
Czy można te dzieci od tego przekleństwa uwolnić?
Muszę Cię uspokoić. Z tym brakiem błogosławieństwa jest trochę inaczej.
Ja jestem takim dzieckiem pocżętym bez błogosławieństwa i dlatego moge pisać od siebie.
W Kościele Katolickim w takim przypadku są dwa stanowiska jedni księża nie ochrzczą dziecka z nieprawego łoża, gdyz rodzice nie gwarantują wychowania tego dziecka w wierze katolickiej, inni chrzczą, bo dziecko nie jest winne grzechu rodziców i nie może byc narażone na życie w grzechu pierworodnym.
Mnie się udało zostałam ochrzczona, choć z duzymi problemami.
Ale takie dzieci mają otwartą ranę duchową i potrzeba im wiele modlitwy, zwłaszcza ze strony biologicznych rodziców o uzdrowienie momentu poczęcia. Potrzeba wyspowiadać ten grzech, zrobić wszystko co można, aby zadośćuczynić za ten postępek-ideałem jest zawarcie sakramentalnego związku przez rodziców.
Może też być to co Ty robisz czyli ofiarowanie czystości. Dzieci nie są przeklęte, ale mają pewną wiekszą skłonność do zła niż inne dzieci. Są jak Ismael, gwałtowne, nerwowe itd. dopóki Bóg nie położy na nich tego błogosławieństwa poprzez zadośćuczynienie rodziców. (Często też czują się wyobcowane ze środowiska w którym żyją i maja kłopoty w relacjach.)
A Ty dobrze odczytałaś jesteś jak Hagar, więc choć jestescie rodziną cieleśnie to duchowo nie macie do tego prawa i to wychodzi w życiu doczesnym. Bardzo trudny problem.
Tak naprawdę potrzebujesz dużo modlitwy nie tylko wstawienniczej, ale także rozeznania i o to możesz poprosić grupę Odnowy w Duchu Św., jeśli ma taki charyzmat. To pomoże w rozwiązaniu wielu kłopotów i odpowie na sporo pytań. Nauczą Cię modlitwą rozmawiać z Bogiem, ale otwarcie jest najłatwiejsze na charyzmaty, których Bóg udziela ludziom, gdy nie nosimy na sobie grzechów ciężkich.
A co z takim dzieckiem poczętym przed ślubem, którego rodzice co prawda zawarli zwiazek sakramentalny, ale to raczej z tradycji i nacisku rodziny i nigdy za dziecko się nie modlili ani nie uznawali swojego grzechu?
bo z tego co napisałaś wynika ze Bóg kładzie na takich dzieciach błogosławieństwo poprzez zadośćuczynienie rordziców, wiec jesli tego zadośćuczynienia nie ma to nie ma takie dziecko Bożego błogosławieństwa?
(przepraszam ze cytuje cały post a nie selektywnie, ale nie mam takiej opcji cyt selektywnego na pierwszych dwóch stronach tego wątku)
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-25, 18:03
mada27 napisał/a:
A co z takim dzieckiem poczętym przed ślubem, którego rodzice co prawda zawarli zwiazek sakramentalny, ale to raczej z tradycji i nacisku rodziny i nigdy za dziecko się nie modlili ani nie uznawali swojego grzechu?
bo z tego co napisałaś wynika ze Bóg kładzie na takich dzieciach błogosławieństwo poprzez zadośćuczynienie rordziców, wiec jesli tego zadośćuczynienia nie ma to nie ma takie dziecko Bożego błogosławieństwa?
Odpowiem trochę od tyłu.
Dopóki nie zostanie uzdrowiony przez Boga moment poczęcia to dziecko nie posiada na sobie błogosławieństwa poczęcia tylko ogromna ranę duchową i na niej może rozwinąć się przeróżne zło.
Dzieci, które mają taki problem , a z jakiegoś powodu nie otrzymają wstawiennictwa przed Bogiem, o takie błogosławieństwo, od biologicznego rodzica ( śmierć rodziców, brak wiary, patologia, wyparcie się dziecka itd.), nikt za nie nie modli się i nie zadośćuczynił za krzywdę mają jeszcze i takie możliwości:
- biologicznych rodziców przed Bogiem mogą zastąpić rodzice chrzestni
- biologicznych rodziców może zastąpić ojciec duchowy- np. poproszony o taką prośbę kapłan- modli się o uzdrowienie momentu poczęcia, prosi też za rodziców i może złozyć na czole dziecka błogosławieństwo znakiem krzyża.
Modlitwy rodziców mogą też zastąpić modlitwy wstawiennicze zgromadzeń klauzulowych w połączeniu z Mszą Św. wynagradzającą za grzech poczęcia w nieczystości i prośbą o uzdrowienie tego ważnego momentu w życiu dziecka ( samo dziecko może o to prosić- wtedy błogosławieństwo rodzica Bóg składa w zastępstwie Ojca czy Matki sam )
Jest coś ważnego w korzystaniu z takiego zastępstwa. Dziękczynieniem dziecka za tę łaskę uzyskaną od Boga jest modlitwa wstawiennicza, nie tylko za osobę, która prosiła o tę łaskę dla dziecka, ale i za BIOLOGICZNYCH RODZICÓW, którzy nie dopełnili wobec dziecka podstawowego obowiązku czystości poczęcia. Ta modlitwa uwalnia przed Bogiem akt przebaczenia dziecka za krzywdę doznaną podczas poczęcia.
Świadomym aktem woli trzeba to rodzicom wybaczyć ( brak odpowiedzialności za poczynane życie, za jego dobrostan duchowy, za brak chęci dobrowolnej pokuty za ten grzech,za narażenie go na cierpienia wynikłe z tego grzechu. )
Pestka75 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-25, 23:45
kinga2 napisał/a:
Sprawa nie jest jednostkowa.
Nie mam nagrań, ale znam też inne świadectwa i wszystkie są podobne. Stany lękowe i dręczenia demoniczne są w nich obecne.
Kinga2 co w takim razie z dziećmi poczętymi przed ustanowieniem sakramentu małżeństwa?? Wiadomo wszak ze nie od początku historii ludzkości funkcjonował, hmm.
Rozumiem aspekty psychologiczne i zarazem duchowe takiego zdarzenia. Oczywiście że kondycja psycho-duchowa rodziców odciska w dziecku ślad ale są przecież ludzie na tym świecie którzy rodzą się ze zwiazków niesakramentalnych i co wszyscy są duchowo kalecy, narażeni na zło?? Nie wszyscy niesakramentalni rodzice poczynaja dzieci w nieswiadomości albo w nieoczekiwaniu albo bez gotowości, dojrzalosci do przyjęcia dziecka.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-26, 00:34
Pestka75 napisał/a:
Kinga2 co w takim razie z dziećmi poczętymi przed ustanowieniem sakramentu małżeństwa?? Wiadomo wszak ze nie od początku historii ludzkości funkcjonował, hmm.
Nie było dzieci przed ustanowieniem sakramentu małżeństwa ponieważ to jedyny sakrament ustanowiony w Edenie przez Stwórcę.
cyt.:" MAŁŻEŃSTWO
I – Ustanowienie sakramentu małżeństwa -
Ustanowienie małżeństwa. Związek małżeński Pan Bóg ustanowił jeszcze w raju, gdy rzekł do pierwszych rodziców: ,,Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię". Jednak nakaz Boży wskutek zepsucia rodzaju ludzkiego przez grzech pierworodny poszedł w zapomnienie, a sam związek uległ spaczeniu w poligamii. Chrystus przywrócił mu pierwotną cechę (monogamii), podniósł go do godności Sakramentu, a tak uczynił związkiem nierozerwalnym. Stwierdza to św. Paweł, kiedy pisze: "Sakrament to wielki jest, a ja mówię: w Chrystusie i w Kościele" (Efez. 5, 32)."
http://www.swietatrojca.o...d=63#malzenstwo
Pestka75 napisał/a:
są przecież ludzie na tym świecie którzy rodzą się ze zwiazków niesakramentalnych i co wszyscy są duchowo kalecy, narażeni na zło?? Nie wszyscy niesakramentalni rodzice poczynaja dzieci w nieswiadomości albo w nieoczekiwaniu albo bez gotowości, dojrzalosci do przyjęcia dziecka.
Niestety takie dzieci noszą w sobie tę ranę i są bardziej narażeni na zło, niż dzieci ze związków sakramentalnych.
Bóg ma swoje plany i tajemnice, więc nie wszystko tu na Ziemi jest zrozumiałe, trzeba to jednak przyjąć i korzystać z wdzięcznością z tego co nam dostępne czyli z Sakramentów w pełnym wymiarze. To nie są tylko rytuały i tradycja, to są konkretne możliwości, ale i obowiązki. Omijanie ich rodzi konkretne konsekwencje.
(Brak wiedzy czy znajomości prawa nie chroni przed odpowiedzialnością i konsekwencją, może tylko rodzić okoliczności łagodzące. )
Bóg nie bez powodów ustanowił Sakramenty, Przykazania, Prawo. To nas chroni i pomaga w obronie przed złem- nie bez powodu jesteśmy spadkobiercami duchowymi Narodu Wybranego, młodszymi braćmi w wierze i nazwani Ludem Kapłańskim., Ludem Królewskim, Zgromadzeniem Świętym. My naprawdę jesteśmy wybrani i dlatego będąc chrześcijaninem mając takie wsparcie i godność jest swoistą zbrodnią i wobec dziecka i wobec siebie lekceważyć którykolwiek Dar.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.